- W empik go
Emancypantki. Kobiety, które zbudowały Kościół - ebook
Emancypantki. Kobiety, które zbudowały Kościół - ebook
Historia wielkiego przemilczenia
W Kościele pierwszych wieków kobiety pełniły ważne funkcje: nauczały, studiowały Biblię, były apostołkami. W ich domach spotykali się wierni i sprawowano Eucharystię. To one jako jedne z pierwszych fundowały i utrzymywały klasztory. Kiedy zmuszano je do porzucenia wiary, odważnie przyjmowały śmierć na rzymskich arenach.
W świecie zdominowanym przez mężczyzn aktywność kobiet okazała się jednak nie do zniesienia.
Po wielkim wybuchu równouprawnienia, które przyniosła Dobra Nowina, pozycja kobiet była stopniowo osłabiana. Już we wczesnych opisach męczeństwa ich ciała zostały uprzedmiotowione i zseksualizowane. Rozpowszechniło się przekonanie, że jedynie męskość (nawet u kobiet) sprzyja rozwojowi świętości i odwagi, a kobiecość tożsama jest z duchową ułomnością, cielesnością i grzechem.
Te, które kładły fundamenty chrześcijaństwa, zostały pozbawione znaczenia i zapomniane. Do dziś wielu badaczy traktuje dzieje Kościoła jak historię mężczyzn. Najwyższa pora to zmienić.
Zuzanna Radzik - teolożka, publicystka Tygodnika Powszechnego, zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym „Bobolanum” w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie. Członkini zarządu Forum Dialogu. Autorka książki Kościół kobiet.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-277-0999-8 |
Rozmiar pliku: | 997 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zuzanna i starcy! – mówili, kojarząc moje rzadko nadawane kiedyś w Polsce imię z bohaterką Księgi Daniela (Dn 13). Świeccy mężczyźni (jakoś nigdy kobiety), ale zwłaszcza lepiej znający Biblię księża uśmiechali się wtedy dwuznacznie, choć dla nastolatki skojarzenie z Zuzanną podglądaną w kąpieli przez mężczyzn było wystarczająco krępujące i bez tego. Dlaczego jednak nikt nie kojarzył mnie z inną biblijną imienniczką i nie zakrzyknął, popisując się znajomością Pisma Świętego: Ach, jak Zuzanna, która wraz z innymi kobietami poszła za Jezusem (por. Łk 8,3)?
Jasne, tej starotestamentalnej Zuzannie Biblia poświęca dużo więcej wersetów, lecz czy tylko dlatego jest ona lepiej znana? Zuzanna w kąpieli jest taka nieproblematyczna, ukazana na wielu płótnach i możemy ją bezwstydnie podglądać, niemal jak owi starcy. Taka jest przecież rola kobiety w naszej kulturze: być oglądaną, bierną, ewentualnie uratowaną (tu w roli „księcia wybawiciela” Daniel). Gorzej z tą drugą Zuzanną. Co to znaczy, że właśnie ona wraz z Marią Magdaleną, Joanną, żoną Chuzy, i innymi kobietami były przy Jezusie i uczniach, gdy wędrował, nauczając, a nawet „im usługiwały ze swego mienia” (Łk 8,3)? Przecież nie można mieszać dziewczynie (na przykład nastoletniej mnie) w głowie, że jakieś kobiety robiły coś ważnego wśród uczniów Jezusa. Nie daj Bóg twierdzić, że były uczennicami. Może sama nie znajdzie wzmianek w Nowym Testamencie, a kaznodzieja nie wyeksponuje tego wątku, gdy raz na trzy lata wspomni o Zuzannie z Ewangelii w czytaniu na 11. niedzielę czasu zwykłego w roku C. Podobnie zresztą rzecz się ma z innymi kobietami Nowego Testamentu. Nigdy w niedzielnych czytaniach nie usłyszymy zakończenia Listu do Rzymian, kiedy święty Paweł pozdrawia dziesięć kobiet, między innymi diakona (sic! tekst grecki stosuje formę męską!) Febe, apostołkę Junię i liderki młodego Kościoła Lidię i Pryskę. Przepadają niezauważone te miejsca, gdzie czytamy, że włóczyły się z uczniami, utrzymywały w swoich domach wspólnoty kościelne, nauczały… Koniec świata! Tylko czy chrześcijaństwo nie miało być końcem świata takiego, jaki dotąd istniał?
Niektóre mogły pomyśleć, że skoro przy chrzcie słyszały słowa „Nie ma mężczyzny ani kobiety”, to teraz naprawdę będzie inaczej. Szybko okazało się, że równość została wyparta przez rzeczywistość. Ważniejsze stały się porządek i to, co wypada – o tym pisze już trochę Paweł, a potem autorzy przypisywanych mu listów pasterskich. Zakryjcie głowy, ubierzcie się przyzwoicie, wychodźcie za mąż, jak na przyzwoite rzymskie obywatelki przystało – nakazuje apostoł. Rewolucji nie będzie. Ciekawe jednak, że gdy Paweł mówi kobietom w Koryncie, by zakrywały głowy i zamiast odzywać się na zgromadzeniach, pytały mężów w domu, nieopodal, w Kenchrach, diakonem i zwierzchniczką Kościoła jest Febe, którą poprosi o zawiezienie do Rzymu swojego listu. Poprosi, bo Paweł nie jest jej przełożonym, a ona jego podwładną. Zatem w jednym i tym samym czasie widzimy już i równość, i presję, by dla przyzwoitości równość ograniczyć. Na naszych oczach kobiety tracą to, co wydawało się, że zyskały. Emancypantki? Jeśli tak, to przegrane. Nie liczcie, że chrześcijaństwo przyniesie emancypację – zaczęto sugerować, aż w końcu stało się religią państwową i usankcjonowało ograniczenie roli kobiet, dostosowanie jej do panującego obyczaju. W przestrzeni publicznej cesarstwa kobiety nie mogły być przywódczyniami. Chyba że poprzez sponsorowanie Kościoła i fundowanie własnych klasztorów. Budowały więc Kościół bardzo dosłownie, za własne pieniądze. I tak zostało. Kilkanaście wieków później wciąż nie możemy się tej chrześcijańskiej rewolucji doczekać, dalej słyszymy, jak należy, jak wypada. Przekonanie, że nie ma mężczyzny ani kobiety, zakopaliśmy pod konwenansem. Tylko co nam po Kościele, który nie żyje swoją pierwotną wiarą, zamkniętą w najstarszej znanej nam chrzcielnej formule?
Maria z Magdali, Junia, Febe, Pryska, Egeria, Paula, Melania, Eustochium i wiele innych, których imiona znamy, oraz te, o których nigdy nie słyszeliśmy. Jakie były? Subwersywne, pogodzone czy zadowolone? Nie dowiemy się, co myślały lub czuły, bo nie zachowały się nieomal żadne ich listy ani teksty. Właściwie niemożliwe jest dowiedzieć się, kim były naprawdę. „Nie możemy z pewnością twierdzić, że we wczesnochrześcijańskich tekstach słyszymy głosy prawdziwych kobiet – ostrzega nas Elizabeth A. Clark – bo zostały spreparowane przez męskich autorów”¹. O jakich kobietach więc czytamy, jeśli nie o prawdziwych? Czasem o rzeczywistych, ale widzianych oczami mężczyzny, ujętych tak, jak było to retorycznie potrzebne.
Najczęściej opisywane są przez mężczyzn i dla mężczyzn, bo przecież niewiele kobiet umiało wtedy czytać i pisać. Nawet jeśli przemówią swoim głosem, jak Perpetua, to i tak męski narrator będzie miał ostatnie słowo. Czasem okaże się, że ich bracia i przyjaciele opowiedzieli nam biografie zmyślone, na przykład chcąc mądrością i pobożnością portretowanych kobiet zawstydzić mężczyzn.
Są i inne, socjoekonomiczne powody, dla których trudno je tak naprawdę poznać. Teksty opowiedzą nam o mniszkach, które pochodziły ze znanych rodów. Listy kobiet mówią o tych, które były piśmienne. Kościoły mogły zakładać w swoich domach te, które miały znaczny majątek, pozwalający na ich utrzymanie. Podróżować, głosząc Ewangelię, czy pielgrzymować mogły zaś te, które było na to stać. Są to zatem opowieści o kobietach uprzywilejowanych. Nie jest jednak tajemnicą, że nasze miejsce w świecie stanowi wypadkowa różnych czynników. Owa intersekcjonalność sprawia, że o tym, jakie były, co myślały, jak się modliły i jaki Kościół chciały budować ubogie starożytne chrześcijanki, najpewniej nie dowiemy się nigdy. Nie poznamy zatem większościowej opowieści, bo biedacy stanowili w cesarstwie dziewięćdziesiąt procent ludności. W kobiecej historii być może ukrywa się też opowieść o przemocy kobiet wobec kobiet. Każda z nas może przecież nadużyć władzy i pozycji. Czy Lidia spytała cały swój dom (Dz 16,15), czyli również wszystkich swoich niewolników, czy chcą być ochrzczeni razem z nią, czy może raczej zgodnie z duchem czasów założyła, że ma prawo zdecydować za nich, bo są jej własnością?
Czy kobiety budowały chrześcijaństwo? Z pewnością. Nie zostały jednak należycie zapisane w jego historii. Trudniej powiedzieć, czy budowały Kościół, a jeśli tak, to jaki, bo słowo „Kościół” było w tych czasach dość kłopotliwe. Terminy są nowe, a zrozumienie, jak chrześcijaństwo będzie funkcjonowało, dopiero się wówczas rodzi. Co jest ortodoksją i jakie są jej granice, dowiadujemy się dopiero, gdy zostają naruszone. W sporach doktrynalnych kobiety były zarówno po stronie zwyciężającej (nazwijmy ją ostrożnie protoortodoksją), jak i wśród przegranych, których wypchnięto na margines i nazwano heretykami. Zatem który Kościół budowały?
Czy kobiety, które pojawią się w tej książce, były feministkami albo emancypantkami? Trudno to tak ujmować, ale część z nich z pewnością szukała przestrzeni, by móc więcej, niż oferował im zastany świat. Chociażby wtedy, gdy wybierały dziewictwo, dzięki czemu wyrywały się poza ramy ówczesnego systemu społecznego, w którym kobieta przynależała do jakiegoś mężczyzny. Bycie oblubienicą Chrystusa dawało największą dozwoloną kobiecie w tamtym świecie wolność.
Starożytność jednak nie tylko wymazała kobiece postaci z historii Kościoła, ale też pozostawiła nam zręby antropologii. Ojcowie Kościoła – jak przypomina Elizabeth A. Clark – nazywają kobiety raz „bramami Szatana”, raz „oblubienicami Chrystusa”. Zatem nie chodzi tylko o przemilczenie, lecz również o zakłamany obraz kobiety, który przytłacza nas do dziś. Choćby przekonanie, że słowa, które autor listów do Tymoteusza kieruje do konkretnej wspólnoty w określonym czasie, dotyczą kobiet wszystkich i wszędzie. Zdanie „Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam” (por. 1 Tm 2,12) – odmieniane było przez wielu na różne sposoby.
Chrześcijański feminizm wzywa nie tylko do hermeneutyki podejrzliwego czytania klasycznych tekstów, ale też do hermeneutyki przypominania. Przypominania postaci zapomnianych, wydobywania z niebytu, tworzenia kobiecej chrześcijańskiej wspólnoty. Dla zachowania pamięci o nich, ale również dla naszego pożytku.
Czeka nas więc dużo spekulacji, archeologii i krytycznego patrzenia na teksty, by dowiedzieć się czegokolwiek. Napisać swoistą „herstory” – historię kobiet Kościoła, albo historię Kościoła, która włącza kobiety. Ta popularyzatorska książka mogła powstać tylko dzięki rozwojowi badań w ostatnich dziesięcioleciach, dzięki naukowcom płci obojga, którzy wnikliwie studiują starożytne teksty i historię, by odzyskać to, co utracone, i dotrzeć do możliwie prawdziwego oglądu spraw. Mnie jako autorkę w odkrywaniu tego świata inspirowało wiele kobiet, lecz najważniejszymi przewodniczkami były Elizabeth A. Clark i jej książki wprowadzające w temat oraz Elizabeth Castelli, która wciąż zmusza do myślenia.
Wielu innych osób nie zdołam tu wymienić ani im podziękować. Chcę natomiast wyrazić wdzięczność instytucji – jerozolimskiej bibliotece przy École Biblique, za serdeczną gościnę i dostęp do zbiorów, a także bliskim mi osobom, które musiały bez końca słuchać o książce na różnych etapach jej powstawania. Nieliczne fragmenty wstępu oraz pierwszego i drugiego rozdziału były wcześniej publikowane na blogu i w „Tygodniku Powszechnym”.
Historię starożytnych chrześcijanek można opowiedzieć na wiele sposobów. Co do szczegółów naukowcy wciąż się spierają. Ujęcie, które proponuję, to jedna z możliwości. Mam nadzieję, że zachęci do rozmowy.
1 E.A. Clark, The Lady Vanishes: Dilemmas of a Feminist Historian after „Linguistic Turn”, „Church History” 1998, Vol. 67, s. 31.1. PIERWSZY KOŚCIÓŁ RÓWNYCH LUDZI
Febe, diakon Kościoła w portowych Kenchrach, wsiadła na statek najpewniej w 51 lub 52 roku, by przekazać korespondencję Pawła z Tarsu Kościołowi w Rzymie. Tak, Febe bez dwóch zdań jest diakonem i kobietą, co nikogo oprócz nas i dzisiejszych komentatorów nie wydaje się dziwić. Pod koniec przywiezionego przez nią długiego, teologicznego listu, gdy czytelnik jest już zmęczony i traci skupienie, apostoł Paweł pozdrawia rzymski Kościół i jego ważnych członków. To niby tylko pozdrowienia, ale szkoda, że tak rzadko słyszane, bo podglądamy w nich wczesną wspólnotę chrześcijańską i trzeba przyznać, że maluje się zdumiewająco. Wiele tam kobiet „na stanowiskach” i z zasługami.
Wspomniani zostają Pryska i jej mąż Akwila, którzy, jak mówi Paweł, za jego życie „nadstawili karku” (Rz 16,4), i pozdrawia Kościół zbierający się w ich domu. A potem wymienia jeszcze Marię, „która poniosła wiele trudów dla waszego dobra” (por. Rz 16,6), matkę Rufusa – Patrobę, Julię – siostrę Nereusza, „Tryfenę i Tryfozę, które trudzą się w Panu”, „Persydę, która wiele trudu poniosła w Panu” (Rz 16,12). Wreszcie Andronika i Junię, swoich „rodaków i współtowarzyszy więzienia, którzy się wyróżniają między apostołami”, a którzy przed nim „przystali do Chrystusa” (por. Rz 16,7). Kobiecie (bo Junia, wbrew wielu tłumaczeniom, jest kobietą) zostaje tu wprost przyznany apostolski tytuł.
Tylko jak diakon Febe i apostołka Junia, jak Pryska, a także Euodia i Syntache z Filippi, które trudziły się wraz z Pawłem dla Ewangelii, mają się do Pawłowych napomnień z Pierwszego Listu do Koryntian, gdzie apostoł powiada: „kobiety mają na tych zgromadzeniach milczeć; nie dozwala się im bowiem mówić, lecz mają być poddane, jak to Prawo nakazuje. A jeśli pragną się czego nauczyć, niech zapytają w domu swoich mężów. Nie wypada bowiem kobiecie przemawiać na zgromadzeniu” (1 Kor 14,34–35)? Jak pogodzić z kolei słowa „nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (Ga 3,28) ze słowami, które kierowane są do Efezjan (Ef 5,22–24) i Kolosan (Kol 3,18), gdzie nawołuje się, by żony były poddane mężom? Nie mówiąc już o Liście do Tymoteusza, w którym mowa o tym, by kobiety modliły się w skromnym stroju, a uczyły w cichości. „Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam” (1 Tm 2,8–15) – pada tam brzemienne w skutkach zdanie, w imię którego kneblowano chrześcijanki przez wieki. Czy napisał to ten sam apostoł, który diakona Febe posłał do Kościoła, gdzie ważną postacią była goszcząca wspólnotę chrześcijan w swoim domu Pryska, a apostołem Junia?
Na pozór pytanie nie jest trudne, ponieważ wiemy dziś, że w listach Pawła nie zawsze słyszymy głos Pawła. Większość biblistów zgadza się, że listy do Rzymian, pierwszy i drugi do Koryntian, do Galatów, do Filipian, pierwszy do Tesaloniczan oraz do Filemona powstały w latach czterdziestych i pięćdziesiątych I wieku, a ich autorem jest Paweł z Tarsu. Na temat autorstwa Drugiego Listu do Tesaloniczan i Listu do Kolosan trwają naukowe spory, wiele wskazuje jednak na to, że zostały napisane już po śmierci Pawła przez jego uczniów, czyli że są pseudoepigrafami. Natomiast co do obu listów do Tymoteusza, Listu do Tytusa oraz Listu do Efezjan zdecydowana większość naukowców jest w uznaniu ich za pseudoepigrafy zgodna¹. Przyjrzyjmy się warstwie najstarszej, protopawłowym tekstom, które odsłonią nam powstające chrześcijaństwo lat czterdziestych i wczesnych pięćdziesiątych I wieku. Z kolei w rozdziale 3 sięgniemy do tekstów deuteropawłowych, które ukażą rozwój tradycji i historii młodego chrześcijaństwa, nie poznamy z nich jednak myśli samego Pawła, tylko to, w jakim kierunku rozwinęli ją jego uczniowie. Te późniejsze listy bliższe są momentem powstania Dziejom Apostolskim, których centralnym bohaterem również jest Paweł. Powstałe około trzydziestu lat po śmierci apostoła podają nam dużo biograficznych szczegółów, a przede wszystkim dowodzą, że Paweł szybko stał się autorytetem.
Trudno przecenić wagę listów Pawła, które pokazują kształtowanie się teologii oraz spory, do jakich dochodziło w ruchu Jezusowym, wyłaniającym się z judaizmu jako osobna wspólnota chrześcijaństwa. Listy te pozwalają odtworzyć najwcześniejszą jego historię. Jednocześnie warto pamiętać, że najczęściej nie są to traktaty, tylko właśnie listy: doraźne, interwencyjne, skierowane do wielu różnych Kościołów. Nie znaczy to jednak, że Paweł nie ma spójnej wizji tego, o czym pisze, i za każdym razem zmienia zdanie. Nie można nie zauważyć niejasności i niespójności choćby między tekstami o kobietach z Listu do Galatów i Pierwszego Listu do Koryntian i tłumaczyć ich tym, że pisał do różnych adresatów. W zrozumienie Pawła, ale też rzeczywistości wyznawców Jezusa, do których pisze, trzeba włożyć trochę trudu.
Listy Pawła – zarówno oryginalne, jak i pseudoepigrafy – stanowią więc ciekawy korpus. Te pierwsze to najstarsze pisma chrześcijańskie, które zachowują obraz jeszcze nieokrzepłych wspólnot. Te późniejsze, nawet jeśli nie pochodzą od Pawła, stanowią stopklatkę okresu stabilizacji, gdy coraz bardziej odczuwalne jest zagrożenie prześladowaniami i coraz ważniejsze wpasowanie się w normy społeczne.
Paweł był żydowskim apostołem przekonanym, że właśnie nadszedł czas ostateczny i że również inne narody będą wielbić Boga Izraela. Z dobrą nowiną o zmartwychwstaniu Jezusa szedł od miasta do miasta, nauczając w synagogach, bo tam mógł być zrozumiany najlepiej, lecz tam właśnie wywoływał kontrowersje. To okoliczności ważne z punktu widzenia naszej opowieści, ponieważ, jak widać, Paweł niekoniecznie skłonny jest do wzniecenia rewolucji. Nie jest to dobry moment, bo przecież ma nastąpić koniec czasu. Trzeba iść i głosić, a nie zajmować się zmienianiem społeczeństwa. Skoro tak, wiele o rzeczywistości „zastanej”, w której tworzą się Pawłowe i przedpawłowe wspólnoty, możemy się dowiedzieć, przyglądając się roli kobiety w judaizmie i ówczesnym kulcie synagogalnym.
Istnieje bardzo rozpowszechnione przekonanie, że sytuacja kobiety w judaizmie była gorsza niż w rodzącym się chrześcijaństwie, że właśnie z tego powodu nowa religia była dla nich atrakcyjna. Ostatnie badania wykazują jednak, że takie mniemanie jest raczej dowodem tego, jak głęboko uprzedzenia tkwią w świadomości badaczy. Można w tym widzieć ślad chrześcijańskiego antyjudaizmu, który zwykł głosić, że przed chrześcijaństwem wszystko chyliło się ku upadkowi, było pozbawione wolności, legalistyczne i skostniałe. W tym sensie pierwsze teolożki feministyczne, próbując opisać rolę kobiet w pierwszym chrześcijaństwie jako kontrę wobec judaizmu, wpadały w sidła uprzedzeń i dopiero żydowskie feministki zwróciły im uwagę, że popadają w antysemityzm. To pokazuje, jak ostrożni i świadomi pułapek muszą być badacze tych tematów.
Tymczasem o tym, jak funkcjonowały ówczesne synagogi, wiemy niezbyt wiele. Badania archeologiczne pokazują, że nie było w nich osobnych pomieszczeń dla kobiet. Z kolei inskrypcje znajdowane we Włoszech, Grecji, Egipcie i Izraelu nazywają kobiety matkami synagogi (meter synagoges) czy starszymi, a tytuł presbytera wydaje się oznaczać członkinię synagogalnej rady starszych². Na przykład w inskrypcji ze Smyrny z II wieku Żydówka Rufina zostaje nazwana archesynagogos, podobne określenia zawierają także inskrypcje z III–V wieku. Oczywiście badacze spierają się, czy są to honorowe tytuły hojnych darczyńców, którzy łożyli na potrzeby wspólnoty, czy wiążą się z realną pozycją i władzą. Autorka przełomowych prac na ten temat, Bernadette J. Brooten, utrzymuje, że żydowskie kobiety pełniły we wspólnocie funkcje analogiczne do mężczyzn i nie ma powodu sądzić, że nie wiązało się to z zarządzaniem³.
RZYMIANKI I ICH KOŚCIÓŁ
Pisząc do Kościoła w Rzymie, Paweł wydaje się nieco onieśmielony. To rzadkie u Pawła. Chyba czuje się trochę niezręcznie wobec wspólnoty, której nie zakładał, stara się więc wytłumaczyć, dlaczego jeszcze nie przybył do stolicy, i bardzo dokładnie przedstawia swoją teologię oraz misję, dzięki czemu dostajemy w prezencie bardzo systematyczny wykład. Według naszej obecnej wiedzy wyznawcy Jezusa skupiają się wtedy w kilku dzielnicach, głównie wzdłuż dróg wiodących do Rzymu od wschodu. Trastevere, czyli Zatybrze, dziś niemal samo centrum, dzielnica modna i chętnie odwiedzana przez turystów, było wtedy okolicą najgęściej zaludnioną, sypialnią pracowników portowych, robotników z cegielni na zboczach Watykanu, młynarzy i żeglarzy. Z kolei prowadząca do miasta i pełna ulicznego ruchu Porta Capena, przy której również mieszkali chrześcijanie, była domem handlarzy, rzemieślników i woźniców. Oba miejsca łączyło ubóstwo. Na Awentynie, zajmowanym przez zamożnych chrześcijan, też znajdowało się sporo biednych domów. Peter Lampe, którego drobiazgowe badania pozwoliły to wszystko ustalić, na podstawie imion z Listu do Rzymian i zachowanych inskrypcji twierdzi, że większość chrześcijan stolicy wywodziła się spośród niewolników. Przypuszczalnie osiemdziesiąt procent mieszkańców cesarstwa stanowili potomkowie wyzwolonych niewolników pochodzących ze Wschodu, więc nie jest dziwne, że ta grupa dominuje również wśród chrześcijan ani że językiem tej społeczności był grecki. Ich miejsca spotkań były rozrzucone po mieście, rozdrobnione, w prywatnych domach⁴.
Zwracając się do rozrzuconego po Rzymie Kościoła spotykającego się po domach, Paweł (wyjątkowo w porównaniu do innych listów) pozdrawia wiele osób po imieniu. W tym gronie wśród osób aktywnych w służbie Ewangelii wspomnianych jest siedem kobiet: Pryska, Maria, Junia, Tryfena i Tryfoza, Persyda i matka Rufusa – oraz pięciu mężczyzn: Akwila, Andronikus, Urbanus, Apelles i Rufus.
Pryska wymieniona jest jako pierwsza, przed swym mężem Akwilą, zarówno w listach Pawła, jak i późniejszych o kilka dziesięcioleci Dziejach Apostolskich, co świadczy o jej pozycji we wspólnocie. Zwykle pierwszych wymieniano bowiem mężów, więc ta kolejność to nie przypadek ani literacki konwenans. Było to żydowskie małżeństwo apostołujące w kilku ówczesnych wspólnotach wyznawców Jezusa, bo Paweł wspomina ich również jako goszczących Kościół w domu w Efezie (1 Kor 16, 19), a Dzieje Apostolskie opowiadają o ich działalności w Koryncie. Wygląda na to, że po dekrecie Klaudiusza, który wygnał z Rzymu Żydów, jako prominentni członkowie społeczności Pryska i Akwila musieli opuścić Rzym i udali się najpierw do Koryntu, a potem do Efezu. Jednak po śmierci cesarza i wygaśnięciu jego decyzji najpewniej wrócili do stolicy, skoro Paweł pozdrawia ich tam na początku lat pięćdziesiątych.
Paweł nazywa Pryskę i Akwilę swoimi synergoi, czyli współpracownikami, co świadczy o ich zaangażowaniu w pracę apostolską i autorytecie, jak w przypadku Tymoteusza (Rz 16,21; 1 Tes 3,2) i Apollosa (1 Kor 3,9). W późniejszych o kilkadziesiąt lat Dziejach Apostolskich (Dz 18,24–26) Pryska na równi z Akwilą uczy Apollosa, co znaczyłoby, że jest ona pamiętana jako nauczająca obdarzona autorytetem, a nie jedynie żona, która ewangelizuje inne kobiety.
Paweł wymienia też Marię, noszącą łacińską wersję żydowskiego imienia Miriam, oraz Tryfenę i Tryfozę, mające greckie imiona nadawane zarówno żydowskim, jak i greckim kobietom, prócz nich Persydę, o imieniu zwykle nadawanym niewolnikom. Mówiąc o nich używa czasownika kopiao, oznaczającego wykonywanie ciężkiej pracy, mozół i trud, który jest prawdopodobnie technicznym terminem na określenie pracy misjonarskiej.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
1 J. Gnilka, Paweł z Tarsu, Kraków 2001, s. 19.
2 Por. B.J. Brooten, Women Leaders in the Ancient Synagogue. Inscriptional Evidence and Background Issues, „Brown Judaic Studies” 36, Chico, California 1982.
3 Por. tejże, Female Leadership in Ancient Synagogue, From Dura to Sephoris. Studies in Jewish Art and Society in Late Antiquity, ed. L.I. Levine, Z. Weiss, „Journal of Roman Archeology”, Supplement Series No. 40, Portsmouth–Rhode Island 2000, s. 215–223.
4 Por. P. Lampe, Christians at Rome in the First Two Centuries: From Paul to Valentinus, Minneapolis, Minnesota 2003.