Eseje albo porady, praktyczne i moralne - ebook
Eseje albo porady, praktyczne i moralne - ebook
Filozof, prawnik i polityk Francis Bacon (1561–1626), uznawany za ojca nowożytnego empiryzmu, obok dzieł ściśle filozoficzno-naukowych tworzył też utwory bliższe literaturze jak utopia Nowa Atlantyda czy właśnie Eseje pomyślane jako „wytchnienie” od badań (które zresztą przypłacił życiem, przeziębiwszy się śmiertelnie podczas eksperymentu z mrożeniem żywności w śniegu). W pierwszej wersji zbiór (dziesięciu tekstów) ukazał się już w 1597 roku, dlatego są opinie, że Bacon był pionierem współczesnego eseju. Niniejszy tom jest przekładem trzeciego wydania z 1625 roku i zawiera 58 esejów. Te krótkie, błyskotliwe teksty pełne aforyzmów składają się na swoisty poradnik w rozmaitych kwestiach: od wysoce filozoficznych („O śmierci”) przez polityczne („O rządzeniu”) po praktyczne („O załatwianiu spraw”). Autor radzi, jak się odnosić do perspektywy śmierci, do miłości („jest ona dzieckiem szaleństwa”), do problemów rządzenia (zręcznie unikać zagrożeń i je odsuwać). Roztacza wizje i projekty: jakie budować pałace i jaki ma być „książęcy ogród” (ta „najczystsza spośród przyjemności ludzkich”). Nie brak mu jednak dystansu do biegu spraw świata i swego ich komentowania: „nie jest dobrze zbyt długo przypatrywać się tym kołom zmienności, bo można dostać zawrotu głowy”. Duch umiarkowania i życiowej mądrości przenika ten „poradnik” – w tym jego nieustająca wartość i świeżość, nawet jeśli czytelnik nie skorzysta z sugestii, co posadzić w swoim ogródku.
Spis treści
I. O prawdzie
II. O śmierci
III. O jedności w religii
IV. O zemście
V. O przeciwnościach
VI. O udawaniu i maskowaniu
VII. O rodzicach i dzieciach
VIII. O małżeństwie i życiu bezżennym
IX. O zazdrości
X. O miłości
XI. O wysokim stanowisku
XII. O zuchwałości
XIII. O dobroci i dobrej naturze
XIV. O szlachcie i szlachetności
XV. O buntach i zaburzeniach
XVI. O ateizmie
XVII. O przesądzie
XVIII. O podróży
XIX. O rządzeniu
XX. O radach
XXI. O zwlekaniu
XXII. O przebiegłości
XXIII. O miłości własnego ja
XXIV. O innowacjach
XXV. O pośpiechu
XXVI. O pozornej mądrości
XXVII. O przyjaźni
XXVIII. O wydawaniu pieniędzy
XXIX. O prawdziwej wielkości królestw i państw
XXX. O pielęgnowaniu zdrowia
XXXI. O podejrzeniach
XXXII. O rozmowie
XXXIII. O osadnictwie i koloniach
XXXIV. O bogactwie
XXXV. O przepowiedniach
XXXVI. O ambicji
XXXVII. O maskaradach i przedstawieniach teatralnych
XXXVIII. O naturze ludzkiej
XXXIX. O nawyku i wychowaniu
XL. O szczęściu
XLI. O lichwie
XLII. O młodości i wieku dojrzałym
XLIII. O pięknie
XLIV. O brzydocie i ułomności cielesnej
XLV. O budowaniu
XLVI. O ogrodach
XLVII. O załatwianiu spraw
XLVIII. O stronnikach i przyjaciołach
XLIX. O suplikantach
L. O studiach
LI. O stronnictwach i fakcjach
LII. O formach grzeczności i o okazywaniu względów
LIII. O chwale i pochwale
LIV. O próżności
LV. O zaszczytach i o dobrej sławie
LVI. O wymiarze sprawiedliwości
LVII. O gniewie
LVIII. O zmiennych kolejach rzeczy
Dodatek. Fragment eseju o pogłosce
Kategoria: | Filozofia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67020-95-4 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
O PRAWDZIE
Co to jest prawda? – rzekł drwiąco Piłat i nie czekał odpowiedzi. Z pewnością są ludzie, którzy znajdują upodobanie w niestałości i uważają, że ustalać jakieś przeświadczenie to wiązać się zbytnio; pragną bowiem mieć swobodę decyzji zarówno w myśleniu, jak i działaniu. I chociaż nie ma już szkół filozoficznych tego rodzaju, to niemniej są zawsze pewne umysły dialektycznego pokroju z tą samą żyłką, ale w tej żyłce nie ma już tak wiele krwi, jak było u tamtych starożytnych. Lecz nie tylko trud i praca, jaką ludzie wkładają, iżby odnaleźć prawdę, ani też to, że gdy się ją znajdzie, to narzuca się ona myślom ludzkim – nie to wszystko sprawia, iż ludzie lubią kłamać, lecz pewne naturalne, choć spaczone upodobanie do samego kłamstwa. Ktoś z późniejszych szkół greckich rozważa tę sprawę i zastanawia się, co jest w tym, że ludzie lubią kłamać tam, gdzie nie kłamią dla przyjemności jak poeci ani dla korzyści jak kupcy, lecz dla samego kłamstwa. Nie umiem odpowiedzieć inaczej, niż że sama prawda jest nieprzesłoniętym i jasnym światłem dziennym, które nie ukazuje masek, maskarad i triumfalnych pochodów nawet w połowie tak wspaniale i okazale jak światło świec. Prawda może dojść do ceny perły, która przedstawia się najlepiej przy świetle dziennym; lecz nie podniesie się do ceny diamentu, który przedstawia się najkorzystniej w światłach zmiennych. Domieszka kłamstwa zawsze dodaje nieco przyjemności. Czyż wątpi kto, że gdyby wyjąć z umysłu ludzkiego bezzasadne opinie, pochlebne nadzieje, fałszywe oceny oraz wyobrażenia i rzeczy temu podobne, to umysły wielu ludzi stałyby się żałosne i skurczone, pełne melancholii i znużenia, nieprzyjemne dla siebie samych? Jeden z ojców Kościoła w wielkiej surowości nazwał poezję _vinum demonum_1, jako że ona zaspokaja wyobraźnię, nie zawsze dodając cień kłamstwa. Ale szkodę, o której mówiliśmy przedtem, przynosi nie to kłamstwo, które się tylko przesuwa przez umysł, lecz to, które weń wsiąka i w nim się zadomowi. Lecz bez względu na to, jak się te rzeczy mają u ludzi w ich zdeprawowanych sądach i uczuciach, to przecież prawda, która sama jest tylko własnym sędzią, uczy, iż poszukiwanie prawdy (które jest niby zaloty), poznanie prawdy (które jest niby z nią obcowaniem), i przeświadczenie o prawdzie (które jest niby jej poślubieniem), jest najwyższym dobrem natury ludzkiej. Pierwszym tworem Boga w kolejności dni tworzenia było światło zmysłów; ostatnim było światło rozumu; a jego dziełem niedzielnym, odtąd i na zawsze, jest światło, jakie daje jego duch. Najpierw tchnął on światło w oblicze materii, czyli w chaos; następnie tchnął światło w oblicze człowieka i wciąż je tchnie w oblicze swoich wybranych. Poeta, który sławił szkołę, co pod innymi względami stała niżej niż inne, powiedział niemniej bardzo dobrze: przyjemnie jest stać nad brzegiem i patrzeć, jak okręty miotane są na morzu; przyjemnie też stać w oknie zamku i patrzeć na bitwę na dole i na jej zmienne koleje, ale żadnej przyjemności nie można porównać z tą, że się stoi na mocnym gruncie prawdy (na wzgórzu, którego zdobyć nie sposób, gdzie powietrze jest zawsze jasne i pogodne) i patrzy na błędy i wahania, na mgły i burze tam w dole; że się jednak patrzy zawsze tak, iżby się z tym łączyła litość, nie zaś nadętość i pycha. Z pewnością jest to niebem na ziemi, gdy umysł człowieka poruszany jest miłością bliźniego, ma ufność w Opatrzność i obraca się około biegunów prawdy.
Aby teraz przejść od prawdy teologicznej i filozoficznej do poszanowania prawdy w sprawach codziennych: przyzna tu każdy, nawet ci, którzy nie stosują się do tego w praktyce, że jasne i rzetelne załatwianie spraw przynosi zaszczyt naturze ludzkiej i że domieszka fałszu jest podobna do stopu złota i srebra, który może uczynić metal bardziej przydatnym w użytku, ale upadla monetę. Albowiem te kręte i krzywe drogi to ruchy i posunięcia węża, który pełza nisko i nikczemnie na brzuchu, nie zaś porusza się na nogach. Nie ma występku, który by okrywał człowieka wstydem tak, jak to, że się okaże, iż jest fałszywy i perfidny. Dobrze też mówi Montaigne, dociekając przyczyny, dla której słowo „kłamstwo” jest takim uchybieniem i takim oskarżeniem ohydnym: „gdy się dobrze rzecz zważy, to powiedzieć, że człowiek kłamie, to tyleż, co powiedzieć, iż jest on śmiałkiem wobec Boga, a tchórzem wobec człowieka; albowiem kłamstwo to stawia czoło Bogu, umyka zaś przed człowiekiem”. Z pewnością nic nie może dać tak dobitnego wyrazu temu, iż nikczemny jest fałsz i wiarołomstwo, jak to, że będzie ono ostatnim głosem, który przyzwie sąd boży na pokolenia ludzkie: zostało wszak przepowiedziane, że gdy przyjdzie Chrystus, to nie znajdzie wiary na ziemi.II.
O ŚMIERCI
Ludzie boją się śmierci tak, jak dzieci boją się wejść do ciemnego miejsca, i podobnie jak u dzieci ten naturalny lęk zwiększa się pod wpływem różnych opowiadań, tak też rzecz ma się i z tym strachem ludzi. Z pewnością rozmyślanie o śmierci jako o zapłacie za grzech i o przejściu do innego świata jest rzeczą świętą i podoba się Bogu, ale obawa przed śmiercią, jako daniną należną naturze, jest oznaką słabości. W rozmyślaniach religijnych jest czasem pewna mieszanina próżności i przesądu. Możecie czytać w pewnych dziełach mnichów o umartwieniu, że człowiek powinien zastanawiać się sam w sobie nad tym, jaki to jest ból, gdy zaledwie koniec jego palca zostanie ściśnięty czy też będzie torturowany, i że na tej podstawie winien sobie wyobrażać, jakie to są cierpienia przy śmierci, gdy całe ciało ulega zepsuciu i rozpadowi, a tymczasem wiele razy śmierć przychodzi z mniejszym cierpieniem, niż go się doznaje, gdy torturowany jest jeden człon ciała. Albowiem części ciała najbardziej istotne dla życia nie są tymi, które najszybciej dają wrażenia. I dobrze powiedział ten, kto wypowiadał się tylko jako filozof i jako zwykły człowiek: _pompa mortis magis terret quam mors ipsa_2. Jęki, szlochania, blada twarz, płaczący przyjaciele, czarne barwy, obrzędy pogrzebowe i rzeczy temu podobne ukazują śmierć jako rzecz straszną.
Warto zauważyć, że nie ma w duszy człowieka uczucia tak słabego, by nie mogło ono stawiać czoła i opanować lęku przed śmiercią. Nie jest więc śmierć wrogiem tak strasznym, skoro człowiek ma koło siebie tylu towarzyszy, co mogą mu pomóc odnieść nad tym lękiem zwycięstwo. Pragnienie zemsty odnosi zwycięstwo nad śmiercią; miłość ma ją w pogardzie; sława do niej dąży; zmartwienie szuka w niej ucieczki; strach ją przyspiesza. Co więcej, czytamy, że gdy imperator Otho odebrał sobie życie, to litość (która jest najczulszym z uczuć) skłoniła wielu do tego, by szukać śmierci przez samo współczucie dla swego władcy: ci najwierniej poszli za nim. Seneka dodaje tutaj subtelność uczuć i przesyt. _Cogita quam diu eadem feceris; mori velle non tantum fortis, aut miser, sed etiam fastidiosus potest_3. Człowiek nie może chcieć umrzeć, choćby nie był ani odważny, ani nieszczęśliwy, tylko z tej racji, że jest zmęczony tym, iż te same rzeczy czyni i powtarza wciąż tak często. I niemniej warto zauważyć, jak nieznaczną zmianę wywołuje zbliżanie się śmierci u ludzi o dużej mocy ducha: do ostatniej chwili zdają się być ci sami. August Cezar umierał z uprzejmym słowem: _Livia, coniugii nostri memor vive et vale_4. Tyberiusz umierał z maską obłudy; Tacyt mówi o nim: _Iam Tiberium vires et corpus, non dissimulatio, deserebant_5. Wespazjan umierał z żartem, siedząc na krześle: _ut puto deus fio_6. Galba z sentencją: _Feri, si ex re sit populi Romani_7 – i nadstawił szyję. Septimius Sewerus w pośpiechu: _adeste, si quid mihi restat agendum_8. I podobnie inni.
Z pewnością stoicy zbyt wielką wagę przypisywali śmierci i przez swoje wielkie przygotowania sprawiali, że wydawała się ona bardziej straszna. Lepiej mówi ten, _qui finem vitae extremum inter munera ponit Naturae_9. Jest równie naturalną rzeczą umierać, jak się rodzić, a dla małego dziecka, być może, jedno jest równie przykre, jak i drugie. Kto umiera, zajęty poważnymi sprawami, jest podobny do tego, kto zostaje raniony w gorącej walce: ten w danej chwili nie czuje niemal rany; toteż umysł pochłonięty czymś, co jest dobre, odwraca od siebie cierpienia śmierci. Ale ponad wszystko najsłodsza, wierzcie mi, jest pieśń _Nunc Dimittis_10, gdy człowiek osiągnął cele o dużej wartości i urzeczywistnił swe oczekiwania. Śmierć ma też i to, że otwiera drogę do dobrej sławy i gasi zawiść:
_Extinctus amabitur idem_11.III.
O JEDNOŚCI W RELIGII
Ponieważ religia jest głównym spoiwem społeczności ludzkiej, przeto jest rzeczą szczęśliwą, gdy ona sama dobrze jest związana prawdziwym spoiwem jedności. Spory i rozłamy w zakresie religii były złem nieznanym u pogan. A to dlatego, że religia pogan polegała raczej na obrzędach i ceremoniach niż na niezmiennym wierzeniu. Możecie sobie wyobrazić, jakiego rodzaju była ich wiara, skoro głównymi jej nauczycielami i ojcami ich Kościoła byli poeci. Ale Bóg prawdziwy ma ten atrybut, że jest Bogiem zazdrosnym, toteż jego kult i religia nie znosi żadnego obcego wtrętu ani innego obok siebie przedmiotu. Powiemy więc słów kilka o jedności Kościoła; o tym, jakie są jej owoce, jakie są jej granice i jakie ośrodki.
Dwa są owoce tej jedności (poza tym pierwszym, że podoba się ona Bogu, co jest najważniejsze ze wszystkiego); jeden z tych owoców przypada tym, którzy są poza Kościołem, drugi tym, którzy są w nim. Co się tyczy pierwszego, to jest rzeczą pewną, że herezje i schizmy z wszelkich rodzajów zgorszenia są zgorszeniem największym, większym nawet niż zepsucie obyczajów. Albowiem podobnie jak w ciele fizycznym rana czy rozdarcie jest gorsze niż zepsuty humor, tak też jest i z ciałem duchowym. I nic tak bardzo nie utrzymuje ludzi z daleka od Kościoła i nic tak ich nie wypędza z Kościoła jak zerwanie jedności. Toteż ilekroć się zdarzy, że jeden mówi: _ecce in deserto_, a drugi mówi: _ecce in penetralibus_12, to znaczy: gdzie jedni ludzie szukają Chrystusa w zgromadzeniach heretyków, a inni w zewnętrznym obliczu Kościoła, tam winien stale brzmieć w uszach dźwięk głosu, który mówi: _nolite exire_, nie wychodźcie. Nauczyciel pogan (którego osobliwe powołanie skłaniało do tego, by szczególną opieką otaczać tych, co są poza Kościołem) powiedział: _gdy wchodzi poganin i słyszy, że mówicie różnymi językami, to czyż nie powie on, że jesteście szaleńcami?_ I z pewnością niewiele lepiej jest, gdy ateiści i osoby nienależące do Kościoła słyszą o tak wielu niezgodnych i przeciwnych poglądach w religii; to ich odwraca od Kościoła i sprawia, że zasiadają w krześle szyderców. Rzecz to zbyt małej wagi, żeby ją przywodzić jako świadka w tak poważnej sprawie, lecz niemniej dobry ona daje wyraz temu nienaturalnemu stanowi rzeczy: otóż jest pewien mistrz szyderstwa, który w swoim katalogu książek w wyimaginowanym księgozbiorze umieszcza tytuł książki: _Mauretański taniec heretyków_. Istotnie bowiem każda ich sekta ma odrębną postawę czy też inne nachylenie, a to nie może nie wywoływać śmiechu u ludzi światowych i u zdeprawowanych polityków, którzy są skłonni gardzić rzeczami świętymi.
Co się zaś tyczy owocu jedności dla tych, co są w Kościele, to jest nim pokój, który obejmuje w sobie nieskończone błogosławieństwa. Ustala on i utrwala wiarę; rodzi miłość bliźniego; pokój zewnętrzny Kościoła przesącza się do duszy jako pokój sumienia i wysiłki poświęcone na pisanie i czytanie pism polemicznych zwraca ku traktatom o pokucie i umartwieniu oraz o praktykach pobożnych.
Co się tyczy granic jedności, to właściwe ich wytyczenie jest rzeczą niezmiernie ważną. Są tu, jak się zdaje, dwa krańce, albowiem pewnym gorliwcom wszelka mowa o doprowadzaniu do pokoju jest nienawistna. Czyż to jest pokój, Jehu? Cóż cię obchodzi pokój? Stań za mną. Nie pokój jest ich rzeczą; chodzi im o to, iżby iść za nimi i trzymać się ich sekty. Przeciwnie, pewni mieszkańcy Laodycei oraz ludzie ani gorący, ani zimni myślą, że można różnice w poglądach religijnych wyrównać na drodze pośredniej, biorąc część od obu stron przeciwnych i godząc je pomysłowo, jak gdyby się czyniło sąd polubny między Bogiem a człowiekiem. Obu tych krańców należy unikać, co można uczynić przez to, że ustanowiony przez samego naszego Zbawiciela związek chrześcijan zostanie należnie i jasno przedstawiony w dwóch przeciwnych tezach: _ten, kto nie jest z nami, jest przeciw nam_, oraz z drugiej strony: _kto nie jest przeciw nam, jest z nami_. To znaczy: gdyby sprawy podstawowe i najbardziej dla religii istotne zostały należnie wyodrębnione i odróżnione od tych, które nie są jedynie sprawami wiary, lecz rzeczą poglądu, porządku czy też dobrej intencji. Rzecz to, która może się wydać wielu ludziom sprawą jasną i znaną, i już dokonaną, lecz gdyby była dokonana mniej stronnie, znalazłaby bardziej szerokie uznanie.
Co się tyczy tego, to mogę dać tylko jedną radę, na moją skromną miarę. Ludzie winni się wystrzegać, by nie rozdzierać Kościoła Bożego dwoma rodzajami sporów. Jeden rodzaj tych sporów to ten, gdzie sprawa sporna jest zbyt błaha i mało ważna, i nie jest warta tej gorącej walki, która się o nią toczy i która rodzi tylko przeciwstawność poglądów. Albowiem, jak to powiedział jeden z ojców Kościoła: _suknia Chrystusa nie ma wprawdzie żadnego szwu, ale szata Kościoła ma różne barwy_, po czym mówi: _in veste varietas sit, scissura non sit_13; to są dwie różne rzeczy: jedność i jednakowość. Drugi rodzaj sporu jest tam, gdzie sprawa sporna jest wielka, lecz doprowadzona do nadmiernej subtelności i niejasności, tak iż staje się raczej koncepcją pomysłową niż istotną. Człowiek, który ma należny sąd o rzeczach i ich rozumienie, słyszy czasem, jak spierają się ze sobą ludzie, którzy nie znają się na rzeczy, i wie on tylko w swoim wewnętrznym poczuciu, że ci, którzy się tak spierają, mają na myśli rzecz tę samą, a przecież oni sami nigdy nie dojdą do zgody. I jeśli tak bywa przy tej różnicy sądów, jaka zachodzi między jednym człowiekiem a drugim, to czyż nie powinniśmy myśleć, że Bóg na wysokościach, który zna serca, widzi, iż wątli i słabi ludzie w pewnych swoich przeciwstawnych poglądach mają na myśli tę samą rzecz i że przychylnie przyjmuje wiarę obu? Naturę takich sporów doskonale przedstawia święty Paweł w ostrzeżeniu i wskazaniu, jakie daje co do tego: _devita profanas vocum novitates et oppositiones falsi nominis scientiae_14. Ludzie stwarzają przeciwstawienia, których nie ma, i ujmują je w nowe terminy tak niezmienne, że w rzeczywistości termin rządzi znaczeniem, gdy tymczasem znaczenie winno rządzić terminem. Są też dwa fałszywe pokoje czy też jedności; jeden, gdy pokój jest oparty tylko na ukrytej niewiedzy (wszak wszelkie barwy są zgodne ze sobą w ciemności); drugi jest tam, gdzie jest zesztukowany przez to, iż się bezpośrednio uznaje wprost przeciwieństwa w sprawach zasadniczych. Albowiem prawda i fałsz w takich rzeczach są podobne do żelaza i gliny w stopach Nabuchodonozorowego widziadła: żelazo i glina mogą do siebie przylgnąć, ale się nie zespolą w jedno ciało.
Co się tyczy środków ku osiągnięciu jedności, to ludzie winni mieć się na ostrożności, by stwarzając czy też umacniając jedność religijną, nie rozluźnili i nie skazili praw miłości bliźniego i społeczności ludzkiej. Dwa są miecze u chrześcijan, duchowy i świecki, i oba mają swoją określoną rolę i miejsce należne w sprawie utrzymania i zachowania religii. Ale nie możemy podnosić trzeciego miecza, który jest mieczem Mahometa lub przynajmniej jest podobny do niego; to znaczy: nie możemy rozpowszechniać religii przez wojny ani też nie możemy wywierać nacisku na sumienia krwawymi prześladowaniami (wyjąwszy w przypadkach jawnego zgorszenia, bluźnierstwa czy wprowadzania praktyk zwróconych przeciw państwu), a tym bardziej nie możemy podsycać buntów, wspierać autorytetem spisków i rebelii, kłaść miecza w ręce ludu ani czynić rzeczy podobnych, które zmierzają do poderwania wszelkiego rządu, jaki ustanowiony jest z woli Boga. To bowiem znaczyłoby rozbić jedną tablicę o drugą, i w ludziach tak dalece widzieć chrześcijan, że zapominalibyśmy, iż są oni ludźmi. Poeta Lukrecjusz, zatrzymując myśl na zachowaniu Agamemnona, który mógł znieść to, iżby własna jego córka została złożona w ofierze bogom, zawołał:
_Tantum religio potuit suadere malorum_15.
Cóż by on był powiedział, gdyby znana mu była rzeź we Francji lub spisek prochowy w Anglii? Byłby siedemkroć razy więcej epikurejczykiem i ateistą, niż był istotnie. Podobnie bowiem jak należy z wielką oględnością wyciągać miecz świecki w sprawach religii, tak też jest rzeczą potworną kłaść go w ręce pospolitego ludu. Należy to zostawić anabaptystom oraz innym furiom. Było to wielkim bluźnierstwem, gdy szatan powiedział: _wzniosę się w górę i będę podobny Najwyższemu_, ale większym bluźnierstwem jest dawać Bogu maskę szatana i kazać mu mówić: _zejdę w dół i będę jako książę ciemności_. A czymże lepszym jest sprowadzać sprawę religii do okrutnego i wstrętnego mordowania książąt, do rzezi ludności i do obalania państw i rządów? Z pewnością jest to Ducha Świętego sprowadzać z wysokości do postaci sępa czy kruka, zamiast przedstawiać go na podobieństwo gołębicy, i jest to wznosić na łodzi Kościoła chrześcijańskiego banderę łodzi korsarzy i zabójców. Toteż jest rzeczą nieodzowną, iżby Kościół swoją nauką i swymi dekretami, książęta swoim mieczem, a wszelka wiedza, zarówno chrześcijańska, jak i moralna, swą różdżką Merkuriusza – iżby wszyscy potępili i na zawsze wysłali do piekła te czyny i opinie, które to podtrzymują, co już w znacznej mierze zostało dokonane. Z pewnością na zborach poświęconych sprawom religii należałoby na pierwszym miejscu postawić radę Apostoła: _Ira hominis non implet justitiam Dei_16. I godna pamięci była uwaga pewnego mądrego ojca Kościoła, przy tym szczerze wypowiedziana, że _ci, którzy opowiadali się za uciskiem sumień i chcieli ten pogląd poddać innym, sami ze względu na własne cele byli tym zazwyczaj zainteresowani_.IV.
O ZEMŚCIE
Zemsta jest rodzajem dzikiego wymiaru sprawiedliwości, który prawo winno tym bardziej wypleniać, im bardziej do tego skłonna jest natura ludzka. Albowiem krzywda pierwotna tylko obraża prawo; zemsta natomiast za tę krzywdę odbiera prawu jego funkcje. Gdy człowiek wywiera na kimś zemstę, to z pewnością jest on tylko równy swemu wrogowi; lecz gdy mu krzywdę przebacza, to jest od niego wyższy. Albowiem rzeczą księcia jest przebaczać; i Salomon powiada: chwałą człowieka jest przebaczać winy.
To, co się stało, odeszło w przeszłość i stało się rzeczą nieodwołalną, a ludzie mądrzy mają dość spraw dzisiejszych i przyszłych, toteż gubią się w drobiazgach tylko ci, którzy biedzą się rzeczami minionymi. Nie ma człowieka, który by czynił zło dla niego samego; czyni je, iżby tym sobie zdobyć jakąś korzyść lub przyjemność, lub zaszczyt, lub coś podobnego. Dlaczegóż więc miałbym się gniewać na kogoś za to, że miłuje siebie bardziej niż mnie? A jeśliby jakiś człowiek czynił zło z samej swej złej natury, to cóż, byłby podobny do ciernia czy łopianu, które kłują i drapią, ponieważ nie umieją czynić nic innego.
Rodzajem zemsty, jaką można jeszcze najbardziej tolerować, jest zemsta za te krzywdy, na które środka nie daje żadne prawo. Ale wówczas niechaj człowiek się strzeże, by zemsta była taka, iżby nie było prawa, które by ją karało; inaczej bowiem jego wróg będzie miał znów nad nim przewagę, przeciw jednemu bowiem będzie dwoje, wróg i prawo.
Niektórzy ludzie, gdy dokonują zemsty, chcą, ażeby przeciwnik wiedział, skąd ona przychodzi. To jest bardziej szlachetne. Albowiem zadośćuczynienie polega, jak się zdaje, nie tyle na tym, iżby uczynić krzywdę, ile na tym, iżby skłonić przeciwnika do skruchy. Ale nikczemni i chytrzy tchórze są podobni do strzały, która nadlatuje w ciemnościach.
Kosma, książę Florencji, miał ostre i zdecydowane powiedzenie o przyjaciołach perfidnych lub niedbałych, jak gdyby te przewiny nie mogły być przebaczone. _Będziecie czytali_, powiadał, _że jest nam nakazane, iżbyśmy przebaczali naszym nieprzyjaciołom, ale nigdy nie czytacie, iżby nam było nakazane przebaczać naszym przyjaciołom_. Na łagodniejszą nutę natomiast był nastrojony duch Hioba: _czyż mamy_, powiadał, _brać z rąk Boga rzeczy dobre, i czyż mamy nie godzić się z tym, że będziemy brali również rzeczy złe?_ Z przyjaciółmi rzecz się ma podobnie. To jest pewne, że człowiek, co knuje zemstę, zachowuje świeże swe rany, które w przeciwnym razie zagoiłyby się i zarosły. Zemsta publiczna i jawna kończy się przeważnie dobrze; tak było z zemstą za śmierć Cezara, za śmierć Pertinaksa, za śmierć Henryka III francuskiego i w wielu innych przypadkach. Ale z zemstą prywatną jest inaczej. Osoby mściwe, istotnie, żyją życiem czarownic, które, jak szkodzą innym, tak też kończą nędznie.V.
O PRZECIWNOŚCIACH
Wzniośle powiedział Seneka (na sposób stoików), że _dobrych rzeczy, jakie związane są z pomyślnością, należy sobie życzyć_. _Natomiast dobre rzeczy związane z przeciwnościami należy podziwiać_. _Bona rerum secundarum optabilia, adversarum mirabilia_. Z pewnością, jeśli cuda są władzą nad naturą, to najbardziej ujawniają się w przeciwnościach losu. Jeszcze bardziej wzniośle niż powyżej (aż nazbyt wzniosłe na poganina) powiedział Seneka gdzie indziej: _prawdziwą wielkością jest mieć w sobie wątłość i kruchość człowieka i niezłomność bożą_. _Vere magnum habere fragilitatem hominis, securitatem Dei_. Na to powiedzenie lepsze miejsce byłoby w poezji, gdzie bardziej dozwolona jest przesada; i poeci istotnie często zajmowali się tym tematem. To właśnie bowiem przedstawiają starożytni poeci w tej osobliwej opowieści, która, jak się zdaje, nie jest pozbawiona czegoś zagadkowego i tajemniczego i która, co więcej, zbliża się w pewnej mierze do postawy chrześcijanina; mianowicie w opowieści, że Herkules, gdy udał się uwolnić z więzów Prometeusza (który tu reprezentuje naturę ludzką), żeglował przez całą długość wielkiego oceanu w naczyniu czy dzbanie glinianym. To żywo przedstawia zdecydowaną postawę chrześcijanina, który w wątłej barce ciała żegluje przez fale świata.
Lecz mówmy prościej. Cnotą, która odpowiada pomyślności, jest umiarkowanie; cnotą, która odpowiada przeciwnościom, jest męstwo w sprawach moralnych będące cnotą bardziej bohaterską. Pomyślność jest błogosławieństwem w Starym Testamencie; przeciwność – w Nowym i przynosi większe błogosławieństwo i bardziej wyraźne objawienie łaski bożej. Lecz nawet w Starym Testamencie, jeśli posłuchacie harfy Dawidowej, to usłyszycie tyleż pieśni żałobnych, co hymnów radosnych; i pióro Ducha Świętego więcej włożyło wysiłku w opisywanie udręk Hioba niż radosnych doznań Salomona. Pomyślność nie jest bez wielu lęków i rzeczy budzących niesmak; przeciwność zaś nie jest całkiem bez rzeczy, które cieszą i budzą nadzieje. Jak widzimy w wyszywaniu i haftach, przyjemniejszą jest rzeczą mieć żywy deseń na poważnym i ciemnym tle, niż mieć deseń ciemny i ponury na tle pogodnym. Sądźcie więc o przyjemnościach, jakich doznaje serce, wedle przyjemności, jakiej doznaje oko. Zaprawdę cnota jest podobna cennym rzeczom wonnym, które pachną najbardziej, gdy się je spala albo kruszy; albowiem pomyślność najlepiej ujawnia przywary, przeciwność zaś najlepiej ujawnia cnotę.PRZYPISY
1 Wino szatańskie.
2 Ceremoniał związany ze śmiercią jest bardziej przerażający niż sama śmierć (przypisy pochodzą od tłumacza – przyp. red.).
3 Pomyśl, jak długo robisz ciągle to samo. Po to, by nie bać się śmierci, nie trzeba być ani odważnym, ani nieszczęśliwym, wystarczy żywić odrazę do życia (Seneka, _Ep._, X, 1, 6; por. także III, 3, 26).
4 Liwio, pamiętaj o naszym małżeństwie i bądź zdrowa i szczęśliwa (Swetoniusz, _Aug._, 99) .
5 Już Tyberiusz na ciele i siłach zmarniał, a jeszcze nie opuszczała go obłuda (Tacyt, _Ann._, VI, 50).
6 Mam wrażenie, że staję się bogiem (Swetoniusz, _Vesp._, 23; por. także _Dio Cassius_, LXVI, 17).
7 Nuże, ugodźcie, jeżeli wam się wydaje, że tego wymaga dobro państwa (Tacyt, _Hist._, I, 41; por. także Swetoniusz, _Galba_, 20).
8 Zbliżcie się, jeżeli trzeba, żebym jeszcze coś zrobił, bo czasu już mam niewiele (_Dio Cassius_, LXXVI, 17).
9 Kto ostatni moment życia uważa za taki sam dar przyrody jak wszystko inne, co od niej pochodzi. Dokładny cytat brzmi: _Qui spatium vitae extremum inter munera ponit Naturae_ (Juvenalis, _Sat._, X, 357).
10 Początek słów wypowiedzianych przez starego Symeona: Teraz puszczasz sługę twego, Panie!, według słowa twego, w pokoju: Gdyż oczy moje oglądały zbawienie twoje (Łk 2,29 ).
11 Kto był kochany za życia, będzie kochany i po śmierci (Hor., _Ep._, II, 1, 14; por. także _Promus_, fol. 2a).
12 _Ecce in deserto_ – On jest na pustyni. _Ecce in penetralibus –_ On jest w świątyni.
13 Niech będzie rozmaitość w odzieży, ale niech nie będzie rozpruta (_Promus_, fol. 96).
14 Strzeż tego, czegoć się powierzono, a brzydź się świecką próżnomównością i sprzeczaniem około fałszywie nazwanej umiejętności (1 Tm 6,20).
15 Że zbrodnie rodzi zbyt często właśnie religia zdrożna (Lukrecjusz, _De rerum nat._, 5, 83).
16 …gniew męża nie sprawuje sprawiedliwości Bożej (Jk 1,20 ).