- W empik go
Erotyczny alfabet: Q jak Queer - zbiór opowiadań - ebook
Erotyczny alfabet: Q jak Queer - zbiór opowiadań - ebook
„Zdecydowanym ruchem zrzucasz ze mnie kołdrę. Zaczynasz całować moje miękkie usta, muskasz je swoimi. Odkrywasz, na ile jesteś w stanie sobie pozwolić, a ja staram się powstrzymać swoje ciało przed zbyt gwałtownym ruchem. Chciałabym przycisnąć cię do materaca, zacząć namiętnie całować, pokazać, jak mocno się za tobą stęskniłam. Powstrzymuję się od wszystkiego, daję ci przejąć kontrolę. Siadasz na mnie okrakiem, pochylasz się nade mną i przez chwilę łaskoczesz dłuższymi kosmykami blond włosów. Muskasz ustami zgłębienie szyi. Wkładasz palce pod moją bluzkę, zostawiasz je na moich piersiach pokrytych gęsią skórką. Pragnę, abyś ich dotknęła, cicho jęczę, gdy twoje usta ponownie dotykają mojej gorącej skóry. Zaczynasz masować moje piersi, mocno ugniatasz je swoimi dłońmi. Nagle zastygasz, gdy z moich ust wyrywa się głośny jęk. Zamykam oczy, boję się, że właśnie wszystko zepsułam".
Bohaterowie i bohaterki opowiadań ze zbioru „Q jak queer" reprezentują wszystkie litery skrótu LGBTQ. Lesbijski, gejowski, biseksualny, transpłciowy i queerowy seks jest w nim sposobem osiągnięcia – często nieoczekiwanego – spełnienia. Wejdź w świat doznań, które omijają heteroseksualne schematy, i odkryj rozkosz, jaką daje celebrowanie prawdziwego/prawdziwej siebie.
W skład zbioru wchodzi 10 opowiadań erotycznych:
Historia K.
Maliny
3 x „tak"
Dziewczyna na imieniny
Zaginiona dziewczyna
Nienawiść, pożądanie i odrobina magii
Koło fortuny
Długo wyczekiwany deser
Friends with benefits: oczami Tony’ego
Friends with benefits: oczami Jacka
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-271-1411-8 |
Rozmiar pliku: | 244 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nalewam wody do wanny; zawsze zaczynam od zimnej, wręcz lodowatej. Lubię to uczucie, gdy moje ciało się w niej zanurza; to zimno, które uderza i sprawia, że po chwili przestaję czuć; przez moment mogę sobie wyobrażać, że jest inne. Teraz już nie muszę uciekać się do tej małej, zgrabnej sztuczki. Odkręcam wrzątek i ściągam koszulkę. Wrzucam ją do prania – jest przepocona po siłowni. Nie ma lekko, wszystko wymaga wysiłku, ale czasami od zawsze masz pod górkę.
Katarzyna miała piękne nogi, gdy szła przez klasę, nie tylko ja patrzyłem. Patrzyli wszyscy. Powinna była zrobić karierę jako modelka, ale Katarzyna od dziecka marzyła o tym, aby uczyć, i gdy przyszła do naszego liceum, była żywo zainteresowana właśnie tym – przekazywaniem wiedzy. I przekazywała ją z niekłamaną pasją. Przynajmniej na początku – potem system chyba zaczął ją przygniatać. Zniknęła z mojego życia mniej więcej wtedy, gdy zdałem maturę, uciekłem z małego miasta, w którym żyłem, i odetchnąłem pełną piersią w anonimowości Warszawy. Katarzyna pojawiła się znów cztery lata później. Spotkałem ją w barze, siedziała przy ladzie, piła kolorowego drinka i miała na tych obłędnych nogach pończochy, krótka spódnica odsłaniała kawałek ich ładnej koronki. Zawahałem się. Była ode mnie starsza, cholera jasna, była moją byłą nauczycielką, a do tego wyglądała jak milion dolarów. Albo dwa. Przeciągnąłem dłonią po głowie niezdecydowany. Miałem krótkie, wojskowo ścięte włosy i pierwszy tatuaż, który pokrywał moje przedramiona. Zrobiłem go, gdy przeniosłem się do stolicy – nigdy nie byłem biednym dzieciakiem i miałem niezły łeb do interesów, więc już wtedy stać mnie było na drinka w niezłej knajpie i dziarę u dobrego tatuatora. I pierwsze konsultacje.
– Hej, piękna kobieta nie powinna siedzieć sama – zagadałem. Nauczyłem się mówić niższym głosem już dawno. Spojrzała na mnie, a ja zauważyłem, że spodobało jej się to, co dostrzegła. Miałem ładne kości policzkowe, mocne, zgrabne usta i długie rzęsy. Trzy lata na siłowni sprawiły, że ramiona stały się mocniejsze, zresztą ogólnie wyglądałem solidniej.
– Kalina? – spytała, a ja poczułem, jakbym dostał w brzuch. To był błąd, poznała mnie, zresztą czy faktycznie żyłem nadzieją, że na tym etapie ktoś mnie już nie pozna? Chciałem coś odpowiedzieć i się zmyć, ale ona złapała mnie za nadgarstek i się uśmiechnęła. Kochałem się w tym uśmiechu od kilku lat.
– Zostań, proszę. – Usłyszałem. Jej palce trzymały mnie mocno; miała długie, smukłe dłonie i paznokcie pomalowane na krwistoczerwony kolor. – Palnę sobie w łeb, jeżeli będę tu dalej sama – dodała.
Zostałem. Zostałem na kolejne trzy lata.
Katarzyna nie miała zapachu. Czasami mnie to zdumiewało, wąchałem jej skórę, gdy spała, ale ona naprawdę nie pachniała. Nie mówimy tu o zapachu perfum, mydła czy kremu – mówimy o zapachu człowieka. Katarzyna miała niesamowite dłonie, zawsze lekko błyszczące, i nie widziałem jej nigdy z paznokciami pomalowanymi na inny kolor niż krwista czerwień. Jej język plątał się z moim językiem w tańcu, uwielbiałem, gdy tak zachłannie całowała, przygryzała wargę, była tak namiętna, że w szale rozgryzała mi usta – czasem miałem je opuchnięte, były jak pamiątka tych dobrych chwil. Uwielbiałem całować jej stopy, wodzić palcami po jej łydce, lizać zagłębienie pod kolanem. Lubiłem smak jej cipki, ten pasek włosów, który tam zostawiała, to, jak się wyginała, gdy moje palce zagłębiały się w nią, kiedy lizałem i rżnąłem ją jednocześnie. Uwielbiałem jej piersi, były gładkie, miękkie, lubiłem to, że gdy je całowałem, jej ciało drżało, a ona cała ocierała się o mnie pożądliwie. W takich chwilach chciałem rzucić ją na łóżko i zerżnąć. Czasem to robiłem, nakładałem strap-on i wchodziłem w nią, zamykając oczy. Wtedy wyobrażałem sobie, że jestem kimś innym, że ten kawałek gumy jest faktycznie moim penisem, że czuję, jak ścianki jej pochwy zaciskają się na nim, a ona jęczy, potem wyje. Bo Katarzyna w łóżku była głośna, a ja uwielbiałem jej krzyki, jęki i wszystkie te odgłosy, które wydawała, gdy było jej dobrze. Były jak mapa, według której nauczyłem się podróżować po jej ciele. Przygryzałem sutek i słyszałem syk, ale jeżeli zassałem go zaraz ustami i zakończyłem pocałunkiem, liźnięciem, syk przechodził w jęk. Dokładałem do tego dwa palce, które zaczynały ją równomiernie pieprzyć, a po chwili jęk przemieniał się w krzyk – najpierw cichy, ale gdy byłem brutalniejszy, gdy moje ruchy przyśpieszały, krzyk i jęk się zgrywały, aż w końcu jej ciało się wyginało, paznokcie wbijały się w moją skórę, a z jej ust wydobywał się mój ulubiony wrzask, czasem wymierzony w poduszkę, ale częściej wypuszczony na wolność.
– Kalina. – Usłyszałem i się skrzywiłem. Katarzyna wołała mnie tak, gdy była zła. Często była, mam wrażenie, że od kiedy zmieniła pracę, była taka ciągle. – Kurwa, Kalina! Co to jest? – Weszła do mojego biura i rzuca we mnie koszulką. Zmarszczyłem brwi, bo niezbyt rozumiałem, o co jej chodzi.
– Moja koszulka? – spytałem, ale wiedziałem, że to tylko początek wojny. Powinienem wiedzieć, czytać jej w myślach.
– Jesteś popierdolona, chyba nie zamierzasz w niej wyjść. – Spojrzała na mnie z przyganą. Cholera, już wiedziałem, o co jej chodzi. Wzruszyłem ramionami, rozmawialiśmy o tym, mówiłem jej, że mam dosyć udawania, że jestem lesbijką. Kurwa mać.
– Kat, zaczynam terapię hormonalną. Rozmawialiśmy o tym. I nie mów do mnie „Kalina”. – Wstałem. Dlaczego ja kochałem tę kobietę? Byliśmy ze sobą od roku, wiedziała, że jestem transpłciowy, że to ciało to błąd natury. Błąd, który naprawię.
– W domu bądź sobie, kim chcesz, ale obiecałeś, że na zewnątrz będziesz normalny – powiedziała, a ja poczułem ucisk w brzuchu. Powinienem się ewakuować, odejść. I kiedy kilka godzin później siedzieliśmy przy stole z jej przyjaciółmi, a ona trzymała mnie za rękę, dalej czułem, że mam ochotę zwymiotować. W końcu wymknąłem się do łazienki i to zrobiłem. Miałem nadzieję, że to się zmieni, gdy zacznę terapię, gdy będę po operacji, że skończymy z tymi szopkami. Obiecała mi, że wyjedziemy i zaczniemy od nowa. Wróciłem do sali i z uśmiechem udawałem kobietę, którą nie jestem. Bałem się, że stracę Katarzynę, ale gdy po powrocie do domu zaciągnęła mnie do łóżka, ten strach minął. Jej palce mnie dotykały, usta całowały, a gdy mówiła, że mam zerżnąć ją jak facet, gubiłem się w moich emocjach. Katarzyna lubiła ostry seks, uwielbiała, gdy wiązałem jej nadgarstki i brałem ją od tyłu. Lubiłem patrzeć na nią w tej pozycji, na linię jej pleców, na mały tatuaż na ramieniu. Pieprzyłem ją zawsze w koszuli, jej rękawy były podwinięte, tatuaże miałem już na obu, to wyglądało dobrze. Groźnie. Pozwalało mi na chwilę zapomnieć, że mam ciało kobiety. Pieprzyliśmy się dziko, jakbyśmy wyrzucali nagromadzoną w nas złość. Trzymałem jej biodra i wbijałem się w nią, byłem wściekły, zmęczony i jednocześnie zdziwiony, że dalej jesteśmy razem. Dałem jej orgazm, a później dałem jeszcze jeden, gdy dalej związaną najpierw lizałem, a potem pieprzyłem na zmianę palcami i wibratorem. Zasnęliśmy przytuleni, ona jak zawsze do moich pleców, z udami na moich udach, przygniatając mnie sobą. Czekałem, aż jej oddech się uspokoi, aż zaśnie. Leżałem jeszcze godzinę albo dwie, nie mogłem zasnąć. To był koszmarny wieczór. Mimo że lubię niektórych jej znajomych, dla mnie takie wyjścia były koszmarne.
*
Dolewam sobie wody do wanny, chowam się pod pianą. Palcami przejeżdżam po dwóch bliznach. To był najpiękniejszy dzień w moim życiu – dzień, w którym powstały. Nie są duże, zresztą niebawem schowam je pod tatuażami.
Pamiętam, gdy poszedłem na spotkanie pierwszy raz, a lekarz musiał je obejrzeć. Rozgryzłem wtedy policzki do krwi, od wewnątrz. Stałem jak sparaliżowany, nienawidziłem, gdy ktoś je oglądał, dotykał. To bolało niemalże fizycznie.
Bandaże pojawiły się w moim życiu wraz z początkiem miesiączki. Mam wrażenie, że to wtedy po raz pierwszy spojrzałem na nie z tak wielkim obrzydzeniem, jakby moje ciało nie było moje. Siedziałem wtedy w łazience z krwią na dłoni i z tak wielkim bólem w klatce piersiowej, że teraz dziwię się, że moje serce tamtego dnia się nie zatrzymało. Ktoś tam na górze się pomylił, tak strasznie się pomylił. Bandaże bolały, ale pomagały. Uspokajały, w pewnym momencie stały się rutyną. Najpierw wiązałem je tak, że miałem siniaki i otarcia, ale po czasie już wiedziałem, jak to robić.
– Gdzie bandaże? – Spojrzałem kiedyś na Katarzynę. Siedziała przed telewizorem i malowała te swoje paznokcie, nie podnosiła na mnie wzroku. – Kurwa, Kat, muszę wyjść. Nie wyjdę tak.
– Nikt nie zwróci uwagi. – Podniosła dłoń i nią potrząsnęła. – Daj trochę na luz z tą swoją fobią.
Nie skomentowałem, co tu komentować. Czasem miałem ochotę stanąć w kuchni i odkroić sobie te cholerne piersi. Stałem tak, oparty o naszą wyspę kuchenną, gdy weszła do kuchni.
– Przepraszam, skarbie – powiedziała, a potem podeszła i objęła mnie w pasie. – Miałam zły dzień, znów szefowa się czepiała. Chodź. – Podniosła moją koszulkę i włożyła pod nią zimne dłonie. – Zawsze jesteś taki nerwowy, jak wstajesz, zrobię ci dobrze.
Uwielbiałem jej dłonie, to, jak jej usta skubały mi płatek ucha, jak zaczynała się ocierać o moje plecy.
– A może to ja nałożę chuja i cię zerżnę? – zaproponowała, a ja się odsunąłem i wyszedłem. Nie wiem, czemu wciąż z nią byłem. Usłyszałem jej śmiech z kuchni, a gdy trzasnąłem drzwiami i zbiegłem do samochodu, miałem ochotę wsiąść i odjechać. Może nawet walnąć w jakieś drzewo, to by rozwiązało problemy, prawda? Zamiast tego przejechałem ponad trzysta kilometrów i zatrzymałem się przed domem, w którym dorastałem. Rzadko wracałem, zwykle zapowiadałem się z wyprzedzeniem. Tym razem nie miałem na to sił, podszedłem i zadzwoniłem. Moja mama otworzyła drzwi szybko, jakby na mnie czekała. Może czekała, matki chyba wiedzą, gdy ich dzieci cierpią. Ona zawsze wiedziała. Schowałem się w jej ramionach.
– Nie wytrzymam dłużej, mamo – powiedziałem cicho, a potem opadłem na kolana i zacząłem płakać. Płakałem jak dziecko, płakałem tak, jak chyba nigdy do tej pory, jakby coś we mnie pękło. Miałem prawie dwadzieścia pięć lat, dziesięć lat wcześniej odbyłem z rodzicami pierwszą rozmowę. Ojciec wyszedł, trzaskając drzwiami, a mama płakała. To tego dnia na zero ogoliłem długie włosy maszynką ojca i poprosiłem, aby zapisali mnie do lekarza. Wcześniej ukrywałem to, że wiążę piersi, że wypycham sobie spodnie, gdy wychodzę, że mam ksywę Kal i że kilka razy się biłem, gdy wyzywano mnie od babochłopa. Tego dnia opowiedziałem im wszystko, mówiłem, a słowa wylewały się ze mnie rozpaczliwie. Potem się zaczęło: psychiatra, psycholog, seksuolog, wkurwiony ojciec, mama, która kupiła mi męskie ubrania i położyła je w pokoju bez słowa. Aż w końcu rozmowa z nimi. „Poczekaj” – poprosili. „Poczekaj do dwudziestych piątych urodzin, bądź pewny. Tak pewny, aby nigdy nie żałować”. Domyślam się, że to była prośba ojca, on zawsze do rzeczy podchodził logicznie, wiem, że przeczytał na ten temat wszystko, co mógł przeczytać. Wiem, że był u lekarzy, wiem, że mnie kocha, a to jest jego sposób na pokazanie tej miłości. Był wściekły, ale ja po tylu latach wiem, że nie na mnie. Tamtego dnia był wściekły na rzeczywistość. Nie mieli więcej dzieci, on zawsze chciał mieć córkę, a teraz, cóż, ma syna. Teraz, po tych dziesięciu latach, wiem, jak trudno im było, zaczynam rozumieć, że wydawało im się, że mnie zawiedli.
– Dobrze, kochanie. Już dobrze – uspokajała mnie mama, a ja oddychałem z trudem. Jakbym wypłynął z wody, w której się topiłem.
*
Katarzyna, gdy spała, przytulała się do mnie całym ciałem. Jej uda splatały się z moimi, jej piersi były rozpłaszczone na moich umięśnionych plecach, jej usta dotykały mojego karku. W takich chwilach kochałem ją najmocniej, była ciepła. To ciekawe, właśnie jako ciepłą ją zapamiętałem. Potem odeszła ze szkoły, nie umiała dogadać się ze starą gwardią, z systemem oceniania, z tym że uczniowie w większości nie chcą wiedzy. Myślę, że w dniu, w którym porzuciła nauczanie, straciła ciepło.
Odwróciłem się i spojrzałem na jej twarz. Była taka piękna i spokojna, miała długie, zmierzwione włosy. Byłem w trakcie terapii hormonalnej, moje ciało się zmieniało, czułem to, zaczynałem też czuć spokój. Za dwa miesiące miałem umówiony zabieg mastektomii. Bałem się, ale jednocześnie czułem się spokojny. Na policzkach pojawił mi się zarost, ale na prośbę Katarzyny się goliłem, twierdziła, że nigdy nie lubiła zarostu u mężczyzn. Ostatnio było u nas lepiej – może dlatego, że przestałem wychodzić z nią na imprezy? A może dlatego, że zmieniła pracę? Sam nie wiem, za to absolutnie delektowałem się tym, że między nami zaczęło się układać.
Pieprzyliśmy się. Patrzyłem, jak otwiera oczy, praktycznie od paru minut moje palce pieściły jej cipkę. Zawsze zaczynałem delikatnie, uwielbiałem ten pasek włosów, który tam zostawiała. Pogłaskałem go, a gdy poczułem wilgoć, czubkiem palca zatoczyłem kółko, by chwycić jej łechtaczkę i lekko ją ścisnąć. Pocałowała mnie, a ja włożyłem w nią leniwie palce – najpierw jeden, wolno, wilgoć jej cipki, jej kleistość mnie fascynowały, uwielbiałem to. Potem przygryzłem jej sutek, kochałem jej piersi, chyba tak mocno, jak nienawidziłem swoich. Zabawne, prawda? Katarzyna jęknęła, w tym jęku była potrzeba, znałem ją, wiedziałem, że marzy o tym, abym ją wylizał, abym zagłębił język w jej ciepłym wnętrzu. Zszedłem więc niżej, minąłem jędrny brzuch, pocałowałem pępek, a potem zanurzyłem twarz w jej łonie. Włosy miałem dłuższe, tak że teraz mogła wpleść w nie palce, zacisnąć je na nich i narzucić rytm. Jej orgazm był jak fala, zalała mnie wilgoć, jej biodra się wygięły, a dłonie wcisnęły mnie głębiej. Czasami miałem wrażenie, że jej wagina mogłaby mnie pochłonąć. Założyłem pas, miałem wprawę, więc poszło gładko, ona w tym czasie wodziła za mną wzrokiem, masturbując się palcami. Jeden orgazm to dla niej początek. Uwielbiałem widok jej ciała, gdy drżała, byłem uzależniony od tego, jak jej oczy patrzyły na mnie, gdy szczytowała, jak włosy opadały na mokre czoło, jak potem mnie całowała, gryzła i dotykała, jak drapała mnie po plecach tymi obłędnymi, pomalowanymi na porzeczkowo paznokciami. Potrafiłem dojść, gdy mnie tylko całowała. Jej usta były boskie, stworzone do dawania rozkoszy, uwielbiałem to, jak kładła się na moich plecach i ocierała, masowała, całowała.
– Odwróć się, wyliże cię – powiedziała, mimo że rozmawialiśmy o tym setki razy. Nie chciałem, nie znosiłem świadomości, że mam cipkę. Jeszcze mam, to się zmieni. Etapy, bolesne, czasochłonne etapy. Pieniądze od rodziców pojawiają się i znikają, tak jak większość mojej wypłaty.
Katarzyna się odsunęła i wyszła, usłyszałem, że odkręciła wodę pod prysznicem. Poprzedniego dnia odkryłem, że ma romans z mężczyzną. Stałem przez godzinę przed lustrem i zastanawiałem się, czy nie przerwać tego wszystkiego, czy nie skończyć mojego popapranego życia. Zamiast tego pojechałem na siłownię, tym razem na inną – w poprzedniej patrzyli na mnie dziwnie, dokumenty na Kalinę nie ułatwiały życia. Podejrzewałem, że po tym, jak zakończę cały proces, wyjadę z Warszawy. Zacznę życie w kolejnym mieście, zacznę życie od nowa. Wstałem i poszedłem do łazienki za Katarzyną, zauważyłem, jak chowa telefon.
– Zdradzasz mnie – stwierdziłem, a ona nie zaprzeczyła. Wyszła i położyła się do łóżka. Śniadanie zjedliśmy w ciszy, powinniśmy to skończyć, ale ja nie umiałem, a ona z jakiegoś dziwnego powodu nie chciała.
*
W święta miałem brodę, zapuściłem ją mimo awantury, którą mi zrobiła. Lubię ten widok w lustrze, jest moda na brody, na zarost, na koszule w kratę. Dla mnie to moda idealna – uwielbiam ciężkie buty, koszule, dżinsy. Zapisałem się na jazdę konną, siłownia już mi nie wystarczała. W siodle i w kapeluszu czułem się dobrze. Chwilowo przerzuciłem się na pracę zdalną, co wywołało kolejne niezadowolenie u Kaśki, ona zmieniła pracę już czwarty raz w tym roku. Wtedy zauważyłem, że pomalowała paznokcie na zielono. Praktycznie nie rozmawialiśmy o operacji, podczas ostatniej rozmowy powiedziała, że jest jej „kurewsko obojętne”, czy mam cycki i cipkę, bo i tak jestem kawałem chuja. Tej nocy kochaliśmy się z taką agresją jak nigdy, miałem całe plecy podrapane. W tym chorym, popierdolonym związku była chemia, która trzymała nas razem. Zerwała z tamtym, przez osiem miesięcy żyliśmy jak idealne małżeństwo, wzięliśmy psa, uwielbiam tego drania. Zresztą szybko się okazało, że ja go uwielbiam, a Katarzyna ma alergię, więc musi brać leki.
– Idziesz? – krzyknęła z korytarza. Jechaliśmy do przyjaciół. Wzięła kluczyki ze stolika i pogłaskała bestię po głowie. Duży się robił.
– Pięknie wyglądasz. – Pocałowałem ją mocno, ale zafurczała, że drapię. Wyszliśmy, w aucie miałem butelkę dobrego wina. Krystiana i Aśkę poznała w pracy, ja polubiłem ich od razu, zresztą to przez Aśkę zacząłem jeździć. Wiedzieli o zmianie i o tym, że po świętach czekały mnie operacje. Rozmawialiśmy na ten temat, gdy wyszliśmy na piwo, a Katarzyna nie dotarła. Przy niej to temat tabu, nauczyłem się z tym żyć.
– To będzie większe grono, wolałabym, abyś nie poruszał wiadomego tematu – powiedziała, jakby czytała mi w myślach, a ja złapałem mocniej kierownicę.
– Przecież nie trąbię o tym na lewo i prawo – odpowiedziałem. Poprzedniego dnia padło radio, więc nie mogłem włączyć muzyki, aby ta rozmowa umarła śmiercią naturalną.
– Niby tak – mruknęła i spojrzała przez okno. Zerknąłem na nią kątem oka. Ciekawe, czy miłość może się wyczerpać.
– Źle wyglądasz w brodzie – stwierdziła znów, a ja wiedziałem, że tak nie jest. Miałem wrażenie, że mówi to tylko po to, aby mnie zranić.
– Moi rodzice wpadną na święta – zmieniłem temat. Skrzywiła się, nie dogadywała się z moją mamą. Ja jej rodziców jeszcze nie poznałem, podobno chciała im mnie przedstawić, dopiero „jak się ogarnę”.
– Muszą? – marudziła. Któregoś dnia mama poprawiła ją, gdy mówiła do mnie „Kalina”, od tamtej pory patrzyły na siebie z wrogością. Mama wprost zapytała, po co z nią jestem, a ja nie umiałem odpowiedzieć inaczej niż „kocham ją”. Przytuliła mnie wtedy i powiedziała, że miłość to też akceptacja. Czy kocham siebie? Cholera. Skręciłem gwałtownie, bo rowerzysta zajechał mi drogę, nie patrzył, gdy zjechał z chodnika.
– Prowadzisz jak baba – warknęła Katarzyna. Jechałem chwilę bez słowa, a potem zawróciłem na rondzie. Zawsze uważałem, że to bujda, ale faktycznie to kropla przelewa szalę. To nie musi być najmocniejsze, nie musi być najbardziej dramatyczne. Wydawało mi się, że nasze rozstanie będzie dramatyczne, widowiskowe. Kochałem ją, ale od pewnego czasu wiedziałem, że to toksyczne, że to zatruwa mnie od środka, sprawia, że czuję do siebie większe obrzydzenie i pierwszy raz nie jest to obrzydzenie do ciała. Chodziło bardziej o obrzydzenie do samego siebie, do tego, w jaki sposób pozwalałem się traktować. W jednej chwili – gdy ledwo ominąłem chłopaka na rowerze, który mógł tego dnia zginąć, gdybym nie miał refleksu – uświadomiłem sobie, że pozwalałem się Katarzynie zabijać codziennie.
– Co robisz? – Wreszcie na mnie spojrzała, w jej oczach było zdziwienie i złość. Tyle złości było w tej pięknej kobiecie, tyle niespełnionych pasji i ambicji. – Kam? Co ty odwalasz?
Przyśpieszyłem, a gdy zatrzymaliśmy się przed domem, prawie na mnie krzyczała. Podałem jej kluczyki i wysiadłem. Staliśmy przed domem, to jej mieszkanie, dostała je od rodziców. Spojrzałem na nią i się uśmiechnąłem.
– Jedź sama. Ja się spakuje i wyniosę. Jak wrócisz, mnie i psa już nie będzie. – Byłem opanowany, spokojny i pewny siebie. Spoliczkowała mnie, ale czy to ważne? Krzyknęła coś i w końcu zabrała kluczyki. Zadzwoniłem do Adriana, to kumpel, może nawet przyjaciel. Wpadł po godzinie z kartonami. Spakowanie wszystkich rzeczy zajęło mi trzy godziny. Dostałem kilka SMS-ów:
„Pojebało cię całkiem”.
„Weź taksówkę i wpadaj, pytają o ciebie”.
„Dramatyzujesz”.
„No dobra, przesadziłam, ale miałam zły dzień”.
„Kurwa Kam, ogarnij się, pytają, za ile będziesz”.
„Zrywam z tobą, popaprańcu!”
„No weź”.
„Kocham cię, Aśka może po ciebie podjechać”.
„Kam? No przecież żartowałam”.
Tego dnia się wyprowadziłem. Potem było jeszcze chwilę pod górkę, jeszcze kilka rozmów, wbijanie sobie sztyletów w piersi. Czasem trudno jest odejść. Myślę, że w jakiś chory sposób kochała mnie albo kochała bycie ze mną. Mam nadzieję, że nie tylko ja się uwolniłem, że ona też któregoś dnia wróciła do tego, co kochała i co dawało jej szczęście.
*
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.