- W empik go
Emmy 5 - Upiornego Nowego Roku - ebook
Emmy 5 - Upiornego Nowego Roku - ebook
Emmy wraca do swoich starych przyjaciół i wrogów ze szkoły w Hejresø. Pomimo tego, że Karleager i Hejresø to raczej małe palce u stóp, a nie pępki świata, dzieje się tam o wiele więcej niż by się można spodziewać. No bo... co się robi, kiedy twój rozwiedziony tato-policjant nie ma odwagi powiedzieć mamie, że bierze ślub z Lailą-z-posterunku? Czy można się czuć bardziej obciachowo, niż wtedy, kiedy chłopak, w którym jesteś zakochana woli iść na rocznicę ślubu znajomych rodziców, niż przebywać z tobą? Jak doprowadzić do szału największą lalunię z klasy na szkolnym spotkaniu wigilijnym? Jak skończy się zaproszenie swojej najbardziej alternatywnej i zupełnie nie nudnej koleżanki ze szkoły z internatem – noszącej nieodzowne kabaretki, czarny makijaż i natapirowane na baczność włosy – na świętowanie Nowego Roku w zdecydowanie największej dziurze na świecie (z której się samemu pochodzi)? I ile właściwie dorośli są w stanie zapłacić za kubek kawy?
"Upiornego Nowego Roku" autorstwa Mette Finderup to piąta książka z nagradzanej serii o mieszkającej z mamą nastolatce Emmy, która próbuje znaleźć swoje miejsce w życiu oraz trzymać się jak najdalej od matematyki.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-118-6863-8 |
Rozmiar pliku: | 231 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PONIEDZIAŁEK, 5 GRUDNIA
Zawsze miałam poczucie, że Karleager i Hejresø to odpowiednio zadupia numer 1 i 2 na skalę światową. Poczucie to zmieniło się w podejrzenie po tym, jak moi rodzice się rozwiedli, a ja zaczęłam odwiedzać mojego tatę w Kopenhadze. Teraz jestem już tego pewna. Jakaś tajemnicza siła wyższa musiała zdecydować, że na tej pełnej życia planecie znajdzie się miejsce, gdzie nie będzie się działo absolutnie nic ciekawego, jako przeciwwaga do reszty zdarzeń rozgrywających się w innych częściach świata. Będzie to miejsce, gdzie rzeczy na zawsze pozostaną takie same, nawet jeśli je opuścisz na pół roku. A na miejsce to siła wyższa z niewyjaśnionych przyczyn wybrała szkołę w Hejresø.
Po pierwszym półroczu spędzonym w szkole z internatem, wróciłam dziś do mojej starej klasy. Oczywiście byłam nieziemsko zestresowana tą sytuacją. Chociaż nie miałam wpływu na zamknięcie Szkoły Teatralnej Grønnevangen z powodu galopującego po wszelkich konstrukcjach nośnych grzyba, powrót do starej klasy odebrałam trochę jak porażkę. Spodziewałam się, że wszyscy (oczywiście oprócz Kit) będą o mnie szeptać, a ja znowu będę musiała wspinać się po drabinie popularności, rywalizując z mizdrzącymi się laluniami i molami książkowymi, tak jak musiałam walczyć o swoje miejsce w szkole z internatem. Jednak byłam w błędzie.
Moja stara klasa była dokładnie taka sama jak wtedy, gdy ją opuszczałam pół roku wcześniej. Być może Lisbeth, Ditte, Marie i wszyscy inni stali po prostu w szafie z wielkimi kluczami do nakręcania na plecach, a kiedy pojawiły się plotki, że wracam, nauczyciele ich wyciągnęli i nakręcili, żeby znowu się mogli poruszać?
Czuję się, jakbym weszła do wehikułu czasu i wróciła do czasów sprzed pół roku. Tu się nic nie zmieniło nawet o mikromilimetr. No dobra, Julie S faktycznie _ma_ coś, co przypomina piersi, Heine z rozmiaru jamnika z superkrótkimi nogami rozciągnął się do trzech metrów i czterdziestu centymetrów wysokości, no i do klasy doszedł nowy chłopak, Jannick. Poza tym wszystko wydawało się takie samo, a we mnie w tym czasie zaszło przecież niesamowicie dużo zmian.
„Witamy z powrotem, Emmy. Jesteś... czarnowłosa,” to był jedyny komentarz mojej nauczycielki angielskiego, wręczającej mi zestaw nowych książek z miną, jakby były to co najmniej królewskie precjoza. Jednocześnie poinstruowała mnie, że muszę je prawidłowo obłożyć.
„Tylko żaden świąteczny papier ozdobny. Nie jest wystarczająco gruby. Musisz użyć prawdziwego papieru do obkładania książek,” upomniała. Pokiwałam głową na znak, że rozumiem. Nowe książki w naszej szkole są tak rzadko spotykane, jak kolarz _nie_ jeżdżący nadopingu, a moje wydanie _That’s It!_ na pewno musi doczekać jeszcze moich dzieci i wnuków.
Na duńskim było większe poruszenie, ale w sumie nie jestem pewna, czy podobało mi się to całe zainteresowanie ze strony naszej nowej wychowawczyni. Oficjalnie, stara wychowawczyni, Susanne, została zmieniona, ponieważ zawsze marzyła o pracy w szkolnej bibliotece, jednak podejrzewam, że to marzenie miało spory związek z tym, że po prostu nie miała już dłużej ochoty uczyć, szczególnie naszej klasy. Od powrotu z wycieczki do Szwecji była mocno wycofana i czasami siedziała za biurkiem patrząc na nas z ciekawością pomieszaną ze strachem i obrzydzeniem, uczuciami podobnymi do tych, które towarzyszą mnie i Kit podczas oglądania jakiegoś horroru klasy B. Wydaje mi się, że Susanne ma się znacznie lepiej pośród książek niż pośród żywych ludzi.
O nowej nauczycielce na pewno nie można powiedzieć, że jest nudna jak falki z olejem, tak jak to miało miejsce w przypadku Susanne. Wpadła do sali jak tornado i energicznym ruchem wskoczyła na biurko. Następnie przeszyła nas swoim laserem w oczach, które przykrywał lekko artystyczny nieład blond fryzury na pazia.
– 8A, mam wam coś do powiedzenia – wyznała głosem zupełnie nie pasującym do jej nikłej postury. Chłopcy zaczęli się niespokojnie wiercić na swoich krzesłach. Siedemdziesiąt pięć procent z nich obawiało się, że Iben chce porozmawiać o czymś, czego ONI nie powinni byli zrobić. – Zupełnie zapomniałam założyć moje eleganckie buty – powiedziała Iben i wyciągnęła nogi w swoich supermodnych lnianych spodniach. Na stopach sterczały wielkie, kanciaste gumowce w kolorze khaki, takie same, jak ma mój ojciec. Rozejrzałam się po moich kolegach z klasy. Wyglądali tak, jakby teksty w tym stylu były u Iben czymś normalnym. – Są z Netto. 79 koron – powiedziała i pokręciła głową... albo z powodu swojego zapominalstwa, albo zadziwiających cen w Netto, po czym zeskoczyła z biurka i wzięła kurs na mnie.
– Dzień dobry, Emmy. Oraz witaj z powrotem. Bardzo miło mi cię poznać – powiedziała i wyglądała, jakby mówiła serio. Podała mi rękę na powitanie i mimo że była ona pokryta tak cienką warstwą tkanki tłuszczowej, że z powodzeniem mogłaby uchodzić za „danie fit” na stołówce, jej uścisk miał prawdziwą moc. Miałam wrażenie, że wokół mojej dłoni zacisnęła się paszcza aligatora i w tej samej chwili zrozumiałam dlaczego chłopcy niespokojnie się kręcili. To na pewno wątpliwa przyjemność skończyć w paszczy Iben Svejgaard, kiedy zajdzie się jej za skórę.
Wróciła do biurka, ale ja pozostałam pod ostrzałem:
– Chętnie usłyszymy, jak było w szkole z internatem, Emmy – powiedziała.
Opowiedziałam szybko o szkole i sztuce, którą wystawiliśmy oraz o tym, że szkoła została zamknięta przed czasem, a nas odesłano do domu z powodu ataku pleśni. To nie było chyba moje najbardziej inspirujące „stand-up show” w życiu, bo opowiadałam tę historię już setki razy. Ludziom to jednak wystarczało, bo zazwyczaj nie zadawali więcej pytań. Ale z Iben było inaczej.
– Ale jak się w tym wszystkim odnajdujesz, Emmy? Na pewno poznałaś tam fajnych przyjaciół, a nagle musiałaś się z nimi wszystkimi rozstać, wrócić do domu i zostać nową dziewczyną w swojej starej klasie?
O to nikt nigdy wcześniej mnie nie zapytał. Nawet mama.
– Chyba jest w porządku... – powiedziałam i poczułam nagle, że wcale nie jest w porządku. Oczywiście brakuje mi mojej współlokatorki Rakel i Johana, mojego najlepszego chłopako-przyjaciela, z którym chyba chodzę. Tęsknię za nimi tak bardzo, jak bardzo nie mogę doczekać się świąt.
– Mmm – powiedziała Iben podchodząc do tablicy i wyciągając książki ze skórzanej torby, która bez problemu pomieściłaby całą szkolną bibliotekę Susanne.
Rzuciła książki na biurko i powiedziała:
– Pamiętacie, o czym kiedyś rozmawialiśmy? Mimo że wszyscy różnimy się od siebie, tu, w 8A, jesteśmy jedną drużyną i pomagamy sobie nawzajem. Musicie mi więc przyrzec, że zajmiecie się Emmy, jak należy. Strasznie się wkurzę, jeśli się dowiem, że jej dokuczacie i sama musi się na nowo odnaleźć w tej klasie, lub że jest wykluczona, ponieważ pół roku temu trochę się posprzeczaliście. Rozumiemy się?
Iben chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, że miałam Kit i że w związku z tym nigdy nie będę całkiem wykluczona. Mimo wszystko to bardzo miłe z jej strony, że tak powiedziała... chociaż trochę mnie to także przytłoczyło. Umiem sobie przecież świetnie radzić sama. Jednak dobrze wiedzieć, że trzyma rękę na pulsie i chce nas do siebie zbliżyć, bo w każdej klasie zawsze znajdą się tacy, którzy wyśmiewają i tacy, którzy są wyśmiewani. Czy naprawdę uda jej się to zwalczyć?
Na przerwie po duńskim kilka osób podeszło, żeby ze mną porozmawiać. Ten nowy chłopak, Jannick powiedział, które siedlisko kupili jego rodzice. Byłam ciekawa, jak sobie radzą, bo Ole Sørensen, który był poprzednim właścicielem, nie schodził ze swojego traktora przez 25 godzin na dobę. Kiedy z nim rozmawiałam, zjawiła się Ditte w towarzystwie Lisbeth i Tine. Zatrzymała się obok mnie, a powietrze wokół nas spadło do temperatury poniżej zera, tak że można je było pociąć na kostki lodu i wrzucić do szklanki z colą. Nie widziałyśmy się od czasów nocy sprzed pół roku, kiedy wszyscy wylądowaliśmy na posterunku policji po naszej nocnej kąpieli na pływalni.
Ditte popatrzyła na mnie, jakbym była karaluchem znalezionym w torebce z piankami. Po tym zatrzymała wzrok na moich włosach i powiedziała:
– Wyglądasz do dupy. To najgorzej pofarbowane włosy, jakie kiedykolwiek widziałam.
Matka Ditte jest fryzjerką, więc trzeba jej oddać, że MOŻE znać się na domowym malowaniu włosów. Ale to zupełnie nie o _to_ chodziło. Chodziło o to, żeby podkreślić, że Iben może sobie mówić o trzymaniu się razem w klasie... ale Ditte ma to i tak kompletnie gdzieś.MIEĆ CZY NIE MIEĆ CHŁOPAKA
CZWARTEK, 8 GRUDNIA
Jadę na weekend do taty i okropnie się z tego powodu cieszę, a jeszcze okropniej się denerwuję. Nie z powodu wizyty u taty, bo te są niemal tak przewidywalne, jak pogoda na święta (= zero śniegu). Zazwyczaj wygląda to mniej więcej tak: jadę pociągiem, a potem kolejką do Hvidovre, witam się z tatą i jego dziewczyną Lailą, spędzam czas z pizzą i telewizorem, robię rundkę po Strøget 1 , odwiedzam McDonalda, robię podejście do książki, którą ze sobą przywiozłam, ale się poddaję, oglądam telewizję i wracam do domu. Powodem mojego zdenerwowania jest fakt, że w sobotę mam odwiedzić Johana w Helsingør. Nie widzieliśmy się od zakończenia szkoły, kiedy mnie pocałował. Nie mam pojęcia, jak to jest zobaczyć się po takim doświadczeniu.
Trochę ze sobą od tamtego czasu mailujemy i SMS-ujemy (dobra, przyznaję, siedzę i wgapiam się w ekran telefonu z nadzieją, że jeśli włożę w to wystarczająco dużo wysiłku, nakłonię go do odpisania), ale to takie zwyczajne SMS-y i maile, w żaden sposób nie przypominające wiadomości od zakochanych. Piszę o tym, jak to jest być znowu w szkole, a on opowiada coś o mamie, znajomych i nowej piosence, której się uczy grać na gitarze. Żadne z nas nie ma odwagi wspomnieć o pocałunku... ani o uczuciach, które przewijają się w mojej głowie, bo nie mam bladego pojęcia, jakie uczucia przewijają się przez jego głowę.
Może on wcale nie chce niczego więcej poza tym pocałunkiem? Może nie uda nam się być parą na odległość? A może on też chodzi i myśli sobie, że to ja powinnam zacząć ten temat. Może, może, może. Może zwariuję, jeśli będę o tym dłużej rozmyślać. Albo Kit zwariuje. Moja biedna, najlepsza przyjaciółka musi wysłuchiwać moich rozterek i jest bardzo dzielna, ale prawdę mówiąc, ma już chyba trochę dość na sam dźwięk imienia „Johan”.
Poczułam się naprawdę dorośle, kiedy w końcu napisałam do niego mail, który w całej swej rozciągłości brzmiał następująco:
“Drogi Johanie!
Jadę na weekend do mojego taty. Co powiesz na to, żebym odwiedziła też ciebie?
Serdecznie pozdrawiam,
Emmy”
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.