- nowość
- W empik go
Fast and Reckless - ebook
Fast and Reckless - ebook
Gorący romans w świecie Formuły 1.
Will Hawley to oszałamiająco przystojny bad boy. Jego imprezowe wybryki prawie zniszczyły mu karierę wyścigową. Teraz jednak wraca do gry i jest zdeterminowany, by stanąć na podium Grand Prix. Niestety jedno spojrzenie na nowo poznaną córkę szefa sprawia, że znów traci grunt pod nogami.
Mira Wentworth wie, że powinna unikać Willa. Nie tylko dlatego, że został on właśnie nowym kierowcą w zespole Formuły 1 jej ojca. Sama już raz przekonała się, jak dużo może kosztować poryw serca. Teraz dostała drugą szansę i nikomu nie pozwoli pokrzyżować sobie szyków.
Niestety w miarę jak między Mirą i Willem narasta napięcie, zwykłe przyciąganie przeradza się w coś więcej. Jednocześnie trudne wydarzenia z przeszłości przypominają o sobie, wystawiając ich relację na próbę.
Czy to uczucie przekroczy linię mety?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8266-535-2 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Will Hawley zredukował bieg, desperacko starając się utrzymać samochód w ryzach, kiedy prawa fizyki próbowały wyrzucić go z toru. Wibracje tylnych kół zapowiadały jednak katastrofę. Czuł okropne zawroty głowy i szarpanie w brzuchu. Tracił kontrolę…
Pędził z prędkością trzystu kilometrów na godzinę. Przyszła pora się rozliczyć. Will wziął trzy drżące wdechy, próbując uspokoić rozszalałe serce. K o n c e n t r a c j a.
Ale było za późno. Siła docisku, ciśnienie w oponach, ilość paliwa… wszystko wymykało się spod kontroli. Stracił orientację, nie wiedział już, gdzie jest góra.
T o k o n i e c.
Nic nie mógł zrobić, gdy seria awarii przetoczyła się przez bolid, powodując, że wpadł w niekontrolowany poślizg na torze. Życie Willa zostało zredukowane do rozmytych kolorów, palących się gum i ogłuszającego ryku, kiedy samochód uderzył w barierę i owinął się wokół niej niczym kokon.
Słyszał dzwonienie w uszach, gdy na chwilę zrobiło mu się ciemno przed oczami. Tylko jedna myśl przebijała się przez mgłę: Po raz ostatni był na torze Formuły 1. Ponieważ jego kariera dobiegła, kurwa, k o ń c a.1
TRZY LATA PÓŹNIEJ
Siedziba Lennox,
Chilton-on-Stour, Anglia
Mira pędziła korytarzem Lennox Motorsport, gładząc kciukiem powierzchnię identyfikatora pracowniczego, jakby to był talizman przynoszący szczęście. Ponownie spojrzała na nazwę swojego nowego stanowiska.
Miranda Wentworth
Asystentka Dyrektora, Lennox Motorsport
To się dzieje. Wróciła.
Zatrzymała się przed otwartymi drzwiami do gabinetu Penelope Farnham.
– Zrobiłam to – wyszeptała rozemocjonowana.
Kobieta, wysoka, koścista i mniej więcej w wieku Miry, wychyliła głowę z pomieszczenia i rzuciła jej szybkie jak błyskawica spojrzenie.
– Masz na imię Miranda? Nowa do Pen?
– Tak myślę. Tak. To ja. Mów mi Mira.
– Ja jestem Violet, z PR-u – rzuciła kobieta przez ramię, mijając ją. – Powinnaś iść za mną.
Mira pospieszyła za nią korytarzem.
– Ale muszę znaleźć Penelope…
– Tak, no cóż… Rano lekarz poinformował ją, że absolutnie nie wolno jej opuszczać łóżka aż do porodu.
– Och. Nie przyjdzie? – Chociaż obawiała się spotkania z Pen na żywo, to to, że jej nie będzie, by wtajemniczyć ją w obowiązki, okazało się nieskończenie bardziej przerażające.
Lekarz zalecił Penelope odpoczynek w łóżku, co doprowadziło do zatrudnienia Miry w ostatniej chwili, zaledwie kilka tygodni przed rozpoczęciem sezonu Formuły 1. Pen była, delikatnie mówiąc, nieco wystraszona faktem, że jej obowiązki przejmie nowicjuszka z Ameryki. Podczas gdy Mira szybko pakowała się w Los Angeles i przygotowywała do wylotu do Anglii, Pen bez przerwy wysyłała jej SMS-y z instrukcjami. Mira zapełniła nimi już trzy notesy. A teraz wyglądało na to, że praca stanie się jeszcze trudniejsza.
Mirze w końcu udało się dogonić robiącą kilometrowe kroki Violet i przyjrzeć się jej długim, potarganym, kruczoczarnym włosom, bladej cerze, precyzyjnej kresce na powiece, podartym dżinsom i sfatygowanej skórzanej kurtce motocyklowej. Emanowała urokiem „fajnej dziewczyny”, włącznie z eleganckim angielskim akcentem. Mira próbowała nie okazywać lęku.
– Simone nie pracuje już w PR?
Violet rzuciła jej szybkie spojrzenie.
– A, racja. Wiesz już, o co chodzi w Lennoxie, prawda?
– Minęło sporo czasu… – powiedziała Mira.
Ze zdenerwowania czuła ucisk w żołądku, ale jeśli ktokolwiek spodziewał się tamtej nieogarniętej dziewczyny, którą była w przeszłości, czekało go rozczarowanie. Poprzednia Miranda odeszła na zawsze, a t a nie zamierzała popełnić żadnego błędu.
– Nie martw się, Simone nadal tu pracuje. Jestem jej asystentką. Pojechała na tor testowy w związku z konferencją dla dziennikarzy. Tam zaczynamy. – Violet pchnęła drzwi biodrem i wyprowadziła Mirę na zewnątrz, gdzie na trawniku byle jak zaparkowano wózek golfowy. – Wskakuj.
Gdy Mira wślizgnęła się na miejsce pasażera, Violet wskoczyła za kierownicę i nacisnęła pedał gazu. Zbliżając się do toru, Mira słyszała niepowtarzalny dźwięk najnowocześniejszej samochodowej perfekcji ryczącej na asfalcie. Zapomniała o profesjonalizmie, a jej serce zaczęło bić szybciej. T e g o jej brakowało. Toru, bolidów, d ź w i ę k u.
– Czy w tym sezonie wprowadzono dużo ulepszeń w samochodzie? – zapytała.
– O, tak. Tak naprawdę to zupełnie nowe auto. Dziś po raz pierwszy wyjechało na tor, więc panuje tu lekki chaos.
– To nie najlepszy moment na start.
– Żaden nigdy nie jest – powiedziała Violet z uśmiechem. – Witamy w Lennoxie.
Violet zahamowała, rozpryskując żwir na poboczu. Mira wysiadła i zatoczyła się; nie mogła oderwać wzroku od niebieskiej smugi właśnie wychodzącej z ostrego zakrętu.
– Jest piękny.
Wczepiła palce w ogrodzenie oddzielające ją od toru, gdy samochód wjechał w wiraż i po raz pierwszy mogła mu się dokładnie przyjrzeć. Rok wcześniej grafika była zbyt kanciasta, rozdrobniona i nie oddawała eleganckiej konstrukcji pojazdu. Tegoroczna była o niebo lepsza: jednolity błękit królewski Lennoxa z pojedynczym srebrnym paskiem na boku, podkreślającym perfekcyjną aerodynamikę samochodu, niskie osadzenie i smukłość jak w nożu.
Bolid pędził w kierunku następnego zakrętu, a ona z podniecenia aż podwinęła palce u stóp w klasycznych czarnych szpilkach. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w rytm pracy silnika.
Kolejny zakręt. Jej instynkt już dawno kazałby zwolnić, lecz samochód nadal przyspieszał. Kiedy wydawało się, że niechybnie wjedzie w barierkę, kierowca zredukował bieg. Silnik zawył, a auto pokonało wiraż z prędkością, która fizycznie wydawała się niemożliwa. Ten, kto siedział za kierownicą, był niezłym kierowcą.
Sapnęła, jakby samochód, który odjechał prostą drogą, wyssał jej powietrze z płuc.
– Jasna cholera – mruknęła, rozluźniając uścisk na płocie. – Co za kierowca.
Violet się roześmiała.
– Tylko poczekaj. Chodź, przedstawimy cię wszystkim, zanim zjedzie z toru.
Pospieszyła za Violet, podekscytowana bliskim spotkaniem z Formułą 1, pierwszym od siedmiu lat. Tyle czasu była zmuszona oglądać wyścigi na laptopie w LA. Ale nic nie zastąpi obecności tutaj, na torze, zobaczenia tego, p o c z u c i a tego.
Choć powrót zapowiadał się trudny, chciała tego bardziej niż czegokolwiek innego. Jeśli udałoby jej się to zrobić – pomyślnie poprowadzić sezon wyścigowy w Lennox – może wykorzystałaby to doświadczenie, by rozpocząć karierę w zarządzaniu logistyką wyścigową.
– Dzisiaj jest tylko dla mediów – wyjaśniała Violet, gdy szły w stronę alei serwisowej. – Żebyśmy mogli nakręcić jakiś materiał promocyjny samochodu. Nawet nie ma jeszcze porządnych opon.
Pamiętała tę część. Przepisy międzynarodowej organizacji FIA¹ zabraniały wielu czynności przed oficjalnymi testami w Bahrajnie, ale nawet taki dzień jak dziś, pozornie przeznaczony tylko na zdjęcia dla mediów, był szansą na zebranie informacji o samochodzie.
W garażu obok alei serwisowej przygotowywano do jazdy drugi samochód Lennoxa – otaczało go kilkunastu mechaników w niebieskich kurtkach. Gdy Mira i Violet podeszły, mężczyźni przerwali, by przyjrzeć się nowo przybyłej.
– Miro, to jest ekipa serwisowa. Ekipo, to jest Mira, zastępczyni Pen.
– Mamy imiona, Violet – skwitował młody chłopak z Bliskiego Wschodu, puszczając oczko.
– I Mira chętnie się ich nauczy, Omar, ale nie mamy dziś czasu. Gdzie jest Harry?
Omar odwrócił się i krzyknął przez ramię:
– Harry, Violet przyszła pozawracać ci dupę!
„Harry…”
Serce Miry zakołatało. Nikt z załogi nie był tu na tyle długo, by ją pamiętać. Z nimi zaczynała od zera, ale Harry…
Z tyłu samochodu Mira usłyszała znajomy stary głos:
– Nie mam dziś czasu na prasowe bzdury.
Harry mógł wyglądać i brzmieć jak gburowaty gnom, ale kiedy była ciekawską smarkulą rozkochaną w wyścigach, pozwalał jej kręcić się wokół stanowiska i cierpliwie odpowiadał na niekończące się pytania. Nie widziała go od tamtego czasu… cóż, od tamtego wszystkiego… i gdyby teraz spojrzał na nią inaczej, mogłaby się skurczyć i umrzeć.
– Wyłaź, Harry – mruknęła Violet. – Obiecuję, że nie będę gryzła. Przyprowadziłam kogoś nowego, na kogo możesz warczeć. To Mira, zastępczyni Pen.
Zza samochodu natychmiast wynurzyła się siwa głowa Harry’ego.
– Mira?
Niewątpliwa radość w jego oczach sprawiła, że zrobiło jej się słabo z poczucia ulgi. Uśmiechnęła się szczerze, podnosząc rękę na powitanie.
– Cześć, Harry.
Harry z niewiarygodną szybkością i zwinnością wyskoczył zza pojazdu, jak na mężczyznę w jego wieku.
– Chodź, niech ci się przyjrzę, dziewczyno. – Chwycił ją za ramiona i prześlizgnął się wzrokiem po jej twarzy. – Dorosłaś, co? Dawaj przytulasa. – Objął ją mocno, a ona poczuła łzy zbierające się pod powiekami.
Aż do teraz nie wiedziała, jak wielkie znaczenie będzie dla niej miało ciepłe powitanie Harry’ego.
– Naprawdę dobrze cię znowu widzieć, Harry. Jak tam samochód w tym roku?
Jego twarz rozjaśnił uśmiech, ale gdy otworzył usta, by odpowiedzieć, przez szum alei serwisowej przebił się jakiś głos:
– Harry, co, do diabła?! Czy twoi inżynierowie są popierdolonymi idiotami?
Mężczyzna wzniósł oczy do nieba, wzdychając z rezygnacją.
Mira odwróciła się w kierunku głosu i stłumiła westchnienie. Pierwszy samochód właśnie zjechał z toru, a jego kierowca zbliżał się do nich niczym nadciągająca burza.
Zauważyła wiele rzeczy naraz: był wyższy, niż się spodziewała, i seksowniejszy. Och, taki seksowny! Niebieski kombinezon rajdowy rozpiął do pasa, a rękawy zawiązał wokół bioder. Pod spodem nosił cienki, biały podkoszulek z Nomexu², opinający każdy centymetr górnej części jego ciała. Zmierzwione ciemne, prawie czarne włosy wyglądały zdecydowanie zbyt dobrze, biorąc pod uwagę fakt, że przez długi czas spłaszczał je kask, a grube, ciemne brwi były gniewnie zmarszczone. Za to jego oczy… Oczy miał elektryzujące! Nawet z tej odległości Mira mogła stwierdzić, że są ciemnoniebieskie, a intensywność spojrzenia przyprawiała ją o dreszcze niezależnie od tego, czy chłopak na nią patrzył, czy nie. I jeszcze te kości policzkowe, linia szczęki, podbródek… Tak piękne rysy powinny być niedozwolone, zwłaszcza w połączeniu z długimi nogami, szerokimi barami i wąską talią, i… B o ż e…
Spuściła wzrok zawstydzona, gdy zdała sobie sprawę, że oblała się rumieńcem, a jej ciało drży. Nie, nie i jeszcze raz n i e. Absolutnie nie wolno jej czuć tego rozpalonego do białości żaru pożądania zaledwie po kilku minutach pierwszego dnia, a już na pewno nie do jakiegoś niezwykle ponętnego kierowcy. Może był tylko kierowcą testowym, kimś, kogo spotka raz i nigdy więcej nie zobaczy…
– Masz jakiś problem, Will? – zapytał Harry, zbliżając się, a serce Miry zamarło.
W i l l. To był Will Hawley, nowy kierowca Lennoxa. A to oznaczało, że miał stać się bardzo ważną częścią jej życia zawodowego. Cóż… A zatem to wyjątkowo niewygodne uderzenie pociągu fizycznego trafiło prosto do skrzyni zamkniętej na kłódkę i wrzuconej w głębiny oceanu, ponieważ nie było opcji, by mogli być razem. Nigdy. Will z miliona różnych powodów był na tysiąc procent poza zasięgiem.
Aby odwrócić od niego swoją uwagę, przekartkowała notes na początek, gdzie podczas lotu zapisała wszystkie pospiesznie zebrane informacje na temat zespołu.
Will Hawley był tu prawie tak nowy jak ona. Lennox planował zatrzymać obu kierowców z poprzedniego sezonu, ale wtedy Phillipe Deschamps doznał kontuzji barku. Wprawdzie przeszedł operację poza sezonem, jednak rekonwalescencja nie poszła dobrze. Kilka tygodni temu ogłosił, że przechodzi na emeryturę, i rozpoczęło się polowanie na jego następcę.
W mediach pojawiło się mnóstwo spekulacji na temat tego, kogo wybiorą, a wszyscy oszaleli, gdy ogłoszono, że kontrakt zostanie podpisany z Willem Hawleyem. Świat sportowy wydawał się podzielony – połowa uważała, że chłopak ma więcej talentu niż ktokolwiek inny kiedykolwiek zasiadający za kierownicą. Druga połowa uważała, że jest nieogarem, a to, co robi poza torem, przekreśla wszelkie jego szanse.
Tak czy inaczej – oznaczał niebezpieczeństwo. To słowo widniało na jego pięknej twarzy, zapisane wielkimi literami. A jeśli istniało coś, w czym Mira była teraz dobra, to zdecydowanie było to unikanie wszelkiego niebezpieczeństwa.2
Kiedy Will wparował do garażu, stało się jasne, że w czymś przeszkadza. Przede wszystkim Harry przytulał jakąś kobietę, co samo w sobie było dziwne. Harry nie był przytulaczem. Violet z PR-u stała tuż za nimi, uśmiechając się. Również dziwne. Nic nie wywoływało uśmiechu Violet, może z wyjątkiem wyrywania skrzydeł muchom. Cóż, w czymkolwiek przeszkodził swoim wtargnięciem, mogło poczekać. Był tu po to, by kierować samochodem, a jeśli nie mógł tego robić, to wszyscy mieli przejebane.
– Przepraszam, ale czy moglibyście przez chwilę skupić się na waszej pierdolonej pracy?! – warknął Will.
Harry, wzdychając, spojrzał mu w oczy.
– Mamy problem – kontynuował Will. – Duży, jebany problem. Nie ten samochód prowadziłem w symulatorze.
Harry zacisnął usta i włożył ręce do kieszeni, odwracając się do niego.
– Wiem.
Will zamrugał, a jego mózg próbował nadążyć. To jakiś żart? Ćwiczył tygodniami, zapamiętując każdy centymetr tego auta, a Harry po prostu… zapomniał mu powiedzieć, że to się zmieni? Zalała go nowa fala gniewu.
– W i e s z? To było zamierzone? Co to za bzdury? Wsadzasz mnie do jednego samochodu w symulatorze, a na torze dostaję coś zupełnie innego? Jak, kurwa, mam być gotowy na Bahrajn, skoro muszę sobie radzić z tym gównem? Kiedy zamierzasz zbudować bolid, który testowałem w symulatorze?
– Nic na to nie poradzę, Will. Mamy wiele do zrobienia, aby przygotować samochody na Bahrajn, i dlatego musieliśmy rozdysponować środki. Decyzja zapadła na samej górze.
A więc dyrektor zespołu, to jego decyzja.
– Sukinsyn – warknął Will.
Za plecami Harry’ego Violet parsknęła śmiechem i spojrzała na nową kobietę, którą Harry z niewiadomych powodów przytulił, a która chowała głowę w ramionach, by powstrzymać chichot.
Popatrzył na nią, próbując zrozumieć, kim jest i co mu umknęło. Blond włosy związane w wysoki kucyk, czarny wełniany płaszcz, czarne spodnie, klasyczne czarne szpilki… Może jakaś nowa pracownica biurowa? Lennox był dużą organizacją, więc Will z pewnością jeszcze nie znał wszystkich. Ale co ta kobieta robiła tutaj, w garażu, obejmując się z Harrym?
Właśnie wtedy spojrzała mu w oczy, a on zamrugał z zaskoczenia. Była ładniejsza, niż mu się wydawało. Miała twarz jak jedna z disnejowskich księżniczek – wysokie kości policzkowe, leciutko zadarty nos i pełne usta, jednak najbardziej charakterystyczne były w niej oczy. Duże i ciemnozielone, okolone gęstymi, miękkimi rzęsami, z brwiami o kilka odcieni ciemniejszymi niż włosy, teraz wygiętymi w łuk. B a r d z o ładna. I znacznie młodsza, niż można by sądzić po jej biznesowym stroju. Podejrzewał, że ma około dwudziestu paru lat.
Bardzo chciał wiedzieć, jak wygląda, gdy nie jest w pracy. Może z rozpuszczonymi blond włosami i skąpiej ubrana… Zalała go fala ciepła, którą zwykle zostawiał sobie na chwile poza torem. W tym momencie miał też poważny problem zawodowy, więc to niestety musiało poczekać.
– Słuchaj, Will, nic nie da się z tym zrobić – powiedział Harry, przywołując go do rzeczywistości. – Przez jakiś czas będzie według wytycznych Mattea.
A zatem najwyraźniej używał samochodu zaprojektowanego i zbudowanego dla Mattea Gatone’a, drugiego kierowcy Lennoxa, weterana zespołu, który miał pierwszeństwo.
– Nie wierzę! Jaki jest sens podpisywania ze mną kontraktu, skoro nie mam wsparcia?
Will splótł palce na karku, jęknął i odchylił głowę. Wpatrzył się w zimowe szare niebo. To była katastrofa. Rajdowy świat miał mu dać dokładnie jeden wyścig, by się wykazał, zanim wyrobi sobie o nim zdanie, a jego miał ograniczać własny samochód? Zajebiście, kurwa. To tyle, jeśli chodzi o triumfalny powrót do F1.
– A co z całą tą pracą, którą wykonaliśmy w symulatorze? Mieliśmy to ustawione. Widziałeś moje wyniki.
Spędził wiele godzin w urządzeniu treningowym, generując dane dla inżynierów. Po cholerę, jeśli nie mieli zamiaru brać tego pod uwagę, gdy chodziło o konkretny samochód.
– Słuchaj, Will, to zajmie trochę czasu, a nie mamy go teraz zbyt wiele. Czasy Mattea w samochodzie i w tych ustawieniach są w porządku, więc musieliśmy zmienić priorytety. Przy następnej okazji poprawimy przewody hamulcowe – zapewnił Harry.
– Kiedy? – chciał wiedzieć Will. W końcu miał dostać kolejną szansę za kierownicą w Formule 1, ale jeśli jego sprzęt nie spełniał wymogów, nic nie mógł na to poradzić.
Harry uniósł ręce i próbował go uspokoić.
– Będziesz go miał na Melbourne.
Will zamrugał, przyjmując miażdżący cios.
– To drugi wyścig w sezonie.
– Harry…
– Will, przepraszam – wtrąciła nagle Violet – ale muszę ukraść Harry’ego. Czas wystawić samochód Mattea.
– Właśnie rozmawiamy, Violet – przypomniał Will przez zaciśnięte zęby. – Wiesz, chodzi o w y ś c i g i, które tu organizujemy. Trochę ważne.
– Melbourne jest za kilka tygodni, co oznacza, że możesz poczekać. Dzisiaj chodzi o zdjęcia. – Violet uśmiechnęła się do niego szyderczo, po czym objęła Harry’ego ramieniem i odciągnęła na bok.
– Nie przejmuj się! Przecież jestem tylko jakimś tam cholernym k i e r o w c ą! – zawołał za nią. – Z przyjemnością poczekam!
Violet wystawiła dwa środkowe palce przez ramiona, odchodząc.
„Ty też się pierdol”, pomyślał.
– Przepraszam, panie Hawley?
Znowu ta nowa dziewczyna. Wertowała notes wypełniony gęstym, drobnym pismem, więc przyjrzał się jej uważniej. Długa szyja, kremowa cera, odrobina rumieńca na kościach policzkowych. Pod płaszczem wyglądała na wysportowaną. No dobra, nie ma co mówić, że była ładna. Była s e k s o w n a. Prawdopodobnie nie powinien tego robić. Pracowała dla Lennoxa, a on oddzielał pracę od życia prywatnego. Dla niej mógł jednak zrobić wyjątek.
Harował, aby pozbyć się wszelkich nierozważnych nałogów, które przeszkadzały mu w prowadzeniu samochodu. Dzięki Bogu seks nie był jednym z nich.
Uśmiechnął się i pochylił.
– O co chodzi?
Uniosła palec, by go uciszyć, nie odrywając wzroku od notesu.
– Proszę poczekać… – mruknęła.
Amerykanka. To interesujące. Nie ma ich zbyt wiele w Formule 1.
– Miałam gdzieś notatkę o panu, przysięgam.
Will wiedział, że w przeszłości miał problemy z… eee… nadmierną pewnością siebie. W niejednym zjadliwym artykule opisywano go jako zarozumiałego i zadufanego. Ale… p o w a ż n i e? Pracowała dla zespołu Formuły 1 i nie wiedziała, kim on jest? Rajdowe fanki zwykle się o siebie potykały, gdy próbowały sprawić, by je zauważył. Czy ta dziewczyna nie mogłaby być choć t r o c h ę pod wrażeniem, że go poznała? Odrobina rumieńców i jąkania się nie zaszkodzi.
Zbliżył się do niej. W roztargnieniu zdawała się tego nie zauważyć.
– Może znajdziesz mnie w rubryce „niezwykle ponętny, utalentowany kierowca”? – drażnił się z nią, udając, że zagląda jej przez ramię.
Posłała mu wymowne spojrzenie i uśmiech zniknął z jego twarzy. Zalotny komentarz, który miał w planach, wyleciał mu z głowy i mógł tylko się w nią wgapiać. Ta twarz, te oczy…
– Wiem, kim pan jest – powiedziała cicho, a lodowaty ton głosu świadczył o tym, że n i e o b c h o d z i jej, kim jest.
No dobra…
– Ach, widzę, że Will już się przedstawił. – Violet załatwiła sprawy z Harrym i szła w ich kierunku.
Z reguły starał się jej unikać, ponieważ prawie zawsze się na niego wściekała. Z drugiej strony często mu się wydawało, że Violet jest wkurzona na wszystkich, cały czas.
– Właściwie to się nie znamy – powiedział Will, ponownie uśmiechając się do nowej dziewczyny.
Ona nie odwzajemniła nawet cienia uśmiechu.
– Will, to jest Mira, zastępuje Pen. Mira, to jest Will Hawley. – Violet machnęła niedbale ręką w jego kierunku. – Właśnie zatrudnił się jako kierowca. Podobno jest n a p r a w d ę seksowny i utalentowany. Zobaczymy. – Mrugnęła do niego.
Mira. Ładne imię. Pasuje do ładnej twarzy. I zastępuje Pen. To oznaczało, że będzie ją widywał dość często. Nic łatwiejszego.
– Taa – mruknęła, nareszcie unosząc lekko kącik ust. – Zauważyłam część dotyczącą kierowcy.
Był przyzwyczajony do tego, że Violet traktowała go jak gówno, to był element jej dziwacznej osobowości, ale wyglądało na to, że Mira także nie jest pod wrażeniem. Może po prostu nie rozumiała tak dobrze wyścigów. W końcu była Amerykanką.
– Cóż, wciąż się uczysz, o co chodzi w Formule 1 – powiedział najdelikatniej, jak potrafił. – Jeśli masz jakieś pytania, chętnie ci pomogę.
Odchrząknęła i z powrotem spuściła wzrok na notes, bawiąc się długopisem.
– Rozumiem, panie Hawley – powiedziała chłodno. – Będę o tym pamiętać.
Zerknęła na Violet, która stłumiła chichot.
Will miał nieprzyjemne wrażenie, że to z niego się nabijają, chociaż nie potrafił zrozumieć dlaczego, co niemiłosiernie go irytowało. Violet prawdopodobnie czerpała przyjemność z oglądania, jak się pogrąża. Uwielbiała patrzeć, jak inni się wiją.
– No dobrze, Miro – odezwała się, biorąc ją pod rękę. – Lepiej wracajmy do biura. Jestem pewna, że Pen zostawiła dla ciebie długą listę spraw.
Zaczęła ją odciągać, ale Mira zatrzymała się i odwróciła w jego stronę.
– Kolacja dziś wieczorem!
Cóż, może jednak flirt zadziałał.
– Brzmi świetnie – powiedział.
Wciąż przeglądała notatki i całkowicie przegapiła jego zwycięski uśmiech.
– Dziś wieczorem jest kolacja dla szefów działów, aby uczcić rozpoczęcie sezonu. W Vincenzo o dwudziestej. Penelope powiedziała, że wie pan, gdzie to jest.
Przeniósł ciężar ciała z palców na pięty, a jego uśmiech zgasł. Po karku rozlało się mu ciepło, gdy próbował do siebie dojść.
– Wiem. Zobaczymy się na miejscu?
Skrzywiła się.
– Oczywiście. To moja praca. – Następnie odwróciła się do niego plecami i zniknęła z Violet.
Biorąc pod uwagę, że właśnie siedział za kierownicą bolidu Formuły 1 po raz pierwszy od trzech lat, zaskakujące było to, że w tym momencie w ogóle nie myślał o samochodzie. Czy ona go właśnie… z b y ł a? Nie był przyzwyczajony do czegoś takiego, jeśli chodzi o kobiety. Cokolwiek by o nim mówić, trudno było go zignorować. Ale przecież zobaczy ją jeszcze dziś wieczorem, a teraz był bardzo zdeterminowany.3
Mira pociągnęła za rąbek grafitowej sukienki. Za krótka? Może powinna założyć spodnie? Coś poważnego i biznesowego oraz…
Drzwi restauracji się otworzyły i do przedsionka weszła Simone, a zaraz za nią Violet.
– Simone! No dzień dobry – rzekła Mira.
Starsza blondynka, ubrana od stóp do głów w gładką jak jedwab odzież w kolorze kości słoniowej, uśmiechnęła się.
– Już ciężko pracujesz, Miro?
– Chciałam zacząć łączyć imiona z twarzami. Pen powiedziała, że każdą osobę w firmie muszę poznać osobiście.
Simone przewróciła delikatnie oczami, przechodząc obok.
– To zdecydowanie brzmi jak coś, co powiedziałaby Pen.
– Nareszcie – odezwała się Violet. – Ktoś na jednej z tych imprez, z kim naprawdę chcę pogadać. Zająć ci miejsce w środku?
Po południu Violet oprowadziła ją po całym zakładzie i razem spędziły miło czas. Przez ostatnie kilka lat Mira z własnego wyboru nieco się izolowała, ale i tak czuła się samotna. Ciągłe obracanie się w towarzystwie matki było po prostu smutne. Czas spędzony z kimś, kto był w jej wieku, może okazać się zabawny.
– Pewnie. Zaraz przyjdę.
Kiedy Violet przeszła dalej, Mira wyciągnęła ściągawkę z listą gości, by zobaczyć, kogo jeszcze brakuje. Właśnie wtedy drzwi frontowe się otworzyły, wpuszczając podmuch zimnego wieczornego powietrza.
– Dobry wieczór raz jeszcze.
Serce jej zamarło. O n.
Kiedy uniosła wzrok, drzwi już się za nim zamykały, a on ściągał zębami cienkie skórzane rękawiczki samochodowe, patrząc na nią z góry.
Wzięła głęboki wdech.
– Dobrze, że pan w końcu dotarł. Z tyłu mamy prywatną salę. Tędy i w prawo.
Zdjął drogą skórzaną kurtkę ze zmysłową, niemal kocią gracją. Pod spodem nosił czerń – elegancką koszulę rozpiętą pod szyją i wąskie spodnie.
Uch… Nawet bez rajdowego kombinezonu był piękny. Miał burzę ciemnych loków, które prawdopodobnie wyglądały tak dobrze zawsze i przy minimalnym wysiłku. Z całej siły starała się nie patrzeć na jego usta, bo były grzesznie piękne.
– Mira. Masz na imię Mira, prawda?
Popatrzyła mu w oczy.
– Tak – odpowiedziała ostrożnie.
Przerzucił kurtkę przez ramię i włożył ręce do kieszeni, po czym się odchylił.
– Dzisiaj na torze przyłapałaś mnie w trakcie pewnej sytuacji. Nie mieliśmy okazji porozmawiać.
– Porozmawiać?
Zbliżył się o krok, a na jego twarzy wykwitł nikczemny uśmieszek.
– Żeby się trochę lepiej poznać.
Był zabójczy. Tak, był intensywny, zbyt pewny siebie i arogancki, ale samo przebywanie w pobliżu kogoś tak… n a m i ę t n e g o w pewnym sensie ekscytowało. Sprawiał, że czuła, że żyje, wywoływał połączenie zdenerwowania i podniecenia, którego nie doświadczała od dawna. Szczerze mówiąc, nie potrafiła powiedzieć, czy powodowała to jego jazda, czy po prostu… on sam.
– Nie zdawałam sobie sprawy, że musimy się poznać – powiedziała powoli, angażując się w rozmowę.
Wyczuwała jego aurę, ale mogła to być tylko jej wyobraźnia. Prawdopodobnie zachowywał się identycznie w kontakcie z każdym. Faceci jego pokroju zwykle tacy byli.
Zbliżył się do niej o krok, a całe jej ciało się napięło. Cóż, była człowiekiem. Mało kto nie zareagowałby na obecność kogoś takiego jak Will Hawley. Stał tak blisko, że aż przytłaczał swoją obecnością, a do tego pachniał naprawdę, naprawdę dobrze.
– Posłuchaj – odezwał się niskim głosem. Jego elegancki angielski akcent sprawiał, że topniała jak lody oblane gorącą czekoladą. – Tego rodzaju kolacje bywają trochę nudne, ale nigdy nie trwają zbyt długo. Może pójdziemy potem na drinka? Powitam cię w zespole jak należy.
No i stało się. Intuicja jej nie zawiodła. Nie miała wątpliwości, że „odpowiednie powitanie” będzie obejmowało coś więcej niż tylko drinki. Nerwy jej puściły. Część jej chciała wiedzieć, co się stanie, jeśli powie „tak”, i na ułamek sekundy pochyliła się w jego stronę, bliżej tej cudownej twarzy i tego upojnego zapachu…
N i e. Nie tym razem.
Odsunęła się i wydusiła:
– Mam dużo pracy.
– Dziś wieczorem? Naprawdę? – Zniżył głos tak, że zacisnęła pięści.
Nie miała zamiaru patrzeć na jego usta, ale jakimś sposobem zatrzymała na nich wzrok. Wygięły się w uśmiechu i wyobraziła sobie, jakie to uczucie, gdy… Pospiesznie cofnęła się o krok.
– Lepiej, żebyśmy… eee… Czekają na nas. – Odwróciła się, zamierzając wejść do restauracji i się od niego oddalić, ale wtedy poczuła, jak dłonią delikatnie obejmuje jej nadgarstek.
– Hej, nie uciekaj jeszcze – zamruczał.
Przeszedł ją prąd, od stóp do głów. Była potwornie świadoma każdego pięknego centymetra ciała mężczyzny stojącego tuż za nią. Niemal czuła bijące od niego ciepło. Włoski na karku stanęły jej dęba, a potem uczucie spłynęło w dół, wzdłuż kręgosłupa i przez nogi, jak roztopione złoto.
Ledwo jej dotykał – luźny uścisk, z którego mogła się wyrwać w każdej chwili. Ale ciepło jego dłoni oraz muśnięcie opuszkami palców wrażliwej skóry nadgarstka, porównywalne do rażenia prądem, wbiło ją w podłogę. Jak jednego z tych głupiutkich królików, które zastygają w bezruchu przed wężem. Tyle że ona nie była już głupim króliczkiem i żaden wąż nie będzie trzymał jej w niewoli.
Wyrwała rękę z dużo większą siłą, niż było to potrzebne, co sprawiło, że straciła równowagę i się zachwiała. Will również wykonał nagły ruch i uniósł ręce, by ją złapać lub odepchnąć, nie była pewna. Nie miało to jednak znaczenia.
– Proszę posłuchać, panie Hawley – warknęła, ale jej głos nie zabrzmiał tak mocno, jak by chciała. Przycisnęła dłoń do klatki piersiowej, aby się uspokoić. – Jestem pewna, że jest pan przyzwyczajony, iż każda kobieta, którą pan spotyka, pada u pana stóp, ale ze mną tak nie będzie. Żadnych drinków ani niczego innego, co mógłby pan zaproponować.
Spoważniał i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, lecz ona nie chciała tego słyszeć. Każda sekunda spędzona z nim sam na sam to już więcej, niż to konieczne.
– Czekają na pana. Będzie lepiej, jak pan wejdzie do środka, zanim się spóźni.
Nie czekając na jego odpowiedź, odwróciła się na pięcie i przeszła do restauracji; tym razem nie wykonał żadnego ruchu, by ją zatrzymać. Nigdy tego nie robiła, nie konfrontowała się z nikim, była kłębkiem nerwów. Jednak już po wszystkim. Postawiła sprawę jasno i od tej pory Will Hawley z pewnością będzie trzymał się od niej z daleka, co wyjdzie jej na dobre. Przez resztę wieczoru będzie sobie powtarzała, że dobrze się stało.
– Wszystko w porządku? – zapytała Violet, gdy Mira zajęła miejsce, które dla niej zarezerwowała.
– W porządku! – odpowiedziała pogodnym tonem.
Ostatnie, o czym ktokolwiek tutaj musiał wiedzieć, to to, że nowy kierowca ją podrywał. Wywaliliby ją na zbity pysk i znalazłaby się z powrotem w LA, nim nastałby nowy dzień.
Wypuściła drżąco powietrze, nie patrząc w stronę drzwi, nawet gdy usłyszała, że Will wchodzi do środka i wita się z innymi. Kiedy Violet postawiła przed nią kieliszek czerwonego wina, z wdzięcznością upiła łyk.
Okej, miała nieco trudny początek, ale poradziła sobie z tym. I nadal będzie sobie z tym radzić. Nie ma mowy, by pozwoliła Willowi Hawleyowi zajść jej za skórę i odwrócić uwagę od zadania, które przyjechała tu wykonać.4
Will z roztargnieniem odpowiadał na serdeczne powitania i subtelne przekomarzanki zespołu Lennoxa, udając się jako ostatni na miejsce w prywatnej sali. Wpatrywał się w Mirę siedzącą na drugim końcu stołu pomiędzy Violet a Natalią, dziewczyną dyrektora zespołu. Natalia pochylała się do niej, mówiąc coś.
Jakim cudem nowa dziewczyna już wszystkich znała? Przytulała się z Harrym, rozmawiała z Natalią… Czyż nie zaczęła dopiero dzisiaj? A co ważniejsze, co się tam stało? Nie zachował się subtelnie, zapraszając ją na randkę, ale jej gniew go zaskoczył. Czy zrobił coś złego? Obraził ją lub jakoś przestraszył? Im dłużej o tym myślał, tym gorzej się czuł. Takie chamskie zagrania powinny należeć do przeszłości. Cóż, w porządku. Zastępczyni Pen mogła być najpiękniejszą kobietą, jaką widział od miesięcy, ale wyraźnie oświadczyła, że jest poza jego zasięgiem. Zrozumiano.
Sięgnął po kieliszek wina, kiedy przypomniał sobie, że nazajutrz wraca do symulatora, by przeanalizować dane zebrane tego dnia. To był kluczowy element jego pracy, pomagający inżynierom ustalić, co należy poprawić przed Bahrajnem. Nie mógł sobie pozwolić, by jego refleks był choć trochę osłabiony, dlatego ostatnimi czasy obowiązywały go ścisłe zasady dotyczące spożywania alkoholu przed wyścigiem, nawet jeśli ten odbywał się w wirtualnym pojeździe. Odsunął kieliszek i napił się wody.
Siedzący u szczytu stołu Paul, dyrektor zespołu wyścigu, wstał, by na gruncie towarzyskim powitać zebranych, więc odwrócił uwagę Willa od Miry i przekierował ją tam, gdzie należało – na jego nowego szefa.
– Nie będę się rozgadywał. Chciałem tylko podziękować wszystkim za to, że włożyli tyle trudu w poprzednie sezony, dzięki czemu dotarliśmy do tego momentu. Z góry dziękuję też za pracę podczas tego sezonu. Nawet biorąc pod uwagę ograniczenia FIA, uważam, że ten dzień wiele nas nauczył. Jesteśmy bardzo optymistycznie nastawieni do tegorocznego samochodu. Mam nadzieję, że na koniec będziemy mogli pochwalić się kolejnym tytułem mistrza świata konstruktorów, a może nawet mistrza świata kierowców. Zanim pozwolę wam zabrać się do kolacji, chciałbym powitać nowo przybyłych.
Paul spojrzał na drugi koniec stołu i napotkał wzrok Willa.
– Jak wszyscy wiecie, mamy szczęście mieć na pokładzie Williama Hawleya, który będzie jeździł równolegle z Matteem. Jestem pewny, że w tym sezonie wiele dla nas osiągnie.
Ta ostatnia wypowiedź była na wpół uspokajająca i na wpół groźna, jak sam Paul. Mógł być najlepszym kumplem – spokojnym, ujmującym, przyjacielskim – ale kiedy w grę wchodził Lennox Motorsport, stawał się smokiem. Smokiem, z którym lepiej nie zadzierać.
Jego wprowadzenie spotkało się z entuzjastycznym aplauzem ze strony zebranych przy stole. Aplauzem, na który miał nadzieję zasłużyć.
Po drugiej stronie stołu Matteo uniósł w jego stronę kieliszek.
– In bocca al lupo – powiedział.
Will nie mówił po włosku, ale zrozumiał ten zwrot. „W wilczy pysk” – włoska wersja życzenia połamania nóg; zwykle wyraz wsparcia i pozytywnej energii, jednak Will, widząc błysk w oczach Mattea, pomyślał, że może ten dosłownie życzy mu rzucenia się wilkom na pożarcie.
Matteo był jego kolegą z zespołu i partnerem, ale także rywalem i obaj o tym wiedzieli. Chociaż nigdy nie zdobył tytułu mistrza świata, to przez prawie dziesięć lat, jako najlepszy w tym sporcie, kilka razy zajął miejsce na podium, z czego przez większość tego czasu jeździł dla Lennoxa. Był ich człowiekiem. Zawsze będą stawiali potrzeby Mattea na pierwszym miejscu. A przynajmniej do czasu, aż Will udowodni, że bardziej na to zasługuje.
– Niektórzy z was od lat znają naszą drugą nowo przybyłą – kontynuował Paul. – Inni poznali ją dzisiaj, gdy zwiedzała nasz obiekt. Cieszę się, że moja córka, Miranda Wentworth, dołączyła do nas, by zastąpić Penelope w tym sezonie. Miro… – Paul przerwał, by się do niej uśmiechnąć. – Witaj na pokładzie.
Tę informację powitano większymi brawami, ale Will ledwo je słyszał. Miranda Wentworth. M i r a Wentworth. Córka Paula. C ó r k a dyrektora zespołu. Kurwa. O kurwa.
Teraz ten prywatny żarcik, którym Mira – M i r a n d a – i Violet wymieniły się wcześniej, nabrał sensu. Zaproponował, że pomoże jej w zrozumieniu Formuły 1, podczas gdy jej ojciec był niemal żywą legendą tego sportu. Śmiały się z niego jak głupie, na co całkowicie zasłużył. Potem, jakby obrażanie jej inteligencji w kwestii wyścigów nie było wystarczająco złe, zaprosił ją na randkę. To, jak na to zareagowała, też miało sens. Za kogo on się, do cholery, uważał, podrywając c ó r k ę dyrektora zespołu, do kurwy nędzy? Nic dziwnego, że się tak wkurzyła.
Jedyne, co mógł zrobić, to zachować uprzejmy uśmiech przyklejony do twarzy na czas wznoszenia toastu. Przeniósł na nią spojrzenie, a ona, jakby to wyczuła, zerknęła na niego. Jej uśmiech pozostał niezmienny, ale w oczach i lekkim uniesieniu brwi było coś, co mówiło, że wie. Cieszyła się tą chwilą. Wyobrażał sobie, że w dużej mierze dlatego, że właśnie mu udowodniła, jak wielkim jest dupkiem.
Chciał uciec z restauracji, znaleźć jakiś bar i pić, dopóki cały ten wstyd nie zniknie z pamięci. Ale to nie wchodziło w grę. Paul dał mu szansę na prowadzenie samochodu – ostatnią prawdziwą szansę. Gdyby zawalił, mistrzostwo świata F1 prawdopodobnie na zawsze pozostałoby poza jego zasięgiem. Poświęciłby karierę – tak jak przez ostatnie trzy lata – na odbijanie się od Indy Car, przez Formułę E, do każdego innego miejsca poza czołówką w najlepszym zespole Formuły 1.
Rzucił jeszcze jedno spojrzenie na Mirę, której profil barwiły na złoto świece ozdabiające stół. Uśmiechnęła się do ojca szerzej niż do niego, a w jej policzku pojawił się dołeczek, którego wcześniej nie widział. Kipiące pożądanie jeszcze bardziej rozpaliło jego klatkę piersiową.
Nie. To c ó r k a Paula. Wszystko związane z Mirandą Wentworth okazałoby się błędem. Od tej chwili zero wpadek. Will Hawley będzie wzorowym obywatelem i wymarzonym kierowcą. Mniej niż to mogłoby się skończyć dla niego tragicznie.