- W empik go
Erotyczny alfabet: M jak Mała śmierć - zbiór opowiadań - ebook
Erotyczny alfabet: M jak Mała śmierć - zbiór opowiadań - ebook
„Czuła, że każdy jej ruch śledzą trzy pary oczu, ale jeszcze kilka minut temu, kiedy to się zaczęło, wcale tak nie było. Teraz chcieli na nią patrzeć, fascynowała ich, a to wprawiało ją w jakieś upojne uniesienie. Coś takiego było tabu, czymś zakazanym, a jednak to robiła. Miała na to teraz dość odwagi, żyła i chciała czerpać z życia całymi garściami".
Bohaterowie i bohaterki opowiadań ze zbioru „Mała śmierć" tak jak bohaterka opowiadania „Strip poker" zrobią wszystko, żeby osiągnąć seksualne spełnienie – orgazm, czyli małą śmierć. Przenieś się w świat opowiadań skupionych na hedonistycznym oddaniu się własnym pragnieniom. Z gadżetami, z partnerem, z przyjaciółkami czy w grupie – im bardziej kręta droga, tym bardziej warto dotrzeć do celu.
W skład zbioru wchodzi 10 opowiadań erotycznych:
Brunch i wielokrotne orgazmy
Nagranie
Szybując pośród chmur
Rozmowa o pracę
Nie musisz zdejmować kapelusza
Strip poker
Wpływowa para
Carpe diem
Wieczór filmowy
Nimfa i fauny
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-271-1403-3 |
Rozmiar pliku: | 224 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rina wychodzi z kabiny prysznicowej i owija głowę ręcznikiem. Idzie przez mieszkanie i wchodzi do sypialni, pozostawiając na podłodze drobne, mokre ślady stóp. Tam znajduje jeszcze jeden ręcznik, którym wyciera całe ciało. Zaczyna od ramion, później kark i dekolt, piersi, brzuch, plecy, a na koniec nogi. Ręcznik przyjemnie drapie. Następnie dziewczyna smaruje się olejkiem do ciała. Zwleka z ubraniem się, by olejek porządnie się wchłonął. Czekając, włącza kuchenkę i zaczyna nakrywać do stołu. Układa owoce w salaterkach i ustawia wazony z kolorowymi kwiatami, żeby przystroić salon. Za pół godziny będzie miała gości. Zainspirowana przez kolegę zaprosiła do siebie trzy kobiety, które znała jedynie pobieżnie, na nieco nietypowy brunch. Nie może się doczekać. Nigdy wcześniej nie widziały się jeszcze w realu, rozmawiały tylko online.
Któregoś wieczoru, gdy wybrała się z kolegą na piwo, zeszli na temat filmów pornograficznych. Rina pracuje w branży porno, więc ten wątek dość często przewija się w rozmowach. Znajomego zaś po obejrzeniu całej masy różnych produkcji uderzyła pewna rzecz.
– Wiele moich przyjaciółek przyznało się, że zdarza im się udawać orgazm – powiedział. – Nie, żebym miał z tym jakiś problem, ale sam raczej wolałbym mieć pewność, że moje partnerki naprawdę dochodzą i będą potem pamiętać, jak szczytowały, uprawiając ze mną seks – ciągnął.
Rina skinęła głową i czekała na jego pytanie.
– A na filmach pornograficznych wygląda to tak, jakby aktorki były w stanie dojść nawet dwa albo trzy razy pod rząd! Zatem te wielokrotne orgazmy są udawane czy autentyczne? A może jeszcze – co mnie w zasadzie najbardziej interesuje – co zrobić, żeby kobieta je miała?
Rinę ubawił odrobinę jego dylemat. Opowiedziała mu o swojej pracy i własnych orgazmach. Nie potrafiła jednak ostatecznie odpowiedzieć na jego pytanie, a bardzo chcąc przekazać mu jak najwięcej szczegółów, wpadła na pewien pomysł. Zaprosi do siebie kilka kobiet, żeby porozmawiać z nimi na temat wielokrotnych orgazmów i zgłębić tę kwestię.
Rina wrzuca na siebie ubranie. Kończy nakrywać do stołu, gdy do drzwi dzwoni pierwsza z nich. Rina wpuszcza ją do środka, ale nie mają zasadniczo możliwości się porządnie przywitać, bo znowu rozlega się dzwonek i pojawiają się pozostałe dwie dziewczyny. Uśmiecha się do wszystkich trzech i prosi, żeby usiadły w salonie. Przez okno do pokoju wpadają promienie słoneczne i oświetlają stół suto zastawiony wiktuałami na brunch. Zapachy pięknych kwiatów stojących zarówno na stołach, jak i na parapetach i podłodze, niemalże przyćmiewają aromat świeżo upieczonych przez Rinę bułeczek. Są tam wielkie dzbanki z sokiem pomarańczowym, kawą, gorącym mlekiem i lodowatą wodą. Z błękitnych i pomarańczowych porcelanowych półmisków niemal wysypują się chrupiące rogaliki francuskie, podpieczone kromki chleba, soczyste jabłka i jędrne gruszki. Goście mogą częstować się pysznymi wędlinami, serem, konfiturą z jagód i kiełbasą. Na małych, błyszczących srebrnych półmiskach umieszczonych pomiędzy tymi pysznościami Rina rozłożyła wibratory w rozmaitych kształtach i kolorach. Wszystkie cztery panie mogą śmiało sięgnąć po wszystko.
Uśmiechając się nieco niemądrze i kpiarsko, siedzą trochę onieśmielone, jedzą i gawędzą o wspólnych znajomych. Jedna z dziewczyn sięga po fioletowy wibrator w kształcie liścia, który następnie uruchamia i przez krótką chwilę przyciska lekko do swojej dłoni. Następnie odkłada go z powrotem na półmisek i wszystkie wybuchają głośnym śmiechem.
To ich pierwsze spotkanie po tej stronie monitora. Dotąd wszystko odbywało się wyłącznie za pośrednictwem korespondencji mailowej lub przez YouTube, więc teraz muszą się sobie nawzajem oficjalnie przedstawić. Rina robi to pierwsza.
– Jak zapewne wiecie, mam na imię Rina. Najpierw chciałam wam podziękować za to, że zechciałyście się ze mną dziś spotkać. Niezmiernie mnie to cieszy! – I dodaje: – Jestem aktorką i uprawiam bardzo dużo seksu.
Uśmiecha się szeroko, a zgromadzone wokół stołu panie chichoczą. Rina przeczesuje palcami swoje czarne włosy, poprawia jedwabną koszulę, która zsunęła jej się z ramienia, i oddaje głos dziewczynie siedzącej obok. Luna ma głęboki tembr głosu i mówi z hiszpańskim akcentem.
– Nazywam się Luna i jestem aktorką w branży porno. Po prostu bardzo lubię się pieprzyć.
Wzrusza ramionami i uśmiecha się kpiarsko, zupełnie jakby było to w jej oczach coś najnormalniejszego na świecie. Luna jest szczupła i piękna. Emanuje pewnością siebie. Jest przyzwyczajona do tego, że wszyscy na nią patrzą, ale teraz nie ma już nic więcej do powiedzenia i spogląda na kobietę siedzącą po jej lewej stronie, dając do zrozumienia, że teraz kolej na nią.
– Mam na imię Florence – zaczyna ta ostatnia, obciągając dyskretnie rękawki swojej bluzeczki. W pokoju jest chłodno, mimo że świeci słońce. – Udzielam się na takim forum na YouTube, gdzie rozmawia się o seksie – informuje krótko, po czym oddaje głos dziewczynie o imieniu Reed, użytkowniczce tego samego forum.
– Znamy się trochę z Florence – oznajmia Reed. – Użytkownikom tego forum chodzi o pozytywne postrzeganie swojego ciała i o seks. Uwielbiamy seks – ciągnie i potrząsa piersiami, które teraz się kołyszą. Nie ma na sobie biustonosza, a przez cienki materiał bluzki widać biust i ciemne sutki. W odpowiedzi na jej gest wszystkie zgromadzone przy stole dziewczyny wybuchają niepohamowanym śmiechem. Florence podaje nad stołem dzbanek z kawą, a Reed go od niej odbiera, pytając jednocześnie Lunę, czy pamięta, kiedy po raz pierwszy się onanizowała. Luna zastanawia się przez krótką chwilę.
– Wydaje mi się, że miałam jakieś sześć lat – wyznaje, a na jej wargach pojawia się promienny uśmiech.
– Wiecie co… Ja też! – podchwytuje Rina z entuzjazmem. – To było tak jakby z ciekawości.
– Dokładnie. To nie musi mieć wcale nic wspólnego z seksem – odpowiada Luna, a jej towarzyszki się z nią zgadzają. – Chodzi bardziej o zainteresowanie własnym ciałem i tym, jak ono funkcjonuje. Po prostu odkryłam, że mam taki mały guziczek, który mogę przycisnąć i mieć z tego ogromną przyjemność – opowiada.
– Bez wątpienia pamiętam uczucie, jakim był orgazm – ciągnie Rina żywiołowo. – Doświadczyłam go przez sen. Nie miałam jeszcze wtedy pojęcia, co to jest seks, ale tak czy inaczej w jakiś niewytłumaczalny sposób doszłam przez sen. Masturbowałam się, nie wiedząc, co robię.
Pozostałe dziewczyny potwierdzają skinieniem głowy. Wszystkie znają to wrażenie.
– Tak, ja też się ze sobą zabawiałam – wyjawia Reed. – Dzieliłam pokój z siostrą i pamiętam, że w pewnym wieku zaczęłam się bez ustanku dotykać. I w pewnym sensie zdawałam sobie sprawę z tego, że to coś bardzo niestosownego, bo obok leży przecież moja siostra. Zarazem było to tak niesamowicie przyjemne. I gdy tylko dostałam własny pokój, odetchnęłam z taką ulgą, że trudno to sobie wyobrazić! – rzuca na zakończenie, a pozostałe kobiety wybuchają śmiechem.
– A co z waszym pierwszym orgazmem? Pamiętacie, kiedy to było? – zagaja Reed.
– Ja pamiętam, że miałam w zwyczaju brać długie kąpiele, podczas których dotykałam się i pieściłam strumieniem prysznica – zwierza się Luna, a pozostałe towarzyszki przerywają jej entuzjastycznie niemalże chórem: – O, tak, prysznic! – po czym pozwalają jej dokończyć wątek. – Mamę doprowadzało do szału to, że tak długo się kąpię, i zakazała mi zabawiać się ze sobą. Była na mnie wściekła. Ale to oczywiście nie skłoniło mnie to zaprzestania – śmieje się Luna.
Teraz wszystkie panie są już odprężone i wymieniają się opowieściami o tym, jak odkrywały i zgłębiały swoją seksualność już od najwcześniejszych lat. Tym, co je wszystkie łączy, jest fakt, że na samym początku nie było to w żaden sposób związane z innymi osobami ani też myślami o innych. Pierwotnie onanizowanie się traktowały po prostu jako coś przyjemnego. A jednak podświadomie wiązały to z czymś w niewytłumaczalny sposób zakazanym.
– Bywało, że masturbowałam się niemal bez przerwy – opowiada Florence. – Wiele razy dziennie. W innych okresach może raz dziennie, a czasem nawet co kilka tygodni – dodaje.
– Ja onanizuję się zawsze raz dziennie. Przynajmniej! – entuzjazmuje się Rina. – Najchętniej trzy do czterech razy, ale na pewno co najmniej raz. Po prostu tego potrzebuję. Inaczej jestem strasznie zła i mi tego brakuje. Orgazm jest zresztą dobry dla zdrowia! Też tego psychicznego. Pomaga pozbyć się stresu. Podczas spełnienia uwalniają się endorfiny – podsumowuje i pociąga łyk soku.
– No, dobra. W takim razie jak najbardziej lubicie szczytować? Z pomocą facetów, własnych dłoni czy zabawek? – pyta Luna.
– Zabawek, bez wątpienia – odpowiada Rina z takim wyrazem twarzy, jakby chciała przeprosić za swój komentarz wszystkich mężczyzn.
– Hm, jeśli o mnie chodzi, preferuję facetów i zabawki – wyznaje Florence.
– Cha, cha, ja z pewnością wolę własną dłoń. Uwielbiam ją, bo zawsze można na niej polegać – oznajmia Reed, machając prawą ręką, co wywołuje kolejną salwę śmiechu przy stole. – To znaczy, szaleję też za penisem mojego chłopaka, ale to zupełnie inne doznania. Używając dłoni, jestem w stanie szczytować dokładnie tak, jak chcę, i mogę poświęcić na to tyle czasu, ile tylko mam ochotę. A zabawiając się z ukochanym albo wykorzystując zabawkę, nie mam takiej kontroli – dodaje i spogląda z zaciekawieniem na Florence, po czym pyta ją:
– A z tych zabawek na stole, którą byś wybrała? To znaczy, która jest twoją ulubioną?
– Hmmm… Zawsze preferowałam wibrator Doxy. Ale po tym, jak spróbowałam gadżetu Womanizer, nie jestem tego już taka pewna – odpowiada Florence.
Rina bierze z półmiska niebieski stymulator Womanizer i mu się przygląda.
– To było po prostu zupełnie inne uczucie – ciągnie Florence – to coś potrafi niemalże zasysać. W zasadzie myślę, że to teraz moja ulubiona zabawka.
Rina obraca niebieski wibrator w stronę pozostałych i przekazuje go Florence. Ona ujmuje go w dłonie i zaczyna opowiadać, jak on działa. Opiera jego miękki koniuszek o swój palec wskazujący.
– Tę właśnie część przykładamy do łechtaczki. I lekko rozchylamy wargi sromowe.
Gdy włącza stymulator, jego koniuszek zaczyna się świecić na czerwono. Gadżet wydaje z siebie cichutki dźwięk przypominający kliknięcie. Dziewczyna zbliża go do ucha i przez chwilę się przysłuchuje, po czym przykłada go ostrożnie do policzka Riny.
– Bardzo delikatnie zasysa – kontynuuje. – Zobacz sama.
Luna wyciąga palec i dotyka wibratora, żeby sama się przekonać, po czym Florence oddaje cacko Reed. Ta trzyma go w jednej dłoni, przyciskając jego koniuszek do drugiej.
– Są boskie. Dosłownie ssą łechtaczkę – zachwala Reed – i można tak dojść. Ale jeśli masz wyjątkowo wrażliwą kuleczkę, mogą okazać się dla ciebie zbyt silne. W zasadzie trzeba po prostu znać swoją cipkę i wiedzieć, kiedy przestać. W przeciwnym razie łatwo jest zepsuć sobie orgazm – podsumowuje.
– A moim faworytem jest zdecydowanie ten tutaj – mówi Luna i podnosi ze stołu wielki biały masażer Doxy.
– O, tak, Doxy jest bez dwóch zdań wspaniały – zgadzają się pozostałe panie znowu niemalże chórem.
– A używasz go, jak jesteś sama czy jak się z kimś kochasz? – docieka Reed.
– To zależy trochę od tego, czy akurat z kimś jestem. Ogólnie i tak, i tak – odpowiada Luna i siedzi tak przez chwilę, dzierżąc Doxy niczym wielki mikrofon, po czym podnosi niebieski pierścień erekcyjny i wkłada go na palce.
– Można mieć wielokrotny orgazm dzięki takiemu pierścieniowi? – chce wiedzieć Reed.
– To zależy w pewnym stopniu od sytuacji – informuje Florence, a niektóre z pozostałych dziewczyn przyznają jej rację. – To znaczy na pewno możesz mieć orgazm łechtaczkowy, ale nie prawdziwy orgazm pochwowy. Mnie na przykład bardzo trudno jest ostatnimi czasy osiągnąć orgazm pochwowy – wyznaje.
– Ojej, to musi być irytujące – martwi się Reed, a Florence potwierdza skinieniem głowy. Reed bierze do ręki pierścień erekcyjny i włącza go.
– Uhm… dość intensywnie pulsuje. Nie jestem pewna, czy byłabym w stanie to wytrzymać – stwierdza.
– Kiedyś myślałam, że nie potrafię dojść kilka razy pod rząd – oznajmia Florence. – Wydawało mi się, że to musi być jakieś zupełnie magiczne doświadczenie. Ale potem zaczęłam się nad tym zastanawiać i uświadomiłam sobie, że przecież z reguły szczytuję więcej niż raz, zwłaszcza kiedy używam zabawek. I w pewien sposób uzależniam się od orgazmów, bo to orgazmy łechtaczkowe. I można mieć w sumie jeden za drugim. Ale na pewno nie potrafię mieć więcej niż jeden pochwowy. Tak mi się przynajmniej wydaje – mówi na zakończenie.
– Ale co to tak naprawdę znaczy „szczytować kilka razy pod rząd? – pyta Reed. – Jak to rozumiecie?
– Dla mnie to oznacza kilka orgazmów w ciągu krótkiego czasu – odpowiada Rina.
– No, tak, ale ile? Czy wystarczą dwa? – dopytuje Reed.
– Nie, dwa razy to za mało – wyjaśnia szybko Rina i wybucha śmiechem.
– Cha, cha, no tak, to by się nazywało po prostu podwójnym orgazmem – żartuje Luna i dodaje: – Jeśli o mnie chodzi, to musi to być więcej niż pięć, czy jak?
– Myślę, że cztery – stwierdza Florence.
– Naprawdę? – dziwi się Reed. – Bo kilka razy oznacza tak naprawdę więcej niż raz.
– Dla mnie minimalnie dziesięć – powiadamia Luna. – Jeśli dojdę dziesięć razy, to znaczy, że facet jest naprawdę niezły. I chwalę go wtedy, że jest dobry!
– No, tak, ale mówisz o orgazmie łechtaczkowym – przerywa Florence.
– Dla mnie nie ma znaczenia jaki – oświadcza Luna.
– A najwięcej ile orgazmów zdarzyło ci się mieć jeden po drugim? – dopytuje Reed.
Luna zastanawia się przez moment.
– Hm, w zeszłym miesiącu, gdy grałam w filmie, poprosiłam reżysera, żeby liczył. Zapytałam go, czy mogę po prostu szczytować, kiedy mam ochotę, bo zwykle żądają, żebym poczekała do końca danej sceny. Ale tym razem powiedział: „Dobra, Luna, jeśli o mnie chodzi, możesz mieć tyle orgazmów, ile tylko chcesz”. Doliczył do czterdziestu dwóch i przestał.
– Czterdzieści dwa razy? – spytała Reed, wyraźnie pod wrażeniem. Luna skinęła głową.
– Zgadza się. Na koniec przyznał, że stracił rachubę, a ja sama nie liczę. Po prostu dochodzę.
– A jak dużo czasu potrzebujesz, żeby dojść, od momentu, kiedy zaczynasz uprawiać seks? – docieka Florence.
– Kilka minut – stwierdza Luna.
– Wow, czyli w zasadzie zaczynasz od orgazmu, i co potem? – drąży Reed, a Luna się uśmiecha.
– Dokładnie, a potem mam kolejne – odpowiada ze śmiechem, poruszając się rytmicznie na krześle w górę i w dół, chcąc to zilustrować.
– Ja mam tak samo – wyznaje Rina. – Kiedy zaczynam, potrzebuję kilku minut, ale po jakimś czasie zaczyna mi iść nieco szybciej.
Cztery panie jeszcze przez chwilę rozmawiają i świetnie się bawią w swoim towarzystwie. Oglądają po kolei wszystkie wibratory i wymieniają się doświadczeniami.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.