- W empik go
Eros i Psyche - ebook
Eros i Psyche - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 237 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
I. W ARKADJI
II. ZMIERZCH BOGÓW
III. POD KRZYŻEM
IV. NA PRZEŁOMIE
V. PRZEZ KREW
VI. DZIEŃ DZISIEJSZY
VII. WYZWOLENIE
Wiecznie tęskniącej arkadyjskiej królewnie
– wygnance i pątniczce –
z pet gorzkich dnia dzisiejszego
ku jutru zrywającej się
DUSZY
– ku jutru jasnemu ostatnieni zwycięstwem
Miłości i Śmierci –
poświęcam.
PSYCHE, arkadyjska królewna,
ARETE
HEDONE
KALLONE służebne dziewki Psyche.
MELIKE
HAGNE
BLAKS parobek
EROS, bóg.
HERMES, poseł bogów.
Rzecz działa się w kraju szczęśliwym, w czasie,
kiedy bogowie chodzili po ziemi.
Łąka przerznięta strumieniem, płynącym po-
śród traw i kwiatów. Za strumieniem drzewa,
a za niemi w głębi skały ogromne, strome i czarne,
wyglądające jak mur, który kwiecistą i cichą łąkę
oddziela od świata. Po skałach tu i ówdzie pną
się bujne bluszcze. Na lewo – w dali – na ła-
godnemi trawiastem wzgórzu widno zamek kró-
lewski, do greckiej świątyni podobny. – Nad stru-
mieniem rozłożyste drzewo i wielki kamień pod
niem. Widno tez głazy, z rzadka po łące poroz-
rzucane. W głębi wiedzie przez strumień kładka
z obalonego pnia.
Krajobraz pełen zachodniego słońca, ciszy
i wesela.
SCENA I.
PSYCHE, ARETE, HEDONE, KALLONE, MELIKE,
HAGNE i BLAKS.
ARETE rozwiesza na głazach i gałęziach nad stru-
mieniem świeżo wyprane białe szaty.
BLAKS
leży na wznak z rękoma pod głową i śpi.
DZIEWKI SŁUŻEBNE
trzymając się za ręce, pląsają dokoła stojącej
W pośrodku Psychy i śpiewają:
Razem z wiatrem, co rozwiewa
nasze śnieżno białe szaty,
między strojne, wonne drzewa,
z których w słońcu kapią kwiaty, po równinie, co tak płynie,
– od skał płynie
traw puszystych słodką falą:
dalej w pląsy! w pląsy! w pląsy!
– stopy się nam palą! – ohej!
BLAKS
budzi się i wstaje.
Zmierzone dziewki! drą się, jakby sojki! ani
się człowiek zdrzymnąć nie może!
Idzie w głąb i kładzie się znowu, zatykajac uszy.
DZIEWKI SŁUŻEBNE
tańcząc znów śpiewają:
Wiatr się z włosem naszym pieści i tak śpiewa,
– jak ptak śpiewa;
ptasząt, śpiewu pełne drzewa –
a złocisty liść szeleści,
a do wtóru
dzwoni strumień, gęśl z lazuru – ohej!
Dalej w pląsy! w pląsy! w pląsy – ohej!
A RETE od pracy:
A sam, dziewczęta! W główkach wam pustoty,
a tu jest jeszcze tyle do roboty!
DZIEWKI SŁUŻEBNE
rozwiązują taneczne koło i biegną do Arety.
PSYCHE
zbliża się zwolna ku strumieniowi.
KALLONE
do Arety tonem usprawiedliwienia:
Prałyśmy, matko, od samego świtu
w strumyku pełnym srebra i błękitu
dziane odzieże i bieluchną wełnę…
HEDONE
Czyż nie czas teraz, gdy karoca chyża
słońca ku ziemi pod wieczór się zniża a fale złota i purpury pełne,
potańczyć, ciesząc się słońcu i wiośnie
i tak dzień pracy zakończyć radośnie?
ARETE
Praca nie wszystka jeszcze ukończona,
choć słońce długą już przebyło drogę.
Zwińcie się, dziewki!
HAGNE
Ja ci dopomogę!
ARETE
Pomóżcie wszystkie! Z szat wilgłego łona
niech wszystkie pary wyssie i wypije
wiatr i słoneczny żar boski, co bije
z niebios, spragniony woni i wilgoci –
i wełnę bieli, a twarz dziewcząt złoci.
SŁUŻEBNE wraz: ARETĄ krzataja się, rozwie-
szając wyprane szaty na głazach i gałęziach.
PSYCHE siada na przodzie nad strumieniem i za-
patrzono w nurt, igra palcami we wodzie.
służebne śpiewają przy pracy:
Suszcie się rychło białośnieżne szaty, bo was przywdzieje pan nasz, król bogaty, co mieszka w dworcu o smukłych kolumnach, stad ma bez liku i moc zboża w gumnach, zbroje i złoto i drogą purpurę, a przenajdroższą bogolicą córę,
– a przenajdroższą bogolicą córę!
HAGNE
odłączywszy się od dziewcząt, podchodzi ku kró-
lewnie i zwolna osówa się przed nią na kolana.
Cóż bogolicą, nie pląsałaś z nami
ani nie śpiewasz? czy ci co dolega,
czy tak twe oczy równe gwiazdom mami
lic twych odbitych obraz, co tak biega
z fali na falę po szybie strumyka
w błyszczących kropel świetlistej koronie?
Na białej dłoni białe wsparłaś skronie,
i zapatrzona w nurt, jak w dal pomyka,
nie spojrzysz nawet na twoje służebne,
co wiodą pląsy i śpiewy gędziebne
dla ciebie, – jeno na serca kądzieli
przędziesz zadumę…
psyche z tęskny uśmiechem kładzie dłoń na
głowie Hagny i zwolna głaszcze jej włosy.
MELIKE
która się była odłączyła od pracujących w głębi
dziewcząt i zbliżyła się do Psychy podczas osta-
tnich słów Hagny, mówi:
Otośmy radosne,
że bogi słońce dały, młodość, wiosnę;
wszystko się w okrąg cieszy i weseli
ty jedna – cicha – patrzysz na te skały,
na dworzec ojca twego okazały
i na wawrzynów gaj kwieciem różowy,
na ciemne, liściem szumiące dąbrowy,
na łąki, strumyk, na to białe płótno,
co się na ziołach woniejących suszy –
i łzy masz w oczach?
HAGNE
Naszą radość głuszy
twoje milczenie, pani…
PSYCHE po chwili:
Tak mi smutno…
MELIKE
Smutno? i o co?
HAGNE
Wszakżeśmy przy tobie!
PSYCHE
Pójdźcie tu do mnie, pójdźcie bliżej, obie…
Czyście wy nigdy o tem nie myślały,
aby się wyrwać za te czarne skały –
tam! i zobaczyć, co tam jest za niemi?
Czy, jako tutaj, szmat zielonej ziemi,
czy też kraina jaka dziwna, złota,
wyśniona…? Nigdy o tem nie myślicie?
MELIKE
Nigdy!
HAGNE
Ja – nigdy!
MELIKE
Tu – tak słodkie życie, -
cóż cię tam ciągnie, królewno?
PSYCHE
Tęsknota…
Co to?
HAGNE
MELIKE
Królewno, cóż to jest? Nie wiemy…
PSYCHE
Wiemże ja sama?…
a rete w głębi:
Schną już w słońcu szatki
na białe głazy rzucone i kwiatki;
teraz już pora przynieść kosze z łozy
i piękną, w wodzie wybieloną wełnę
znieść na wysokie, na koleśne wozy,
aby do domu powróciły pełne,
jako tu pełne przyjechały z rana,
ciążąc leniwym mułom.
hedone klaszcze w ręce.
Hejże dana!
Teraz już mogę oddać się zabawie,
pląsać, ach! pląsać po puszystej trawie
i echu rzucać pieśni, jako pragnę!
Zawołam tamte, Melikę i Hagnę.
Arete
Zawołaj wprzódy jeszcze na parobka,
by przyniósł żwawo kosze wyplecione…
KALLONE
Trzeba go będzie wyciągnąć z pod snopka
zielska, z którego przed słońcem zasłonę
uczynił sobie, śpiąc snadź po zwyczaju.
hedone spostrzega Blaksa i biegnie hu niemu.
Śpi tam! Dalibóg! Wstawajże, mazgaju,
rusz się nareszcie, szkaradny leniuchu!
Cały dzień leżysz jak długi na brzuchu,
nam zostawiając wręcz wszystkie kłopoty!
bi,aks przeciera oczy.
Cóż tam?
Arete
A wstawaj!
blaks
Jest co do roboty?
HEDONE
I on się pyta! Biegaj jeno żwawo
i przynieś kosze, które tam za ławą
ponad strumykiem zostały od rana. –
Bielizna schnie już, od dawna wyprana!
BLAKS podnosi się zwolna, prrzeciaga i ziewa.
KALLONE wybucha śmiechem.
Jeszcze po drodze drzemkę sobie utnie!
HEDONE
rzuca na Blaksa zerwane liście.
Nuże!
BLAKS
A idźcież, uprzykrzone dziewki,
bo pókim dobry, tom dobry okrutnie,
lecz jak się zgniewam – mówię – nie przelewki!
Odchodzi po za strumyk w stroną wrośli i szuka
koszów wśród krzewin.
HEDONE
Teraz do tańca! Hejże! pójdźcie do mnie!
Królewna z nami!
hagne u kolan Psychy.
Ostaw nas w pokoju,
nie będziem tańczyć!
HEDONE
A cóż to tak skromnie
siedzicie w ciszy? Wszak dobrze po znoju
dnia upalnego zatańczyć, zaśpiewać!
Arete na nas nie będzie się gniewać!
a rete siada w głębi na głazie.
Tańczcie, na pląsy popatrzę z ochotą…
kallo ne
Albo – dziewczęta – teraz do kąpieli, potem oliwą namaścim się złotą i tak w wspaniałej, nieskażonej bieli ciał naszych młodych staniemy tu wieńcem, aż pląsy łona ubarwią rumieńcem!
hagne
A Blaks! – nie można! spłonęłabym z sromu!
blaks który się tymczasem przybliżył i stoi za
dziewczętami, trzymając kosze za ucha:
O, nic nie szkodzi, to dla mnie uciecha… Śmiech.
hedone
Tego głuptaka poślemy do domu…
Więc dalej, dziewy! niechaj zabrzmią echa zbudzone głosem pieśni i ochoty naszej…
arete
Hej, Blaksie, chodź tu do roboty!
blaks idzie, mrucząc:
Tamte sroki mogą sobie skakać do woli, ale
ty, Blaksie, chodź do roboty! Głuptak ja jestem
przez to tylko, że służę!
Zbiera waz z aretą bieliznę, do koszów i wy-
chodzi z nią razem.
SCENA II.
psyche, hedone, kallone, melike, hagne.
melike
Ja pieśń zawiodę – taneczną, rozlewną!
hedone
Królewna z nami! Królewno! królewno!
PSYCHE
Tańczcie wy same…
HAGNE
O, nigdy bez ciebie!
PSYCHE
Tańczcie… To słońce gasnące na niebie,
ta woń na ziemi dziwnie mnie rozmarza…
Z ziemi woń bije, jak gdyby z ołtarza,
na którym leży słońce, żertwa krwawa…
Cóż to? Siadłyście wszystkie w koło, ciche?
Tańczcie, dziewczęta, pozwala wam Psyche. –
bawcie się, proszę!
KALLONE
Bez ciebie zabawa jest dla nas niczem!
HEDONE
Słuchaj, bogolicą,
czemże rozchmurzyć twoje jasne czoło?
MELIKE
Chcesz pieśni może? – zaśpiewam – weso lub… o potędze twojego rodzica,
tajemniczego pana mnogich włości,
albo… o wiośnie, lub o twej piękności? –
rozkazuj, pani!
PSYCHE
Czy słyszysz te drzewa?
Każdy liść na nich pieśń przedziwną śpiewa,
hymn uroczysty jakiś na przybycie
wieczornych, świętych, tajemniczych godzin…
MELIKE nadsłuchuje.
Pono szum taki w dniu twoich narodzin
niósł się po świecie… Stara wieść tak prawi…
PSYCHE
Wieść…?
MELIKE
Czy jej nie znasz? Może cię zabawi…
Ta pieśń odwieczna, dziwna, która baje,
jak raz w wiosenne i słoneczne rano
dziki Człek, idąc przez rosiste gaje,
zobaczył zorzę na niebie świetlaną,
której nie widział do onejże pory,
po nocy jeno goniąc łup przez bory –
i nagle tknięty jakąś wielką mocą,
ten pan potężny, co dotąd żyt nocą,
padł na kolana i podniósł ramiona:
– o zorzo! zorzo! o zorzo złocona!…
I wtedy pono wystrzelił mu z łona
kwiat tajemniczy, ukochanie świata,
motyl złocisty, co ku słońcu wzlata
i światłem żyje… W pieśni owej rymie,
królewno, twoje powtarza się imię…
PSYCHE
I co pieśń mówi?
MELIKE
Mówi, że w tej porze
śpiewać poczęły drzewa i strumienie –
i hymn ogromny szedł przez wszechstworzenie:
śpiewały góry, śpiewał las i morze…
PSYCHE
A dalej? dalej?
MELIKE
Prawi… o tęsknocie, o jakimś wielkim, niebosiężnym locie,
któremu skrzydło motyle nie sprosta –
i o kimś, co ma przyjść po latach wielu…
PSYCHE
Ma przyjść?
MELIKE
…o bogu i poświęcicielu
jakimś, co zbawia i wznosi, choć chłosta…
Więcej nie pomnę…
psyche
O moja tęsknoto!
HAGNE
To pieśń o tobie, o tobie, królewno!
Gdy wieczór słońcu twarz zakryje złotą,
na czole twojem widno jasność zwiewną,
a u twych ramion, jak dwie nikłe tęcze,
coś jakby barwne dwie błonki pajęcze
lub listki róży: skrzydełka motyle
z świateł utkane, co błysną na chwilę
i nikną znowu… i znów widne, rosa
ranną się mienią. Lecz powiedz, ty złota,
ty nie odlecisz od nas?
psyche
Ach! tęsknota
rwie, lecz czyż skrzydła – te z tęczy – uniosą?
ARETE zbliża się do grupy dziewcząt.
SCENA III
PSYCHE, DZIEWKI SŁUŻEBNE i ARETE.
ARETE
Wstawajcie! – po was przybywam, dziewczęta!
Oto zachodu już godzina święta spływa na ziemię. Pokłon – po zwyczaju –
oddajmy bóstwom strumienia i gaju, który nam w żarach dnia dał słodkie cienie –
i pójdźmy. Czas nam zejść z tej wonnej łąki, gdzie pośród trawy skryte kwiatów pąki czekają w ciszy na ożywcze tchnienie tajnego bóstwa, co okrąża światy i błogosławi nocą drzewa, kwiaty i wszystko żywe a łaknące płodu.
Nam się nie godzi przeszkadzać mu w dziele.
które tu pocznie już za chwil niewiele;
do królewskiego zatem spieszmy grodu, by do zamczystej poznosić komnaty pracą dnia czysto wybielone szaty.
DZIEWKI SŁUŻEBNE
powstawszy, odchodzą za idącą naprzód Arctą.
Tuz za nią postępuje Hedone, potem Kallone, za
nią Melike, a Hagne na końcu
HEDONE odwraca się:
A ty czy z nami nie idziesz, królewno?
PSYCHE
Idźcie! za chwilę podążę za wami!
MELIKE
My biegniem szybko! możesz nie dogonić…
HAGNE przypada do stóp Psychy:
Zostanę z tobą!
ARETE wychodzi fera;, z trzema… służbnemi.
SCENA IV.
PSYCHE i HAGNE.
PSYCHE
Zostaniesz! – czy długo?
HAGNE
Jak sama zechcesz, – jestem twoją sługą…
PSYCHE
Tamte już poszły… Arete czcigodna
tak je odwiodła odemnie do domu
rodzica mego, potężnego króla…
Hedone, w której złota radość płonie,
i bogom równa pięknością Kallone
poszła – i słodka Melike, ptak śpiewny…
Kiedyż je ujrzę? – kiedy ujrzę znowu?
HAGNE
Możemy jeszcze podążyć za niemi…
PSYCHE
Nie, już za późno, już ich nie dognamy!
Patrz! oto weszły na zielone wzgórze i - białe – kroczą po schodach w marmurze kutych, co wiodą do złocistej bramy zamku mojego ojca… Patrz! przez wrota rozwarte jasność wybuchnęła złota –
już je zamknięto…
HAGNE
Co tobie, królewno?
PSYCHE
Ta powieść stara tak mnie poruszyła, powieść Meliki… Tak śni mi się czasem, żem to istotnie ja była, przed wiekiem,
.zrodzona z człeczej ogromnej tęsknoty za słońcem, pięknem, niebem i zaświatem…
Zda się, pamiętam jakieś złote gaje i zawieszone na głazach ruczaje, morza ogromne, niebosiężne szczyty i w zórz uśmiechach rozlśnione błękity, w które mię kiedyś szczęśliwą uniesie
On…
HAGNE
Kto?
PSYCHE
Ja nie wiem… On! mój nienazwany,
którego łąki czekają i łany,
uśpione ptaki po lasach i kwiaty
i ja – stęskniona, pragnąca, a pewna,
że przyjdzie w jakąś najsłodszą godzinę,
kiedy do koła wszystko będzie ciche
i po imieniu zawoła mnie: Psyche! –
i zbudzi we mnie coś, co jest mną samą…
Wtedy te skały otworzą się bramą
i ja na skrzydłach jego, – bo skrzydlaty
będzie! – polecę na te jasne światy,
na czarodziejskie te ziemie i niwy,
na łąki, kędy lśni w brylantach rosa, w kraj jakiś dziwny, szeroki, szczęśliwy,
w chmury – nad chmury – i w błękit, w nie-
biosa!
SCENA V.
PSYCHE, HAGNE i BLAKS.
BLAKS
Cienie Hadesu na tę głupią zorzę czerwoną,
rozmazaną po niebie, jak rumieniec na pyzatej
gębie! W ślepia mnie razi, a gdy się od niej
odwrócę – wszystko czarne dokoła!
HAGNE
To Blaks się wlecze… Idzie w tę stronę…
BLAKS
Hop, hop! królewno!
HAGNE
Czego tam, parobku!
BLAKS do Ps uchy:
A! jesteście, dostojna panno! I ta dzierlatka
z wami…
HAGNE
Po co tu przyszedłeś?
BLAKS
Nie z własnej ochoty, to pewna! Wysłała
mnie Arete, zaniepokojona waszą nieobecnością.
To jest – nieobecnością królewny. Mam was
zaprowadzić do domu…
PSYCHE
Możesz odejść, sługo. Nie jesteś mi po-
trzebny…
BLAKS
odchodzi w stronę zarośli, mrucząc:
Możesz odejść!… a Arete wygarbuje mi
skórę, żem nie przyprowadził królewny… Wolę
tu w krzaku zaczekać, aż skończą swoje po-
gwarki. Prześpię się chociaż tymczasem.
Układa się w głębi na ziemi pod krzakiem, nie-
spostrzeżony przez kobiety, które sądzą, że odszedł do domu.
SCENA VI.
psyche, hagne,
hagne
A jednak może czas i nam, królewno,
iść już do domu…? Rosa już opada
i twarz miesiąca wypłynęła blada niknącej zorzy… Czekają nas pewno
złotym pałacu twojego rodzica…
PSYCHE
Więc pójdziem w blaskach srebrzystych księżyca…
Patrz, ten ostatni rąbek krwawej zorzy
lśni pośród drzewin, jakby uśmiech boży.
przed nadchodzącym snem rzucony światu…
Tam, gdzie przed chwilą był namiot z szkarłatu,
teraz się błękit bezdenny rozpina
i mży gwiazdami… O słodka godzina!
o przenajświętsza godzina przemiany!
Czy słyszysz, jak się szmer strumienia szklany
zmienia w głęboki, cichy szept zachwytu?
Wiatr wstrząsnął szczytem drzew i z drzew tych szczytu strącił pieśń jakąś… Czy słyszysz, jak liście
dźwięczą i szemrzą, szeleszczą srebrzyście i wieszczą chwile przedziwne, jedyne?
HAGNE
Pójdźmy do domu…
PSYCHE
Widzisz, jak się krzewy
gną wawrzynowe? Rozkoszne powiewy
przeszły przez senną ciemnych krzów gęstwinę…
Nie! to krok jakiś! Słyszysz, jak się skrada
cicho, cichutko…
HAGNE
To Noc idzie blada…
PSYCHE v
Noc bez szelestu płynie – czarna po dniu wdowa…
Czy słyszysz? – skrzydeł jakichś wielkich wia-
nie –
i ten szept kwiatów, taki niesłychanie
słodki, jak jakieś w sercu śnione słowa…
Czy czujesz dziwną powietrza omdlałość
i tę gwiazd białych nadzwyczajną białość…?
Dreszcz przeszedł wszystkie drzewa, wszystkie kwiaty…
HAGNE
To Sen nad światem waży się skrzydlaty, –
pójdźmy, królewno!
PSYCHE
O Hagne! o Hagne!
Wszak On jest tutaj! On jest tu gdzieś blizko,
On! wszechpotężny, święty, nienazwany!
Wszak to pod jego stopą drży to kwiecie,
i z jego skrzydeł wiew ten idzie lasem,
co daje drzewom zachwycone głosy
i do rozkosznych łkań przymusza strumień…
O przybądź! przybądź! czekam cię! przybywaj!
HAGNE
Królewno! kogo ty wołasz? mnie straszno!
PSYCHE
Jestem jak strumień, jak te drżące drzewa:
harfą jedynie, co pieśń wieczną śpiewa,
kiedy ją palcem tknie twa ręka święta!
Czekam posłuszna, pod twą dłoń ugięta:
przybywaj, panie! i połóż swe dłonie
na strunach, które napięte w mera łonie
z dawien czekają, byś je zmienił w dźwięki
jednem dotknięciem czarodziejskiej ręki:
niczem bez ciebie jestem, cichym listkiem
na drzewie świata, z tobą będę wszystkiem!
wichrze! wioń!
HAGNE
Pani! ja się ciebie boję!
Królewno moja!… Wybieg®.
SCENA VII
PSYCHE, potem EROS.
PSYCHE
Oto jestem sama,
oto tęsknota moja cię przyzywa:
przybądź na skrzydłach, jako wichr szerokich,
o ty potężny, ty nieznany boże,
któryś jest – czuję! –jak otchłań, jak – morze,
jak niezgłębione powietrzne przestworze! –
Weź mię i pochłoń, jako morze sine:
niechaj utonę w tobie, niechaj zginę,
boże! niech będę jeno ust twych tchnieniem,
echem twej piersi, twoich skrzydeł cieniem.
o wielki! święty! o boże nieznany!
od wieków śniony i oczekiwany!
Po chwili:
Przez tę tęsknotę zaklinam cię moją i przez te kwiaty, których woń się wzmaga
i ciężkie, słodkie kadzidła rozlewa między rozkosznym szeptem drżące drzewa, –
przez strumień, co mi twoją blizkość wieści,
od łkań serdecznych zanosząc się w ciszy, –
przez rozmodlonych wiatrów szept namiętny–
i przez te gwiazdy, błogością pijane,
co sennie patrzą z głębiny błękitu, –
przez serce moje, które drży i pęka
z nadmiaru szczęścia – Panie! łaknę płodu,
jak kwiat! chcę skrzydeł! – przybądź – niech się stanie!
Nd ciemnem tPSYCHE
która nic widzi zbliżającego się boga:
Głos mi zamiera i lękiem, drży łono:
jakież to wonie niewymowne wioną?…
Przedziwna jakaś, rozkoszna muzyka
dźwięcznych mgieł srebrnych dreszczem nmie przenika…
wszystko mi w oczach ćmi się, drży,' wiruje,
– jesteś tu blizko! jesteś tutaj! czuję… –
gwiazdy dokoła mnie krążą i dźwięczą
i skrzą się w oczach przesłoniętych tęczą –
mdleję ze szczęścia, z rozkosznego bólu:
panie mój! panie! mój panie i królu!
Osuwa się w tył i pada w ramiona stojącego już za nią Erosa,
SCENA VIII.
PSYCHE i EROS, potem BLAKS.
Myła opada – niebo szarzeje świtem. Poci drze-
wami ściele się jeszczt gesty cień… rozświetlony
tylko nieco jaśnieniem, które bije od boskiego ciała
Erosa.
PSYCHE leży uśpiona na darniowem wzniesieniu.
EROS klęczy pochylony nad nią.
PSYCHE