Fake. Dzieci miasta - ebook
Fake. Dzieci miasta - ebook
Po ostatnich zdarzeniach Max przejmuje władzę nad miastem. Po raz kolejny bierze na siebie odpowiedzialność za bliskich i stara się wyciągnąć ich z tarapatów. Przeszłość wciąż depcze mu po piętach, nie dając o sobie zapomnieć.
W tym świecie nie istnieje przeznaczenie. Życie wybrukowane jest manipulacją i chęcią posiadania. Nawet jeśli Maxowi wydaje się, że ma kontrolę, to tak naprawdę jest marionetką w rękach innych. Czy w końcu zerwie krępujące go więzy?
Miał napisać swoją historię na nowo, ale czy na pewno mu się to uda?
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-67520-24-9 |
Rozmiar pliku: | 13 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ten jeden moment, w którym wszystkie wspomnienia przelatują ci przed oczami. Czy właśnie tak wygląda śmierć? Zadawałem sobie to pytanie w głowie. W moim przypadku tak wyglądało życie. Obrazy, które widziałem, i emocje, które czułem całym sobą w chwili, gdy pojawił się w progu mojego biura.
Rozdzierający ból ogarnął moje ciało. Jakby ktoś rozrywał mi serce na kawałki. Twarz, której nigdy nie zapomnę. Cierpienie, które do końca świata będzie mnie toczyć, i złość, której nie potrafiłem opanować.
To wszystko było tak przytłaczające, że aż straciłem kontrolę nad własnym ciałem. Chciałem krzyczeć, ale nie mogłem. Pragnąłem coś zrobić, choć sam nawet nie wiedziałem co…
Spoglądałem na Nel, ale myślami nadal byłem przy moim wcześniejszym gościu. Coś do mnie mówiła, nie potrafiłem jednak pozbierać wypowiadanych przez nią słów w logiczną całość. Na niczym nie mogłem się skupić. Wystukiwałem nogą nieznany mi rytm o drewnianą podłogę i bezmyślnie patrzyłem na jej poruszające się usta.
– Czyli nie masz nic przeciwko? – zapytała, a ja skinąłem głową. – Tak myślałam – parsknęła. – Zmieniłeś się… Kiedyś rodzina była dla ciebie najważniejsza, a teraz? – Wypuściła głośno powietrze. – Teraz nie obchodzi cię nawet to, że za kilka godzin znajdę się na drugim końcu świata…
– O czym ty pleciesz? – zapytałem, zdziwiony ostatnim zdaniem.
– Max… – Westchnęła. – Nie będę się powtarzać.
Obróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku wyjścia. Zatrzymałem ją, zamykając jej drzwi przed nosem. Próbowała je otworzyć, ale jej starania spełzły na niczym.
– Możesz? – Przesunęła moją rękę. – Zostawiłam ci na biurku adres. Widocznie masz ważniejsze rzeczy na głowie niż wyjazd własnej siostry…
– Znowu Warszawa? – parsknąłem.
– Najpierw Warszawa, a później Nowy Jork.
Zaśmiałem się, jednak bardzo szybko zrozumiałem, że to nie był żart. Kolejny raz poczułem ukłucie w sercu. W normalnych okolicznościach pewnie próbowałbym ją zatrzymać, ale w obliczu ostatnich zdarzeń lepiej było, by znalazła się bardzo daleko od domu.
– Dobrze – powiedziałem do niej spokojnie.
– Rozumiem, to twoja gra psychologiczna. – Zaśmiała się. – Myślisz, że jeśli się zgodzisz, będę chciała zrobić ci na przekór i nie polecę. – Spojrzała mi prosto w oczy. – Nie tym razem… – Odepchnęła mnie z całych sił i wyszła z mojego biura.
Nie poszedłem za nią. Nie chciałem, żeby była tutaj. Blanka i ten skurwiel stanowili zbyt duże zagrożenie dla niej i dla Niko. Czułem się, jakbym miał zaraz zemdleć. Oparłem się o ścianę, po czym błądząc dłońmi po tapecie, przeszedłem parę kroków w kierunku biurka. Otworzyłem szafkę i złapałem za butelkę wódki. Odkręciłem ją pospiesznie. Usłyszałem, jak zakrętka toczy się gdzieś w głąb biura.
Usiadłem na krześle. Czułem, że moje spojrzenie gubi ostrość, momentalnie stałem się apatyczny. Myślałem, że pozbyłem się tego uczucia. Tej pierdolonej pustki, która niszczy wszystko dookoła mnie, ale jednak… Wystarczyła tylko chwila, jedno jego spojrzenie. Wrócił tutaj, jakby nie minęła nawet sekunda, jakby nic się nie wydarzyło… I na domiar złego jeszcze wysunął żądania, a przecież nic nie byłem mu winien, kompletnie nic.Rozdział 1
Niestety, ale życie nie pozwalało na chwilę przerwy. Nawet będąc w kompletnej emocjonalnej rozsypce, musiałem się wszystkim zająć. Właściwie nie wszystkim, tylko jedną konkretną osobą. Nie miałem pretensji do Nel. Sam w końcu niedawno postąpiłem tak samo.
Niko nie udało się przeskoczyć do następnej klasy. Nowa szkoła nie pomogła mu zdać matury i zakończyć tego wszystkiego. Wrócił do siebie, ale przez to, co się stało, stracił cały rok nauki. Musiał go powtarzać, lecz nie potrafił się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Przez te kilka miesięcy wiele się zmieniło. Dawni przyjaciele odeszli, a w ich miejsce pojawiły się całkowicie obce osoby.
Patrzyłem na młodego i widziałem, jak ciągnie go w moją stronę. Był zbyt cwany na to, żeby harować jak inni, a ja nie byłem dla niego dobrym przykładem. Obawiałem się, że znowu coś mu się stanie. Na domiar złego dawne problemy niespodziewanie nas dogoniły i tym razem to ja musiałem go przed nimi uchronić za wszelką cenę.
Stałem przed drzwiami jego pokoju. Zanim zapukałem, wstrzymałem oddech. Czułem, jak serce bije mi niczym kościelny dzwon. W końcu zebrałem się na odwagę i uderzyłem w drzwi kłykciami dwa razy.
– Proszę – usłyszałem jego stłumiony głos.
Leżał na łóżku i rzucał kauczukową piłeczką o ścianę. Nawet na mnie nie spojrzał. Nie wiedziałem, czy jego zachowanie jest spowodowane tym, że gdzieś w głębi przeczuwa, co zaraz mogę powiedzieć. Nie chciałem tego i on na pewno też nie.
Otworzyłem usta, ale zaraz je zamknąłem. Spojrzał na mnie i czekał cierpliwie. Nie mogłem mu tego zrobić, jeszcze nie…
– Ubieraj się – powiedziałem, a on spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – No co? Ogłuchłeś? – dodałem i się uśmiechnąłem.
Wyglądał, jakby dostał jakieś nagłe doładowanie energii z powietrza. Zerwał się na równe nogi i od razu zaczął grzebać w szafie. Co jakiś czas wychylał z niej głowę.
– Gdzie jedziemy? Jak mam się ubrać? – pytał, wręcz skacząc z radości.
Wyszedłem z pokoju, kręcąc przy tym głową. Wiedziałem, że jeśli zostanie sam, to szybciej się ogarnie. Brakowało mu wszystkiego i wszystkich. Odkąd wrócił do pełni zdrowia, stał się bardzo samotny.
Wiedziałem, że odwlekam tylko to, co nieuniknione. Wydawało mi się, że wiem, co czuje, bo sam też nie miałem nikogo oprócz niego. Wokół mnie kręciło się wielu ludzi, ale każdy znalazł się tutaj po coś. Nikt nie był ze mną bez powodu, nikt oprócz Nikoli i Nel. Tak było od zawsze, ale czułem, że wszystko kiedyś się kończy. Miałem nadzieję, że nasze więzi są nierozerwalne. Obym się nie mylił.
Odkąd Biały zniknął z planszy, to ja rozdawałem karty w tym mieście. Każdy, ale to każdy usłyszał o tym, co zrobiłem, jednak nikt nie znał całej prawdy. Moje życie było darem od Fifiego, którego nie zamierzałem zmarnować. Dopiero teraz zacząłem łączyć kropki. Wizyta w biurze była ze wszystkim powiązana.
Ten skurwiel maczał w tym palce od samego początku. Tylko dlaczego ujawnił się dopiero pod koniec? Nagle odniosłem wrażenie, jakby w mojej głowie rozbłysło oślepiające światło. To on był tym nieznanym mi brakującym ogniwem, powodem, dla którego Biały chciał mnie przy tej robocie. Myślał, że coś znaczę dla tego człowieka. Nie wiedział, jak bardzo się mylił. Niech gnije na wieki.
Nie tylko Nikola, ale ja również potrzebowałem odpocząć. Pędzące w głowie myśli nie dawały mi spokoju. Czułem się, jakbym był na gigancie, naćpany i najebany, a przecież byłem zupełnie trzeźwy. Dialogi z samym sobą i snucie kolejnych teorii wykańczały mój umysł. Niszczyły mnie jak najgorsza choroba. Musiałem się nauczyć sobie z tym radzić, inaczej rozpadłbym się na milion drobnych kawałeczków i nikt nie byłby w stanie poskładać mnie do kupy. A miałem dla kogo żyć.
– Gotowy! – usłyszałem zza pleców krzyczącego Niko.
Obróciłem się i zmierzyłem go wzrokiem z góry na dół. Zdecydował się włożyć zbyt dużą bluzę z kapturem i do tego przetarte jeansowe spodnie. Pokręciłem głową i zaśmiałem się głośno. Nie wiem, co się stało z tymi dzieciakami, ale to nie był najlepszy ubiór na trzydziestostopniową patelnię panującą za oknem.
– No co? – zapytał nieśmiało.
– Nic – odparłem, czochrając mu włosy. – Jedziemy.
Wyszliśmy przed budynek. Nadal czułem się nieswojo w tej nowej okolicy. Wszystko wydawało mi się obce. Może to głupie, ale zacząłem tęsknić za awanturami pod kamienicą. Miałem wrażenie, jakbym tam nie pasował.
Kątem oka zobaczyłem Aleksa chowającego się w cieniu. Nadal był moim asem w rękawie i gdyby coś się zesrało, to właśnie on miał ratować sytuację. Nie odstępował mnie na krok, stale pilnował mojego bezpieczeństwa. Odprowadziłem Nikolę do samochodu i dopiero wtedy podszedłem do przyjaciela.
– Jak się mają sprawy? – zapytałem.
– Nela już siedzi spokojnie w samolocie… – Podniósł na mnie wzrok i bacznie obserwował moją reakcję.
– Odleciała? – Westchnąłem.
– Tak, wiesz dobrze, że mogłeś ją zatrzymać…
– Nie mogłem. Tak będzie dla niej bezpieczniej.
– Bezpieczniej? – Zdziwił się.
– Nie możemy przyzwyczajać się do tego, że stoimy na samej górze. Upadek ze szczytu boli najbardziej. – Złapałem go za kark i przyciągnąłem do siebie. – Nie zapominaj o tym, a teraz czas na nas.
Wróciłem do Niko. Siedział za kierownicą i szczerzył się do mnie jak głupi do sera.
– Mogę? – zapytał błagalnym tonem.
– A potrafisz? – Zaśmiałem się. – A nie, przepraszam! – Wystawiłem ręce przed siebie. – Przecież za kierownicą siedzi najlepszy samochodziarz w całej Polsce!
– Nabijasz się ze mnie. – Spuścił głowę.
– Jedź. – Rzuciłem mu kluczyki. – Tylko nie zarysuj, bo wspomnienie o Białym może stać się dla ciebie jednym z tych przyjemniejszych.
Młody nie wiedział, jak Biały skończył, i przez to jego pseudonim budził w nim niepokój. Na szczęście już nigdy nic mu nie zrobi. No chyba że będziemy mieli nowożytną powtórkę z Łazarza. Nie targały mną żadne wyrzuty sumienia. Bydlak dostał to, na co zasługiwał od samego początku.
Istniała pewna granica, której nikomu nie wolno było przekraczać. Dzieci powinny pozostawać dziećmi. Nikt nie miał prawa wciągać ich do świata dorosłych, a tym bardziej do tego brudnego, którego byliśmy częścią.
Niko zasługiwał na normalność. Chciałem choć przez chwilę pobyć z nim sam na sam. Na stadionie olimpijskim odbywał się mecz żużlowy. Choć cały Wrocław drżał na myśl o jeździe w przeciwnym kierunku, to ja nie byłem tym specjalnie zainteresowany. Niko za to lubił wszystko, co było związane z emocjami.
Kiedy stanęliśmy przed bramą stadionu, spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Nie potrafił wydusić z siebie słowa. Ta chwila wiele dla niego znaczyła, więc nie zamierzałem jej spierdolić.
– No, co się tak gapisz? – Wystawiłem dłoń przez okno do ochroniarza i kazałem otworzyć bramę. – Wjeżdżaj. – Wróciłem wzrokiem do Niko.
– Jak ci się udało zdobyć bilety? – zapytał, przejeżdżając przez bramę.
– Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz – odparłem i odwróciłem wzrok w kierunku okna.
Spojrzałem na Pola Marsowe. Na trawie nie było widać nikogo. Wokół nas również było pusto. Wjazd na teren kompleksu olimpijskiego był zarezerwowany tylko dla najważniejszych ludzi. Nie czułem się jak jeden z nich i zapewne też nim nie byłem. Nie chciałem patrzeć Niko w oczy, bo po raz kolejny musiałbym skłamać.
Zaproszenie na finał ligi to nie było byle co. Dla mnie właściwie nic nie znaczyło, ale ktoś, kto mi je podarował, na pewno nieźle się napracował, żeby je dostać. Adam Kownacki był działaczem sportowym i cichym inwestorem wielu przedsięwzięć związanych z aktywnością fizyczną. Innymi słowy: był gangsterem takim jak ja, tylko na o wiele większą skalę i w zupełnie innej dziedzinie.
Tam, gdzie pojawiały się ogromne pieniądze, zaraz też znajdowali się przestępcy, którzy potrafili wszystko doskonale zepsuć. Albo robili pralnię z klubu sportowego, albo starali się mataczyć w wynikach. Ściąganie mnie tutaj oznaczało zaproszenie do stołu, ale przecież ja nawet nie miałem zamiaru przy nim siedzieć.
Zaparkowaliśmy w strefie dla drużyn. Na naszym miejscu czekała kobieta. Kownackiemu najwidoczniej bardzo zależało na wciągnięciu mnie do swojego interesu. Długie nogi dziewczyny opasała ołówkowa spódnica uwydatniająca jej kształty. Miała na sobie również białą bluzkę, której guziki zapięte były aż po samą szyję. Wydawało mi się, że jesteśmy w podobnym wieku.
Otworzyłem drzwi i wysiadłem. Mój wzrok wylądował na jej czarnych szpilkach i zaczął powoli sunąć ku górze. Kiedy spoczął wreszcie na twarzy, nie mogłem oderwać od niej wzroku. Była idealna, jakby wyrzeźbiona przez samego Boga. Nasze spojrzenia się spotkały i przez chwilę staliśmy w ciszy. Patrzyłem prosto w jej błękitne niczym ocean oczy. Widziałem, jak zdmuchuje kosmyk kręconych blond włosów opadających na czoło, ale nie przerwała tego intensywnego spotkania.
Dopiero Niko oderwał nas od siebie swoją interwencją słowną:
– Idziemy? – zapytał. – Chcę zająć dobre miejsca, zanim się zacznie – dodał, spoglądając na swój zegarek.
– A nie wolisz zacząć od poznania zawodników? – zapytała kobieta, odwróciwszy się do niego.
– Co? – Zrobił wielkie oczy.
Był prawie dorosłym mężczyzną, ale na myśl o tym niezrozumiałym dla mnie sporcie stawał się z powrotem małym chłopczykiem. Brakowało tylko, żeby dał się nieznajomej złapać za rękę i poprowadzić w kierunku ekip sportowych. Poczułem, jak kąciki ust delikatnie mi się unoszą.
– Przepraszam, nie zdążyłam się przedstawić. – Wróciła do mnie wzrokiem. – Kownacka… Ada Kownacka – Uśmiechnęła się i wyciągnęła w moim kierunku dłoń.
Uścisnąłem ją delikatnie, ale pewnie. Odkąd wypowiedziała swoje nazwisko, wiedziałem, że nie mogę okazywać żadnej słabości.
– Max Kamiński, a to mój brat Nikola – odparłem, choć i tak wiedziałem, że zna moje personalia. – Pani ojcu chyba bardzo zależy na rozmowie ze mną…
– Mój ojciec nawet nie wie, że tutaj jestem. – Tym zdaniem rozbudziła moją ciekawość. – Chodźcie, przedstawię was zawodnikom i pójdziemy do loży przy mecie.
– Za chwilę – odpowiedziałem, wzdychając, i spojrzałem przez ramię.
Braciszek wpatrzony był w stadion, a ja wypatrywałem Aleksa, bez niego nie mogliśmy się ruszyć. Nie chciałem być sam. Czułem, że wszystko, co się dzieje wokół mnie i moich bliskich, jest spiskiem. Żaden błąd nie wchodził w grę. Niko musiał być pod czyimś okiem przez cały czas. Zobaczyłem, jak Aleks zbliża się do nas z daleka. Podszedłem do Ady i chwyciłem ją pewnie za rękę.
– Widzisz tego człowieka? – szepnąłem jej do ucha. – Ma usiąść niedaleko nas.
Kiedy do niej mówiłem, czułem, jak przyspiesza jej oddech. Nie była z tego samego świata co my. Bała się konfrontacji, ale mimo to sama weszła prosto do paszczy lwa. Ja już przestałem być tym samym Maxem, który szukał sposobu na wyjście z opresji bez strat pobocznych. Liczyło się dla mnie tylko dobro bliskich, a inni odchodzili na dalszy plan.
– Dobrze – powiedziała i spojrzała na moją dłoń oplecioną wokół jej nadgarstka, więc go puściłem. – Możemy już iść? – Wskazała oczami na Niko, a ja skinąłem głową.
Naprawdę jego widok w takim humorze był ukojeniem dla mojego serca. Dawno nie widziałem go tak szczęśliwego. Buzia nie zamykała mu się nawet na chwilę. Wreszcie widać było w nim pasję, która jakiś czas temu zgasła.
Podeszliśmy do zawodników przy namiotach. Tylko nieliczni mogli wejść do tego sektora. Właśnie tam trenerzy omawiali taktykę, a mechanicy przygotowywali motocykle do jazdy. Ada przedstawiła nas każdemu, kto należał do drużyny Sparty. To było chyba jedno z marzeń Nikoli. Cieszyłem się, że mogę je spełnić.
Widząc go takiego, zacząłem odsuwać od siebie wcześniejsze myśli.
Może jednak nie będzie musiał wyjeżdżać?
Nawet nie wiedział, że ten dzień miał być dla nas pożegnaniem. Sam widocznie też nie byłem pewny swojej decyzji i pewnie tak samo jak on bałem się samotności.
Kiedy Nikola stał przy zawodnikach i oglądał maszyny, ja przeniosłem się z Adą bliżej wejścia na stadion. Myślałem, że zacznie rozmowę i wyjawi prawdziwy cel tego spotkania i powód, dla którego jej ojciec nic o nim nie wiedział. Ona jednak tylko milczała i się uśmiechała, patrząc w kierunku Nikoli.
– Chyba dobrze się bawi – rzuciła w końcu. – Zawsze jest taki szczęśliwy?
– Niestety rzadko.
Musieliśmy w końcu odejść ze strefy dla zawodników i udać się na swoje miejsca. Trybuny były otwarte, z małym wyjątkiem dla pomieszczenia nad metą. Siedzieliśmy w klimatyzowanej sali. Wokół nas kręciły się kelnerki i przynosiły kolejne drinki. Mieliśmy zarezerwowany dla siebie stolik. Kiedy usiadłem razem z Nikolą, Ada wróciła do drzwi, przy których stała ochrona. Widziałem, jak coś do nich mówi, a po chwili w progu pojawił się Aleks. Zaczęli go przeszukiwać, ona jednak szybko przerwała ich próby znalezienia broni, którą rzeczywiście miał wtedy przy sobie.
Mój wzrok nie spoczywał tylko na nim. Ciągle przenosiłem go na Adę. Nie potrafiłem oderwać od niej oczu. Było w niej coś, co mnie przyciągało, i nie potrafiłem opanować swojej reakcji. Dlatego już wiedziałem, że nie zrobimy ze sobą żadnego interesu – a o to właśnie jej chodziło.
– Podoba ci się? – zapytał Niko, nie kryjąc uśmiechu. – No co? Przecież widzę, jak na nią patrzysz.
– Słyszałeś kiedyś, że nie powinno się wchodzić między wódkę a zakąskę? – odparłem.
– A co do tego ma Ada?
– Ona jest jak wódka, a zakąską jest interes, który będzie chciała mi zaproponować. W tym świecie nie ma nic za darmo i jeśli wykonałbym choć jeden krok w jej kierunku, to mogę zapomnieć o interesie. I tak samo w drugą stronę. Takich rzeczy nie można mieszać.
– Czyli przyszedłeś tutaj robić interesy? – Momentalnie posmutniał.
– Przyszedłem tutaj obejrzeć ten jakże pasjonujący sport…
– Nie nabijaj się – wtrącił.
– W każdym razie jestem tutaj, żeby spędzić z tobą czas.
– I tylko po to?
– Nic innego nie jest mi potrzebne… No, może prawie nic. – Wstałem od stołu. – Chcesz coś do picia? – zapytałem, ale on już był w swoim świecie.
Nie przywykłem do jedzenia w restauracjach, czy też do picia w wykwintnych miejscach. Nie czekałem więc, aż podejdzie do mnie kelnerka, tylko sam udałem się do baru. Przechodząc przez salę, rzuciłem Aleksowi wymowne spojrzenie, którym przekazałem mu, żeby skupił swoją uwagę na młodym.
Podszedłem do barowej lady i oparłem się o nią. Kątem oka zobaczyłem złoty refleks tańczący maksymalnie pół metra ode mnie.
– A więc przejdźmy do interesów…Rozdział 2
Odwróciłem się, żeby zobaczyć wyraz jej twarzy. Często słowa ukrywają myśli, ale oczy zdradzają wszystko. Była opanowana. Wręcz nie widać było u niej żadnych oznak stresu, a skoro stała koło mnie, to musiała wiedzieć, kim jestem, albo raczej za kogo uważa mnie miasto.
Odgarnęła włosy opadające na oczy. Widziałem, jak powoli zwilża wargi językiem.
– Dwie wódki na lodzie – powiedziała do barmana.
– I wodę – dodałem. – Nie przywykłem do picia o tak wczesnej porze.
– Jak wolisz. – Przewróciła oczami.
Barman podał jej pierwszą szklankę, a ona od razu przytknęła ją do ust. Słyszałem, jak głośno przełyka alkohol, a po chwili wypuszcza powietrze. Nie skrzywiła się nawet na sekundę, choć musiała czuć palący smak w przełyku. Zaraz barman podał nam resztę zamówienia. Chwyciłem jedną ze szklanek, a drugą zostawiłem na blacie.
– Można zrobić tak, żeby ktoś to zaniósł do stołu do mojego brata? – zapytałem.
– Widać, że nie jesteś stąd. Oczywiście, że można. – Zaczęła pstrykać palcami, a po chwili obok nas już stała kelnerka. – Zanieś to do tamtego chłopca – powiedziała do kobiety z tacą. – Mówiłeś…
– Mówiłem, że nie przywykłem do tego, ale nie wspominałem nic o tym, że nie chcę tego robić. – Wypiłem zawartość szklanki i odstawiłem na blat. – Widzisz, wydaje ci się, że mnie znasz, a tak naprawdę nic o mnie nie wiesz. Nie zapytałem sam kelnerki o to, czy zaniesie wodę mojemu bratu, bo nie przywykłem do wysługiwania się innymi w brudnej robocie. Poprosiłem o to ciebie i zrobiłaś to bez wahania, więc doskonale wiem, skąd pochodzisz i czego mogę się po tobie spodziewać…
– I dlatego w rogu pokoju stoi ktoś, kto mógłby przyjąć za ciebie kulkę – przerwała mi. – Nie różnimy się tak bardzo, jak mogłoby ci się wydawać. Ja po prostu przestałam oszukiwać samą siebie, a ty jeszcze…
– A ja jeszcze co?
Uśmiechnęła się, ale nie odpowiedziała na moje pytanie. Zamówiła u barmana kolejne dwie czterdziestki wódki. Dopiero kiedy otrzymała swoje zamówienie, zwróciła się do mnie ponownie.
– Nic – prychnęła, trzymając usta nad szklanką.
– Nie musisz się bać… – Pokręciłem głową. – Ochrona przecież i tak patrzy na każdy mój ruch.
– Myślisz, że się ciebie boję?
– A nie jest tak? – Mój uśmiech potwierdzał, że byłem pewien własnych słów.
– Nie. – Odłożyła szklankę. – Możemy się przekonać, kto kogo się boi… – Zostawiła po tym zdaniu głuchą ciszę i zaczęła zmierzać do wyjścia.
Spojrzałem w kierunku Nikoli, a później na Aleksa. Skinął do mnie głową i dopiero ruszyłem za Adą. Intrygowała mnie. Nadal nie wiedziałem, czego może ode mnie chcieć. Prawdziwe zamiary ukrywała za paplaniną na temat manier, którą właściwie sam zacząłem.
Samo to, że poszedłem za nią, nie należało do najrozsądniejszych manewrów, ale nie mogłem pozwolić na takie zachowanie z jej strony. Wyszedłem z naszego sektora i zacząłem się rozglądać po korytarzu… Po lewej stronie zobaczyłem, jak w drzwiach jakiegoś pokoju znika sylwetka kobiety.
Ruszyłem za nią pędem. Nie wiedziałem, czemu biegnę i co mnie czeka, ale… No właśnie, ale co? Tak naprawdę zachowałem się jak nierozsądny gówniarz, a nie jak szef organizacji przestępczej.
Nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi, które okazały się prowadzić na klatkę schodową. Zszedłem po schodach do piwnicy. Ściany z czerwonej cegły rozświetlała jedynie żarówka zwisająca z sufitu. Chwyciłem za broń, ale jeszcze jej nie wyciągnąłem. Szedłem powoli przed siebie, bacznie się rozglądając.
– Tu jestem… – usłyszałem jej głos.
Szedłem za dźwiękiem. Wiedziałem, że jeśli to zasadzka, to ona będzie dla mnie kartą przetargową. Stawiałem po cichu kolejne kroki, starając się nie zdradzić mojej pozycji. Wpadłem w końcu w ślepy zaułek. Odwróciłem się…
– Wyjaśnijmy sobie raz na zawsze – zaczęła, celując mi prosto w serce. – Nie boję się ciebie i nigdy nie będę się bała.
– Coś jeszcze? – Podniosłem wzrok na wysokość jej oczu.
– Tak. – Spoglądała na mnie z pogardą. – Myślisz, że wszyscy czegoś od ciebie chcą. Jesteś naprawdę aż tak głupi i przepełniony pychą, że uważasz siebie za kogoś niezastąpionego? – Opuściła broń. – Mój ojciec cię zaprosił, a ja po prostu byłam ciekawa, o co tyle krzyku…
Ruszyłem do niej pewnie. Chwyciłem ją za nadgarstek dłoni, w której trzymała klamkę. Przycisnąłem ją do ściany obok, tak że zetknęliśmy się ciałami.
– Już wiesz o co? – zapytałem.
– Nadal tego nie dostrzegam. – Szarpnęła moją dłoń i przyciągnęła do swojej klatki piersiowej. – Czujesz? Tego nie da się oszukać. Nie wzbudzasz we mnie nic. Ani podniecenia, ani strachu…
– A może nie taki był mój cel? – Uśmiechnąłem się. – Może ty też źle mnie oceniłaś. Jak wszyscy. Od samego początku założyłaś, że przyszedłem tutaj ubić interes, i to była najprostsza, a zarazem największa możliwa pomyłka.
– To po co tutaj jesteś, skoro ten sport nawet cię nie interesuje?
– Widziałaś jego oczy? – zapytałem.
– Nie rozumiem.
– Ktoś taki jak ty nigdy tego nie zrozumie. Nie znacie biedy, strachu ani poczucia winy, dlatego nie wiecie, jak wygląda szczęście…
– Chyba nie myślisz, że uwierzę w to, że przyszedłeś tutaj dla brata.
– Nie musisz – odparłem, puszczając jej dłoń.
Wiedziałem, że stąpam po grząskim gruncie. Kroczyłem w kierunku światła, odwrócony plecami do kogoś, komu nie mogłem ufać. Nie odwracałem się za siebie. Nie lubiłem patrzeć w tył, bo to powodowało, że traciłem z oczu to, co było na wyciągnięcie ręki.
– Stój, kurwa! – krzyknęła, a ja tylko uśmiechnąłem się pod nosem. – Nie skończyłam z tobą.
– Ale ja z tobą tak.
Wiedziałem, że nie strzeli. Choć nie chciała tego przyznać, byłem jej do czegoś potrzebny albo po prostu badała swoje możliwości. Wróciłem powoli do sali, w której czekał na mnie Nikola. Usiadłem za bratem.
– I co, jak było? – zapytał wprost i w tym momencie ona również usiadła przy stoliku.
– Większego gbura niż twój brat nie miałam okazji jeszcze poznać – odpowiedziała za mnie.
– Poczekaj, aż poznasz resztę rodziny. – Zaśmiał się.
– Cisza! – Strzeliłem go otwartą dłonią w tył głowy. – Patrz na tor. – Wskazałem na jadących zawodników.
Ada nachyliła się nade mną.
– Też mam być cicho? – zapytała szeptem, ale zignorowałem to. – Wszystko, co powiedziałeś, mija się z prawdą z jednego prostego powodu. Mój ojciec niczego od ciebie nie chciał. Ludzi takich jak ty…
– Takich jak ja? – parsknąłem. – Myślałem, że mamy to już za sobą.
– Naprawdę będziesz się obrażał jak mała dziewczynka o każde wypowiedziane przeze mnie słowo? – Skarciła mnie wzrokiem. – On uważa was za małpy, które ledwo zeszły z drzew i powoli uczą się jak używać ognia. Gardzi tobą i twoimi kolegami. Czy też współpracownikami. Nazywaj ich, jak chcesz, tylko nie próbuj mi nawet przerywać…
Niko się odwrócił i zaczął nam przyglądać. W ułamku chwili napięcie na twarzy Ady zamieniło się w kompletny luz. Była dobrą aktorką. Na stadionie rozpoczęła się fiesta. Sparta wygrała finałowy wyścig i zakończyła ligę na pierwszym miejscu. Mój brat skakał w kółko jak małe dziecko. Ludzie wokół zaczęli na nas zerkać.
– Możemy zejść na tor. – Ada zwróciła się do Nikoli, a on spojrzał na mnie pytająco.
– Możemy – odparłem, bo nie chciałem być jego wrogiem.
Szedł przed nami, podczas gdy Aleks pilnował tyłów. Zeszliśmy na boisko, gdzie odbywało się wręczanie nagród. Mogliśmy oglądać całą imprezę z bliska. Przy okazji było tak głośno, że nie musiałem się obawiać tego, że ktoś podsłucha naszą rozmowę.
– Mówiłaś coś wcześniej – przypomniałem, a ona znowu spoważniała.
– Ojciec gardzi całym tym gangsterskim światem. Uważa, że wiele ryzykujecie dla marnych ochłapów. Dla niego jesteś jak tania siła robocza…
– Rozumiem, że dla ciebie jestem kimś więcej – wtrąciłem się.
– Zbyt wysoko mnie cenisz – parsknęła. – Uważam, że to, co człowiek nosi w sercu, ma wartość. Głód i pragnienie są motorem napędowym, a ten, kto od dawna czuje się syty…
– Przestaje być niebezpieczny – dokończyłem.
– Dokładnie.
– Ale chyba nie jesteśmy tutaj po to, żeby wymieniać uprzejmości…
– A może właśnie po to? Dlaczego uważasz, że we wszystkim kryje się podwójne dno?
– Tego nauczyło mnie życie.
– Tak cię ono skrzywdziło… – Westchnęła. – Chciałam się spotkać tylko dlatego, że w przeciwieństwie do ojca nie mam w zwyczaju kogokolwiek lekceważyć i uważam, że kontakty są o wiele ważniejsze niż pieniądze.
– Dlaczego to z tobą rozmawiam, skoro bilety na mecz dostałem od niego? – zapytałem w końcu.
– Właśnie przez to, o czym mówiłam przed chwilą: brak apetytu – odparła, po czym parsknęliśmy śmiechem jednocześnie. – Jesteś tak naprawdę jedyną osobą, która nie zareagowała na jego zaproszenie, i przez to…
– Zaintrygowałem cię, ale poczekaj… – Zacząłem składać wszystko w myślach w spójną całość. – Skąd wiedziałaś…
– Że przyjedziesz? – Zaśmiała się. – Nie wiedziałam, ale żużel to moje życie i nie odpuściłabym finału, a ochrona ma obowiązek informować mnie o każdym, kto przekroczy bramę z zaproszenia ojca.
– A więc to tak…
– Nie martw się. – Zbliżyła twarz do mojego ucha. – Nie mam na twoim punkcie obsesji i na pewno nie uciekłabym się do takich metod jak śledzenie – szepnęła.
Nie wiedziałem, czy mówiła poważnie, i to było czymś w rodzaju ostrzeżenia z jej strony, czy też żartowała. W każdym razie jedno było pewne: musiałem mieć się na baczności z uwagi na zaistniałe fakty.
Rozmowa mnie pochłonęła i straciłem z oczu Niko. Zacząłem się nerwowo rozglądać. Widziałem, jak Aleks przeciska się przez tłum ludzi stojących przy podium. Słyszałem, jak strzelają korki szampana. Moje serce zaczęło bić szybciej. Złe przeczucie ogarnęło całe moje ciało. Podbiegłem do przyjaciela i chwyciłem go za ramię.
– Gdzie on jest? – zapytałem nerwowo.
– Straciłem go z oczu w tłumie, przepraszam.
– Kurwa! – krzyknąłem.
Przepychałem się między ludźmi, ale Niko nigdzie nie było. Nie mógł odejść za daleko. No chyba że ktoś to zaplanował… Czułem, jakby przeszedł mnie prąd. Kręciłem się w kółko pośród tłoczących się fanów sportu. Musiałem nad tym zapanować. Wróciłem do Ady.
– Odpowiesz za to – powiedziałem przez zęby.
– Za co? – zdziwiła się, udając głupią.
– Dobrze…
– Znalazłem go, chodził przy trybunach – usłyszałem Aleksa, a kiedy się odwróciłem, zobaczyłem, że trzyma Niko pod rękę.
– Mogę wiedzieć, o co tutaj chodzi? – wtrąciła się Ada.
– Nie teraz – syknąłem.
Nie mogłem opanować złości. Widziałem, że Niko zaczyna się stresować. Plan spędzenia wspólnego szczęśliwego wieczorku z bratem wziął w łeb. Miałem problem z okazywaniem emocji, ale w niektórych momentach czułem zbyt wiele i zaczynało się to ze mnie wylewać. Niko nie wiedział, co złego zrobił. Nadal był dzieckiem i nie do końca zdawał sobie sprawę z konsekwencji. Ktoś groził mi i mojej rodzinie, więc moje obawy miały podstawę.
– Wracamy – powiedziałem do Nikoli spokojnie.
– Ale…
– To nie podlega żadnej dyskusji. – Odwróciłem się do Aleksa. – Odwieziesz go moim autem do domu i zaczekacie na mnie. – Podałem mu kluczyki.
– A ty?
– Muszę ochłonąć.
Nikola nie rozumiał, co czułem, gdy na chwilę zniknął mi z oczu. Wizja przyszłości bez niego była dla mnie jak strzał w samo serce. Choć nic się jeszcze nie zdarzyło i być może pozostanie tak do końca mojego istnienia, to ja i tak znałem ten ból. Nie potrafiłem tego opanować. W tamtej chwili zrozumiałem, że nie mogę tego dłużej odwlekać, nawet jeśli Niko miałby już nigdy się do mnie nie odezwać.
– Odwiozę cię – powiedziała Ada, widząc, jak Niko i Aleks znikają powoli z naszych oczu.
– Nie.
Od razu zacząłem się oddalać. Dyskusja między nami była skończona. Nie chciałem zrobić czegoś głupiego, a byłem na skraju. Każde słowo mogło zepchnąć mnie w przepaść. Musiałem ochłonąć. Pobyć chwilę sam ze swoimi problemami.
Idąc przez to ponure miasto, układałem sobie w głowie, co powiem Nikoli. Wizualizacja kolejnych jego reakcji była dla mnie jak nóż, który sam sobie wbijałem w serce. Nie mógł dobrze przyjąć tego, co dla niego zaplanowałem. Już raz to przeżył, a teraz musiał usłyszeć to po raz kolejny.
Myślałem, że uda się jakoś to wszystko pogodzić, ale jego obecność w obliczu tego, co działo się wokół, była dla mnie ciężarem. Nie mogłem jednocześnie chronić nas wszystkich. Zresztą doskonale pamiętałem, jak to się dla niego skończyło ostatnim razem.
Dlatego jedynym wyjściem było ponowne odesłanie go z miasta. Już i tak był jeden rok do tyłu względem swoich rówieśników. Wszyscy skończyli szkołę, a on został sam jak palec. Miał przyklejoną łatkę narkomana, który próbował zakończyć swój marny żywot. Nikt tak naprawdę nie znał prawdy o jego poświęceniu dla dobra własnej rodziny. Bolało mnie to, że nie mogłem z tym nic więcej zrobić. Stąd właśnie pojawiła się myśl o nowym starcie dla młodego.
Miałem tę świadomość, że – z jego perspektywy – będę chciał go uwięzić, pozbawić możliwości decydowania o sobie. Ale to nie była prawda. Pragnąłem jedynie jego bezpieczeństwa i szczęścia górującego nad smutkiem.
Internat, który dla niego wybrałem, znajdował się w Warszawie. Mieszkały w nim dzieci prezesów firm, prawników, znanych lekarzy i aktorów. Nareszcie było nas stać na to, co najlepsze, i Nikola mógł dostać odpowiednią opiekę. Szkoła i budynki mieszkalne były odgrodzone od reszty świata i bez pozwolenia opiekunów nikt nie mógł opuszczać terenu liceum imienia Jana Długosza. To pozwalało mi mieć kontrolę nad nim i jego bezpieczeństwem.
Wszedłem do pokoju Niko i usiadłem obok niego na łóżku. Byłem już opanowany. Odwrócił się i spojrzał na mnie ze spokojem w oczach.
– Znowu wszystko popsułem – zaczął i skrzyżował ze mną spojrzenie. – Przepraszam.
– Nie, to nie…
– Wiem, że chcesz, żebym wrócił do internatu – powiedział, a ja poczułem kolejne ukłucie w mostku. – Nie musisz już dłużej udawać. Nie jestem głupi.
– I co? – Westchnąłem głośno. – Nie myślisz, że chcę się ciebie pozbyć?
– Na początku tak właśnie myślałem…
– A teraz?
– A teraz sam nie wiem. Czuję się tutaj cholernie samotny. Ciebie i tak wiecznie nie ma w domu, a ja jestem ciągle pod obserwacją. – Spojrzał w kierunku drzwi, dając mi do zrozumienia, że chodzi mu o obecność Aleksa w salonie. – Nel uciekła, może ja też właśnie tego potrzebuję.
– Ale przecież ty nie uciekasz ani ja nie uciekam. Będziemy widywać się w każde święta, a jak skończysz ostatni rok szkoły, to sam zdecydujesz, co dalej…
Opuścił głowę. Ta rozmowa nie była łatwa ani dla niego, ani dla mnie. Choć wszystko wydawało się przebiegać spokojnie, ja i tak czułem, że Nikola ukrywa swoje prawdziwe przemyślenia.
– Chcę, żebyś był ze mnie dumny – wybąkał, patrząc ślepo w podłogę, tak jakby bał się mojej reakcji.
– Przecież jestem.
– Nie – parsknął. – Jestem dla ciebie nadal małym braciszkiem. Ostatni raz, jak próbowałem pomóc, tylko przysporzyłem dodatkowych kłopotów. Nie myśl, że o tym zapomniałem. To ja wprowadziłem cię z powrotem do życia, którego tak bardzo nienawidzisz. Wiem o tym i, kurwa, nigdy tego nie zapomnę. – Kręcił nerwowo głową. – Gdybym mógł cofnąć czas, tobym to zrobił…
– Niko… – Czułem, jak łzy napływają mi do oczu.
– Ale – ciągnął, a nasze oczy znowu się spotkały – zmienię to i jak wrócę, naprawdę będziesz ze mnie dumny. Przestanę w końcu być dla ciebie ciężarem, a stanę się kimś, na kim możesz polegać. – Widziałem, jak jego oczy błyszczą, a potem w kącikach zaczynają pojawiać się łzy. Sam też nie mogłem się już opanować. – A teraz przepraszam cię, ale muszę się spakować.
– Odwiozę cię – zaproponowałem.
– Aleks to zrobi.
Te słowa były kolejnym ciosem w moje serce. Zgadzałem się z nim. Nie byłbym w stanie odwieźć go tam i zostawić na rok w dosłownym zamknięciu. Bałem się, że rozmyślę się w połowie drogi i wrócę do Wrocławia. Postąpiłbym wtedy samolubnie, a gdyby coś mu się stało, nigdy bym sobie tego nie darował.