Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja

Faking It - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
25 września 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Faking It - ebook

Autorka sensacji YA i przeboju Netfliksa „The Kissing Booth” przedstawia pełną humoru powieść o niby-randkach, niewinnych kłamstwach i poszukiwaniu prawdziwych uczuć.

Sophie, 25 lat
Szuka: osoby towarzyszącej na ślub siostry
Nigdy w życiu… nie była w dłuższym związku

Sophie jest singielką, której życie uczuciowe nie układa się zgodnie z planem. Gdy jej przyjaciółki mają już stałych partnerów, a rodzina nie przestaje się martwić, Sophie decyduje się na desperacki krok: umieszcza ogłoszenie w aplikacji randkowej, które przyciąga Harry’ego – czarującego rozwodnika szukającego rozrywki.

Harry zgadza się udawać partnera Sophie na weselu, a ich niewinna gra wkrótce przeradza się w serię wspólnych występów na rodzinnych i towarzyskich imprezach. Granice między fikcją a rzeczywistością się zacierają…
Czy Sophie zdoła oszukać serce? Czy ściema, która miała być tylko zabawą, otworzy jej drzwi do prawdziwej miłości?

 

„Faking It” to urzekająca historia o przyjaźni i poszukiwaniu siebie, pełna emocji i zaskakujących zwrotów akcji, która skradnie Wasze serca. Idealna dla fanów Christiny Lauren, Emily Henry, Ali Hazelwood czy Colleen Hoover.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67784-40-5
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

− Je­steś sama?

Po­kusa, żeby ro­zej­rzeć się z za­sko­cze­niem i rzu­cić jej pro­sto w twarz: „No pro­szę! Rze­czy­wi­ście!”, jest zbyt silna, by ją ode­przeć, zwa­żyw­szy jed­nak, że przed chwilą się zja­wi­łam, uznaję, że jest jesz­cze za wcze­śnie na ro­bie­nie z sie­bie klauna.

Wolę naj­pierw wy­pić parę mi­moz, bym miała coś, czym będę mo­gła póź­niej wy­tłu­ma­czyć swoje za­cho­wa­nie.

− A, tak – po­twier­dzam i uśmie­cham się uprzej­mie do mamy Leny.

Spo­tka­łam ją dwu­krot­nie: raz na roz­da­niu dy­plo­mów i drugi raz przed kil­koma mie­sią­cami, kiedy od­wie­dzi­łam Lenę po ope­ra­cji serca.

Za­pewne zna mnie tak samo jak ja ją, czyli z opo­wie­ści z dru­giej ręki i ze spo­ra­dycz­nej obec­no­ści w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych Leny. Cie­kawi mnie, co do­kład­nie o mnie wie, i do­cho­dzę do wnio­sku, że wy­ba­czę jej py­ta­nie o to, czy je­stem tu sama.

Szybko zmie­niam zda­nie, kiedy cmoka i po­kle­puje mnie po ra­mie­niu ze współ­czu­ciem, o które wcale nie pro­si­łam.

− He­lena wspo­mi­nała, że trudno ci ko­goś po­znać. Wielka szkoda.

Moją twarz wy­krzy­wia tik ner­wowy. Uśmie­cham się sztucz­nie. „Trudno ci ko­goś po­znać” – to mówi o mnie przy­ja­ciółka czy ra­czej jej mama tyle zro­zu­miała? Szcze­rze po­wie­dziaw­szy, wąt­pię, żeby to był do­słowny cy­tat z wy­po­wie­dzi Leny, ona uwiel­bia słu­chać o mo­ich wy­czy­nach rand­ko­wych, po­dob­nie jak ja jej o nich opo­wia­dać.

− Nie to co moja Lena – cią­gnie pani Shel­ton z przy­kle­jo­nym do twa­rzy uśmie­chem w stylu „Roz­piera mnie ma­cie­rzyń­ska duma, ale je­śli uśmiechnę się wy­star­cza­jąco skrom­nie, obie mo­żemy uda­wać, że się nie prze­chwa­lam”. – Na­prawdę po­szczę­ściło się jej z John­nym, prawda? Po­znali się pierw­szego dnia stu­diów, a te­raz są już za­rę­czeni! Cu­dow­nie, nie uwa­żasz? O, a to twój pre­zent?

Jej wzrok lą­duje na kartce w mo­jej dłoni. Le­dwo mam czas, żeby się po­zbie­rać po tym emo­cjo­nal­nym po­liczku. A po­nie­waż mama Leny na­leży naj­wy­raź­niej do tego typu lu­dzi, któ­rzy ocze­kują kosz­tow­nych pre­zen­tów, wy­gląda na nieco ura­żoną, że przy­nio­słam tylko kartkę, a nie zja­wi­łam się, tasz­cząc ogro­dowy piec do pizzy, który znaj­do­wał się na li­ście.

(Ale szcze­rze... Li­sta pre­zen­tów na przy­ję­cie za­rę­czy­nowe?! Tak się te­raz robi? Czy to ta sama Lena, która na na­sze dwu­dzie­ste pierw­sze uro­dziny ad­op­to­wała dla nas po osiołku?)

Pani Shel­ton pa­trzy na mnie zdu­miona. Za­czyna bar­dzo po­woli i bar­dzo kry­tycz­nie lu­stro­wać mój strój, a na jej twarz wy­pływa wy­raz po­gardy. Prze­stę­puję z nogi na nogę. Mimo że na­wet jesz­cze nie we­szłam na im­prezę, już wiem, że po­peł­ni­łam błąd: moja po­wiewna zie­lona spód­nica za ko­lano i biała ko­szulka są zde­cy­do­wa­nie za mało ele­ganc­kie w po­rów­na­niu z su­kien­kami kok­taj­lo­wymi i gar­ni­tu­rami, które mają na so­bie go­ście. Ciemne włosy swo­bod­nie spły­wają mi do ra­mion, a ja za­sta­na­wiam się, czy to rów­nież nie był błąd. Może po­win­nam była się wy­si­lić i za­krę­cić loki albo zde­cy­do­wać się na ja­kieś sty­lowe upię­cie? Wzrok mamy Leny za­trzy­muje się na ry­sie na czubku mo­ich bot­ków, od­chrzą­kuję więc, żeby zwró­cić na sie­bie uwagę. Chyba le­piej, je­śli od razu wrę­czę pre­zent i będę to miała z głowy.

Z uśmie­chem przy­kle­jo­nym do twa­rzy po­daję jej kartkę, która zo­sta­nie umiesz­czona na nie­wiel­kim sto­liku na pre­zenty, strze­żo­nym, jak się wy­daje, przez pa­nią Shel­ton.

Wiem, słowo „strze­żony” może być tro­chę za mocne, ale mama Leny przy­po­mina mi smoka pil­nu­ją­cego skar­bów, na co nie­ba­ga­telny wpływ ma jej krzy­kliwy bor­dowy ko­stium z efek­tem kro­ko­dy­lej skóry.

− To vo­ucher na ma­ni­cure – sły­szę wła­sne wy­ja­śnie­nie. – Są­dzi­łam, że przyda się jej przed ślu­bem. Albo po pro­stu jako drobna przy­jem­ność. Żeby mo­gła na­prawdę po­chwa­lić się pier­ścion­kiem.

− Ojej! – Na twarz pani Shel­ton wy­pływa na­gle sze­roki uśmiech. – To do­prawdy bar­dzo ład­nie z two­jej strony! Brawo! Prze­pra­szam cię, So­phie, wła­śnie przy­je­chali stry­jeczna babka i dzia­dek Johnny’ego, mu­szę... – Nie do­koń­czyw­szy zda­nia, od­cho­dzi.

Od­dy­cham z ulgą i zgar­niam mi­mozę z po­bli­skiej tacy.

Z tru­dem się ha­muję, by nie wy­chy­lić drinka na je­den raz. Biorę jed­nak opa­no­wany (acz­kol­wiek bar­dzo długi) łyk i prze­bie­gam wkoło wzro­kiem.

Nie­zła miej­scówka. Eden View Plaza to je­den z tych eks­klu­zyw­nych ma­łych ho­teli w cen­trum mia­sta z piękną oran­że­rią w środku. Znaj­duje się tu kilka gu­stow­nych kom­po­zy­cji bu­kie­to­wych i parę na­kry­tych sto­li­ków z krze­słami. Kel­ne­rzy prze­cha­dzają się po po­miesz­cze­niu z ta­cami peł­nymi tar­ti­nek i drin­ków. Wy­gląda to sno­bi­stycz­nie i prze­pięk­nie. Je­dyne, co stu­dzi (do­słow­nie) mój za­pał, to fakt, że nie da się wyjść na ze­wnątrz, gdzie chwi­lowo leje jak z ce­bra.

Przy­ję­cie jest hucz­niej­sze, niż mo­głam to so­bie wy­obra­zić. Nie że­bym była na wielu im­pre­zach za­rę­czy­no­wych – może trzech albo dwóch? – ale ta tu­taj wy­daje się nieco nad­mia­rowa. W za­sa­dzie to bar­dzo nad­mia­rowa. Kiedy w ze­szłym roku za­rę­czyła się moja przy­rod­nia sio­stra Jes­sica, wy­bra­li­śmy się ro­dzin­nie do na­szej ulu­bio­nej knajpki. A już na pewno nie przy­go­to­wy­wała z tej oka­zji li­sty pre­zen­tów.

Choć może to jedna z tych par, które od tej pory wszystko będą tak or­ga­ni­zo­wać. Johnny za­brał Lenę na spon­ta­niczny wy­pad week­en­dowy z oka­zji wa­len­ty­nek – święta, które do nie­dawna Lena uzna­wała za bez­sen­sowne. Po­dej­rze­wam jed­nak, że zmie­nia się zda­nie, kiedy chło­pak wy­ko­rzy­stuje ten dzień jako do­sko­nałą oka­zję do oświad­czyn.

Wy­gląda na to, że Lena i Johnny za­pro­sili do świę­to­wa­nia swo­ich za­rę­czyn całą ro­dzinę i mnó­stwo zna­jo­mych. Roz­po­znaję kilka twa­rzy z ich in­sta­gra­mo­wych kont, jest także paru na­szych wspól­nych przy­ja­ciół.

Wresz­cie do­strze­gam szczę­śliwą parę.

Rzu­cam się w ich kie­runku w chwili, gdy koń­czą roz­mowę z in­nymi go­śćmi, któ­rych ra­czej nie znam, i ma­cham wolną ręką, żeby zwró­cić na sie­bie ich uwagę, za­nim skrad­nie ją ktoś inny.

− Lena! – wo­łam.

Oboje się od­wra­cają – po­dob­nie jak kilka in­nych osób – a moja przy­ja­ciółka od­sła­nia w uśmie­chu swoją cha­rak­te­ry­styczną szparę mię­dzy zę­bami, pod­ska­kuje na pal­cach i za­rzuca mi ręce na szyję, kiedy znaj­duję się na tyle bli­sko, żeby dało się mnie przy­tu­lić.

− Tak się cie­szę, że do­tar­łaś!

Johnny’ego też ści­skam i obojgu mó­wię:

− Gra­tu­la­cje! Trzy­mam za was kciuki. I dzięki za dzi­siej­sze za­pro­sze­nie.

Roz­ma­wia­łam już z nimi po tym, jak Johnny oświad­czył się mie­siąc temu, więc nie je­stem pewna, co jesz­cze po­wie­dzieć. Czy po­win­nam po­wtó­rzyć to, co pi­sa­łam na What­sAp­pie i w ko­men­ta­rzach pod po­stami Leny na In­sta­gra­mie i Fa­ce­bo­oku?

De­cy­duję się chwy­cić przy­ja­ciółkę za rękę.

− Po­każ go!

Wi­dzia­łam, jak ro­bią to na fil­mach.

Lena chi­cho­cze, po­ka­zuje pier­ścio­nek, a po­tem ob­raca palce to w jedną, to w drugą stronę, żeby za­de­mon­stro­wać bry­lant po­ły­sku­jący na jej le­wej dłoni. To na­prawdę piękny pier­ścio­nek. Johnny do­sko­nale zna jej gust. Ka­mień błysz­czy tak mocno, że zdję­cia, które nam wy­słała, sta­no­wią je­dy­nie kiep­ską imi­ta­cję uroku tego pier­ścionka.

Johnny idzie przy­wi­tać się ze swo­imi przy­ja­ciółmi, a Lena opo­wiada mi o pier­ścionku i wy­pa­dzie w wa­len­tyn­kowy week­end, za­chwy­ca­jąc się tym, jak bar­dzo była za­sko­czona, a po­tem przy­tula mnie mocno i mówi:

− Tak się cie­szę, że cię wi­dzę, Soph! Nie mu­sia­łaś wsta­wać zbyt wcze­śnie na po­ciąg?

− Je­cha­ła­bym i całą noc, żeby być tu na czas – żar­tuję, cho­ciaż tak na­prawdę mó­wię cał­kiem se­rio.

Od kiedy spo­ty­ka­nie się z przy­ja­ciółmi stało się ta­kie trudne i za­częło wy­ma­gać tyle pla­no­wa­nia? Słowo daję, że je­śli chcę zo­ba­czyć się z wię­cej niż jedną osobą na­raz, mu­simy o tym wie­dzieć z przy­naj­mniej pię­cio­mie­sięcz­nym wy­prze­dze­niem, by do­pa­so­wać swoje gra­fiki. Tę­sk­nię za spon­ta­nicz­nymi po­po­łu­dniami, które w cza­sach uni­werku spę­dza­ły­śmy na ła­że­niu po skle­pach, albo za wa­ka­cjami, kiedy mó­wiło się po pro­stu: „Hej, wła­śnie do cie­bie jadę! Po­ga­damy so­bie!”.

Mó­wię to Le­nie, a ona się śmieje.

− Może po­win­ni­śmy się czę­ściej za­rę­czać. To do­bry po­wód do spo­tka­nia!

Choć śmieję się ra­zem z nią, to skóra mrowi mnie nie­przy­jem­nie i czuję ucisk w klatce pier­sio­wej. Nie­wiele czasu zaj­muje mi zo­rien­to­wa­nie się, co jest nie tak. To atak pa­niki. Do­ciera do mnie, że być może przy­ja­ciele nie wy­silą się, by przy­je­chać i spo­tkać się ze mną bez „do­brego po­wodu”, ja­kim są za­rę­czyny, a na to ra­czej prędko się nie za­nosi.

Nie mó­wię tego gło­śno, bo to dzień Leny, i nie za­mie­rzam być dziew­czyną, któ­rej tak bar­dzo do­skwiera brak chło­paka, że musi wszyst­kim ze­psuć hu­mor.

Lena wy­czuwa chyba, że coś mnie gry­zie, bo szybko zmie­nia te­mat. Ła­pie mnie lekko za rękę i na­chyla się, marsz­cząc nos.

− Wi­dzia­łam, że do­pa­dła cię moja mama. Po­wta­rza­łam jej, żeby nie ata­ko­wała wer­bal­nie każ­dego, kto przy­cho­dzi, ale... − Prze­wraca oczami. – Chyba nie ma­glo­wała cię na te­mat two­jego stroju, hm?

Auć.

Ale wiem, że Lena nie ma nic złego na my­śli i nie przej­mo­wa­łaby się, na­wet gdy­bym zja­wiła się w sta­rej zła­cha­nej pi­ża­mie, o ile tylko przy­je­cha­ła­bym, żeby z nią świę­to­wać, więc ści­skam jej dłoń.

− Szcze­rze, nie masz się czym przej­mo­wać. Po pro­stu wita go­ści na przy­ję­ciu. Nie pa­kuje się w ten spo­sób w ja­kieś kło­poty, prawda?

− Hm...

Lena za­ci­ska usta i rzuca mi zna­czące, nie­prze­ko­nane spoj­rze­nie, ale po chwili znów wy­bu­cha śmie­chem i pro­mie­nieje. Na­prawdę pro­mie­nieje: try­ska ra­do­ścią i nie­mal błysz­czy, na­wet bez pier­ścionka z bry­lan­tem na palcu. Jest tak wy­raź­nie szczę­śliwa, tak cał­ko­wi­cie za­ko­chana i w pełni usa­tys­fak­cjo­no­wana wszyst­kimi aspek­tami swo­jego obec­nego ży­cia, że trudno tego nie za­uwa­żyć.

Też tak chcę.

Czuję nie­wiel­kie, ale zna­jome ukłu­cie za­zdro­ści, to samo, które po­ja­wia się, kiedy wi­dzę, jak ktoś pi­sze o awan­sie w pracy albo że jest na ja­kichś fan­ta­stycz­nych sło­necz­nych wa­ka­cjach, pod­czas gdy ja tkwię w biu­rze.

Tak, chcę tego, co wy ma­cie. Ja też chcę po­czuć się tak, jak­bym miała wszystko.

By­cie sin­gielką jest tak cho­ler­nie smutne. Pa­trzę, jak przy­ja­ciele się ustat­ko­wują, za­rę­czają, za­cią­gają kre­dyty, a na­wet za­czy­nają my­śleć o dzie­ciach albo ku­pują z bli­ską osobą zwie­rzaka... Ki­bi­cuję im, rzecz ja­sna (na­prawdę!), ale za każ­dym ra­zem, kiedy dzielą się do­brą no­winą, czuję się co­raz bar­dziej wy­ob­co­wana. Ze­pchnięta na boczny tor, za­po­mniana i co­raz mniej ważna w ich ży­ciu.

Czuję się sa­mot­nie. Ro­zu­miem, dla­czego nikt nie chce być sam.

Ża­łuję, że nie mam tego, co oni. Chcia­ła­bym mieć chło­paka – i wierz­cie mi, nie że­bym się nie sta­rała. Pra­gnę tylko, żeby lu­dzie nie pa­trzyli na mnie z po­li­to­wa­niem, kiedy py­tają o moje ży­cie uczu­ciowe albo czy już so­bie ko­goś zna­la­złam.

Jak­bym sama nie czuła się już wy­star­cza­jąco ża­ło­śnie.

Lena pa­trzy na Johnny’ego, który na dru­gim końcu sali roz­ma­wia z ja­ki­miś star­szymi człon­kami ro­dziny, a ja my­ślę: „Tego też chcę. Chcę po­czuć coś ta­kiego i chcę dzie­lić z kimś to uczu­cie”. Nie ma zna­cze­nia, że w tej chwili on jej nie za­uważa. Ten fa­cet jest jej, a ona wie, że w każ­dej sy­tu­acji może na niego li­czyć. Ich losy są te­raz ze sobą sple­cione, oboje znają się na­wza­jem rów­nie do­brze jak każde z nich sie­bie.

Nie po­doba mi się, że za­zdrosz­czę przy­ja­cio­łom. Nie chcę tego.

− Tak się cie­szę, Leno – mó­wię tym ra­zem na­prawdę szcze­rze.

W ra­mach to­a­stu stu­kam de­li­kat­nie swoją mi­mozą o jej kie­li­szek szam­pana i biorę łyk.

− Dzięki. Ale... − „Ale”? Jest ja­kieś „ale”! Dzięki Bogu. Wy­gląda na to, że trawa nie za­wsze jest bar­dziej zie­lona po... − Ale czy mo­gła­byś nie na­zy­wać mnie Leną? Po pro­stu... no wiesz, ro­dzina Johnny’ego jest... jest bar­dzo tra­dy­cyjna i nie­zbyt lubi zdrob­nie­nia.

Omal nie oplu­wam jej drin­kiem.

Ha­muję się w ostat­niej se­kun­dzie, za­kry­wam usta dło­nią i sta­ram się prze­łknąć, ale krztu­szę się tak bar­dzo, że część wy­pływa mi na brodę i Lena musi po­kle­pać mnie po ple­cach. Go­ście pa­trzą na mnie zde­gu­sto­wani.

Brawo, So­phie. Istne uoso­bie­nie wy­twor­nego wdzięku.

Le­nie udaje się zdo­być pa­pie­rowe ser­wetki (tak ele­ganc­kie, że na po­czątku są­dzi­łam, iż są z ma­te­riału, ale oka­zały się jed­no­ra­zowe, tyle że mają z dzie­sięć warstw) i osu­sza mi brodę i szyję, jak­bym była dziec­kiem. W pew­nym sen­sie to jest bar­dziej upo­ka­rza­jące, niż kiedy po­ma­ga­łam jej się wy­ką­pać po ope­ra­cji, bo Johnny wy­je­chał służ­bowo na ty­dzień, a jej ro­dzice byli na wa­ka­cjach. Po­liczki mi płoną, bo wszy­scy się we mnie wpa­trują.

− Nie ochla­pa­łam cię, prawda?

Lena na­wet nie pa­trzy na swoją śliczną białą su­kienkę kok­taj­lową, żeby spraw­dzić jej stan, tylko zbywa mnie mach­nię­ciem ręki. Przy­wo­łuje kel­nera i wy­mie­nia ser­wetki na szklankę wody, którą na­stęp­nie mi po­daje.

− To nic. Wszystko w po­rządku?

− Tak, tak, prze­pra­szam, po pro­stu... Mó­wisz po­waż­nie?

− O czym?

− Żeby nie zwra­cać się do cie­bie per Lena? Bo ro­dzina Johnny’ego nie lubi zdrob­nień? − Pa­trzy na mnie zdu­miona, jest zbyt za­sko­czona, żeby coś wy­du­sić. − Ro­dzina Johnny’ego – po­wta­rzam.

− Tak.

− Johnny’ego...

Pry­cha, robi minę, która jest skrzy­żo­wa­niem zmie­sza­nia i iry­ta­cji – cho­ciaż nie je­stem pewna, czy jest ad­re­so­wana do mnie, czy do przy­szłych te­ściów.

− No, po pro­stu, wiesz. Są bar­dzo... wy­ra­fi­no­wani.

Wiem. Johnny nie jest nu­wo­ry­szem. Na stu­diach był zdzi­wiony zja­wi­skiem de­betu. Jego ro­dzice mają po­sia­dło­ści. W licz­bie mno­giej. W tym domy let­nie – znowu w licz­bie mno­giej. Krą­żyły plotki, że jedna z cio­tek Johnny’ego zna księ­cia Wil­liama i Kate. Johnny ma ro­dzinny herb z ła­ciń­ską de­wizą.

Ale nie dla­tego je­stem tak zdez­o­rien­to­wana.

− Johnny to cho­lerne zdrob­nie­nie, Leno.

Moja przy­ja­ciółka milk­nie.

− O, no chyba tak.

Nie, chyba nie mówi po­waż­nie. Nie­moż­liwe, żeby po raz pierw­szy do­tarła do niej ta myśl. Choć wi­dać wy­raź­nie, że tak jest, co ozna­cza, że nie po­win­nam była tego mó­wić.

Skoro już przy tym je­ste­śmy, to może mo­głaby rów­nież za­uwa­żyć, że w linku do li­sty pre­zen­tów wid­nieje „HiJ”, co wy­gląda nieco dwu­znacz­nie.

− Po­dej­rze­wam, że Lena brzmi tro­chę no­wo­mod­nie – mówi, przy­bie­ra­jąc oschły i de­fen­sywny ton. – W pracy mó­wią na mnie He­lena. Nie wszy­scy zwra­cają się do mnie Lena.

− Tak, tak. Wiem. – Cho­lera, cho­lera, cho­lera. Gdzie jest Ctrl+Z w praw­dzi­wym ży­ciu? – Ro­zu­miem, He­leno. Za­pa­mię­tam.

Uśmie­cha się do mnie, ale po­wścią­gli­wie, co wy­raź­nie wska­zuje, że pora to za­koń­czyć, za­nim nie­chcący jesz­cze bar­dziej ob­rażę świeżo za­rę­czoną parę. Ści­skam ją jesz­cze raz i znów gra­tu­luję, bo tak chyba po­winno się koń­czyć roz­mowę z przy­szłą panną młodą pod­czas przy­ję­cia za­rę­czy­no­wego, a ona prze­pra­sza, ale wła­śnie za­uwa­żyła ku­zy­nów i musi iść z nimi po­ga­dać, co mi w za­sa­dzie cał­kiem od­po­wiada.

Szyb­ciej zwie­wać bym już nie mo­gła.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: