- W empik go
Fedra - ebook
Fedra - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 181 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
SCENA PIERWSZA
H i p o l i t, T e r a m e n e s
HIPOLIT
Tak, zamiar mój powzięty, drogi Teramenie,
Jadę; dłużej nie gościć mi w lubej Trezenie;
W tej śmiertelnej obawie, jaka mną porusza,
Hańbiącej bezczynności nie ścierpi ma dusza.
Od pół roku rodzica z mych oczu straciwszy,
O los jego niepokój muszę czuć najżywszy,
Nieświadom ni gdzie bawi, ni jakie koleje…
TERAMENES
Gdzież jeszcze, panie, znaleźć go żywisz nadzieję?
Już, aby uspokoić twych obaw zawiązki,
Zbiegłem dwa morza, które Korynt dzieli wąski;
Pytałem o Tezeja ludów, co są blisko
Acheronu, gdy w piekłach gubi swe łożysko;
Zbiegłem próżno Elidę, Tenarę, by potem
Dotrzeć do mórz rozgłośnych Ikarowym lotem.
Jakimż nowym wysiłkiem, w jakiej szczęsnej ziemi
Mniemasz, iż zdołasz zgonić go kroki chyżemi?
Kto wie, panie, król, rodzic twój wielki, ażali
Pragnie, abyśmy jego ukrycie poznali?
Może, gdy my tu drżymy wraz o jego głowę,
On, spokojny, miłostki kryjąc jakieś nowe,
Przy boku lubej, która bądź wcześniej, bądź później…
HIPOLIT
Wstrzymaj się i Tezeja imieniu nie bluźnij.
Wszak on, z bujnej młodości pokus uleczony,
Dziś przeciw tym zaporom nie jest bez obrony;
I Fedra, w trwałych uczuć okuwszy go pęta,
Od dawna już rywalki szczęsnej nie pamięta.
Słowem, mą powinnością jest spieszyć w tę drogę,
Rzucając miejsca, w których dłużej żyć nie mogę.
TERAMENES
I odkądże to, panie, przykrym ci się stało
Lube miejsce, gdzie młodość swą spędziłeś całą
I w którym przekładałeś spokojne wywczasy
Ponad świetności Aten, nad dworskie hałasy?
I czemuż ci ta ziemia dzisiaj tak niemiłą?
HIPOLIT
Te czasy już przepadły. Wszystko się zmieniło.
Odkąd na te wybrzeża bogi nam zesłały
Potomkinię Minosa oraz Pasifay.
TERAMENES
Rozumiem, znam niedolę, co serce ci toczy:
Fedry drażni cię bliskość i rani twe oczy.
Ta złowroga macocha zaledwo was, panie,
Ujrzała, wnet twym losem stało się wygnanie.
Lecz nienawiść jej dawna ku twojej osobie
Wygasła albo znacznie ostygła w tej dobie.
A zresztą, w czymże dzisiaj zagrażać ci zdoła
Kobieta bliska śmierci, której sama woła?
Dotknięta jakimś bólem, co zjada ją skrycie,
Zmierzona sama sobą i własne klnąc życie,
Czyż knuć jakoweś plany przeciwko wam może?
HIPOLIT
Nie o jej też nienawiść daremną się trwożę.
Kto inny spokojności mej stał się przeszkodą:
Uchodzę, wyznam oto, przed Arycją młodą,
Odroślą krwi nieszczęsnej, od wieka nam wrogiej.
TERAMENES
Co! I ty, panie, wyrok jej niesiesz tak srogi?
Okrutnych Pallantydów siostrzyca ta miła
Czyż kiedykolwiek zbrodnie swych braci dzieliła?
Za cóż nienawiść ścigać ma piękność tak przednią?
HIPOLIT
Gdybym jej nienawidził, nie kryłbym się przed nią.
TERAMENES
Panie, wolnoż mi szukać słowa tej zagadki?
Czyżby to miał już nie być Hipolit, ów rzadki
Bohater, w swej hardości głuchy na rozkazy
Mocy, której Tezeusz uległ tyle razy?
Czyżby Wenus, niezdolna na wzgardę swą patrzeć,
Chciała błędy Tezeja twą słabością zatrzeć
I na równi z innymi pojmawszy cię w sidła,
Zmusiła, abyś winne jej palił kadzidła?
Czyliżbyś kochał, panie?
HIPOLIT
Coś rzec się ośmielił?
Ty, coś od lat najmłodszych myśl mą każdą dzielił,
Ty możesz żądać, abym zaparł się niegodnie
Uczuć serca, co słabość ma sobie za zbrodnię?
Nie dość, że Amazonka, matka, z swoim mlekiem
Wszczepiła mi tę dumę rosnącą wraz z wiekiem;
Ja sam, w młodzieńcze lata wstąpiwszy dojrzałe,
W świadomości tych uczuć zwykłem czerpać chwałę.
Ty, opiekun, przyjaciel wierny od lat dawnych,
Prawiłeś mi o ojca mego dziełach sławnych;
Wiesz, jak ma dusza, tkliwa na czucia szlachetne,
Rozpalała się chłonąc czyny jego świetne,
Słysząc, jak ów bohater, mocą dłoni swojej,
Po stracie Heraklesa żal śmiertelnych koi,
Jak poskramia potwory i złoczyńców kara:
Prokusta, Cercyjona, Skirona, Sinara,
Jak kości Epidaura, olbrzyma, w proch miota,
I Minotaura zbawia sprośnego żywota.
Lecz znów gdyś mi wyliczał mniej chlubne zapały,
Jak w stu miejscach obnosił swój płomień niestały,
Jak za Heleny grabież pomsty woła Sparta,
Jak płacze Peribea z czci przezeń odarta;
I tyle innych, których i imion nie pomnę,
Nazbyt ufnych w przysięgi jego wiarołomne;
Ariadna, żal swój zimnym zwierzająca skałom,
Fodra, porwana przezeń z większa nieco chwałą;
Wiesz, jak słuchając, żalu pełen i boleści,
Nagliłem nieraz, abyś skrócił swe powieści,
Szczęsny, gdybym w pamięci zdołał czyny owe
Zatrzeć, tak chlubnych dziejów niegodną połowę!
I jaz miałbym znów z siebie dziś dawać igrzysko?
Mnież mieliby bogowie pogrążyć tak nisko?
W mych nikczemnych wzdychaniach wzgardy tym godniejszy,
Ze Tezeusza słabość dzieł jego nie zmniejszy,
Z mej zaś ręki dotychczas żadna bestia krwawa,
Poległszy, do wywczasów nie dała mi prawa!
Gdyby nawet ma duma ulec miała klęsce,
Godziż mi się Arycję przyjąć za zwycięzcę?
Czyż mogłyby zapomnieć me zbłąkane zmysły
O strasznych groźbach, jakie nad nami zawisły?
Ojciec jej nienawidzi; niezłomną ustawą
Odjął jej macierzyństwa przyrodzone prawo:
Lęka się snadź odrośli tej rasy zbrodniczej;
Wraz z nią ród cały pogrześć w niepamięci życzy
I do zgonu trzymając ją w ciasnej niewoli,
Nigdy hymenu ogniów wzniecić nie pozwoli.
Miałżebym przeciw ojcu przy jej boku stawać?
Niebacznego zuchwalstwa miałbym przykład dawać?
I szalonej miłości nieopatrzna siła…
TERAMENES
Ach, panie! Jeśli twoja godzina wybiła,
Darmo byś w zimnych racjach znaleźć chciał ostoję.
Tezeusz, pragnąc przymknąć, otwarł oczy twoje;
I zakaz jego, płomień twój drażniąc młodzieńczy.
Przedmiot gniewu w twych oczach nowym czarem wieńczy.
I czemuż tak się lękać niewinnej miłości?
Czyż w twym sercu jej słodycz nigdy nie zagości?
Wiecznie pragniesz swym dzikim skrupułem się rządzić?
Krocząc w ślad Herkulesa, czyż można pobłądzić?
Któż w obliczu Wenery został nieugięty?
Ty sam gdzieżbyś był, panie, ty, wróg jej zawzięty,
Gdyby dumna Antiopa wzbraniała się zawsze
Tezejowi swe czucia objawić łaskawsze?
Po cóż się tak nieść górnie, młody przyjacielu?
Przyznaj, wszystko się zmienia: i od dni niewielu
Mniej często widać ciebie, jak dumny i śmiały
Wzdłuż wybrzeża powozisz swój rydwan wspaniały
Albo, w Neptuna sztuce zarówno uczony.
Wędzidłem pęd rumaka miarkujesz szalony:
Mniej często krzyków naszych gwar potrząsa knieją;
Twe oczy jakimś blaskiem tajemnym goreją;
Ty kochasz, płoniesz cały; tak, panie, to jasne;
Ty cierpisz, sam przed sobą czucia kłamiąc własne.
Czy Arycji tak słodkie uwiodły cię lica?
HIPOLIT
Teramenie, odjeżdżam, by szukać rodzica.
TERAMENES
Czy nie pożegnasz Fedry, nim ruszysz stąd, panie?
HIPOLIT
Mam ten zamiar: spiesz, poproś ją o posłuchanie.
Tak każe mi powinność. Lecz oto Enona
Spieszy tu, jakby nowym nieszczęściem rażona.
SCENA DRUGA
H i p o l i t, T e r a m e n e s, E n o n a
ENONA
Ach, panie, strasznej wieści widzisz we mnie gońca!
Królowa już dobiega losów swoich końca.
Dzień i noc przy jej boku stróżuję daremno;
Ginie od cierpień jakichś, tajonych przede mną.
W ciągłej rozterce, zmysłów swych zebrać nie może;
Niepokojem miotana, rzuca nagle łoże,
Pragnie widzieć blask słońca, jednakże nikogo
Oczy jej, zbyt znękane, oglądać nie mogą.
Idzie tu.
HIPOLIT
Dość, królowej niech się wola ziści;
Wraz usunę z jej oczu przedmiot nienawiści.
SCENA TRZECIA
F e d r a, E n o n a
FEDRA
Nie, nie pójdę już dalej, przystańmy, Enono.
Omdlewam; dziwna niemoc uciska me łono;
Oczy me razi jasność dawno nie widziana
I drżące się pode mną zginają kolana.
Och! Och!
Siada.
ENONA