Epizody - ebook
Autorska wersja „Raju Utraconego” Miltona umiejscowiona w na pozór współczesnych realiach. Morze krwi i świst pocisków miesza się z furkotem skrzydeł i mrocznych intryg.
| Kategoria: | Proza |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8126-052-7 |
| Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Epizod 1 — „Rzeka”
„Synami byli Ojca odwiecznego
I chwałę Jego wspólnym czcili hymnem;
Lecz oto zerwał się okrzyk bitewny,
A odgłos armii biegnących w natarciu
Zagłuszył wszelkie łagodniejsze myśli”
John Milton „Raj utracony”
Deszcz i błoto. I smród. Woda spływała wąskimi stróżkami po betonowych ścianach. W zagłębieniach podłogi tworzyły się cuchnące kałuże. Bunkier nie był duży. Na przestrzeni około ośmiu metrów musiał jednak pomieścić siedem osób. Było ciasno. Najgorsze były dni. Nocami przynajmniej byliśmy w ruchu, przy okienkach strzelniczych, na moście. W dzień odsypialiśmy, w gnijących oparach znad rzeki i porastających jej oba brzegi lasów, które teraz przypominały raczej bagna. Ataki Rebeliantów zaczynały się zazwyczaj o zmierzchu. Wyrywały nas z dziennego marazmu pozwalając zapomnieć o naszej, niezbyt wesołej, sytuacji. Mieliśmy utrzymać ten bunkier. I most za nami. Byliśmy najdalej wysuniętą placówką naszych oddziałów na tym obszarze frontu. Sam most zdobyliśmy już miesiąc temu. Teraz wystarczyło poczekać na główne siły generała Michaelsa idące gdzieś za nami. Jednak ani On, ani jego Dragoni nie nadciągali. Rebelianci — wręcz przeciwnie. Zażarcie próbowali odebrać nam most będący jedyną drogą przez Rzekę. Jak na razie trwaliśmy. Jak długo jeszcze, tego nikt nie wiedział. Nie mieliśmy żadnej łączności, amunicja też była na wyczerpaniu — po prostu wegetacja, instynktowne odpieranie nocnych ataków.
Ten wieczór wyglądał podobnie. Zapadł zmrok, czekaliśmy. Nie było żadnych rozmów. Nie mieliśmy już sobie nic nowego do powiedzenia.
— Idą — krótko rzucił przyciśnięty do otworu strzelniczego obserwator. Było to jego ostatnie słowo. Strzelec wyborowy rozwalił mu głowę. Odsunęliśmy ciało, właściwie niepotrzebnie. Sierżant przeładował ciężki karabin. Otworzyliśmy osłony, w mrok poszła pierwsza salwa. Było ich dużo. Prawdopodobnie dostali posiłki. Tak samo jak my zdawali sobie sprawę ze znaczenia strategicznego mostu. Nie byli głupi. W końcu byli jednymi z nas. Pierwsza fala ataku załamała się na wysokości drzew. Cofnęli się w głąb lasu. Sierżant splunął i nie spuszczając wzroku z masywu zarośli zapalił papierosa.
— Przygotować się — powiedział tylko, gdy pojedyncze sylwetki pojawiły się na tle lasu. Puściliśmy ich bliżej. Zapłonął ostatni, nie zniszczony reflektor. Rozległ się ogłuszający w ścianach bunkra stukot karabinów. Nasze zacięcie nie płynęło z żadnych wyższych pobudek. My chcieliśmy to przeżyć. Byliśmy tutaj i mieliśmy dość. Wojna ciągnęła się już zbyt długo, by można było wierzyć jeszcze w jakieś szczytne idee. Dawniej, na początku i owszem. Teraz już nie. Gniliśmy w tym błocie wystarczająco dużo czasu. Jedynym marzeniem było przeniesieniu na tyły, na jakąś spokojną placówkę, by tam doczekać końca tej przeklętej wojny.
Znowu chwila oddechu. Spod pomiętej bluzy wyciągnąłem paczkę wilgotnych papierosów. Bez słowa poczęstowałem pozostałych. I wtedy padły pierwsze pociski.
Darmowy fragment
„Synami byli Ojca odwiecznego
I chwałę Jego wspólnym czcili hymnem;
Lecz oto zerwał się okrzyk bitewny,
A odgłos armii biegnących w natarciu
Zagłuszył wszelkie łagodniejsze myśli”
John Milton „Raj utracony”
Deszcz i błoto. I smród. Woda spływała wąskimi stróżkami po betonowych ścianach. W zagłębieniach podłogi tworzyły się cuchnące kałuże. Bunkier nie był duży. Na przestrzeni około ośmiu metrów musiał jednak pomieścić siedem osób. Było ciasno. Najgorsze były dni. Nocami przynajmniej byliśmy w ruchu, przy okienkach strzelniczych, na moście. W dzień odsypialiśmy, w gnijących oparach znad rzeki i porastających jej oba brzegi lasów, które teraz przypominały raczej bagna. Ataki Rebeliantów zaczynały się zazwyczaj o zmierzchu. Wyrywały nas z dziennego marazmu pozwalając zapomnieć o naszej, niezbyt wesołej, sytuacji. Mieliśmy utrzymać ten bunkier. I most za nami. Byliśmy najdalej wysuniętą placówką naszych oddziałów na tym obszarze frontu. Sam most zdobyliśmy już miesiąc temu. Teraz wystarczyło poczekać na główne siły generała Michaelsa idące gdzieś za nami. Jednak ani On, ani jego Dragoni nie nadciągali. Rebelianci — wręcz przeciwnie. Zażarcie próbowali odebrać nam most będący jedyną drogą przez Rzekę. Jak na razie trwaliśmy. Jak długo jeszcze, tego nikt nie wiedział. Nie mieliśmy żadnej łączności, amunicja też była na wyczerpaniu — po prostu wegetacja, instynktowne odpieranie nocnych ataków.
Ten wieczór wyglądał podobnie. Zapadł zmrok, czekaliśmy. Nie było żadnych rozmów. Nie mieliśmy już sobie nic nowego do powiedzenia.
— Idą — krótko rzucił przyciśnięty do otworu strzelniczego obserwator. Było to jego ostatnie słowo. Strzelec wyborowy rozwalił mu głowę. Odsunęliśmy ciało, właściwie niepotrzebnie. Sierżant przeładował ciężki karabin. Otworzyliśmy osłony, w mrok poszła pierwsza salwa. Było ich dużo. Prawdopodobnie dostali posiłki. Tak samo jak my zdawali sobie sprawę ze znaczenia strategicznego mostu. Nie byli głupi. W końcu byli jednymi z nas. Pierwsza fala ataku załamała się na wysokości drzew. Cofnęli się w głąb lasu. Sierżant splunął i nie spuszczając wzroku z masywu zarośli zapalił papierosa.
— Przygotować się — powiedział tylko, gdy pojedyncze sylwetki pojawiły się na tle lasu. Puściliśmy ich bliżej. Zapłonął ostatni, nie zniszczony reflektor. Rozległ się ogłuszający w ścianach bunkra stukot karabinów. Nasze zacięcie nie płynęło z żadnych wyższych pobudek. My chcieliśmy to przeżyć. Byliśmy tutaj i mieliśmy dość. Wojna ciągnęła się już zbyt długo, by można było wierzyć jeszcze w jakieś szczytne idee. Dawniej, na początku i owszem. Teraz już nie. Gniliśmy w tym błocie wystarczająco dużo czasu. Jedynym marzeniem było przeniesieniu na tyły, na jakąś spokojną placówkę, by tam doczekać końca tej przeklętej wojny.
Znowu chwila oddechu. Spod pomiętej bluzy wyciągnąłem paczkę wilgotnych papierosów. Bez słowa poczęstowałem pozostałych. I wtedy padły pierwsze pociski.
Darmowy fragment
więcej..
W empik go