- W empik go
Eliksir Sopotu - ebook
Eliksir Sopotu - ebook
"Eliksir Sopotu" to książka podróżniczo-biograficzna. Ukazuje Sopot od nieznanej powszechnie strony, odkrywa nietypowe i fascynujące miejsca. Ciekawostki o mieście przeplatane są z osobistą relacją dziennikarki, zajmującej się wydarzeniami kulturalnymi i zagadkami historycznymi. Przewodnikiem po mieście jest 27-letni miłośnik psychologii, medytacji i zdrowego trybu życia, prowadzący w samym sercu Sopotu kwaterę dla gości z całego świata.
"Eliksir Sopotu" to coś więcej niż zwykły przewodnik. To bardzo osobista, napisana z pasją opowieść o mieście, pełna wrażeń i przeżyć. Autorka, posługując się barwnym, literackim językiem, zabiera czytelnika w podróż, którą z pewnością zapamięta na długo." - Shirin Kader, autorka "Zaklinacza Słów"
Sylwia Waszewska
Dziennikarka, redaktor w wydawnictwie mangowym, pasjonatka podróży i kultury Orientu.
Mieszka w Gdańsku, Sopocianką pozostaje duchem.
Spis treści
Wstęp
Monte Carlo Północy
Nocna eskapada
Pierwszy w Sopocie hostel
Dzień Turysty
Przedśmiertny wywiad
Goście ze świata
Spotkanie autorskie
Ocalić od zapomnienia
Tajemniczy dom
Izyda na sopockim molo
Ołtarz wśród drzew
Eliksir Sopotu
Przystanek Eko
To nie jest miasto dla młodych ludzi
Przyjazne twarze
Idealny dzień
Wstań i jedź!
W głąb siebie
Podróż sentymentalna
Podziękowania
Sylwia Waszewska
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-380-5 |
Rozmiar pliku: | 6,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
czym się żyło: i zwyczaje, i święta rodzinne.
I dom pełen wspomnień.
Najważniejsze jest, by żyć dla powrotu.”
A. de Saint-Exupery
Wstęp
Nie jestem rodowitą Sopocianką. Do Trójmiasta przyjechałam na studia, a później zostałam w poszukiwaniu pracy. Choć zawsze towarzyszyła mi perspektywa przybysza, osoby przeprowadzającej się przynajmniej raz w roku do kolejnego wynajmowanego mieszkania i nie mogącej nigdzie znaleźć swojej ostoi, to jednak Sopot stał się dla mnie miejscem najbliższym.
Nie potrafię powiedzieć, czy najpierw pokochałam Marka czy Sopot – te dwie kwestie były ze sobą nierozerwalnie związane. Miasto wrastało we mnie, stawało się integralną częścią, tak samo jak stopniowo oswajał mnie ukochany mężczyzna. Powoli budowały się więzy. Być może przestrzeń zaczęła być ważna, ponieważ to właśnie tu urodził się i spędził życie. Patrzyłam na nią zakochanymi oczyma.
Jestem osobą, którą „nosi” po świecie, uwielbiam podglądać życie codzienne ludzi innych narodowości, za granicą łatwo się aklimatyzuję. Z rodzicami często robiliśmy samochodowe wycieczki po najpiękniejszych zakątkach Polski. Jakimś trafem jednak to właśnie Sopot stał się tym punktem na życiowej mapie, do którego pragnę wracać. Nie Gdynia, z rozkwitającym przemysłem i branżą usług, gdzie ponoć najłatwiej o pracę. Nie Gdańsk, w którym zamieszkuję szemraną dzielnicę Dolnego Miasta, z widocznymi na każdym kroku ludźmi spod ciemnej gwiazdy, za to kilka metrów od słynnej Starówki. Sopot kojarzy się z przypływem świeżego powietrza w dusznej atmosferze, miejscem przyjaznym nietuzinkowym inicjatywom artystycznym, otwartym, o romantycznej duszy.
Prawdą jest jednak, że w czasach „przed Markiem” nazwa miasta oznaczała wyłącznie molo, opowieści przyjaciół o kwitnącym bujnie nocnym życiu i uczęszczaną przez tabuny turystów ulicę Monte Cassino (zwaną też czasem ironicznie „Monte Lansino”). Nic poza tym. Tak zresztą funkcjonuje w powszechnej świadomości. To Marek pokazał mi w Sopocie coś, czego nie spodziewałam się znaleźć. Odwiedzane miejsca nabrały unikalnego znaczenia, obrosły wspólnymi emocjami i wspomnieniami najpiękniejszych chwil. Z czasem połączyły się z historiami mieszkańców, którzy zapraszali mnie do domów i losami bohaterów pisanych reportaży. Duch przeszłości jest tu tak silnie obecny, że dociekliwe osoby o dziennikarskiej żyłce zaczną go ścigać naturalną koleją rzeczy.
O tym właśnie jest ta książka. Zamiast kolejnego turystycznego przewodnika czy historycznego rysu na temat urbanistyki miejskiej – osobiste świadectwo dziewczyny, która przybyła tu tylko na chwilę, a pragnie pozostać jak najdłużej.
Ścieżka do wschodzącego SłońcaMonte Carlo Północy
Jedni określają Sopot mianem „Monte Carlo Północy”, nawiązując do atmosfery luksusu, wolności i zepsucia, która latem ogarnia hotele, kasyno i nocne kluby najsłynniejszego polskiego kurortu. Pewnego razu przeprowadzono nawet przekomiczną sondę na Placu Towarzystwa Przyjaciół Sopotu pod hasłem: „Kto mąci na Monciaku?”. Dziennikarz zaskakiwał przechodniów pytaniem: „Czego w Sopocie bardziej brakuje - hazardu czy prostytucji?” i prosił o porównanie uzdrowiska z najsławniejszą dzielnicą Monako.
Inni używają określenia „Paryż Północy” (a nawet „Paryż Wschodu”, choć tę drugą łatkę przykleja się najczęściej do Bukaresztu, Szanghaju, Sankt Petersburga). Należę do tej drugiej grupy zwolenników. Trudno bowiem nie ulec romantycznej atmosferze tego miejsca.
Kameralne kawiarenki w bocznych odnogach Monte Cassino, nadmorskie alejki pomiędzy szpalerami drzew, pełen kwitnących róż park. A przede wszystkim architektura w stylu dziewiętnastowiecznego historyzmu oraz późniejszej secesji. Wszystkie łagodne fale i wygięcia, wszystkie bogato zdobione wieżyczki, galeryjki i balkony, porośnięte bluszczem dworki, w których wydaje się być zaklęta tęsknota za dawnymi, lepszymi czasami, a także przebrzmiałe emocje dawnych rezydentów. To one nadają Sopotowi unikalny charakter i tworzą doskonałą scenerię dla rozkwitających właśnie historii miłosnych. Być może chodzi także o złudne poczucie wolności, oderwania od trudów dnia codziennego, panujące w kurorcie i sprzyjające nawiązywaniu nowych znajomości?
Nasza wspólna historia zaczęła się jednak w bardziej przyziemnych okolicznościach. Poznałam Marka w bibliotece prywatnej uczelni, gdzie od czasu do czasu pracowałam w weekendy. Zwróciłam na niego uwagę z dość nietypowej przyczyny, której, jak przypuszczam, nikt inny nie zauważył.
Być może było tam wielu innych przystojnych mężczyzn, lecz on za każdym razem wnosił ze sobą coś dziwnego, co w bardzo subtelny sposób zmieniało atmosferę w pomieszczeniu. Miał w sobie dziwny spokój, radość i wewnętrzne dobro, które zdawało się wpływać na samopoczucie zgromadzonych wokół ludzi. Obserwowałam go ze zdziwieniem. To jakiś czarodziej czy może wariat? Co takiego w nim tkwi?
Pewnego razu, po tym jak pojawił się przed moim biurkiem po dłużej przerwie, a ja myślałam, że straciłam jedyną okazję do rozwikłania zagadki, odważyłam się wręczyć mu zwiniętą karteczkę z napisem: „Chciałabym poznać Cię lepiej”. Na następnej przerwie zaskoczył mnie, zapraszając na spotkanie.
Sekretem była medytacja. Od kilku lat praktykował ją w domu, nad morzem, w okolicznych lasach i tysiącu innych miejsc na terenie całego Sopotu, a także na retreatach w Izraelu i Indiach. Wiódł wolne, samotnicze życie, z krytycyzmem odnosząc się do utartych norm społecznych. Kochał naturę, podróże i interesował się ekologią. Mimo wielu cierpień, jakie spotkały go w życiu, umiał pozytywnie spoglądać w przyszłość. Z taką osobą u boku świat przestał ograniczać się jedynie do szkoły, pracy i koniecznych obowiązków. Codzienne życie nabrało wyrazistych barw i smaku.
Intensywność naszego pierwszego lata w Sopocie była czymś nie do powtórzenia. Leżeliśmy na świeżo skoszonej trawie na terenie Hipodromu, rozmawiając i śmiejąc się do rozpuku. Na plaży w pobliżu Zatoki Sztuki otoczony parawanem z białego materiału leżak był naszym „domem”. Nie mieliśmy niczego na własność, a jednak nigdy wcześniej nie czuliśmy się tacy szczęśliwi. Naiwni, zapatrzeni w siebie i przekonani co do tego, że wszystko ułoży się po naszej myśli, razem byliśmy niepokonani.
Dziś już nie ma tamtych nas, a nostalgia za minionym czasem dołączyła do sopockiego ducha przeszłości - tak wszechobecnego, ale nie dającego się pochwycić i ponownie ożywić. Pozostaje tylko w drobnych śladach, co rusz napotykanych, lecz nie należących do nas. Czy pisanie, wiara w sprawczą moc słów może je przywrócić? Czy może nas ponownie zbliżyć?
Plany rysowane są patykiem na wodzie, rozwiewa je byle podmuch wiatru. Jak życiowi przechodnie mijamy się, by dążyć do kolejnego spotkania.Podziękowania
Dziękuję wszystkim tym, którzy pomogli mi się rozwijać i dzięki którym mam odwagę stawiać czoło wszystkim przeciwnościom.
Moim nauczycielom – p. Ilonie Lichuckiej, która zaszczepiła we mnie pasję pisarską, p. Oldze Maneonok, która pokazała mi, że można żyć ciekawiej i nie ograniczać się tylko do swojego „podwórka”.
Rodzicom – za to, że nie muszę już pisać na starym, wciąż wieszającym się komputerze i za przekazanie mi miłości do książek.
Braciom – bo razem tworzymy naprawdę zgrany zespół i świetnie się bawimy.
Niezastąpionym przyjaciołom – Natalii, Oli Szczepańskiej i Oli Żyle, Dominice, Kasi, Szuszu, Michałowi i Piotrkowi. Wprowadzacie w moje życie dużo radości.
Państwu Markowskim z Kamiennego Potoku – za to, że mogłam doświadczyć ich gościnności i sympatii.
Markowi – za naszą wspólną podróż i wiele pięknych przeżyć, za to, jak dobrym jest człowiekiem.