Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Epidemia uczuć - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 marca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
35,90

Epidemia uczuć - ebook

Zaraza, która zbiera krwawe źniwo nawet po latach, i uczucie, które pragnie się jej przeciwstawić... W życiu Magdy, dwudziestolatki, która wkrótce ma rozpocząć studia medyczne na prestiżowej uczelni, nie ma miejsca na spontaniczność i porywy uczuć. Matka dziewczyny jedną decyzją burzy cały jej poukładany świat – wyjazd do małej miejscowości na drugim końcu Polski i zajęcie się rękodziełem zakrawa na szaleństwo nie tylko w oczach córki, ale i męża. Choć nie padają słowa o rozwodzie, Magda obawia się, że rozłąka prędzej czy później doszczętnie zniszczy jej rodzinę. Wbrew rozsądkowi postanawia dołączyć do matki, a następnie sprowadzić w nowe miejsce również ojca. Nie ma pojęcia, że ta decyzja całkowicie przewartościuje jej priorytety. Kiedy dziewczyna poznaje Daniela, nastolatka mieszkającego z paczką znajomych w domu pośrodku lasu, doświadcza całej palety intensywnych uczuć, które do tej pory były jej obce. Niestety przeszłość chłopaka, owiana tajemnicą, może przekreślić szczęście zakochanych. Kim są młodzi ludzie zamieszkujący leśne osiedle? Czy epidemia ospy sprzed wielu lat ponownie zbierze krwawe żniwo?

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-83-67024-70-9
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Od autorki

Książka nie stanowi wiernego odzwierciedlenia wydarzeń z 1963 roku, kiedy we Wrocławiu wybuchła epidemia ospy prawdziwej – jedna z ostatnich w Europie. Opisana historia jest wytworem mojej wyobraźni. To, co wydarzyło się przed laty, było dla niej luźną inspiracją. Zmieniony został także czas akcji. Jednocześnie pragnęłam, by Epidemia uczuć posiadała charakterystyczny dla mojej twórczości pierwiastek czegoś niewytłumaczalnego, trudnego do objęcia rozumem. Mam nadzieję, że to połączenie przypadnie Wam do gustu. Książka powstała i została przesłana wydawcy przed wybuchem pandemii COVID-19. Nie jest wyrazem moich poglądów na temat tej choroby.1

Kiedy z torebki Magdaleny kieszonkowe lusterko wypadło wprost na ulicę i rozbiło się na małe kawałki, dziewczyna nie przypuszczała, że już niebawem to samo stanie się z jej uporządkowanym życiem. Największe części postanowiła wyrzucić do kosza na śmieci, mniejsze pozostawiła na bruku. Gdy schyliła się i spojrzała w dół, zobaczyła kilkanaście małych odbić szarej dziewczyny – tak właśnie o sobie myślała. Mysi blond jej długich, sięgających pośladków włosów, twarz bez wyrazu, gdzieniegdzie poprzecinana młodzieńczym trądzikiem. Jedna z wielu. Ginąca w tłumie. Niezwracająca na siebie uwagi. A już z pewnością nie urodą, którą często – za jej plecami – nazywano pospolitą. Za to intelekt był jej mocną stroną, temu nikt nie miał nic do zarzucenia. Nie była jednak pewna, czy to rzeczywiście intelekt. Może tylko wytężona praca, którą wielu określało jednym słowem: zakuwanie. Przesunęła po raz ostatni stopą po kruchych drobinkach i pobiegła na przystanek autobusowy. Nie była przesądna, nie odziedziczyła tej cechy po mamie. Jednak przez moment pomyślała, że na szczęście pozostał jej amulet: łapacz snów zrobiony przez rodzicielkę kilka lat temu, gdy miała problemy z samotnym spaniem we własnym pokoju. Towarzyszył jej zawsze i wszędzie. Nawet kiedy wyjeżdżała z domu, zabierała go ze sobą. Jej talizman. Mało kto wiedział, że nie jest to tylko zwyczajna ozdoba pokoju. Pewnie dla niektórych był jedynie kółkiem z koralikami i piórkami. I – co oczywiste – u takich osób przedmiot ten nigdy nie pełniłby funkcji, do której został stworzony. Magda wierzyła, że wyłapywał jej złe sny i myśli, które dzięki niemu ginęły, nim obudziła się następnego ranka. To on sprawiał – w przekonaniu dziewczyny – że zapamiętywała tak wiele dobrych i pięknych sennych wizji. Niektóre zapisywała w specjalnym notesie, który także dostała od mamy. Kobieta przekonywała, że ich analiza pomoże podjąć właściwe decyzje i znaleźć wskazówki dotyczące dalszego postępowania. Matka wiele razy powtarzała, że zrobiony przez nią łapacz snów jest tarczą w walce ze złem, rodzącym się w ludzkich umysłach. Magda postanowiła przyjąć otwartą postawę wobec tych wyjaśnień. Wierzyła, że dzięki temu amulet spełnia swoje zadania nad wyraz dobrze. Żadne rozbite lusterko nie miało prawa tego zmienić.

Magda wracała z uczelni. Do rozpoczęcia pierwszego roku studiów na prestiżowym Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego pozostało jeszcze kilkanaście dni. Jednak wzorowa uczennica, stypendystka prezydenta, laureatka kilku konkursów przedmiotowych pragnęła należycie się przygotować – spisać wszelkie informacje, dopełnić ostatnich formalności. Rozpierała ją duma. Wszak nie każdy może pochwalić się takim świadectwem ukończenia liceum i świetnymi wynikami z matury. Co prawda była starsza o rok od swoich kolegów i koleżanek z klasy: matce zamarzyła się podróż po Polsce, kiedy Magda miała siedem lat. Udało się wtedy uzyskać odroczenie obowiązku szkolnego. Nie uważali z ojcem, by mała cokolwiek traciła. Wręcz przeciwnie – doświadczenia, które wówczas zdobyła, bardzo pomogły jej także w edukacji.

Dziewczyna do tej pory nie wiedziała, czy jej wybór kierunku studiów był słuszny. Może trochę chciała zaimponować ojcu, to on skierował jej kroki ku medycynie. Matka – w duszy artystka, zawodowo nauczycielka – dawała jej wolną rękę. Magdalena była dobra ze wszystkich przedmiotów. Żadnego z nich „nie czuła” bardziej od pozostałych. Mama zapewniała: nic złego się nie stanie, jeśli po roku Magda dojdzie do wniosku, że medycyna to nie jej bajka i zdecyduje się na zmianę. Miała więc komfort psychiczny, nie odczuwała presji.

Siedząc w autobusie, przypatrywała się z zaciekawieniem parze zakochanych, tak innej od niej i Filipa… Całowali się namiętnie, nie zważając na nienawistne spojrzenia pasażerów. Obrzydzało ją publiczne okazywanie sobie uczuć. Uważała je za brak klasy i dobrego wychowania. Mimo wszystko zazdrościła tym dwojgu pasji i pożądania, których ona nigdy nie zaznała. Z Filipem znali się od dziecka. Parą zaczęli być na początku podstawówki. Oboje najlepsi w klasie, ich matki znały się z pracy. Potem razem przez całe liceum… Ile to już lat? Był bez wątpienia jej najlepszym przyjacielem. Mogła chłopakowi o wszystkim powiedzieć i wypłakać mu się w rękaw. Razem uczyli się do matury i razem jeździli na rowerach, gdy tylko mieli chwilę wolną od zakuwania. Tylko że wkroczyli już w dorosłość – a nadal w „tych sprawach” do niczego między nimi nie doszło. Tak, całowali się. Czasami. Ot, cała ich namiętność. Mało tego: nigdy nie rozmawiali o tej sferze swojego życia i związku. Magda bała się go urazić. On nigdy nie przejawiał zainteresowania tematem. Upomniała samą siebie w myślach, że znów zabrnęła w te rejony… Dobrze jest, jak jest – zawsze to sobie powtarzała.

Wysiadła na osiedlu, gdzie mieszkali z rodzicami we trójkę. Mrozowscy wprowadzili się do tego niewielkiego mieszkania – z przechodnim salonem, sypialnią, małą kuchnią i maciupeńkim drugim pokojem – jeszcze przed jej urodzeniem. Lubili podróżować, więc nigdy nie zainwestowali w większą nieruchomość. Tutaj było im bardzo dobrze. Sylwia, mama dziewczyny, miała blisko do pracy. Biuro Jacka, ojca Magdy, znajdowało się kilka przystanków dalej.

Kraków był dobrym miejscem do życia, choć rzeczywiście zimą zanieczyszczenie powietrza stawało się z każdym rokiem coraz bardziej uciążliwe.

Przed jej blokiem czekał Filip. Nie umawiali się, więc była zaskoczona. Chłopak był typem, który wszystko ma zaplanowane z najdrobniejszymi szczegółami i nie znosi zmiany planów. Czasem podejrzewała go nawet o jakieś zaburzenie ze spektrum autyzmu – tak bardzo uwielbiał planować. A jednocześnie irytował go każdy przejaw spontaniczności.

– Cześć, Magda – zaczął, cmokając ją delikatnie w policzek.

– Cześć. Coś się stało? – nie kryła zdziwienia.

– Myślałem, że ty mi powiesz. Dzwoniła twoja mama i prosiła, żebym przyszedł dzisiaj do was, bo będę potrzebny… Dziwne to. Trochę się wkurzyłem. Musiałem odwołać angielski, ale jej głos był jakiś taki… Inny niż zwykle.

– Co ty mówisz? Może coś się stało? Ale dlaczego nie zadzwoniła do mnie? – Magda przyspieszyła kroku. Szybkim ruchem otworzyła drzwi wejściowe i pobiegła na drugie piętro.

Chłopak w okularach podążał za nią, chociaż zdecydowanie bardziej opieszale. Był niższy od Magdy, a jego włosy miały rdzawy odcień. Wyglądał na miłego kumpla z sąsiedztwa. I rzeczywiście takim był, przynajmniej z pozoru. Sympatyczny okularnik.

– Mamo! Co się dzieje? – Dziewczyna wparowała do kuchni, gdzie często zastawała mamę pichcącą specjały kuchni śląskiej. Wychodziło to z różnym skutkiem, bo Sylwia nie była mistrzynią w gotowaniu. Tym razem jednak jej tu nie było. Siedziała w pokoju nazywanym szumnie „salonem”. Tuż obok nerwowo wiercił się ojciec.

– Dlaczego macie takie miny? Ktoś umarł? Coś z babcią Krysią? – zasypała ich gradem pytań.

– Dziecko, spokojnie. Nikt nie umarł. Usiądź, proszę… – Kobieta wskazała jej miejsce na fotelu.

Filip usadowił się tuż przy Magdzie, gotowy nieść pomoc. Chwycił jej dłoń. Z ciekawością, równą jego partnerce, oczekiwał tego, co nastąpi.

– W takim razie o co chodzi? – zapytała Magdalena, nic z tej sytuacji nie rozumiejąc.

– Tata i ja rozstajemy się. – Sylwia jak zwykle była zwięzła w słowach.

Na ogół córka ceniła jej szczerość. Teraz jednak wolałaby, żeby jej rodzicielka użyła nieco delikatniejszych słów. Wypowiedziane zdanie wymierzyło jej bolesny policzek. Całkowicie odpłynęła. Zatopiła się we wspomnieniach.

Sielankowe widoczki z ich wspólnego życia przemykały przez jej głowę. Najpierw były to obrazki znane wyłącznie ze zdjęć, potem całkiem wyraźne wspomnienia z czasów podróżowania, zabaw w domu, wczesnej młodości pełnej miłości i troski ze strony rodziców.

– Jakim cudem? – zdołała z siebie wyrzucić jedynie te dwa słowa. Po chwili ciszy, stającej się dla wszystkich niemal nie do zniesienia, dopytała: – Tato? To jest twoja decyzja?

Nie wierzyła, że ten zakochany do szaleństwa w swojej artystce mężczyzna nagle się odkochał. A może to matka? – przeszło jej przez myśl, że Sylwia, miłośniczka szeroko rozumianej wolności, mogła ojca najzwyczajniej i w sposób typowy dla ludzi pospolitych zdradzić.

– Kochanie… Decyzję podjęliśmy wspólnie. Ale nie ukrywam, że to ja jestem inicjatorką tego rozwiązania. Jestem przekonana, że to wszystkim nam wyjdzie na dobre… – Kobieta nie dopuściła do głosu swojego – jeszcze – męża.

– Zwariowałaś kompletnie! Masz kogoś? Jakiś typek zawrócił ci w głowie? – Magda wstała z miejsca i zaczęła strzelać palcami. Robiła tak czasem, kiedy się denerwowała.

Ojciec od razu to zauważył i próbował załagodzić sytuację. Martwił się o swoją jedynaczkę, ukochaną córeczkę.

– Maleńka, jesteśmy ze sobą ponad dwadzieścia lat. Przyjaźnimy się, ale chyba rzeczywiście zmierzamy w innym kierunku… Mamy odmienną wizję przyszłości… – wyjaśnił dość lakonicznie.

– Tato! Czy ty siebie słyszysz? Jak to w ogóle brzmi? Mama kazała ci się wyuczyć tej kwestii na pamięć? Ty będziesz szukał czegoś albo kogoś innego? Przecież ja cię znam! Nie znosisz zmian! Jesteś introwertyczny, zupełnie jak ja! Albo raczej ja jestem taka jak ty. Nie znajdziesz nikogo! Dobrze ci było w tym układzie, nawet bez porywów namiętności! Bo pewnie o to chodzi? To matka zdecydowała, że zasługuje na jakieś romantyczne bzdety, tak? Czyż nie, mamusiu? – Pierwszy raz spojrzała rodzicielce prosto w oczy.

– Nigdy nie słyszałam, żebyś odzywała się do mnie w taki sposób. Nie mówi się takim tonem do ludzi, których się kocha – odparła spokojnie kobieta.

Magda przez moment czuła wstyd. Rzeczywiście, w tym domu wszyscy byli wobec siebie kulturalni, nikt nie podnosił głosu. Konflikty rozwiązywało się podczas spokojnych rozmów. Wkrótce jednak przypłynęła druga fala gniewu, bezsilności i rozczarowania.

– A ty? Jak śmiesz rozwalać moją rodzinę?! Moją stabilizację! Moje wszystko! – rozpłakała się. Ale szybko otarła łzy i czekała na rozwój wypadków. Liczyła, że ta sprawa jest jeszcze – jak każda dotąd – do obgadania, do przemyślenia.

– Madziulek… nic dla ciebie się nie zmieni. Będziesz miała nas oboje. Tylko że mama przeprowadza się do podwrocławskiej wsi. – Ojciec nie mógł patrzeć na cierpiące dziecko.

– Co? Jaki Wrocław? Jaka wieś? A twoja praca? Przecież nie możesz jeszcze przejść na emeryturę! – Magda liczyła, że ten argument przywoła matkę do rozsądku.

– Daj mi dojść do głosu. Wszystko po kolei. Usiądź – zakomenderowała Sylwia.

– Dobrze. – Dziewczyna spełniła polecenie. Patrzyła w podłogę.

Filip gładził dłoń Magdaleny. Próbował tym gestem uspokoić swoją przyjaciółkę. Sam jednak był mocno oszołomiony. Znał tę rodzinę tyle lat. Małżeństwo Mrozowskich uważał za jedno z nielicznych udanych i bardzo zgodnych. Ich dom był miejscem, do którego uciekało się od krzyku i zgiełku własnej rodziny. Wydawało się, że tworzyli naprawdę zgrany duet. Po raz kolejny przekonał się, że pozory mylą.

– Postanowiłam zmienić swoje życie. Dobiegam pięćdziesiątki. I z tej okazji postanowiłam zrobić sobie prezent. Dać sobie to, o czym marzę od dłuższego czasu. Przez wzgląd na innych wciąż odkładałam to do szuflady. Daję sobie prawo do wolności…

– Wolności? Od czego? Od odpowiedzialności? – wtrąciła Magda. Mimo że obiecywała sobie milczenie do końca wypowiedzi matki.

– Wolności od wszystkiego, co mnie zniewala. Kochanie, osiągnęłaś już taki wiek, że nie muszę ci wyjaśniać wszystkiego i tłumaczyć się. Jednak zrobię to. Po raz ostatni. Moja praca, która niegdyś sprawiała mi przyjemność, stała się teraz moim przekleństwem. Udręką, która spędza sen z powiek. Bólem brzucha, który odczuwam tuż po przebudzeniu. Mam dość wychowywania cudzych dzieci za marne pieniądze. I ciągłej papierkowej roboty. Jestem artystką, a nie biurwą. Postanowiłam otworzyć się na nowe. Będę rękodzielnikiem. To jeszcze w naszym kraju dość mało znane zajęcie. Ale wierzę, że znajdę ludzi, którym bliskie są piękne, niepowtarzalne przedmioty. Uszczęśliwię innych, wykonując z należytym szacunkiem łapacze snów – podobne do twojego. A może i inne talizmany… Mamy z tatą oszczędności. A babcia Krysia ukrywała przed nami mały domek na wsi, w Miłoszynie. To jakiś spadek po jej siostrze. Tak czy owak: tam zamierzam zacząć wszystko od nowa. A z tatą nadal pozostaniemy w poprawnych relacjach. Kocham go. Jest moim najlepszym przyjacielem. Ale ja potrzebuję wreszcie pomyśleć tylko o sobie. Nie o tym, co zrobić wam na obiad, kiedy masz wywiadówkę, czy tata ma wyprasowaną koszulę. Jesteś już dorosła. Zaczynasz własną drogę. Tata też sobie poradzi. Musicie mi na to pozwolić… – zakończyła wywód.

– Postaraj się zrozumieć mamę, kochanie – wtrącił ojciec, lecz z jego twarzy dało się wyczytać, że i dla niego nie jest to sytuacja prosta.

Magda miała w oczach łzy. Nie była już tak bardzo rozgniewana. Wiedziała, że mama męczy się w roli kury domowej. Że nie to było jej marzeniem, kiedy studiowała na Akademii Sztuk Pięknych. Uczucia do taty, a potem do powitanego na świecie życia były silniejsze od aspiracji.

– Milczysz… – Sylwia spoglądała na córkę. Próbowała znaleźć u niej zrozumienie. Starała się wychować kobietę mądrą, poszukującą, niedającą się wrzucić w sieć konwenansów. Zdecydowaną i idącą po swoje. Miała jednak świadomość, że Magda wdała się w swojego tatę: nieśmiałego, acz bardzo mądrego człowieka, który nie przepychał się łokciami, a wszystko, co zdobył, zawdzięczał swojej ciężkiej pracy.

– Jedź tam. Spełniaj się. Bądź szczęśliwa… – rzuciła dziewczyna. Szarpnęła Filipa za rękę i po chwili trzasnęła drzwiami.

Gdy tylko oddalili się na tyle, by nie mieć okien mieszkania Mrozowskich w zasięgu wzroku, wyciągnęła telefon. Napisała wiadomość do ojca: Zostanę na noc u Filipa. Daj znać, kiedy matki już w domu nie będzie. Nie chciała jej widzieć. Przynajmniej w najbliższym czasie. Całym sercem była teraz przy tacie. Zastanawiała się, czy i on czuł się tak, jakby każdy punkt planu Sylwii rozszarpywał wnętrzności na strzępy. Zawsze, kiedy się budzili – bo spali we trójkę jeszcze, gdy miała jakieś dziesięć czy jedenaście lat – matka powiadała: „Obudź się! Pocałuj osobę, która leży tuż obok ciebie. Poczuj szczęście, że żyjesz”. Każde z nich dostawało wtedy po dwa buziaki. Dziewczyna czuła się kochana, rozumiana. Nie wiedziała, co to znaczy niebezpieczeństwo i zło. Tak było przez dwadzieścia wspólnie spędzonych lat. Aż do dnia, w którym matka postanowiła nie budzić się już obok nich…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: