- W empik go
Enamorada, truskawki i szampan - ebook
Enamorada, truskawki i szampan - ebook
Główna bohaterka, Malwina pozbywa się swoich marzeń po śmierci Stasia, jej męża, który ginie w wypadku w Meksyku. Malwina zamyka ten rozdział w życiu, opuszczając Polskę i udając się do Madrytu. W telewizji widzi program, który prowadzi jej znajoma Ewa w którym młody Polak - Olek Mado pracujący na plantacji w Andaluzji, zostaje oskarżony o zniknięcie niewidomej córki właściciela tej plantacji. Olek czyta na wizji list, który spadł mu pod nogi znikąd, a który jest częścią snu Malwiny. Główne oskarżenia padają z ust matki dziewczyny, zaborczej Andaluzyjki. Malwina jedzie do studia, żeby poznać Olka. Dowiaduje się o nim wielu rzeczy, poznaje jego historię. Ewa wyznaje Malwinie, że kobieta, która wpadła w Meksyku na samochód, w którym zginął jej mąż, była siostrą zaginionej dziewczyny i namawia Malwinę, żeby pojechała do Andaluzji i przyjrzała się rodzinie, w której od lat dzieją się dziwne, niewyjaśnione do tej pory historie.
„Enamorada, truskawki i szampan” to trzecia powieść cyklu Enamorada.
Trzy pokolenia kobiet; Ela (Enamorada), Adela (Zakochana brzmi jak enamorada), Malwina (Enamorada, truskawki i szampan), choć ich życie wygląda na bardzo udane, stają w jakimś momencie przed bardzo trudnym wyborem zmian, które narzuca im los. Każda z moich bohaterek boi się tych momentów, bo zdają sobie sprawę, że nic już w ich stabilnym życiu nie będzie takie samo. Wszystkie trzy kobiety łączą więzy krwi i żadna z nich nie chce powielać metod swoich matek. Trzy różne historie, pokazują jak przekuć nieszczęśliwe zbiegi okoliczności, które zawsze wywołują w nas strach, frustracje, poczucie straty i niechęć do życia, na działanie. Nie zawsze nasze decyzje są słuszne, ale zawsze jest jakieś rozwiązanie. „Enamorada, truskawki i szampan” finalistka konkursu Literacki Debiut Roku 2018.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-951259-1-1 |
Rozmiar pliku: | 605 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Aha, więc to był sen
ktoś myślał o ucieczce
most
przez który nie dało się przebiec
pokój kryjówka
rozgoryczenie
strach
jak zabójca czekał na pozwolenie
satysfakcja
bo dopełnia się przeznaczenie
Aha, sny cechuje
powolność i powłóczenie
pośpiech
nie jest wskazany w przemianach
w przebudzeniu
idioty który zmądrzał
w najkrótszym odcinku czasu
żeby stać się świętym
Aha, to chyba oczywiste
w snach
podobnie jak w literaturze
możesz nie znaleźć tego czego szukasz
nic
oprócz zaskakującej puenty
Elżbieta Walczak
Andaluzja to miejsce, w którym księżyc nie pozwala zapomnieć, że istnieje miłość. Kiedy twój wzrok zatrzyma się kiedyś na nim, właśnie w tym miejscu, pomyśl wtedy, co powiedziałam. Jeśli nie znajdziesz jej tam, to zacznij jej szukać w sobie, bo istnieje. O tym jest ta opowieść.1. O niepamięci i nieświadomej empatii.
Niewiele jest dni, które pamiętam z tamtego okresu. Niektórzy twierdzą, że czas przeszły to lekcje do odrobienia, że bez tego nie będziesz wiedział jak żyć dalej. Jestem pilną uczennicą. Wsłuchiwałam się w swoich mentorów w domu, na studiach, w pracy. W życiu prywatnym, kiedy już dorosłam moim przewodnikiem duchowym i wsparciem był Staś.
Mam na imię Malwina. Nazwiska nie ujawnię, bo historia jest prawie prawdziwa.
Dziennikarstwo pociągało mnie od zawsze. Pamiętam, że wszystko zaczęło się (i skończyło) w Madrycie. Miałam siedemnaście lat, kiedy rodzice realizowali swój kolejny film. Ich serial „Zakochana” to opowieść, która ciągnęła się całymi latami, ale widzowie ją kochali. Chyba pojechali wtedy do Madrytu kręcić jakieś sceny z udziałem hiszpańskich aktorów i zabrali mnie ze sobą. Tam poznałam Ewę. Jest uznaną hiszpańską dziennikarką i tak naprawdę członkiem naszej rodziny. Mama ją uwielbia. Kiedyś dużo razem przeszły. Pamiętam, że zaproponowała mi wtedy udział w jej reportażu o Polce, która przyjechała do Madrytu i zrobiła oszałamiającą karierę jako modelka. Zostałam asystentką Ewy.
Uwielbiałam świat mody. Jako dziecko projektowałam ubiory, tworzyłam kreacje dla swojej rodziny, od tego zaczęłam. Znałam wszystkie liczące się nazwiska w tej branży. Byłam we Włoszech. Mediolan mnie zachwycał, Berlin i Tokio również, ale nie wiedzieć czemu zakochałam się w Barcelonie, która jest sercem mody Półwyspu Iberyjskiego.
W każdym razie w tamtym czasie uznałam, że zostanę jednak dziennikarką. Zdawałam sobie zawsze sprawę z tego, że będzie to trudna droga, ale nawet przez myśl mi nie przeszło, jak bardzo będę musiała walczyć o siebie. Decyzje, które podjęłam w tamtym czasie miały wpływ na teraźniejszość. Na to, że już tego nie chcę. Dopóki będę czuła żal, nie pójdę dalej. Czuję się znużona i obarczona przeszłością.
Wybieraj słowa, które mówią o potrzebie miłości. Potem zacznij je wspierać działaniem.
Poznałam Stasia w warszawskiej kawiarni. Był studentem Filmówki, dorabiał wieczorami jako kelner. Nigdy wcześniej nie miałam żadnego chłopaka. Po raz pierwszy w życiu poczułam, że chcę wyjść za mąż, wyłącznie za niego. Po roku byliśmy już nierozłączni.
Właśnie wtedy pojechałam do Madrytu. Byłam podekscytowana tym, że mogę asystować przy produkcji tak prestiżowego programu, którego oglądalność wynosiła cztery miliony widzów. W zasadzie tylko tyle o tym programie wiedziałam. Całą zasługę przypisywałam Ewie. Od momentu, w którym po raz pierwszy weszłam z nią na plan. To ona czekała z ciastkami na ekipę, nie było odwrotnie. Kiedy doszedł do niej kamerzysta, przytuliła go, jak własnego syna. Biła brawo, kiedy weszła oszałamiająco piękna modelka, z którą miała przeprowadzić wywiad. Nazywała się Milena Kozakiewicz, miała dwadzieścia pięć lat. Trzymałam w ręku scenariusz programu. Wiedziałam, że Ewa będzie pytać o śmierć jej męża i o to, jak sobie poradziła z traumą. Patrzyłam na jej piękną twarz, która błyszczała w jupiterach i zastanawiałam się nad tym, dlaczego życie jest takie dziwne. Daje i zabiera, nie równoważy strat, tylko zmusza do zaczynania wszystkiego od początku. Mąż tej dziewczyny zmarł rok wcześniej, miesiąc po ich ślubie. Miał guza mózgu. Tydzień po jego śmierci zostawiła wszystko w Polsce i wyjechała do Madrytu. Nie miała ze sobą nic, oprócz rzeczy osobistych i bagażu złych wspomnień. Chciałam wtedy przez chwilę być nią. Miałam nieodpartą chęć wiedzieć, co się czuje w takich momentach i jak działa mechanizm przemian wewnętrznych.
Poranki, kwiaty – świadomość, że jesteś. A gdyby cię nie było?
Płakała, kiedy o tym mówiła. I cała widownia razem z nią.
Ludzie kochają szczerość, choć boją się własnych wyznań.
Tego wieczoru oglądalność podskoczyła do siedmiu milionów. Kiedy się żegnały, obie płakały. Ewa nie była typową Oprah Winfrey, ale była równie wpływową i prominentną kobietą w Hiszpanii, chociaż z pochodzenia była Polką. Chciałam się od niej uczyć bycia kobietą sukcesu, dlatego dwa dni później zaprojektowałam dla niej kolekcję sukienek.
Nie mam czasu na spieranie się ze sobą. Wymagam od siebie dużo. I to też jest miłość.
Narysowałam jej twarz, kontur ciała i nałożyłam na to tylko kolor niebieski. Patrzyłam i szukałam jakiegoś punktu odniesienia. Chciałam, żeby wszystko było spójne i pasowało do siebie. „Trzeba zrobić prawdziwe krzesło, żeby na nim usiąść. Trzeba zrobić realne ubranie, żeby się w nie ubrać”. Zadawałam sobie pytania o nią; w jakim rytmie żyje? Jakie ma wartości w sobie? Co kocha bardziej pieniądze czy misję? Jak będzie wyglądać na ulicy w tłumie, jeśli się w to ubierze?
Zmniejszałam jej postać i zwiększałam. Nakładałam papierowe formy i kawałki materiałów w różnych niebieskich odcieniach. Dziś już wiem, że kolor to tylko akcent, dodatek. Trzeba znaleźć niepowtarzalną formę, własny collage. Multiplikowałam, kalkowałam, przetwarzałam potem w komputerze to, co stworzyłam. Nie miała rysów twarzy. Chciałam, żeby jej ciało wyrażało wszystkie znane mi uczucia. Wybrałam trzy: spełnienie, sukces, miłość.
Ktoś powiedział G R Z E C H. Odpowiedziałam N I E P R A W D A.
Była posągowa na tych rysunkach, musiałam ją jakoś ożywić. Sukces kojarzy mi się ze szczęściem. Podobnie jak m i ł o ś ć i s p e ł n i e n i e. Doszłam do lustra, przykładając do siebie materiał w kolorze niebieskim. Wymusiłam na sobie uśmiech i zaczęłam tańczyć. Istniałam. Po prostu istniałam. Byłam autentyczna i szczera. Tak powstała moja pierwsza kolekcja, która odniosła poważny sukces w telewizji hiszpańskiej. Zostałam zauważona.
Zadzwoniłam wtedy do Stasia i powiedziałam mu, że go kocham. Słowo miłość zaczęło nabierać dla mnie nowego znaczenia. Staś powiedział wtedy – Byłby to grzech, gdybyśmy przestali się kiedykolwiek kochać. – Roześmiałam się i pragnęłam, żeby mnie dotykał. Minął rok, a jeszcze się na to nie zdecydowaliśmy. W zasadzie chodziło o mnie. Wydawało mi się, że jest za wcześnie. Nie rozumiałam, czym jest zbliżenie seksualne. Kochałam go za to, że nigdy na mnie tego nie wymuszał. Tego dnia postanowiłam to zmienić.
Miłość, którą czuję w tej chwili, unosi ponad wszystko. Nie wnika w szczegóły, nie ponosi konsekwencji, nie boi się. Po prostu istnieje.
Ta dziewczyna, Milena Kozakiewicz, powiedziała w trakcie wywiadu, że po śmierci jej męża utraciła tożsamość. Czuła się całymi miesiącami, jakby była chora psychicznie. Wypierała wszystkie możliwe wspomnienia z nim związane. Nie dlatego, że go nie kochała dalej, ale dlatego, że te myśli ją paraliżowały. Nie widziała, kim jest naprawdę. Przecież to tylko miłość. Co to ma wspólnego z utratą tożsamości? Mówiła, że w ciągu dnia zajmowała się pracą do utraty tchu. Nocą zżerał ją strach. Dlaczego? Dlaczego wtedy weszłam w jej skórę? Wyobrażałam sobie, co ja bym zrobiła, gdybym utraciła Stasia. Nie znalazłam sensownej odpowiedzi.
Strach nie pozwala oddychać. Nie ma w nim niczego inspirującego.
Po czterech latach od tamtego zdarzenia pobraliśmy się ze Stasiem.2. O kobietach, które kochają do utraty tchu i o mężczyznach, którym serca pulsują w rytmie Jarabe Tapatio.
Byłam dumna i wdzięczna za wszystko, co razem stworzyliśmy. W dniu ślubu obiecałam Stasiowi, że przez pierwsze pięć lat naszego małżeństwa będę z nim przy jego produkcjach filmowych, żeby mu pomóc. Stałam się panią od PR w firmie, którą stworzył. Projektowałam kostiumy do jego filmów, a w międzyczasie pracowałam w telewizji, prowadząc wywiady z gwiazdami show biznesu. W tej rodzinie wszystko kręciło wokół telewizji, seriali i spotkań biznesowych. I zawsze, za każdym razem, w jakimś momencie wydarzały się punkty zwrotne, które zarówno mojej babci, jak i mamie przewracały życie do góry nogami. Kosmos wtedy wariował, a one poddawały się tym wariacjom. Wciągał je w siebie ten wir, zmieniał kierunki, a one zmieniały decyzje o stylach życia, miejscach pracy, upodobania, wiarę – wszystko. Ulatywały z nich wtedy stare tendencje i wybierały nową tożsamość. Obie twierdziły potem, że radykalne zmiany na jakimś etapie są niezbędne. Miałam nadzieję, że w moim życiu będzie inaczej, że utrzymam to, co osiągnęłam i, że moja miłość będzie trwać wiecznie.
Gdyby każdy z nas miał trzy serca, kochalibyśmy całość – przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
Nie wiem, czym jest wiara. Nigdy nie musiałam wybierać żadnego Boga. Nie wiem, kim jest Śiwa, w którego wierzy babcia, ani kim jest Jezus, o którym tyle słyszałam. Mój tato do śmierci swoich rodziców wierzył w opatrzność Matki Boskiej jak większość Hiszpanów. Zbyt dużo stracił, żeby utrzymać tę wiarę.
Na świecie czci się około pięciu tysięcy Bogów. Tylko Twój jest prawdziwy.
Tak uważam.
Gotowałam brązowy ryż basmati na obiad tego dnia. Chciałam sobie zrobić przyjemność i dodałam owoce morza. Zapach przyciągnął do kuchni mojego męża. Wyglądał jak Richard Gere. Podeszłam do niego i włączyłam nasze ulubione tango Gotan Projekt „Santa Maria”. Ryż się przypalał, a my tańczyliśmy, nie zdając sobie sprawy, że spotykamy się po raz ostatni twarzą w twarz z taką namiętnością.
Hay milonga de amor
Hay temblor de gotan
Este tango es para vos
Tydzień później wylądowaliśmy w Meksyku, żeby zrobić dokrętki do nowego filmu Stasia. Od kiedy się poznaliśmy byliśmy w tym kraju trzy razy z różnych powodów. Spotykały nas tam zawsze dziwne przygody. Raz zostaliśmy nawet porwani i wypuszczeni tego samego dnia przez przybranego dziadka mojego taty (nie uwierzycie, bo ja też nie wierzyłam, ale był zwykłym gangsterem. Przybrany dziadek oczywiście).
Poznaliśmy tam polską aktorkę, która robiła karierę, grając w meksykańskich serialach. Przypomniała mi się Milena Kozakiewicz, ta z programu Ewy i jej historia. Tylko że ta historia była zupełnie inna.
Pierwszy raz nasz wzrok spotkał się na plaży. Rozkładałam koc, a Staś w tym czasie zdejmował z siebie wszystko, co miał. Leżała obok wpatrując się w jego nagi tors i uśmiechała się do niego. On odwzajemniał te spojrzenia, prężąc się i wyginając ciało w jej stronę. Stanęłam, opierając ręce na swoich biodrach, mówiąc po polsku.
- No i co się tak gapisz?
- Widziałam was wczoraj na planie – odpowiedziała w tym samym języku.- Cześć, jestem Ada – wstała i podała mi opaloną dłoń.
- Cześć – odburknęłam, ale słowo „przepraszam” nie mogło mi przejść przez gardło.
Staś w zasadzie nie powiedział nic, tylko skinął w jej kierunku głową i poszedł się kąpać. Zostałyśmy same. Rozmowa się nie kleiła, bo słyszałam już tysiące takich bajek; o tym, że się rozpadło małżeństwo. O tym, że świat i środowisko kogoś nie akceptuje i o tym, że w takich sytuacjach najlepiej zmienić swoje życie. Oczywiście przyjechała do Meksyku, bo taki znak dostała od swojego Boga. Ludzie bardzo lubią opowiadać o tym, ile musieli przejść, żeby dotrzeć do miejsca, w którym są. Sama to robię, więc nie zachwycam się cudzymi zwierzeniami. Traktuję już wszystko na zasadzie, że nic mnie nie może zdziwić, ani zaskoczyć. A jednak po tym pobycie w Meksyku stwierdziłam, że Bóg jednak istnieje, ale tylko po to, żeby nam rzucać kłody pod nogi, i żebyśmy potem mogli opowiadać właśnie takie rzeczy. Chwaląc się, jak dzielnie przez wszystko przechodziliśmy.
Ada zaprosiła nas wieczorem do siebie. Rozmawialiśmy o życiu w Meksyku, o filmach i wartościach, jakie niosą ze sobą zmiany. Ja i Stasiu nie musieliśmy niczego jeszcze zmieniać, byliśmy fanami życia chwilą. Nie planowaliśmy. Oczywiście oprócz produkcji filmowych. Może właśnie dlatego prywatnie stawialiśmy na spontaniczność. Nasza rozmówczyni była zaborcza. Trzymała się swoich racji, twierdząc, że związki ograniczają wolność. Jej zdaniem szansa na przeżycie z jednym mężczyzną całe życie jest nikła, bo jak twierdziła, kiedy kończy się namiętność, to za tym idzie umieranie mentalne i brak zainteresowania istnieniem. Cała energia skupia się wtedy na tym, żeby egzystować wygodnie i osiągać coraz więcej dóbr materialnych, i na wychowaniu dzieci. Potem zostajemy z tym dobrem sami, bo nikt nie jest tym zainteresowany oprócz nas. Dzieci tworzą swój świat, a więc na koniec swoich wywodów zadała odwieczne pytanie: po co żyjemy?
- Nie mamy dzieci, piorę rzeczy tylko Malwiny. Podaję jej do łóżka śniadanie w niedzielę. Uprawiamy jogging razem i trzymamy się wtedy za ręce. Nie pamiętam, żebyśmy się kłócili. Pracujemy razem, bo tak ustaliliśmy w dniu ślubu. Przyrzekliśmy sobie, że nie pozwolimy na to, żeby cokolwiek nas rozdzieliło. W zasadzie nie wiem, o czym mówisz. Chyba o tym, że jesteś tak naprawdę nieszczęśliwa, skazując się na samotność w Meksyku. – Nie lubił kobiecego narzekania ani terapeutycznych bzdur o przewartościowaniach w sytuacjach, w których ludziom się wydaje, że związki to ograniczenia i gwóźdź do trumny. - Meksyk – ciągnął dalej swoje rozważania – jest trudnym do życia krajem. Lubię tu spędzać czas, ale nie wiem, czy rozpierałaby mnie duma, gdyby Malwina się ze mną rozstała, a ja podjąłbym decyzję zamieszkania właśnie tu. Co by mi to dało? W zasadzie chciałbym zapytać o to ciebie. Co to dało tobie?
- No przecież cały czas o tym mówię – Ada podniosła do góry ręce, splotła je nad głową, wypinając do przodu biust. Uśmiechając się do mojego męża, powiedziała – Wolność. – Opuściła dłonie, wstała i podeszła do nas kręcąc biodrami w takt sączącej się z radia muzyki. – Umiesz tak? – wyciągnęła w moją stronę ręce, zapraszając mnie do pląsów. – No, nie bój się. Dawaj łapy. Właśnie chcę zobaczyć twój brak ograniczeń.- Podałam jej ręce i wstałam, mając nadzieję, że nie zaczniemy się wszyscy z tej radości rozbierać. Staś na szczęście wyszedł do kuchni. Robiłam, co mi kazała. Kucałam, turlałam się po podłodze i śpiewałam po hiszpańsku słowa jakiegoś hitu.
Staś stanął w drzwiach. Najwyraźniej nie podobał mu się ten widok, bo wyłączył radio.
- Moje drogie panie czas na zmianę, ale tylko lokalu. Widzę, że obie macie nieodpartą chęć poszaleć. Kotłują się w was niezrozumiałe dla mnie emocje. W takim razie zacznijmy wędrówkę, która pozwoli nam odkryć siebie, bo takiej radosnej cię jeszcze nie widziałem – patrzył oczywiście na mnie. - Chciałbym również poznać ten żar, dlatego czekam na was na zewnątrz. Aha, nie zakładajcie, proszę szpilek, bo to będzie długa i męcząca noc.
Pożyczyłam od Ady adidasy. Ona nie potrafiła zrezygnować z siebie, więc wrzuciła do plecaka buty na wysokim obcasie.
- Jesteś gotowa poświęcić dla niego wszystko? – zapytała mnie, tak po prostu.
- Tak, wszystko – odpowiedziałam bez wahania.
Poszliśmy na plażę. Ustaliliśmy, że co godzinę każdy przejmuje rolę mentora i przywódcy. W czasie tej jednej godziny mieliśmy się podporządkować osobie, która będzie zarządzać czasem i resztą (czyli osobami sztuk dwie). Ciągnęliśmy zapałki, żeby ustalić kolejność. Zaczęła Ada(bo to był jej pomysł), potem wypadło na mnie, i na końcu Staś. Celem tej zabawy było poznanie swoich ograniczeń i w ciągu tych kilku godzin nazwanie ich, byśmy mogli wspólnie je przeanalizować, żeby się czegoś nowego dowiedzieć o sobie. Ada wymyśliła zadanie, które mnie absolutnie zaskoczyło (dowiedziałam się dopiero po jakimś czasie, że jest psychologiem). Wyjęła trzy kartki i długopisy.
- W ciągu piętnastu minut wszyscy napiszmy list do Boga. –Zaczęła zupełnie nieinteresująco.
- Nie wierzę w Boga – powiedziałam wprost – Staś też.
- Ustaliliśmy, że wykonujemy polecenia, nie zadając pytań. Podaję każdemu temat. Marcelina, ty masz w tym liście poprosić Go o wsparcie, zaczynając każde zdanie od słów „proszę by”. Staś, ty każde zdanie zaczniesz od słów „pozwól mi na”. Ja od słów „przepraszam za”. Czas start, piętnaście minut.
„Od czego mam zacząć Boże?” - to była pierwsza moja myśli, która mnie zaskoczyła. Pomyślałam o swojej babci i mamie, dlatego zaczęłam od słów;
1.Proszę, by były szczęśliwe, zawsze.
Zatrzymałam się w tym momencie i spojrzałam w górę. Wydawało mi się, że gwiazdy ułożyły się w słowo STAŚ. Pomyślałam o mojej miłości do niego, ale za chwilę chmura zasłoniła niebo.
2.Proszę, byś mnie wspierał, w chwilach słabości i zwątpienia w życie.
Trzecie zdanie napisałam, zupełnie nie zastanawiając się nad sensem tego, co piszę.
3.Proszę, byś pozwolił mi dokonywać właściwych zmian w życiu w sytuacjach, które będą tego wymagały.
Właściwie, to pisałam zupełnie bezwiednie, żeby Adzie zrobić przyjemność. Nie czułam niczego konkretnego i chciało mi się siku, więc przyspieszyłam.
4.Proszę, byś pozwolił mi żyć bez presji i planów.
5.Proszę, byś mnie wspierał, kiedy Jego zbraknie.
6.Proszę, byś nauczył mnie kochać bez tchu, bez zastanawiania się, czy warto.
7.Proszę, byś pozwolił mi wierzyć, w co chcę.
8.Proszę, byś nauczył mnie rozpoznawać prawdę.
9.Proszę, by wszystko niewyjaśnione wyjaśniało się w odpowiednich momentach.
10.Enamorada, truskawki i szampan.
Odłożyłam kartkę i pobiegłam pod inną palmę.
Ponieważ mieliśmy wszystko podsumować na koniec, dlatego kartki wrzuciliśmy do plecaka Ady. Przez kolejne minuty graliśmy w karty w rozbieranego do pasa. Można się było tego spodziewać. Na szczęście mentorka nie kazała zdejmować staników, tylko biżuterię. Mentalnie nie urosłam przez tę godzinę, ale dobrze się bawiłam. Moje zadanie polegało na tym, żeby w ciągu tej godziny każdy opisał swój styl i co go określa; w ubiorze, w zachowaniu, i w każdej dziedzinie życia. Zajęło nam to pół godziny, kolejne pół poprzeciągałam ich ćwiczeniami fizycznymi po plaży.
- Teraz ty – zwróciłam się do Stasia.
- Gdyście wiedziały, że wasze godziny są policzone, co chciałybyście zrobić przed śmiercią? Pytam ogólnie. Interesuje mnie ten temat do nowego scenariusza filmu.
- Chyba że tak. Bo powiało masakrą – Ada wyjęła z plecaka ciastka i wodę. – Nawet mi się podoba. No dobra, to zacznę ja.
Nie pamiętam, o czym wtedy mówiła Ada, ale marzeniem Stasia było zatańczyć Jarabe Tapatio. Kiedy miałam się wypowiedzieć, zaczęłam płakać, dlatego przerwaliśmy grę i poszliśmy do naszej ulubionej knajpki Perricos na margaritę, żeby ostudzić emocje.
Film, który robił Staś, wymagał kręcenia zdjęć w Ruinach Chichen-Itza i na obrzeżach Acapulco, dlatego spędziliśmy w Meksyku prawie miesiąc.
- Masz tu przyjaciół? – zapytałam Adę, która towarzyszyła nam kilka dni na planie.
- Niewielu. W zasadzie nie dlatego, że nie chcę, ale dlatego, że im nie ufam. Mój brak zaufania toczy mnie od wielu lat. Mówiąc szczerze, przeszkadza mi. Ludzie uznają mnie za entuzjastyczną przywódczynię stada. Zawsze, gdzie się pojawię mam koło siebie mnóstwo osób, które chciałyby przebywać ze mną, ale nie odwzajemniam tego entuzjazmu. Jestem zmęczona ludźmi. Chociaż osiągnęłam wiele, nie jestem szczęśliwa. - Wydawała mi się szczera w tych wypowiedziach.- Opowiedz coś o sobie – poprosiła. – Nie patrz tak. Dlaczego rozpłakałaś się, kiedy padło słowo śmierć? Wtedy, na plaży. Boisz się śmierci? Czy tego, że go utracisz? - spojrzała na Stasia, który właśnie przeglądał próbne zdjęcia z planu. – Nie musisz odpowiadać. Śmierć towarzyszy mi od dziecka. Moje życie paradoksalnie zaczyna nabierać tempa, kiedy kogoś tracę. Jakby mówiło; śpiesz się, bo nie wiadomo kiedy będzie koniec. Jest we mnie jakiś podział, jakiś rozdźwięk pomiędzy życiem, które trwa i tym, co następuje, kiedy ktoś umiera. Jakbym cały czas zaczynała od nowa. Pewnie masz ochotę zapytać, kto umiera?
- Tak, chciałabym wiedzieć – odpowiedziałam.
- Najważniejsze osoby w moim życiu odchodzą po kolei. Może właśnie dlatego tu jestem i wcale nie z powodu rozpadu małżeństwa. Nie da się zbudować trwałego szczęścia, bazując na niestabilności uczuć. Moje małżeństwo trwało pięć lat, w ciągu których pochowałam pięć osób, w tym własne dziecko. Już nie szukam odpowiedzi, ale wtedy na plaży byłam bardzo ciekawa, co napiszecie. Przeczytałam i jestem wami zachwycona.
- Nawet nie pamiętam, co napisałam. To ciekawe, co mówisz. Szczerze mówiąc, nie mam czasu nad zastanawianiem się nad śmiercią, bo jestem zajęta życiem. Możesz mi powiedzieć, co napisał Staś. – Byłam bardzo ciekawa, czego tak naprawdę pragnie mój małżonek, zapytany o to spontanicznie w trakcie gry terenowej w Meksyku.
Ada wyjęła kartkę z plecaka i podała mi ją.
Bóg mnie nie oślepia światłością, nie pomaga mi, ani nie przeszkadza. Moją miłość wprawia w ruch zupełnie ktoś inny. ONA. Moja mała M. Dlatego proszę cię;
1.Ziemio, na której teraz siedzę.
2.Palmo, która nade mną szumisz.
3.Pająku, który po mnie chodzisz (dobrze, że nie jesteś tarantulą).
4.Chmuro, która przysłaniasz moje imię.
5.Życiątko, które ściemniasz każdą prawdę.
By żadne zło nie miało do niej dostępu.
Pozwól jej na życie, w którym ty Boże (kimkolwiek jesteś) zasłużysz na jej zaufanie. Pozwól na spełnianie jej prawdziwych pragnień. Pozwól jej smakować, dotykać i wybierać; kiedy będzie pewna, że tego chce.
Najlepszą pochwałą istnienia jest powiedzenie z miłością „Brak mi ciebie”. A Ty nie istniejesz.
To tyle.
P.S. Estoy enamorado moja mała M. Brak mi ciebie, nawet w tej sekundzie.
- Czytałaś? - spytałam Ady i schowałam kartkę do kieszeni w spodniach.
- Samotność Malwina, ciągnie się w moim życiu całymi godzinami. Jest nieustępliwa. Zazdroszczę ci. A może ktoś po prostu powinien mnie przelecieć, bo nie pamiętam, kiedy ostatni raz to robiłam.
Dojechaliśmy do Ruin Chichen-Itza na dwa dni przed odjazdem. Wyjazd był spontaniczny, podobnie jak pomysł na zrobienie kilku scen właśnie tam. Dlatego nie robiliśmy ciśnienia sobie i ekipie.
Sztuka Majów była mocno związana z religią. Majowie zamieszkujący tereny Tabasco, Chiapas, Campeche, Quintana Roo przejęli znajomość kalendarza słonecznego i obrzędowego, zapis dwudziestkowy, zwyczaj stawiania stel (stele upamiętniały dokonania władców, ich wojny, działalność budowlaną oraz wydarzenia religijne). Przywiązywaliśmy ze Stasiem olbrzymią wagę do plenerów (miejsc, w których produkował filmy). Uszyłam aktorkom sukienki z wojownikami, ze słonecznymi motywami i dziwnymi twarzami, których jako dziecko zawsze się bałam. Wszystko było w brązach i w różnych odcieniach zieleni. Wszyscy byli zachwyceni, oprócz mnie. Byłam perfekcjonistką, chwilowo zmęczoną kobietą sukcesu. Udzielaliśmy w tym czasie niezliczone ilości wywiadów, bo film miał być dystrybuowany również w krajach hiszpańskojęzycznych, dlatego perfekcja była uzasadniona.
Dotarłam do takiego miejsca w swoim myśleniu, w którym uznałam, że żyję zupełnie tak samo, jak moi rodzice. Byłam kolejnym pokoleniem świata show biznesu, tylko tyle. I właśnie tego dnia zastanawiałam się dlaczego? Patrzyłam na amulety, które wisiały na szyjach naszych kamerzystów, na budowle, na niebo, które od dawna było dla mnie pustą przestrzenią. Chociaż kochałam do utraty tchu, poczułam zmęczenie i nieodpartą chęć życia w inny sposób.
- Teraz Jarabe Tapatio! – krzyknął Staś.
Na napisach końcowych miał się ukazać ten taniec i pieśń w wykonaniu Mariachi Galletas. Mieli na sobie białe charro. Do grona przystojnych tancerzy dołączyły piękne Meksykanki. Jedna z nich usiadła w fotelu i podkuliła nogi pod siebie, przywoływana na plan zupełnie nie reagowała.
- Pieprzony dzień – usłyszałam głos jednego z tancerzy.
Tancerka zaczęła szlochać.
- Co się dzieje? – spytałam.
- Rano umarła jej matka – Mariachi powiedział to takim tonem, jakby ten fakt nie miał żadnego znaczenia. – Życie. Poza tym przestała jeść mięso. Wygląda, jakby nie miała siły walczyć. Obawiam się, że może sobie zrobić krzywdę – zaczesał włosy do tyłu i podszedł do niej.
Głośno oboje rozmawiali, ale nie byłam w stanie usłyszeć słów. Dziewczyna wstała i podeszła do Stasia.
- Wezwijcie karetkę! -krzyknął.
Widziałam, jak osuwa się na ziemię. Podbiegłam do nich, sprawdziłam jej puls, nie wyczuwałam go. Jej niebieskie oczy były skierowane ku niebu. Karetka przyjechała zbyt późno. Zmarła na atak serca. Kiedy ją zabrali, nie byłam w stanie się ruszyć, nawet niczego sensownego powiedzieć.
- To sztuczki Majów. – Powiedział, któryś z tancerzy. – Śmierć w tym miejscu oznacza kłopoty. Panie reżyserze – zwrócił się do mojego męża – zróbmy to, po co tu przyjechaliśmy. Nakręćmy sceny, bo to was kosztowało sporo dinero i spierdalajmy stąd.
Rzeczywiście, zapłaciliśmy majątek za pozwolenie kręcenia w tym miejscu. Zarządziliśmy godzinną przerwę. Dziwiło mnie, że nikt z meksykańskiej ekipy nie płakał, nie zadawał pytań. Mężczyźni przechadzali się, paląc cygara, omawiali swoje sprawy. Kobiety mówiły wyłącznie o tym, że to wina jej kochanka, który ją rzekomo doprowadził do takiego stanu. Przestał mnie cieszyć pobyt w tym kraju, to było moje odkrycie. Jakaś prawda, która przyszła znikąd. Jakby coś się wyjaśniło. Mianowicie to, że zawsze, kiedy tu jestem, czuję się dziwnie, nieswojo, a mimo wszystko tu wracam z jakiegoś powodu. To samo Staś.
- Mam ochotę to walnąć, zostawić i nie kręcić już nigdy żadnego filmu – powiedziałam do niego.
- Wiem, nakręćmy to cholerne jarabe i jedźmy już do domu – podszedł do kamery i zarządził koniec przerwy.
Kobiety tańczyły, jakby utraciły zmysły. Mężczyźni tylko pulsowali w rytm (cholernego) Jarabe Tapatio.
Są takie dni, kiedy nie mam ochoty na przejażdżki w kierunku oceanu.
Ta ocena nie ma nic wspólnego z Majami ani z niczym innym. Po prostu są takie dni, kiedy rzucane ci są pod nogi wszystkie możliwe kłody.
Pijany Meksykanin w czasie tańca dorwał się do naszej kamery, która wpadła do studni. Ta z kolei okazała się pusta. Zszedł więc do środka po linie i siedział tam, krzycząc, że powinna go spotkać kara i zostaje, jak twierdził „na zawsze”. Spędził tam dobre pół godziny, w końcu zszedł do niego ktoś z ekipy. Facet leżał nieprzytomny, bo zasłabł ze strachu. Tego dnia wzywaliśmy karetkę po raz drugi. I tak naprawdę „Meksyk” zaczął się dopiero teraz.
Ada zniknęła. Nie było jej, kiedy wróciliśmy do domu, ani jej rzeczy. Kartka, którą znaleźliśmy na stole w kuchni, nic nie wyjaśniała. Widniał na niej wpis „Miło was było poznać. Żegnajcie. Klucze zostawcie u Margarity”. – to jej sąsiadka. To było wszystko, na co ją było stać, po miesiącu znajomości. Telefon oczywiście nie odpowiadał, ale nie spinaliśmy się na to, żeby ją gonić lub poszukiwać. Mieliśmy wylecieć stamtąd za dwa dni. Staś przeglądał materiały z planu, ja leżałam jak kłoda na zimnej posadzce i wydawałam z siebie dziwne dźwięki ze zmęczenia, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Stanęłam w nich smutna, ociężała, poczochrana i nieumyta po całym dniu ciężkiej harówy. Wysoki, kruczoczarny, muskularny, żeby nie powiedzieć piękny Meksykanin, uśmiechał się do mnie, trzymając w ręku nóż.
- Mogę, seńora Ada? – zapytał.