- W empik go
Erotyczny alfabet: B jak Biseksualność – zbiór opowiadań - ebook
Erotyczny alfabet: B jak Biseksualność – zbiór opowiadań - ebook
„Większość ludzi powie, że miłość może dotyczyć wyłącznie dwójki osób, a najlepiej pary złożonej z mężczyzny i kobiety. I oczywiście każdy ma prawo tak uważać, ale nie jest to jedyną prawdą. Przecież miłość nie jest zarezerwowana tylko dla nich i to powinno być jasne jak słońce. Jednak ogół myśli tak, a nie inaczej, bo to temat trudny. Miłość poligamiczna bywa dużym tabu, czymś, do czego ludzie się nie przyznają, nie chcą nawet podjąć próby rozmowy. Muszę przyznać, że ja też długo myślałam podobnie, nie byłam w stanie wyobrazić sobie innego scenariusza niż ja i mój mąż, Robert. Do czasu".
Podobnie jak bohaterowie opowiadania „My i ona", bohaterki i bohaterowie opowiadań ze zbioru „B jak Biseksualność" w niestandardowych okolicznościach eksplorują swoją tożsamość seksualną i badają granice przywiązania do monogamii. Małżeństwa z długim stażem i doświadczeni swingersi – wszyscy poszukują erotycznych doznań poza utartymi schematami, eksplorując swoje pożądanie więcej niż jednej płci. Poznaj pulsujące od napięcia opowiadania pokazujące całe spektrum ludzkiej seksualności, która nie zna płci ani granic.
W skład zbioru wchodzi 10 opowiadań erotycznych:
Sceny życia za ścianą
Czerwona kokarda
My i ona
Dziewczyna z moich stron
Wiosenna niespodzianka
Miłość na wakacje
Podglądana
Moje wszystkie kobiety
Weekend z przyjaciółką: seksklub
Smoczyca: gonitwa
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-271-1427-9 |
Rozmiar pliku: | 266 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Cztery kamienice ułożone na planie kwadratu w jednej z krakowskich dzielnic. Okna naprzeciw siebie tak, by można było z powodzeniem podglądać życie sąsiadów. Niewielki skwer pośrodku z ławkami i małym placem zabaw. Miejsce wytchnienia w cieniu drzew latem i zabaw, gdy nadchodzi mroźna zima. Teraz uginające się pod śnieżną pierzyną gałęzie oraz iskrzące się drobinki kryształków zmrożonego śniegu. Dziedziniec z licznymi alejkami. Wchodząc w taką przestrzeń, ma się wrażenie wkraczania w inny świat. Przekraczając bramę między kamienicami, opuszczając tętniące życiem miasto, czuć, że w tym miejscu wszystko płynie wolniej, bardziej miarowo i spokojnie. Gwar ulicy znika zamrożony w ścianach starych budynków. Można odetchnąć i pozwolić sobie zapomnieć. Zapomnieć o pogoni za niewiadomym. Magiczne miejsce, które skrywa niejedną historię.
***
NADIA
Na stoliku brakowało tylko herbaty, którą Nadia właśnie niosła z niemałą ostrożnością i wyczuciem w dłoniach. Po zimnym i męczącym dniu nic tak nie odpręża, jak odpoczynek wzbogacony docenioną przez krytyków książką i herbatą. Rozgrzewający, cynamonowy napar nęcił. Na sofie oprócz książki, nad którą miała zamiar się pochylić, znajdował się również ulubiony, puchowy koc, który wyciągała jedynie w zimowe wieczory. Tak właśnie wyglądał jej wieczorny rytuał, ale ostatnimi czasy jej osobisty obrządek wzbogacił się o kolejny element, wydający się niezbędny do ułożenia całej układanki. Podeszła do okna i spojrzała przed siebie. I zaraz potem sama podświadomie się skarciła. Pobiegła szybko zgasić światło. Teraz już bez przeszkód mogła spojrzeć tam, gdzie wcześniej nie miała odwagi. Obserwowała pusty balkon znajdujący się obok okna z ogromnymi, ciężkimi zasłonami. Ciemność. A poza nią jedynie mglista aura unosząca się znad kubka oraz skroplona para osadzająca się na szybie wskutek niekontrowanego oddechu. Niespiesznie i z pewną rezygnacją ulokowała się na kanapie, nakrywając się ulubionym kocem. Poczeka. Do jej uszu dotarła niepokojąca cisza, a nos wyczuwał słodką woń unoszącą się w całej kawalerce. Ciepły kubek spoczywał w dłoniach dziewczyny, ogrzewając je subtelnie. Odnosiła wrażenie, jak gdyby zapach pierzchł w najgłębsze zakątki domu. Zatrzymała się na moment w niespiesznym oddechu, miarowym i wyciszającym. Próbowała okiełznać niecierpliwość oczekiwania.
Jasność. Zapaliło się światełko w tunelu. A raczej żarówka w jednym z jego pokoi. Mogła znów obserwować, jak się porusza. Robiła to wielokrotnie w myślach, lecz to nie to samo. Miała teraz możliwość nakładania wcześniej skumulowanych wyobrażeń w rzeczywisty obraz. On, ostatnia, brakująca część układanki. Sączyła powoli herbatę, delektując się każdym łykiem tak samo, jak jego osobą. Wiedziała, że ma na imię Joachim, że jest wykładowcą na uczelni i że mieszka sam. Sprowadził się tutaj zapewne dawno temu, ona mieszkała tu pół roku.
Uśmiechnęła się z wyraźną ulgą. Mężczyzna zniknął na chwilę w korytarzu. Trwała w radosnym oczekiwaniu, wiedząc, że poszedł zdjąć płaszcz, marynarkę i krawat. Pewnie wróci niedługo ze szklaneczką bursztynowego napoju. Zastanawiała się, czy pije burbon, czy też inny mocny alkohol. Wrócił po niespełna dziesięciu minutach. Jak zwykle podwinął rękawy koszuli, które opinały mu przedramiona. Pomimo odległości mogła dostrzec rozpięte guziki koszuli i wyłaniające się owłosienie jego klatki piersiowej. Wstrzymała oddech, czując wzbierające gorąco w całym ciele. Tym razem nie było to działanie rozgrzewającej herbaty. To był jeden z jej ulubionych widoków. Siadał do stołu tuż przy ogromnym oknie balkonowym ze stertą kartek. Rozciągał się na krześle i popijając powoli trunek, spoglądał przez szybę. W fantazjach siadała naprzeciw niego przy tym właśnie stole i rozmawiali. Albo milczeli, patrząc sobie wnikliwie w oczy.
Zastanawiała się, dlaczego właśnie wieczorami traciła nad sobą kontrolę. Wszystkie jej myśli skupiały się w jednym obszarze, tym, którego starała się nie pobudzać w dzień. Czuła się spragniona. Z utęsknieniem czekała na spotkanie ust, tak jakby znała już smak jego kuszących warg. Ręce jej drżały, gdy zaczynała gładzić się po szyi. Wyobrażała sobie, że jej własne ręce są jego dłońmi. Czuła, jakby ich szorstkość powodowała rzeczywistość jego dotyku. Zatraciła się i siedząc na parapecie, rozwarła uda, po czym zatopiła palce w mokrej cipce. Patrząc przez okno na niego, pochylonego nad dokumentami, coraz szybciej pocierała łechtaczkę. Zbierała wilgoć wypływającą z wnętrza i mocno rozcierała po wargach, rozkoszując się doznaniami. Naparła mocniej na najbardziej tkliwy punkt i biegła coraz szybciej ku spełnieniu. Orgazm zawładnął jej ciałem, a ostatnie, co widziała, to jego twarz zwróconą jakby prosto w jej okna.
***
JOACHIM
Joachim nieco zbyt mocno zaciągnął krawat. Kołnierzyk wpił mu się w szyję, więc lekko poluzował węzeł. Poprawił wszystkie fałdy na koszuli, rozcierając je starannie szorstkimi dłońmi. Gdy wszystko ułożyło się idealnie, z zadowoleniem spojrzał w lustro. Pięćdziesiąt lat. Tyle liczył sobie wykładowca i nauczyciel wydziału pedagogicznego. Samotnie zajmował piętro poniemieckiej kamienicy. Nie bawił się już w przystrzyganie ledwie wyłaniających się włosów, dlatego kilka dni wcześniej zdecydował się ogolić na łyso. Przyznał z uznaniem, że odmłodziło go to wizualnie. Delikatnie poznaczona zmarszczkami twarz i zawsze starannie przystrzyżona, gęsta broda dodawały mu odrobiny ekstrawagancji. I zdecydowanie wyróżniał się na tle przeciętnej szarości. Lubił ponadczasowe i klasyczne kroje. Ubierał się stylowo i elegancko.
Zima tego roku była niezwykle mroźna, dlatego wyciągnął z szafy grubszy płaszcz oraz kapelusz. Rozejrzał się uważnie po salonie, oceniając, czy wszystko jest tak, jak powinno być. W przedpokoju włożył ciepłe sztyblety i wyszedł, pieczołowicie zamykając za sobą drzwi. Zanim zszedł po schodach, zawrócił, nacisnął kilkukrotnie klamkę i podążył spokojnym krokiem w dół. Opuszczając dziedziniec między czterema kamienicami, zerknął jeszcze do teczki, czy zabrał wszystkie niezbędne rzeczy. Zatrzymał się nagle, nie rozglądając się zbytnio. W pewnym momencie poczuł pchnięcie. Teczka wypadła, kilka dokumentów rozsypało się tuż obok torby wypełnionej niezliczoną liczbą obiektywów. Podniósł głowę i napotkał najpiękniejsze orzechowe oczy, jakie kiedykolwiek widział. Młoda kobieta rzuciła się na kolana i pospiesznie poczęła zbierać wszystkie rozsypane kartki, po czym przepraszając wylewnie, podała mu lekko zawilgocone od śniegu notatki. W jednej chwili ziemia jakby osunęła się spod stóp Joachima. Zabrał od dziewczyny dokumenty i wrzucił niedbale do teczki, co do poukładanego i pedantycznego mężczyzny zupełnie nie pasowało. Schylił się i pomógł pozbierać rozsypany sprzęt do fotografii.
– Bardzo pana przepraszam, niezdara ze mnie – wymamrotała nieznajoma.
– Nic się nie stało, to tylko kilka kartek, ale pani sprzęt… proszę zobaczyć, czy nic się nie uszkodziło. – Podał dziewczynie jeden z obiektywów.
– Na szczęście torba jest odpowiednio izolowana na takie wypadki – odparła zawstydzona.
– W porządku, skoro pani tak mówi.
– Jeszcze raz pana przepraszam – dodała pospiesznie.
– Miłego dnia, młoda damo.
– Dziękuję i wzajemnie. – Uśmiechnęła się tak, że rozpromieniła Joachimowi poranek.
Ostatnie, co zobaczył, to burza kasztanowych włosów unoszących się niepokornie pod wpływem wiatru. Biegła tanecznym krokiem i zniknęła tuż za zakrętem, opuszczając dziedziniec. Stał przez chwilę oniemiały nagłym porywem serca, który dopadł go znienacka. Nigdy wcześniej jej nie widział, więc albo kogoś odwiedziła, co momentalnie wywołało dziwną gorycz, albo niedawno się sprowadziła.
Joachim lubił swoją samotność. Zdążył do niej przywyknąć i zbytnio mu nie doskwierała. Wieczory zwykle spędzał w wygodnym fotelu z ciekawą lekturą. Bibliotekę posiadał doskonale zaopatrzoną. Lubił również przyglądać się młodym studentkom, często wynajmującym mieszkania w którejś z czterech kamienic. Starał się łączyć przyjemne z pożytecznym, przesiadując na balkonie i dzieląc swoją uwagę pomiędzy zawiłość fabuły a kobiece wdzięki. Czasami, gdy obserwacja nie zaspokajała jego potrzeb, zapraszał którąś z lokatorek do siebie. Przez lata doświadczeń i znajomość natury młodych kobiet sprawiał, że w większości jego starania przynosiły sukces. Zwykle zaczynał od zaproszenia na kawę lub herbatę. Wzbudzał zaufanie, wydawał się nieszkodliwy. Lekko ekscentryczny samotnik, pedant, zapalony czytelnik. Kobiety przy nim zazwyczaj szybko się rozluźniały, zaczynały pozwalać sobie na żarty. Zapraszał je do salonu, gdzie siadając na sofie, stawały się bardziej podatne na jego subtelne działania. Nie potrzebował wiele czasu, by trafnie odczytywały jego intencje. Był spokojny, nienachalny. Uprzejmością i nieco staroświecką kurtuazją zyskiwał w ich oczach. Przywykłe do bezpośrednich, często chamskich podrywów rówieśników łatwo ulegały wdziękowi starszego od nich wykładowcy. Zamiast bezczelnego klepania po tyłku i ordynarnych odzywek spotykały się z adoracją, komplementami i szacunkiem. Przeważnie wystarczało jedno, dwa, czasami trzy spotkania i sprawiał, że w sypialni kobiety spełniały jego pragnienia. Zrzucając przed nim ubrania, były już mniej pewne siebie, chociaż żadna nie okazała się dziewicą. Podobały mu się właśnie takie, uroczo zawstydzone i przejęte. Lubił smakować te chwile, kiedy leżał na łóżku ubrany i czekał. Patrzył. Obserwował mimikę, niepewne ruchy, rumieniec pokrywający twarz. Badał reakcje ze spokojem. Na chłodno i z dystansem. Przedłużał moment oczekiwania, doprowadzając kobiety do narastającego zniecierpliwienia. Nie mógł się powstrzymać, musiał doprowadzić każdą z nich do błagania. A prosiły o różne rzeczy. Czasem o to, by się z nimi kochał. Jednak częściej, by już je zerżnął. Zapewniały, że zrobią wszystko, czego będzie chciał. Jego przewaga wyrażająca się w jego ubiorze i ich nagości miała kapitalne znaczenie. A jemu zapewniała mnóstwo satysfakcji i poczucia władzy.
Czasami jednak tracił zainteresowanie studentkami. Czasami, bardzo rzadko pojawiała się bowiem kobieta, która odbierała mu cały rozsądek. Dla której mógłby stać się całym światem, największym przekleństwem, źródłem namiętności i zgorszenia. Miał poczucie, że właśnie taką poznał…
***
IDA
To był długo wyczekiwany dzień dla Idy. Po wielu latach odnalazła przyjaciółkę z dzieciństwa. Tę, przy której pierwszy raz poczuła, że to właśnie dziewczyny są dla niej dużo bardziej interesujące i atrakcyjniejsze niż chłopcy. Z Nadią spędziła całe lato na wsi, gdy przyjechała pierwszy raz z rodzicami na wakacje do Polski, do babci. Wychowała się w Niemczech, ale miała polskie korzenie. W domu mówiono w dwóch językach, uczono ją kultury polskiej i polskich obyczajów. Po pamiętnych wakacjach obiecała sobie, że kiedyś wróci do kraju i osiądzie w nim na stałe. Miała krótki epizod pobytu w Polsce, ale po czasie wróciła znów do Niemiec. Gdy pochowała rodziców, uznała, że nic jej tam nie trzyma. Spakowała swój cały dobytek do vana i wylądowała w Krakowie. Uwielbiała to miasto. Uważała, że jest najbardziej polskie ze wszystkich, jakie zwiedziła.
Włożyła białą, męską koszulę w opięte rurki i docisnęła mocniej pasek z szeroką, owalną klamrą. Podwinęła rękawy, odsłaniając wytatuowane, kolorowe przedramiona. Nałożyła na skórę balsam i delikatnie wtarła. Zrobiła starannie makijaż, mocno podkreślając oczy czarnym cieniem. Nałożyła maskę na króciutkie włosy i wmasowała delikatnie w sterczące igiełki. W krótkich włosach, ściętych niemal na jeżyka, czuła się wreszcie wolna. Była nareszcie sobą. Nigdy nie lubiła swoich długich, puszystych, nieokiełznanych pukli. Uważała, że zupełnie nie pasowały do jej twarzy i nadawały jej nienaturalny wygląd. Jednakże nie chciała sprawiać mamie przykrości, więc męczyła się z nimi przez lata. Uwielbiała za to włosy u innych kobiet. Najbardziej długie, kasztanowe i lekko falowane. Musiała pilnować się, by nie wyciągać dłoni do właścicielki owych włosów, by nie przestraszyć jej nagłym dotykiem. Włożyła zimowy płaszcz, wysokie botki, owinęła się szalem i wyszła na spotkanie z przeszłością w nadziei na odbudowanie znajomości z Nadią. Bała się, jak dziewczyna zareaguje i czy ją w ogóle pamięta. Ale musiała spróbować, bo to trochę jak odszukanie siebie i swojej tożsamości. Nadanie jej właściwego wymiaru i domknięcie swoich przekonań.
Nadię odnalazła przypadkowo w Internecie. Ida z okazji swoich trzydziestych piątych urodzin chciała zrobić sobie prezent – sesję zdjęciową. Zawsze o tym marzyła, ale dopóki nie przyznała się sama przed sobą, że jest lesbijką, nie potrafiła zaakceptować swojej tożsamości. To był jej kamień milowy, który chciała pokonać. I wtedy właśnie natrafiła na portfolio Nadii. Nie od razu skojarzyła fakty, dopiero po czasie i przeszukaniu mediów społecznościowych zyskała pewność, że to właśnie jej koleżanka z pamiętnych wakacji. Wierzyła, że to jej kolejne przeznaczenie.
***
NADIA
Rano Nadia zaparzyła ciemną i mocną kawę, by ta postawiła ją na nogi. Nic tak nie pobudza do życia, jak mocna kawa. Spojrzała na zegarek. Dochodziła ósma. Wprawdzie zostały dwie godziny, ale mimo to kobieta musiała się pospieszyć. Chciała zebrać jeszcze wszystkie pomysły w całość. Wiedziała, że nie jest to takie proste na ostatnią chwilę, że potrzebuje inspiracji. Wyłączyła radio, aby móc się dostatecznie skupić. Weszła do łazienki i od razu wskoczyła pod prysznic. Bez ceregieli namydliła ciało, a następie spłukała ciepłą wodą. Kabina momentalnie zaparowała. Chciała zostać tutaj dłużej, zważywszy na mróz panujący na dworze. Przemówił przez nią jednak rozsądek, który nakazywał wyjść. Owinęła się dużym, topornym szlafrokiem i nałożyła ciepłe kapcie. W takim stroju nie zwojowałaby świata, a co dopiero mówić o nieznajomym z kamienicy naprzeciwko. Podeszła do okna. Pustka. Pewnie wyszedł już do pracy z tą swoją nieodzowną teczką.
Usiadła przy laptopie. Potrzebowała chwili namysłu. Klientka była dosyć tajemnicza i nie powiedziała zbyt dużo, w jakim klimacie chciałaby zdjęcia. Kontaktowała się wyłącznie przez pocztę elektroniczną. Wspomniała o zdjęciach w scenerii zimowej i w studiu. Nadia nie mogła więc wklepać w wyszukiwarkę „zdjęcia na śniegu”. To zbyt banalne i nieprzyzwoicie oczywiste. Wolała porządnie zgłębić temat. Na szczęście jako fotografka realizowała podobne zlecenia, więc szukanie nie zajęło jej aż tak dużo czasu. Lubiła sesje plenerowe. Zwykle wychodziły bardzo naturalnie, ale bardzo ważna w ich trakcie jest współpraca między klientem a fotografem. Ceniła sobie swoje poważne podejście do pracy. Podczas sesji zajmowała się niemal wszystkim, ale czego nie robi się dla dobrego ujęcia? Była zwykle przygotowana na każdą ewentualność po to, by spełnić nawet najdziwniejsze fanaberie klientów.
Pogoda nie zachęcała do wyjścia. Patrząc na opadające płatki śniegu, mimowolnie spojrzała w okna nieznajomego. „Przestań!” – skarciła się w duchu. Sięgnęła po tłuste kremy ochronne i nałożyła na twarz. Na grubą warstwę białej substancji wklepała podkład i niezawodne, wodoodporne kosmetyki. Rozczesała niedbale włosy, przecież i tak przykryje je czapką.
Wybiegając z klatki i zaglądając w pośpiechu do torby, nie zauważyła mężczyzny, na którego wpadła z impetem. Plik zapisanych kartek rozsypał się wraz z jej torbą wypełnioną obiektywami. Upadła na kolana, by pozbierać to, co wylądowało w śniegu. Gdy podniosła głowę, ujrzała nieznajomego z kamienicy naprzeciwko. Zamarła w stuporze. Wgapiała się w mężczyznę bez słowa i miała ochotę zniknąć. Jego oczy przeszywały ją na wskroś. Bąknęła coś pod nosem, podała mu kartki, on jej jeden z obiektywów i niemal rzuciła się do ucieczki.
Z dudniącym sercem i piskiem w uszach dotarła na przystanek autobusowy. Próbowała się uspokoić, ale cała dygotała. I nie był to wynik mrozu. Wręcz przeciwnie, czuła, że jest rozpalona do granic możliwości. Dyszała niespokojnie i miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Ten mężczyzna wywoływał w niej skrajne emocje i nie miała bladego pojęcia, dlaczego tak się dzieje. Kiedy pierwszy raz po przeprowadzce ujrzała go w oknie – przepadła. Obserwowała go dzień w dzień i zapadała się w swojej fascynacji tym człowiekiem. Nic o nim nie wiedziała, ale snuła niestworzone wizje. Ot, taka fanaberia samotnej kobiety.
Wreszcie nadjechał jej autobus. Nadia zajęła miejsce pod oknem i utonęła w obserwacji miejskiego, szarego krajobrazu za oknem. Skupiła się na pracy, odsuwając myśli o nieznajomym. Myślała o zdjęciach w plenerze, ich unikalnym klimacie i możliwościach, których nie zapewnia studio. Jest w nich cząstka magii i ulotnej, niepowtarzalnej chwili. Zdjęcia w zamkniętej przestrzeni można odtworzyć, zmienić pozę, mimikę, jak również ustawienia oświetlenia i rekwizyty. Ujęcia na łonie natury nie uznają powtórek. Za każdym razem coś ulega zmianie. Jej filozofia zakładała, że zdjęcia powinny mieć pewien zamysł, niejednokrotnie z ukrytym znaczeniem. Jeśli ktoś ją natchnie pomysłem i jest żywą inspiracją, to wkłada w swoją pracę całe serce. Kobieta została wyrwana z tych rozmyślań, kiedy autobus wytrzeszczał zniekształconym głosem jej przystanek.
Wysiadła i skierowała się w stronę parku, pod fontannę, gdzie miała czekać na nią klientka. Gdy podeszła i się rozejrzała, nikogo nie dostrzegła. Wyjęła telefon i sprawdziła skrzynkę mailową. Nie było żadnej nowej wiadomości. Dreptała przez chwilę, czekając na kobietę. Po niespełna pięciu minutach dostrzegła postać zbliżającą się w jej kierunku. Miała przedziwne wrażenie, że zna tę osobę, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd. Gdy klientka podeszła i się uśmiechnęła, Nadii zrobiło się ciepło na sercu. Znała ten uśmiech!
– Cześć, Nadia. – Kobieta się uśmiechnęła.
– Ida? – Odwzajemniła uśmiech, nie dowierzając.
– Tak! To ja!
Kobiety rzuciły się sobie w ramiona. Ich reakcja była tak naturalna i jednocześnie emocjonalna, że Nadia nawet się nad tym nie zastanawiała. Szły dobre kilka minut, zanim dotarły na miejsce, gdzie miały wykonywać zdjęcia, więc w trakcie rozmawiały i opowiadały pokrótce o sobie i swoim życiu. Oczywiście wspominały też pamiętne wakacje na wsi.
Sesja zdjęciowa w plenerze zajęła im ponad trzy godziny. Nie mogły się nagadać, więc wszystko trwało znacznie dłużej niż zwykle. Nadia była zachwycona przyjaciółką z dzieciństwa, a zdjęcia wyszły genialnie. Właśnie o takiej inspiracji myślała, jadąc autobusem. Ida była przepiękną kobietą, choć bardzo nieoczywistą: z krótką fryzurą, mocnym, wyrazistym makijażem. Przypominała drapieżną kotkę, która nie cofnie się przed niczym, jednocześnie była pełna seksapilu i uroku osobistego. Miała czarujący uśmiech i szalenie głębokie oraz przenikliwe spojrzenie. Fotografce udało się uchwycić te wszystkie momenty, gdy Ida wyglądała szalenie zmysłowo i tajemniczo.
W studiu Ida chciała odkryć trochę więcej ciała, pobawić się światłem i wykonać mocno sensualne zdjęcia. Nadia przystała na tę propozycję, szczególnie że już w plenerze widziała oczyma wyobraźni przyjaciółkę właśnie w takim klimacie. Były same, więc mogły zaangażować się w wymyślne pozycje, nieoczywiste ujęcia, grę światła i cienia. Ida sprawiała wrażenie pewnej siebie kobiety, znającej własne ciało i jego możliwości. Nadia podziwiała jej akceptację siebie i była nią coraz bardziej zafascynowana. Sesja w studiu powoduje, że między fotografem a klientem skraca się dystans. Musiały się więc dotykać, by Ida odpowiednio się ustawiła do ujęć. I każdy dotyk Idy sprawiał, że Nadia czuła się coraz dziwniej. Jakaś siła elektryzowała jej ciało, jakby iskry prądu przeszywały ją na wskroś. Poczuła się nieswojo ze swoimi reakcjami, ale starała się niczego po sobie nie pokazać. Gdy patrzyła przez obiektyw na półnagą Idę, dotarło do niej, że szalenie podoba się jej ciało przyjaciółki. Kiedy podeszła, aby zsunąć koszulę z jej ramienia i lekko odsłonić jedną z piersi, ciało Nadii przeszył dreszcz. Podniecenie wyrwało ją z szoku, jakiego doznała, bo nie znała się zupełnie z tej strony. Rumieńce pojawiły się na jej twarzy, ale wciąż trzymała rezon. Starała się wykonać swoją pracę do końca. Miała tylko nadzieję, że Ida niczego nie zauważyła. Bliskość kobiecego ciała wywołała lawinę pragnień, jakich dotąd nie była świadoma.
***
JOACHIM
Joachim szedł dość szybko przez zaśnieżony park, myśląc o nieznajomej kobiecie, którą chwilę wcześniej spotkał. Z łatwością mógł uznać, że ta fotografka w jego ocenie wyróżnia się na tle wszystkich innych znanych mu jednostek. Pociągała go jej bystrość i niewinny urok. I to spojrzenie, które wierciło mu dziurę w głowie… Nie mógł jednoznacznie określić, co ono oznaczało, ale poczuł przeszywający dreszcz, który skumulował się w jego trzewiach. Wiedział, że nie może pozostawić tego faktu bez odpowiedzi.
Zbliżył się do gmachu uczelni. Musiał jakoś przetrwać dzień wytężonej pracy i skupić się na studentach. Odłożył myśli o nieznajomej i wkroczył w mury uniwersytetu.
Zajęcia tego dnia przedłużały się nieznośnie, a energia, którą zwykle Joachim emanował, skumulowała się w niekontrolowanych myślach o nieznajomej dziewczynie. Wskazówki zegara jak zaczarowane nie chciały biec szybciej. Co chwila przyłapywał się na zerkaniu przez okno i przypominaniu sobie o orzechowych oczach fotografki. Ogarniało go przedziwne wrażenie, jakby już gdzieś mu mignęła przed oczami. Nic dziwnego, jeśli rzeczywiście mieszkała w kamienicy naprzeciw, ale czuł, że nie o to w tym chodziło. Zapamiętałby ją, gdyby minęli się na ulicy. Miał doskonały wzrok i czułość na unikatowe piękno, niepospolitość. Zawsze wyłapywał wyróżniające się jednostki. Wyróżniające dla niego, rzecz jasna.
Wrócił do domu zmęczony bardziej niż zwykle i znacznie później. Snuł się uliczkami Krakowa, nie wiedząc, czego szuka. Potrzebował oddechu i wyciszenia natrętnych myśli. Odwieszając marynarkę w przedpokoju i zwyczajowo podwijając rękawy koszuli, zerknął mimochodem na tablicę nad skrzynką z kluczami. Już miał skierować się do łazienki, gdy uderzyło go nagłe olśnienie. Pospiesznie sięgnął do tablicy i zdjął jedną z ulotek. Napis na niej mówił o doświadczonej fotografce, która oferowała sesje zdjęciowe również w domu klienta. Na odwrocie odnalazł orzechowe oczy dziewczyny, którą rano spotkał. Dowiedział się, że ma na imię Nadia. Z wrażenia niemal wstrzymał oddech, aż zaczęło mu się kręcić w głowie. Numer telefonu jakby pulsował i w pewnym momencie od zbyt intensywnego patrzenia na cyferki dostrzegł iluminacje rozmazujące całość.
Wybrał większą szklankę niż zwykle i nalał sobie whisky. Wypił pospiesznie, aby uspokoić skołatane nerwy. Napełnił ponownie i udał się do salonu, aby usiąść zwyczajowo przy oknie. Spojrzał na kamienicę po drugiej stronie. Zastanawiał się, czy i które okna należą do Nadii. W spoconej dłoni mierzwił kartkę i zastanawiał się, co zrobić. Całym sobą czuł, że chce zadzwonić i usłyszeć jej głos. Czuł, że chce ją ponownie zobaczyć. Następnie myśli skierowały go w bardziej niebezpieczne tereny, zawadzając już odrobinę o wyuzdanie i perwersję.
Cały długi wieczór bił się z myślami i zastanawiał, co uczynić. Wpisywał numer i zaraz go kasował. Kręcił nerwowo telefonem, odkładał go. Chodził po salonie, siadał i tak na przemian. Rozważał wszystkie możliwe opcje i warianty. Wybiła prawie dwudziesta trzecia, gdy zdecydował.
***
IDA
Ida kręciła się nerwowo po mieszkaniu. Kłęby pary wodnej z papierosa elektronicznego wypełniały niemal całe mieszkanie. Była pewna, że dostrzegła błysk w oczach Nadii. Wiedziała, że w dziewczynie coś zaiskrzyło, zabuzowało. Myśli nie dawały jej spokoju, a po chwili pewność zastępowały mimo wszystko wątpliwości. Przypominała sobie spojrzenie przyjaciółki, jej zarumienione policzki i spłycony oddech. To, jak w pewnym momencie zaczęły drżeć jej dłonie i spowolniła ruchy. Przyglądała się głębiej i dłużej niż wcześniej. Spoważniała i zniżyła głos. Ida była również przekonana, że zapach Nadii uległ zmianie. Nie pozostawała obojętna na to, co działo się z fotografką. Co rusz mimochodem ocierała się o nią. Musnęła ją dłonią, zbliżyła twarz i zatrzymała jej spojrzenie. Oplotła ciepłym powietrzem z ust. Igrały ze sobą, a napięcie narastało w buzującej w żyłach krwi.
Ida miała wrażenie, że nie może czekać. Była niespokojna i pobudzona do granic możliwości. Ostatkiem sił si powstrzymywała się, dopuszczając jeszcze do głosu resztki rozsądku. Chciała spróbować, przekonać się, by nie żałować ponownie utraconej możliwości i szansy. Najwyżej się sparzy. W ostateczności zostanie odrzucona, ale przynajmniej nie będzie do końca życia się zastanawiać. Wyjęła ze spiżarki najlepsze wino, jakie posiadała, ubrała się pospiesznie i wyszła.
Po niespełna półgodzinie stała pod drzwiami Nadii i zastanawiała się jeszcze przez chwilę. Wątpliwości odeszły w niepamięć wraz z naciśnięciem dzwonka.
***
NADIA
Nadia przekręciła kluczyk w drzwiach. Tym razem poszło zaskakująco gładko. Zdjęła buty, a kurtkę odwiesiła na wieszak, uprzednio strzepnąwszy zalegające na niej płatki śniegu. Nareszcie cisza i odrobina wytchnienia od emocji, które uderzyły z taką siłą, że powaliły dziewczynę niemal na łopatki. Zupełnie nie spodziewała się, że spotkanie z Idą zrobi na niej takie wrażenie i że będą się z tym łączyć nieznane dotąd odczucia wobec kobiety. Że sprowokują przemyślenia, jakich Nadia nigdy nie musiała dokonywać.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.