Entliczek pentliczek - ebook
Entliczek pentliczek - ebook
W studenckim pensjonacie przy Hickory Road 26 nic nie idzie tak, jak powinno.
Tak przynajmniej sądzi pani Hubbard, siostra sekretarki Herkulesa Poirota. Najpierw giną przypadkowe, zdawałoby się, przedmioty, a później giną zupełnie nieprzypadkowi, jak się okazuje, ludzie. Co za hańba dla domu studenckiego!
Na szczęście w pobliżu jest Poirot, a Poirot zna związek między stetoskopem a autostopem.
W tle powieści psychoanaliza, komunizowanie i inne nie tak odległe echa lat 50. minionego stulecia.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-271-5360-9 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Herkules Poirot zmarszczył brwi.
– Panno Lemon – powiedział.
– Słucham, monsieur Poirot?
– W tym liście są trzy błędy.
W jego głosie brzmiało niedowierzanie. Panna Lemon bowiem, ta szkaradna i kompetentna kobieta, nigdy nie robiła błędów. Nigdy nie była chora, nigdy zmęczona, nigdy zdenerwowana, nigdy niedokładna. Innymi słowy, z praktycznego punktu widzenia, nigdy nie była kobietą. Była maszyną – sekretarką doskonałą. Wiedziała wszystko, ze wszystkim dawała sobie radę. Kierowała życiem Herkulesa Poirota, tak że ono również funkcjonowało jak maszyna. Hasłem Herkulesa Poirota od wielu lat były porządek i metoda. Dzięki George’owi, lokajowi doskonałemu, oraz pannie Lemon, sekretarce doskonałej, porządek i metoda rządziły niepodzielnie jego życiem. Teraz, kiedy wypiekano nie tylko okrągłe, ale także kwadratowe placuszki, nie miał absolutnie żadnych powodów do narzekań.
Tymczasem dzisiejszego ranka panna Lemon zrobiła trzy błędy przy przepisywaniu najprostszego pod słońcem listu i, co więcej, nawet tych błędów nie zauważyła. Gwiazdy zatrzymały się w swoim biegu.
Herkules Poirot pokazał jej rzeczony dokument. Nie był zły, był po prostu zdumiony. Nic takiego nie miało prawa się wydarzyć – a jednak się wydarzyło.
Panna Lemon wzięła list. Popatrzyła nań. Po raz pierwszy w życiu Poirot zobaczył, że się zarumieniła: ciemny, brzydki, nietwarzowy rumieniec zabarwił jej oblicze aż po korzonki gęstych siwawych włosów.
– Ojej – powiedziała. – Nie potrafię wyjaśnić, jak... chociaż owszem. To z powodu mojej siostry.
– Pani siostry?
Kolejny szok. Poirotowi nigdy nie przyszło do głowy, że panna Lemon ma siostrę. Jak również, skoro już o tym mowa, że mogłaby mieć ojca, matkę czy nawet dziadków. Panna Lemon tak dalece przypominała produkt fabryczny, precyzyjny instrument – by tak rzec – że podejrzewanie jej o jakieś uczucia, zmartwienia, rodzinne kłopoty, wydawało się czystym absurdem. Wiadomo było, że panna Lemon poza godzinami pracy całym sercem i umysłem oddawała się doskonaleniu nowego systemu klasyfikowania akt, który miał zostać opatentowany pod jej nazwiskiem.
– Pani siostry? – powtórzył więc Herkules Poirot z nutką niedowierzania w głosie.
Panna Lemon energicznie skinęła głową.
– Tak – odparła. – Chyba nigdy panu o niej nie wspominałam. Prawie całe życie spędziła w Singapurze. Jej mąż zajmował się tam interesami.
Herkules Poirot ze zrozumieniem pokiwał głową. Wydało mu się właściwe, że siostra panny Lemon większość życia spędziła w Singapurze. Po to istniały takie miejsca jak Singapur. Siostry kobiet z gatunku panny Lemon wychodziły za biznesmenów w Singapurze, tak aby panny Lemon tego świata mogły z precyzją mechanizmu zajmować się sprawami swoich pracodawców (i oczywiście obmyślaniem systemów klasyfikowania akt w chwilach wytchnienia).
– Pojmuję – powiedział. – Proszę kontynuować.
– Cztery lata temu została wdową. Nie mieli dzieci. Kiedy wróciła do Londynu, udało mi się załatwić jej bardzo miłe mieszkanko z komornym w granicach rozsądku.
(Oczywiście pannie Lemon musiała się udać ta prawie niemożliwa do załatwienia rzecz).
– Jest nieźle sytuowana, choć pieniądze nie mają już tej wartości co dawniej, ale siostra nie ma ekstrawaganckich wymagań i przy rozsądnym gospodarowaniu powinno jej wystarczyć na wygodne życie.
Panna Lemon zrobiła pauzę, po czym ciągnęła dalej:
– Tyle że, mówiąc prawdę, czuła się samotna. Długo nie mieszkała w Anglii, nie miała dawnych znajomych i przyjaciółek, no i oczywiście miała masę wolnego czasu. Tak więc kilka miesięcy temu powiedziała mi, że myśli o przyjęciu tej posady.
– Tej posady?
– Przełożonej, chyba tak to się nazywa, czy gospodyni w domu dla studentów. Jest on własnością pewnej kobiety, półkrwi Greczynki, która chciała, żeby ktoś jej to poprowadził, zajął się zaopatrzeniem i dopilnował, aby wszystko szło jak należy. Jest to staroświecki obszerny dom na Hickory Road, jeśli pan wie, gdzie to jest. – Poirot nie wiedział. – Kiedyś była to dość elegancka dzielnica i domy są solidnie zbudowane. Siostra miała dostać bardzo miłe pomieszczenie, sypialnię, salonik i maleńką łazienkę wraz z kuchenką dla siebie...
Panna Lemon przerwała. Poirot chrząknął zachęcająco. Jak dotąd, nic w opowieści nie zapowiadało katastrofy.
– Sama nie byłam pewna, czy to jest najsłuszniejsza decyzja, ale dostrzegałam siłę argumentów mojej siostry. Nigdy nie należała do ludzi, którzy lubią siedzieć cały dzień z założonymi rękami, jest kobietą bardzo praktyczną, dobrą organizatorką, poza tym nie myślała przecież inwestować w to pieniędzy ani o niczym podobnym. Było to po prostu płatne zajęcie, z niewysoką pensją, ale na tym jej nie zależało, nie wchodziła też w grę żadna ciężka praca fizyczna. Zawsze bardzo lubiła młodzież i umiała z nią postępować, a spędziwszy tyle czasu na Wschodzie rozumie różnice rasowe i to, że ludzie są czuli na tym punkcie. Bo w tym pensjonacie mieszkają studenci różnych narodowości, przeważnie Anglicy, ale niektórzy z nich, jak rozumiem, kolorowi.
– Naturalnie – wtrącił Herkules Poirot.
– Połowa pielęgniarek w naszych szpitalach dzisiaj jest czarna – dodała panna Lemon niepewnie. – Podobno są o wiele milsze i troskliwsze od Angielek. Ale to nie ma nic do rzeczy. Omówiłyśmy ten projekt gruntownie i siostra przeprowadziła się do tego domu. Żadnej z nas nie spodobała się specjalnie właścicielka, pani Nicoletis, osoba o bardzo nierównym usposobieniu, czasami czarująca, a czasami, przykro mi to mówić, wręcz przeciwnie, przy tym jednocześnie i skąpa, i niepraktyczna. Gdyby jednak umiała sobie sama dać radę, nie potrzebowałaby pomocy. Moja siostra nie należy do ludzi, którzy przejmują się cudzymi humorami i dziwactwami. Potrafi stawić czoło każdemu i nie cierpi niedorzeczności.
Poirot przytaknął. W tej charakterystyce siostry panny Lemon dostrzegał niejakie podobieństwo do „swojej” panny Lemon: pannę Lemon, którą nieco złagodziły małżeństwo i klimat Singapuru, niemniej kobietę z takim samym twardym rdzeniem zdrowego rozsądku.
– Zatem siostra przyjęła tę posadę? – zapytał.
– Tak, wprowadziła się na Hickory Road 26 jakieś sześć miesięcy temu. W sumie lubiła swoją pracę i uważała ją za interesującą.
Herkules Poirot słuchał. Jak dotąd, przygoda siostry panny Lemon nie sprawiała wrażenia mrożącej krew w żyłach.
– Jednak od pewnego czasu siostra się bardzo martwi. Bardzo poważnie się martwi.
– Dlaczego?
– Widzi pan, monsieur Poirot, nie podoba jej się to, co się tam dzieje.
– Tam są studenci i studentki? – delikatnie zapuścił sondę Poi-rot.
– Ach nie, monsieur Poirot, nie o to mi chodzi! Zawsze jest się przygotowanym na kłopoty tego rodzaju, można ich oczekiwać! Nie, widzi pan, zaczęły ginąć pewne przedmioty.
– Ginąć?
– Tak. I to dziwne przedmioty. I wszystkie w dość niezwykły sposób.
– Mówiąc, że ginęły przedmioty, ma pani na myśli, że zostały ukradzione?
– Tak.
– Czy zawiadomiono policję?
– Nie. Na razie nie. Siostra ma nadzieję, że może nie będzie to konieczne. Bardzo lubi tych młodych ludzi – to znaczy niektórych – i raczej wolałaby sama wyjaśnić sprawę.
– Tak – powiedział Poirot w zamyśleniu. – Doskonale to mogę zrozumieć. Ale to nie tłumaczy, jeżeli pani pozwoli, pani niepokoju, który, jak się domyślam, jest odzwierciedleniem niepokoju pani siostry.
– Nie podoba mi się ta sytuacja, monsieur Poirot. Zupełnie mi się nie podoba. Trudno mi oprzeć się wrażeniu, że dzieje się coś, czego nie rozumiem. Żadne zwyczajne wytłumaczenie nie wyjaśnia wszystkich faktów, a naprawdę nie potrafię sobie wyobrazić, jak można by je inaczej wytłumaczyć.
Poirot kiwał głową w zamyśleniu.
Piętą achillesową panny Lemon była zawsze wyobraźnia. Nie posiadała jej za grosz. W sferze faktów była niezwyciężona. W sferze domysłów traciła grunt pod nogami. Obcy był jej stan umysłów ludzi Corteza na szczycie Darien.
– Nie chodzi o zwyczajną drobną kradzież? Może jakiś kleptoman?
– Nie przypuszczam. Przeczytałam, co piszą na ten temat – powiedziała skrupulatna panna Lemon – w Encyclopaedia Britannica i w pewnym dziele medycznym. Nie przekonało mnie to.
Herkules Poirot milczał przez półtorej minuty.
Czy miał ochotę zajmować się kłopotami siostry panny Lemon oraz namiętnościami i zmartwieniami wielojęzycznego domu studenckiego? Irytujące byłoby jednak i bardzo niewygodne, gdyby panna Lemon nadal popełniała błędy przy przepisywaniu jego listów. Powiedział sobie, że jeśli miałby się angażować, to jedynie z tego powodu. Nie przyznawał się sam przed sobą, że ostatnio dosyć się nudził i że pociągała go właśnie błahość sprawy.
– „Pietruszka wtapiająca się w masło w gorący dzień” – mruknął pod nosem.
– Pietruszka? Masło? – panna Lemon wyglądała na zbitą z tropu.
– Cytat z jednego z waszych klasyków – odparł. – Niewątpliwie znane są pani przygody, nie mówiąc już o wyczynach Sherlocka Holmesa.
– Chodzi panu o te towarzystwa z Baker Street i tym podobne – wykrzyknęła panna Lemon. – Dorośli mężczyźni zajmujący się takimi głupstwami! Ale to właśnie typowe dla mężczyzn. Jak te elektryczne kolejki, którymi potrafią się bawić bez końca. Nie mogę powiedzieć, żebym kiedykolwiek miała czas na przeczytanie którejś z tych historii. Kiedy mam czas na czytanie, co zdarza się nieczęsto, wolę książkę doskonalącą umysł.
Herkules Poirot skinął głową z wdziękiem.
– Co pani na to, panno Lemon, żebyśmy zaprosili tu pani siostrę na jakiś stosowny poczęstunek, może poobiednią herbatkę? Mógłbym może służyć jej skromną pomocą.
– To bardzo uprzejmie z pana strony, monsieur Poirot. Naprawdę bardzo uprzejmie. Siostra jest zawsze wolna po południu.
– W takim razie, powiedzmy jutro, jeśli zechce to pani zorganizować.
W odpowiednim czasie wierny George otrzymał polecenie, aby podać kwadratowe placuszki obficie polane masłem, harmonizujące kształtem kanapki oraz inne odpowiednie składniki wystawnego angielskiego podwieczorku.