- W empik go
Fałszywa kochanka - ebook
Fałszywa kochanka - ebook
Polski arystokrata Adam Łagiński poślubia dziedziczkę równie znakomitej rodziny, Klementynę du Rouvre. Cały czas towarzyszy mu stary przyjaciel z wojska, Tadeusz, który, sam pozostając w cieniu, zajmuje się finansami rodziny, ratując ją praktycznie od ruiny. Tadeusz zakochuje się w pani Łagińskiej, jednak widząc szczęście swojego przyjaciela z nią udaje przed kobietą, że nie tylko nic do niej nie czuje, ale że posiada również inną kochankę, artystkę cyrkową imieniem Malaga. (Wikipedia)
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7991-038-0 |
Rozmiar pliku: | 525 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
We wrześniu roku 1835 jedna z najbogatszych panien z arystokratycznego świata, panna du Rouvre, jedyna córka margrabiego du Rouvre, zaślubiła hrabiego Adama Mieczysława Łagińskiego, młodego polskiego wygnańca. Niech nam będzie wolno pisać nazwiska tak, jak się wymawia, aby oszczędzić czytelnikom widoku fortyfikacji spółgłosek, którymi język słowiański ochrania swoje samogłoski, zapewne dlatego, aby ich nie postradać, ile że ma ich niewiele. Margrabia du Rouvre strwonił prawie zupełnie jedną z najpiękniejszych fortun, której zawdzięczał niegdyś swoje małżeństwo z panną de Ronquerolles. Tak więc, po kądzieli, wujem Klementyny du Rouvre był margrabia de Ronquerolles, a ciotką pani de Serizy. Po mieczu stryjem jej był kawaler du Rouvre, oryginał, młodszy syn rodziny, stary kawaler, który zrobił majątek spekulując na ziemiach' i domach. Margrabia de Ronquerolles stracił dwoje dzieci w czasie cholery. Jedyny syn pani de Serizy, młody wojskowy rokujący najpiękniejsze nadzieje, zginął w Afryce w potyczce nad Makta. Dzisiaj bogatym rodzinom grozi to, że zrujnują swoje dzieci, jeżeli ich mają za dużo, albo wygasną, o ile się ograniczają do jednego lub dwojga: osobliwe następstwo Kodeksu cywilnego, nie przewidziane przez Napoleona! Przypadkowo tedy, mimo szalonych wydatków margrabiego du Rouvre na Florynę, uroczą aktorkę paryską, Klementyna stała się posażną panną. Margrabia de Ronquerolles, jeden z najzręczniejszych dyplomatów nowej dynastii, siostra jego, pani de Sèrizy oraz kawaler du Rouvre chcąc ocalić swoje majątki od szponów margrabiego, postanowili rozrządzić nimi na rzecz siostrzenicy, której w dniu zamęścia zapewnili po dziesięć tysięcy franków renty.
Nie potrzeba objaśniać, że Polak, mimo że wychodźca, nie kosztował ani grosza francuskiego rządu. Hrabia Adam należy do jednej z najstarszych i najznakomitszych rodzin w Polsce, spokrewnionej z większością książęcych domów niemieckich, z Sapiehami, Radziwiłłami, Rzewuskimi, Czartoryskimi, Leszczyńskimi, Jabłonowskimi, Lubomirskimi i wszystkimi wielkimi sarmackimi ski. Ale Francja Ludwika Filipa nie jest zbyt mocna w heraldyce i rodowód ten nie mógł być rekomendacją dla panującego wówczas mieszczaństwa. Zresztą, kiedy w roku 1833 Adam pojawił się na bulwarze des Italiens, we Frascati, w Jockey-Klubie, wiódł życie młodego hulaki, jak gdyby, straciwszy nadzieje polityczne, odzyskał swoje nałogi i chętkę do zabawy. Brano go za studenta. Wskutek ohydnej reakcyjnej polityki rządu naród polski spadł wówczas tak nisko, jak wysoko chcieli go wznieść republikanie. Osobliwa walka Ruchu z Oporem, dwa terminy, które za jakieś trzydzieści lat będą zupełnie niezrozumiałe, uczyniła zabawkę z tego, co miało być tak czcigodne; z imienia zwycięskiego narodu, któremu Francja użyczyła gościny, na rzecz którego urządzano zabawy, dla którego tańczono i śpiewano, wreszcie narodu, który w dobie walki między Europą a Francją ofiarował jej w roku 1796 sześć tysięcy ludzi, i to jakich ludzi!
Niech nikt z tego nie wyciąga wniosków, że autor chce potępiać cesarza Mikołaja w stosunku do Polski albo też Polskę w stosunku do cesarza Mikołaja. Po pierwsze, byłoby niedorzecznością wprowadzać dyskusje polityczne w opowiadanie, które ma bawić lub interesować. Następnie i Rosja, i Polska jednako miały słuszność; pierwsza, że chciała jedności swego państwa, druga, że chciała być wolna. Powiedzmy mimochodem, że Polska mogła była podbić Rosję wpływem swych obyczajów, zamiast ją zwalczać orężnie, na wzór Chińczyków, którzy schińszczyli z czasem Tatarów, i którzy, miejmy nadzieję, schińszczą Anglików. Polska powinna była spolszczyć Rosję; Poniatowski próbował tego w najmniej umiarkowanej okolicy Cesarstwa; ale ten szlachcic był królem nie zrozumianym, i to tym bardziej, iż może sam nie rozumiał siebie. W jakiż sposób nie nienawidzono by biedaków, którzy byli przyczyną ohydnego kłamstwa popełnionego w czasie owej rewii, kiedy to cały Paryż domagał się, aby ratować Polskę? Udawano, że bierze się Polaków za sprzymierzeńców partii republikańskiej, nie zastanawiając się, że Polska była republiką arystokratyczną. Z tą chwilą mieszczaństwo obrzuciło nikczemną wzgardą Polaków, których ubóstwiano kilka dni wprzódy. Powiew rewolucji zawsze odwracał paryżan od Północy ku Południowi, pod każdym rządem.
Trzeba koniecznie przypomnieć te zmiany opinii paryskiej, aby wytłumaczyć, w jaki sposób słowo Polak stało się w roku 1835 szyderczym epitetem w ustach narodu, który się uważa za najinteligentniejszy i najuprzejmiejszy pod słońcem, w centrum oświaty, w mieście, które dzierży berło literatury i sztuki. Istnieją niestety dwie odmiany polskich wychodźców: Polak republikanin, wychowanek Lelewela oraz Polak szlachcic ze stronnictwa, na którego czele stoi książę Czartoryski. Te dwie odmiany Polaków, to ogień i woda: ale czemu brat im to za złe? Czyż te przeciwieństwa nie zawsze powtarzają się u wychodźców, do jakiego bądź narodu należą, w jakiejkolwiek znajdą się stronie? Unosi się swój kraj i swoje nienawiści z sobą. W Brukseli dwaj francuscy księża emigranci okazywali sobie wyraźny wstręt, a kiedy spytano jednego z nich o przyczynę, odpowiedział wskazując towarzysza niedoli: „To jansenista". Dante na swoim wygnaniu byłby chętnie zasztyletował przeciwnika Białych. Oto przyczyna ataków skierowanych na czcigodnego księcia Adama Czartoryskiego przez francuskich radykałów oraz źródło niełaski, w jaką popadła część emigracji polskiej w oczach sklepowych Cezarów i Aleksandrów.
W r. 1834 Adam Mieczysław Łagiński był tedy celem paryskich konceptów.
— Sympatyczny jest, chociaż Polak — mówił o nim Rastignac.
— Każdy Polak jest z reguły wielkim panem — powiadał Maksym de Trailles — ale ten płaci karciane długi; zaczynam przypuszczać, że istotnie miał jakieś dobra.
Bez obrazy wygnańców, niech będzie wolno zauważyć, że lekkomyślność, beztroska, niestałość sarmackiego charakteru usprawiedliwiały te drwiny paryżan, którzy zresztą w podobnych okolicznościach byliby zupełnie podobni do Polaków. Arystokracja francuska, tak szlachetnie wspomagana przez arystokrację polską za Rewolucji, nie, odpłaciła równą monetą masowej emigracji polskiej z r. 1832. Miejmy smutną odwagę powiedzieć, iż nasze Saint-Germain wciąż jest jeszcze dłużnikiem Polski.
Czy hrabia Adam był bogaty, czy biedny, czy był awanturnikiem? Problem ten był długi czas nie rozstrzygnięty. Salony dyplomatyczne, wierne swoim instrukcjom, naśladowały milczenie cesarza Mikołaja, który uważał wówczas każdego polskiego emigranta za nieboszczyka. Tuilerie, wraz z większością tych, którzy w nich czerpią natchnienie, dały straszliwy dowód owej politycznej cnoty przystrojonej mianem rozsądku. Nie poznawano rosyjskiego księcia, z którym się paliło cygara na emigracji, ponieważ zdawało się, że popadł w niełaskę u cesarza Mikołaja. Wzięci we dwa ognie między rozsądek Dworu a rozsądek dyplomacji, Polacy z wyższych sfer żyli w biblijnej samotności super flumina Babilonis lub skupiali się w paru salonach służących za neutralny teren wszystkim opiniom. W Paryżu, tym mieście rozkoszy, gdzie roi się od rozrywek na wszystkich piętrach, polska lekkomyślność znalazła aż nadto pobudek, aby wieść hulaszcze życie. Powiedzmy wreszcie, że powierzchowność hrabiego Adama uprzedzała zrazu do niego. Istnieją dwa rodzaje Polaków, jak dwa rodzaje Angielek. Kiedy Angielka nie jest bardzo ładna, jest potwornie brzydka; otóż hrabia Adam należał do tej ostatniej kategorii. Drobna twarz o dość żółciowej cerze robiła wrażenie, jakby była zgnieciona sitem. Krótki nos, blond włosy, rude wąsy i broda czyniły go podobnym do kozy tym bardziej, że jest mały, chudy i że brudnożółte jego oczy uderzają owym kosym spojrzeniem, tak sławnym dzięki wierszowi Wirgiliusza.
W jaki sposób, mimo tak niekorzystnych warunków, posiada on wzięcie i ton bez zarzutu?
KONIEC WERSJI DEMO