- nowość
Emilia i Tatar - ebook
Emilia i Tatar - ebook
Polska, XVI wiek Decyzja o przymusowym ślubie sprawia, że Emilia Mennicka, zubożała szlachcianka, zaczyna się buntować. Nie wyobraża sobie poślubienia wybranego jej przez rodziców mężczyzny. Kiedy przybywa do majątku narzeczonego, ciągle rozmyśla o ucieczce, a przyszły mąż wręcz ją przeraża. Niespodziewanie zamek zostaje zaatakowany przez Tatarów. Jej rodzice i narzeczony zostają zamordowani, a ona sama porwana. Emilia budzi się na pirackim okręcie i dowiaduje, iż ma zostać podarowana sułtanowi Sulejmanowi. Ku swojemu zdziwieniu odkrywa, że oddziałem tatarskim, przez który zginęli jej rodzice, dowodzi Polak, Piotr. Początkowo niechętna chłopakowi, po poznaniu jego historii, zaczyna go darzyć sympatią. Jej uwagę jednak zwraca przystojny kapitan statku, Francuz Gilles de Monay. Emilia ma nadzieję, że jeden z mężczyzn uratuje ją przed losem sułtańskiej nałożnicy. Trafia jednak do haremu, który okazuje się miejscem pięknym, ale i niebezpiecznym. Jej uroda i inteligencja wzbudzają bowiem nie tylko zachwyt, ale także zazdrość mieszkańców seraju. Czy Emilia odnajdzie się w całkowicie nowym dla niej świecie, akceptując życie w złotej klatce? Czy zapomni o przystojnym francuskim kapitanie? Czy będzie potrafiła odróżnić pożądanie od prawdziwej miłości? Los zaprowadzi Emilię w dalekie strony, czy dziewczyna odnajdzie drogę do domu i do swojego szczęścia? Nowa erotyczna odsłona talentu autorki. Dostaniecie w swoje ręce historię, która wciąga w egzotyczny świat i sprawia, że nie sposób przerwać lektury, dopóki nie pozna się jej zakończenia. Z pewnością się nie zawiedziecie. Ja gorąco polecam! – Justyna Glinka, www.justynaczyta.pl Pełen emocji romans historyczny, który zabierze Was w fascynujący świat Orientu! Znajdziecie tu wszystko to, co kochają czytelnicy: wartką akcję, interesującą fabułę i gorące uczucia! Polecam serdecznie! – Joanna Sobczyk Blog Zapiski przy Kawie Miłość, namiętność, pikantny romans w olśniewającej, lecz niebezpiecznej scenerii. Wyjątkowa, pełna emocji podróż z historią w tle. – Ewa, czytajac_wsrod_kwiatow W „Emilii i Tatarze” Gabriela Feliksik zabiera nas w podróż nie tylko po Polsce i Stambule, ale także, a może przede wszystkim, po niezbadanych meandrach ludzkiej świadomości. Mamy tutaj wszystko. Od akcji i przygody, przez wspaniale nakreślony opis życia i obyczajów mieszkańców haremu, po ogrom emocji, namiętności oraz miłości, zdolnej pokonać przewrotny los. – Lena z kruki.czytaja.po.zmroku Fantastyczna historia, trochę jak w bajce o Alladynie, tylko w wersji dla dorosłych. Ta książka przyprawi Was o szybsze bicie serca i będziecie tak jak ja, kibicować bohaterom, aby w końcu otworzyli się na prawdziwą miłość. – Ania z Żyć nie umierać
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8290-638-7 |
Rozmiar pliku: | 984 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Drogi Czytelniku!
Z całego serca dziękuję za to, że postanowiłeś wyruszyć w podróż czytelniczą z moją książką. „Emilia i Tatar” to opowieść fikcyjna, ale z historią w tle, dlatego zależało mi bardzo na tym, by kilka faktów czy nazwisk znanych z kart historii wpleść w główny wątek. Akcja książki dzieje się częściowo w haremie sułtana Sulejmana. Starałam się bardzo, by wiernie pokazać zasady panujące w tym miejscu, ale też wiele informacji to twór mojej wyobraźni. Na potrzeby tej opowieści wymyśliłam chociażby postać nauczyciela miłości, na którego trafi moja bohaterka. Sam Sulejman zaś, czy jego ukochana żona Hürrem, a także król Francji Franciszek są postaciami autentycznymi, zachęcam do poszukania informacji na temat ich życia, bo gwarantuję, że to są naprawdę interesujące osobowości.
Mam nadzieję, że moja opowieść Ci się spodoba, życzę lektury pełnej emocji, wzruszeń, ale też zabawnej i pouczającej.
Dziękuję za czas poświęcony na czytanie.Rok 1002, Polska
Spoglądała obojętnie na otaczający ją tłum. Zgromadzili się licznie, jedni ciekawi widowiska, jakim było palenie czarownicy, inni współczujący swojej dawnej kapłance. Przychodzili przecież do niej nieraz, prosząc o radę, czy z prośbą o modlitwę. Wierzyli, że bogowie prędzej wysłuchają kapłanki niż zwykłych ludzi. Przyrządzała dla nich zioła, napary miłosne, pomagała niektórym przyjść na świat.
Pomimo młodego wieku odznaczała się mądrością i doświadczeniem jak kapłanki praktykujące latami. Ludzie ufali jej doświadczeniu i umiejętnościom, dlatego do niej przychodzili. Starała się być dla nich wsparciem i ostoją. Ale teraz na twarzach większości z nich dostrzegła strach. Jakby bali się, że wskaże ich, bo korzystali z jej daru albo przeklnie. Nie potrafiła ich nienawidzić za to, że jej nie bronią. Żal jej było tej gawiedzi. Zauważyła też parę starszych ludzi, którzy mieli w oczach smutek. Czuła, że pochwalają jej postawę, zresztą sama była dumna, że nie wyrzekła się swoich bogów i nie poddała się tej nowej religii jak prawie wszyscy wkoło. Ten cały chrześcijanizm zabrał jej to, co kochała najbardziej. Nie tylko jej. Również tym starszym, którzy starali się ją wesprzeć swoją obecnością. Sami pewnie nie wiedzieli, jak się zakończy ich żywot. Musieli się ukrywać. Oddawać hołd dawnym bogom, rozglądając się wkoło, czy nikt ich przypadkiem nie śledzi i nie wyda. Żyli w ciągłym strachu. Chcieli ją ratować, była dla nich nie tylko kapłanką, bo traktowali ją niemal jak córkę. To ona poprosiła ich, żeby nie próbowali jej pomagać. Błagała ich wręcz o to, żeby przeżyli i próbowali zachować wiarę przodków. W końcu tak wielu się od niej odwróciło. Jako kapłanka była przekonana, że póki ludzie wierzą w bogów, ci zawsze będą obecni w ich świecie. A teraz ludzie godzili się na niszczenie świętych miejsc, burzenie posągów i karanie kapłanów i kapłanek, którzy nie chcieli przyjąć nowej wiary. Wiedziała, że część odpuściła sobie walkę o tradycję, wybrała przeżycie, nie umiała ich potępić. Zachowała jednak pewność, że przetrwają też tacy, którzy ocalą starych bogów od zapomnienia. I ucieszyła się, że staruszkowie zdecydowali się towarzyszyć jej w ostatniej drodze. Dostrzegła również jego. Tak bardzo go teraz nienawidziła. Nadal tak przystojny, jak go zapamiętała. Troski przygarbiły wysoką sylwetkę, w ciemnych włosach dostrzegała też pasma siwizny, ale dalej był piękny. Teraz jednak dostrzegała jego wnętrze, więc urodę przyćmiły złe uczynki. Nie robiły na niej wrażenia łzy spływające mu po policzkach. Gdyby naprawdę ją kochał, to nie wyrzekłby się wiary przodków, nie przyjął tak szybko tej nowej religii i nie patrzyłby obojętnie na jej śmierć. Zachowałby się jak prawdziwy wojownik i zrobiłby wszystko, by ją uwolnić. A on płakał. Popatrzyła na niego z pogardą. Wiedziała, że to on ją wydał i to wzbudzało w niej chęć zemsty. To, że w czasie miłosnych uniesień szeptał jej najpiękniejsze i najsłodsze wyznania, nie miało już znaczenia. Nienawidziła go. Bo ją sprzedał. Nawet nie wiedziała za co. Może za ocalenie własnego życia, może za kawałek ziemi czy inne bogactwa. Już jej to nie interesowało. Bogowie obdarowali ją mocą przewidywania przyszłości. Miewała wizje. I to jedna z nich pokazała jej, że jej ukochany, człowiek, któremu dotychczas ufała bezgranicznie, postanowił sprzeniewierzyć ich miłości, by ratować siebie. Stało się to w dodatku w najważniejszym dniu w jej życiu. Wizje pojawiały się najczęściej w najmniej spodziewanym momencie i ta przyszła w czasie narodzin ich dziecka. Maleństwa, które było owocem ich miłości. Miłości, która okazała się nieprawdziwa i którą pokonał jego strach lub żądza pieniądza. Urodziła zdrową dziewczynkę. Zdołała jeszcze wezwać siostrę przebywającą w wiosce nieopodal i poprosić o zaopiekowanie się jej dzieckiem. Sama już nie zdążyła uciec, była zbyt osłabiona porodem. Przyszli po nią na drugi dzień. Uznała, że tak widocznie chcieli bogowie. Nie bała się spotkania z nimi, zwłaszcza że obecny świat coraz mniej sprzyjał wielbieniu ich na Ziemi. Wierzyła, że będzie mogła im służyć po drugiej stronie. Pragnęła jednak sprawiedliwości, a w jej oczach zdrada ukochanego mężczyzny zasługiwała na największą karę. Nie chciała, by kiedykolwiek dowiedział się o dziecku, powinien jednak cierpieć. Dlatego kiedy tylko poczuła płomienie liżące jej stopy, zaczęła szeptać zaklęcie. Umiała to robić, miała wszak w sobie pradawną moc przodków. Widziała po przerażeniu, które pojawiło się na jego twarzy, że słowa docierają do niego. Miała nadzieję, że wryją mu się w pamięć i będą pojawiać się co jakiś czas w jego głowie, do końca jego ludzkiego życia.
Przeklęty niech stanie się twój ród. Umrzesz opuszczony i samotny. Bez rodziny i najbliższych, zubożały i zawistny. Na twój ród klęska przyjdzie, więc nieszczęśliwy on będzie. Klątwa przestanie działać dopiero, gdy czysta miłość na drodze jej stanie.
Zanim Świętosława zamknęła na dobre oczy, miała ostatnią wizję w swoim krótkim ziemskim życiu. Młoda dziewczyna w rozdartej sukni była niesiona przez dziwnie odzianych wojaków, wydawała się spać na ich rękach. Wyraźnie dostrzegała piękne rysy twarzy i kręcone włosy w kolorze zboża, które mieniły się rudawym odcieniem, dokładnie takie same jak jej. Jakby była odbiciem Świętosławy. Obok tego dziwnego orszaku szedł młody mężczyzna. Nie widziała jego oblicza. Po jakieś chwili ta sama dziewczyna odziana w piękną suknię, jakiej kapłanka nigdy nie widziała, stała na środku dziwnej sali, a wkoło tańczyli ludzie. Ten taniec różnił się od znanych Świętosławie tanecznych obrzędów, było w nim jednak coś fascynującego. Spojrzenia wszystkich kierowały się na młodą dziewczynę, obejmowaną przez bogato odzianego mężczyznę. Był przystojny, mógł się podobać, jego uwaga skupiona była jednak tylko na młodej kobiecie, szeptał coś do niej czule. Ta zaś niby kiwała głową na znak, że go słucha, jednak jej oczy wydawały się smutne.
Ogień sięgał już wysoko, jednakże Świętosława nie odczuwała bólu, skupiała się na swojej wizji. Widziała dziewczynę wyraźnie, wyczuwała jej emocje: smutek i zagubienie. Zza kolumny spoglądał na nią młody człowiek. Chyba ten sam, którego widziała w poprzedniej migawce. Miłość, która odmalowywała się na jego twarzy, była tak prawdziwa i piękna, że kapłanka aż się wzruszyła, bo już wiedziała, że to uczucie przegoni ból i smutek panujące w sercu dziewczyny. Prosiła ostatkiem sił, żeby młoda kobieta dostrzegła jego uczucie, żeby nie przegapiła czegoś tak pięknego. Wiedziała, że jej magia jest silna i sprawi, że jej potomkini, która tak była do niej podobna, odnajdzie swoje prawdziwe szczęście.
Spokojna Świętosława zamknęła oczy, była szczęśliwa, że jej córka przeżyje, skoro w wizji pojawiła się kobieta z dalekiej przyszłości. Uspokojona pozwoliła duszy udać się do świata bogów. A kiedy zgasło jej życie, polanę objął niespodziewanie mrok, a z nieba lunął ulewny deszcz, gasząc ogień, który odebrał życie kapłance. Wszyscy obecni na polanie rozpierzchli się błyskawicznie, by schronić się przed deszczem i bojąc się gniewu tak potężnej kapłanki. I tylko młody mężczyzna pozostał na miejscu, klęcząc przy zwęglonych zwłokach. Szeptał przy tym nieprzerwanie jedno zdanie: Wybacz mi, moja ukochana, musiałem.Rok 1520, Polska
– Nie zgadzam się! Nie możecie mi tego zrobić. Baron von Borck wygląda jak pomarszczona świnia, cuchnie od niego, a w dodatku nie jest nawet Polakiem, tylko jakimś Niemcem ledwo znającym dwa słowa po polsku. Nie wyjdę za niego. Nie zmusicie mnie. Nic nie jest warte życia z takim człowiekiem.
– Moja panno! – Hrabia Mennicki surowo popatrzył na swoją jedyną córkę. – Nie masz wyjścia. Rozmawialiśmy już o tym wielokrotnie. Ten ślub sprawi, że nasz rodziny majątek wyjdzie na prostą. Jesteśmy w fatalnej sytuacji. Wiesz, że od wieków w naszej rodzinie próbujemy wiązać koniec z końcem…
– Tak, wiem. Już to słyszałam. Kiedyś byliśmy potężnym rodem, ale nagle zaczęliśmy wszystko tracić, jakby ktoś rzucił na nas jakąś klątwę. Nie wierzę w klątwy. Raczej nieudolne zarządzanie majątkiem sprawia, że nic nie mamy od pokoleń, nie ma co zasłaniać się klątwą. Poza tym kto niby miałby ją rzucić i dlaczego akurat na nasz ród? I to pięćset lat temu?
– Emilio, natychmiast przestań tak odzywać się do ojca. – Matka, dotąd milcząca, popatrzyła na nią surowo. – Wiesz przecież, że tata naprawdę próbował wszystkiego, by żyło nam się dobrze. Jako jedynak dostał w spadku naprawdę niewielki majątek. Dokupił ziemi, powiększając areał, który mu pozostawili rodzice. Posiał zboże. Wprowadziliśmy nawet system trójpolowy. Jedno pole stało ugorem, drugie obsialiśmy wiosną, trzecie późnym latem, żeby się zabezpieczyć odpowiednio. Ta innowacyjna metoda działa u większości włościan. Mieliśmy mieć bardzo dobre plony. Pożar zniszczył wszystko. No a nasi chłopi są leniwi i nic im się nie chce robić. Nawet dobry zarządca nie pomógł. Niektórzy uciekają, inni umierają szybko, wszak to naród ciemny i zabobonny, nie ma więc komu pracować na tej roli. Dlatego szukaliśmy innych rozwiązań niż uprawa roli. Kiedy tata zainwestował w okręt kupiecki pieniądze, które dostałam w posagu, statek zatonął z całym ładunkiem. A jak zdecydowaliśmy się hodować owce, żeby móc wyrabiać odpowiednią wełnę, to tajemnicza zaraza sprawiła, że wszystkie pozdychały. I zamiast sprzedawać wełnę na targu, narobiliśmy sobie tylko kolejnych długów za zakup zwierząt, które nie przyniosły żadnych dochodów. Zamek to ruina, którą od lat próbujemy remontować, ale nie ma na to odpowiednich funduszy. Korzystamy więc z kilku komnat. Nawet służących utrzymujemy tylko paru. Sama widzisz, że to nie nieróbstwo twojego ojca, tylko działanie jakichś sił nieczystych. Może faktycznie to nie żadna klątwa, ale musi w tym maczać palce sam zły. Rodzina ojca od lat boryka się z różnymi problemami i tylko jego zacny tytuł sprawił, że moi rodzice przed laty zgodzili się na nasz ślub. Wiesz dobrze, że pochodzę z kupieckiej rodziny, bardzo bogatej, ale nawet mój posag nie pomógł twojemu ojcu odzyskać majątku należnego mu z urodzenia. Dziadkowie twoi nie żyją, cały interes przejął po nich mój brat. Na niego nie mam co liczyć. Pożyczyliśmy już od niego sporą sumkę, chociażby na twoje wiano, wiem więc, że nie dostaniemy od niego już ani jednego miedziaka. Zresztą oficjalnie mi to powiedział, kiedy się ostatnio widzieliśmy. Jesteś więc naszą jedyną nadzieją. Musisz nam pomóc. I jedyną drogą do tego, byśmy godnie żyli, jest małżeństwo z bogatym i majętnym szlachcicem. Większość znajomych zna naszą sytuację finansową. I chociaż jesteś piękna, chwalą cię wszędzie, to o twoją rękę poprosił jedynie baron von Borck. Bo nikt nie chce się żenić ze zrujnowaną panną! Baron to dobry człowiek, nie możesz oceniać ludzi po wyglądzie, nie tak cię wychowywaliśmy. Poznasz go i przekonasz się, że serce ma szczodre i dobre. Jestem o tym przekonana. Poza tym to naprawdę szarmancki człowiek, nie wiem dlaczego masz o nim takie złe zdanie. To, że jest grubszy, świadczy tylko o jego zamożności. Nie sądziłam zresztą, że jesteś taka próżna, że zwracasz uwagę na wygląd. Wstydź się! W przyszłym tygodniu jedziemy wszyscy do Rohatynia. I dwudziestego maja odbędzie się wasz ślub, czy tego chcesz, czy nie! Nie mamy zamiaru już słyszeć żadnych twoich narzekań!
Hrabina Mennicka aż poczerwieniała od tych krzyków. Kochała córkę, ale uważała ją za zbytnio rozpieszczoną pannę i nie miała zamiaru dać się jej omamić. Ślub Emilii miał się im wszystkim przysłużyć i oczekiwała zrozumienia z jej strony, a nie takiego jawnego sprzeciwu. Dziewczyna wiedziała, że nie ma co liczyć na wyrozumiałość u swojej rodzicielki, spojrzała więc na ojca. Ten przytaknął tylko matce i objął ją z czułością. Serce mu się krajało, że jego ukochana jedynaczka opuści rodzinny dom, ale baron zgodził się ją poślubić właściwie bez posagu, tylko z niewielkim wianem. To było dla nich prawdziwe szczęście. Nie liczyli na tak dobrego kandydata. Rozważali nawet poszukiwania męża wśród stanu mieszczańskiego, wierzyli, że jakiś kupiec skusi się na rękę ich córki, kiedy obiecają mu szlachectwo, wszak można było za odpowiednią opłatą i znajomościami takowe uzyskać, jednakże i wśród znajomych kupców nikt nie wykazywał chęci poślubienia biednej szlachcianki. Brat hrabiny wszystkim zdążył opowiedzieć, w jakim opłakanym stanie jest majątek jego siostry. Parę miesięcy temu baron von Borck odwiedził ich majątek, będąc przejazdem z jakąś tajną misją i poprosił ich o nocleg. Oczywiście został zaproszony do zamku, dostał komnatę i strawę i tak się zachwycił piękną dziewczyną, że z miejsca poprosił o jej rękę. Rodzice byli zdziwieni, ale też niesamowicie zachwyceni tak szczodrą propozycją. Oczywiście baron przedstawił im wszystkie papiery na dowód swojego pochodzenia i obiecał pokaźną sumkę w zamian za rękę córki. A nawet, żeby nie okazać się gołosłownym, zostawił im sporo złota już tego pierwszego dnia, kiedy zgodzili się na ślub. Jedynie młodziutka hrabianka Mennicka była przerażona. Jej się ten człowiek nie podobał od początku. Miał nie tylko odpychający wygląd zewnętrzny, był gruby, brzydko pachniał i był stary, bo skończył już czterdzieści lat, ale przede wszystkim miał coś tak okrutnego w spojrzeniu, że dziewczyna po prostu się go bała. Emilia z płaczem wybiegła z salonu. Miała dopiero szesnaście lat i nie wyobrażała sobie poślubienia tego okropnego starca. Wystarczyło jej tylko jedno spotkanie z tym człowiekiem, kiedy przyjechał oficjalnie prosić o jej rękę w dwa tygodnie później, by nie chciała go już więcej widzieć. Przekonała się wtedy, że nie ma w sobie nic dobrego, oczy jego były zimne i spoglądały na nią obojętnie, a jego wygląd odstraszał. Nie wyobrażała więc sobie, że może z kimś takim spędzić resztę swojego życia. Nie rozumiała też, czemu nikt poza nią nie dostrzega tego zła, które się w nim tliło. Nie tylko wygląd odpychał, Emilia nie wiedziała, jak to się dzieje, ale po prostu wyczuwała złą aurę wokół niego. Wzbudzał w niej strach, dlatego też nie chciała zostać jego żoną. Kochała rodziców, wierzyła, że chcą dla niej dobrze. Ona pragnęła jednak za męża młodego i przystojnego mężczyznę, o dobrym sercu, a nie kogoś, kto wzbudzał w niej wstręt.
– Nie płacz, skarbeńku. – Usłyszała nagle głos swojej ukochanej niani Adelajdy. – Wszystko się ułoży. Może faktycznie on jest stary, ale dobry? I będziesz wieść dostatnie życie u jego boku? To nie wiek świadczy o zgodnym małżeńskim pożyciu ani wygląd…. Ale dobroć, wzajemne poszanowanie i posłuszeństwo mężowi…
– Nianiu, on miał naprawdę straszne spojrzenie… i nie dostrzegłam w nim nic dobrego… Ja to po prostu czuję… Pamiętasz, jak byłam dzieckiem, od razu wiedziałam, w jakim humorze będzie papa albo maman? Jak łatwo nawiązywałam kontakt z każdym zwierzęciem i jak potrafiłam wyczuć, czy służący będzie leniwy, czy też nie? Karciłaś mnie za to, prosiłaś, żebym nikomu nie opowiadała o tym. I cię posłuchałam. Ale te przeczucia są częścią mnie. Wokół tego człowieka wyczuwam zło.
– Bredzisz, dziecko. Nie można wyczuć, czy ktoś jest zły, nie poznawszy go wcześniej. Widziałaś go wszak raptem dwa razy.
– I o dwa razy za dużo. To zły człowiek, nie poślubię go!
Adelajda, choć próbowała przekonać Emilię do zaakceptowania losu i poślubienia barona, sama do końca nie wierzyła w to, co mówi. Służba opowiadała przerażające historie o tym człowieku. Był u nich w odwiedzinach tylko dwa dni, ale to wystarczyło, żeby zostawił po sobie niemiły ślad. Ponoć zaczepiał dziewki, a jedną próbował nawet zniewolić. Powstrzymał go zarządca, bo służka była jego siostrzenicą. Jakiś inny parobek szeptał, że słyszał o tym, iż baron lubi karać młode dziewczyny i lubuje się w zadawaniu bólu swoim poddanym. Te pogłoski o narzeczonym jej ukochanej dziewczynki były straszne, dlatego modliła się mocno, żeby nie okazały się one prawdziwe. Nie mogła straszyć swojej córuchny, jak nazywała Emilię, i ich powtarzać, uznała, że dobry Bóg nie pozwoli jej skrzywdzić. A to, że opowiadano, że hrabia uwielbiał brać dziewki siłą, gwałcił je i przymuszał do okropieństw zabronionych przez kościół, uznała za wymysły i plotki służby powtarzane wieczorami. I wolała nie wspominać nikomu o tych pomówieniach, a zwłaszcza Emilii, nie chciała jej niepotrzebnie wystraszyć. Poza tym hrabia Mennicki również sam nieraz korzystał z usług dziewek, parę z nich zostało potem oddalonych z majątku, gdy stały się brzemienne. Znajdował im jakichś chłopskich mężów, którzy za niewielką opłatą brali te ciężarne kobiety za żony. Wielu się cieszyło nawet, że mogą chować hrabiowskiego bękarta pod swoim dachem. Taki był ten świat. Mężczyźni robili, co chcieli, a rolą kobiety, było się podporządkować. Mężowie mieli żony, ale nikt nie robił im wyrzutów, że od czasu do czasu zniewolili jakąś chłopską córkę czy pannę służącą. Nawet księżom zdarzało się ulec pokusie, o czym się oczywiście głośno nie mówiło, ale kobiecina i z tego zdawała sobie sprawę. Dlatego uznała, że należy zignorować plotki o baronie i cieszyć się, że chce pojąć Emilię za żonę. Wierzyła, że jej podopieczna podda się woli rodziców i potulnie poślubi wybranego dla niej narzeczonego. Stara niania nie przypuszczała jednak, że jej Emilia planuje się wyplątać z tego małżeństwa. Kiedy pozwoliła opiekunce rozczesać sobie włosy, w myślach układała plan ucieczki. Wersji było nawet kilka: albo że ucieknie w czasie powrotu z kaplicy lub uda ciężko chorą i baron nie zechce takowej poślubić, czy znajdzie jakiegoś pięknego młodzieńca, który porwie ją sprzed ołtarza i zapewni dostatnie życie u swojego boku. Emilia bywała marzycielką, dlatego wierzyła, że jej się uda. Uśmiechnęła się nawet, co niania wzięła za znak pogodzenia się jej ukochanej podopiecznej ze swoim losem.
***