Erotyczna fascynacja - ebook
Erotyczna fascynacja - ebook
Lucy i Oliver spotykają się u notariusza, by wysłuchać testamentu sporządzonego przez jego sędziwą ciotkę. Okazuje się, że olbrzymia fortuna Alice Drake przypadła właśnie Lucy. To szok dla wszystkich, zarówno dla niezamożnej Lucy, jak i dla bogatej rodziny Drake’ów. Oliver wnosi pozew o unieważnienie ostatniej woli ciotki. Postanawia także bliżej poznać Lucy, bo jest ciekaw, w jaki sposób zmanipulowała starszą panią. Choć w walce o spadek są przeciwnikami, budzi się w nich pożądanie...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4360-5 |
Rozmiar pliku: | 892 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Resztę masy spadkowej, w tym oszczędności bankowe, lokaty w funduszach inwestycyjnych, kolekcję dzieł sztuki oraz mieszkanie przy Piątej Alei zapisuję mojej asystentce Lucy Campbell”.
Gdy notariusz odczytał ostatnie zdanie testamentu, w pokoju konferencyjnym jego kancelarii nagle zapadła absolutna cisza, a osłupiałej Lucy przemknęło przez głowę, że to żart. W obliczu śmierci, uznała, takie żarty są niestosowne. Za sekundę zebrani przy tym stole krewni Alice Drake wybuchną śmiechem.
Tak, notariusz pozwolił sobie na głupi dowcip, myślała gorączkowo. Sam tylko pozostawiony przez zmarłą luksusowy apartament z widokiem na Central Park jest chyba wart ze dwadzieścia milionów dolarów. A zgromadzone tam zbiory arcydzieł sztuki, z obrazem Moneta na czele, to przecież krocie…
− Nie wierzę własnym uszom – ogólne milczenie przerwał w końcu Oliver Drake, starszy brat Harper, jej najbliższej przyjaciółki, która poleciła ją jako asystentkę swojej stryjecznej babci.
Chociaż Lucy od pięciu lat żyła pod dachem Alice, Olivera widziała tutaj pierwszy raz.
A szkoda, uznała, zerkając na niego. Siedział naprzeciwko, więc mogła mu się przyjrzeć. Zabójczo przystojny i podobny do Harper. Miał jak jego siostra ciemne faliste włosy, wysokie czoło i szaroniebieskie oczy. Po ich ojcu, który zajmował miejsce obok niego, odziedziczył krzaczaste brwi i mocno zarysowaną szczękę. No i Harper miała pełniejsze wargi, albo on po prostu zacisnął teraz usta z irytacji.
Gdy popatrzył na nią badawczo, zrobiło się jej gorąco i oblał ją rumieniec. By zaczerpnąć powietrza, odpięła pod szyją guzik bluzki. Ale próbując złapać oddech, wyczuła lekki zapach wody kolońskiej Olivera, co tylko pogorszyło sprawę.
No cóż, takie oto są skutki paru długich lat niemal pustelniczego życia, które upłynęło ci w towarzystwie dziewięćdziesięcioletniej damy, zganiła się w duchu. Wystarczy, że pierwszy z brzegu facet przez moment zawiesi na tobie oko, a wpadasz w popłoch. Natychmiast weź się w garść i nie zapominaj, że on nie będzie twoim sprzymierzeńcem. Zapanuj nad sobą, przywołała się do porządku, przymykając powieki.
Kiedy po chwili otworzyła oczy, odetchnęła z ulgą, bo Oliver już nie mierzył jej wzrokiem, bo odwrócił głowę w stronę notariusza. Skorzystała więc z okazji, by spojrzeć na niego dyskretnie.
Tak, gdyby Oliver wpadł z wizytą, zapamiętałaby go z całą pewnością. Innych krewnych Alice, nie licząc rzecz jasna Harper, Lucy zobaczyła dopiero po śmierci swojej chlebodawczyni, gdy zaczęli się zjawiać w jej apartamencie. Niektóre twarze nie były Lucy obce, znała je z fotografii stojących nad kominkiem, ale za życia Alice nie odwiedzał jej nikt z rodziny.
Zmarła w wieku dziewięćdziesięciu trzech lat i mimo że do końca była sprawna zarówno umysłowo, jak i fizycznie, od prawie dwóch dekad nie ruszała się z domu. Lucy, choć blisko zaprzyjaźniła się z sędziwą damą, w gruncie rzeczy niewiele wiedziała o jej życiu osobistym. Ale przypuszczała, że krewni nie mieli zrozumienia dla ekscentryzmu Alice i dlatego, jak sądziła, nie utrzymywali z nią kontaktów.
Niemniej wyraz malującego się na ich twarzach szoku, z jakim zareagowali na słowa testamentu, mógłby raczej świadczyć o tym, że zmarła ciocia była im bardzo bliska…
− To brzmi niepoważnie, Phillipie – skwitował szpakowaty Thomas Drake, bratanek Alice i ojciec Harper oraz Olivera, zwracając się do notariusza. – Ciotka zawsze lubiła stroić sobie żarty.
− Przykro mi, taka jest jej ostatnia wola – odparł Phillip Glass, pełnomocnik i notariusz Alice. – Gdy na początku tego roku Alice postanowiła zmienić testament, przeprowadziłem z nią długą rozmowę. I miałem nadzieję, że Alice powiadomi was o swoim postanowieniu, ale najwyraźniej tego nie zrobiła. Jak odczytałem wcześniej, każdemu z was zapisała darowiznę w wysokości pięćdziesięciu tysięcy dolarów i zdecydowała absolutnie jednoznacznie, że resztę majątku pragnie przekazać Lucy.
− Ona z całą pewnością cierpiała na demencję – powiedziała kwaśno siedząca przy końcu stołu niemłoda kobieta.
− Nieprawda, umysł dopisywał jej znakomicie! – zaprzeczyła oburzona Lucy, której chlebodawczyni miała problemy z sercem, bo nazbyt gustowała w dobrych winach i serach, ale na pewno nie z głową.
− Rzecz jasna, że pani tak uważa! – odparowała kobieta, czerwieniąc się ze złości. – Kiedy zmieniała ostatnią wolę, nie mogła być poczytalna, to nie ulega najmniejszej wątpliwości.
− Skąd pani wie? – zapytała Lucy. – Na jakiej podstawie tak pani mówi? Podczas ostatnich pięciu lat, kiedy mieszkałam u pani Drake, nikt z państwa nie przestąpił progu jej domu. Pani zjawiła się tam dopiero po jej śmierci, żeby węszyć w sprawach majątkowych i domagać się części spadku.
Kobieta była wyraźnie wściekła, że Lucy śmiała rzucić jej tę uwagę prosto w twarz, i nerwowo poprawiła sobie na szyi sznur pereł. Lucy jednak nie przejęła się jej reakcją. Nie zamierzała bowiem dopuścić, by szkalowano tutaj zmarłą potwarzami o niepoczytalność.
− Nie denerwuj się, Lucy – powiedziała siedząca obok niej Harper, kładąc jej dłoń na nadgarstku. – Oni są zszokowani, ale będą musieli uporać się z faktami.
− Ja się z tym nie pogodzę! – ciągnęła kobieta. – To wprost niewiarygodne, Harper, że ty opowiadasz się po stronie służącej, która chce ci ukraść spadek!
− Służącej? – powtórzyła Harper podniesionym głosem. – Za coś takiego, Wando, musisz natychmiast przeprosić Lucy. Nie pozwolę obrażać mojej przyjaciółki, która dla cioci Alice była najbliższą osobą na świecie.
Lucy wolała się wyłączyć niż dalej śledzić kłótnię rodzinną. Miała za sobą kilka bardzo trudnych dni i była bardzo zmęczona. Znalazła ciało zmarłej we śnie Alice, zajęła się sprawami związanymi z pogrzebem, przede wszystkim zaś cały jej świat wywrócił się nagle do góry nogami. Straciła serdeczną przyjaciółkę, straciła posadę i miała też stracić dach nad głową.
Gdy Phillip Glass zaprosił ją do kancelarii na dzisiejsze spotkanie, szła z nadzieją, że może Alice przekazała jej w testamencie jakąś niewielką kwotę. Pieniądze te pomogłyby jej przetrwać do czasu, aż znajdzie nową pracę i miejsce do życia.
Tymczasem okazało się, że oprócz mieszkania i kolekcji sztuki zmarła zapisała jej wszystkie swoje oszczędności, które, sądząc po reakcjach krewnych, musiały być pokaźne.
Kto wie, czy nie idą w miliony?
Lucy pochodziła z ubogiej rodziny, studia uniwersyteckie umożliwiło jej stypendium. Nowina, że odziedziczy fortunę, spadła na nią niczym grom z jasnego nieba i perspektywa ta wydała się jej wręcz nierealna.
Nie łudź się, powtarzała w duchu, czując na sobie zimny wzrok Olivera, który znów obserwował ją bacznie. Mając wrażenie, że jego spojrzenie przeszywa ją na wskroś, dostała gęsiej skórki. Ale robiła wszystko, co było w jej mocy, by nie okazać, jak trudno jej opanować napięcie. Bo jemu przecież zależało na tym, by ją przyszpilić wzrokiem, sprawić, by straciła poczucie wiary w siebie.
Był jej przeciwnikiem i chciał doszukać się w niej słabości, którą mógłby wykorzystać przeciwko niej.
− Wiem, Harper, że ona jest twoją przyjaciółką – powiedział, spojrzawszy ma siostrę – ale musisz przyznać, że cała ta sprawa jest dość podejrzana.
− Podejrzana? – wtrąciła Lucy. – Dlaczego?
− Nie miałbym żalu, gdyby pod twoim wpływem Alice nie pominęła cię w testamencie – odparł, znów mierząc ją wzrokiem. – Ale ty dzień za dniem spędzałaś z nią sam na sam i najwyraźniej zdołałaś ją urobić, żeby zmieniła ostatnią wolę i zapisała cały majątek tobie.
− To nieprawda! – zaprzeczyła Lucy. – Ja o jej testamencie ani jego zmianie nie miałam zielonego pojęcia. Ani razu w ciągu tych pięciu lat nie poruszałyśmy kwestii majątkowych. Nawet nie wiedziałam, dlaczego Phillip wezwał mnie dzisiaj do kancelarii. Jestem tak samo zaskoczona ostatnią wolą Alice, jak wszyscy tu obecni.
− Śmiem wątpić – mruknęła Wanda.
− Drodzy państwo, proszę o chwilę uwagi – notariusz wszedł jej w słowo. – Rozumiem, że decyzja zmarłej to dla was szok i bardzo mi przykro, że nie jestem w stanie złagodzić tego wstrząsu. Pragnę bowiem wyraźnie podkreślić, że zgodnie z obowiązującymi notariusza rygorystycznymi przepisami sprawdziłem, że sporządzając testament, Alice była w pełni świadoma. Jej majątek, z wyjątkiem wspomnianych wcześniej darowizn na waszą rzecz, dziedziczy zatem Lucy Campbell. Możecie rzecz jasna podjąć działania, aby ten testament unieważnić sądowo. W tym celu radziłbym wynająć prawników, którzy w waszym imieniu złożą pozwy.
− Pełnomocnictwa w tej sprawie najdalej jutro przekażę mojemu adwokatowi – oświadczyła Wanda, po czym jako pierwsza zerwała się z krzesła i ruszyła do drzwi.
Po chwili w jej ślady podążyła reszta rodziny i przy stole, oprócz notariusza, zostały tylko Harper i Lucy.
− Przykro mi, Lucy, że to spotkanie miało taki przebieg – powiedział Phillip. – Byłoby lepiej, gdyby Alice uprzedziła ich o zmianie testamentu. Jak sądzę, nie zrobiła tego, bo chciała uniknąć nacisków z ich strony, żeby odwołała nowe postanowienie spadkowe. Sądząc po ich reakcji, przypuszczam, że wystąpią na drogę sądową o unieważnienie testamentu. Jeśli złożą pozew w tej sprawie, to tym samym, dopóki nie zostanie ogłoszony prawomocny wyrok, masa spadkowa po Alice będzie zamrożona. To oznacza, Lucy, że na przykład nie będziesz mogła sprzedać mieszkania ani dzieł sztuki czy też dysponować oszczędnościami zmarłej. Jednak Alice spodziewała się takiego obrotu spraw i zawczasu przekazała mi pełnomocnictwo do jednego z jej kont bankowych. Tak więc jeszcze za jej życia podjąłem z niego pieniądze, z których, zgodnie z jej wolą, będę regulował czynsz i opłaty związane z utrzymaniem apartamentu, a także wypłacał ci pensję. Tak więc o to wszystko możesz być spokojna. Ale mam do ciebie prośbę o oszczędne gospodarowanie otrzymywaną gotówką.
Lucy podczas studiów na elitarnym Uniwersytecie Yale, w odróżnieniu od ogromnej większości swych rówieśników, którzy pochodzili z bardzo zamożnych domów, musiała się liczyć się z każdym groszem.
Po pokryciu zawrotnego czesnego stypendium wystarczało jej zaledwie na bardzo skromne utrzymanie. Na szczęście jej najbliższe przyjaciółki, z którymi mieszkała w akademiku, czyli Harper, Violet i Emma, choć pochodziły z niezwykle majętnych rodzin, nigdy nie dały jej odczuć, że dzieli ją od nich finansowa przepaść.
Ale jej stypendium nie obejmowało ostatniego dyplomowego roku studiów i Lucy musiała je zawiesić z braku środków finansowych.
Dzięki Harper znalazła pracę i mieszkanie u Alice. Podczas pięciu lat spędzonych pod jej dachem zawsze niemal całą pensję odkładała z myślą o zgromadzeniu oszczędności, które miały jej pozwolić wrócić na uniwersytet. Tak więc nawet sobie nie wyobrażała, by mogłaby zacząć szastać pieniędzmi.
− Nie przejmują się Wandą – wtrąciła Harper. – Roznosi ją złość, będzie narzekać, ale z własnej kieszeni nie da grosza na koszty sądowe. Mogę się założyć, że nikt z nich nie ruszy palcem i że wszyscy zdadzą się na Olivera, żeby złożył pozew w imieniu rodziny.
− Twój brat sprawiał wrażenie mocno zirytowanego. Myślisz, że to może zaważyć na jego relacji z tobą?
− Nie sądzę. On po prostu wie swoje i odda tę sprawę w ręce adwokatów. Ale chciałabym cię uprzedzić, że Oliver może zjawić się u ciebie i będzie chciał cię wymaglować. Jako biznesmen jest zaprawiony w bojach i wie, że zawsze warto podejść przeciwnika. Niewykluczone więc, że będzie węszyć, próbować znaleźć na ciebie coś, co mogłoby cię obciążyć.
Nie mam nic do ukrycia, pomyślała Lucy, więc nie boję się jego wizyt. Ale po sekundzie uświadomiła sobie, że skoro Oliverowi nie zabraknie determinacji, by unieważnić testament Alice, zapewne odniesie sukces.
Stać go na wynajęcie najlepszych prawników, więc jeśli wytoczy przeciwko niej batalię sądową, ona raczej nie będzie miała szansy na wygraną.
Trudno, świat jest niesprawiedliwy, bogaci stają się jeszcze bogatsi, a taka szara myszka jak ona w konflikcie z nimi będzie skazana na porażkę.
− Ponieważ, Phillipie, nigdy nie rozmawiałam z Alice o finansach, chciałabym się dowiedzieć, jaka jest szacunkowa wartość pozostawionego przez nią majątku?
− Masa spadkowa obejmuje apartament, lokaty inwestycyjne, oszczędności bankowe, kolekcję sztuki i jej dobra osobiste, więc w sumie jest to fortuna o wysokości około pięciuset milionów dolarów.
− Ja… ja przepraszam, ale chyba się przesłyszałam. Czy mógłbyś powtórzyć, ile…
− Nie przesłyszałaś się, Lucy – Harper weszła jej w słowo. − Ciocia Alice, choć może trudno ci w to uwierzyć, zgromadziła majątek o wartości jakiegoś pół miliarda dolarów. Więc gratulacje, moja droga. Stałaś się bogata i pamiętaj, że na to zasłużyłaś.
Nie była w stanie wydusić z siebie słowa. To niemożliwe, to po prostu jest wykluczone. Szara myszka miałaby odziedziczyć pół miliarda? Nic dziwnego, że rodzina Alice zareagowała w ten sposób.
Szara myszka miałaby zostać multimilionerką?
A więc Oliver zobaczył wreszcie na własne oczy niesławną Lucy Campbell.
Od lat wiele o niej słyszał od siostry oraz od ciotki, która w mejlach pisała o niej z zachwytem. I może z powodu tych superlatywów spodziewał się, że będzie bardziej atrakcyjna. Jej ciemnoblond włosy miały jakiś szarawy odcień, paznokcie potrzebowały manikiuru, twarz sprawiała wrażenie zbyt drobnej, a patrzące z irytującym wyrazem spłoszenia oczy nieproporcjonalnie duże przy tak delikatnych rysach.
Jednym słowem, na pierwszy rzut oka Lucy wydała mu się dość nijaka. Kiedy czytał o niej te peany ciotki, kusiło go niemal, żeby jednak tam wpaść, by tę cudowną asystentkę Alice poznać osobiście. To by mu oszczędziło dzisiejszego rozczarowania.
I miała na nosie oraz policzkach piegi, a próby ich policzenia pozwoliły mu zachować przy stole spokój. Intrygowało go przy tym, czy ona ma ich więcej? Czy jej ramiona i biust też są całe w kropki?
Doliczył się trzydziestu dwóch, stracił rachubę i dał za wygraną, by jednak śledzić przebieg rozmowy.
Ale gdy lepiej się przyjrzał Lucy, uznał, że ona chyba jednak coś w sobie ma. W każdym bądź razie, ku jego zaskoczeniu, magnetycznie przykuwała jego wzrok.
Niestety jednak zorientowała się szybko, że on jej się przypatruje i kiedy zaczęła w niego wlepiać te swoje sarnie oczy, poczuł się trochę niezręcznie.
Chociaż udawała, że spogląda na niego z wyrazem szczerego zaciekawienia, uznał, że nie da się zwieść pozorom. Nie pozwoli, by jej niby niewinne spojrzenie zmąciło mu trzeźwy osąd sytuacji.
Tak więc szybko przywołał się do porządku, mówiąc sobie, że ta kobieta nie zasługuje na jego zainteresowanie. Jest z niej przecież podstępna zachłanna kłamczucha, taka sama jak jego macocha.
Harper tego nie dostrzega i być może także Alice nie rozgryzła jej manipulacji, ale on ma szeroko otwarte oczy. Gdy jego owdowiały ojciec kompletnie stracił głowę dla tej cholernej Candace, dla jej pełnych ust i sztucznie powiększonego biustu, Oliver od razu się na niej poznał. Od razu wiedział, jakie z niej ziółko.
Okej, niech będzie, ta cała Lucy jest niebrzydka. Może i ładna, ale nic poza tym. Nie ma klasy ani poloru kobiet z jego sfery, do bywalczyń eleganckich przyjęć na Manhattanie absolutnie się nie umywa.
Tak, Lucy przypomina mu raczej tę ładniutką baristkę z kawiarni na rogu jego ulicy, która zawsze dostaje od niego sowity napiwek, bo pamięta, że on lubi mocno spienioną kawę.
Otóż to, Lucy jest w jej typie. Nawet gdyby fuksem zdobyła miliony, trudno sobie wyobrazić, by umiała się odnaleźć w elitarnych kręgach. Ona po prostu do nich nie pasuje i na pewno nie zostałaby zaakceptowana w towarzystwie.
Jego macocha Candace pod tym względem się różniła się od niej. Była niezmiernie efektowna, świadoma swojej urody i wśród bogatej finansjery brylowała z taką swobodą, jakby należała do tej warstwy od urodzenia. Olśniewała wszystkich swym uśmiechem i choć jego ojciec był od niej ponad dwadzieścia lat starszy, owinęła go jak młokosa wokół palca. Niestety, ojciec na jej punkcie kompletnie oszalał.
− Dziękuję, Harry – zwrócił się Oliver do swego kierowcy, gdy czarny sedan zatrzymał się przed drapaczem chmur, w którym mieściła się siedziba centrali Oriona.
Pomyślał z goryczą, że zamiast zajmować się tutaj poważnymi sprawami pół dnia zmitrężył na zawracaniu głowy sprawą majątku po ciotce. Pięćdziesiąt tysięcy dolarów, z jakimi wracał od notariusza, stanowiły marną rekompensatę za stracony czas.
Oriona założył jego ojciec, gdy we wczesnych latach osiemdziesiątych zaczynał się bezprecedensowy popyt na komputery osobiste. Tom Drake umiał ten boom wykorzystać, w interesach radził sobie znakomicie.
Na przełomie stuleci co piąty sprzedawany na rynku amerykańskim komputer domowy produkowała jego firma.
Ale wtedy właśnie musiała napatoczyć się Candace i wszystko zaczęło się walić.
Oliver wszedł przez obrotowe drzwi do wyłożonego marmurem i mosiądzem lobby, po czym skierował się do prywatnej windy. Biura Oriona zajmowały trzy najwyższe kondygnacje czterdziestopiętrowego wieżowca, które Oliver wykupił na potrzeby firmy sześć lat wcześniej.
Gdy winda dowiozła go na górę, ruszył prosto do swojego gabinetu. Do gabinetu prezesa zarządu.
Ich fabryka, od dobrych kilku lat specjalizująca się wytwarzaniu najnowocześniejszych laptopów, tabletów i smartfonów oraz przyjmujące zamówienia z kraju i z zagranicy centrum dystrybucyjne znajdowały się kilkadziesiąt kilometrów od Manhattanu, w stanie New Jersey. Chociaż niemal każdy, kto znał się na tym biznesie, dla zwiększenia zysków radził Oliverowi przenieść produkcję i dział handlowy na Daleki Wschód albo do Ameryki Południowej, on tego zrobił.
Na szczęście dla jego z pozoru tylko szaleńczej polityki miał wsparcie wśród członków zarządu, a trudny okres Orion miał dawno za sobą. Bo gdy Oliver przejmował po ojcu stery w firmie, była ona na skraju bankructwa. Ale jego genialny zmysł do interesów, ciężka praca i łut szczęścia sprawiły, że Orion nie tylko przetrwał, lecz na nowo rozkwitł.
Tom Drake postanowił wycofać się z interesów, bo gdy Candace zniknęła z jego życia jak sen złoty, zostawiła mu na głowie ich niespełna dwuletniego synka.
Oliver poznał się na niej od pierwszego wejrzenia, ale nie śmiał przestrzec ojca i musiał być świadkiem całej tej tragedii.
Lucy z całą pewnością była pokroju jego macochy, tyle że zamiast poderwać znacznie starszego majętnego wdowca, omamiła sędziwą bezdzietną i bogatą damę.
Alice zawsze była ekscentryczką, a on od małego podziwiał jej silny charakter. Kiedy więc przed laty ciotka zdecydowała, że zamknie się przed światem w swoim luksusowym domu, Oliver postanowił uszanować jej potrzebę samotności.
I mimo że zgodnie z jej wolą przestał ją odwiedzać, to aby pozostać z nią w stałym kontakcie, podarował jej laptopa, podłączył go do internetu i zainstalował jej pocztę elektroniczną.
I teraz pluł sobie w brodę za to, że jej nie widywał. I za to, że pozwolił, by Harper namąciła mu w głowie, wychwalając Lucy pod niebiosa.
Gdyby bywał u ciotki, może zdołałby zapobiec temu, co się wydarzyło.
− Proszę przyjąć moje kondolencje z powodu śmierci pańskiej ciotki, panie Drake – powiedziała jego sekretarka, Monica, na widok jego ściągniętych w zamyśleniu brwi, z którą nieomal zderzył się przy wejściu do gabinetu. – W gazecie napisali, że od ponad dwudziestu lat nie wychodziła z domu. Czy to prawda?
− Dziennikarze zawsze trochę przesadzają – odparł z uśmiechem. – Zamknęła się w domu prawie dwie dekady temu.
− Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że można tyle lat…
− Wytrzymać, nie ruszając się z mieszkania? Widać można, tym bardziej że mieszkała w dużym i komfortowym apartamencie.
− Czytałam, że była bezdzietna i że łączyła ją z panem bliska więź. Czy odziedziczy pan ten apartament?
Ciotka nigdy nie wyszła za mąż ani nie miała dzieci, więc większość ludzi sądziła, że majątek zapisze jemu i Harper. Dzisiaj jednak okazało się, że te przypuszczenia były mylne. Oliver nie potrzebował ani jej pieniędzy, ani apartamentu, na jego gust urządzonego nieco staromodnie i zbyt paradnie.
Niemniej oburzał go fakt, że obca kobieta, która podstępem wkradła się do rodziny, miałaby zgarnąć cały spadek.
Obca kobieta o ogromnych oczach, której obraz prześladował go od dobrej godziny.
− Nie sądzę – odparł lakonicznie. − Ale kto wie, to jeszcze nie jest wykluczone – dodał po chwili. – Jeżeli będą do mnie telefony, z nikim mnie nie łącz, proszę.
Obawiał się, że w sprawie majątku rozdzwoni się cała rodzina. Od notariusza wszyscy wyszli zdenerwowani i szybko się rozstali, więc pewnie będą chcieli teraz roztrząsać kwestię spadku. On zresztą też razem z nimi opuścił kancelarię, bo przebywanie w towarzystwie ponętnej panny Campbell stanowczo mu nie służyło.
Im dłużej jej się przypatrywał, tym bardziej go intrygowała. Jego reakcja na nią była naprawdę idiotyczna. Bo gdyby ją zobaczył na ulicy, to przecież z pewnością by się za nią nie obejrzał.
Ale gdy siedział naprzeciwko niej przy stole, a ona popatrywała na niego tak, jakby jej los został złożony w jego ręce… Nie, musiał stamtąd wyjść, potrzebował oddechu, bo czuł, że gdyby został dłużej, mógłby zrobić jakieś głupstwo.
Wyjął z kieszeni komórkę i zerknął na jej ekran.
Harper dzwoniła dwukrotnie w ciągu ostatniego kwadransa, ale miał wyłączony sygnał dźwiękowy. Prawdopodobnie chciała go namówić, by zrezygnował z batalii o spadek. Cóż, na temat Lucy i majątku po Alice on i jego siostra chyba nie osiągną porozumienia.
Zamyślony usiadł za biurkiem, po czym odwrócił głowę w stronę wielkich panoramicznych okien, by spojrzeć na miasto.
Za godzinę roztoczy się stąd wspaniały widok zachodu słońca nad rzeką Hudson, lecz on, niestety, zbyt rzadko miał okazję go podziwiać.
Zwykle był bez reszty pochłonięty pracą, szefując firmie nie mógł sobie pozwolić na wytchnienie. Nawał obowiązków go cieszył, bo oznaczał, że interes się kręci.
Czas wolny… no cóż, nieczęsto go miewał. A kiedy mu się przydarzyła chwila dla siebie, nie bardzo wiedział, co z nią zrobić. Uprawiał ogród, ale to zajęcie było przede wszystkim lekarstwem łagodzącym stres. Niekiedy umawiał się na randki, zwykle za namową Harper, ale nigdy nie był w poważnym związku.
Nic nie mógł na to poradzić, że każda kobieta, która uśmiechała się do niego zalotnie albo na jego widok trzepotała rzęsami, przypominała mu Candace. Zdawał sobie sprawę, że nie powinien tak reagować, bo całe mnóstwo kobiet interesowało się nim nie tylko ze względu na majątek czy status społeczny. Tyle tylko że on nie bardzo potrafił określić ich intencje.
Niemniej zauważył, że Lucy Campbell ani nie posyłała mu dzisiaj kokieteryjnych uśmiechów, ani nie trzepotała rzęsami. W pierwszej chwili zerkała na niego, marszcząc ten swój zadarty piegowaty nos chyba z dezaprobatą.
I ta jej mina początkowo go bawiła. Ale gdy notariusz odczytał testament ciotki, a on zorientował się, kim jest Lucy, jego dobry nastrój minął bezpowrotnie.
Harper była absolutnie przekonana o jej niewinności. Zaprzyjaźniły się z Lucy na studiach. Siostra chyba faktycznie poznała ją blisko i w innych okolicznościach Oliver przyjąłby jej opinię za dobrą monetę. Ale Harper mogła być zaślepiona przyjaźnią, tak jak ojca zaślepiała miłość do Candace. A w obu przypadkach toczyła się gra o setki milionów dolarów.
Nawet osoba najuczciwsza i najbardziej prawa mogła nie oprzeć się pokusie, by uszczknąć dla siebie odrobinę z tego tortu. Ciotka naprawdę była wiekowa. Może Lucy, wpatrując się w nią swoimi ogromnymi oczami, opowiedziała jej jakąś łzawą historię o tym, jak bardzo potrzebuje finansowego wsparcia.
Może tak zauroczyła Alice, że ta zaczęła ją traktować jak własną córkę. Może Lucy oczekiwała, że dostanie tylko parę milionów, a jej zabiegi okazały się skuteczniejsze, niż przypuszczała.
Ale to, jakie zastosowała sztuczki, by skłonić Alice do zapisania jej prawie całego majątku, nie miało znaczenia. Bo tak czy inaczej rzecz w tym, że zmanipulowała jego ciotkę, a Oliver nie zmierzał tolerować biernie tego faktu. Tutaj nie chodziło o jakąś antyczną komodę po babci albo jej porcelanowy serwis, tutaj w grę wchodziła fortuna wartości pół miliarda.
Toteż on nie odda jej bez walki, tego mu robić nie wolno. Nie zrezygnuje z batalii choćby ze względu na pamięć o ciotce.
Z głębokim westchnieniem sięgnął po komórkę, by zadzwonić do adwokata. Niech diabli wezmą całą tę Lucy Campbell razem z jej uroczymi piegami i zadartym nosem. W sporze z Oliverem i jego żądnymi krwi prawnikami jej wdzięk na nic się nie zda.
Lucy nie wygra w sądzie, w tej próbie sił będzie bez szans.