- W empik go
Erotyki i świństwa - ebook
Erotyki i świństwa - ebook
„Erotyki i świństwa”, to zbiór wierszyków, limeryków oraz rymowanek pisanych dla własnej przyjemności, płynącej z zabawiania się rymem, rytmem i słowami. Również tymi, które uważa się za nieprzyzwoite. Ale skoro istnieją, czemuż odmawiać im racji bytu w nieco specyficznej „twórczości”? Wszystkich, których nie zraża takowe podejście do kwestii lingwistycznych serdecznie zapraszam do lektury tomiku, w którym momentami bywa refleksyjnie, chwilami śmiesznie, zaś czasem nieco paskudnie bądź sprośnie.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8155-692-7 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zbiorek „_Erotyki i świństwa_”, to nie poezja, a proste wierszyki, rymowanki bądź limeryki pisane z najprzeróżniejszych pobudek, powodów, okazji, czy też zwyczajnie dla intelektualnych harców i przyjemności płynącej z zabawiania się rymem, rytmem, względnie najprzeróżniejszymi słowami. Czasem również tymi, które uważa się za brzydkie, niestosowne, czy wręcz nieprzyzwoite. Skoro od wieków istnieją jednak w każdym ludzkim języku, czemuż nagle stawać się hipokrytą i pruderyjnie, odmawiać im racji bytu? W dodatku w nieco specyficznej „twórczości”, pisanej głównie dla siebie samego, tudzież wąskiego kręgu przypadkowych, nielicznych odbiorców.
Rymując w myślach, odpoczywam czasami cichaczem od męczącego towarzystwa, czy nudnych zajęć dnia codziennego. W tym także od pracy, która po latach z reguły przestaje być ciekawa i zaczyna nużyć. Tak, sporą część niektórych „dziełek” wydumałem przypadkowo w… pracy. A dokładniej, w przerwach pomiędzy zajęciami na uczelni. Są prawdopodobnie efektem wewnętrznej potrzeby odreagowania na akademicką powagę i monotonię frazeologiczną, obowiązującą w dostojnych, choć nieco sypiących się murach zatrudniającej mnie Alma Mater.
Aha, i od razu odpowiedź na zadawane mi czasem pytanie, czemu w sporej części rymowanek tematem przewodnim jest erotyka bądź sex? Proste. Zawodowo na co dzień zajmuję się intymną sferą ludzkiego żywota. Stąd prawdopodobnie powstało drobne „zboczenie zawodowe”. Bo skoro od wielu lat, przez cały dzień, w pracy, mówię wyłącznie o seksie, po wyjściu z niej, temat najwyraźniej pozostaje w podświadomości, dając o sobie znać również w wolnych chwilach. I ZA tę „NIEPOPRAWNOŚĆ” obyczajową Z GÓRY PRZEPRASZAM wszystkich, których rażą podobne klimaty czy zagadnienia. Te osoby po prostu w ogóle nigdy(!) nie powinny do tej książeczki zaglądać. I proszę je i oto, naprawdę! Nie każdy potrafi czerpać radość czy przyjemność z erotyzmu w różnych jego postaciach. Takim ludziom współczuję, ale trudno, nie wadzą mi, też mają prawo do istnienia. Natomiast wszystkich lubiących i ceniących erotykę w przeróżnych jej aspektach czy przejawach, serdecznie zapraszam do lektury niniejszego tomiku, w którym momentami bywa refleksyjnie, chwilami śmiesznie, zaś czasem nieco paskudnie bądź sprośnie. Lecz w sumie, takie jest nasze życie, więc…
Miłej zabawy!Spotkanie
Anonimowej parze plażowiczów
Już u schyłku wakacji,
Gdzieś nad Morzem Czarnym,
Spotkali się przypadkiem
Okropna z Koszmarnym.
„_Cześć, Okropna jestem_”.
„_Miło mi_” — rzekł — „_Koszmar_”.
Uścisnęli dłonie.
Żuli gumy „For Star”.
„_Koszmarnie przystojny_” —
pomyślała sobie.
„_Okropnie urocza_” —
błysnęło mu w głowie.
_„I okropnie zgrabna,_
_Biust w sam raz i piękny,_
_Nogi super, tyłeczek_
_Okropnie ponętny…”_
„_Jest koszmarnie męski_” —
oceniła szybko.
„_Szpakowate, szczupłe,_
_seksowne samczysko._
_Czy jest czuły? Sprawdzić?_
_Kurcze, mam ochotę_
_By w jego objęciach_
_Zmienić się w nie-cnotę_”.
Potem była kąpiel,
Lunch, spacer, kolacja,
Wino, księżyc, brandy…
Wreszcie kopulacja.
„_Okropnie mnie podniecasz_” —
wyznał jej nad ranem.
„_Koszmarnie go pragnę._
_Chcę zostać z tym panem_.” —
przyszło jej do głowy.
Więc wśród westchnień, warków
Zajęli się płodzeniem
Okropnych koszmarków.O Kasi co… nie dawała
Lat trzydzieści ma panienka.
Fakt, że przeraźliwie cienka
Dzisiaj chłopców nie odstrasza.
Sęk, że do nich Kasia nasza
Czuje tylko obojętność.
Więc pal diabli Kasi cienkość
I brak biustu na dodatek —
To dziś norma u dzierlatek.
Ojca zżera wstyd straszliwy.
Facet gruby, dobrotliwy,
Dawno chciałby zostać dziadkiem.
Marzy skrycie by przypadkiem
Kasia z raz choć się puściła
I szczęśliwie zaciążyła.
Matka włosy rwie z rozpaczy:
„_Nikt mej córci nie łonacy,_
_Szansę na to ma już marną,_
_wszak się stała starą panną_”
Babcia się przewraca w grobie:
„_Wnusiu, jak dopomóc tobie,_
_Byś się z chłopcem chędożyła?_
_Będę o to się modliła…”._
Ciotka raz jej poradziła:
„_Już byś lepiej się kurwiła,_
_to wstyd mniejszy dla rodziny._
_Życia w cnocie wszak przyczyny_
_szukać trzeba w twojej głowie,_
_idź się leczyć w wariatkowie!_”.
Ale Kasia nie słuchała,
Dupy chłopcom nie dawała,
I została feministką —
Anty chłopską aktywistką.
Tak to niedawanie dupy
Czasem wesprze ruch — do dupy.Wyjątkowy… wyjątek
_Parodia i nader dowolne tłumaczenie XVIII w. pieśni: „Is There for Honest Poverty”, znanej częściej jako: „A Man’s a Man for A’That”, która w oryginale_
_w ogóle nie ma nic wspólnego_
_z seksem._
Robią to wszyscy — jak świat szeroki:
Robią grubasy, chudzi i zboki,
Robią szczęściarze, robią pechowcy,
Tak amatorzy jak i fachowcy
W sferze bzykania wręcz wyuzdani.
Robią turyści wraz z tubylcami.
Robili także ci co już w grobie.
Biali i czarni też radzą sobie.
Bogacz i żebrak, ksiądz, biskup, młynarz,
Wójt, proboszcz, Jasio — pastuszek świniarz…
Każdy z ochotą się tu sposobi,
I… tylko Kasia tego nie robi.
Starcy próbują i wspominają.
Młodym hormony spocząć nie dają.
Chorym, ułomnym — też rzecz wychodzi.
Rybak chędoży nawet na łodzi.
Każdy do dzieła się tu sposobi,
I tylko Kasia tego nie robi.
A wokół wszystko ciągle się bzyka:
Pszczółka, a także syn ratownika,
Kury, ropuchy, wiewiórki, żmije,
Gołębie dzikie, dzieci niczyje,
Myszy i szczury, pająk, jeż, koń,
Padalec, ślimak, kangur czy słoń…
Każdy do tegoż się wszak sposobi,
A tylko Kasia tego nie robi.
Kleszcze, komary, obłe robaki,
Liszki też chętnie pełzają w krzaki,
Byki, krasule, niedźwiedzie, muchy,
Tę samą czynią rzecz karaluchy…
Więc jurny młodzian odzienie ściąga,
I dobywając własnego drąga
Rusza ochoczo ku Kasi w bój.
Lecz próżny tegoż młodzieńca znój.
Wszak Kasia przecież nie robi tak.
A niech to diabli. A niech to szlag!Znów wiosna…
Znów wiosna nastała,
Więc marcowe koty
Jak co roku głośne
Wszczynają zaloty.
Kopuluje na drzewach
Latające ptactwo.
Mnożyć się poczyna
Też wszelkie robactwo.
Rży za rączą klaczką
Ogier podniecony,
No a w telewizji:
_„Rolnik szuka żony”._
Bo i ród człowieczy,
I zwierzęce plemię,
I mieszkańcy wód czystych,
I gryzący ziemię,
W swej szaleńczej miłości,
Z nieuchronną pasją
Chcą przedłużyć gatunek
Zanim sami zgasną,
Marząc, by w zaświatach
Chuci ziemskiej siły
Nigdy, ach przenigdy
Ich nie opuściły.
I tylko Kasia z chuciami
Nic wspólnego nie ma,
Bo ni kochać, ni dupczyć
Się jej nie potrzebna.Wyjazd kopulacyjny
(w firmach „_INTEGRACYJNYM”_ zwany)
Kasia jedzie dziś służbowo,
No i daje mamie słowo,
Że jak chęć jej nie opuści
To się może wreszcie puści.
Wszystko firma opłaciła.
A w gratisie dołożyła
Kolorowych pięć kartonów
Najróżniejszych wprost kondomów.
Są smakowe, z wypustkami,
Cienkie, grube, z żeberkami,
Krótkie, długie oraz średnie,
Są świecące w noc, zaś we dnie
Kolorami tęczy kuszą
Wszystkich, którzy się poruszą
W blasku słońca na golasa
Prezentując wzwód kutasa.
Kasia seksu nie uznaje,
Lecz rodzinka nie przestaje,
Martwić się o brak jej chuci.
Dziewczę cnotę więc porzuci,
By spokojność mieć już w domu.
Puści się dziś po kryjomu
Z tym, który się napatoczy.
Może w ciążę też zaskoczy?
Choć i gburowaty będzie,
Dupy szybko da mu wszędzie,
W łóżku, lub na jakimś zydlu,
Lecz na pewno nigdy w kiblu.
Sęk, że na wyjeździe owym,
(weekendowym i służbowym)
Podaż piczy była większa,
Więc jedynie co sprytniejsza
Się na samca załapała.
Tego zaś nie przewidziała
Nasza bohaterka w porę.
I tak Kasia swą niedolę
Oraz cnotę nadal targa.
Lecz dziewczyna jest zbyt harda,
By się przyznać do porażki.
Spakowała więc menażki
I na saksy wyjechała.
Tam też cnotę postradała.Uświadomienie po polsku
_Motto:_
— Mamo, co to znaczy: „_spuścić się”_?
— Dowiesz się jak dorośniesz!
Kilka minut po północy,
Gdy już wszyscy mieli spać,
Mały Stasio zdjął majteczki
I do kibla poszedł srać.
Drzwi się jednak nie domknęły,
Więc wśród pierdów własnych huku
Dojrzał, że w pokoju obok
Mama leżąc na swym brzuchu
Co i rusz wypina pupę,
Którą w tył i w przód porusza.
Stęka przy tym jakoś dziwnie.
Wzdycha. Jęcząc się przydusza?
Posapuje, pochrząkuje, wrzeszczy:
„_Czeekaaaj, dooobrzeee, aaach!_
_Jeeszczee trooszkę… Zaaaraz dooojdę…_
_Spuść się kiedy krzyknę — taaaak!”_
No i Stasio zrobił kupę
Kiedy mama: _„Taaaaaaaaak!” —_ krzyknęła,
Smród się rozszedł, ale chłopczyk
Dumny był ze swego działa,
Bowiem ulgę poczuł w brzuszku
Od dwóch dni nie wypróżnianym.
Poczym pierdnął, odbyt wytarł,
Beknął, ziewnął i w zaspanym
Rytmie wrócił do pokoju,
W którym w łóżku czekał miś.
Szepnął mu: _„Wiesz, zrozumiałem._
_Stałem się dorosły dziś._
_Spuścić się — to zrobić kupę_
_W kiblu nocą wszak oznacza._
_Teraz tylko po północy_
_Będę chodził srać do sracza!”._Skąd się biorą dzieci?
_(Piosenka Rzetelnie Uświadamiająca)_
_Motto:_
“Odpowiadając na to sakramentalne
pytanie, rodzice zawsze powinni
powiedzieć dziecku prawdę.”
_{prof. dr hab. Z. Lew-Starowicz}_
To odwieczne jest pytanie,
które trapi dzieci:
_Skąd się wziąłem? Jak się stało,_
_że jestem na świecie?_
Różni ludzie dziwne rzeczy
w krąg opowiadają:
Że jest taki sklep w stolicy,
gdzie dzieci sprzedają…
Kasię bocian ponoć przyniósł,
gdy była bobaskiem…
Tomka za to znaleziono
w kapuście, pod laskiem…
Wszystko to są jednak bajki,
opowiastki takie.
Dzieci robi tata mamie.
Nie rosną pod krzakiem!
Wszystko, co na świecie żyje
dupczy się czasami.
Ci zaś co nie uważali,
zwą się rodzicami.
Kiedy mama była młoda
(słuchaj, to nie bajka!)
dała dupy tatusiowi,
by opróżnił jajka.
W sztok pijany tata — mamę
czym prędzej schędożył.
Gdy się spuścił — szybko zasnął.
Ją — na bok odłożył.
A że mama zapomniała
łyknąć w czas pigułkę,
zanim się zreflektowała,
byłeś już dzidziulkiem.
Tatę trafił szlag w momencie
gdy mu powiedziała.
Obił mamę, z domu przegnał,
by się wyskrobała.
Lecz ustawę mamy przecież:
_„O ochronie płodu…”_.
Przez nią teraz z nami jesteś.
Chcesz, to dziękuj Bogu.Sruluś na morożkowisku
_czyli
_sranko na łonie natury
W głębi puszczy, przy strumyku,
zasiadł Srulek na nocniku.
A że bardzo był nieśmiały,
siedział cicho Sruluś mały,
by pierdami oraz smrodem
Źle nie wpłynąć na przyrodę.
Leśne bąki wokół grały.
Tu pajączki się jebały,
tam stokrotka z koniczynką
dupy dały już motylkom,
które po ich zapyleniu
spoczywały chwilkę cieniu.
Srulek rozsiadł się wygodnie.
Troszkę niżej spuścił spodnie,
bo mu w udko się wpijały.
Lecz wnet poczerwieniał cały
bowiem słonko przypiekało.
Gówno zaś wciąż uwierało.
Diabli wzięli wyższe racje,
Srul rozpoczął defekację!
Nadął się, wpierw pierdnął hucznie,
aż koniki polne — juczne,
w dyrdy wokół uciekały.
Odczuł ulgę Sruluś mały.
Smród roztoczył się wokoło,
lecz Srulkowi jest wesoło,
gdyż cierpienia się skończyły,
które jelit dotyczyły.
Wtem zza krzaka miś wychodzi:
— „_Do cholery! Któż tak smrodzi_?!”
— „_Tak nie można!_” — piszczy sarna,
która (chociaż była marna,
bo ją wcześniej kozioł zrąbał)
też zza klonu już wygląda.
Srulek speszył się ogromnie…
Prędko dupkę oblekł w spodnie,
a że wytrzeć jej nie zdążył,
w straaaasznym smrodzie się pogrążył.Miś i myszka
_Króciutka bajko — scenka o nikłych walorach literackich,_
_przeznaczona dla dorosłych dzieci oraz dziecinnych dorosłych,_
_jak również wszystkich zainteresowanych tematem._
Przez bór ciemny, przez bór dziki
Dysząc, pędzi myszka Miki.
Za nią misio Jogi człapie:
_— „Czekaj ścierwo. Ja cię złapię!_
_Wiem, że dziad twój od lat wielu_
_sutenerem jest w burdelu._
_Ale twoje miejsce w norze!_
_Kochać się ze szczurem możesz,_
_ale żeby z kotem?… W sianie?…_”
Na te słowa myszka stanie:
— _„Wszystkie ptaki w lesie kwilą,_
_że twój brat jest pedofilą_
_i nieletnie małpy zwodzi._
_Że ja z kotem, to ci szkodzi?_
_A sam, wczoraj, w rannej porze,_
_z klępą nie leżałeś może?”_
— „_Ciszej rzesz ty!_” — miś zawoła.
— „_Aaaaa! Ubodła koza woła.”_
_— „Gdzie widziałaś? Przy… paśniku?”_
— _„Nie. Na łączce, przy strumyku.”_
— _„Wszędzie włazisz niepotrzebnie.”_
_— „Więc skończ misiu swoje brednie!_
_Dajmy spokój z głupim sporem…”_
— _„Psssyyt! Ktoś idzie naszym borem_.
_Spójrz, to ludzie. O tam, w krzakach…_”
— „_Baba żoną jest Jóźwiaka —_
_chłopa, który przed tygodniem_
_z wczasowiczki ściągał spodnie_.”
— „_Lecz któż on jest? Chyba z miasta_…”
— „_Misiu, to naczelnik Trasta._
_Patrz, garnitur już zdejmuje.”_
— „_Ona kieckę podkasuje!_”
— „_Chodźmy już… Nie patrzmy na nich_.”
— „_Czekaj no! Rozpina stanik_.”
— _„Chłopu to niewiele trzeba_.”
— „_Spójrz, całują się… O nieba!”_
— „_No i masz — rasowy z chłopką!”_
— „_Deszcz nadciąga. Jeszcze zmokną_.”
— „_Nie martw się i chodźmy lepiej_” —
myszka misia w łapę klepie.
— „_Myszko, spójrz tam… kopulacja_”
— „_Wyjdzie z tego prokreacja._
_Niebezpieczne to, przyznaję,_
_ale z kotem pozostaję.”_
— „_Rób co chcesz. Mnie pachnie rajem_…”
— „_Tam na łączce? Za ruczajem?_
_Klępę wszak widziałam w lesie…”_
— „_Zapomniałem! Fakt, spieszę się!”_
— „_Więc jak misiu, sztama?”_
— _„Sztama! Cześć. I pozdrów dziś barana_…”
— _„Jego żonkę, przy wieczorze_
_obracałeś w letniej porze.”_
— „_Nic się przed nią nie ukryje._
_Ja cię myszko kiedyś zbiję!_”
— „_Nie ma sensu. Żyjmy w zgodzie!_”
— „_Cóż po stróża ci zawodzie?”_
— „_Teraz spiesz się. Klępa czeka_.”
— _„Czeeeść!”_ — odkrzyknął miś z daleka.Wieloryb
Chuć raz naszła wieloryba.
Strasznie podniecony pływa
Wokół swej wybranki wielkiej.
I perswazji samczej, wszelkiej
Argumenty jej wyłuszcza.
Wokół zaś makreli tłuszcza
Już ławicą oczekuje —
Rybki pornos też rajcuje.
— „_Jesteś taka tłusta, słodka,_
_Zajebista kaszalotka,_
_Najpiękniejsza w oceanie,_
_Penis-gigant_ _w mig mi stanie._
_Wiem żeś strasznie marzycielska,_
_Ale daj mi dzisiaj cielska._”
Wielorybka zaś westchnęła
I w toń wodną odpłynęła.
Lecz wieloryb nie odpuszcza.
„_Może z innym ona puszcza_
_Się w otchłaniach oceanu?_
_Lecz nie, do takiego stanu_
_Przy mnie wszak nie dojdzie przecie._
_Nasze wspólne będzie dziecię,_
_Co za lata dwa_ _urodzi._
_Jeśli sądzi, że je spłodzi_
_Z jakimś byle kaszalotem,_
_Myli się! Pokonam cnotę._
_I nadzieja ma nie skona —_
_Klnę się wszak na Posejdona_.”
Wielorybka przyspieszyła
I z falami się bawiła.
— _„Zrozum, rzesze ekologów,_
_Naukowców i nierobów,_
_Polityków, aktywistów,_
_Seksuologów czy dentystów_
_Na manifestacjach wszędzie,_
_I biadolą co to będzie_
_Kiedy w wodach nas zabraknie._
_Każdy wieloryba łaknie,_
_No i gnębi go frasunek:_
_Jak zachować nasz gatunek_.”
— „_Jestem na to nie gotowa._
_Poza tym, boli mnie głowa._
_I za grosz nie mam ochoty_
_Wyzbyć się mej czci i cnoty_” —
Rzekła jemu w odpowiedzi,
Rozpędzając stado śledzi.
Te rekinkę odsłoniły.
Zmysły widok jej pieściły
Gdy cichaczem przepływała.
Również obła, piękna cała
I ponętna strasznie była.
Cnoty dawno się wyzbyła.
Uśmiechając się ponętnie,
Rzekła: — „_Ja naprawdę chętnie_
_Chuć twą dzisiaj zaspokoję._
_Daruj sobie tę dziewoję,_
_Co na pierwszy już rzut oka_
_Przypomina kaszalota_.”
Jaka stąd nauka płynie?
Odpuść chłopie wszak dziewczynie
Co marudzi już na wstępie.
Inna ją zastąpi chętnie.
Zawsze znajdzie się niecnota,
Więc unikaj kaszalota.Powrót
albo
Cnota Taty
_WIESZCZOWI, Adamowi M._
_z podziękowaniem za pierwowzór_
— _“Pójdźcie bachory, idźcie wszystkie razem,_
_Za miasto, pod słup, na wzgórek,_
_Tam przed Dziewicy klęknijcie obrazem,_
_Pobożnie zmówcie paciórek._
_Tatko nie wraca, choć łajdak stary,_
_We łzach go czekam i trwodze._
_W krąg AIDS zagraża — pełne gejów bary_
_I pełno dziwek przy drodze”._
Słysząc to dziatki, pędzą wszystkie razem
Za miasto, pod słup, na wzgórek,
Tam przed Dziewicy klękają obrazem
I zaczynają paciórek.
W końcu litanię do Dziewicy Matki
Starszy brat śpiewa, a z bratem:
— _“Matko Dziewico_” — przyśpiewują dziatki —
„_Zmiłuj się, zmiłuj nad tatem!”_
Wtem słychać warkot. TIR-y jadą drogą
I Jeep znajomy na przedzie.
Skoczyły dziatki i krzyczą jak mogą:
— “_Takto! Ach, tato nasz jedzie!”_
Obaczył handlarz, whisky w kufle leje,
Z Jeepa pijany wylata:
— “_Hej, jak się macie? Co się u was dzieje?_
_Łyknijmy”_ — zaprasza tata.
— „_Mama czy zdrowa? Teściowa wciąż żyje?_
_A ot, ogórki w koszyku_.”
Ten już zagryza, tamten jeszcze pije,
Pełno radości i krzyku.
— “_Ruszajcie! —_ handlarz do zmienników woła_ —_
_Ja z dziećmi przejść chcę się właśnie_”.
Idą, aż… kurwy obskoczą dokoła,
A dziwek było dwanaście.
Nogi ich długie, kręcone włosiska,
Wzrok koci, suknia krótkawa.
Dekolt do pasa, zadek goły błyska,
A w ręku kurewska buława.
Krzyknęły dziatki, do taty przypadły,
Płaszcz tulą na ojca łonie.
Struchleli kumple, beknął pan wyblakły,
Drżące ku dziwkom wzniósł dłonie.