Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Elita 2 - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
17 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Elita 2 - ebook

Bohaterowie Elity powracają!

Lucy po aresztowaniu Rema musiała wyjechać do Londynu do swojej ciotki. Mieszkanie u krewnej nie jest dużo lepszą opcją niż życie w domu rodzinnym, ale dziewczyna postanawia być silna i jakoś przetrwać ten okres.

Wszystko wydaje się trudniejsze bez przyjaciół, ale Lucy ma cel: chce pozyskać pieniądze, żeby Remo mógł zostać zwolniony za kaucją, a także, by pomóc finansowo mamie chłopaka, która po aresztowaniu syna znalazła się w trudnej sytuacji.

Lucy nadal nie porzuciła myśli o znalezieniu zabójcy swojej siostry i tak jak wcześniej zaczyna działać w pojedynkę, lecz nie jest to takie proste. Pewnego dnia wszystko się zmienia, kiedy ciotka ją informuje, że może wrócić do Filadelfii.

Dziewczyna nie ma pojęcia, jak trudny okaże się to powrót.

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia          Opis pochodzi od Wydawcy.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8362-992-6
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Więzienie było obskurne i… ponure.

Weszłam do środka, po czym jeden z pracujących tam mężczyzn poprowadził mnie korytarzem w nieznanym kierunku. Trzymałam się blisko niego. Powieka nawet mi nie drgnęła, gdy z przeciwległego końca wyszło dwóch mundurowych eskortujących jednego z więźniów. Mimo że był zakuty, chwycili go mocno, jakby się bali, że ucieknie.

Błysnął zębami w uśmiechu. Najwyraźniej zaciekawiła go obecność tak młodej dziewczyny w tym miejscu.

– Też kogoś zabiłaś? – Mężczyzna zaśmiał się szyderczo i puścił do mnie oko. Chyba pomyślał, że trafiłam tutaj z tego samego powodu co on.

Że naprawdę kogoś zabiłam.

– Nie słuchaj go – mruknął towarzyszący mi strażnik i odblokował wejście do kolejnego pomieszczenia.

Wzięłam wdech, nim przekroczyłam próg. Wszystkie swoje rzeczy oddałam podczas kontroli, więc teraz mogłam jedynie wbijać paznokcie we wnętrza rąk, by dać upust własnym emocjom.

– Rozmowa ma być krótka – przestrzegł mnie, gdy przywitał się z dwójką znajdujących się tam pracowników. Pomimo jego ostrzeżenia wiedziałam, że siedziałabym w środku, dopóki nie uzyskałabym prawdziwej odpowiedzi. – Proszę za mną.

Choć nie czułam się gotowa na to spotkanie, posłusznie ruszyłam za mężczyzną. Wpuścił mnie do kolejnego pokoju. Z zadartą wysoko głową zajęłam miejsce na plastikowym krześle i spojrzałam przez szybę.

Po drugiej stronie nikogo jeszcze nie dostrzegłam.

Serce waliło mi jak młotem, ale utrzymywałam na twarzy niewzruszoną maskę. Siedziałam nieruchomo, aż w końcu wprowadzili go do środka.

Remo Howard był moim przekleństwem. Od początku uważałam go za drania, choć to właśnie jego brak jakichkolwiek granic mnie kupił. Stał się definicją wolności, której pragnęłam.

Człowiekiem, który niezauważenie wkradł się do mojego serca…

Tylko po to, by równie szybko mi je wyrwać i pozostawić mnie z ziejącą w klatce piersiowej dziurą.

Pomarańczowy kombinezon nie pasował do niego. Przez ten kolor wydawał się bledszy, może bardziej zmęczony. Patrzyłam, jak przykuwali jego kajdanki do stołu. Na moim blacie, tak jak i na jego, znajdował się telefon.

Spojrzał na mnie dopiero, kiedy strażnicy się odsunęli, jakby potrzebował czasu, by po raz ostatni skonfrontować się ze swoją ofiarą.

Miałam wrażenie, że przestałam oddychać. Żadne z nas jeszcze nie sięgnęło po słuchawkę. Zamarliśmy, wpatrując się w siebie przez oddzielającą nas szybę.

Obdarci z kłamstw i sekretów.

Remo wyglądał, jakby szukał czegoś w moich oczach. Jakby liczył, że znajdzie w nich choć namiastkę niewinności, którą kiedyś pozwoliłam mu dostrzec. Byłabym głupia, gdybym zachowała w swoim sercu jakiekolwiek pokłady dobra. Po wszystkim, co się stało, przestałam się kierować emocjami.

Dlatego jako pierwsza chwyciłam słuchawkę. Dłoń mi nie drżała, bo moje ciało było zbyt zmęczone, by okazać skutki zniszczenia. Od wiosennego balu nie przespałam ani jednej nocy.

Dziś również miałam nie zmrużyć oka.

Remo uniósł dłoń, ale jego ręka zawisła w powietrzu, gdy się zorientował, że kajdanki mocno ograniczają mu swobodę ruchów. Wypuścił długi wydech. Doskonale widziałam, jak napięły się jego ramiona. Sięgnął po słuchawkę, przycisnął ją do ucha i znów skrzyżował ze mną spojrzenie.

Patrzyliśmy na siebie jak dwoje obcych ludzi. On nie poznawał mnie, ja nie poznawałam jego.

A mimo to… przecież łączyło nas tak wiele.

Wiedziałam, że nie mieliśmy dużo czasu, dlatego w przypływie odwagi mocniej ścisnęłam słuchawkę. Przyszłam tutaj po jedną odpowiedź. Odpowiedź, która jeszcze mogła nas uratować.

Tamtego feralnego wieczoru, kiedy oskarżyli go o morderstwo, nawet na mnie nie spojrzał. Nie odwrócił się, by zapewnić, że to wszystko było jednym wielkim kłamstwem, ukartowanym może przez jego ojca, może przez moich rodziców, przez kogokolwiek, kto życzył mu źle.

– Lucy.

Drgnęłam, gdy odezwał się jako pierwszy. Moje imię w jego ustach zabrzmiało znajomo. Ile to razy zachwycałam się tym, w jaki sposób wymawiał moje imię i nazwisko? Jakby smakowało słodyczą i ryzykiem jednocześnie, jakby za każdym razem próbował się nim nasycić.

Ale teraz… coś się zmieniło. Na jego twarzy nie dostrzegłam żadnych emocji. Jego mina była wręcz odbiciem mojej własnej, jakbyśmy przybrali te same maski.

Piękni kłamcy w zabójczej sztuce, która miała tylko jedno zakończenie.

– Po prostu powiedz, że to nie ty.

Moja prośba zawisła w powietrzu. Głos miałam zdarty od krzyku, ale powiedziałam to szeptem, wyraźnie artykułując każde słowo. Ani na moment nie oderwałam wzroku od jego oczu.

Wiedziałam, że mnie usłyszał. W jego źrenicach pojawił się błysk, który ułamek sekundy później zniknął, zastąpiony przez mrok, zniszczenie tak duże, że czułam je na własnej skórze.

Patrzyłam na niego, cierpliwie czekając. Sekundy mijały.

Jedna za drugą. Zbyt szybko, bym mogła je kontrolować.

Nie oddychałam. Czekałam, aż się poruszy, aż otworzy usta i wypowie trzy słowa, które tak bardzo chciałam od niego usłyszeć. W głowie miałam już ułożony plan, wiedziałam, jak go stąd wyciągnąć, do kogo się udać.

Musiał tylko przyznać, że to nie on był zabójcą.

Ale Remo milczał. Minęła kolejna minuta, a ja nie dostałam od niego żadnej odpowiedzi.

Właśnie w tym momencie poczułam, że patrzę na kompletnie obcego człowieka. Człowieka, którego już nie znałam.

Zacisnęłam zęby i przełknęłam ból, który rozpalił się w moim gardle.

Remo jako pierwszy odsunął słuchawkę od ucha. Odłożył ją na blat. Ja dalej ściskałam swoją kurczowo palcami. Patrzyłam na chłopaka, błagając go spojrzeniem, by się w końcu, do cholery, odezwał.

Po kolejnej minucie do środka wszedł mundurowy. Powiedział, że wizyta dobiegła końca.

Wstałam dopiero, kiedy upomniał mnie po raz trzeci. Gestem pokazał, abym wyszła. Nie zdradziłam się ani jedną emocją. Ani jedną.

Remo patrzył na mnie przez cały ten czas. Odprowadził mnie wzrokiem do drzwi.

Tym razem to ja się nie odwróciłam.ROZDZIAŁ 1

MIESIĄC PÓŹNIEJ

Gdyby rok temu ktoś powiedział mi, że będę uciekać z domu przez okno w sypialni, w życiu bym mu, kurwa, nie uwierzyła.

Przerzuciłam nogę przez parapet i obejrzałam się na zamknięte drzwi od pokoju. Za nimi panowała cisza, dlatego podejrzewałam, że wszyscy już spali. Spędziłam dobre dwie godziny na czekaniu, aż moja ciotka i kuzynka położą się do łóżek.

Dopiero wtedy wygramoliłam się z pościeli, włożyłam czarny dres i schowałam telefon do kieszeni. Dochodziła jedenasta, gdy usiadłam okrakiem na parapecie i wyjrzałam na zewnątrz. Od ziemi dzieliły mnie jakieś dwa metry. Wielokrotnie przekonałam się, że wahanie w niektórych sytuacjach działało na moją niekorzyść, dlatego czym prędzej przerzuciłam również drugą nogę. Chwyciłam skrzydło okna, by je przymknąć, po czym w końcu zeskoczyłam na ziemię.

Pierwszy etap zaliczony. Światła w domu były zgaszone, więc zyskałam pewność, że wszyscy już spali.

Wyprostowałam się i wyszłam z ogródka na chodnik. Osiedle domków jednorodzinnych było naprawdę duże, dlatego dobre dziesięć minut zajęło mi wydostanie się z niego. W czasie szybkiego spaceru wyciągnęłam telefon. Miałam kilka nieodczytanych powiadomień i wiadomości, na które nie odpisałam od paru tygodni.

Szczerze nienawidziłam Londynu. Kontakt ze znajomymi utrudniała mi inna strefa czasowa, a utrzymywanie go na odległość też okazało się problemem. W ciągu kilku dni musiałam oswoić się z nowym otoczeniem i zrozumieć zasady, którymi kierowali się Brytyjczycy.

Na moje szczęście szybko nauczyłam się tutaj żyć. Choć może „nauczyłam” to zbyt duże słowo.

Potrafiłam przetrwać.

Zatrzymałam się na przystanku. Każdego dnia o tej samej godzinie podjeżdżał tutaj nocny autobus, którym transportowałam się na obrzeża miasta. Tym razem nie było inaczej i już po kilku minutach pojazd wtoczył się do zatoczki, a ja wsiadłam do środka.

Wewnątrz zdawał się pusty. Zajęłam miejsce z przodu, by mieć dobry widok na pokonywaną przez kierowcę trasę, i instynktownie obejrzałam się przez ramię. Przeszedł mnie dreszcz, gdy na tylnym siedzeniu dostrzegłam zakapturzonego mężczyznę.

Nigdy nie byłam sama. Ta myśl ciążyła mi dniami i nocami, kiedy w końcu zrozumiałam, że nieznajomy śledził każdy mój ruch. Nie wiedziałam, kto to, za to z łatwością przypisywałam mu jak najgorsze cechy.

Teraz było tak samo. Wcisnęłam się w ścianę autobusu, poprawiłam kaptur i resztę drogi pokonałam sztywna i spięta.

Autobus zatrzymał się na ostatnim przystanku, z dala od bogatych osiedli i reszty cywilizacji. Wysiedliśmy tylko ja i nieznajomy, który kilka metrów dalej skręcił w ślepą uliczkę i zniknął w ciemności.

Pokonując tę trasę, dla bezpieczeństwa zawsze trzymałam w kieszeni mały scyzoryk. Przydał mi się tylko raz, kiedy podczas pracy w barze odgoniłam od siebie natrętnych, pijanych typów, ale wolałam nie ryzykować. Ta dzielnica nie należała do najprzyjemniejszych.

Uniosłam głowę, gdy usłyszałam pisk opon i poczułam zapach benzyny. Za małym lasem, który teraz pokonywałam, krył się dużych rozmiarów teren idealny pod nielegalne wyścigi.

Nie cieszyły się one tutaj tak dużą popularnością, jak w Filadelfii, ale zawsze ktoś się na nich pojawiał. Samochód na wyścig można było z łatwością wypożyczyć, a ja chętnie z tego korzystałam, bo nie posiadałam swojego. Matka skutecznie zadbała, bym nie miała żadnej styczności z życiem, które prowadziłam w rodzinnym mieście.

Cóż, nie była aż tak skuteczna, jak sądziła, ale wolałam nie wyprowadzać jej z błędu.

– O, Lucy, jesteś już. – Usłyszałam znajomy, męski głos i spojrzałam na chłopaka, który ruszył w moją stronę.

Blond kosmyki opadały mu na czoło, miał na sobie granatową katanę i czarne dżinsy. Pocałował mnie w policzek, gdy tylko się zbliżył. Nie zareagowałam. Chłonęłam widok przed sobą. Wokół prowizorycznego toru ustawiła się grupka ludzi, która dopingowała teraz dwóch ścigających się ze sobą kierowców. Oczami wyobraźni przywołałam moment, w którym to ja rywalizowałam z Remem. Znowu to zrobiłam. Mimo upływu czasu wciąż wracałam do niego myślami.

– Cześć, Seth – powiedziałam miło. – Gdzie organizator?

Złapał mnie za rękę, ale natychmiast uwolniłam dłoń z uścisku i schowałam ją do kieszeni. Nie nalegał, choć widziałam, że od dawna zależało mu na bliższym kontakcie ze mną.

Drugą dłoń dla pewności również wcisnęłam w kieszeń.

Chłopak zaprowadził mnie do mężczyzny, który z zadowoleniem kończył właśnie opróżniać butelkę whisky. Spojrzał na mnie przekrwionymi oczami i uśmiechnął się, jakby co najmniej wygrał na loterii.

– Nasza ulubiona Lucy w końcu się zjawiła – mruknął i odstawił szkło na asfalt. – Za ile tym razem?

– Trzy tysiące – odpowiedziałam. – I jeszcze pięć stówek za to, że znowu musiałam tłuc się tutaj autobusem.

Cmoknął z niezadowoleniem.

– Jest mi naprawdę przykro, że twoja sympatia musi tyle kosztować – wyznał, łapiąc się za serce. – Ale przystanę na to, bo dzisiejszy przeciwnik jest równie mocny.

Nie zareagowałam na to w żaden sposób. Od kilkunastu dni straszył mnie kolejnymi kierowcami, ale jeszcze z żadnym z nich nie przegrałam.

– Połowę chcę od razu – zastrzegłam. – Ostatnio, kiedy skończyłam, byłeś tak pijany, że znalazłam cię leżącego w lesie, o tam. – Wskazałam w kierunku, z którego właśnie przyszłam.

– Plotki, ploteczki – zakpił, ale wysunął z kieszeni skórzanej kurtki kopertę. – Zostajesz dzisiaj na noc?

Błysk pojawił się w jego oczach, jakby już marzył, co by się stało, gdybym została.

– Przykro mi, jutro mam szkołę – odparłam i wyrwałam mu kopertę z dłoni. Przeliczyłam banknoty, bo doskonale wiedziałam, że potrafił kłamać i dawać mi mniej pieniędzy, by samemu więcej zarobić.

– Coś dzisiaj jesteś nie w humorze, co? – Wydął usta, podszedł do mnie i objął mnie ramieniem. Poczułam bijący od niego zapach alkoholu i aż się skrzywiłam. – Nie martw się, coś na to poradzimy – zapewnił, a jego spierzchnięte usta musnęły mój zimny policzek. Przytrzymał mnie w miejscu, jakby wiedział, że będę się chciała wyrwać.

– Jeśli nie puścisz mnie w ciągu sekundy, zabiorę pieniądze i nie wezmę udziału już w żadnym wyścigu – ostrzegłam.

Westchnął, klepnął mnie w ramię, po czym posłusznie się odsunął.

– Wsiadaj już i nie marudź tyle. – Zakończył naszą rozmowę wyraźnym poleceniem i poszedł po kolejną butelkę alkoholu.

Odprowadziłam go wzrokiem i zaczekałam, aż wypożyczony samochód zostanie zaparkowany na linii startu. Dopiero wtedy podeszłam do auta i zajęłam miejsce kierowcy.

Wyścigi były dla mnie ważne, ale od jakiegoś czasu nie dawały mi tyle radości co wcześniej. Brałam w nich udział, bo musiałam.

Zapięłam pas i zacisnęłam palce na kierownicy. Nie patrzyłam na przeciwnika, choć wiedziałam, że on patrzył na mnie. Ruszyłam z piskiem opon, kiedy tylko wyścig się zaczął.

Kiedy wróciłam do domu nad ranem i jak najciszej zamknęłam okno, usłyszałam, że ktoś wchodzi po schodach. Zamarłam z kopertą i telefonem w ręce, gdy kobieta po drugiej stronie zastukała głośno do drzwi.

– Lucy, wstawaj, bo spóźnisz się do szkoły! – zawołała, ale na szczęście nie weszła do środka; po chwili dobiegł mnie odgłos jej oddalających się kroków.

Zerknęłam na zegarek. Była szósta dwie. Podeszłam do szafy i wygrzebałam z niej walizkę, w której ukrywałam wszystkie wygrane. Nie zamierzałam popełnić tego samego błędu co w Filadelfii. Od przyjazdu pilnowałam, by każda koperta była bezpiecznie schowana. Potrzebowałam tych pieniędzy jeszcze bardziej niż wcześniej.

Dobrze wiedziałam, na co wydam je tym razem.

Nie ociągając się, wyciągnęłam z szafy mundurek i bieliznę. Wyszłam na pusty korytarz i jako pierwsza wkroczyłam do łazienki, którą z reguły zajmowała Lisa – moja kuzynka i rówieśniczka, prawdopodobnie szurnięta tak samo jak jej matka.

Cóż, możliwe, że wszyscy w tej rodzinie byliśmy nienormalni.

Wzięłam szybki prysznic i zaplotłam włosy w idealny, dobierany warkocz, który zawsze chwaliła moja ciotka. Pomalowałam się, włożyłam mundurek i poprawiłam białą, perfekcyjnie wyprasowaną koszulę. Makijażem ukryłam cienie pod oczami spowodowane kolejną nieprzespaną nocą.

Po kąpieli nieco się orzeźwiłam, dlatego po spryskaniu się ulubionymi perfumami jeszcze raz wróciłam do pokoju. Spakowałam plecak i schowałam telefon. Dopiero tak przygotowana zeszłam po schodach ogromnej willi.

Siostra mojej matki była obrzydliwie bogata, dlatego nie zdziwił mnie fakt, że mieszkała w takim miejscu. Przypominała mi bardzo Sylvię, ale na szczęście wiedziałam już, jak postępować, by w niczym jej nie podpaść.

Tak jak każdego poranka, przywitałam się grzecznie ze służbą, która tutaj pracowała, i poczekałam, aż ciotka wróci z ogrodu i zasiądzie przy stole. Na dzień dobry posłała mi uśmiech, a kiedy zajęła miejsce, wskazała na krzesło po drugiej stronie. Usiadłam i spojrzałam na swój pusty talerz.

– Twoja matka dzwoniła do mnie wczoraj wieczorem – powiedziała, wspierając podbródek na wypielęgnowanych dłoniach. Usta miała muśnięte czerwoną szminką, a kwiecista bluzka podkreślała jej zielone oczy. Tym razem włosy pozostawiła pokręcone i rozpuszczone.

Na jej słowa uniosłam powoli głowę i spojrzałam kobiecie w oczy. Wokół nas zaczęła kręcić się służba. Młoda dziewczyna postawiła przed moją ciotką dzbanek z gorącą herbatą, cukierniczkę i filiżankę. Tylko ja dostrzegłam spojrzenie, które mi rzuciła. Odwzajemniłam je na ułamek sekundy, tak jakbym zerkała na nią przypadkiem.

– Pytała o ciebie i o to, jak się sprawujesz – wyjaśniła ciotka, po czym sięgnęła po dzbanek i napełniła swoją filiżankę. Obserwowałam, jak do herbaty dodaje cztery łyżeczki cukru. Mój talerz pozostawał pusty. – Wspomniała także, że wygrała wybory i w mieście trochę się uspokoiło.

Nic dziwnego, że w Filadelfii zrobiło się spokojnie, skoro cały chaos przywiozłam do Londynu.

Skinęłam delikatnie głową, nie przerywając jej. Nie kontynuowała jednak wypowiedzi, bo po chwili na schodach rozległy się kroki.

Miałam ochotę zsunąć się z krzesła i skryć pod długim, białym obrusem. Lisa weszła do salonu z gracją, rzucając mi przy tym niechętne spojrzenie. Zlustrowała wzrokiem mój mundurek i fryzurę, uniosła wymownie brwi i cmoknęła z rozczarowaniem.

Suka.

Jak widać, z nikim z mojej rodziny nie łączyły mnie zbyt ciepłe relacje. W rzeczywistości miałam ochotę szarpnąć Lisę za te jej idealnie ułożone kudły i wywlec ją z tego domu na chodnik.

Oczywiście tego nie zrobiłam. Przywdziałam na twarz idealną maskę i uśmiechałam się, nawet kiedy trąciła mnie niby przypadkiem ramieniem i usiadła obok swojej matki w tym swoim pieprzonym, różowiutkim garniturku. Nawet usta miała pod kolor tego stroju.

– Dzień dobry, mamo – powiedziała słodko i zatrzepotała rzęsami tylko po to, by matka obdarzyła ją komplementem.

Zacisnęłam palce na widelcu.

Nie wbijaj jej tego w oko, pomyślałam. Będzie przez to tylko ślepa, bo głupsza już nie może być.

Odegnałam tę pokusę jeszcze raz, gdy usłyszałam dziewczęcy śmiech kuzynki.

Naprawdę nie wiedziałam, co było ze mną nie tak i dlaczego w rzeczywistości wręcz dusiłam się w swoim mundurku. Nie potrafiłam tak sztywno siedzieć, idealnie wyglądać, uśmiechać się i perfekcyjnie zachowywać. Telepało mną, gdy dostrzegałam u innych takie postępowanie.

Może dlatego, że doskonale wiedziałam, jak sztuczne ono było.

– A ty co dzisiaj jakaś taka mizerna, kuzynko? – zagaiła Lisa i uśmiechnęła się do mnie promiennie. – Przemyślałaś już moją propozycję z fryzjerem i kosmetyczką? Ostatnio tam byłam.

Przemyśleć to ja mogę, czy pójście do więzienia jest warte wbicia ci widelca w oko, lampucero.

Uniosłam kąciki ust.

– Nie, dziękuję – powiedziałam na głos.

Na stole powoli pojawiały się dania. Zaburczało mi w brzuchu na widok jajek na miękko, świeżego chleba i guacamole, które ktoś umieścił w ładnej, porcelanowej miseczce. Wiedziałam jednak, że nie będę mogła sięgnąć po to jedzenie bez pozwolenia ciotki, dlatego wróciłam do niej wzrokiem.

– Czy moja matka wspominała o czymś jeszcze?

Nie wiedziałam, na co tak naprawdę liczyłam, ale wolałam słuchać tej kobiety, niż obserwować wariatkę siedzącą obok niej. Mogłabym przysiąc, że Lisa połowę mózgu zamieniła na najnowszy róż do policzków, który ostatnio kupiła jej matka.

A może i cały mózg.

Ciotka boleśnie powoli upiła łyk herbaty i odstawiła filiżankę na mały talerzyk. Przesunęła wszystko na bok i sięgnęła po pieczywo, kompletnie mnie ignorując.

A więc doszliśmy do momentu, w którym musiałam zasłużyć na jej kolejne słowa. Oczywiście. Miałam czas, skoro obie wymyśliły, że będą wstawać skoro świt, aby nacieszyć się porankiem.

Oddychałam powoli, powtarzając sobie, że cierpliwość jest najlepszą cechą, jaką mogę w sobie wykształcić. To nic, że wisiała ona na włosku i znalazłam się o krok od kolejnego błędu.

Nie, nie czas na błędy. Nie mogłam ich więcej popełnić. W Filadelfii dostałam dobrą nauczkę.

– Twoja matka powiedziała, że nadszedł twój czas.

Gwałtownie uniosłam na nią wzrok i wyprostowałam się bardziej, o ile było to jeszcze możliwe. Wtedy spomiędzy jej ust wydostały się trzy kolejne słowa, które przypomniały mi, jak niedaleko znajdował się koszmar, od którego przez cały czas próbowałam uciec:

– Wracasz do Filadelfii.ROZDZIAŁ 2

Gorące powietrze uderzyło mnie prosto w twarz.

Wyszłam z lotniska, mocno zaciskając palce na rączce walizki. Było popołudnie, ale w Filadelfii nawet teraz panowała wysoka temperatura. Na niebie nie widziałam ani jednej chmury, a słońce znajdowało się jeszcze wysoko, przez co oślepiało mnie swoimi promieniami. Instynktownie zsunęłam okulary z czubka głowy na nos. Ciężko wypuściłam powietrze z płuc, po czym rozejrzałam się po parkingu.

Mogłam się spodziewać, że ojciec po mnie nie przyjedzie. Właściwie nie zdziwiła mnie nawet nieobecność matki, która sama chciała, żebym wróciła. Przy ulicy stał jednak duży range rover i kiedy wyszłam na zewnątrz, w moją stronę skierował się ubrany w garnitur kierowca.

– Panna Graves? – dopytał z poważnym wyrazem twarzy.

– To ja – przytaknęłam i jeszcze mocniej zacisnęłam palce na rączce walizki.

– Nazywam się Joseph Lawrence. Proszę wsiadać, pani mama poprosiła mnie, bym panią odebrał – oznajmił i wyciągnął dłoń w stronę mojego bagażu.

Przez moment wahałam się, czy powinnam oddać go w jego ręce. Nie chciałam, by ktokolwiek przypadkiem odkrył zawartość mojej walizki. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, bo w końcu posłusznie przesunęłam torbę w jego stronę i rozejrzałam się po parkingu. Nie byłam pewna, czego szukam. Jak na razie dowiedziałam się, że podczas mojej nieobecności rodzice dorobili się prywatnego kierowcy. Nie zdziwiłabym się, gdyby od miesiąca zajmował mój pusty pokój w domu.

– Proszę wsiadać – powtórzył, gdy nie ruszyłam się z miejsca. Otworzył bagażnik i z wprawą wpakował ciężką walizę do środka, a ja wzięłam wdech i podeszłam do drzwi pasażera.

Podejrzewałam jeszcze jeden powód, przez który przyjechał po mnie kierowca – moja matka robiła wszystko, by odciąć mnie od tego, co działo się w Filadelfii tuż po śmierci Audrey. Również od nielegalnych wyścigów. Nie wiedziałam, co się stało z moim samochodem, ale na pewno nie było to nic dobrego.

Wpakowałam się na przednie siedzenie, by uważnie obserwować drogę do domu, i zapięłam pas. Nie zdejmowałam okularów, czułam się bezpieczniej, gdy nikt nie widział wyrazu moich oczu. Poprawiłam się na fotelu i położyłam dłonie na kolanach. Miałam na sobie białą koszulę w niebieskie paski, która zdążyła się wygnieść w trakcie podróży samolotem, i szerokie czarne spodnie. Przy takiej pogodzie byłam zdecydowanie za ciepło ubrana, ale na szczęście Joseph włączył w samochodzie klimatyzację.

Całą drogę do domu patrzyłam przez okno na miasto, za którym zdążyłam się poniekąd stęsknić. Mijając znajome ulice, wspominałam wszystko, co wydarzyło się przed miesiącem, a także kilka lat temu, gdy żyła jeszcze Audrey. Mimo że nie minęło tak dużo czasu, czułam się tutaj inaczej.

Może dlatego, że Remo od tylu tygodni siedział zamknięty w pobliskim więzieniu.

Świadomość tego sprawiła, że na moment zacisnęłam powieki. Nie mogłam teraz o tym myśleć. Musiałam skupić się na wszystkim, co miałam do zrobienia w Filadelfii, skoro już tu wróciłam.

Joseph chyba widział, że nie byłam skora do rozmowy, bo przez całą drogę się nie odzywał. Podziękowałam mu cicho, gdy w końcu wysiadłam pod domem, a on podał mi moją walizkę. Wymieniliśmy się przyjaznymi uśmiechami, po czym z mocno bijącym sercem ruszyłam do drzwi.

Ogródek wyglądał na idealnie wypielęgnowany i nawet teraz ktoś pracował przy równo przystrzyżonym żywopłocie. Nie zwrócił na mnie uwagi, a ja byłam zbyt pochłonięta walką o oddech, by się z nim choćby przywitać. Wtargałam walizkę na ganek i otworzyłam drzwi, które ustąpiły, gdy tylko nacisnęłam klamkę.

Powitały mnie półmrok i cisza, która zawsze wywoływała we mnie niepokój. Zatrzymałam się w holu i przez moment nasłuchiwałam. Dopiero po kilku sekundach na schodach rozległy się kroki.

– Jesteś w końcu – powiedziała Sylvia, schodząc na dół w czarnej ołówkowej spódnicy, białej eleganckiej bluzce i krwistoczerwonych szpilkach. – Co tak długo? – spytała i zatrzymała się tuż przede mną. Pomiędzy jej brwiami pojawiła się zmarszczka, która pogłębiła się, gdy dostrzegła moją wygniecioną koszulę.

Kobieta jak zwykle wyglądała idealnie i przez ten miesiąc kompletnie się nie zmieniła. Włosy miała związane w elegancki kok, a na ustach burgundową pomadkę. W jej oczach nie dostrzegłam nawet błysku zadowolenia. Nie wiedziałam, czemu na niego liczyłam, przecież w końcu to ona wysłała mnie do Londynu, bo nie chciała, żebym przebywała w tym mieście.

– Rozpakuj się i zejdź na dół na obiad – dodała po chwili, jakby nic się nie stało, jakbyśmy nie zaliczyły miesiąca rozłąki i nie rozstały się w takich, a nie innych okolicznościach.

Patrzyłam na nią bez słowa, nie zdradzając się ani jedną emocją.

– Na ile? – spytałam.

– Słucham? – Zatrzymała się w pół kroku i obejrzała na mnie, gdy zadałam pytanie.

– Na ile pozwoliłaś mi wrócić? – doprecyzowałam, ważąc każde słowo, a ona zacisnęła usta w wąską kreskę.

Wiedziałam, że pod tym powrotem kryło się drugie dno. Byłabym naiwna, gdybym uwierzyła, że tak po prostu pozwoliłaby mi tu znowu zamieszkać. Nie wiedziałam już, kto był gorszy: moi rodzice czy niezrównoważona ciotka razem ze swoją nienormalną córką, próbującą mi w każdej chwili przypominać, jak bardzo byłam niewarta uwagi.

– W przyszłym miesiącu zaczynają się egzaminy – odpowiedziała. – Zdasz je wszystkie, by zdobyć takie wykształcenie, jakiego od ciebie oczekujemy.

– Czyli cztery tygodnie – podsumowałam obojętnie. – Po tym czasie znów mnie odeślesz. – Bardziej stwierdziłam, niż zapytałam, a ona nie zaprzeczyła; popatrzyła na mnie przez chwilę, po czym odwróciła się i ruszyła do kuchni.

Nie zamierzałam zostawać na obiad, a już na pewno przebywać w tym domu dłużej, niż było to konieczne. Poza tym miałam ważną sprawę do załatwienia.

Ruszyłam po schodach na górę do swojego pokoju i westchnęłam, gdy tylko przekroczyłam próg. Oczami wyobraźni zobaczyłam siebie leżącą w kałuży krwi, kiedy jedyne, o czym marzyłam, to koniec tego paskudnego koszmaru. Ból towarzyszył mi wtedy przy każdym wdechu. Naprzemiennie traciłam przytomność i się przebudzałam, pamiętałam to wszystko jak przez mgłę.

Pociągnęłam walizkę za sobą i położyłam ją na podłodze. Nie chciałam marnować czasu, dlatego szybko ją otworzyłam i przełożyłam do torebki kopertę wypełnioną pieniędzmi. Nie była to oczywiście cała kwota, którą udało mi się zdobyć. Część musiałam zostawić na inny cel.

Mimo że byłam po podróży, nie przebrałam się. Zbiegłam po schodach na parter i wypadłam na zewnątrz, nim matka zdołała się zorientować. Joseph, pucujący właśnie samochód, na mój widok uniósł brwi.

– Pomóc w czymś?

Zatrzymałam się w pół kroku, słysząc to pytanie. Zerknęłam na niego, a po chwili na auto.

– Właściwie… – zaczęłam i zawróciłam. – Podwieziesz mnie gdzieś?

Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać. O nic też nie dopytywał, nawet gdy podjechaliśmy pod rodzinny dom matki Rema. Podziękowałam mężczyźnie i poprosiłam, by na mnie nie czekał. Z mocno bijącym sercem ruszyłam do drzwi i dwa razy zadzwoniłam dzwonkiem.

Po chwili wejście się otworzyło, a w progu stanęła drobna kobieta z chustą na głowie. Przez chemię straciła wszystkie włosy i była jeszcze bledsza, niż ją zapamiętałam. Policzki miała zapadnięte, spojrzenie zmęczone, a mimo to na mój widok zmusiła się do uśmiechu. O chorobie matki Rema dowiedziałam się, kiedy zbliżyłam się do kobiety po tym, gdy Remo trafił do więzienia, ale i tak jej stan wciąż wywierał na mnie ogromne wrażenie.

– Lucy – szepnęła, jakby z ulgą.

Ostrożnie zajrzałam do środka. Tony siedział chyba w salonie.

– Dzień dobry, pani Howard – powiedziałam ciepło i również zmusiłam się do uśmiechu. Nie miałabym serca być przy niej tak smutna, jak w rzeczywistości się czułam. – Mogę? – zapytałam, chcąc wejść do środka.

W odpowiedzi pani Howard zrobiła krok w moją stronę i wyciągnęła ramiona. Nie czekała na pozwolenie. Przytuliła mnie tak, jakby naprawdę za mną tęskniła.

– Tak się cieszę, że nic ci nie jest. Nie dawałaś znaku życia – wypomniała mi i w końcu się odsunęła, bym mogła wejść.

Od razu skorzystałam z zaproszenia i skierowałam się do kuchni, skąd miałam idealny widok na Tony’ego. Był zajęty grą, ale kiedy mnie zauważył, rzucił pada na kanapę i pędem ruszył w moją stronę. Wpadł w moje ramiona i przytulił tak mocno, że musiałam zrobić dwa kroki do tyłu.

– Cześć, kolego – szepnęłam łagodnie, bo dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo za nimi tęskniłam.

– Nie mówiłaś, że wracasz – powiedział oskarżycielsko. – Próbowałem grać w wyścigi z opiekunkami, ale żadna z nich nie jest tak dobra jak ty. Z tobą to była jakaś rywalizacja, a te ciamajdy nie wiedzą nawet, jak dodać gazu! – obruszył się.

– Tony – upomniała go z rozbawieniem matka Rema. Domyśliła się już jednak, że nie pojawiłam się tutaj bez przyczyny, dlatego dodała: – Pograj jeszcze chwilę, a potem Lucy do ciebie dołączy i sprawdzisz, czy dalej jest tak samo dobra, w porządku?

Zerknęła na mnie kontrolnie, jakby szukała potwierdzenia, więc szybko pokiwałam głową. Tony z okrzykiem radości uśmiechnął się od ucha do ucha i biegiem wrócił na kanapę, by jeszcze raz odpalić grę.

– Przepraszam, że tyle to trwało – powiedziałam w końcu cicho, by tylko matka Rema mnie usłyszała. – Przed wyjazdem oddałam wam wszystkie pieniądze, które mi zostały, ale wiem, że leczenie jest drogie, opiekowanie się Tonym też kosztuje, więc pomyślałam…

– Chyba żartujesz – przerwała mi od razu. – Nie chcę już od ciebie żadnych pieniędzy.

– Jestem to pani winna – odparłam szybko. – Teraz, kiedy Remo… – urwałam, bo te słowa nie przeszły mi przez gardło.

W oczach jego matki dostrzegłam ból. Mimo że minął miesiąc, dalej przeżywała zamknięcie swojego syna w więzieniu. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek się z tym pogodzi.

– Dalej zarabiam, a nie mam po co trzymać tych pieniędzy – skłamałam płynnie i wyciągnęłam z torebki kopertę.

Kiedy Remo trafił do więzienia, drugą moją myślą był fakt, że jego rodzina została bez jakiegokolwiek wsparcia finansowego. Nie mieli nikogo, kto mógłby opłacić leczenie pani Howard czy koszty niańki Tony’ego, a ja… Nie wybaczyłabym sobie, gdybym nic z tym nie zrobiła.

Dlatego tuż przed wyjazdem oddałam matce Rema wszystkie pieniądze, jakie mi zostały, i obiecałam, że się odezwę, kiedy zarobię kolejne. Pierwsza suma była na tyle duża, że spokojnie miała wystarczyć na miesiąc, ale skoro wróciłam, musiałam to w odpowiedni sposób wykorzystać.

– Remo był mi bliski – ciągnęłam przez ściśnięte gardło. – Wiele się zmieniło, odkąd uważałam go za jednego z najbliższych mi ludzi, ale pani i Tony nigdy nie zrobiliście mi krzywdy. Skoro już pochodzę z takiej rodziny i mam możliwość przekazania pani pieniędzy, proszę, niech je pani weźmie – dodałam i wyciągnęłam do niej dłoń z wypchaną kasą kopertą.

W oczach matki Rema dostrzegłam łzy. Nie odtrąciła mojej ręki, tylko znów mocno mnie przytuliła. Czułam, jak jej ciało drży, aż i mnie zapiekła wilgoć pod powiekami.

– Jestem ci tak ogromnie wdzięczna, Lucy. Obiecuję… obiecuję, że kiedy Remo wyjdzie z więzienia, wszystko ci zwrócimy. Co do grosza – szeptała łamiącym się głosem, a ja cała się spięłam, bo… kto powiedział, że Remo kiedykolwiek opuści mury aresztu?

A jeśli tak się stanie, to czy jakkolwiek uda nam się odnowić kontakt?

Matka Rema nie wiedziała, w jaki sposób zarabiam, a ja nie zamierzałam jej tego zdradzać. Nie, kiedy demony przeszłości przebudziły się także w Londynie i w pewnym momencie stały się o wiele gorsze od tych w Filadelfii.

– Niczego nie musi mi pani zwracać. Zostaję w Filadelfii do końca egzaminów, więc będę mogła was odwiedzać częściej i jeszcze nie raz chętnie was wspomogę. Nie pozwolę, żebyście zostali sami. – Powiedziałam to, co cały czas chodziło mi po głowie. Moja deklaracja wiązała się z ogromnym ryzykiem i tym samym zaprzepaszczałam szansę na szybką ucieczkę, ale…

Ale jak miałabym żyć daleko od swojej rodziny z myślą, że im nie pomogłam?

Odsunęłam się w końcu od kobiety i zmusiłam do uśmiechu. Nie wiedziałam, do czego to wszystko prowadziło. Pani Howard wyglądała na coraz słabszą, a jedno zerknięcie na Tony’ego wystarczyło, bym spostrzegła, jak bardzo brakowało mu brata. Nie mogłam go zastąpić. Nieważne, jak bym się starała, nigdy nie załatałabym dziur, które ziały teraz w ich piersiach zamiast serc.

– Zostaniesz na herbatę? – zapytała w końcu. – Musisz mi opowiedzieć, jak było w Londynie. Lepiej niż tutaj? Dobrze cię traktowali?

Znów się uśmiechnęłam, tym razem resztkami sił. Gdyby wiedziała, co tam się wydarzyło, najprawdopodobniej nie spojrzałaby na mnie nigdy więcej.

Na szczęście byłam niezłą aktorką, a przywdziewanie na twarz maski wychodziło mi perfekcyjnie. Przynajmniej w tym byłam dobra.

Dlatego zaczęłam opowiadać, pomijając większość prawdy. Luki w historii łatałam kłamstwami, aż w końcu stałam się jednym z nich.

Gdy mówiłam, towarzyszyła mi myśl, że posiadam jeszcze oszczędności, które zamierzałam w najbliższym czasie wykorzystać. Oszczędności, które mogły rozpętać w tym mieście piekło.

Popełnienie kolejnego grzechu było jednak znacznie łatwiejsze niż wyspowiadanie się ze wszystkich tych, które już ciążyły na mojej zszarganej duszy.ROZDZIAŁ 3

Nie sądziłam, że powrót do szkoły będzie tak trudny.

Kiedy z samego rana zadzwonił budzik, wyłączyłam go z ciężkim westchnieniem. Przez moment nie ruszałam się z łóżka, uważnie nasłuchując, czy ktoś kręci się po domu. Gdy dobiegły mnie odgłosy kroków i stukania talerzy w kuchni, przymknęłam na moment powieki. Nie chciałam się mierzyć z tym dniem, ale wiedziałam, że nie mam wyboru.

Wstałam i odsunęłam zasłony, by wpuścić do pokoju trochę światła. Zapowiadał się kolejny gorący dzień, dlatego wyciągnęłam z szafy białą koszulę z myślą, że podwinę rękawy, by zbytnio się nie zgrzać. Wygrzebałam również granatową spódniczkę, a w szufladzie znalazłam broszkę z herbem szkoły, którą zamierzałam przyczepić do klapy.

Weszłam do łazienki, umyłam zęby i twarz, po czym powoli ubrałam się w mundurek. Znajomy materiał wręcz drapał moją skórę i znów poczułam się tak, jakby brakowało mi powietrza w płucach. Pomalowałam się, cienie pod oczami ukryłam za pomocą grubej warstwy korektora i wyprostowałam włosy.

Dopiero tak przygotowana zeszłam na dół, gdzie krzątała się już moja matka. Zerknęła na mnie i cmoknęła z irytacją.

– Mogłabyś się bardziej postarać.

Mogłabyś być lepszą matką, ale to nie koncert życzeń, pomyślałam ponuro i włączyłam ekspres, by rozbudzić się dawką kofeiny.

Usiadłam przy wyspie kuchennej i bez słowa wyjrzałam przez okno na wypielęgnowany ogród. Czułam znajomy ucisk w piersi, bo kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać po powrocie do szkoły. Byłam pewna, że uczniowie zauważą mój powrót, i miałam świadomość faktu, że na szkolnych korytarzach zapewne będą się kręcić Brooke i Dean. Z żadnym z nich nie rozmawiałam, odkąd wyjechałam do Londynu, a podejrzewałam, że oczekiwali ode mnie wyjaśnień. Nie chciałam, żeby pozostały między nami zbędne niedomówienia, dlatego zamierzałam opowiedzieć im choć część historii, która wydarzyła się w obcym kraju.

Nie wszystkim jednak mogłam się z nimi podzielić, więc wiedziałam, że i tym razem wiele słów będzie miało smak kłamstwa.

Wypiłam kawę i już miałam skierować się do garażu, gdy zatrzymał mnie głos matki.

– Joseph, nasz szofer, cię podwiezie – powiedziała zimno, nawet na mnie nie patrząc. Obejrzałam się na nią przez ramię.

– Co się stało z moim samochodem? – zapytałam ostro, ostrzej, niżbym chciała.

Sylvia z brzękiem odstawiła filiżankę na spodek i obdarzyła mnie wyniosłym spojrzeniem.

– Nie powinno cię to interesować – ucięła.

– A jednak interesuje.

– Naprawdę chcesz rozpocząć dzień w taki sposób?

– Tym razem też powiesz, że jacyś obcy ludzie zaatakowali mnie pod własnym domem? – dopytałam z cichym prychnięciem.

Zacisnęła szczęki.

– Ruszaj do szkoły – wycedziła przez zęby. – Natychmiast.

Obdarzyłam ją jeszcze jednym, głośnym prychnięciem i ruszyłam do wyjścia.

Joseph stał już przy wyjeździe i na mój widok delikatnie się uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech, bo akurat on w tej sytuacji niczym nie zawinił, więc nie zamierzałam być dla niego niemiła. Przywitałam się cicho i wsiadłam do środka, nim złość wzięłaby górę i zawróciłabym do garażu.

Podróż do szkoły minęła w całkowitej ciszy. Joseph nie zapytał, o której kończę, więc najprawdopodobniej matka kazała mu zapamiętać cały mój plan, aby wiedział, kiedy ma po mnie przyjechać.

Zadarłam podbródek, wchodząc po schodach prowadzących do wnętrza budynku. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, a spojrzenia wszystkich uczniów spoczęły prosto na mnie. Miałam obojętną minę i boleśnie zaciśnięte gardło. Szłam powoli, stawiając pewne kroki, choć w środku drżałam coraz mocniej.

Bez słowa podeszłam do swojej szafki i ją otworzyłam. Wyciągnęłam książki, po czym zamknęłam drzwiczki i ruszyłam korytarzem na pierwszą lekcję. Wokół rozlegały się natarczywe szepty, które z trudem ignorowałam.

– Ona naprawdę wróciła po tym wszystkim? – Zacisnęłam zęby, gdy dotarł do mnie denerwujący głos jednej z uczennic. – Ma odwagę się pokazywać, skoro wsadziła go do więzienia?

Zapomniałam już, jak wiele plotek powstało w ostatnim czasie na temat mój i Rema, który od ponad miesiąca gnił w areszcie. Istniały osoby, które uważały, że to przeze mnie tam trafił. Część z nich nadal sądziła także, że zabiłam swoją siostrę.

Naprawdę nie chciałam tutaj być.

Rozdzwonił się dzwonek na lekcje i uczniowie rozproszyli się po korytarzu. Szłam wolno, przeciągając moment, w którym wejdę do klasy i spojrzę na pustą ławkę, zajmowaną z reguły przez Rema. Dopiero tutaj, w tym miejscu, poczułam, jak wiele się zmieniło i co straciłam. A raczej kogo.

Nie dotarłam jednak do odpowiedniej sali. W połowie drogi ktoś wyłonił się zza zakrętu i szarpnął mnie za ramię. Potknęłam się o własne nogi i ze złością spojrzałam na… Brooke, która odciągnęła mnie na bok, byśmy nie tkwiły na widoku, i mocno przycisnęła mnie do ściany. Jej palce wbiły się w moje szczupłe ramiona.

Otworzyłam usta, by się odezwać, ale żaden dźwięk nie wydobył się z mojego gardła. Spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami.

– Co ty tu, kurwa, robisz? – wycedziła przez zęby, a jej zielone oczy niebezpiecznie błysnęły. – I dlaczego nic nie powiedziałaś?! – warknęła i ze złością przycisnęła mnie jeszcze mocniej do ściany.

– Brooke – zaczęłam ostrożnie.

– Och, nie brookuj mi tutaj – syknęła. – Nie odzywałaś się cały miesiąc i teraz tak po prostu wracasz jakby nigdy nic?! – Podniosła głos i spiorunowała wzrokiem chłopaka, który zerknął na nas niepewnie. Uciekł, gdy tylko obdarzyła go groźnym spojrzeniem. – Czy ty wiesz, co tu się działo, od kiedy zniknęłaś? Jak twoja nieobecność wpłynęła na naszą grupę? Ty pieprzony tchórzu!

– Uważaj na słowa – odpowiedziałam ostro i od razu ją odepchnęłam. – Nie musisz pluć jadem, wystarczy, że oni to robią. – Kiwnęłam głową w stronę uczniów, którzy właśnie wchodzili do klasy.

– Przepraszam, że jak się martwię, to jednocześnie się złoszczę i gadam głupoty – fuknęła i cofnęła się o krok. – Możesz mi wyjaśnić, co się wydarzyło przez ostatni miesiąc i dlaczego nagle wróciłaś?

Po tych słowach opadły mi ramiona.

– Nic wam nie jest? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

– A dlaczego coś miałoby nam być? Wystarczy, że Remo oberwał i siedzi za kratkami. – Głos jej zadrżał przy końcu zdania, najwyraźniej ona również nie poradziła sobie z sytuacją, w jakiej obecnie znalazł się chłopak. – Dwa miesiące temu nazywali nas tutaj Elitą, a kilka tygodni później on trafił do więzienia, a ty zniknęłaś bez słowa. Myślisz, że łatwo nam było z Deanem to wszystko ogarnąć?

– Przecież nikt was nie dręczył – weszłam jej w słowo. – Zadbałam o to.

– Co to znaczy, że o to zadbałaś? Zacznij w końcu gadać. – Znów podniosła głos.

– Musiałam wyjechać.

– Zauważyłam. Czemu?

– Moja matka się wściekła, kiedy ogarnęła, że to ja brałam udział w nielegalnych wyścigach i miałam kontakt z Remem. – Skróciłam to najprościej, jak się dało, ale Brooke dalej nie wydawała się przekonana.

– I to był ten powód?

– A miałam pozwolić, by Remo odsiadywał jeszcze dłuższy wyrok niż teraz? Uwierz, że moja matka byłaby do tego zdolna.

– Więc to jej wina? To ona kazała go aresztować?

Pokręciłam głową.

– Nie wiem, kto to zrobił. Uwierz, że przez ostatni miesiąc próbowałam się dowiedzieć, kto za tym stał.

– I?

– Czy wyglądam na osobę, która według ciebie posiada cenne informacje? Nie mam pojęcia, Brooke, ja nawet nie wiedziałam, że tutaj wrócę, ale moja matka ubzdurała sobie, że muszę zaliczyć egzaminy, aby się dostać na odpowiednią uczelnię – wyjaśniłam i wzięłam wdech. – Gdzie Dean?

– Co zamierzasz teraz zrobić? Zostaniesz tutaj? Na dłużej? – spytała z nadzieją, a ja z trudem wypuściłam powietrze z płuc. – Skoro zrezygnowałaś z nielegalnych wyścigów…

– Kto powiedział, że zrezygnowałam? – szepnęłam.

Spojrzała na mnie z zaskoczeniem.

– Nie zrezygnowałaś? – dopytała.

– Gdybym zrezygnowała, jak myślisz, w jaki sposób miałabym pomóc matce Rema i jego bratu?

Mrugnęła powoli.

– Pomagasz im? – szepnęła zdławionym głosem. – Po wszystkim, co… co Remo zrobił?

– Wierzysz, że to on?

Między nami na moment zapanowała cisza.

– Wierzysz? – powtórzyłam.

Powoli, ale opornie pokręciła głową.

– Ale ty… Przecież to była twoja siostra. Na pewno kogoś podejrzewałaś.

– Nie zrezygnowałam z nielegalnych wyścigów. – Szybko zmieniłam temat. – Straciliśmy Rema na czas nieokreślony, ale czy to oznacza, że mamy odpuścić? Przecież każdemu z nas zależało na pieniądzach, tobie też pewnie nadal zależy. Tyle osiągnęliśmy, więc nie mogłam tak po prostu zrezygnować.

Brooke pobladła.

– Więc skoro wróciłaś…

– Mamy wiele do omówienia, ale do tej pory Elita trzymała się razem. – Wzruszyłam ramionami. Czy była to z mojej strony propozycja? Zdecydowanie tak. – Myślę, że może trzymać się dalej, mimo mniejszego składu.

– Och, Lucy – powiedziała i nagle mocno mnie przytuliła. – Tak bardzo się o ciebie bałam.

Schowałam nos w jej włosach i przymknęłam powieki.

– Niepotrzebnie – skłamałam zachrypniętym głosem. – Przecież nic się nie zmieniło.

Oderwała się ode mnie, a w jej oczach dostrzegłam łzy. Przez moment na siebie patrzyłyśmy. Jeszcze kilka tygodni temu byliśmy potęgą, ale to wszystko zostało zniszczone w ułamku sekundy. Czy po tym, co się wydarzyło, zdołamy to odbudować?

– Naprawimy wszystko – powiedziała z nadzieją, jakby czytała mi w myślach. – Naprawimy.

Nie wiedziałam, czy to możliwe, ale wiedziałam, że chcę się zemścić. Nie zamierzałam się powstrzymywać, szczególnie po tym wszystkim, co zrobili mi inni.

Tym razem to ja planowałam być złym charakterem.

Poprawiłam jej delikatnie wygnieciony mundurek i zmusiłam się do słabego uśmiechu.

– Spotkajmy się dzisiaj wieczorem. Mam pomysł – powiedziałam, a ona kiwnęła głową.

– Dostaniesz opierdol od Deana – skomentowała.

Prychnęłam.

– Już nie mogę się doczekać.

Ktoś jeszcze nie mógł się doczekać mojego powrotu. Gdy obie ruszyłyśmy korytarzem do klasy, usłyszałam dźwięk powiadomienia w telefonie. Wzięłam ostrożny wdech i wygrzebałam komórkę z kieszeni. Podświetliłam ekran i spojrzałam na widniejącą na nim wiadomość. Oddech ugrzązł mi w gardle i musiałam mocno zacisnąć zęby, by nie zdradzić się żadnym grymasem.

Od Nieznajomy:

Stęskniłaś się, kochanie?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: