Emi i źródło Ekry - ebook
Emi i źródło Ekry - ebook
Narodziny dziewczynki z niebieskim pasmem we włosach sprawiają, że ród kalijów ogarnia trwoga. Dziecko takie jest zwiastunem ciężkich czasów. Daje jednak również nadzieję na szczęśliwe zakończenie.
Kalijowie, wsparci mądrością ksiąg, skupiają się właśnie na tej nadziei. Emi wzrasta otoczona miłością siostry i troską kalijskiej starszyzny, każdego dnia przygotowując się do misji, którą wyznaczyło jej życie. Której będzie musiała podjąć się szybciej, niż ktokolwiek przypuszcza.
Niezwykle barwna opowieść o tolerancji, miłości, uczciwości i odwadze. O tym, że czyste serce, nieskażone pychą i wolne od uprzedzeń, może zmieniać świat.
Książka wyróżniona w V Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren na współczesną książkę dla dzieci i młodzieży.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8208-988-2 |
Rozmiar pliku: | 11 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Źródło biło w samym środku wyspy Ekry, w najwyższym jej punkcie – na szczycie góry, zwanej przez kalijów cudowną.
Nigdy nie wysychało. Jedna łyżeczka jego wody, wylana w najgłębszej jaskini, nawadniała podczas suszy całą wyspę, zaś w czasie zarazy dawała strumieniom moc uzdrawiania.
Cudowna góra była tak wysoka, że jej szczyt tonął w chmurach. Prawie pionowe ściany bez żadnej roślinności, urozmaicone sterczącymi gdzieniegdzie półkami skalnymi, wyglądały jak gigantyczny szary stożek przez pomyłkę wstawiony w zieleń Ekry.
Trzeba było niezwykłych umiejętności i wyjątkowej odwagi, aby w ogóle rozpocząć wspinaczkę na tę górę. I trzeba było być kalijem źródła, aby zaczerpnąć z niego wody.
Najdzielniejsi kalijscy wojownicy co jakiś czas podejmowali próby przyniesienia cudownej wody. Bo dawno nie padało i las nie rodził już tak ochoczo niezwykłych roślin, więc kalijowie – chcąc nie chcąc – musieli zacząć uprawiać ziemię swymi delikatnymi dłońmi. Bo silny wiatr przywiał z dalekich stron wirusa grypy, a kalijowie nie życzyli sobie na grypę chorować. Najdzielniejsi z dzielnych zazwyczaj dawali radę. Wspiąć się. I zejść. Bez wody.
O tym, że wodę z góry może przynieść wyłącznie kalij źródła, wiedzieli już starożytni kalijowie. Kolejne pokolenia próbowały – bo może jednak… Bo po co pracować, skoro można wziąć jedzenie z lasu? Bo po co chorować, skoro można wyzdrowieć z pierwszym łykiem wody ze strumienia? Nic z tego. Kalijskie źródło było nieugięte. Cudowna woda cofała się przed każdym, kto nie był kalijem źródła, a i jemu dawała tylko tyle, ile potrzebne było do uratowania wyspy. Ani kropli więcej.
Dzielni wojownicy opowiadali, że szczyt góry jest zupełnie płaski. Wygląda jak szare koło z niebieską kropką pośrodku. Koło jest tak małe, że z trudem mieści się na nim jeden kalij. A ta kropka to źródło. Gdy ręka wojownika zbliża się do wody – niknie ona w głębi skały, jakby w tunelu. Żaden kalijski wojownik nie jest w stanie zmieścić tam dłoni. Otwiera więc maleńki róg na wodę, przywiązuje go do swojej liny i opuszcza ku źródełku. A ono cofa się i cofa, aż skończy się lina. Dzielny kalij poddaje się więc, zwija linę i rozpoczyna wędrówkę w dół – po górze, z której szczytu nie widać ziemi.Narodziny Emi
Wija, akuszerka, powitała Emi na świecie jak każdego nowo narodzonego kalija.
– Witaj, Piękny, mały kaliju, niech życie będzie dla ciebie łaskawe – powiedziała, podnosząc dziecię w kierunku nieba. Po chwili dodała coś, czego nie mówiła jeszcze nigdy w swoim dość długim już życiu. – Witaj, kalijko źródła, niech twoja misja powiedzie się. Kalijowie cię potrzebują.
Nida, matka Emi, przytuliła małą córeczkę do serca. Patrzyła na niebieskie pasmo we włosach dziewczynki, a z jej oczu płynęły łzy. Chciała dla swojego dziecka zwykłego życia. Tymczasem na barkach tego maleństwa spoczywała odpowiedzialność za losy wszystkich kalijów, a pewnego dnia wyruszy ono na śmiertelnie niebezpieczną wspinaczkę, aby uratować kalijski ród.
O narodzinach kalija źródła Wija musiała poinformować starszyznę. Zwołała ją jeszcze tego samego dnia. Jedenastu kalijów, najbardziej zasłużonych dla rodu, siedziało w kamiennej sali, zastanawiając się, co takiego ma im do powiedzenia dwunasty, najmłodszy z ich grona.
– Czekają nas ciężkie czasy – rozpoczęła Wija.
W sali zaległa cisza. Ciężkie czasy mogły oznaczać suszę, wojnę lub zarazę. Jedenaście par oczu patrzyło na Wiję wyczekująco.
– Narodziła się kalijka źródła – oznajmiła w końcu Wija.
Teraz cisza zamieniła się w harmider. Kalijowie mówili jeden przez drugiego, nikt nikogo nie słuchał.
– Spokój! – krzyknął Rubo. – Spokój! – krzyknął jeszcze raz, mocno uderzając swoją laską w podłogę. – Rozumiem wasze emocje, ale – na moc źródła! – jesteście starszyzną kalijów! Powściągnijcie je!
Kalijowie zamilkli.
Rubo kontynuował:
– Masz rację, Wija, nadchodzą ciężkie czasy. Narodzenie kalija źródła zawsze je zwiastuje. Jednak zwiastuje też coś innego. Ratunek. Wyspa chce dać nam wodę. Będziemy jej potrzebować – i dostaniemy. Musimy tylko odpowiednio wychować kalijkę źródła.