- W empik go
Fanfaron. Część 1 - ebook
Fanfaron. Część 1 - ebook
Fanfaron to powieść Michela Zévaco, francuskiego pisarza specjalizującego się w opowie-ściach „płaszcza i szpady”, okrzykniętego godnym następcą Aleksandra Dumasa. Historia była publikowana w odcinkach w dzienniku „Le Matin” od 1906 roku, zaś w wersji książkowej została wydana po raz pierwszy rok później. Na historycznym tle Paryża z czasów panowania króla Ludwika XIII ukazuje losy bohaterów uwikłanych w przeróżne intrygi, układy i – prze-de wszystkim – pojedynki. Walki toczą się o honor, władzę i miłość. Francja, wiek XVII. Młody kawaler de Capestang po śmierci ojca opuszcza rodzinne strony i bez grosza przy duszy udaje się do stolicy w poszukiwaniu szczęścia i lepszego życia. Już w drodze jednak utrudnia sobie realizację celu – nieświadomy, krzyżuje swoją szpadę ze szpa-dami włoskiego polityka, Concino Conciniego, i jego ludzi, by udaremnić porwanie pięknej Giselli, córki księcia d’Angoulême, zamieszanego w spisek koronacyjny. Tron zajmowany przez młodego monarchę chcą przejąć i Karol de Valois-Angoulême, i Concini z Leonorą Ga-ligai, i biskup Richelieu. Przybyły w końcu do Paryża młodzieniec, przez konspiratorów zosta-je okrzyknięty największym wrogiem, zaś Ludwik XIII nadaje mu tytuł Rycerza króla. Obie strony jednak nazywają go zgodnie Fanfaronem, ponieważ kawaler jest człowiekiem pysznym i butnym, ale także dobrym i sprawiedliwym. Zamiast więc szukać bogactw i wygody, posta-nawia położyć kres wszystkim paryskim intrygom i uratować młodego monarchę, a także zdo-być damę swojego serca, co okaże się nie tak proste, bowiem obiecano ją innemu szlachcico-wi… Zestawienie atmosfery rozwijającego się spisku i narastającego buntu, wytworzonej przez buntujących się przeciwko Koronie, z honorową i nieco buńczuczną postawą głównego boha-tera, nieoczekiwane zwroty akcji i do tego odrobina dobrego humoru – to wszystko składa się na opowieść o Fanfaronie i sprawia, że czyta się ją z zapartym tchem, z każdą stroną chcąc jeszcze bardziej i bardziej zanurzać się w świecie przygód Capestanga.
Seria wydawnicza Wydawnictwa JAMAKASZ „Biblioteka Andrzeja – Szlakiem Przygody” to seria, w której publikowane są tłumaczenia powieści należące do szeroko pojętej literatury przygodowej, głównie pisarzy francuskich z XIX i początków XX wieku, takich jak Louis-Henri Boussenard, Paul d’Ivoi, Gustave Aimard, Arnould Galopin, Aleksander Dumas ojciec czy Michel Zévaco, a także pisarzy angielskich z tego okresu, jak choćby Zane Grey czy Charles Seltzer lub niemieckich, jak Karol May. Celem serii jest popularyzacja nieznanej lub mało znanej w Polsce twórczości bardzo poczytnych w swoim czasie autorów, przeznaczonej głównie dla młodzieży. Seria ukazuje się od 2015 roku. Wszystkie egzemplarze są numerowane i opatrzone podpisem twórcy i redaktora serii.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65753-65-6 |
Rozmiar pliku: | 5,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Michel Zévaco urodził się 1 lutego 1860 roku w Ajaccio na Korsyce. Swoje chłopięce lata spędził w internacie, w 1878 roku zdał maturę. Następne cztery lata spędził w wojsku, którego szeregi opuścił jako podporucznik dragonów. W lipcu 1886 zamieszkał w Paryżu.
Zafascynowany literaturą i polityką, został dziennikarzem, potem sekretarzem redakcji pisma „L’Égalité”, kierowanym wówczas przez rewolucjonizującego socjalistę, Jules’a Roques. W 1889 roku Zévaco wystartował z Ligi Socjalistów – bez powodzenia – w wyborach parlamentarnych. Z powodu zjadliwości swych wypowiedzi w okresie nasilonych zamachów anarchistycznych został kilkakrotnie skazany na pobyt w więzieniu Sainte-Pelagie, np. za „nawoływanie do zabójstwa” w 1890 roku, a także w 1892 za wypowiedź na zgromadzeniu publicznym w Paryżu: „Burżuje zabijają nas głodem; kradnijmy, zabijajmy, wysadzajmy dynamitem; wszystkie środki są dobre, by uwolnić nas od takiego gnicia”.
W roku 1900 Zévaco porzucił dziennikarstwo polityczne, by poświęcić się pisaniu powieści odcinkowych. W tej nowej roli zadebiutował powieścią Borgia!, opublikowaną w „La Petite République Socialiste”. Po sukcesie tego utworu stworzył dla tego samego dziennika cieszącego się popularnością bohatera, Pardaillana.
W 1905 roku związał się z dziennikiem „Le Matin”, dzięki któremu stał się wiodącym pisarzem, stawianym na równi z Gastonem Leroux. W latach 1905-1918 „Le Matin” opublikowało dziewięć powieści odcinkowych, z których Fanfaron i seria o Pardaillanach były namiętnie czytane przez młodego Jean-Paula Sartre’a. Powieści te równolegle wydało Wydawnictwo Fayarda w swojej serii „Książka Popularna”.
Trzeba zaznaczyć, że Zévaco nie porzucił zupełnie dziennikarstwa. Jego nazwisko pojawia się na listach współpracowników literackich dziennika „L’Humanité”.
Podczas I wojny światowej opuścił Pierrefonds, gdzie żył od końca XIX wieku, by zamieszkać w schronisku w Eaubonne w Val-d’Oise, gdzie zmarł na raka 8 sierpnia 1918 roku.
Powieści Michela Zévaco mieszczą się głównie w gatunku literackim „płaszcza i szpady”, a ich fabuła w większości rozgrywa się we Francji w czasie XIV-XIX wieku. Żywa akcja czy ciekawe tło historyczne sprawiły, że utwory Zévaco cieszyły się wielką popularnością nie tylko we Francji, ale także we Włoszech i Rosji. Kilka z nich przeniesiono na ekrany kin.
Do najważniejszych i najlepszych powieści tego pisarza można zaliczyć złożony z dziesięciu tomów cykl Pardaillanowie oraz utwory: Fanfaron, Bohaterka, Most wspomnień, Kochankowie z Werony, Buridan, Krwawa królowa, Nostradamus, Łąka kleryków, Piękna Florinda, Borgia!. Większość z nich można łączyć w cykle, powiązanych ze sobą za sprawą postaci głównego bohatera.Rozdział I
Gisella d’Angoulême
Dziwaczny strach zaciążył nad Paryżem. Zewsząd dochodziły złowróżbne hałasy, podobne do pomruków nieba zwiastujących burzę. Od czasu do czasu gdzieniegdzie przebiegały wrzeszczące bandy, z wypisanym na twarzach buntem. Mieszczanie ostrzyli stare halabardy z czasów Ligi1. Szlachta stawała w obronie swoich feudalnych przywilejów. Spiskował Gwizjusz, spiskował Kondeusz, spiskował Angoulême2. Luynes3 chciał rządzić, także Richelieu4 pragnął władzy. Tron Burbonów5 chwiał się i być może był bliski zawalenia.
Wobec gwałtownie szalejących ambicji, nawzajem się ścierających, w głębi opustoszałego i ponurego Luwru był tylko mały, piętnastoletni król, samotny, opuszczony, wybladły i smutny, tak jak jego lud. I podobnie jak ten lud, Ludwik XIII6 drżał i zadawał sobie pytanie:
– Kto tu zostanie panem…? Gwizjusz? Kondeusz? Angoulême? Który z nich postawi nogę na mojej głowie…?
***
Otóż lud, króla i spiskowców łączyła jedna rozległa i rozproszona nienawiść; wspólnie drżeli z przerażenia, gotowi szarpać się ze sobą, a jednocześnie kierowali wzrok na płomienną twarz człowieka, który szybował nad Luwrem, Paryżem i całym królestwem. Począwszy od króla, a skończywszy na zwykłym chamie – za wyjątkiem warg królowej matki, Marii Medycejskiej7 – na wszystkich ustach pojawiało się wtedy przekleństwo. Owa twarz należała do osoby, która rozkazywała, wydawała dekrety, panowała, gnębiła i terroryzowała. Uosabiała piekielny luksus, bezgraniczną potęgę, pozbawioną wędzidła dumę, orgię… Słowem, była zbrodnią. Pojawiła się jak jeden z tych nieodgadnionych meteorów, przebiegających okresy historii i pozostawiających za sobą ślady krwi i ognia, a następnie wybuchających i gasnących pośród jakiejś niesamowitej katastrofy…
Tym człowiekiem był Concino Concini8…
Kochanek królowej!
***
Był ranek piątego sierpnia owego 1616 roku…
Przy ulicy Tournon stał pałac wyglądający na królewską fortecę, z dziedzińcem pełnym żołnierzy, ze wspaniałymi przedpokojami zatłoczonymi dworzanami, z monumentalnymi schodami, gdzie rzędami ustawieni byli lokaje w szamerowanych liberiach. Była to rezydencja Concino Conciniego, gubernatora Normandii, markiza d’Ancre, marszałka Francji i pierwszego ministra Ludwika XIII…
Gabinet audiencyjny, obszerne pomieszczenie, przyozdobione arcydziełami francuskiej i włoskiej sztuki: obrazami, meblami, marmurami i brązami. Pośrodku stał Concini!
Średniego wzrostu, silny, muskularny, o rzadko spotykanej wytwornej elegancji. Na jego pięknej twarzy świeciły kocie oczy, czasami wyrażające dziwną słodycz, czasami ciskające błyskawice. Zuchwałe i niespokojne oblicze znamionowało wielkiego awanturnika. Być może w tej dumnej postawie i prędkich ruchach drgała dusza Nerona, czy też Cezara Borgii9.
Pochylony Concini rozmawiał z człowiekiem, który na wpół zgięty, słuchał go z wielką uwagą. Podczas gdy w tłumie petentów zadawano sobie pytanie, co szykuje się za drzwiami gabinetu, jaką uroczystością wszechwładny mistrz zechce porazić Paryż lub jakim nowym podatkiem go zdruzgocze, oto co Concini mówił stłumionym głosem:
– Nienawiść – tak, Rinaldo, to jest to coś! Odczuwam ją do szpiku kości. Tak, nienawidzę aż do potępienia tego księcia d’Angoulême. Inni, czyli Gwizjusze, Kondeusze, to nic innego jak tałatajstwo żądne zaszczytów i pieniędzy. Ten jeden jest straszliwie groźnym przeciwnikiem. Zabiję go albo on mnie zabije! Rinaldo, oddałbym dziesięć lat mego życia, by dorwać księcia d’Angoulême i własnymi rękoma wyrwać mu serce, ale…
– Posuń się dalej, Wasza Wysokość! – mężczyzna zaśmiał się szyderczo, obnażając swój bezczelny, a jednocześnie uniżony stosunek względem poufałości, jaka łączyła go z władcą.
– Ale nienawiść – ciągnął dalej Concini podnieconym głosem – ta nienawiść, jaką odczuwam do księcia d’Angoulême, no cóż, ona zniknie, gdy przemówi we mnie miłość! Słyszysz?! Muszę mieć tę dziewczynę! Majątek, honor, potęga, nienawiść – nic z tego nie pozostaje, kiedy w mojej duszy ukazuje się obraz Giselli. Rinaldo, ja umrę, jeżeli Gisella nie będzie moja. Rinaldo, namiętność pali mi krew, rozdziera serce, namiętność zawładnęła moim umysłem…
– Cierpliwości, Wasza Wysokość, odnajdziemy tę Gisellę!
– Och, gdybym był tego pewny! Gdybym tylko mógł mieć nadzieję! Rinaldo, jeśli ty ją odnajdziesz, dam ci pieniądze, złoto, stanowisko, wszystko, czego będziesz chciał…! Kim ona może być? Niechybnie pochodzi ze znakomitej rodziny, ale z jakiej…?
– Dowiemy się tego, Wasza Wysokość. Powtarzam, trochę cierpliwości.
– Ach! – warknął Concini, czyniąc przy tym gwałtowny gest. – Widziałem ją tylko przelotnie! Znam tylko jej imię, Gisella, to uwielbiane imię, które bełkoczę, płacząc podczas długich bezsennych nocy…! Chcę, słyszysz, chcę wiedzieć, kim ona jest, chcę, byś ją odnalazł! Biegnij, szukaj, wydawaj pieniądze, nie licząc się z groszem, roześlij po Paryżu tysiące szpiegów. Idź, mój Rinaldo, i powróć dopiero wówczas, gdy będziesz mógł do mnie zawołać: „Żyj, bądź dobrej myśli, kochaj, Gisella odnaleziona!”.
– Zgoda, Wasza Wysokość. Podsumowuję twoje żądania. Odnośnie nienawiści: upewnić się, czy książę d’Angoulême, jak powiadają, miał odwagę wrócić do Paryża, a w takim razie przygotować na niego dobrą pułapkę. Odnośnie miłości: rozpocząć kampanię w celu znalezienia naszej pięknej nieznajomej, mając jedną wskazówkę, czyli jej imię, Gisella.
– Odnajdź ją, Rinaldo, odnajdź ją! Zrobię cię hrabią!
Rinaldo skłonił się aż do samej ziemi.
– Wasza Wysokość – odparł zimnym tonem. – Twoja Gisella zostanie odnaleziona, przysięgam to w imię szlacheckiego tytułu, jaki mi przed chwilą nadałeś!
Concini zbladł. Położył rękę na sercu i drgnął gwałtownie, wstrząśnięty mocnym dreszczem.
Rinaldo oddalił się. Na pałacowym dziedzińcu dosiadł konia i jadąc, szyderczym tonem mruczał do siebie:
– Do licha! Założyłbym się o mój całkiem nowy tytuł szlachecki, że to ją widziałem wczoraj w okolicy Meudon!10 Lecz, do diabła, muszę być tego pewny! Gdybym Conciniemu dał fałszywą radość… Znam mego wspaniałego mistrza, zrobiłby mnie hrabią Bastylii11 i pozwoliłby mi gnić w moim hrabstwie! Dalej, ruszajmy do Meudon!
***
W Meudon za ostatnimi domami wioski znajdował się stary, opuszczony, zarośnięty dziką roślinnością park. Przy ogrodzeniu stał osiodłany kasztanek, którego trzymał za uzdę stary służący. Do konia zbliżała się dziewczyna, wsparta na ramieniu człowieka o dumnej postawie, z siwymi skroniami, z twarzą bladą tą bladością właściwą ludziom, którzy długo przebywali w lochu, ale też pełną żywotnej energii; człowieka jeszcze młodego, wyglądającego zaledwie na czterdzieści lat.
Młoda dziewczyna ze śmiałą gracją nosiła ubranie amazonki z niebieskiego aksamitu. Piękna blondynka należała do tego rodzaju piękności, które zdumiewają, bulwersują i wzbudzają piorunujące namiętności. To, co jednak uderzało czy czarowało bardziej od szlachetności wysokiego czoła, wspaniałych włosów, głębokiego lazuru oczu, harmonijnego kroju ubioru i ciała, co nadawało tej piękności wyjątkowy, osobisty charakter, to pełna dostojeństwa postawa, to ujmująca szczerość spojrzenia, to nieustraszoność duszy, ukazujące się w każdym jej geście, każdym słowie, w całej jej postaci.
– Do zobaczenia, mój ojcze – powiedziała młoda panna, zatrzymując się przy ogrodzeniu.
– Do widzenia, moje drogie dziecko – odparł szlachcic, ściskając ją w ramionach. – Co by się ze mną stało, gdyby ciebie tu nie było, moja piękna wojowniczko, krew z krwi mojej! Jeśli los osadzi mnie wreszcie na tym tronie, który Burbonowie ukradli memu rodowi, to panowanie swoje będę zawdzięczał tylko tobie. Ty jesteś prawdziwą Walezjuszką12, szlachetną i dzielną posłanniczką, moja ukochana Gisello! Nigdy nie zsiadasz z konia, narażając się tym na tysiące niebezpieczeństw! Zaledwie wczoraj powróciłaś z Orleanu13, skąd przywiozłaś mi ważne papiery, a dzisiaj znowu wyruszasz w drogę!
– Wspaniale! – zawołała wesoło ta, którą nazwano Gisellą. – Powiedz, że jestem rajtarem i więcej o tym nie mówmy. Zresztą dzisiejsza podróż nie jest taka straszna, zaledwie do wioski Wersal14… Wieczorem będę tu z powrotem… Poza tym mam kogo naśladować, skoro jestem wnuczką Karola IX15 i córką Karola, księcia d’Angoulême.
– Dzisiaj wieczorem! – zauważył Angoulême, którego czoło zachmurzyło się, a oczy zaiskrzyły. – Dzisiaj wieczorem! To właśnie tego wieczora w tej ubogiej wiosce ma odbyć się zgromadzenie przywódców! To dzisiejszego wieczora rozstrzygnie się mój los! To dzisiaj wieczorem delegaci francuskiej szlachty wybiorą między Gwizjuszem, Kondeuszem i mną! Co wyniknie z tego zgromadzenia, Gisello?! Król! Być królem…! Jaka chwała i jakie upojenie…! Gdyby jednak nie mnie wybrali, gdyby ode mnie woleli tego chamskiego intryganta Gwizjusza lub skąpego Kondeusza… Och, umarłbym ze wstydu!
Piękne oczy Giselli przysłoniła melancholijna mgła. Szepnęła niespokojnym głosem:
– Niestety! Kto wie, dokąd zaprowadzą cię te wygórowane ambicje! Ach, mój ojcze, gdybyś chciał się zrzec…
– Nigdy! – przerwał szorstko książę d’Angoulême.
– Na Boga! Bądź przynajmniej ostrożny! Widziano cię w Paryżu! Drżę ze strachu, mój ojcze! Jeżeli jest w Paryżu pałac przyciągający cię z siłą magnesu, nazywany Luwrem, jest tam również forteca, która omal nie stała się twoim grobem…!
– Bastylia! – szepnął szlachcic, dygocząc, a jego wargi skurczył uśmiech straszliwej goryczy. – Bastylia! Nigdy do niej nie powrócę, bądź spokojna. Zbyt wiele tam przecierpiałem, a jeżeli zostanę schwytany, odbiorę sobie życie…! Uspokój się jednak, moje dziecko. Zostały podjęte wszelkie środki ostrożności. Zwyciężę. Gdy zostanę królem, pierwszym moim czynem będzie gest nieubłaganej sprawiedliwości… Wiesz, przeciwko komu, skoro ty sama też go nienawidzisz!
Ciałem Giselli wstrząsnął dreszcz. Pobladły jej usta, ale rysy wyrażały niesamowitą energię. W tej chwili była podobna do tych wojowniczek z dawnych czasów, które swymi wątłymi rękoma zadawały wrogom ciosy toporem.
– Tak, pogardzam, ze wszystkich moich sił nienawidzę człowieka, który tyle złego wyrządził mojej matce! – potwierdziła. – Tak, chcę, żeby matka została pomszczona! Tak, właśnie dlatego ci pomagam, mój ojcze! Byłoby zaprzeczeniem wszelkiej sprawiedliwości w niebie i na ziemi, gdyby Concini nie został ukarany za swoją nikczemność!
– Bądź spokojna! – odparł książę straszliwym tonem.
W tej chwili za ogrodzeniem parku jakiś człowiek pod ochroną zarośli skradał się, czołgając od kępy do kępy, zbliżał… Jego żarłoczne spojrzenie spoczęło na Giselli… Osobnik zadrżał z niesamowitej radości i zamruczał pod nosem:
– To ona! Tym razem nie mam żadnych wątpliwości! To na pewno nasza nieznajoma… Już ją mam!
Tym człowiekiem był Rinaldo, przeklęta dusza Conciniego!
– Bądź spokojna, zbliża się godzina zemsty – ciągnął dalej książę. – Jeśli ty mi pomagasz z całego swego dzielnego serca, to wkrótce, może jutro albo jeszcze dzisiaj wieczorem, będzie mnie wspomagał jeszcze ktoś, na kogo oczekuję… Gisello, czekam na młodzieńca, pięknego jak Achilles16, nieustraszonego jak Ajaks17, szlachetnego jak Walezjusz… O jego przybyciu zawiadomił mnie ojciec tego młodego człowieka… Musiał przejeżdżać przez Orlean i podobnie jak ty wczoraj, przez Étampes i Longjumeau.
– Longjumeau! – wymamrotała dziewczyna, a gorący czerwony rumieniec pokrył jej czoło.
Ojciec dostrzegł ten pąs, to nagłe zakłopotanie. Poczuł, jak w jego ramionach drży ciało córki… Serce jego zaczęło mocniej bić w cichej nadziei.
– Och, czyżbyś go spotkała? – spytał wzruszony. – Czy Bóg zesłał mi tę największą radość, sprawiając, że go dostrzegłaś?! Mów, moja droga Gisello! Och, gdybyś wiedziała…
– No cóż, mój ojcze, w Longjumeau zauważyłam i zwróciłam uwagę na młodego mężczyznę…
– Mającego mniej więcej dwadzieścia lat, nieprawdaż? O dumnej powierzchowności i męstwie wypisanym na czole, czyż nie tak?
– Tak… tak… – wyjąkała Gisella.
– Jeszcze jedno słowo, droga córko. Ten, którego oczekuję, nosi szaroperłowy, aksamitny strój.
Z ust młodej dziewczyny wydarł się lekki okrzyk i cała dygocząc, potwierdziła:
– Tak, ojcze!
– Jestem uratowany! Chwała Bogu! Spotkałaś markiza de Cinq-Marsa18 i zwrócił on twoją uwagę… To jemu ciebie przeznaczałem! Teraz jestem uratowany! Została usunięta ostatnia przeszkoda! O nic mnie nie pytaj! Później dowiesz się, w jaki sposób twój związek z markizem de Cinq-Mars mnie uratuje i zapewni mi tryumf… Chyba zgadzasz się na ten związek, czyż nie tak…? Przecież go kochasz…!
– Widziałam tego młodego człowieka tylko przez chwilę… – wyszeptała Gisella, głęboko oddychając. – Nawet nie wiedziałam, że nazywa się…
– Cinq-Mars! Henri, markiz de Cinq-Mars!
– Henryk! Ma na imię Henri…! – mamrotała w duchu młoda dziewczyna, a głośno dodała: – Wszystko, co mogę ci powiedzieć, ojcze, że życzyłabym sobie, żeby człowiek, którego nazwisko będę nosiła, był podobny do tego, którego zobaczyłam!
Książę d’Angoulême wydał okrzyk wielkiej radości. Gisella wyrwała się z jego objęć, wskoczyła lekko na konia, wyjechała za ogrodzenie i już z daleka zawołała:
– Za godzinę będę w Wersalu. Poczekam na tych, o których wiesz. Powrócę dziś wieczorem. A zatem do wieczora, mój ojcze!
– Do wieczora! – zawołał z uniesieniem spiskowiec. – Jeśli w Wersalu spotka Gwizjusza i Kondeusza i sprowadzi ich tu na zebranie dzisiejszego wieczora zostanę wybrany na króla! Stanie się tak, ponieważ teraz wszelkie wpływy ojca de Cinq-Marsa będą mi sprzyjały! Dziś wieczorem!
Upojony radością, zmierzał ku domowi, podczas gdy Gisella galopowała przez las, szepcząc cicho:
– Szaroperłowy, aksamitny ubiór… dwadzieścia lat… piękny jak Achilles… nieustraszony jak Ajaks… szlachetny jak Walezjusz… To on! To na pewno ten, którego spojrzenie tak mną wstrząsnęło w oberży w Longjumeau…! Nazywa się Henri… markiz de Cinq-Mars!
1 Liga Katolicka (Święta Liga) – organizacja założona we Francji przez ród Gwizjuszów w 1576 roku, powołana do walki z protestanckimi hugenotami, dowodzonymi przez Henryka IV, króla Nawarry; wspierana przez Hiszpanów i Państwo Kościelne, opanowała w 1588 roku Paryż, zmuszając króla Henryka III Walezjusza do ucieczki; Liga rozwiązała się, gdy Henryk IV w 1593 roku przeszedł na katolicyzm.
2 Gwizjusz (fr. Guise) – tu: Karol Lotaryński, czwarty książę de Guise (1571-1640); Gwizjusze – francuski ród książęcy, młodsza linia książąt lotaryńskich; Kondeusz (fr. de Condé) – tu: Henryk Burbon, książę de Condé (1588-1646); Kondeusze – francuski ród arystokratyczny, spokrewniony z królewską dynastią Burbonów, którego przedstawiciele odgrywali znaczącą rolę we Francji w XVI i XVII wieku; Karol de Valois-Angoulême, książę d’Angoulême (1573-1650) – nieślubny syn króla Karola IX i jego kochanki, Marii Touchet; ulubieniec króla Henryka III.
3 Charles d’Albert de Luynes (1578-1621) – faworyt króla Francji, Ludwika XIII, mianowany parem oraz konetablem Francji.
4 Armand Jean du Plessis de Richelieu, książę (1585-1642) – francuski kardynał, mąż stanu.
5 Burbonowie (fr. Bourbon) – francuska dynastia; starsza linia Burbonów (książęca) wymarła w 1527 roku; młodsza linia, Bourbon de Vendôme, panowała we Francji w latach 1589-1792 i 1814-1830, a linia orleańska w latach 1830-1848.
6 Ludwik XIII (fr. Louis XIII), zwany Sprawiedliwym (1601-1643) – król Francji i Nawarry (jako Ludwik II) od 1610 roku, syn Henryka IV z dynastii Burbonów; w chwili śmierci ojca miał tylko dziewięć lat, więc do czasu pełnoletniości realne rządy regencyjne sprawowała jego matka Maria Medycejska; panowanie Ludwika XIII przebiegało w cieniu rządów kardynała Richelieu, który stał się właściwym twórcą systemu rządów absolutnych i którego historycy uważają za główną postać przywódczą tego czasu.
7 Maria Medycejska, (wł. Maria de Medici, 1575-1642) – królowa Francji z rodu włoskich Medyceuszy, druga żona Henryka IV (od 1600 roku); sprawowała regencję w okresie małoletniości syna, Ludwika XIII.
8 Concino Concini (1575-1617) – włoski arystokrata i polityk, faworyt królowej Francji Marii Medycejskiej, który odegrał znaczącą rolę polityczną w okresie małoletniości króla Ludwika XIII.
9 Neron (37-68) – cesarz rzymski od 54 roku, syn Agrypiny Młodszej; w 64 roku po pożarze Rzymu wszczął pierwsze prześladowania chrześcijan; popełnił samobójstwo; Cezar Borgia (właściwie Cesare Borgia, 1475-1507) – syn kardynała Rodrigo Borgii (późniejszego papieża Aleksandra VI), kardynał, później włoski polityk i kondotier, książę Romanii.
10 Meudon – miejscowość i gmina we Francji, w regionie Île-de-France, w departamencie Hauts-de-Seine.
11 Bastylia – forteca w Paryżu, wybudowana w II połowie XVI wieku, za panowania Ludwika XIV przekształcona w więzienie; zdobyta 14 lipca 1789 roku przez lud Paryża; rozebrana.
12 Walezjusze (fr. Valois) – dynastia francuskich królów panujących w latach 1328-1589; jej założycielem był Karol de Valois, ojciec Filipa VI i syn Filipa III Śmiałego; dynastia była boczną linią dynastii Kapetyngów.
13 Orlean (fr. Orléans) – miasto i gmina w środkowej Francji, położone nad Loarą, stolica Regionu Centralnego i departamentu Loiret.
14 Wersal (fr. Versailles) – miejscowość i gmina we Francji, w regionie Île-de-France, w departamencie Yvelines, w której położony jest słynny zespół pałacowy, od 1682 roku miejsce rezydencji królów francuskich.
15 Karol IX (fr. Charles IX, 1550-1574) – z dynastii Walezjuszów, książę Orleanu jako Karol Maksymilian, później król Francji w latach 1560-1574; syn króla Henryka II i Katarzyny Medycejskiej, młodszy brat Franciszka II (1559-1560), po którego śmierci objął tron francuski; starszy brat Henryka III (1574-1589).
16 Achilles – heros, czczony w niektórych rejonach Grecji; najdzielniejszy z Greków walczących pod Troją, syn Peleusa i Tetydy, zabójca Hektora; jako niemowlę został obmyty przez Tetydę w wodach Styksu, co uczyniło go odpornym na ciosy; przez nieuwagę matki wrażliwa pozostała jednak pięta (tzw. pięta Achillesa); zginął trafiony w nią strzałą Parysa; bohater Iliady Homera.
17 Ajaks – w mitologii greckiej syn Ojleusa, uczestnik wojny trojańskiej, najszybszy po Achillesie; zabity przez Posejdona, gdy chełpliwie bluźnił przeciw bogom, dopłynąwszy jako rozbitek do brzegu.
18 Henri Coiffier de Ruzé, markiz de Cinq-Mars (1620-1642) – faworyt Ludwika XIII Burbona, króla Francji; zawiązał i stanął na czele ostatniego i najbliższego osiągnięcia sukcesu, spisku przeciw wszechmogącemu ministrowi króla, kardynałowi Richelieu; w roku 1616, w którym toczy się akcja powieści, jeszcze nie było go na świecie.Rozdział II
Leonora Galigai19
W tym czasie Rinaldo, zaczajony w gęstych zaroślach otaczających park, wysunął się z ukrycia.
– Z kim, do diabła, ona rozmawiała? – mruczał agent Conciniego. – O czym oni mówili? Czyżby to miał być rywal? Hmm! Nie wspomnę o nim. Tylko radosne wieści dla Jego Wysokości! Jedno jest pewne: to jest nasza Gisella. Dobrze. Wołała, że jedzie do miejscowości, która nazywa się Wersal. Dobrze. Wraca dzisiaj wieczorem. Bardzo dobrze. Reszta jest rzeczą tak łatwą, jak otworzenie drzwiczek klatki i zamknięcie w niej pięknego, niebieskiego ptaszka z naszych snów!
Rinaldo wszedł do lasu, odszukał swego konia przywiązanego do drzewa, wskoczył na siodło, całym pędem pognał drogą i w południe wrócił do Paryża przez bramę Świętego Honoriusza, pędząc co koń wyskoczy przez ulice dobrego miasta Jego Królewskiej Mości Ludwika XIII w piekielnym galopie, nie zważając na okrzyki przerażenia i groźne pogróżki, jakie podniosły się po jego przejeździe. Należy powiedzieć, że jeżeli okrzyki strachu wywołane były szalonym, nieskoordynowanym biegiem spienionego, zbroczonego krwią z powodu używania stalowych ostróg konia, groźby odnosiły się bardziej do barw, jakie nosił jeździec, niż do jego osoby. Te barwy, ta liberia, jak wówczas mówiono, nie przywiązując do tego słowa znaczenia służalstwa, jakie nabrało później szerszego znaczenia, zatem ta liberia mogła być bardzo znienawidzona przez paryżan; widok jej bez wątpienia budził w sercach ciężkie urazy, ponieważ ścigały ją ponure wejrzenia nienawiści, pięści zaciskały się i wyciągały ku górze, rozlegały się złorzeczenia i przekleństwa; gdziekolwiek się pojawiła, atmosfera wydawała się napełniona terrorem i strachem, jak nieraz podczas letnich wieczorów ciemny horyzont nagle zaciąga się burzowymi chmurami… Za chwilę błyskawica rozedrze czarne niebo… Wkrótce uderzy piorun… Wszystko się dokonało: cała wymowa będzie w grzmocie.
Mocno zdyszany, prawie ochwacony koń zatrzymał się wreszcie na ulicy Tournon przed pałacem Conciniego, położonym pośrodku przedmieściu Saint-Germain, o kilka kroków od ulicy Vaugirard, gdzie rozciągały się ogrody księcia Luksemburskiego, w miejscu, na którym królowa Maria Medycejska kazała wówczas wznosić wspaniały pałac.
Rinaldo wszedł na schody, bezceremonialnie rozpychając tłum dworaków i interesantów, ustępujących mu pokornie z drogi, i mocno zdyszany, cały okryty kurzem, bez żenady otworzył drzwi gabinetu, w którym marszałek d’Ancre, siedząc przy dużym stole inkrustowanym cyzelowanym srebrem, składał swój podpis u dołu leżących przed nim pergaminów.
Ujrzawszy Rinalda, Concini zerwał się z siedzenia i wzruszonym, rozpalonym przez namiętność głosem wykrzyknął:
– Ty, Rinaldo! Ty już tutaj! Przynosisz mi miłość czy rozpacz, życie lub śmierć? Odnalazłeś ją? Och, mów, mów prędko!
– Dziewczyna została odnaleziona! – odparł Rinaldo.
Concini bardzo zbladł, zachwiał się, położył rękę na sercu i wyszeptał:
– Niech będzie błogosławiony anioł czuwający nad moim życiem, który zachował dla mnie takie szczęście! Rinaldo, mój kochany Rinaldo, żądaj ode mnie wszystkiego, co zechcesz! Pragniesz zostać hrabią, księciem, gubernatorem? Odnaleziona – czy to prawda? Czy czasem nie śnię? O, nieznana, wielbiona przeze mnie istoto, której znam tylko imię…! Gisella! Miłe mi imię Gisella! Drogie imię, które od tylu dni i tylu nocy wymawiają moje wargi jak pieszczotliwy pocałunek…! Mówisz… powiedz jeszcze raz… gdzie, jak, kiedy?
– Hej! Per Dio Santo20! Nie mogę dojść do słowa! Do licha! Tym razem Wasza Wysokość został dokładnie zamordowany…!
Concini zsiniał. Obawa przed morderstwem była niczym drążący jego ciało rak…
– Zamordowany strzałami pana Kupidyna. Per bacco21!, przyznaję, że korona, zwykła korona w herbie barona nieźle wyglądałaby na drzwiach mojego mieszkania… Otworzyłeś, panie, swoją wielkoduszną rękę, a ja schylam się i zbieram okruchy twojej wspaniałomyślności.
– Zamknij się, briccone22! – warknął Concini.
– Już milczę, Ekscelencjo!
– Mów, gdzie ona jest?
– W Meudon, ostatni dom we wsi, na prawo, prawie na wprost oberży „Pod Sroką Złodziejką”. Ech, wielmożny panie, tym razem dobrze znaleźliśmy, niech pan słucha: znaleźliśmy sroczkę w gnieździe…
– Ruszajmy! – ryknął Concini.
– Do wszystkich diabłów, niechże pan poczeka! Co za zapał! Mamy czas, ja to mówię. Pojechała do jakiejś wioseczki, która nazywa się Wersal… Wasza Wysokość zna ten Wersal?
– Znam, znam. Co dalej? Mów prędzej, do licha!
– Co dalej? No cóż, dziś wieczorem zamierza wrócić do Meudon. Musimy więc przyczaić się przy drodze i…
– Bardzo dobrze! – burknął Concini. – Weź ze sobą Bazorges’a, Chalabre’a, Pontraille’a, Louvignaca i Montrevala. Niech będą dobrze uzbrojeni… Za godzinę wyjeżdżamy…
– Zgoda, i spokojnie zarzucimy naszą sieć – zaśmiał się szyderczo Rinaldo, a potem dodał cichym głosem. – Co powie na ten nowy kaprys szanowna prawowita małżonka wielmożnego pana?
– Leonora! – wyszeptał Concini z mimowolnym drżeniem. – Och, Rinaldo, co to za żona! To kobieta, której zazdrość oplata mnie jak siecią, w której szamoczę się jak lew schwytany w matnię. Zwłaszcza ona nie powinna o niczym wiedzieć! Ach, nawet nie powinna poznać imienia tej, którą kocham… Widzisz, ona by ją zabiła, otruła, jak zdołała otruć… wiesz… tamtą i inne! Jeżeli aqua tofana23 nie pozbawiłaby Giselli życia, to sztylet Leonory rozprułby jej serce!
W tej chwili do wewnętrznych drzwi długiego korytarza łączącego pokoje marszałka z apartamentami markizy d’Ancre ktoś lekko zastukał.
– Cicho! – warknął Concini.
Drzwi otworzyły się… Na progu stanęła kobieta.
Tą kobietą była małżonka Conciniego, markiza d’Ancre… Leonora Galigai!
Ten, który dwie godziny wcześniej wniknąłby do gotowalni24 markizy d’Ancre, zobaczyłby ją siedzącą przed stołem zastawionym flakonikami, pędzelkami i szczoteczkami – skomplikowanymi przyborami wielkiej kokietki. Leonora jednak nie była zalotnicą. Jej głęboki, męski umysł, gardził ową wyniosłą pogardą świecidełkami i błyskotkami kobiecych strojów. Jej myśli, niby skrzydła sępa, obejmowały szerokie horyzonty, szybowały ponad małostkowymi niepokojami wstrząsającymi innymi kobietami.
Tymczasem ona była brzydka!
Nieforemna, oszpecona, z wystającą lewą łopatką, ze zbyt wielkimi ustami, źle osadzoną pionowo kibicią na niekształtnych nogach, była po prostu brzydka. Całą piękność Leonory stanowiła para lśniących inteligencją czarnych oczu, podobnych do dwóch zabłąkanych gwiazd na smutnym listopadowym niebie.
Upośledzona przez naturę, Leonora każdego ranka starała się naprawiać albo łagodzić swoją niekształtność za pomocą sztuki, którą studiowała tak, jak generał studiuje strategię. Była brzydka, zgoda! Są brzydoty nierażące brakiem harmonii. Niechże więc przynajmniej jej obecność będzie znośna dla człowieka, którego uwielbiała wyłączną i bezgraniczną miłością: dla swego męża!
Z tego względu owe wszystkie kokieteryjne popisy mogły wydawać się wzruszające. Ukryty świadek widziałby dokonane potężną wolą magiczne przeobrażenie brzydoty. Zwolna znikały niekształtności, wyrównywały się oba ramiona, prostowała figura, usta przybierały normalne proporcje, a w tej sprostowanej, poprawionej, odbudowanej z poszczególnych kawałków całości świeciły jeszcze słodszym blaskiem czarne oczy! Leonora była prawie piękna…!
Tego dnia, który mijał, nie będąc ani oglądaną, ani podziwianą, mimo to uważnie przejrzawszy się w ogromnym lustrze, ofiarowanym jej w hołdzie przez Republikę Wenecką25, zwróciła się do swej ulubionej służącej, jedynej osoby dopuszczonej do współuczestniczenia w tajemniczej, żmudnej pracy każdego poranka.
– Marcello – zapytała zimnym tonem. – Mówiłaś, że Rinaldo jest na tropie Giselli d’Angoulême?
– Tak powiedziałam, pani. Powtarzam, że znajdą księcia d’Angoulême i jego córkę w Meudon, w domu, który pani opisałam. Jednak nie jest jeszcze tak źle, gdyż pan marszałek na pewno nie wie, że ta, którą kocha, jest córką księcia d’Angoulême…
Służąca szpieg w dalszym ciągu wypowiadała swoje domysły i wnioski.
Leonora już jej nie słuchała. Dwie czarne gwiazdy jej oczu zasłoniły łzy, które wyparowały na rozpalonych policzkach. Rozpaczliwym gestem zaciskała swe dłonie jedną w drugiej.
– On ją kocha! To nie jest żaden kaprys! Kocha ją! A ja? Ja! Dla mnie nie ma ani jednego spojrzenia, ani jednego uśmiechu! Biada mi, ale biada także tej dziewczynie!
Szybkim krokiem skierowała się ku gabinetowi Conciniego i doszła do tajnych drzwi. Przez chwilę nasłuchiwała, a potem weszła.
Concini zbladł, a Rinaldo szybko się wymknął.
– Concino – powiedziała Leonora, zwracając na męża tkliwe wejrzenie. – Chciałam cię zobaczyć, zanim pójdę do Luwru pełnić moją służbę przy królowej Marii. Właśnie wyszedł ode mnie pan de Richelieu. Udzielił mi ważnych wiadomości…
– Do czego się miesza ten bladawy księżulo? – warknął Concini, marszcząc brwi.
– Nie gniewaj się, mój Concinetto… Pan de Luçon jest nam oddany i jeszcze raz wyświadczył nam przysługę.
– Ech! Co ci mógł powiedzieć? Że mocno krzyczą na mnie, na ciebie, na przeklętych Florentczyków? Że lud się wścieka? Że nie chce więcej płacić podatków? Że wszystko obróci się przeciw nam…? Czyżbyś się bała, cara mia26?
– Nie boję się, Concino – odparła zimno Leonora. – Ale wiedz, że tym razem chodzi o rozległy spisek. Concino, chcą porwać króla, strącić go z tronu, być może nawet zabić, a przy tej okazji także nas. Na czele spisku stoi człowiek, którego znasz, niebezpieczny przeciwnik…
– Jego nazwisko?
– Karol, hrabia Owernii27, książę d’Angoulême, syn Karola IX.
Concini zadrżał. Coś, jakby złowrogie przeczucie, zaciążyło mu na sercu.
– Ten – mówiła w dalszym ciągu Leonora, której twarz promieniała w odblasku jej oczu – ten, który nosi w sercu niczym nieposkromioną ambicję, który w ciągu swego życia marzył tylko o jednym: teraz panować jako królewski syn. Syn Marii Touchet, nieślubne dziecko tego biednego królika, w chwili śmierci skąpanego we własnej krwi, hrabia Owernii, książę d’Angoulême, pochodzi z dzielnego rodu, który wie, czego chce… i się odważy! Gdyby był na twoim miejscu, Concino…!
– Co takiego by zrobił? – warknął marszałek, badawczo spojrzawszy na żonę.
Leonora pochyliła się ku Conciniemu, owinęła go wyziewami swej sekretnej myśli i stłumionym głosem szepnęła:
– Byłby już królem!
Marszałek d’Ancre zadygotał i rzucił wokół siebie trwożliwe spojrzenie.
– To straszny człowiek! – kontynuowała. – To mocno hartowana dusza, to umysł dumny i ryzykancki! Chce wdrapać się na Olimp i podobnie jak niegdyś tytani28 wsadzić Ossę na Pelion29… Może zamyśla użyć naszych trupów jako stopni do tronu…
– Co należy czynić? – szepnął znękany, pobladły Concini.
Ciężkie westchnienie wyrwało się z piersi Leonory, a następnie jej oczy ponownie przybrały wyraz śmiertelnego postanowienia. Wolno wycedziła takie słowa:
– W pancerzu tego człowieka odkryłam słaby punkt.
– A tą słabością jest…?
– Hrabia Owernii jest ojcem…! Tak, ten ambitny człowiek, który tak dobrze zabezpieczył się przeciw możliwym zasadzkom, zapomniał o jednej rzeczy: że ma serce. Ojcowska miłość wyda go w nasze ręce, a to dlatego, Concino, jak zobaczysz, by oszczędzić cierpień swemu dziecku, zgodzi się na tortury; dla ocalenia tego dziecka wyrzeknie się szczęścia, tronu, honoru, wszystkiego, nawet życia.
– Rozumiem! – rzekł Concini z okrutnym uśmiechem.
– Jak to rozumiesz?
– Pochwycimy dziecko, a Karol d’Angoulême, hrabia Owernii, będzie się wlókł u naszych stóp. Pozostanie nam tylko podyktować mu nasze prawo.
– Zgoda – zawołała Leonora, rzucając na męża dziwaczne spojrzenie. – A jeśli ojciec będzie się opierał?
Między mężem a żoną, między tymi dwoma istotami tak niepodobnymi do siebie, których zbliżało jedynie zło, nastała minuta straszliwego milczenia.
Jedynie Concini cichym krokiem podszedł do drzwi, żeby upewnić się, że nikt ich nie podsłuchuje, a wróciwszy do Leonory, z kolei pochylił się nad nią i głosem zapowiadającym kiełkującą w myśli zbrodnię powiedział:
– Jeśli ojciec będzie się opierał… Jeżeli nie będzie w naszych rękach łachmanem…
– Co wtedy? – szepnęła Leonora, prawie bez tchu.
– Wtedy pozostaje u handlarza ziół na Moście Wymiany30, u Lorenzo, nabyć kilka kropel tej wody, która nikomu nie przebacza! To będzie dla dziecka!
– Tym razem zrozumiałeś! – stwierdziła Leonora ze straszliwym spokojem.
Popatrzyli sobie w oczy, trzymając twarz przy twarzy, w tym momencie zupełnie podobnych jedna do drugiej pod przykryciem tych samych zabójczych myśli…
Nagle w szybkim geście namiętności Leonora przyciągnęła i oplotła rękoma głowę Conciniego i złożyła na jego ustach namiętny i gorący pocałunek.
– W jakim wieku jest to dziecko? – zapytał Concini, odzyskawszy zimną krew.
– Ona może mieć siedemnaście lub osiemnaście lat.
– Ona! Córka! – wybełkotał Concini.
– Tak. Zresztą cóż to znaczy. Concino, nawet dzisiaj należy zacząć działać. Należy sprawić, żeby jutro rano dziewczyna obudziła się tutaj, będąc w naszej mocy. A wówczas… sam to powiedziałeś, Concino! Jeśli ojciec będzie się opierał, biada dziecku!
– Sam się tym zajmę już dzisiaj wieczorem. Gdzie znajdę dziewczynę?
– W Meudon – odpowiedziała Leonora. – Ostatni dom we wsi, na prawo, na wprost oberży, która nazywa się „Pod Sroką Złodziejką”.
Concini zachwiał się na nogach. Poczuł, jak włosy jeżą mu się na głowie, a chłodny strach skrada się niczym zimny gad wzdłuż jego kręgosłupa.
– Jej imię? – wyrzęził. – Imię córki księcia d’Angoulême!
– Gisella! – odparła Leonora Galigai.
Marszałek d’Ancre niby rażony piorunem oniemiał z przerażenia, niezdolny wykonać jakikolwiek gest, mówić, ani myśleć.
Leonora Galigai obrzuciła go ostatnim spojrzeniem. Trupio blady uśmiech przemknął po jej wargach, potem powoli wstała i milcząc, wyszła bezgłośnie, podobna do widma zapadającego się w ciemnościach.
19 Leonora Dori, zwana Galigaï (1571-1617) – faworyta Marii Medycejskiej w okresie jej regencji na tronie Francji, żona Concino Conciniego; służąca Marii Medycejskiej, w której łaski wkupiła się pochlebstwami, co m.in. doprowadziło do sukcesu politycznego męża Leonory; po przewrocie z kwietnia 1617 roku, kiedy zamordowano Conciniego, została aresztowana i niedługo później oskarżona o praktyki magiczne; jej egzekucja poprzez ścięcie odbyła się 8 lipca 1617 roku, a następnie jej ciało spalono; w oryginale: Léonora Galigaï.
20 Per Dio Santo (wł.) – na Świętego Boga.
21 Per bacco! (wł.) – a niech to!; na Bachusa!
22 Briccone (wł.) – łotr.
23 Aqua tofana – trucizna na bazie arszeniku, bezbarwna i bezsmakowa, przy ówczesnej technice kryminalistycznej nie do wykrycia; stosowana głównie we Włoszech.
24 Gotowalnia – używana w Polsce od połowy XVIII wieku nazwa toaletki, czyli mebla, czasem z szufladkami, nakrytego tkaniną, z nastawianym lustrem, służącego do przechowywania przyborów toaletowych, kosmetyków, ozdób itp.
25 Republika Wenecka (Rzeczpospolita Wenecka) – północnowłoska republika kupiecka istniejąca od VIII wieku do 1797 roku, najdłużej w historii nieprzerwanie funkcjonujące państwo o ustroju republikańskim.
26 Cara mia (wł.) – moja droga.
27 Owernia – historyczna prowincja francuska, położona w środkowej Francji, której nazwa wywodzi się od galijskiego plemienia Arwernów; później wchodziła w skład Akwitanii jako hrabstwo, a następnie występowała jako hrabstwo i delfinat Owernii; została podzielona na kilka części, które należały do możnych rodów francuskich (m.in. Burbonów), a także do biskupów z Clermont; ostatecznie pod koniec XVII wieku całą Owernię włączono do Korony francuskiej.
28 Tytani – w mitologii greckiej bogowie z pokolenia olbrzymów, istniejący przed bogami olimpijskimi; Michel Zévaco błędnie przypisuje im wsadzenie góry Ossy na górę Pelion.
29 Ossa i Pelion – najwyższe szczyty gór w Tesalii (Grecja); według mitologii greckiej Aloadzi, dwaj bracia Efialtes i Otos, olbrzymi, synowie Posejdona, aby dostać się do nieba i zaatakować bogów zgromadzonych na Olimpie, zamierzali położyć górę Ossę na Pelion (albo Pelion na Ossę); pioruny Zeusa udaremniły ten plan.
30 W oryginale: Pont-au-Change.