Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Felix, Net i Nika oraz Pałac Snów - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 marca 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Felix, Net i Nika oraz Pałac Snów - ebook

Gdzie trafiamy, gdy zasypiamy? Zastanów się dobrze, czy na pewno chcesz się tego dowiedzieć? Czy starczy ci odwagi, aby razem z Felixem, Netem i Niką rozwiązać zagadkę ogarniającej Warszawę epidemii senności, odkryć kim jest śledząca bohaterów postać w płaszczu i dokąd zmierza czarna karoca? Nie obawiaj się - senna rzeczywistość polskiego gimnazjum przyprawi cię nie tylko o dreszczyk strachu, ale też rozbawi. Kto kogo kocha, kto oszukuje i czym u diabła jest ta bekonia?

Bądź pewien - nie zaśniesz, dopóki nie skończysz czytać "Pałacu Snów".

Nominacja do Książki Roku 2007 Polskiej Sekcji IBBY!

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-61187-60-8
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dwóch monterów, w pomarańczowych kaskach, białych kombinezonach z mnóstwem kieszeni i z narzędziami poprzypinanymi do pasa, od dwudziestu minut tkwiło na maszcie antenowym, wznoszącym się nad penthouse’em państwa Bieleckich. Pani Bielecka obserwowała, jak montują do wysięgnika, prawie dwadzieścia metrów nad poziomem dachu, kolejne pudełko i antenę do telefonii komórkowej lub bezprzewodowego internetu. Cóż, była to jedna z niedogodności mieszkania na najwyższym piętrze apartamentowca. Na szczęście monterzy nie pojawiali się częściej niż raz na kilka miesięcy. Plusów było znacznie więcej, a jednym z nich – widok na wieżowce w centrum Warszawy.

Pani Bielecka była malarką. Malowała abstrakcje, które jej syn, Net, uważał za przypadkowo rozłożone na płaszczyźnie kolorowe plamy. Tym razem niespodziewanie naszła ją ochota na stworzenie czegoś zupełnie nie w jej stylu. Patrząc na błyszczące w słońcu elewacje biurowców, wyobrażała już sobie przyszły obraz. Był jeszcze słoneczny dzień, ale wiedziała, że spędzi tutaj dostatecznie dużo czasu, by powstał zarys nocnej panoramy Warszawy. Jej mąż twierdził, że w obecnym stanie nie powinna się przemęczać, ale ona z uśmiechem odpowiadała mu, że ciąża to nie choroba.

Sama była ciekawa, czy potrafi namalować coś, co nie jest zupełną abstrakcją. Zaraz, jak się powinno zaczynać taki obraz? Najpierw trzeba wyznaczyć wyraźną granicę między niebem a ziemią. Wzięła cienki pędzelek i namalowała na zagruntowanym płótnie poziomą kreskę.1. Nika

— Bardzo chciałabym być na uroczystym rozpoczęciu roku szkolnego — powiedziała mama, odruchowo poprawiając Felixowi jasną fryzurę. — Niestety za trzynaście i pół minuty w moim banku rozpoczyna się ważne spotkanie. Bądź grzeczny i słuchaj pani.

— Mamo... — westchnął Felix.

— Dobrze, wiem. — Pocałowała go w czoło. — Jesteś już dorosły. Ciągle się zapominam...

Stukając obcasami, podeszła do swojej czerwonej Alfy Romeo, wsiadła i odjechała z piskiem opon. Felix znów westchnął i odwrócił się do szarego budynku szkoły – Gimnazjum imienia profesora Stefana Kuszmińskiego. Razem z innymi uczniami wspiął się po szerokich schodach do wielkich drzwi.

W hallu stała Olena, dziewczyna starsza od przyjaciół o rok. Z promiennym uśmiechem wręczała wszystkim wchodzącym kolorowe ulotki. Miała na sobie czarną spódniczkę i białą bluzkę, do tego starannie ufryzowane, mocno polakierowane, rude włosy. Wyglądała jak prawdziwa hostessa.

Felix nieufnie wziął ulotkę, odszedł kawałek i przyjrzał się jej. Widniało tam zdjęcie znajomej twarzy i podpis „Twój przewodniczący”. Chwilę analizował zdjęcie, aż wreszcie z zaskoczeniem rozpoznał Marcela, chłopaka, z którym miał nieprzyjemne przejścia w poprzedniej klasie. Na tym zdjęciu wyglądał jakoś inaczej niż w rzeczywistości.

To by się nawet zgadzało... Olena była sympatią Marcela, choć nikt nie mógł zrozumieć, dlaczego tak ładna dziewczyna zadaje się z kimś takim jak Marcel. Chłopak po raz kolejny powtarzał rok.

— Cześć! — rozległo się z tyłu, na ułamek sekundy przed klepnięciem w ramię.

Felix odwrócił się z uśmiechem. Uścisnął dłoń Neta, wysokiego chłopaka z ciemnoblond fryzurą, przypominającą stóg siana po wybuchu granatu.

— Cześć! — odpowiedział. Przywitanie nie było zbyt wylewne jak na pierwszy dzień szkoły, ale Felix i Net prawie całe wakacje spędzili wspólnie.

— Na komputerze go trochę przerobili — ocenił Net, trzymając w dłoni taką samą ulotkę. — Czoło mu podwyższyli i usunęli ten przymulony uśmieszek. Też go w pierwszej chwili nie poznałem.

Felix odwrócił ulotkę. Przeczytał kilka mało wyrafinowanych zdań:

„Głosuj na mnie w wyborach samorządowych. Nie będziesz żałował. Jestem lepszy od innych”.

Korytarzem zbliżał się Wiktor, niski chłopak z ich klasy. Był prawdopodobnie najlepiej poinformowanym człowiekiem w całej szkole, choć źródła jego informacji pozostawały tajemnicą. Z wyrazem niesmaku na twarzy oglądał identyczną ulotkę.

— Cześć! — zawołał do niego Net. — Niezły ubaw, co? Marcel na przewodniczącego samorządu. To jakby goryl chciał prowadzić turniej szachowy.

— Za wcześnie zaczął. — Wiktor wzruszył ramionami. — Do wyborów jeszcze sporo czasu.

— Dlaczego on właściwie chce być w samorządzie? — zastanowił się Net. — Przecież jest kretynem.

— Agresywnym kretynem — uzupełnił Felix. — Taki przewodniczący to dla szkoły nic dobrego.

— Marcel jest kretynem — przyznał Wiktor. — I dla szkoły to nic dobrego. Ale dla niego samego wprost przeciwnie. Członka samorządu nie można na przykład wyrzucić za złe zachowanie. To się nazywa immunitet. Korzyści jest zresztą więcej. Przeczytajcie regulamin.

— Samorząd ma służyć szkole, a nie odwrotnie — zauważył Felix.

— Też czytałem tę bajkę... — podsumował ironicznie Net. — Ale spoko, przecież nikt nie zagłosuje na kretyna.

— Czołem chłopaki! — zawołał opalony na brąz Oskar, stając obok. Jego włosy, wypłowiałe od słońca, stały się jeszcze jaśniejsze od Felixowych. — Jak wakacje? Wyjechaliście chociaż raz z miasta?

Felix i Net spojrzeli na siebie. O tym, co się wydarzyło podczas tych wakacji, nie można było opowiedzieć tak po prostu. Gdyby nie to, że zobowiązali się do zachowania tajemnicy, ich pobyt nad morzem nadawałby się na temat niezłej książki sensacyjnej. Oskar już otwierał usta, by opowiedzieć o swoich przygodach, które w jego mniemaniu były zapewne niesamowite. Uniemożliwił mu to dzwonek, przypominający wszystkim, że dyrektor magister inżynier Juliusz Stokrotka pragnie uroczyście rozpocząć rok szkolny.

— Widzieliście Nikę? — zapytał Net. — Zwykle się nie spóźniała.

— Może jest już na górze — zastanowił się Felix.

Sala gimnastyczna, gdzie miała się odbyć uroczystość, znajdowała się na trzecim piętrze. Lokalizacja nietypowa, ale budynek szkoły był bardzo stary. Kiedyś zapewne inaczej wyobrażano sobie odpowiednie dla sali gimnastycznej miejsce.

Co roku wyglądało to tak samo: nauczyciele siedzieli za długim stołem przykrytym zielonym suknem, na środku stał mikrofon, do którego produkował się dyrektor, a uczniowie przysypiali na krzesłach, zajmujących resztę sali.

Dyrektor Stokrotka na tę specjalną okazję założył beżową lnianą marynarkę z kamizelką, nieszczęśliwie podkreślającą jego wydatny brzuszek, i seledynową koszulę. Do tego jasna mucha. Zaczekał, aż wszyscy usiądą, pogładził dłonią łysinkę, opuścił mikrofon, tradycyjnie ustawiony zbyt wysoko, i zaczął przemowę. Niestety, nikt z obecnych nie potrafił potem powtórzyć słów dyrektora, tradycją było bowiem również to, że uczniowie przestawali słuchać przemowy już po kilku zdaniach.

Pół godziny później ci, którzy nie zasnęli, oklaskami obudzili pozostałych, oznajmiając koniec uroczystości.

Klasa druga „a” wbiegła do swojej sali. Uczniowie zajęli miejsca sprzed wakacji. Miejsce Niki pozostało puste. Pani Jola Chaber, wychowawczyni, uśmiechała się promiennie, widząc znów swoich podopiecznych. Nawet jeżeli dla niektórych z nich pierwszy dzień roku szkolnego nie był szczególnie szczęśliwy, to przynajmniej wszyscy zgadzali się, że pani Jola jest najmilszą wychowawczynią w granicach poznanego wszechświata.

Obok jej biurka stało dwóch nieznajomych chłopaków. Dopiero po chwili, gdy zamieszanie ucichło, wszyscy ich zauważyli. Zapadła cisza, a pani Jola wstała.

— Poznajcie nowych kolegów — oznajmiła. — Przenieśli się do nas z innej szkoły. To Gerald i Gilbert.

Gerald, wysoki blondyn o błękitnych oczach, uśmiechnął się uprzejmie. Miał na sobie jeansy, modną bluzę i białe sportowe buty. Wszystkie elementy jego stroju wyglądały, jakby dopiero co zostały kupione w najdroższym sklepie sportowym. Gilbert, niski brunet o bystrym spojrzeniu, ukłonił się lekko, jakby miał zacząć jakiś występ. Jego strój sprawiał wrażenie nieco niestarannego. W ręku trzymał plecak typu kostka z napisem „Kult”.

— Za co was wyrzucili? — zapytał Lucjan, najwyższy chłopak w klasie.

— Nie wyrzucili ich — wyjaśniła wychowawczyni. — Zamknęli szkołę.

— Splajtowała — sprecyzował Gilbert.

— Mieliśmy tego nie mówić… — westchnął Gerald.

— To szkoła może splajtować? — zdziwił się Net. — Dżizas... Gaśmy zbędne żarówki.

Nowi, odprowadzani ciszą, przeszli przez salę i zasiedli w ostatniej ławce.

— Nie mogła splajtować jakaś szkoła z dziewczynami? — szepnął pod nosem Net.

— Przydzielali ich chyba alfabetycznie — odszepnął Felix.

— Nam przypadła litera „G”. Widocznie nie było żadnej Genowefy, Gryzeldy ani Gościsławy.

Lekcja z wychowawczynią miała mieć charakter organizacyjny, ale i tak przegadali cały czas, opowiadając o wakacjach. Felix i Net z przykrością milczeli, słuchając tylko opowieści innych. Dopiero gdy rozległ się dzwonek na przerwę, pani Jola przypomniała sobie, o czym miała rozmawiać z uczniami. Zdążyła tylko powiedzieć, że plan lekcji i zajęć dodatkowych jest wywieszony w gablotce na parterze.

— Co z tą Niką? — zapytał Net, gdy wyszli na korytarz.

— Ostatni raz widzieliśmy ją tydzień temu — przypomniał Felix. — Coś się mogło stać...

— Może powinniśmy do niej wpaść?

Felix zastanowił się. Sprawa nie była prosta, bo urwanie się z kilku lekcji pierwszego dnia szkoły zrobiłoby na nauczycielach fatalne wrażenie. Z drugiej strony, byli jedynymi przyjaciółmi Niki. Byli w ogóle jedynymi osobami, które mogły jej pomóc, gdyby coś się stało. Nika nie miała telefonu. Mieszkała sama w półtorapokojowym mieszkanku na warszawskiej Pradze. Jej rodzice nie żyli, a dziewczyna ukrywała ten fakt, by nie trafić do domu dziecka.

Rozległ się dzwonek na trzecią lekcję. Felix westchnął i zadecydował:

— Jedziemy. Urwiemy matmę i historię.

Zeszli na parter, ale nim doszli do portierni, drzwi otworzyły się i do środka weszła Nika we własnej osobie. Zauważyła chłopców i uśmiechnęła się do nich, choć uśmiech ten nie był tak promienny jak zawsze. Niby wyglądała jak zwykle: czarne martensy, czarna spódniczka z metalowym łańcuszkiem na klucze i jeansowa kurteczka, ale brakowało w tym wszystkim charakterystycznej dla dziewczyny energii. Rude włosy jakby mniej się kręciły, a podkrążone oczy mniej błyszczały.

— Dżizas! — przeraził się Net. — Wyglądasz, jakby cię przejechały schody ruchome!

— Dzięki za szczerość. — Dziewczyna próbowała się uśmiechnąć. — Widziałam się w lustrze.

— Nie mogłaś spać?

— Gorzej. Nie mogłam się obudzić. Śniły mi się jakieś koszmary... Nie wiem. Przespałam budzik.

— Uwielbiam koszmary. Znaczy... takie tam softowe koszmary. Te twoje to chyba były w wersji hard. Coś pamiętasz?

Nika zaprzeczyła.

— Luz. — Poklepał ją po ramieniu i ruszyli na górę. — Koszmary to nie seriale. Prędko się nie powtórzą. Już myśleliśmy, że będziemy w kostnicy identyfikować twoje zwłoki.

— To miło, że się martwiliście. — Nika uśmiechnęła się. — Macie nasz plan lekcji?

— Mam go od tygodnia. Ściągnąłem sobie ze szkolnego serwera.

— Eftep nie zabezpieczył sieci po tej aferze ze stopniami? — zdziwił się Felix.

Eftep był nauczycielem informatyki, a przy okazji zajmował się szkolnymi komputerami. Mimo że jego specjalnością były zabezpieczenia sieci komputerowych, wejście do szkolnego komputera nie stanowiło większego problemu – tym bardziej dla Neta, który znał się na tym doskonale.

— Może i zabezpieczył. — Net wzruszył ramionami. — Przez te jego nowe zabezpieczenia mógłby przepłynąć płetwal błękitny z rodziną i nikt by tego nie zauważył.

Nika parsknęła śmiechem. Widać było, że towarzystwo przyjaciół szybko poprawia jej nastrój.

Zatrzymali się przed drzwiami sali matematycznej. Słychać było wyraźnie Ekierkę, ich matematyczkę, która już się rozkręcała.

— No właśnie — szepnął Net. — Zawsze mam ten problem: kulturalnie zapukać, przerwać nauczycielowi i zacząć twórczo ściemniać, dlaczego się spóźniłem, czy przemknąć po cichu, kłaniając się do ziemi.

Wybrali rozwiązanie pośrednie. Otworzyli drzwi bez pukania i zaczęli przepraszać, przesuwając się do swoich miejsc. Ekierka miała dobry humor, machnęła więc tylko ręką.

— A, siadajcie, siadajcie...

Gerald obrzucił Nikę uważnym spojrzeniem. Net, widząc to, zmarszczył brwi.

* * *

Na długiej przerwie kolejka przed szkolnym sklepikiem jak zwykle ciągnęła się przez cały hall. Pojawiły się też trzy automaty: z batonami i słodyczami, drugi — z napojami, a trzeci z nowością sezonu – Oranżenadą w dwóch smakach.

— Pierwsza w tym roku szkolnym kolejka — westchnęła Celina. — Jakie to romantyczne.

Trzymała za rękę Klemensa. Oboje słynęli z miłości do słodyczy pod każdą postacią. Oficjalnie chodzili ze sobą, tworząc klasową parę.

Kolejka była tradycyjnym miejscem spotkań towarzyskich. Nawet jeśli ci, którzy stali na końcu, nie mieli szans na zakupy przed dzwonkiem, nikt się nie denerwował, bo było to tylko pretekstem do rozmów.

Felix, Net i Nika dotarli na parter, gdy prysła już nadzieja na kupienie czegokolwiek przed końcem przerwy. Aurelia, rozmawiająca właśnie z Lucjanem, uśmiechnęła się do Neta, błyskając bielutkimi ząbkami. Net pomachał do niej, potem spojrzał na nowe automaty i skrzywił się, przypominając sobie, w co podobny automat zamienił się w zeszłym roku szkolnym. Trójka przyjaciół stanęła przed gablotą informacyjną, zwykle całkowicie ignorowaną przez uczniów. Napis na niepozornej kartce, przyczepionej w rogu gabloty, głosił: „Wybory samorządowe. Termin zgłaszania kandydatów – 15 września. Do rejestracji kandydata wymaganych jest dziesięć popierających go podpisów”.

— Kto był w poprzednim samorządzie? — zapytała Nika.

— Pojęcia nie mam. — Net wzruszył ramionami. — Tak szczerze, to średnio mnie to interesuje.

— Hej! — zawołał Gerald, zwracając się wyłącznie do Niki, jakby Felixa i Neta nie było obok. — Wziąłem dla ciebie. Wiem, że lubisz. — Podszedł i wręczył jej zimną puszkę coli light.

— Dzięki... — Nika uśmiechnęła się. Zastanawiała się, czy może przyjąć podarunek, ale Gerald już odszedł.

Net odprowadził go podejrzliwym spojrzeniem.

— Skąd niby wie, że lubisz? — zapytał, siląc się na obojętność. — Znacie się?

— Jest miły. — Nika obracała puszkę. Wreszcie ją otworzyła.

— Jak dla mnie, jest rzygogenny.

Do przyjaciół podszedł chłopak z trzeciej klasy, ubrany w elegancki garnitur i krawat. Wręczył im ulotkę i powiedział:

— Cześć, jestem Hubert Drzazga. Będziecie na mnie głosować?

— Facet! Nie znamy się — odparł rozdrażniony Net. — Jak mamy głosować na kogoś, kogo nie znamy?

— Właśnie po to dałem wam ulotkę — protekcjonalnym tonem wyjaśnił tamten. — Przeczytajcie uważnie, to mnie poznacie. — I nie czekając na odpowiedź, ruszył w kierunku kolejnej grupki.

— Pan Drzazga ma podejście do wyborców jak ja do owsianki. — Net zgniótł ulotkę i wrzucił do kosza. — Wybory się jeszcze nie zaczęły, a ja już mam dosyć. Może ty byś kandydował?

— Zwariowałeś?! — zaprotestował Felix.

— Czemu nie? Nadajesz się. Odpowiedzialny jesteś, masz zawsze przy sobie chustki do nosa i tak dalej...

Felix pokręcił głową.

— Ja chcę wreszcie mieć trochę spokoju. Bez latalerzy, mięsożernych roślin, teleporterów i robotów modułowych. I bez wyborów do samorządu.

* * *

Następnego dnia Nika wyglądała jeszcze gorzej, choć tym razem przynajmniej dotarła do szkoły przed ósmą.

— Wymusiłaś pierwszeństwo na Ikarusie?! — przeraził się Net, widząc ją w hallu. — Kobieto, zrób coś ze sobą! Wyglądasz jak własne odbicie w witrynie sklepu mięsnego. Może pij ciepłe mleko przed snem?

— Podnosisz mnie na duchu... — zgryźliwie mruknęła Nika.

— Może powinnaś odwiedzić doktora Jamnika?

— Dzięki. — Nika uniosła ręce w obronnym geście. — Jeszcze będzie chciał wezwać moich rodziców. Sama jakoś sobie poradzę.

— A ja uważam, że wyglądasz pięknie — odezwał się Gerald, stojący kilka kroków dalej.

— Pięknie? — parsknął Net. — Mogłaby dostać rolę u George’a Romero.

— Więc to znaczy, że zwykle wyglądasz jeszcze piękniej? — zapytał Gerald, unosząc brwi.

Nika uśmiechnęła się skromnie, a Net spojrzał na intruza szeroko otwartymi oczyma.

W tej chwili pojawiła się reszta klasy, co przerwało dalszą dyskusję. Dotarli do sali geograficznej i zaczęli rozpakowywać torby. Kilka zeszytów i książek Niki wysunęło się jej z rąk i spadło na podłogę. Dziewczyna kucnęła, żeby je podnieść.

— Wstań! — Gerald objął ją delikatnie i pociągnął w górę. Posłał jej powłóczyste spojrzenie. — Pozbieram to.

Nie zdążył, bo na zeszyty rzucił się Net.

— Ona nie jest paralityczką — warknął. — Nie trzeba jej pomagać... aż tak. — Położył zeszyty na ławce.

— Zawsze się tak zachowuje? — Gerald uśmiechnął się do Niki, kompletnie ignorując Neta.

Nim ktokolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć, do sali sztywnym krokiem weszła pani Konstancja Konstantynopolska, geograficzka. Uczniowie rzucili się na swoje miejsca, jakby przez drzwi wpłynął lotniskowiec w pełnej gotowości bojowej.

— Dzień dobry! — powiedziała nauczycielka. — Mam nadzieję, że wakacje były udane, bo teraz powinniście już o nich zapomnieć. Nadszedł czas ciężkiej pracy. Do matury już tylko parę lat.

Usiadła za wysokim biurkiem, omiotła salę radarowym spojrzeniem i otworzyła dziennik. Była zasuszoną pięćdziesięciolatką i chyba wszyscy uczniowie się jej bali.

— To może na początek opowiecie mi, gdzie spędziliście te wakacje? Lambert, ty się najbardziej wiercisz. Jak tam wycieczka do Stanów Zjednoczonych? Jakie miasta zwiedziłeś?

Felix i Net powinni poczuć w tym momencie mściwą satysfakcję, ponieważ w zeszłym roku szkolnym Lambert wykręcił bardzo nieładny numer, zmieniając im oceny w dzienniku. Gdy sprawa wyszła na jaw, to jemu obniżono ocenę ze sprawowania, a jego ojciec odwołał za karę amerykańskie wakacje.

— Byłem u cioci... — Lambert wstał ze spuszczoną głową. —W Radomiu.

Net w ogóle nie słuchał dukania Lamberta na temat Radomia. Co chwilę zerkał nienawistnie w stronę Geralda. Wreszcie nachylił się do Felixa i szepnął:

— Zrobił to tylko po to, żeby ją objąć!

— Pan Bielecki! — Geograficzka zmrużyła oczy. — Skoro jesteś taki rozmowny, to może teraz ty opowiesz o swoich wakacjach.

Netowi opadły ramiona. Wolno wstał.

— Byłem w Londynie.

— No i? Zacznij od początku. Jak się tam dostałeś? Samolotem? Pociągiem? Samochodem?

Net zawahał się.

— Właściwie, to nie wolno mi o tym mówić — oświadczył, już przeczuwając, co to oznacza.

Rzeczywiście, Felix, Net i Nika wobec samego ministra spraw specjalnych zobowiązali się do zachowania tajemnicy. Ale nawet gdyby mogli o tym opowiadać, niewiele by to zmieniło. Który nauczyciel uwierzyłby w teleportację do Londynu albo w podróż w czasie do roku 2060? Nie mogli nawet opowiedzieć o tym, że „normalniejszą” część wakacji spędzili w latarni morskiej Milo koło Łebosławowa. Samą bowiem lokalizację latarni utajniono, wraz z faktem istnienia tuż obok podziemnej bazy wojskowej.

— Nie możesz? — Konstancja Konstantynopolska zmrużyła oczy. — A to dlaczego?

— Obiecałem.

Nauczycielka pokiwała głową.

— Zatem wybieraj. Dotrzymujesz obietnicy i pała, albo opowiadasz i dostajesz... na co zasłużysz.

— A jakaś trzecia możliwość? Może opowiem o poprzednich wakacjach? Może o feriach zimowych albo o tym, jak przyjechała do nas ciocia z Łomży...

Konstancja uniosła lekko brwi, które po chwili same opadły, jakby mięśniom czoła zabrakło siły na ich podtrzymywanie. Wpisała do dziennika coś, co mogło być tylko jedynką.

— Siadaj! — syknęła. — Następnym razem zapytam cię o to samo. Odechce ci się dowcipów.

Resztę lekcji zajęło przepytywanie pozostałych. Najszczęśliwszymi osobami były te, które zostały w mieście. Na szczęście nie starczyło czasu na relację Felixa ani Niki, bo skończyłoby się to tak samo jak w przypadku Neta.

Następną lekcją była fizyka z panem Antonim Czwartkiem. Atmosfera wyraźnie rozluźniła się, fizyk odróżniał bowiem dyscyplinę na lekcji od terroru.

— Nie będę was pytał o wakacje — zaczął — bo pewnie po poprzedniej lekcji żałujecie, że gdziekolwiek wyjechaliście. — Odpowiedziały mu śmiechy. — Wiem, bo druga „b” już zdała mi relację.

Po sprawdzeniu listy obecności pan Czwartek wziął w rękę swój rozkładany teleskopowo długopis i zaczął przechadzać się po klasie. Zwykle rozpoczynał lekcję opowiadaniem dowcipnej historyjki, powiązanej z tematem. Po dziesięciu minutach nauczyciel spojrzał na Nikę i zaczął mówić coraz wolniej. Wreszcie przerwał opowieść, nachylił się nad dziewczyną i zapytał:

— Po co ci okulary przeciwsłoneczne?

Nika zdjęła okulary, a nauczyciel drgnął.

— Wyglądasz, jakbyś nie spała od tygodnia — stwierdził. — Co najmniej. Idź do lekarza, jeszcze przyjmuje.

— Nic mi nie jest — zaprzeczyła szybko Nika.

— Lekcje nie są tak ważne jak zdrowie. Uzupełnisz sobie potem od kogoś. Lepiej będzie, jak doktor Jamnik cię obejrzy.

Nika wstała i niechętnie wyszła z sali.

— Przychodzi baba do lekarza — odezwał się z ostatniej ławki Gilbert — a lekarz Jamnik.

Uczniowie zachichotali. To było pierwsze pełne zdanie wypowiedziane przez Gilberta w nowej szkole.

* * *

Gabinet lekarski pachniał tym, co kojarzy się z zastrzykami i innymi nieprzyjemnymi procedurami medycznymi. Wszystko, z wyjątkiem podłogi, było tu białe i malowane wielokrotnie – ktoś chyba wolał malować, niż myć.

Doktor Jamnik siedział za biurkiem (również białym) i próbował bezskutecznie rozpisać długopis, rysując nim coś, co wyglądało na wykres EKG. Był otyłym pięćdziesięciolatkiem. Czoło kończyło mu się na środku głowy, dalej były starannie ulizane, rzadkie, szpakowate włosy. Należał do typu ludzi, którzy nie biorą się do niczego poważniejszego niż zaparzenie kawy, jeśli tylko nie jest to absolutnie konieczne.

Gestem wskazał Nice krzesło. Usiadła wyprostowana i położyła dłonie na kolanach. Lekarz sięgnął do sterty po prawej stronie biurka i wyciągnął z jej środka teczkę z kartą pacjenta. Długo studiował ją, siorbiąc ze szklanki zimną herbatę. Wreszcie, nie podnosząc wzroku znad dokumentów, zapytał:

— Co ci dolega, drogie dziecko?

— Śnią mi się koszmary — odpowiedziała szybko. — Zasypiam normalnie, a rano budzę się, jakbym w ogóle nie spała. Nie pamiętam tych snów, ale wiem, że są straszne.

Lekarz pokiwał głową, poprzerzucał papiery i niechcący chyba, przelotnie zerknął na pacjentkę. Po chwili znów na nią spojrzał.

— Po co te okulary?

Nika zdjęła okulary, pokazując podkrążone oczy. Doktor drgnął.

— Pa... lisz coś, dziecko? — zapytał i szybko powrócił do przeglądania papierów.

Zaprzeczyła gwałtownie.

— Zapiszę ci parę lekarstw. — Doktor Jamnik bazgrolił coś w karcie, potem sięgnął po bloczek recept. — I dam ci tydzień zwolnienia z zajęć.

— Nie potrzebuję zwolnienia — zaprotestowała szybko Nika.

— Potrzebujesz odpoczynku. Tak, tego nie wolno bagatelizować. Wyśpisz się.

— Ale ja właśnie z tym spaniem mam problemy...

— Właśnie, właśnie... Tego nie wolno bagatelizować. — Znów pokiwał głową i zapisał coś w karcie.

Nika westchnęła, wstała i podziękowała. W drzwiach spojrzała na receptę, odwróciła się i powiedziała.

— Wypisał pan receptę na Erykę Surowiec. Ja nazywam się Nika Mickiewicz.

— Nie jesteś Eryka? — Jamnik spojrzał na kartę. — No cóż... Nie będę wypisywał jeszcze raz. To nie ma większego znaczenia. Aspirynę i witaminę C dostaniesz nawet bez recepty.

— Czy pan zawsze przepisuje aspirynę i witaminę C?

— Jest taka stara lekarska zasada, której jestem wierny od lat. — Doktor Jamnik wyprężył dumnie pierś i jeszcze raz zaszczycił pacjentkę spojrzeniem. — Po pierwsze: nie szkodzić.

Nika uniosła lekko brwi, pokiwała głową i wyszła prosto na czekającego pod gabinetem Geralda.

— Odwiozę cię do domu — zaproponował.

— Dziękuję, nie trzeba.

— Jesteś osłabiona. Możesz się przewrócić... Dobrze wtedy mieć przy sobie przyjaciela, który pomoże wstać.

Spojrzała na niego lekko zdziwiona.

— Nie zamierzam się przewracać.

— W życiu różnie bywa.

Nika uśmiechnęła się.

— Naprawdę dzięki. Nic mi nie jest.

— Dostałaś przecież tydzień zwolnienia.

Nika zatrzymała się.

— Podsłuchiwałeś?

— Nie... Ten lekarz tylko... bardzo głośno mówił.

Dziewczyna spojrzała na niego podejrzliwie i ruszyła dalej, a Gerald za nią. Za rogiem korytarza wpadli na Felixa i Neta. Mina Neta świadczyła, że wszystko słyszał.

— Kibel jest tam! — Wskazał kciukiem za siebie. — Powiedziałeś Czwartkowi, że idziesz do kibla.

— No i co? — zapytał Gerald. — Chcę pomóc dziewczynie bezpiecznie dotrzeć do domu.

— Dzięki, trafię sama — wtrąciła Nika, ale nikt nie zwrócił na to uwagi.

— Jesteś tu kompletnie nowy. — Net podniósł głos. — Nie możesz nikogo odwozić do domu.

— A czy ja mogę sama zadecydować? — odezwała się znów Nika i znów nikt nie zwrócił na nią uwagi.

— Nie będziesz mi mówił, kogo mogę odwozić, a kogo nie! — Teraz już Gerald z trudem powstrzymywał się, żeby nie krzyczeć.

— Jak chcesz ją odwieźć? Na wrotkach?!

Gerald zastanowił się, nie łapiąc dowcipu.

— Mam miesięczny.

— Kojarzysz reklamy typu „przed i po”? — zapytał Net. — Ty jesteś ten „przed”.

Gerald zmarszczył czoło, znów zastanawiając się nad tym, co usłyszał.

— A ty jesteś... — próbował coś naprędce wymyślić — za kiepski dla takiej dziewczyny.

Net sapnął ze złości.

— Rozwiążmy więc tę sprawę po męsku — oświadczył poważnie.

Felix i Nika spojrzeli na niego z zaskoczeniem.

— Niech tak będzie. — Gerald zmrużył oczy. — Gdzie i kiedy?

— Po lekcjach za szkołą.

— Będę czekał. — Zmierzył jeszcze Neta wrogim spojrzeniem i odszedł.

Net podał Nice jej torbę.

— Dzięki. — Dziewczyna była wyraźnie rozeźlona. Nie czekając na chłopaków, ruszyła w stronę schodów.

Felix odczekał chwilę, spojrzał na Neta i powiedział poważnym tonem:

— Przecież ty nie umiesz się bić.

— I nie zamierzam. — Net uśmiechnął się złośliwie i zatarł ręce. — On tam będzie sobie stał za szkołą, a ja odwiozę Nikę do domu. Też mam miesięczny. Wiem, że chce zostać na historii, ale potem wymknę się z nią ze szkoły.

— Sprytne, ale co zrobisz jutro?

— O tym będę myślał jutro. Ważne, że rozwiązałem dzisiejszy problem.

— Nie jestem pewny, czy to dobry plan.

* * *

Po historii Net czekał na Nikę w hallu i przygotowywał się mentalnie do urwania się z ostatniej lekcji. Wreszcie, gdy dziewczyna nie schodziła, wbiegł na drugie piętro. Nika rozmawiała z Felixem.

— Co ty tu jeszcze robisz? — Net udał zdziwienie. — Dostałaś to zwolnienie czy nie?

— Dostałam — Nika wzruszyła ramionami — ale od jutra.

— To zdeka bez sensu...

— Jeszcze bardziej bez sensu jest recepta.

— Niech zgadnę: aspiryna i witamina C?

— Jakbym była przeziębiona, toby się przydały. — Spojrzała na niego podejrzliwie. — Wolałbyś, żeby mnie już tu nie było, co?

— No wiesz... — Net skrzywił się lekko. — Wtedy ten wypierd dałby ci spokój.

— O to ci chodzi! — Nika aż fuknęła ze złości. — Nie obchodzi cię, że się źle czuję! Chcesz mnie tylko izolować od Geralda?

— Jesteś jakaś taka niemiła... w ogólnym zarysie..., a do niego się uśmiechałaś!

— Bo on nie powtarza przy każdej okazji, że nie trafiłam w drzwi wagonu metra, że zjadłam robaczywy majonez, że myłam głowę w pralce ani że...

— ... że zupa znów była za słona? — podsunął Net.

— Właśnie o tym mówię! — Nika obróciła się na pięcie i odeszła.

— Czy ja powiedziałem coś nie tak? — zdziwił się Net. — Jak przedtem chciałem, żeby poszła do lekarza, to nie chciała.

Felix podrapał się za uchem.

— Czy ja wiem... Może czasem powinieneś nieco przyhamować.

— Gerald jest notorycznie przyhamowany. Może nawet genetycznie. I co?

— Ma odpowiednie podejście psychologiczne do kobiet — mruknął Felix.

Net wydął usta i spojrzał w bok.

— Rzeczywiście, gdzieś czytałem, że dziewczyny nie oczekują rozwiązania problemu, tylko pocieszenia. To kompletnie bez sensu.

— Ale działa.

* * *

Po ostatniej lekcji Felix i Net wolnym krokiem doszli do hallu i zatrzymali się, czekając na przyjaciółkę. Wielu uczniów, zamiast wychodzić głównym wyjściem, kierowało się ku drzwiom na patio, które prowadziły do zarośniętego ogrodu na tyłach szkoły.

— Jak tam sprawy w Instytucie? — zapytał Net. — Co u twojego taty?

Instytut Badań Specjalnych jeszcze przed wakacjami rozpoczął prace nad wyjaśnieniem przeznaczenia pewnej tajnej maszynerii militarnej z okresu drugiej wojny światowej, zwanej pierścieniem lub Wunrung. Przez długi czas prace nie posuwały się do przodu. Część naukowców obwiniała o to tatę Felixa. Dopiero Felix, Net i Nika odkryli, trochę przypadkiem i w dosyć dramatycznych okolicznościach, do czego służy supertajna maszyneria. Prawdę mówiąc, to jej działanie niechcący wypróbowali na sobie.

— Gdy projekt miał kłopoty, próbowali zwalać winę na tatę. — Felix uśmiechnął się. — Niechcący więc jemu przypisuje się teraz cały sukces. Broni się przed tym, ale to niewiele pomaga.

— Chyba zacznę namawiać mojego do zmiany pracy — zastanowił się Net. — W tej swojej firmie już nie może wytrzymać. Ma maksymalnie wredną szefową.

— Wybadam sytuację — obiecał Felix. — Byłoby super, gdyby twój tata też pracował w Instytucie.

Nika zeszła wreszcie ze schodów i zbliżyła się do chłopców.

— Możemy iść — oznajmiła, ale zamiast skręcić w stronę wyjścia, zbiegła po kilku schodkach do otwartych drzwi na patio.

— Zaraz... — Net lekko się zaniepokoił. — A... gdzie ty właściwie idziesz?

— Idę za szkołę — oświadczyła, nie odwracając się. — Chcę zobaczyć, jak się o mnie bijecie.

Net zdrętwiał, spojrzał na Felixa, potem na Nikę, już idącą żwirową alejką, i znów na Felixa.

— Felix, zrób coś...

— Rzuciłeś Geraldowi wyzwanie.

— Aż tak jednoznacznie to zabrzmiało? Może... da się to obrócić w żart?

— To brzmiało całkowicie jednoznacznie. — Felix pokiwał smutno głową.

— Pominęliśmy etap wybierania broni — Net rozpaczliwie szukał rozwiązania. — Wybrałbym miecze świetlne i sprawa rozmyłaby się z przyczyn technicznych...

Chrzęst żwiru pod butami Niki cichł w oddali. Net przełknął ślinę i zerknął na wyjście ze szkoły, jak pasażer tonącego okrętu na odpływającą w dal ostatnią szalupę. Potem spojrzał na drzwi patio.

— Chyba musimy tam iść — zadecydował cicho.

Felix poklepał go po ramieniu i razem wyszli na patio. Cztery skrzydła budynku zamieniały je w szarą studnię, odbijającą echem kroki. Net miał wrażenie, że budynek drwiąco wpatruje się w niego wszystkimi oknami. Z przeciwnej strony patio znajdował się krótki tunel, wycięty w parterowej kondygnacji między gabinetem doktora Jamnika a biblioteką. Jak wyjście na arenę. Tak musieli się czuć przed walką rzymscy gladiatorzy. Przynajmniej ci niezbyt zdolni. Właściwie, jak się lepiej zastanowić, to trafniejsze byłoby porównanie do chrześcijan, rzucanych lwom na pożarcie.

— Pomożesz mi? — zapytał cichutko Net, starając się iść jak najwolniej.

— Powstrzymam go, gdy będzie kopał leżącego.

— Chodziło mi bardziej o... wsparcie taktyczne.

— Sam chciałeś się bić — przypomniał Felix. — Nie będzie źle. Pamiętaj, że przeciwnik nie ocenia twojej siły, tylko twoje poczucie siły. Twoją pewność siebie.

— Ale ja mam bardzo zaniżone poczucie własnej siły, o pewności siebie nie wspominając.

— Spróbuj przynajmniej udawać. Zdolności aktorskie masz.

— Jeśli nawet, to jestem aktorem charakterystycznym. — Net zgarbił się i powłóczył już nogami. — Gram role wiecznych pechowców. Skąd mogłem wiedzieć, że to tak wyjdzie? Masz przynajmniej w swoim plecaku jakiś zestaw pierwszej pomocy?

— Oczywiście, że mam. Teraz wyprostuj się. Udawaj pewnego siebie, jakbyś już wygrał.

— Dobrze przynajmniej, że nie zejdzie się cała szkoła...

To, co zobaczyli po przejściu tunelem, sprawiło, że Net aż się zachwiał. Resztki jego pewności siebie uciekły z pola bitwy wraz ze zdolnościami aktorskimi. Gerald rozgrzewał się, truchtając w miejscu i wymachując rękoma, a wokół zachwaszczonego trawniczka stało kilkadziesiąt osób z różnych klas. Na rozważania, skąd się dowiedzieli o planowanej walce, nie było czasu.

— Dziewczyny mają lepiej — jęknął Net. — Ich nikt nie chce bić. — Oddał Felixowi okulary. Po zastanowieniu dał mu jeszcze telefon. — Już zacznij wystukiwać „112”...

Stanął na wprost podskakującego wciąż Geralda i uniósł pięści, jak to robią bokserzy w telewizji. Przynajmniej starał się je tak ułożyć.

Jedynym pocieszeniem był fakt, że niemal wszyscy kibicowali właśnie jemu.

— Net Bie-lecki! Net Bie-lecki! Net Bie-lecki! — krzyczały dziewczyny.

— Zanim zaczniecie — odezwała się Nika — chciałabym wiedzieć, dlaczego to robicie? — Chłopcy wyprostowali się i spojrzeli na nią. — Czy ja jestem ostatnią paczką chipsów w sklepiku szkolnym? I co potem? Mam pójść do kina z tym, który wygra? Nie chcę się kumplować z troglodytami! Nie odezwę się więcej do tego, który uderzy pierwszy.

Popatrzyła na nich, odwróciła się i oddaliła szybkim krokiem. Zawiedziona publiczność chwilę się rozglądała, a potem uczniowie wolno zaczęli się rozchodzić. Aurelia została dłużej, patrzyła smutno na Neta, ale wreszcie i ona odeszła. Został tylko Felix. Net i Gerald stali na środku trawnika i niechętnie mierzyli się wzrokiem, nie bardzo wiedząc, co teraz zrobić. Podnieśli wreszcie plecaki i ruszyli do wyjścia, zachowując pomiędzy sobą spory dystans.

Zza szkolnego ogrodzenia całej scenie przyglądała się postać w wymiętym płaszczu nieokreślonego koloru i czarnych okularach.Przypisy

Ze względu na miłość autora do motoryzacji w tej książce nazwy samochodów są pisane wielką literą.

Nawet powstała taka książka. Nosi tytuł Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa.

Historia ta została opisana w książce Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi.

George A. Romero – amerykański reżyser horrorów. Jego najsłynniejszy film to Noc żywych trupów.

Zostało to opisane w książce Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa.

404 – najczęściej spotykany błąd HTTP – strona nie istnieje.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: