- W empik go
Fallen City - ebook
Fallen City - ebook
W niewielkim amerykańskim miasteczku Fairfield rozgrywa się zażarta gra o władzę, gdzie dwa gangi zaciekle rywalizujące o kontrolę wyznaczyły swoje terytoria. Teagan po utracie rodziców w tragicznym wypadku znalazła schronienie pod skrzydłami starszego brata Aidena, członka Rebels. Strefy bezpieczeństwa były dla niej jak mapy, a Tea starannie omijała zakazane obszary, unikając kłopotów.
W sylwestrową noc, która miała być ucieczką od codzienności, Teagan natrafia na zranionego mężczyznę. Bez zastanowienia przewozi go do szpitala, nie zdając sobie sprawy, że to Lucas Owens, Król Falcons, człowiek z wrogiego gangu, który od lat prowadzi krwawą wojnę z jej bratem.
Los komplikuje się, gdy młoda dziewczyna przyciąga uwagę Lucasa, a ona sama staje się pionkiem w śmiertelnie niebezpieczniej grze.
Uczucie między nimi wybucha w najmniej spodziewanym miejscu, a gdy miłość i nienawiść zaczynają splatać się w niebezpieczny węzeł, emocje stają się zarówno źródłem nadziei, jak i zniszczenia.
Czy w świecie pełnym przemocy, morderstw i brutalności można znaleźć prawdziwą miłość? Czy można zaufać gangsterowi, który nie cofnie się przed niczym, żeby zrealizować własne cele?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-68175-08-0 |
Rozmiar pliku: | 9,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Spóźniłam się na cholerny autobus.
Westchnęłam głęboko, oglądając się wokół siebie. Dookoła nie było żywej duszy. Stałam sama na przystanku autobusowym w zimną sylwestrową noc i śledziłam szybko poruszające się wskazówki na moim zegarku. Do północy zostało niecałe piętnaście minut, a ja znajdowałam się zdecydowanie za daleko od miejsca docelowego. Moi przyjaciele już od dawna świętowali ostatnie godziny starego roku.
Ruszyłam pędem przed siebie, naiwnie wierząc, że uda mi się dotrzeć na imprezę na czas, dzięki czemu nie będę podziwiała przepięknych fajerwerków samotnie.
Biegłam ile sił w nogach, zaciągając się niesamowicie mroźnym powietrzem.
Dziwnie było poruszać się po wyludnionych ulicach Fairfield, które zazwyczaj tętniło życiem. Nawet w środku nocy ktoś zawsze kręcił się po okolicy. Dzisiaj jednak byłam sama. Może dlatego, że każdy inny normalny bądź mniej normalny człowiek spędzał czas ze swoją rodziną albo znajomymi, zalewając się w trupa.
Choć gęsta kurtyna białego puchu skutecznie ograniczała widoczność, w pewnym momencie pod stopami zaczęłam zauważać jasnoczerwone plamy, barwiące śnieżnobiałe podłoże.
Zatrzymałam się. Moje serce zadrżało, a oddech wyraźnie przyspieszył.
Rozejrzałam się, próbując wypatrzyć wokół cokolwiek innego niż ślady krwi ciągnące się w nieskończoność.
Gdzieś w oddali usłyszałam szczekanie psa, przez co na moment zapomniałam o strachu, ale zaraz ruszyłam szybkim krokiem przed siebie.
Nagle głośny huk rozerwał głuchą ciszę.
Podskoczyłam, po czym gwałtownie stanęłam w miejscu. Niebo roziskrzyło się od miliarda kolorowych światełek zwiastujących nadejście nowego roku.
I właśnie wtedy zobaczyłam skuloną postać, podpierającą się o wysokie, metalowe ogrodzenie zamkniętego sklepu spożywczego.
W pierwszej chwili cofnęłam się kilka kroków, wstrzymując oddech. Miałam wrażenie, że mijają godziny, a ja wciąż stałam w bezruchu i przypatrywałam się młodemu chłopakowi w zaplamionej na czerwono białej koszulce z krótkim rękawem. Usilnie próbował ustać na nogach, ale albo był tak niesamowicie pijany, że stało się to niemożliwością, albo powoli tracił przytomność. W końcu się ocknęłam i pobiegłam w jego stronę tak szybko, że moje nogi zaczęły się ze sobą plątać i mało brakowało, żebym zaryła głową w śliską powierzchnię.
Im bliżej niego się znajdowałam, tym bardziej nabierałam pewności, że chłopak wcale nie jest pijany. Zaciskał rękę na materiale swojej koszulki, a drugą chwytał się zimnych prętów, aby nie upaść.
Kiedy do niego dotarłam, serce waliło mi jak oszalałe, a dłonie drżały z przerażenia. Tymczasem wokół wciąż coś wybuchało i rozświetlało się wysoko nad naszymi głowami. Jego ubranie przesiąknęło krwią, a on sam ciężko dyszał i krzywił się z bólu. Złapałam go za rękę i zarzuciłam ją sobie na kark, dzięki czemu odrobinę ustabilizowałam wiotką sylwetkę Poświęciłam krótki moment na to, by mu się przyjrzeć. Skupiłam się na wytatuowanym ramieniu, jednak nie zastanawiałam się nad wzorami, bo wtedy wzrok mglistych zielonych oczu chłopaka zatrzymał się na mnie, sprawiając, że po moim kręgosłupie przeszedł lodowaty, nieprzyjemny dreszcz. W jednej chwili nieznajomy puścił się ogrodzenia, przez co przeniósł na mnie cały ciężar, którego nie byłam w stanie utrzymać. Uderzyłam głową i plecami w metalowe pręty, a później zsunęłam się razem z nim na ziemię.
– Cholera! – warknęłam, z całych sił podtrzymując jego ciężkie ciało. – Pomocy!
Chłopak zaczął kaszleć. Jego powieki powoli się zamykały, a mnie zachciało się przez to płakać z bezradności.
– Nie, nie, nie… – pisnęłam.
Z trudem sięgnęłam po swoją komórkę i wybrałam numer do swojej przyjaciółki Harper, mając nadzieję, że szybko odbierze.
– Teagan! – rozległ się donośny głos dziewczyny, próbujący przekrzyczeć głośną muzykę i salwę śmiechów mieszanych z wystrzałami. – Gdzie ty się podziewasz, do cholery jasnej?
– Harper – wysapałam – musisz mi szybko pomóc!
– Co się stało?
– Udostępnię ci swoją lokalizację, przyjedź jak najszybciej! Na moich rękach umiera człowiek!
– Już jadę! – krzyknęła.
Po chwili w słuchawce usłyszałam szumy i głośny trzask drzwi.
– Jestem w aucie, rozłączam się, żeby cię namierzyć – poinformowała, a potem w telefonie zapanowała martwa cisza.
Szybko wysłałam przyjaciółce swoją lokalizację i wrzuciłam urządzenie na powrót do kieszeni. Ponownie skupiłam całą uwagę na ledwie żywym chłopaku. Jego dłoń przesunęła się na moją nogę, a później na skrawek białej kurtki, zostawiając po sobie czerwone ślady.
– Eve? – wyszeptał tak cicho, że ledwie go usłyszałam.
Jego głowa opadła bezwładnie na moją pierś. Potrząsnęłam wiotkim ciałem nieznajomego, ale nie doczekałam się żadnej reakcji zwrotnej.
Przycisnęłam rękę do wyraźnego rozcięcia na jego twardym brzuchu, próbując zatamować krwawienie. W tym samym momencie brązowy ford należący do Harper zatrzymał się przede mną, a z niego wygramoliła się szczupła blondynka. Od razu dopadła do chłopaka.
– Kto to jest? – spytała nerwowo, łapiąc go za rękę.
– Nie wiem, nie znam go – odparłam i z trudem podniosłam się z ziemi.
Wciągnęłyśmy nieznajomego na tylną kanapę samochodu, a Harper ruszyła, zanim zdążyłam zamknąć za sobą drzwi. Ułożyłam jego głowę na swoich kolanach i cały czas zaciskałam dłoń na krwawiącej ranie.
W międzyczasie dziewczyna zadzwoniła do swojej mamy, która pracowała w jedynym szpitalu w Fairfield. Na szczęście miała dzisiaj nocny dyżur i od razu nakazała przywieźć chłopaka do siebie.
Harper jechała jak szalona, ignorując sygnalizację świetlną. Nie wiedziałam nawet, czy przyjaciółka jest trzeźwa. W każdym razie dla nas obu ludzkie życie przeważało nad tym tematem.
Miałam ogromną nadzieję, że zdążymy dowieźć go do szpitala, zanim umrze, leżąc na kolanach nieznajomej dziewczyny.
Kilkanaście długich minut później zatrzymałyśmy się na podjeździe dla karetek, a Julia, mama Harper, wybiegła nam na spotkanie w towarzystwie dwóch ratowników z noszami. Wydostałam się z pojazdu, a zespół medyczny zajął się chłopakiem. Patrzyłam tępym wzrokiem, jak wszyscy znikają za szpitalnymi drzwiami. W chwilach takich jak ta, mimo tego, że dałeś z siebie wszystko, zaczynasz zastanawiać się, czy coś jeszcze mógłbyś zrobić. Czy w jakiś sposób zapobiegłbyś temu, z czym przyjdzie ci się zmierzyć? Nie znałam go, ale to nie oznaczało wcale, że jego życie było mi obojętne. Ten młody nieznajomy mógł osiągnąć jeszcze tak wiele… Tak wiele mógł zmienić, naprawić…
Ciężko oddychałam, wpatrując się we własne bezradne odbicie w szklanych, automatycznych drzwiach. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Moja fryzura już dawno straciła swój kształt, a biała kurtka w kilku miejscach była zabrudzona krwią. Spojrzałam na swoje dłonie i poczułam zawroty głowy. Moje palce ubrudziły się jego krwią do tego stopnia, że nie widziałam nawet koloru swojej skóry.
Skierowałam wzrok na Harper, która gwałtownie obróciła się i zaczęła wymiotować. Podeszłam do niej. Jednym ruchem chwyciłam jej długie, jasne włosy, zbierając je w kucyk, tak aby dziewczyna ich nie zabrudziła. Moje serce biło zdecydowanie zbyt szybko, miałam wrażenie, że chce wyskoczyć z piersi.
– Bożeee… – przeciągnęła, prostując się. – W życiu nie jechałam tak szybko! – wypaliła, po czym przetarła wierzchem dłoni usta.
Puściłam jej włosy, a one rozsypały się kaskadami na plecach przyjaciółki. Zerknęłam w stronę szpitalnych drzwi i poczułam, jak wszystko się we mnie napina. Niemal natychmiast przypomniałam sobie mojego brata, który wielokrotnie wpadał do domu w towarzystwie swoich kolegów, z podartą koszulką i cieknącą z nosa krwią. Przypomniałam też sobie śmierć moich rodziców.
Głośny huk, kiedy w nasz samochód wbił się czarny sedan, spychając nas wprost na drzewo.
Świst w uszach, gdy próbowałam wydostać się z auta.
A potem cisza.
Głucha cisza wypełniająca każdy skrawek mojego umysłu.
I na końcu nicość.
Wszechogarniająca ciemność.
Harper ścisnęła moje ramię i potrząsnęła nim delikatnie. Jej usta poruszały się, ale nie docierał do mnie żaden dźwięk. Byłam głucha na jej słowa.
Przetarłam twarz dłońmi, a dziewczyna otworzyła szeroko oczy, patrząc na mnie z wykrzywionymi ustami.
– Co? – palnęłam.
Sięgnęła po swoją komórkę i wysunęła wyświetlacz w moją stronę, abym mogła przejrzeć się w ciemnym ekranie. Bezmyślnie wtarłam w swoją buzię krew chłopaka, który jeszcze chwilę temu leżał na moich kolanach.
– Idź, umyj się, a ja zaparkuję w jakimś dozwolonym miejscu – rzuciła, ściskając w dłoniach kluczyki od samochodu.
Pokiwałam głową i bez zwłoki weszłam do środka, gdzie natychmiast zalała mnie przyjemna fala ciepła. Przeszłam przez długi korytarz, nie zważając na zaciekawionych gapiów szepczących coś między sobą na mój widok. Popchnęłam białe drzwi i weszłam do łazienki. Od razu oparłam dłonie po obu stronach umywalki. Pochyliłam się, ciężko westchnęłam, a następnie podniosłam głowę, zrównując się wzrokiem z własnym odbiciem. Wyglądałam strasznie. Odkręciłam kurki i obmyłam twarz ciepłą wodą. Zmyłam z siebie krew, a także cały starannie przygotowany makijaż. Następnie sięgnęłam po ręcznik papierowy i wytarłam nim buzię. Kiedy wyszłam na korytarz, Harper już tam czekała.
– Od razu lepiej – odparła. Opierała się plecami o ścianę. –Chcesz wrócić do domu czy poczekać na… – Urwała, odwracając ode mnie spojrzenie.
– Sama nie wiem – przyznałam. – Nie mam pojęcia, jak się czuję ani czego chcę. – Pokręciłam głową. – Chyba wolę wrócić do domu. Przyjedziemy tutaj rano, sprawdzić, czy… – Przygryzłam dolną wargę i wsunęłam dłonie do kieszeni kurtki. –Czy przeżył.
– Dobrze.
Wyciągnęła do mnie dłoń, którą od razu złapałam. Wyszłyśmy ze szpitala, kierując się do samochodu.
Zajęłam miejsce obok dziewczyny i spojrzałam ukradkiem na zabrudzoną tapicerkę z tyłu. Odchyliłam głowę, po czym zamknęłam oczy.
Takiego sylwestra jeszcze nie miałam.
Harper w milczeniu odpaliła silnik i ruszyła w kierunku pustych ulic Fairfield. Kilka minut później zaparkowała na podjeździe mojego domu. Wysiadłyśmy, a ja sięgnęłam do kieszeni po klucze. Wszystkie światła były pogaszone, co jedynie utwierdziło mnie w tym, że Aiden i jego narzeczona Zoe bawiąsię gdzieś świetnie, nie mając pojęcia o tym, co się wydarzyło w ciągu ostatnich dwóch godzin. Ja nie zamierzałam ich informować, oboje mieli zbyt wiele problemów, abym jeszcze dorzucała im swoje.
Weszłyśmy do środka. Niemal natychmiast moja twarz zetknęła się z czymś mokrym i zimnym.
– Cholera, Hektor! – mruknęłam, przytulając psa, który wskoczył na mnie i zaczął lizać po twarzy.
Pogłaskałam błękitnego amstaffa po głowie, po czym odsunęłam się od niego, żeby się rozebrać.
***
Głośny trzask wytrącił mnie z głębokiego zamyślenia. Próbowałam się poruszyć, ale coś twardego blokowało moje ruchy. Przekrzywiłam głowę, spoglądając na smacznie śpiącego między mną a Harper psiaka. Uśmiechnęłam się do siebie i przetarłam twarz. Nie spałam w zasadzie wcale. Przez całą, długą noc myślałam o tym, czy tamten chłopak przeżył. Choć nie miałam pojęcia, kim był, zależało mi na jego życiu. Może głównie dlatego, że po prostu bałam się wyrzutów sumienia, z jakimi przyszłoby mi się zmierzyć, gdyby jednak przegrał tę nierówną walkę. Zapewne zadręczałabym się tym, że to ja się spóźniłam.
Drzwi do mojego pokoju uchyliły się lekko i zobaczyłam w nich rozbawioną Zoe. Pomachałam do niej ręką i niezgrabnie wykaraskałam się z łóżka. Zostawiłam Harper i Hektora nadal śpiących.
Wyszłam z pokoju, kiwając lekko głową do dziewczyny.
– Hej – odezwała się pierwsza i wyciągnęła dłoń w moją stronę. Jej długie, zimne palce przesunęły się po moim policzku tylko po to, by wsunąć zbłąkany kosmyk kruczoczarnych włosów za ucho. – Jak się bawiłaś? – spytała.
Od bardzo dawna to właśnie ona zastępowała mi matkę. Przelewała na mnie całą swoją troskę i opiekowała się mną jak własnym dzieckiem, chociaż nie była wiele starsza ode mnie. Kiedy pięć lat temu zmarli moi rodzice, Zoe i Aiden mieli po dwadzieścia dwa lata i mimo młodego wieku niemal natychmiast stawili czoła nowym obowiązkom w postaci opieki nad złamaną dwunastolatką.
– W porządku – powiedziałam spokojnie. – Było fajnie – skłamałam, a ona uśmiechnęła się szerzej. – A wy?
– Aiden trochę przegiął z ilością alkoholu, ale… – Machnęła obojętnie ręką.
Mój wzrok automatycznie powędrował w stronę schodów, po których wspinał się brat. Na jego widok wybuchnęłam donośnym śmiechem.
– Trochę? – parsknęłam, unosząc sugestywnie brew. – Wygląda, jakby spożył cały asortyment sklepu monopolowego – oznajmiłam, na co on się skrzywił i pokazał środkowy palec.
– Nie mam na to siły – burknął.
Ledwie szedł. Nawet na mnie nie spojrzał, kiedy przechodził obok. Od razu popchnął drzwi do swojej sypialni i zatrzasnął je za sobą.
Zoe pokręciła głową i cicho westchnęła.
– No cóż – mruknęła pod nosem. – Masz ochotę na ciepłą kawę?
– Jasne – odparłam. – Poproszę od razu dwie – dodałam, po czym obróciłam się i weszłam z powrotem do pokoju.
Potrząsnęłam szczupłym ramieniem Harper, a ona otworzyła oczy i zerknęła na mnie z rozdrażnieniem.
– Jeszcze chwila, proszę – wymamrotała, obracając się na drugi bok.
– Kawa na ciebie czeka.
Poderwała się z miejsca.
– No, tego to ja nigdy nie odmówię! – zawołała, a potem przeciągnęła się leniwie.
Hektor ziewnął i zeskoczył z łóżka, a następnie poczłapał na korytarz.
Zanim wyszłyśmy, złapałam dziewczynę za ramię i odciągnęłam ją od drzwi.
– Masz jakąś informację od swojej mamy? – spytałam, a ona od razu sięgnęła po komórkę, spoglądając na wyświetlacz.
– Nie, niestety niczego nie napisała.
– Lepiej będzie, jeżeli Aiden i Zoe się o nim nie dowiedzą.
– Luzik, nie pisnę ani słowa – obiecała i uśmiechnęła się do mnie lekko.
Zeszłyśmy na dół, gdzie Zoe stawiała właśnie na kuchennym stole dwa kubki z cudownie pachnącą kawą. Na nasz widok się rozpromieniła.
Harper, nie marnując ani chwili, chwyciła za naczynie i upiła spory łyk, przewracając oczami z zachwytem.
– Kawa to lekarstwo dosłownie na wszystko – rzuciła, po czym opadła na krzesło przy stole.
Usiadłam obok i sięgnęłam po swój kubek. Przysunęłam go do ust. Wtedy telefon przyjaciółki zaczął dzwonić.
– Kto dzwoni? – wypaliłam bez namysłu, a Zoe spojrzała na mnie z zaskoczeniem.
Harper przystawiła komórkę do ucha.
– Hej, mamo, co słychać? – zaczęła, z naciskiem na słowo „mama”.
Napięłam się, wyczekując informacji na temat chłopaka, którego znalazłyśmy w nocy. Dziewczyna pokiwała głową i spojrzała na mnie przelotnie.
– Rozumiem – westchnęła. – Do zobaczenia w domu – dodała i się rozłączyła.
Wbiłam w nią zniecierpliwiony wzrok, a ona, jak gdyby nigdy nic, przeciągnęła się i wypiła kolejny łyk kawy. Rozłożyłam ramiona i pokręciłam głową, dając do zrozumienia, że czekam na jakąkolwiek odpowiedź.
– Tata naprawił zepsute ogrodzenie – powiedziała najspokojniej, jak tylko potrafiła.
Uniosłam brwi, a Zoe patrzyła z zaciekawieniem na moją przyjaciółkę.
Harper Miller była niekwestionowanym mistrzem szyfrowania wiadomości.
– Twój tata naprawiał zepsute ogrodzenie w sylwestra? – Zoe nie dowierzała, przy czym chichotała cicho.
– Dziwny z niego człowiek… – Harper uśmiechnęła się szeroko. – Jedni, żeby uczcić nowy rok, piją, puszczają masę fajerwerków, a on… On naprawia zepsute ogrodzenie. Chyba nie jestem gotowa na dorosłość – stwierdziła i zaśmiała się pod nosem.
Mimo wszystko odetchnęłam z ulgą.– Chce mi się rzygać – obwieściła Harper, zapinając pas bezpieczeństwa.
– Cenna informacja – podsumowałam.
– Cholera, na samą myśl o powrocie do szkoły robi mi się niedobrze.
Też zapięłam pas i wzruszyłam ramionami.
– Jeszcze tylko kilka miesięcy i będziesz wolnym człowiekiem – rzuciłam luźno, spoglądając obojętnym wzrokiem przed siebie.
Ja też nie lubiłam szkoły. Nie dlatego, że należałam do grona tych niefajnych dzieciaków, bo było wręcz przeciwnie. Harper i mnie zapraszano na każdą imprezę szkolną, miałyśmy wielu znajomych i nigdy nie narzekałyśmy na nudę. Chodziło przede wszystkim o to, że ostatni rok liceum wiązał się z wieloma ważnymi decyzjami, a ja nie byłam na nie gotowa. Wraz z nimi pojawiały się również wymagania i konsekwencje, z którymi musiałam się zmierzyć.
Od zawsze marzyłam, żeby wynieść się z Fairfield. Pożegnać się raz na zawsze ze wspomnieniami. Przestać żyć trudną przeszłością i wkroczyć w przyszłość jako wolny człowiek. Chciałam opuścić to upadające miasto, pełne grzechów, agresji i nienawiści, ale to również oznaczało, że byłabym zmuszona porzucić Aidena, który niestety stanowił nieodłączny element zepsucia Fairfield.
Harper wyjechała z podjazdu i popędziła w kierunku szpitala.
– Nie zastanawia cię, dlaczego ktoś pchnął tego gościa nożem? – spytała, wyrywając mnie z zamyślenia.
Popatrzyłam na nią i przygryzłam dolną wargę.
– Jakie to ma znaczenie?
– Pewnie żadne, ale zastanów się, co by było, gdybyś uratowała kogoś, kto zasługuje na śmierć – stwierdziła sucho, przy czym nie odrywała wzroku od jezdni.
Harper nie należała do najdelikatniejszych osób, jakie przyszło mi poznać. Była raczej z tych, którzy mimo wszystko zawsze mówią, co myślą, nawet jeśli od początku ich teorie skazano na potępienie.
Zastanowiłam się na moment nad pytaniem. Odpowiedź nie przychodziła mi łatwo, bo już dawno temu przestałam osądzać innych. Nie dzieliłam ich na dobrych i złych. Nauczyłam się nie sortować ludzi. Może dlatego, że gdybym to robiła, musiałabym przyznać, że mój brat kwalifikuje się do tych drugich, a wcale nie chciałam go tak postrzegać. Nie chciałam zauważać zła czającego się w jego uczynkach.
Każdy, bez względu na podejmowane decyzje, ma w sobie trochę dobra i trochę zła. Nic na świecie nie jest albo czarne, albo białe.
A przynajmniej pragnęłam widzieć to w taki właśnie sposób.
– Jeśli gówniany z niego człowiek, to niech ktoś inny go osądzi – stwierdziłam w końcu i wzruszyłam ramionami.
Harper zaparkowała na szpitalnym parkingu.
– Może to przeznaczenie, że akurat ty go znalazłaś? Spójrz na to inaczej… Spóźniłaś się na ostatni autobus w starym roku.
Przewróciłam oczami.
– Harpeeer… – przeciągnęłam ze śmiechem. – Przestań snuć dziwne teorie. To zwyczajny zbieg okoliczności, a moje spóźnialstwo… No cóż, to nic nowego.
– Zbiegi okoliczności nie istnieją. Wszystko dzieje się po coś – rzuciła, po czym ściągnęła jasne włosy w ciasny, wysoki kucyk.
Nie odpowiedziałam. Po prostu wysiadłam i ruszyłam przed siebie.
Przyjaciółka dogoniła mnie i zrównała się ze mną ramieniem. Jej nieprzejednane spojrzenie wbiło się we mnie wyczekująco.
Westchnęłam ciężko i ponownie przewróciłam oczami.
– Przecież jest całkiem przystojny – ciągnęła, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie.
– Nie wiem, nie przyjrzałam się mu.
Brwi dziewczyny uniosły się teatralnie.
– Jasne – parsknęła. – Widziałam, jak się na niego gapiłaś, kiedy jechałyśmy do szpitala.
– Zamknij się już, proszę cię. – Zaśmiałam się pod nosem, przecierając dłońmi twarz.
– Przecież…
– Ćśśś… – przerwałam jej. – Nic już nie mów.
– Zawstydzam cię, Teagan? – Puściła mi zalotnie oczko.
Pokręciłam głową i wysunęłam w jej kierunku środkowy palec.
Weszłyśmy do szpitala. Harper wiedziała, dokąd się kierować.
Wspinałyśmy się po kilometrowych schodach na trzecie piętro. Następnie dziewczyna chwyciła mnie za rękę i pociągnęła długim korytarzem do pomieszczenia na samym końcu.
Usiadłyśmy na niewygodnych, sztywnych krzesłach ustawionych naprzeciwko drzwi. Sama nie wiedziałam, czego powinnam oczekiwać i po co właściwie siedzę pod salą szpitalną jakiegoś obcego gościa.
A co, jeśli uzna mnie za wariatkę? Albo pomyśli, że na coś liczę?
– Harper, idziemy stąd! – poderwałam się z miejsca.
– Co? Dlaczego? – wypaliła i również wstała. – Nie chcesz wiedzieć, jak on się czuje?
– Nie, nie chcę.
– Jasne. Przestań pieprzyć. – Przewróciła oczami i ponownie usiadła. – Jeśli musisz się przejść, to idź po kawę do automatu – dodała, szczerząc zęby.
Wzięłam głęboki oddech i obróciwszy się na pięcie, ruszyłam w kierunku schodów. Zbiegłam na dół, starając się uporządkować chaos, który narodził się w mojej głowie.
Na parterze do automatu z ciepłymi napojami ustawiła się sporej długości kolejka. Skrzywiłam się i niechętnie zajęłam miejsce na samym końcu, zaraz za niskim, zgarbionym starszym panem, który na mój widok uśmiechnął się ciepło. Nie minęła chwila, a on już zaczął mnie zagadywać, co w sumie nie było takie złe, bo przynajmniej czas oczekiwania wydał mi się o wiele krótszy.
Następnie zapłaciłam za dwie kawy z mlekiem i skierowałam się do windy.
Kiedy mój telefon zaczął dzwonić, odłożyłam jeden z kubków na podłogę i sięgnęłam do kieszeni po urządzenie. Na wyświetlaczu zobaczyłam numer Harper.
Odebrałam połączenie i niemal od razu musiałam odsunąć komórkę od ucha, bo dźwięki, jakie wydawała, były nie do zniesienia. Huki i trzaski niewiadomego pochodzenia skutecznie zagłuszały dziewczynę.
– Co? Nic nie słyszę! – burknęłam.
– Przyłaź tu szybko, kurwa! – krzyknęła i się rozłączyła.
Po kręgosłupie przebiegły mi zimne dreszcze. Odruchowo spojrzałam na sufit. Zastanawiałam się, co zastanę, kiedy dotrę do przyjaciółki. Pochyliłam się, zabrałam drugą kawę i wbiegłam po schodach, pokonując po dwa stopnie naraz.
Totalnie zasapana przeszłam kilka metrów, a potem na dźwięk kolejnego trzasku gwałtownie podskoczyłam. Harper opierała dłonie na swoich policzkach. Wpatrywała się w wąską szybkę w drzwiach sali, w której leżał chłopak.
Nagle ktoś kopnął w te drzwi, a one odbiły się od ściany i zatrzymały w pół drogi.
Rozchyliłam usta, stojąc w bezruchu.
Na widok wysokiego, szczupłego blondyna wszystkie włoski na moim ciele stanęły dęba.
Jego ręce od góry do dołu były pokryte kolorowymi tatuażami, a na nagiej klatce piersiowej po całej szerokości rozciągał się tajemniczy sokół z rozpostartymi skrzydłami. Prześlizgnęłam się wzrokiem odrobinę w dół. Podziwiałam napięte mięśnie na brzuchu, a później zatrzymałam spojrzenie na opatrunku.
Patrząc na nieznajomego, miałam wrażenie, że właśnie otwierają się przede mną najgłębsze kręgi piekieł, a z nich na ziemię wstępuje diabeł we własnej osobie.
Stałam jak idiotka i gapiłam się na niego. Czułam całą masę dziwnych emocji. Na moment nawet wstrzymałam oddech.
Chłopak założył białą, brudną od krwi koszulkę i zrównał się ze mną wzrokiem, a następnie pewnym krokiem ruszył w moim kierunku.
Przelotnie spojrzałam na Harper. Dziewczyna krzywiła się z przerażeniem, patrząc to na mnie, to na swoją mamę, która akurat wybiegła z sali i wykrzykiwała coś za pacjentem.
Nawet się nie zorientowałam, gdy poczułam ostre uderzenie w ramię, a kawa, którą trzymałam, wypadła mi z ręki i rozlała się na podłogę.
Co, do…?
Przyjaciółka zakryła dłońmi oczy, robiąc maleńką szparkę między palcami.
Czy on właśnie uderzył mnie w ramię?
Obróciłam się gwałtownie i zmarszczyłam czoło. Natychmiast obudził się we mnie głęboko skrywany potwór.
– Ej ty! – krzyknęłam za nim, ale nie doczekałam się żadnej reakcji. Nawet nie obrócił się w moją stronę. Nie rzucił ukradkowego spojrzenia ani nie przejął się tym, że do niego mówię.
Zapłonął we mnie gniew.
Szybko wyprzedziłam chłopaka. Stanęłam przed nim i wbiłam poirytowane spojrzenie w jego mroczne, zielone oczy.
– Mówię do ciebie! – warknęłam.
Jego lewa brew drgnęła, a usta wykrzywiły się w okropnym grymasie niezadowolenia.
– Taaa… Słyszę – odparł sucho, patrząc na mnie z góry.
– Czy kultura nie wymaga, abyś odpowiedział? Albo chociaż…
– Wygląda na to, że jestem niekulturalny – sapnął i przewrócił oczami.
To był dla mnie najprawdziwszy szok.
Jakby tego było mało, jego długie palce zacisnęły się na moim ramieniu i odsunęły mnie od siebie. Otworzyłam szeroko oczy w osłupieniu.
Złość, jaka narodziła się w moim umyśle, przeważyła nad zdrowym rozsądkiem. Zacisnęłam zęby i używając całej siły, popchnęłam go.
Nieznajomy zatrzymał się i powoli, jakby w zwolnionym tempie, obrócił się przodem do mnie, wbijając złowrogie ślepia prosto w moje oczy.
– W ten sposób odwdzięczasz się za uratowanie życia? –mruknęłam, a on wziął głęboki oddech i zrobił dwa kroki w mo-im kierunku, czym zniwelował dystans między nami.
Zapewne chciał mnie przestraszyć. Chciał, żebym się odsunęła i pozwoliła się zdominować, ale nie miałam najmniejszego zamiaru tego robić. Jeszcze czego! Ten dupek nie będzie traktował mnie w ten sposób.
Uśmiechnął się złowieszczo i pochylił nade mną.
– Ach… To ty mnie tutaj przywiozłaś? – spytał spokojnie, zachowując się inaczej niż przed chwilą.
– Tak, to byłam ja.
– Dzięki wielkie, księżniczko. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej. – W takim razie teraz możesz przestać odkładać kieszonkowe na wymarzone studia i zacząć zbierać na zapłatę rachunku za usługi szpitalne.
Zamurowało mnie. Cholera, co on sobie wyobrażał?
Stałam w bezruchu długo po jego odejściu, aż Harper podeszła do mnie, spojrzała mi w oczy i cicho oznajmiła:
– Ja pierdolę. Tego się nie spodziewałam.
– Kutas jeden! – krzyknęłam rozwścieczona. – Nie mogę w to wszystko uwierzyć, jasna cholera!
A ja zamartwiałam się kimś takim! Jego niewiarygodne zachowanie wstrząsnęło mną tak bardzo, że nawet nie zwróciłam uwagi na słownictwo w towarzystwie matki Harper. Dopiero kiedy kobieta obdarzyła mnie spojrzeniem pełnym wyrzutów, trochę się uspokoiłam i grzecznie przeprosiłam.
Przyjaciółka złapała mnie za rękę i pociągnęła w dół schodów.
– Ale akcja! – wypaliła z ekscytacją w głosie.
– Gdybym wiedziała, że ten koleś jest największym dupkiem, jakiego spotkam w swoim życiu…
– To co? Zostawiłabyś go tam, żeby zdychał? – spytała ironicznie.
Wyszłyśmy ze szpitala na zewnątrz, gdzie panował już półmrok. Wszystko się we mnie gotowało. Ten gościu zalazł mi ostro za skórę.
– Teagan? – odezwał się znajomy głos. Odwróciłam się gwałtownie, zrównując się wzrokiem ze swoim bratem. – Co się dzieje? – spytał, a jego brwi uniosły się ze zdziwienia.
– A co się ma dziać? – burknęłam. – Co ty tutaj właściwie robisz?
– Zaraz pęknie ci jakaś żyłka, to pewne.
Spiorunowałam go spojrzeniem, a on jedynie zachichotał, krzyżując ramiona.
– Cześć, Harper – rzucił.
Dziewczyna uśmiechnęła się i z rozmarzeniem patrzyła na roześmianą gębę Aidena.
– Hej – odparła, po czym podrapała się po karku. Wyglądała jak naiwna dziecinka, która pod wpływem jednego nic nieznaczącego gestu ulega zbyt przystojnemu chłopakowi.
– Jedziesz do domu? – spytałam, odciągając jego uwagę od Harper.
Ona wpatrywała się w niego jak w najpiękniejsze dzieło sztuki, a jego to zwyczajnie bawiło.
– Jadę – zakomunikował. – Chcecie zabrać się ze mną, dziewczyny?
– My nie. Ja tak – sprostowałam.
– Niestety mam swoje auto – wymruczała Harper.
– Widzimy się jutro w szkole – rzuciłam do przyjaciółki i pomachałam jej na pożegnanie. Wciąż byłam podminowana. Nie potrafiłam wyrzucić z głowy tego ohydnego dupka.
Rozejrzałam się wokoło w poszukiwaniu samochodu brata, a kiedy go namierzyłam, ruszyłam w tamtym kierunku bez słowa. Nie obróciłam się, by sprawdzić, czy chłopak za mną idzie. Zbyt pochłonęło mnie pielęgnowanie wciąż narastającej nienawiści do nieznajomego, któremu uratowałam życie.
Chwilę później Aiden mnie dogonił i spojrzał z tym swoim błazeńskim uśmiechem przyklejonym do idealnej twarzy.
– Powiesz mi w końcu, co tutaj właściwie robiłyście? – zapytał, dając mi kuksańca w bok.
Najchętniej poprosiłabym, żeby do mnie nie mówił, ale doskonale zdawałam sobie sprawę, że rozmawiam z najprawdopodobniej najbardziej upartą osobą na świecie, która za nic nie odpuści.
– Byłyśmy życzyć mamie Harper szczęśliwego nowego roku – skłamałam. – A ty? Co ty tutaj robiłeś? – zagada-łam, po czym wsiadłam do jego czarnego bmw. Od razu rozsiadłam się w skórzanym fotelu, wzdychając głęboko.
– Życzenia tak bardzo wyprowadziły cię z równowagi? – Uniósł brwi i odpalił silnik, który głośno zaryczał. – W takim razie chyba powinienem zapisać cię do psychiatry – stwierdził, a przy tym zaśmiał się pod nosem.
– Chyba powinieneś, bo powoli rodzą się we mnie skłonności mordercze – odparłam, szczerząc się z wymuszeniem.
Aiden usilnie unikał odpowiedzi na moje pytanie. Wiedziałam jednak, że naciskanie na niego nie przyniesie żadnych pozytywnych skutków, więc po prostu porzuciłam temat.
Po powrocie do domu marzyłam jedynie, by móc zrelaksować się w wannie. Chciałam wyrzucić z głowy dzisiejsze wydarzenia i już na zawsze zapomnieć o krnąbrnym, chamskim, samolubnym… Po prostu o nim.
Wyprowadziłam Hektora na dłuższy spacer, a później wróciłam do domu, wzięłam długą, gorącą kąpiel, zjadłam kolację i następnie zakopałam się w ciepłej pościeli. Zasnęłam szybko i bez problemów, co tylko podkreślało, jak bardzo zmęczona byłam.
Miałam nadzieję, że następnego dnia obudzę się i zapomnę o tej sytuacji. Wyprę z pamięci wszystko, co związane z blondynem. Jutro zacznę nowy rok, pilnując spisanych kilka dni wcześniej postanowień. Jutro zacznę nowy rozdział, pozbawiony chłopców i związanych z nimi problemów.
Jutro będzie piękne.