Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Eryk i Mela. Co lubimy robić najbardziej? - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 lutego 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
24,90

Eryk i Mela. Co lubimy robić najbardziej? - ebook

Eryk, Mela i ich przyjaciele na wakacjach!

 

Nareszcie lato! Wakacje! Ulubiona pora roku wszystkich dzieciaków! Dni są długie, noce krótkie, co oznacza, że jest mnóstwo czasu na zabawę! A to dzieci uwielbiają najbardziej!

 

Przepis na dobrą zabawę

 

Pierwsze nocowanie pod namiotem

 

Zabawy w błocie

 

Nauka pływania i gra w piłkę nożną

 

Śledztwo podwórkowe

 

Wędkowanie

 

Podróż w kosmos

 

Poznaj przygody Eryka i Meli! A może będzie to też twój sposób na niezwykłe wakacje.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8103-803-4
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1
OSTATNI DZWONEK

Na­sta­ło lato, ulu­bio­na pora roku wszyst­kich dzie­cia­ków. Od kil­ku dni moc­no przy­grze­wa­ło sło­ńce, a tem­pe­ra­tu­ra prze­kra­cza­ła trzy­dzie­ści stop­ni Cel­sju­sza. Roz­kwi­tły aka­cje, w po­wie­trzu uno­sił się słod­ki za­pach bia­łych kwia­tusz­ków. Nad łąka­mi la­ta­ły ko­lo­ro­we mo­ty­le, a spo­nad ra­ba­tek kwia­to­wych do­bie­ga­ło gło­śne brzęcze­nie psz­czół.

Ostat­nie­go dnia przed wa­ka­cja­mi Eryk z Melą, wra­ca­jąc ze szko­ły pod opie­ką mamy, przy­sta­nęli obok jed­nej z ta­kich ra­ba­tek.

– Jak dużo psz­czó­łek tu­taj lata! – za­uwa­ży­ła Mela.

Eryk przyj­rzał się bli­żej jed­nej z czer­wo­nych róż, wo­kół któ­rej kręci­ła się psz­czo­ła.

– A wie­cie, że ka­żda psz­czo­ła co­dzien­nie wy­ko­nu­je oko­ło ty­si­ąca lo­tów na łąkę i do ula z nek­ta­rem, któ­ry ze­bra­ła na miód? – za­py­ta­ła mama.

– Czy­ta­łem ksi­ążkę, w któ­rej było na­pi­sa­ne, że psz­czo­ła dzien­nie zbie­ra nek­tar z oko­ło ty­si­ąca pi­ęciu­set kwia­tów – do­dał Eryk.

Mela do­łączy­ła do bra­ta i z uwa­gą ob­ser­wo­wa­ła owa­da, któ­ry usia­dł na czer­wo­nych płat­kach róży.

– W ulu ka­żda psz­czo­ła ma ty­si­ące sióstr i jed­ną kró­lo­wą – mama roz­wi­nęła psz­cze­li te­mat.

– A czy kró­lo­wa też zbie­ra miód? – za­py­ta­ła z za­cie­ka­wie­niem Mela.

– Kró­lo­wa jest kró­lo­wą – stwier­dził Eryk. – Ona tyl­ko do­wo­dzi psz­czo­ła­mi w ulu.

– I skła­da jaja, z któ­rych wy­lęga­ją się lar­wy. A z larw roz­wi­ja­ją się ko­lej­ne psz­czo­ły – do­rzu­ci­ła mama.

– Czy­li psz­czo­ły zbie­ra­ją nek­tar? – do­py­ty­wa­ła Mela.

– Tak, zbie­ra­ją nek­tar i py­łek kwia­to­wy, któ­ry jest ich po­ży­wie­niem. Przy oka­zji za­py­la­ją ta­kże kwia­ty drzew owo­co­wych. Dzi­ęki nim mamy po­tem owo­ce, ta­kie jak: ja­błka, grusz­ki, wi­śnie czy śliw­ki.

– Zo­bacz tu­taj. – Mela wy­ci­ągnęła pa­lec, wska­zu­jąc bra­tu de­li­kat­ne skrzy­de­łka psz­czo­ły.

Eryk nie­co skło­nił gło­wę i do­strze­gł, że psz­czó­łka ma dwie pary skrzy­de­łek, a jej tyl­ne nó­żki są ob­le­pio­ne py­łkiem kwia­to­wym.

– Mamo, wi­dzia­łaś? – Po­ci­ągnął mamę za rękę. – Ona ma nek­tar na tyl­nych łap­kach!

– Tak. Znaj­du­ją się na nich ko­szycz­ki słu­żące do prze­no­sze­nia py­łku.

– Taka mała psz­czó­łka, a taka za­rad­na – za­chwy­ca­ła się Mela.

Dzie­ci nie mo­gły się na­pa­trzeć na ci­ężko pra­cu­jące psz­czo­ły. Kil­ka mi­nut pó­źniej ru­szy­ły jed­nak w stro­nę par­ku. Mama na za­ko­ńcze­nie roku po­sta­no­wi­ła ku­pić im po du­żej por­cji lo­dów.

Do­brze, że za­częły się wa­ka­cje, bo było co­raz cie­plej i dzie­ciom co­raz trud­niej było usie­dzieć na lek­cjach. Eryk, Mela i ich przy­ja­cie­le ma­rzy­li tyl­ko o za­ba­wach na po­dwór­ku, har­cach na po­bli­skiej po­la­nie, a ta­kże o wy­jaz­dach nad Ba­łtyk i w góry. Na ra­zie wszy­scy zo­sta­wa­li na osie­dlu, bo wy­jaz­dy mie­li za­pla­no­wa­ne albo na dru­gą po­ło­wę lip­ca, albo na sier­pień. Na szczęście na miej­scu też nie będzie bra­ko­wać im roz­ry­wek. Jest ba­sen, a ta­kże la­sek przy po­lan­ce, gdzie mo­żna wy­my­ślać nie­sa­mo­wi­te za­ba­wy. A tak na­praw­dę la­sek wca­le nie jest la­skiem, tyl­ko daw­nym sa­dem, któ­ry już sa­dem nie jest. Nikt o nie­go nie dba, ale wci­ąż ro­sną w nim drze­wa owo­co­we. Ka­żdy chło­piec ma swo­je ulu­bio­ne. Ulu­bio­nym drze­wem Ery­ka jest cze­re­śnia, Wik­to­ra i Oska­ra – gru­sza, Sama – ja­błon­ka, a Oli­wier upodo­bał so­bie drzew­ko z ma­ły­mi żó­łty­mi śli­wecz­ka­mi, któ­re na­zy­wa­ją się mi­ra­bel­ki. Dzie­cia­ki cza­sa­mi zbie­ra­ją je do ko­szy­ka, a po­tem bab­cia Da­nu­sia go­tu­je z nich kom­pot. Bo, jak mówi, kom­pot jest dużo zdrow­szy od tych wszyst­kich na­po­jów ga­zo­wa­nych.



Tuż po ostat­nim dzwon­ku przy­ja­cie­le z Osie­dla Po­god­ne­go cie­szy­li się tak, że sły­chać ich było na Osie­dlu Sło­necz­nym.

– Tak było – po­wie­dział do Ery­ka dzia­dek An­drze­jek. – Kie­dy wra­ca­łem ze skle­pu, sły­sza­łem, jak krzy­cze­li­ście, pisz­cze­li­ście i się śmia­li­ście.

– Dziad­ku, bo jak tu się nie cie­szyć? Dni są co­raz dłu­ższe, a to zna­czy, że mamy wi­ęcej cza­su na za­ba­wę. Noce krót­sze, ale cie­plej­sze, więc będzie mo­żna spać pod na­mio­tem – eks­cy­to­wał się Eryk. Już w ze­szłym roku tata obie­cał chłop­cu noc pod gwiaz­da­mi. A te­raz była ku temu naj­lep­sza oka­zja. Na­sta­ło lato, a noce były na­praw­dę cie­płe.

Dzia­dek uśmiech­nął się sze­ro­ko.

– Coś w tym jest – po­wie­dział. – Ale to też czas, w któ­rym mo­żna się cze­goś na­uczyć i roz­wi­jać swo­je pa­sje. Bo pa­sje są wa­żne, by po­bu­dzać do dzia­ła­nia mózg, by się roz­wi­jać i, co naj­wa­żniej­sze, by czer­pać z nich przy­jem­no­ść.

– No tak. – Eryk za­my­ślił się. O ni­czym nie ma­rzył tak bar­dzo jak o tym, by je­ździć na ro­we­rze, pły­wać w ba­se­nie i grać w pi­łkę. W ko­ńcu będzie miał na to dużo cza­su.

– Dzień do­bry! – Przy boku Ery­ka po­ja­wi­li się Wik­tor, Oskar i Sam.

– Dzień do­bry – od­po­wie­dział dzia­dek An­drze­jek.

– Dzia­dziuś mó­wił mi wła­śnie, że lato to do­bra pora na od­kry­wa­nie no­wych pa­sji – zwró­cił się do ko­le­gów Eryk.

– I na na­ukę pły­wa­nia – po­wie­dział Sam, prze­cze­su­jąc dło­nią swo­je rude wło­sy, któ­re nie­sfor­nie ster­cza­ły na wszyst­kie stro­ny.

– Nie po­tra­fisz pły­wać? – za­py­tał zdzi­wio­ny Oskar.

– No nie, ale mama za­pi­sa­ła mnie na na­ukę pły­wa­nia – chło­piec był tro­chę za­wsty­dzo­ny.

– Ja na­uczy­łem się w ze­szłym roku – po­wie­dział Eryk. Wci­ąż pa­mi­ętał, jak bar­dzo nie chciał cho­dzić na lek­cje pły­wa­nia. To tata go do nich prze­ko­nał. Po­wie­dział, że pły­wa­nie jest bar­dzo wa­żne i że ka­żdy po­wi­nien umieć to ro­bić. Eryk nie lu­bił, jak woda wla­ty­wa­ła mu do oczu i nosa. Ale tre­ner na­uczył go, jak od­dy­chać pod wodą. Chło­piec miał też oku­lar­ki, dzi­ęki któ­rym wi­dział wszyst­ko to, co się dzie­je pod po­wierzch­nią, i śmia­ło mógł otwie­rać oczy. – Nic się nie martw, dasz radę – po­kle­pał Sama po ra­mie­niu.

– Pew­nie, że dasz – ta­kże Wik­tor i Oskar pró­bo­wa­li do­dać Sa­mo­wi otu­chy.

– I mam na­wet świet­ny po­my­sł. – Wik­tor unió­sł rękę w górę. – Na pierw­szą lek­cję pój­dzie­my z tobą, by cię do­pin­go­wać. Co ty na to?

– A ja na to jak na lato! – Sam był na­praw­dę szczęśli­wy, że ma ta­kich przy­ja­ciół. Bo wspar­cie ko­goś bli­skie­go jest na­praw­dę po­moc­ne i do­da­je czło­wie­ko­wi od­wa­gi.

Co roku w pierw­szy wie­czór roz­po­czy­na­jący wa­ka­cje na Osie­dlu Po­god­nym od­by­wa­ły się hucz­ne za­ba­wy. Świ­ęto­wa­li i ucznio­wie, i ich ro­dzi­ce, a na­wet dziad­ko­wie. Wszy­scy zbie­ra­li się na po­lan­ce, przy­no­sząc ze sobą koce i sma­ko­ły­ki.

Tata Wik­to­ra grał na gi­ta­rze ró­żne pio­sen­ki, a dzie­cia­ki śpie­wa­ły i ta­ńczy­ły. Dziew­czyn­ki chęt­niej, chłop­cy wo­le­li za­ba­wy w ber­ka, cho­ciaż i tak co chwi­la po­dry­gi­wa­li w rytm mu­zy­ki.

Po ta­ńcach-wy­gi­ba­ńcach przy­csze­dł czas na po­si­łek. Bab­cia Da­nu­sia wy­jęła z po­jem­ni­ków ró­żne cia­sta: cze­ko­la­do­we, z bitą śmie­ta­ną, ser­nik, szar­lot­kę i jesz­cze jed­no bar­dzo wy­my­śl­ne. Aż chcia­ło się spró­bo­wać ka­żde­go z nich. Po­tem dzie­ci ba­wi­ły się z do­ro­sły­mi w cho­wa­ne­go. Było przy tym mnó­stwo śmie­chu. Na po­lan­kę przy­bie­gł Atom, pies z sąsiedz­twa, któ­ry po­ma­gał dzie­cia­kom szu­kać ro­dzi­ców. Poza tym do­ro­śli nie po­tra­fią ukryć się tak do­brze jak dzie­ci. Dzia­dek An­drze­jek scho­wał się za drze­wem, ale za­po­mniał wci­ągnąć brzuch, któ­ry wy­sta­wał zza pnia ni­czym okrąglut­ki ba­lo­nik.

Kie­dy jako pierw­szy za­uwa­żył go Oli­wier, za­czął chi­cho­tać, na­to­miast Atom uja­dać. Bab­cia Da­nu­sia ukuc­nęła za zie­lo­nym krza­kiem, ale z da­le­ka mo­żna było za­uwa­żyć jej rude wło­sy.

Tata Wik­to­ra mie­rzy pra­wie dwa me­try i za­wsze go wi­dać, a mama Ery­ka i Meli ma duże sto­py, któ­re wy­sta­ją zza ró­żnych kry­jó­wek.

Oczy­wi­ście dru­ży­na dzie­cia­ków wy­gra­ła. Tego wie­czo­ra nikt nie mu­siał wcze­śnie iść spać, a za­ba­wa trwa­ła w naj­lep­sze. Jed­nak po dwu­dzie­stej dru­giej wszy­scy byli już zmęcze­ni i usie­dli na kocu koło bab­ci Da­nu­si.

– Co za­mier­za­cie ro­bić w wa­ka­cje? – wy­py­ty­wa­ła bab­cia Da­nu­sia.

Dzie­ci za­częły snuć opo­wie­ści o swo­ich pla­nach. Wy­ja­dą na obo­zy i ko­lo­nie, albo do dziad­ków, któ­rzy miesz­ka­ją w gó­rach lub na wsi, i będą cho­dzi­ły na ba­sen.

– I będzie­cie od­kry­wać swo­je pa­sje – do­dał dzia­dek An­drze­jek, przy­sia­da­jąc na krze­se­łku węd­kar­skim, któ­re no­sił ze sobą nie­mal wszędzie.

Co dzia­dek ma z tymi pa­sja­mi? – za­sta­na­wiał się Eryk.

– Dzia­dek ma ra­cję, zna­le­zie­nie hob­by jest w ży­ciu na­praw­dę wa­żne – do­da­ła bab­cia.

Dziew­czyn­ki za­pa­li­ły się do po­my­słu od­naj­dy­wa­nia swo­ich pa­sji. Chłop­cy po­pa­trzy­li po so­bie, ale po­sta­no­wi­li nie być gor­si od dziew­czy­nek. Też będą szu­ka­li no­wych za­in­te­re­so­wań.

– Wszy­scy na nowo od­kry­je­my swo­je pa­sje! – Kla­snęła w ręce mama Ery­ka, któ­ra od kil­ku mie­si­ęcy pró­bo­wa­ła ma­lo­wać. Oczy­wi­ście nie ścia­ny, bo nie chcia­ła zo­stać ma­lar­ką po­ko­jo­wą, cho­ciaż ta­cie by się to spodo­ba­ło. Od roku po­wta­rzał, że w domu przy­da­łby się re­mont. Mama była ma­lar­ką z praw­dzi­we­go zda­rze­nia.

– Wa­sze hob­by po­win­no po­zwa­lać na re­ali­za­cję wa­szych za­in­te­re­so­wań – za­czął prze­ma­wiać pan Psot­nic­ki, któ­ry sta­nął obok koca, za­ja­da­jąc się cia­stem. – I przede wszyst­kim musi być faj­ną roz­ryw­ką.



Było gru­bo po dwu­dzie­stej dru­giej, kie­dy dzia­dek An­drze­jek z tatą Oli­wie­ra roz­pa­li­li ogni­sko. Tata Ery­ka za­stru­gał ko­ńców­ki kij­ków, na któ­re dzie­ci mia­ły na­bić kie­łba­ski. Bo nie ma nic smacz­niej­sze­go od pie­czo­nych nad ogni­skiem kie­łba­sek! Mają chru­pi­ącą skór­kę i sma­ku­ją ina­czej niż te, któ­re są sma­żo­ne na pa­tel­ni.

Mamy były nie­spo­koj­ne i upo­mi­na­ły dzie­ci, aby uwa­ża­ły z ki­ja­mi, by ko­muś nie wy­dłu­bać oka. Pan Psot­nic­ki za­żar­to­wał, mó­wi­ąc, że dzie­ci prze­cież będą piec kie­łba­ski, a nie wal­czyć ze sobą.

Pa­nie po­kręci­ły gło­wa­mi.

– Tak się mówi. – Pani Psot­nic­ka spoj­rza­ła na męża i po­gro­zi­ła mu pal­cem. Ale już po chwi­li się ro­ze­śmia­ła, bo tata Wik­to­ra za­czął grać na gi­ta­rze ja­kąś we­so­łą pio­sen­kę. Kie­dy mamy zgod­nym chó­rem ryk­nęły „Hej, so­ko­ły!”, dzie­ci aż po­za­ty­ka­ły uszy.

– Na­sze mamy mu­szą być już na­praw­dę wie­ko­we – stwier­dził Eryk – sko­ro śpie­wa­ją pio­sen­ki, któ­rych nie zna nikt oprócz nich.

Po­zo­sta­łe dzie­ci za­śmia­ły się, bo taka była praw­da. Ro­dzi­ce mają już prze­cież swo­je lata.ROZDZIAŁ 2
WSZYST­KO, CO POWINNIŚCIE WIEDZIEĆ O ZABAWIE W BŁOCIE

Przy­ja­cie­le z Osie­dla Po­god­ne­go nie mo­gli na­cie­szyć się la­tem. Bie­ga­li po po­lan­ce, wspi­na­li się na drze­wa. A kie­dy tra­fi­ła im się też desz­czo­wa śro­da: ska­ka­li wte­dy przez ka­łu­że.

Za po­lan­ką ro­sły krze­wy, mi­ędzy któ­ry­mi dzie­cia­ki zro­bi­ły so­bie la­bi­rynt. Za­ba­wy trwa­ły od świ­tu do nocy i tyl­ko cza­sa­mi któ­raś z mam wo­ła­ła na całe gar­dło, żeby jej po­cie­cha wró­ci­ła do domu na obiad.

Któ­re­goś dnia na po­lan­ce za­wi­ta­ła bab­cia Da­nu­sia. Zdjęła klap­ki i cho­dzi­ła po tra­wie boso. Uśmie­cha­ła się przy tym pro­mien­nie. Eryk z Melą, po­dob­nie jak ich ko­le­dzy i ko­le­żan­ki, pa­trzy­li na bab­cię onie­mia­li.

– Bab­ciu, czy wszyst­ko w po­rząd­ku? – za­py­ta­ła dziew­czyn­ka.

– Tak. – Bab­cia nie prze­sta­wa­ła się uśmie­chać. – Kie­dy by­łam w wa­szym wie­ku, bie­ga­łam na bo­sa­ka przez całe lato.

– Nie mia­łaś bu­tów?

– Mia­łam, ale mi się roz­wa­li­ły. A te­ni­sów­ki, któ­re no­si­łam po swo­jej star­szej sio­strze, uwie­ra­ły mnie w pal­ce, dla­te­go wo­la­łam bie­gać po łące boso. Nie mie­li­śmy smart­fo­nów ani kom­pu­te­rów i od rana do wie­czo­ra bie­ga­li­śmy po po­dwór­ku.

– My też bie­ga­my i się nie nu­dzi­my.

– I bar­dzo się z tego po­wo­du cie­szę. Roz­wój tech­ni­ki jest wa­żny, ale nie mo­żna za­po­mi­nać o tym, co naj­wa­żniej­sze: ru­chu, za­ba­wie, przy­ja­cio­łach i spędza­niu jak naj­wi­ęcej cza­su na świe­żym po­wie­trzu. Wy­cho­wy­wa­łam się na wsi i całe lato miesz­ka­łam u dziad­ków. Mój dzia­dziuś miał duże go­spo­dar­stwo.

– To tak jak mój – do roz­mo­wy wtrąci­ła się Ka­li­na, któ­rej dziad­ko­wie miesz­ka­li na ma­zur­skiej wsi. Dziew­czyn­ka z eks­cy­ta­cji kla­snęła w dło­nie. Wte­dy Mela za­uwa­ży­ła, że przy­ja­ció­łka ma pa­znok­cie po­ma­lo­wa­ne na fio­le­to­wo. W do­dat­ku la­kier był bro­ka­to­wy i lśnił w sło­ńcu. Mela od­no­to­wa­ła w gło­wie, że ona też musi po­pro­sić mamę, by po­ma­lo­wa­ła jej pa­znok­cie.

– To cu­dow­nie!

– O tak! Ma mnó­stwo zwie­rza­ków – wy­li­cza­ła Ka­li­na: – kró­li­ki, kury, kacz­ki i dwie gęsi.

– Mój dzia­dziuś miał czte­ry ko­nie, pięć krów i trzy świn­ki – stwier­dzi­ła bab­cia.

– Wow! – Sam zła­pał się za gło­wę. – To tro­chę tego zwie­rzy­ńca było!

– Było – po­twier­dzi­ła bab­cia Da­nu­sia.

– Mar­ce­lek by­łby w siód­mym nie­bie, gdy­by zo­ba­czył świn­kę na żywo – po­wie­dział Oli­wier. Jego młod­szy brat był za­fa­scy­no­wa­ny Świn­ką Pep­pą. Ostat­nio po­lu­bił też Kota Fi­le­mo­na, ale to Świn­ka Pep­pa po­zo­sta­wa­ła jego fa­wo­ryt­ką.

– Kró­li­ki kar­mi­łam tra­wą, a kury ziar­nem, któ­re sy­pa­łam z gar­nusz­ka – mó­wi­ła da­lej bab­cia Da­nu­sia.

– Też sy­pię ziar­no kacz­kom, gęsiom i ku­rom – do­po­wie­dzia­ła Ka­li­na. Dziew­czyn­ka była bar­dzo pod­eks­cy­to­wa­na tym, że zna­la­zła z bab­cią Da­nu­sią wspól­ny te­mat do roz­mów. – Mój dzia­dziuś zbu­do­wał dla mnie do­mek na drze­wie – do­rzu­ci­ła Kala.

– Na­praw­dę? – Mela nie kry­ła za­chwy­tu.

– Tak. – Ski­nęła gło­wą Ka­li­na. – Raz na­wet spa­ły­śmy tam z ku­zyn­ką.

– Ale świet­nie! – po­zo­sta­łe dzie­ci wes­tchnęły z za­zdro­ścią.

– I wie­cie co?

– No, mów! – Oli­wier chciał się do­wie­dzieć, co jesz­cze robi Ka­li­na u dziad­ków na wsi.

– Z ka­mie­ni zbu­do­wa­ły­śmy tamę na rze­ce, dzi­ęki cze­mu w tym miej­scu sta­ła się głęb­sza i mo­gły­śmy tam pły­wać na dęt­kach od trak­to­ra.

– Se­rio pły­wa­ły­ście na dęt­kach od trak­to­ra?

– Tak. To świet­na za­ba­wa!

Eryk za­my­ślił się. Tro­chę po­zaz­dro­ścił Ka­li­nie tych wy­jaz­dów do bab­ci i dziad­ka na wieś.

– Cud­ne są te wy­jaz­dy, ale póki je­ste­ście tu­taj, też mo­że­cie wy­my­ślać so­bie prze­ró­żne za­ba­wy – po­wie­dzia­ła bab­cia.

Dzie­ci po­słu­cha­ły bab­ci i chęt­nie wy­my­śla­ły dla sie­bie za­ba­wy. Ba­wi­ły się w ber­ka i w pod­cho­dy, gra­ły w kul­ki i bad­min­to­na.



W pi­ąt­ko­we po­łud­nie Eryk wy­sia­dł z sa­mo­cho­du. Wła­śnie wró­cił z tre­nin­gu pi­łki no­żnej, na któ­rym uczył się dry­blo­wa­nia. Eryk był w tym do­bry i spraw­nie omi­jał prze­ciw­ni­ków. Przed blo­kiem chło­piec zo­ba­czył ko­le­gów. Pod­sze­dł do nich i się z nimi przy­wi­tał.

– Tato, mogę zo­stać na po­dwór­ku? – za­py­tał pana Psot­nic­kie­go.

Tata ski­nął gło­wą. Chłop­cy po­wie­dzie­li chó­rem „dzień do­bry”, a pan Psot­nic­ki im od­po­wie­dział. Eryk się uśmiech­nął. Pe­łna kul­tu­ra ci moi przy­ja­cie­le – po­my­ślał. Mama mó­wi­ła, że dziew­czyn­ki nie­kie­dy są tak za­ab­sor­bo­wa­ne za­ba­wą, że za­po­mi­na­ją jej po­wie­dzieć „dzień do­bry”, a ona była na te spra­wy bar­dzo wy­czu­lo­na. Za to jego ko­le­dzy nie za­wie­dli.

– Idę do domu – po­wie­dział tata. – Nie od­cho­dźcie da­le­ko.

– Pro­szę pana, a mo­że­my pó­jść na po­lan­kę? – za­py­tał tatę Sam.

– Tak, ale nie da­lej. – Tata po­ma­chał im i wsze­dł do klat­ki.

Wśród chłop­ców za­pa­no­wa­ło oży­wie­nie.

– Nie uwie­rzysz – za­czął pod­eks­cy­to­wa­ny Oli­wier. – Na po­lan­ce stoi wó­zek.

– Wó­zek? – zdzi­wił się Eryk.

– Taki ze skle­pu – po­wie­dział Oskar.

Eryk od­ru­cho­wo prze­ta­rł oczy.

– Mo­gli­by­śmy do nie­go we­jść i nim po­je­ździć! – Wik­tor był wy­ra­źnie pod­eks­cy­to­wa­ny.

– No to cho­dźmy! – za­rządził Eryk.

Wszy­scy ra­zem po­bie­gli w stro­nę po­la­ny.

Kie­dy zna­le­źli się na miej­scu, zo­ba­czy­li sto­jący na środ­ku skle­po­wy wó­zek. Czym prędzej do nie­go pod­bie­gli.

– Plan jest taki – po­wie­dział Sam, od­gar­nia­jąc z czo­ła kil­ka ko­smy­ków ru­dych wło­sów. – Trzech z nas wsia­da do wóz­ka, dwóch go pcha, a po­tem za­mia­na.

– Ale je­śli dwóch pcha, to po­tem dwóch je­dzie, a trzech pcha – za­uwa­żył roz­sąd­nie Eryk.

– To zrób­my tak – za­rządził Oskar – że je­den będzie zo­sta­wał w środ­ku na dwie ko­lej­ki, i tak na zmia­nę.

Wszy­scy się zgo­dzi­li.

Za­ba­wa była przed­nia. Chłop­cy je­ździ­li wóz­kiem do­oko­ła po­la­ny, cho­ciaż nie było ła­two go pchać. W nocy pa­dał deszcz i w nie­któ­rych miej­scach zro­bi­ło się bło­to. Na środ­ku po­la­ny utwo­rzy­ła się wiel­ka ni­czym je­zior­ko ka­łu­ża.

Chłop­cy pisz­cze­li, wrzesz­cze­li, aż w ko­ńcu pod­czas jed­nej z raj­do­wych ko­le­jek do­oko­ła po­la­ny Sam z Wik­to­rem po­pchnęli wó­zek odro­bi­nę za moc­no. Po­jazd się prze­chy­lił, a Eryk, Oskar i Oli­wier wy­lądo­wa­li w ka­łu­ży. Chłop­cy byli mo­krzy i ob­le­pie­ni bło­tem, wy­gląda­li jed­nak na bar­dzo szczęśli­wych.

– To my też – po­wie­dział Sam i wsko­czył do ka­łu­ży, a Wik­tor za nim. Za­częli sza­lo­ne pląsy w bło­cie. Ob­le­wa­li się wodą i w niej sia­da­li. Eryk wpa­dł na­wet na po­my­sł, by le­pić z bło­ta wiel­kie kule i się nimi ob­rzu­cać.

Po chwi­li wszy­scy chłop­cy byli ob­le­pie­ni bło­tem od stóp do głów. Sam ule­pił wiel­ką kulę, za­mach­nął się i rzu­cił nią. Oskar zdążył się uchy­lić, kula prze­le­cia­ła nad jego gło­wą i wy­lądo­wa­ła na twa­rzy sąsiad­ki, pani Kle­men­ty­ny. Wszy­scy za­mar­li, włącz­nie z pa­nią Kle­men­ty­ną. Po chwi­li ko­bie­ta za­częła wy­ma­chi­wać ręka­mi, jak­by chcia­ła od­le­cieć.

– Co się tu­taj dzie­je?! – usły­sze­li jej głos.

– Ja… Ja bar­dzo pa­nią prze­pra­szam, to nie było umy­śl­nie – tłu­ma­czył się Sam.

– Ba­wi­cie się w bło­cie skle­po­wym wóz­kiem?! – Pani Kle­men­ty­na była czer­wo­na ze zło­ści. – Czy wa­sze mamy o tym wie­dzą? – Ko­bie­ta prze­cie­ra­ła twarz chu­s­tecz­ką, któ­rą wy­jęła z to­reb­ki.

– Tata wie – po­wie­dział ci­cho Eryk.

Za­nim pani Kle­men­ty­na ode­szła, Sam prze­pro­sił ją jesz­cze co naj­mniej dzie­si­ęć razy. Po czym wszy­scy jak na za­wo­ła­nie po­now­nie wsko­czy­li do ka­łu­ży.

Kil­ka chwil po­tem Wik­tor zo­ba­czył mamy swo­ją i Ery­ka, któ­re bie­gły w ich stro­nę. Dłu­gie wło­sy pań po­wie­wa­ły na wie­trze. Wy­ma­chi­wa­ły ręka­mi, a mama Ery­ka coś krzy­cza­ła.

– Eee… – Wska­zał pal­cem Oliś w stro­nę nad­bie­ga­jących.

– Wa­sze mamy tu bie­gną.

– Trze­ba im po­ma­chać – Oskar pod­nió­sł rękę i za­czął ma­chać do mam. Eryk zro­bił to samo. – Może chcą się z nami po­ta­plać w ka­łu­ży.

– Nie sądzę. – Eryk po­kręcił gło­wą. – Nie wy­gląda­ją na ta­kie, któ­re chcia­ły­by się ba­wić.

– Co wy tu wy­pra­wia­cie? – za­py­ta­ła pani Syl­wia, mama Wik­to­ra i Oska­ra.

– No co? Ba­wi­my się! – Wik­tor wzru­szył ra­mio­na­mi.

– Spójrz­cie na sie­bie – po­wie­dzia­ła mama Ery­ka.

– Upie­rze się… – stwier­dził Oli­wier. I wła­ści­wie miał ra­cję. Co w tym strasz­ne­go, że się po­bru­dzi­li?

– Mamo – po­wie­dział Eryk – bab­cia Da­nu­sia po­wta­rza, że dzie­ci po­win­ny się wy­sza­leć, za­nim do­ro­sną. I że ka­żdy etap w ży­ciu ma sens. Na­wet ta­pla­nie się w bło­cie.

– Kie­dy bab­cia Da­nu­sia po­wie­dzia­ła ci, że ta­pla­nie się w bło­cie ma sens? – Mama Ery­ka zmru­ży­ła oczy. Syn znał to spoj­rze­nie. Mamy już ta­kie są, nie­kie­dy mało ro­zu­mie­ją.

– W do­my­śle tak po­wie­dzia­ła – za­czął tłu­ma­czyć się Eryk. – Nie że po­wie­dzia­ła to na głos, ale dała do zro­zu­mie­nia.

Eryk wi­dział, że mamy Wik­to­ra i jego wy­mie­nia­ją spoj­rze­nia. Chcia­ło im się śmiać, ale były ma­ma­mi, a te nie­kie­dy mu­szą kar­cić swo­je dzie­ci. Jego po­wta­rza­ła, że mło­dzi lu­dzie po­win­ni znać gra­ni­ce.

– Wszy­scy wy­cho­dzi­my z ka­łu­ży, raz, dwa. – Za­kla­ska­ła mama Oska­ra i Wik­to­ra.

– Kąpiel w domu, a po­tem niech ka­żdy się za­sta­no­wi, co mo­gli­by­ście zro­bić kon­struk­tyw­ne­go. Jest czas na ro­bie­nie głu­po­tek i ta­pla­nie się w bło­cie i czas na roz­wi­ja­nie swo­ich pa­sji – do­rzu­ci­ła mama Ery­ka.

Chłop­cy po­pa­trzy­li po so­bie. Mamy cza­sa­mi nie mają ra­cji, ale tym ra­zem po­wie­dzia­ły faj­ną rzecz, o pa­sjach, o któ­rych mó­wi­li już dzia­dek i bab­cia Da­nu­sia. Bo ka­żdy z nas coś lubi. I ka­żdy z nas o czy­mś ma­rzy. Oli­wier o tym, by zo­stać za­wo­do­wym pły­wa­kiem, Eryk – pi­łka­rzem, Oskar – po­li­cjan­tem, a Wik­tor chcia­łby skon­stru­ować ta­kie­go ro­bo­ta, któ­ry sprząta­łby za nie­go po­kój.

– Wy­my­śl­cie coś, co po­zwo­li wam do­sko­na­lić swo­je umie­jęt­no­ści. Po­mo­że się wam roz­wi­jać. Je­śli nie ma­cie żad­nych pa­sji, spró­buj­cie się za­sta­no­wić, co lu­bi­cie ro­bić, w czym chcie­li­by­ście być na­praw­dę do­brzy.

– Mnie się ma­rzy prze­pły­ni­ęcie ca­łej dłu­go­ści ba­se­nu pięć razy – po­wie­dział z na­my­słem Oli­wier.

– A ja chcę ska­kać na ro­we­rze jak Eryk. Zro­bić taki skok ze schod­ków – po­wie­dział Oskar.

– Mo­że­cie się też uczyć od sie­bie na­wza­jem – po­wie­dzia­ła z po­wa­gą w gło­sie mama Wik­to­ra i Oska­ra.

Chłop­cy, wci­ąż ocie­ka­jąc wodą i bło­tem, uśmiech­nęli się pod no­sem. Wie­dzie­li, że nie ma co te­raz dys­ku­to­wać z ma­ma­mi.

ROZDZIAŁ 3
O MALOWANIU OBRAZÓW I PISANIU KSIĄŻEK

– Co u was tak śmier­dzi? – za­py­ta­ła Zuza, kie­dy Mela otwo­rzy­ła jej drzwi.

– Mama przy­pa­li­ła ryż – od­pa­rła dziew­czyn­ka.

– Zno­wu?

– Ostat­nim ra­zem przy­pa­li­ła ma­ka­ron. – Mela wzru­szy­ła ra­mio­na­mi.

Kie­dy mama była w swo­im ar­ty­stycz­nym sza­le, za­po­mi­na­ła o bo­żym świe­cie, jak to ma­wiał tata, i po­tra­fi­ła przy­pa­lić na­wet wodę na her­ba­tę. Go­to­wa­ła świet­nie, ale nie wte­dy, kie­dy od­da­wa­ła się swo­jej pa­sji. Ostat­nio ma­lo­wa­ła…

.

.

.

…(fragment)…

Całość dostępna w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: