- W empik go
Eutyfron - ebook
Eutyfron - ebook
„Czy bogowie lubią to, co zbożne, dlatego że ono jest zbożne, czy też ono jest dlatego zbożne, że je bogowie lubią? ” – to jeden z najważniejszych, a zarazem najbardziej nowatorski dylemat, jaki Platon zamieścił w swojej rozprawie pt. „Eutyfron”. Tytułowy bohater postanawia oskarżyć swojego ojca o zabicie niewolnika. W drodze do urzędu spotyka Sokratesa, który został oskarżony o bezbożność i psucie młodzieży. Nawiązuje się między nimi rozmowa, w której Eutyfron próbuje zdefiniować, czym tak właściwie jest bezbożność.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8292-021-5 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_ARCHON KRÓL_
Na Keramejku, w środku miasta, w Portyku Króla urzędował tzw. Archon Król, drugi z dziesięciu archontów ateńskich, któremu po dawno zniesionej władzy królewskiej pozostał tytuł i referat nabożeństw i przestępstw religijnych. On urządzał misteria w Eleusis, kierował obchodami na cześć Dionizosa, do niego wpływały skargi o bezbożność; czy to o zbieranie chrustu szło w świętym gaju Apollina, czy też o herezję i psucie młodzieży, on przeprowadzał śledztwo wstępne i przewodniczył w procesie, o ile do procesu doszło.
_KONFERENCJA_
Nie dochodziło bowiem do rozprawy, jeżeli się oskarżyciel z oskarżonym pogodził przed wejściem na salę sądową. W tym celu mogła jedna ze stron wezwać drugą na tzw. konferencję wstępną czy porozumiewawczą, na którą można było i świadków przyprowadzić – i na niej, bywało, umarzano sprawę w sposób ugodowy.
_RADCY_
Jeżeli ktoś nie ufał własnemu poczuciu prawa religijnego lub nie miał zaufania do wiedzy teologicznej przeciwnika, a prawo to nie było nigdzie jasno skodyfikowane, mógł zasięgnąć zdania urzędowych wykładaczy przepisów religijnych, trzech tzw. egzegetów, czyli radców wyznaniowych, których biuro dla każdego zawsze stało otworem.
Pokątny poeta Meletos, politykujący rzemieślnik Anytos i mówca Lykon wnieśli na Sokratesa pisemne oskarżenie o zbrodnię przeciw religii państwowej. Oskarżyciele zaprzysięgli winę filozofa i powołali zapewne świadków na jej stwierdzenie.
_PROCES PAŃSTWOWY_
Sokrates musiał się teraz stawić na pierwszą audiencję u Archonta Króla i podjąć kroki w swej obronie. Proces należał do najniebezpieczniejszych; nie szło o sprawę prywatną, tylko o zbrodnię przeciw państwu. W razie przegranej groziła śmierć.
Filozof zmienił tryb życia. Po kąpieli rannej zwykł był co dzień bywać w instytutach gimnastycznych, gdzie się młodzież ćwiczyła, i tam spędzała czas na dysputach ze swoimi i obcymi. Częstym gościem bywał w podmiejskim okręgu Apollina Likejosa, w szkole gimnastycznej z ogrodem, zwanej Likejon, gdzie później wykładał Arystoteles.
Być może i dziś tam był jeszcze i rozmawiał z Teajtetem i towarzyszami o istocie wiedzy, jeśli wierzyć dialogowi Platona pod tym tytułem; w _Teajtecie_ żegna się przy końcu Sokrates z towarzystwem i odchodzi, by zgłosić się na audiencję u Archonta Króla w sprawie swego procesu.
_KIM JEST EUTYFRON_
Pod słupami portyku stoją i rozmawiają ludzie, którzy tu skarżyć przyszli albo odpierać skargi. Sokrates z nikim się w życiu nie procesował – obecność jego na tym placu i w tym miejscu zwraca uwagę. Znienacka wita go słodko uprzejmy głos komicznej figury. Wieszczek Eutyfron z gminy Prospalta pyta go, co słychać, co tu robi, jaki interes go tutaj sprowadza.
Widać, znał już Sokratesa, jak znały go całe Ateny. Widać z jego pierwszych i dalszych słów, co to za człowiek i dlaczego on to właśnie występuje w tytule i w treści dialogu; widać, jaki stosunek łączy go z Sokratesem.
Osoba duchowna. Żyje z tego, że zagląda we wnętrzności bydląt ofiarnych, patrzy, jak wrony latają i jak się pali płomień ofiarny, i wedle tradycyjnych przepisów swej „sztuki” przepowiada stąd ludziom przyszłość. Bóg w nim jakoby ma mieszkać, który mu przyszłość odsłania i drugim ją za niewielką opłatą objawiać pozwala.
Eutyfron wierzy w swe przepowiednie więcej niż ci, którym wróży. Skarży się, że go ludzie mają za niespełna rozumu, mimo że mu się dotąd wszystkie przepowiednie spełniały.
Wieszczek stara się być wyższym ponad tłum, który go wyśmiewa; sam sobie w domu poklasku nie szczędzi, jak by powiedział Horacy. Uważa się za głęboko wykształconego teologa, specjalistę od wszystkich rzeczy boskich. Olimp i służba niebianom nie mają dla niego tajemnic. On najlepiej wie, co zbożne, a co nie; jest niejako urzędnikiem i fachowcem w tych sprawach.
Jest tak naiwny, że legendy i przypowieści o bogach, które każdy inteligentniejszy Grek współczesny traktował jako literaturę fantastyczną, on bierze dosłownie, jako dogmaty. Jest tak tępy, że nie widzi zupełnie trudności i nonsensów, do których by go jego urzędowa wiara doprowadzić musiała, gdyby był myślał kiedykolwiek.
Jest tak gruby, sprośny i wyzuty z naturalnego nieurzędowego poczucia tego, co się godzi, a co nie, że ojca własnego przed sąd ciągnie, byle się nie „splamić” przebywaniem pod jednym dachem ze staruszkiem, na którym ciąży wątpliwa wina.
Eutyfron ze swym fanatyzmem religijnym, opartym na ciemnocie, jest nie tylko pewnym indywiduum, jest równocześnie przedstawicielem religijnych poglądów i etycznego poziomu tych szerokich kół, z których wyszła skarga na Sokratesa, a później wyrok śmierci za bezbożność. I w nim, i w nich wszystkich razem przesąd religijny wyrastał na tle bezmyślności i braku krytycyzmu, a urzędowa religia obrzędów i ceremonii zabiła naturalne, zwierzęce czy ludzkie, poczucie tego, co się godzi i nie godzi.
_CEL PIERWSZY DIALOGU_
Na jaskrawym przykładzie postaci Eutyfrona przeciwstawia Platon pobożność szerokich kół, tę urzędową, panującą, tępą, na przesądach opartą – pobożności Sokratesa, opartej na rozumie i dobrym sercu, które o literę prawa nie pyta.
Wydając ten dialog, powiedział Platon Ateńczykom: „Patrzcie: tak wygląda wasz urzędowy stosunek z bogami. Eutyfronów u was wielu. Oni was prowadzą i uczą wasze dzieci. Tacy ich uczniowie skazywali na śmierć filozofa, który i poczuciem dobra górował nad wami, i bliski był prawdziwej wiedzy o tym, co zbożne i niezbożne”.
Obrona Sokratesa, pokazanie jego stosunku do tego, co zbożne, na tle poglądów i poczuć przedstawiciela obozu przeciwnego, to pierwszy cel dialogu. Ale jest i drugi.
_DRUGI CEL_
Wiedzę prawdziwą posiada, zdaniem Platona, ten tylko, kto posiada uogólnienie, ujmujące istotę rzeczy, a wyrażające się w dobrej definicji. Dojść, a przynajmniej zbliżyć się do definicji zbożności, to drugi cel dialogu.
Platon usiłuje pobudzić do myślenia nad tym tematem, wskazuje drogę do trafnego określenia, poddaje krótkiej a jadowitej krytyce popularne pojęcia, które w tej sprawie obiegają w szerokich kołach.
Wierzy, że zgłębienie, a przynajmniej roztrząśnięcie tej sprawy uchronić może Ateny od wielu tak fałszywych, niemądrych i złych kroków, jak np. skazywanie na śmierć najniewinniejszych przedstawicieli nauki i kierowników ruchu umysłowego: takiego Protagorasa lub Sokratesa; może podnieść na wyższy poziom etyczny życie publiczne i prywatne miasta, w którym myślący człowiek nie był pewny jutra. Każdego dnia mógł go sąsiad niechętny o bezbożność zaskarżyć i wynik procesu wisiał na włosku. Liczny cech szantażystów, zwanych sykofantami, utrzymywał się przecież z łapówek, którymi się ludzie okupywali od ich fałszywych, z palca wyssanych oskarżeń.
_CEL OSTATECZNY_
Więc obudzenie myśli religijnej, pobudzenie do krytyki pojęć etycznych celem podniesienia poziomu etycznego Aten – to ostatni cel naszego dialogu. To wyraźnie mówią ostatnie słowa Sokratesa, które za uciekającym z placu Eutyfronem w powietrze rzuca, jeśli ich cel i sens czytać pomiędzy wierszami.
Warto, czytając tę książkę sprzed dwóch tysięcy lat, próbować myślą się od niej w dzisiejsze czasy przenosić i pytać, czy u nas dziś inaczej i o ile. W niektórych miejscach dialog Platoński nie stracił i dziś na aktualności.
_DWAJ DUCHOWNI_
Postać Eutyfrona stanowi interesujący kontrast do postaci Sokratesa. Obaj mają szereg cech wspólnych obok znamion indywidualnych. Jeden i drugi jest niby przybytkiem bóstwa, osobą duchowną w swoim rodzaju. Sokrates nieraz sam mówił o tym, że w sobie boski głos słyszy; Platon go często przedstawia jako istotę, w którą bóg wstępuje i mówi przez jej usta, Eutyfron to znowu urzędowe naczynie duchowne, które z tego głosu bożego żyje, jak umie.
Sokrates jest postacią z wyglądu i pozoru komiczną, dla tych szczególniej, którzy go nie znają bliżej; Eutyfrona również tłum obśmiewa, ale komizm jego postaci rośnie przy bliższym poznaniu.
Sokrates chętnie sam zwiększa komizm swej postaci: udaje głupiego, szuka poniżenia, a góruje nad otoczeniem mimo woli. Eutyfron odruchami samochwalstwa osłania się przed mimowolnym komizmem, w jaki coraz głębiej w miarę dialogu popada.
_PRZEBIEG WALKI_
Te ich cechy decydują o ich wzajemnym stosunku. Eutyfron wita Sokratesa z zainteresowaniem plotkarskim, a nie życzliwym i usłużnym, bo o swoim procesie gada cały czas, podczas gdy sprawę drugiego, tak bardzo ważną, zbył kilkoma frazesami protekcjonalnej grzeczności.
Z miejsca zaczyna Sokratesa klepać po ramieniu z wysokości swego urzędowego „natchnienia”, raczy go na równi z sobą stawiać, raczy go nawet za cenny w państwie element uważać, niby siebie samego. Nie szczędzi mu też rad przyjacielskich, o które go nikt nie prosił, i nie odmawia nadziei, że jakoś to będzie, jeżeli tylko Sokrates będzie mądry.
Sokrates swoim zwyczajem udaje nieudolnego a żądnego nauki ze strony zarozumiałego wieszczka. Wie doskonale, że z próżnego nie naleje, chodzi mu więc tylko o jedno z dwojga: albo o kompromitację przeciwnika w tych zapasach intelektualnych, albo o wydobycie z niego szczerej żądzy wiedzy, która się od przyznania własnej niewiedzy zaczyna.
Filozof nasz pytaniami kieruje dyskusją do woli: szeregiem pytań i zwrotów, szybko a nieznośnie sformułowanych, wprowadza przeciwnika w matnię taką, że wieszczek zupełnie baranieje, traci wątek i nie wie już, ani czego chce Sokrates, ani czego sam chciał właściwie.
Przyjmuje też najnaiwniej w świecie podane mu myśli za swoje, daje się wieść do twierdzeń sprzecznych z poprzednio przyznanymi, objawia kompletną tępotę umysłową, a w końcu ucieka ze stanowiska, nie chcąc światła.
Zarozumiałość i głupota spędziły go z placu, na którym nikt go nie obraził. Gdyby był coś wart, byłby się umiał zdobyć na szlachetne słowo: „Nie wiem, jak to jest właściwie; naucz mnie, jeśli wiesz, albo szukajmy prawdy razem”. Eutyfron tego nie umie i stąd jego jaskrawy upadek przy końcu dialogu.
Tych kilka słów wystarczy, żeby _Eutyfrona_ przeczytać ze zrozumieniem. Gdzie by tekst nastręczał trudności lub sposobność do uwag, tam komentarz, umieszczony po tekście, stara się tok myśli i podział dzieła objaśnić i rozwinąć.
_JAK CZYTAĆ PLATONA_
Jedna tylko jeszcze ważna uwaga dotyczy samej czynności czytania pism Platona. Język dialogu ma koloryt mowy potocznej, a nie płynnej rozprawy literackiej. W przekładzie polskim starał się tłumacz zachować te cechy stylu, które stanowią potoczność języka. Więc trzeba się z góry przygotować na niespodziankę i niemożliwą nieraz w płynnym języku literackim budowę okresów, powtarzanie, zdania wtrącone, zmiany w budowie, podjęte w toku dłuższych zdań, wyrazy pospolite, a nie książkowe, krótkie odpowiedzi, które się inaczej kończą, niż się zaczęły itp.
W ustach Sokratesa zwroty nieraz „soczyste”. Jednakże Sokrates sam w pierwszym rozdziale _Obrony_ charakteryzuje swój sposób mówienia jako zgoła nieliteracki, a pospolity. On przecież na sali sądowej stojąc, gdzie „piękny” styl był jednym ze środków obrony, powiada dosłownie: „...wy dopiero ode mnie usłyszycie całą prawdę. Tylko serio, na Zeusa, obywatele; nie takie mowy przystrojone, jak te ich, zwrotami i wyrazami, ani ozdobione, ale usłyszycie proste słowa; wyrazy takie, jakie się nawiną. Przecieżby nawet nie wypadało, obywatele, żebym ja w tym wieku, jak młodzik, mówki układać przed was przychodził. Ale naprawdę ja bardzo was, obywatele, o to proszę i błagam: jeżeli usłyszycie, że ja się bronię takimi samymi słowami, _jakimi zwykle mówię i na rynku, koło straganów_, gdzie mnie niejeden z was słyszał, i _gdzie bądź indziej_, nie dziwcie się i nie róbcie hałasów...”.
Dobitniejszej charakterystyki swego stylu nie mógł dać. Język jego w realistycznych ustępach dialogów jest doskonałym odbiciem codziennej, pospolitej, żywej mowy z całym jej nieporządkiem i kolorytem.
Te cechy stylu wychodzą dopiero wtedy, kiedy ktoś, wiedząc o tym i licząc się z tym, _głośno czyta_, a raczej _mówi_ z naturalnymi, przytoczonymi akcentami i pauzami słowa tekstu. Jeśli je ktoś będzie cicho lub głośno czytał jak gazetę albo Ojczenasz, a choćby i tak, jak płynną rozprawę, cały koloryt języka zatraci, napotka niewytłumaczone zupełnie trudności i szorstkości stylowe i kląć zacznie tłumacza, jeśli nie autora. Ale na to nie ma rady. Pisane słowa dialogów Platońskich są jak nuty ustępów muzycznych. Trzeba je grać żywym słowem; wtedy dopiero obcujemy z dziełem poety.
Przecież i sonaty Beethovenowskie wyjdą fatalnie, jeśli je ktoś lada jak przebębni, byle prędzej.
Starożytni też nigdy nie czytywali Platona po cichu. On sam przeznaczył swe dialogi do głośnego mówienia. Przecież to był tragik i komediopisarz w głębi duszy.
Pismo muzyczne ma więcej znaków określających wykonanie, niż ich posiada pismo książek. Piszący słowami ma tylko ubogą interpunkcję do rozporządzenia. Dlatego też tłumaczenia Platona mają obszerny komentarz na końcu. Jeśli się komu wyda za obszerny, niech zważyć zechce, że komentarz ten ma między innymi zadanie podobne do scenariusza: usiłuje nie tylko objaśnić rzecz, ale podawać koloryt, ton i akcenty poszczególnych ustępów.
EUTYFRON
Osoby dialogu:
_Eutyfron_
_Sokrates_
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.