Eryk i Mela. Co lubimy robić najbardziej? - ebook
Eryk i Mela. Co lubimy robić najbardziej? - ebook
Eryk, Mela i ich przyjaciele na wakacjach!
Nareszcie lato! Wakacje! Ulubiona pora roku wszystkich dzieciaków! Dni są długie, noce krótkie, co oznacza, że jest mnóstwo czasu na zabawę! A to dzieci uwielbiają najbardziej!
Przepis na dobrą zabawę
Pierwsze nocowanie pod namiotem
Zabawy w błocie
Nauka pływania i gra w piłkę nożną
Śledztwo podwórkowe
Wędkowanie
Podróż w kosmos
Poznaj przygody Eryka i Meli! A może będzie to też twój sposób na niezwykłe wakacje.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8103-803-4 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
OSTATNI DZWONEK
Nastało lato, ulubiona pora roku wszystkich dzieciaków. Od kilku dni mocno przygrzewało słońce, a temperatura przekraczała trzydzieści stopni Celsjusza. Rozkwitły akacje, w powietrzu unosił się słodki zapach białych kwiatuszków. Nad łąkami latały kolorowe motyle, a sponad rabatek kwiatowych dobiegało głośne brzęczenie pszczół.
Ostatniego dnia przed wakacjami Eryk z Melą, wracając ze szkoły pod opieką mamy, przystanęli obok jednej z takich rabatek.
– Jak dużo pszczółek tutaj lata! – zauważyła Mela.
Eryk przyjrzał się bliżej jednej z czerwonych róż, wokół której kręciła się pszczoła.
– A wiecie, że każda pszczoła codziennie wykonuje około tysiąca lotów na łąkę i do ula z nektarem, który zebrała na miód? – zapytała mama.
– Czytałem książkę, w której było napisane, że pszczoła dziennie zbiera nektar z około tysiąca pięciuset kwiatów – dodał Eryk.
Mela dołączyła do brata i z uwagą obserwowała owada, który usiadł na czerwonych płatkach róży.
– W ulu każda pszczoła ma tysiące sióstr i jedną królową – mama rozwinęła pszczeli temat.
– A czy królowa też zbiera miód? – zapytała z zaciekawieniem Mela.
– Królowa jest królową – stwierdził Eryk. – Ona tylko dowodzi pszczołami w ulu.
– I składa jaja, z których wylęgają się larwy. A z larw rozwijają się kolejne pszczoły – dorzuciła mama.
– Czyli pszczoły zbierają nektar? – dopytywała Mela.
– Tak, zbierają nektar i pyłek kwiatowy, który jest ich pożywieniem. Przy okazji zapylają także kwiaty drzew owocowych. Dzięki nim mamy potem owoce, takie jak: jabłka, gruszki, wiśnie czy śliwki.
– Zobacz tutaj. – Mela wyciągnęła palec, wskazując bratu delikatne skrzydełka pszczoły.
Eryk nieco skłonił głowę i dostrzegł, że pszczółka ma dwie pary skrzydełek, a jej tylne nóżki są oblepione pyłkiem kwiatowym.
– Mamo, widziałaś? – Pociągnął mamę za rękę. – Ona ma nektar na tylnych łapkach!
– Tak. Znajdują się na nich koszyczki służące do przenoszenia pyłku.
– Taka mała pszczółka, a taka zaradna – zachwycała się Mela.
Dzieci nie mogły się napatrzeć na ciężko pracujące pszczoły. Kilka minut później ruszyły jednak w stronę parku. Mama na zakończenie roku postanowiła kupić im po dużej porcji lodów.
Dobrze, że zaczęły się wakacje, bo było coraz cieplej i dzieciom coraz trudniej było usiedzieć na lekcjach. Eryk, Mela i ich przyjaciele marzyli tylko o zabawach na podwórku, harcach na pobliskiej polanie, a także o wyjazdach nad Bałtyk i w góry. Na razie wszyscy zostawali na osiedlu, bo wyjazdy mieli zaplanowane albo na drugą połowę lipca, albo na sierpień. Na szczęście na miejscu też nie będzie brakować im rozrywek. Jest basen, a także lasek przy polance, gdzie można wymyślać niesamowite zabawy. A tak naprawdę lasek wcale nie jest laskiem, tylko dawnym sadem, który już sadem nie jest. Nikt o niego nie dba, ale wciąż rosną w nim drzewa owocowe. Każdy chłopiec ma swoje ulubione. Ulubionym drzewem Eryka jest czereśnia, Wiktora i Oskara – grusza, Sama – jabłonka, a Oliwier upodobał sobie drzewko z małymi żółtymi śliweczkami, które nazywają się mirabelki. Dzieciaki czasami zbierają je do koszyka, a potem babcia Danusia gotuje z nich kompot. Bo, jak mówi, kompot jest dużo zdrowszy od tych wszystkich napojów gazowanych.
■
Tuż po ostatnim dzwonku przyjaciele z Osiedla Pogodnego cieszyli się tak, że słychać ich było na Osiedlu Słonecznym.
– Tak było – powiedział do Eryka dziadek Andrzejek. – Kiedy wracałem ze sklepu, słyszałem, jak krzyczeliście, piszczeliście i się śmialiście.
– Dziadku, bo jak tu się nie cieszyć? Dni są coraz dłuższe, a to znaczy, że mamy więcej czasu na zabawę. Noce krótsze, ale cieplejsze, więc będzie można spać pod namiotem – ekscytował się Eryk. Już w zeszłym roku tata obiecał chłopcu noc pod gwiazdami. A teraz była ku temu najlepsza okazja. Nastało lato, a noce były naprawdę ciepłe.
Dziadek uśmiechnął się szeroko.
– Coś w tym jest – powiedział. – Ale to też czas, w którym można się czegoś nauczyć i rozwijać swoje pasje. Bo pasje są ważne, by pobudzać do działania mózg, by się rozwijać i, co najważniejsze, by czerpać z nich przyjemność.
– No tak. – Eryk zamyślił się. O niczym nie marzył tak bardzo jak o tym, by jeździć na rowerze, pływać w basenie i grać w piłkę. W końcu będzie miał na to dużo czasu.
– Dzień dobry! – Przy boku Eryka pojawili się Wiktor, Oskar i Sam.
– Dzień dobry – odpowiedział dziadek Andrzejek.
– Dziadziuś mówił mi właśnie, że lato to dobra pora na odkrywanie nowych pasji – zwrócił się do kolegów Eryk.
– I na naukę pływania – powiedział Sam, przeczesując dłonią swoje rude włosy, które niesfornie sterczały na wszystkie strony.
– Nie potrafisz pływać? – zapytał zdziwiony Oskar.
– No nie, ale mama zapisała mnie na naukę pływania – chłopiec był trochę zawstydzony.
– Ja nauczyłem się w zeszłym roku – powiedział Eryk. Wciąż pamiętał, jak bardzo nie chciał chodzić na lekcje pływania. To tata go do nich przekonał. Powiedział, że pływanie jest bardzo ważne i że każdy powinien umieć to robić. Eryk nie lubił, jak woda wlatywała mu do oczu i nosa. Ale trener nauczył go, jak oddychać pod wodą. Chłopiec miał też okularki, dzięki którym widział wszystko to, co się dzieje pod powierzchnią, i śmiało mógł otwierać oczy. – Nic się nie martw, dasz radę – poklepał Sama po ramieniu.
– Pewnie, że dasz – także Wiktor i Oskar próbowali dodać Samowi otuchy.
– I mam nawet świetny pomysł. – Wiktor uniósł rękę w górę. – Na pierwszą lekcję pójdziemy z tobą, by cię dopingować. Co ty na to?
– A ja na to jak na lato! – Sam był naprawdę szczęśliwy, że ma takich przyjaciół. Bo wsparcie kogoś bliskiego jest naprawdę pomocne i dodaje człowiekowi odwagi.
Co roku w pierwszy wieczór rozpoczynający wakacje na Osiedlu Pogodnym odbywały się huczne zabawy. Świętowali i uczniowie, i ich rodzice, a nawet dziadkowie. Wszyscy zbierali się na polance, przynosząc ze sobą koce i smakołyki.
Tata Wiktora grał na gitarze różne piosenki, a dzieciaki śpiewały i tańczyły. Dziewczynki chętniej, chłopcy woleli zabawy w berka, chociaż i tak co chwila podrygiwali w rytm muzyki.
Po tańcach-wygibańcach przycszedł czas na posiłek. Babcia Danusia wyjęła z pojemników różne ciasta: czekoladowe, z bitą śmietaną, sernik, szarlotkę i jeszcze jedno bardzo wymyślne. Aż chciało się spróbować każdego z nich. Potem dzieci bawiły się z dorosłymi w chowanego. Było przy tym mnóstwo śmiechu. Na polankę przybiegł Atom, pies z sąsiedztwa, który pomagał dzieciakom szukać rodziców. Poza tym dorośli nie potrafią ukryć się tak dobrze jak dzieci. Dziadek Andrzejek schował się za drzewem, ale zapomniał wciągnąć brzuch, który wystawał zza pnia niczym okrąglutki balonik.
Kiedy jako pierwszy zauważył go Oliwier, zaczął chichotać, natomiast Atom ujadać. Babcia Danusia ukucnęła za zielonym krzakiem, ale z daleka można było zauważyć jej rude włosy.
Tata Wiktora mierzy prawie dwa metry i zawsze go widać, a mama Eryka i Meli ma duże stopy, które wystają zza różnych kryjówek.
Oczywiście drużyna dzieciaków wygrała. Tego wieczora nikt nie musiał wcześnie iść spać, a zabawa trwała w najlepsze. Jednak po dwudziestej drugiej wszyscy byli już zmęczeni i usiedli na kocu koło babci Danusi.
– Co zamierzacie robić w wakacje? – wypytywała babcia Danusia.
Dzieci zaczęły snuć opowieści o swoich planach. Wyjadą na obozy i kolonie, albo do dziadków, którzy mieszkają w górach lub na wsi, i będą chodziły na basen.
– I będziecie odkrywać swoje pasje – dodał dziadek Andrzejek, przysiadając na krzesełku wędkarskim, które nosił ze sobą niemal wszędzie.
Co dziadek ma z tymi pasjami? – zastanawiał się Eryk.
– Dziadek ma rację, znalezienie hobby jest w życiu naprawdę ważne – dodała babcia.
Dziewczynki zapaliły się do pomysłu odnajdywania swoich pasji. Chłopcy popatrzyli po sobie, ale postanowili nie być gorsi od dziewczynek. Też będą szukali nowych zainteresowań.
– Wszyscy na nowo odkryjemy swoje pasje! – Klasnęła w ręce mama Eryka, która od kilku miesięcy próbowała malować. Oczywiście nie ściany, bo nie chciała zostać malarką pokojową, chociaż tacie by się to spodobało. Od roku powtarzał, że w domu przydałby się remont. Mama była malarką z prawdziwego zdarzenia.
– Wasze hobby powinno pozwalać na realizację waszych zainteresowań – zaczął przemawiać pan Psotnicki, który stanął obok koca, zajadając się ciastem. – I przede wszystkim musi być fajną rozrywką.
■
Było grubo po dwudziestej drugiej, kiedy dziadek Andrzejek z tatą Oliwiera rozpalili ognisko. Tata Eryka zastrugał końcówki kijków, na które dzieci miały nabić kiełbaski. Bo nie ma nic smaczniejszego od pieczonych nad ogniskiem kiełbasek! Mają chrupiącą skórkę i smakują inaczej niż te, które są smażone na patelni.
Mamy były niespokojne i upominały dzieci, aby uważały z kijami, by komuś nie wydłubać oka. Pan Psotnicki zażartował, mówiąc, że dzieci przecież będą piec kiełbaski, a nie walczyć ze sobą.
Panie pokręciły głowami.
– Tak się mówi. – Pani Psotnicka spojrzała na męża i pogroziła mu palcem. Ale już po chwili się roześmiała, bo tata Wiktora zaczął grać na gitarze jakąś wesołą piosenkę. Kiedy mamy zgodnym chórem ryknęły „Hej, sokoły!”, dzieci aż pozatykały uszy.
– Nasze mamy muszą być już naprawdę wiekowe – stwierdził Eryk – skoro śpiewają piosenki, których nie zna nikt oprócz nich.
Pozostałe dzieci zaśmiały się, bo taka była prawda. Rodzice mają już przecież swoje lata.ROZDZIAŁ 2
WSZYSTKO, CO POWINNIŚCIE WIEDZIEĆ O ZABAWIE W BŁOCIE
Przyjaciele z Osiedla Pogodnego nie mogli nacieszyć się latem. Biegali po polance, wspinali się na drzewa. A kiedy trafiła im się też deszczowa środa: skakali wtedy przez kałuże.
Za polanką rosły krzewy, między którymi dzieciaki zrobiły sobie labirynt. Zabawy trwały od świtu do nocy i tylko czasami któraś z mam wołała na całe gardło, żeby jej pociecha wróciła do domu na obiad.
Któregoś dnia na polance zawitała babcia Danusia. Zdjęła klapki i chodziła po trawie boso. Uśmiechała się przy tym promiennie. Eryk z Melą, podobnie jak ich koledzy i koleżanki, patrzyli na babcię oniemiali.
– Babciu, czy wszystko w porządku? – zapytała dziewczynka.
– Tak. – Babcia nie przestawała się uśmiechać. – Kiedy byłam w waszym wieku, biegałam na bosaka przez całe lato.
– Nie miałaś butów?
– Miałam, ale mi się rozwaliły. A tenisówki, które nosiłam po swojej starszej siostrze, uwierały mnie w palce, dlatego wolałam biegać po łące boso. Nie mieliśmy smartfonów ani komputerów i od rana do wieczora biegaliśmy po podwórku.
– My też biegamy i się nie nudzimy.
– I bardzo się z tego powodu cieszę. Rozwój techniki jest ważny, ale nie można zapominać o tym, co najważniejsze: ruchu, zabawie, przyjaciołach i spędzaniu jak najwięcej czasu na świeżym powietrzu. Wychowywałam się na wsi i całe lato mieszkałam u dziadków. Mój dziadziuś miał duże gospodarstwo.
– To tak jak mój – do rozmowy wtrąciła się Kalina, której dziadkowie mieszkali na mazurskiej wsi. Dziewczynka z ekscytacji klasnęła w dłonie. Wtedy Mela zauważyła, że przyjaciółka ma paznokcie pomalowane na fioletowo. W dodatku lakier był brokatowy i lśnił w słońcu. Mela odnotowała w głowie, że ona też musi poprosić mamę, by pomalowała jej paznokcie.
– To cudownie!
– O tak! Ma mnóstwo zwierzaków – wyliczała Kalina: – króliki, kury, kaczki i dwie gęsi.
– Mój dziadziuś miał cztery konie, pięć krów i trzy świnki – stwierdziła babcia.
– Wow! – Sam złapał się za głowę. – To trochę tego zwierzyńca było!
– Było – potwierdziła babcia Danusia.
– Marcelek byłby w siódmym niebie, gdyby zobaczył świnkę na żywo – powiedział Oliwier. Jego młodszy brat był zafascynowany Świnką Peppą. Ostatnio polubił też Kota Filemona, ale to Świnka Peppa pozostawała jego faworytką.
– Króliki karmiłam trawą, a kury ziarnem, które sypałam z garnuszka – mówiła dalej babcia Danusia.
– Też sypię ziarno kaczkom, gęsiom i kurom – dopowiedziała Kalina. Dziewczynka była bardzo podekscytowana tym, że znalazła z babcią Danusią wspólny temat do rozmów. – Mój dziadziuś zbudował dla mnie domek na drzewie – dorzuciła Kala.
– Naprawdę? – Mela nie kryła zachwytu.
– Tak. – Skinęła głową Kalina. – Raz nawet spałyśmy tam z kuzynką.
– Ale świetnie! – pozostałe dzieci westchnęły z zazdrością.
– I wiecie co?
– No, mów! – Oliwier chciał się dowiedzieć, co jeszcze robi Kalina u dziadków na wsi.
– Z kamieni zbudowałyśmy tamę na rzece, dzięki czemu w tym miejscu stała się głębsza i mogłyśmy tam pływać na dętkach od traktora.
– Serio pływałyście na dętkach od traktora?
– Tak. To świetna zabawa!
Eryk zamyślił się. Trochę pozazdrościł Kalinie tych wyjazdów do babci i dziadka na wieś.
– Cudne są te wyjazdy, ale póki jesteście tutaj, też możecie wymyślać sobie przeróżne zabawy – powiedziała babcia.
Dzieci posłuchały babci i chętnie wymyślały dla siebie zabawy. Bawiły się w berka i w podchody, grały w kulki i badmintona.
■
W piątkowe południe Eryk wysiadł z samochodu. Właśnie wrócił z treningu piłki nożnej, na którym uczył się dryblowania. Eryk był w tym dobry i sprawnie omijał przeciwników. Przed blokiem chłopiec zobaczył kolegów. Podszedł do nich i się z nimi przywitał.
– Tato, mogę zostać na podwórku? – zapytał pana Psotnickiego.
Tata skinął głową. Chłopcy powiedzieli chórem „dzień dobry”, a pan Psotnicki im odpowiedział. Eryk się uśmiechnął. Pełna kultura ci moi przyjaciele – pomyślał. Mama mówiła, że dziewczynki niekiedy są tak zaabsorbowane zabawą, że zapominają jej powiedzieć „dzień dobry”, a ona była na te sprawy bardzo wyczulona. Za to jego koledzy nie zawiedli.
– Idę do domu – powiedział tata. – Nie odchodźcie daleko.
– Proszę pana, a możemy pójść na polankę? – zapytał tatę Sam.
– Tak, ale nie dalej. – Tata pomachał im i wszedł do klatki.
Wśród chłopców zapanowało ożywienie.
– Nie uwierzysz – zaczął podekscytowany Oliwier. – Na polance stoi wózek.
– Wózek? – zdziwił się Eryk.
– Taki ze sklepu – powiedział Oskar.
Eryk odruchowo przetarł oczy.
– Moglibyśmy do niego wejść i nim pojeździć! – Wiktor był wyraźnie podekscytowany.
– No to chodźmy! – zarządził Eryk.
Wszyscy razem pobiegli w stronę polany.
Kiedy znaleźli się na miejscu, zobaczyli stojący na środku sklepowy wózek. Czym prędzej do niego podbiegli.
– Plan jest taki – powiedział Sam, odgarniając z czoła kilka kosmyków rudych włosów. – Trzech z nas wsiada do wózka, dwóch go pcha, a potem zamiana.
– Ale jeśli dwóch pcha, to potem dwóch jedzie, a trzech pcha – zauważył rozsądnie Eryk.
– To zróbmy tak – zarządził Oskar – że jeden będzie zostawał w środku na dwie kolejki, i tak na zmianę.
Wszyscy się zgodzili.
Zabawa była przednia. Chłopcy jeździli wózkiem dookoła polany, chociaż nie było łatwo go pchać. W nocy padał deszcz i w niektórych miejscach zrobiło się błoto. Na środku polany utworzyła się wielka niczym jeziorko kałuża.
Chłopcy piszczeli, wrzeszczeli, aż w końcu podczas jednej z rajdowych kolejek dookoła polany Sam z Wiktorem popchnęli wózek odrobinę za mocno. Pojazd się przechylił, a Eryk, Oskar i Oliwier wylądowali w kałuży. Chłopcy byli mokrzy i oblepieni błotem, wyglądali jednak na bardzo szczęśliwych.
– To my też – powiedział Sam i wskoczył do kałuży, a Wiktor za nim. Zaczęli szalone pląsy w błocie. Oblewali się wodą i w niej siadali. Eryk wpadł nawet na pomysł, by lepić z błota wielkie kule i się nimi obrzucać.
Po chwili wszyscy chłopcy byli oblepieni błotem od stóp do głów. Sam ulepił wielką kulę, zamachnął się i rzucił nią. Oskar zdążył się uchylić, kula przeleciała nad jego głową i wylądowała na twarzy sąsiadki, pani Klementyny. Wszyscy zamarli, włącznie z panią Klementyną. Po chwili kobieta zaczęła wymachiwać rękami, jakby chciała odlecieć.
– Co się tutaj dzieje?! – usłyszeli jej głos.
– Ja… Ja bardzo panią przepraszam, to nie było umyślnie – tłumaczył się Sam.
– Bawicie się w błocie sklepowym wózkiem?! – Pani Klementyna była czerwona ze złości. – Czy wasze mamy o tym wiedzą? – Kobieta przecierała twarz chusteczką, którą wyjęła z torebki.
– Tata wie – powiedział cicho Eryk.
Zanim pani Klementyna odeszła, Sam przeprosił ją jeszcze co najmniej dziesięć razy. Po czym wszyscy jak na zawołanie ponownie wskoczyli do kałuży.
Kilka chwil potem Wiktor zobaczył mamy swoją i Eryka, które biegły w ich stronę. Długie włosy pań powiewały na wietrze. Wymachiwały rękami, a mama Eryka coś krzyczała.
– Eee… – Wskazał palcem Oliś w stronę nadbiegających.
– Wasze mamy tu biegną.
– Trzeba im pomachać – Oskar podniósł rękę i zaczął machać do mam. Eryk zrobił to samo. – Może chcą się z nami potaplać w kałuży.
– Nie sądzę. – Eryk pokręcił głową. – Nie wyglądają na takie, które chciałyby się bawić.
– Co wy tu wyprawiacie? – zapytała pani Sylwia, mama Wiktora i Oskara.
– No co? Bawimy się! – Wiktor wzruszył ramionami.
– Spójrzcie na siebie – powiedziała mama Eryka.
– Upierze się… – stwierdził Oliwier. I właściwie miał rację. Co w tym strasznego, że się pobrudzili?
– Mamo – powiedział Eryk – babcia Danusia powtarza, że dzieci powinny się wyszaleć, zanim dorosną. I że każdy etap w życiu ma sens. Nawet taplanie się w błocie.
– Kiedy babcia Danusia powiedziała ci, że taplanie się w błocie ma sens? – Mama Eryka zmrużyła oczy. Syn znał to spojrzenie. Mamy już takie są, niekiedy mało rozumieją.
– W domyśle tak powiedziała – zaczął tłumaczyć się Eryk. – Nie że powiedziała to na głos, ale dała do zrozumienia.
Eryk widział, że mamy Wiktora i jego wymieniają spojrzenia. Chciało im się śmiać, ale były mamami, a te niekiedy muszą karcić swoje dzieci. Jego powtarzała, że młodzi ludzie powinni znać granice.
– Wszyscy wychodzimy z kałuży, raz, dwa. – Zaklaskała mama Oskara i Wiktora.
– Kąpiel w domu, a potem niech każdy się zastanowi, co moglibyście zrobić konstruktywnego. Jest czas na robienie głupotek i taplanie się w błocie i czas na rozwijanie swoich pasji – dorzuciła mama Eryka.
Chłopcy popatrzyli po sobie. Mamy czasami nie mają racji, ale tym razem powiedziały fajną rzecz, o pasjach, o których mówili już dziadek i babcia Danusia. Bo każdy z nas coś lubi. I każdy z nas o czymś marzy. Oliwier o tym, by zostać zawodowym pływakiem, Eryk – piłkarzem, Oskar – policjantem, a Wiktor chciałby skonstruować takiego robota, który sprzątałby za niego pokój.
– Wymyślcie coś, co pozwoli wam doskonalić swoje umiejętności. Pomoże się wam rozwijać. Jeśli nie macie żadnych pasji, spróbujcie się zastanowić, co lubicie robić, w czym chcielibyście być naprawdę dobrzy.
– Mnie się marzy przepłynięcie całej długości basenu pięć razy – powiedział z namysłem Oliwier.
– A ja chcę skakać na rowerze jak Eryk. Zrobić taki skok ze schodków – powiedział Oskar.
– Możecie się też uczyć od siebie nawzajem – powiedziała z powagą w głosie mama Wiktora i Oskara.
Chłopcy, wciąż ociekając wodą i błotem, uśmiechnęli się pod nosem. Wiedzieli, że nie ma co teraz dyskutować z mamami.
ROZDZIAŁ 3
O MALOWANIU OBRAZÓW I PISANIU KSIĄŻEK
– Co u was tak śmierdzi? – zapytała Zuza, kiedy Mela otworzyła jej drzwi.
– Mama przypaliła ryż – odparła dziewczynka.
– Znowu?
– Ostatnim razem przypaliła makaron. – Mela wzruszyła ramionami.
Kiedy mama była w swoim artystycznym szale, zapominała o bożym świecie, jak to mawiał tata, i potrafiła przypalić nawet wodę na herbatę. Gotowała świetnie, ale nie wtedy, kiedy oddawała się swojej pasji. Ostatnio malowała…
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej