Felix, Net i Nika oraz Pułapka Nieśmiertelności - ebook
Felix, Net i Nika oraz Pułapka Nieśmiertelności - ebook
Felix, Net i Nika, warszawscy gimnazjaliści, podczas szkolnej zabawy halloweenowej dostają tajemnicze zadanie od Ponurego Żniwiarza. Co wyniknie z gry, w którą wciągnie przyjaciół? W kim zakocha się samotny dotąd Felix i co ukrywają podziemia Warszawy? Czy nieśmiertelność to dar, czy przekleństwo?
Akcja, humor i ważne pytania. Czwarta część polskiej, bestsellerowej serii dla nastolatków nie zawiedzie Was!
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-61187-35-6 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Chłodny wiatr przeganiał żółte, pomarańczowe i czerwone liście wzdłuż cmentarnych alejek. Bezlistne drzewa niechętnie poruszały rozczapierzonymi gałęziami. Było wilgotno i nieprzyjemnie, a nisko sunące sine chmury wyglądały, jakby miały zaraz zwalić się na głowy krzątających się przy grobach ludzi. Niedobitki promieni słonecznych z trudem docierały do powierzchni ziemi. Groby poprzykrywane były różnokolorowymi chryzantemami, zielonymi wianuszkami i wiązankami. Płomyki tysięcy większych i mniejszych zniczy mrugały na wietrze. Nawet na tych zapomnianych i opuszczonych grobach migotały pojedyncze lampki, zapalone życzliwą ręką przechodniów.
Nika, opatulona w za duży czarny płaszcz, siedziała na niskiej ławeczce przed skromnym kamiennym nagrobkiem. Krzyż nieco się przekrzywił, a z tabliczki z napisem „Paweł Mickiewicz” zaczynała odłazić farba. Na granitowej płycie leżała biała róża, bliżej palił się mały znicz z glinianą obudową. Wiatr bezskutecznie usiłował zdmuchnąć płomień.
Nika postawiła kołnierz płaszcza i przygarbiła się. Nie zwracała uwagi na krzątających się przy pobliskich grobach ludzi. Siedziała niemal nieruchomo, wpatrując się w walczący z wiatrem płomień. Pochylał się, niemal znikał w podmuchach, ale za każdym razem odradzał się i wstawał.
Na dźwięk znajomych kroków dziewczyna odwróciła głowę. Net zdjął kaptur bluzy, schylił się i pocałował ją na powitanie w policzek.
— Po co ci ten płaszcz? — zapytał, siadając. — Wyglądasz, jakbyś tu pracowała.
— Jak zwykle uroczy — uśmiechnęła się lekko. — Doskonale potrafisz wczuć się w nastrój.
— OK, OK. Już nic nie mówię.
— Będzie Felix?
— Za trochę. Ma dziadka, trzy ciocie i czterech wujków, rozrzuconych... że tak powiem, po całym cmentarzu.
Siedzieli dłuższą chwilę w milczeniu, obserwując chwiejący się na wietrze płomyk.
— Po raz pierwszy nie siedzę tu sama — odezwała się cicho Nika.
Net nie miał pojęcia, co odpowiedzieć, więc tylko kiwnął głową. Nika wzdrygnęła się lekko.
— Czy będzie bardzo niegrzeczne... — Net zawiesił na chwilę głos — jak zapytam o grób twojej mamy?
Nika wolno pokręciła głową.
— Nie mam pojęcia, gdzie on jest. Wiem o jej śmierci tyle samo co ty.
Położyła mu głowę na ramieniu. Net nie wiedział, co powiedzieć, po prostu ją objął.
— Jestem sama... — szepnęła. — Całkiem sama...
— Cześć! — Felix usiadł z drugiej strony Niki, tak by ją osłonić od wiatru. — Nie jesteś sama. Masz nas.
— Wiem — wyprostowała się i zerknęła na przyjaciela. — Jestem sama w innym sensie.
— Myślę, że twój tata nie chciałby, żebyś tu siedziała taka smutna — odezwał się Felix.
— Cyganie na grobach swoich bliskich piją wódkę — wtrącił Net.
— W naszym wypadku chyba odpada — Nika uśmiechnęła się delikatnie i wstała. — Chodźmy. Wrócimy, jak się ściemni. Lubię wtedy patrzeć na te wszystkie światełka. Atmosfera cmentarza w wieczór Wszystkich Świętych jest niesamowita.
Felix wyciągnął z kieszeni notes i zapisał numer z najbliższego słupka.
— Co robisz? — zainteresował się Net.
— Zapisuję... adres — wyjaśnił Felix. — To zdecydowanie ułatwia. Mam trochę cioć i wujków na różnych cmentarzach. Bez tego bym nie trafił.
— Nigdy nie wpadłbym na to, żeby zapisywać adresy umarłych.
— Jak ktoś umiera, zmieniam mu adres w notesie... na ten cmentarny.
— Jesteś niesamowity — przyznała Nika. — Mam nadzieję, że żywi o tym nie wiedzą?
— Wiem, jak to wygląda, ale to naprawdę bardzo praktyczne.
Samotny, uzbrojony w miotłę dozorca w odległym końcu alejki toczył nierówną walkę z przyrodą. Ledwie oczyścił z liści kawałek asfaltu, wiatr nawiewał je ponownie. Wydawało się, że mu to nie przeszkadza – po prostu dalej wykonywał swoją pracę.
Kolejny, ostry podmuch zmierzwił włosy trójki przyjaciół.
— Ale hebel! — wzdrygnął się Net. — Faktycznie, chodźmy!
Gdy odeszli, wiatr zdmuchnął wreszcie płomień znicza. Tego już nie zauważyli.
* * *
Kwadrans później siedzieli w przytulnym wnętrzu pizzerii. Zapach wydobywający się z opalanego drewnem pieca oddalał wszystkie problemy. Nika patrzyła w świeczkę, aż zaczęły jej łzawić oczy. Wtedy opuściła powieki. Gdy drzwi otworzyły się, pchnięte przez kolejnego gościa, płomień położył się i niemal zgasł. Szybko osłoniła go dłońmi.
— To tylko świeczka — uspokoił ją Net. — Wyluzuj.
— Dziś nie powinny gasnąć żadne płomienie.
— Mam zapalniczkę — mruknął Felix. — Właściwie to mam przy sobie nawet trzy zapalniczki... Na wszelki wypadek.
— Zapalony ponownie płomień to coś zupełnie innego.
— Świeczka zombie? — wzdrygnął się Net. — Nie mów w ten sposób, bo zaczynam się bać.
— Ale to prawda...
— Dżiss... nie! Po prostu zamówmy pizzę. Bez żadnych metafizycznych podtekstów.
Przejrzeli leżące na stole menu.
— W trosce o nasz budżet — zastanowił się Felix — proponuję hawajską.
Przytaknęli skwapliwie.
— Dlaczego wszyscy odwiedzają groby właśnie tego dnia? — zapytał Net. — Wszędzie są megakorki, mimo wysiłków Manfreda. Moi starzy pojechali pod Warszawę na jakiś mały cmentarz, na grób prapociotków. Odmówiłem uczestnictwa, bo wiem, że będą tam jechać półtorej godziny.
— Powód jest pewnie ten sam — odparł Felix — dla którego wszyscy idą do kina właśnie wtedy, kiedy jest wyświetlany film.
— Myślisz, że zmarłych obchodzi, kiedy ktoś przyjdzie na ich grób?
— To święto jest potrzebne żywym — zauważyła Nika. — Żeby wiedzieli, że jak odejdą, ktoś będzie o nich pamiętał.
— Stephen King miał znajomego — odezwał się Net. — Ten znajomy hobbystycznie czytywał nekrologi i wykreślał zmarłych z książki telefonicznej. Ten twój notes z cmentarnymi adresami...
— To nie jest notes z cmentarnymi adresami, tylko ogólnie z adresami.
Do stolika podszedł kelner. Wyglądał na nieszczęśliwego, że musi pracować w święto.
— Poprosimy hawajską — rzucił Net. — Zwykłą, bez wkładu duchowego.
— I trzy oranż... — Felix zająknął się. — Trzy cole.
— Dwie cole — poprawiła go Nika — i sok pomarańczowy.
Za oknami zaczynało się ściemniać. Przez zabytkową, otwartą na oścież bramę cmentarza przelewał się tłum ludzi.
— Znacie jakiś sposób, żeby papier nagle zamienił się w popiół? — zapytała niespodziewanie Nika.
— Może był światłoczuły — zastanowił się Felix. — Pod wpływem światła zaszła reakcja przyspieszająca starzenie. Jakieś utlenianie...
— Plis... — Net złożył ręce jak do modlitwy. — Zapomnijmy o tym. Nie mamy już o czym rozmawiać?
— Podchodziłeś do tych drzwi? — naciskała Nika, nie zwracając uwagi na Neta.
Felix zmarszczył brwi.
— Chyba nie — powiedział po namyśle. — Na pewno szedłem korytarzem... Dużo się wczoraj działo i nie pamiętam dokładnie. Czy to ważne?
— Ważne — Nika przyglądała mu się badawczo.
— Kobieto! — prychnął Net. — Halloween był wczoraj. Jak mnie nie nastraszyłaś wczoraj, to szansa przepadła. Dziś już nie wolno.
— Nie straszę cię. Mam przeczucie, że wczoraj nie wszystko było tak, jak powinno.
— Jasne! W świecie Felixa nie ma przycisków, których nie wolno wciskać, maszyn, których nie wolno uruchamiać, ani drzwi, których lepiej nie otwierać. Ale to jeszcze nie znaczy, że je otworzył.
— Nie pamiętam, żebym je otwierał — odezwał się Felix. — Szedłem w ich kierunku, a potem... usłyszałem krzyk Klaudii i wróciłem.
— To już ciekawszy temat — ucieszył się Net. — Jak Olena podpaliła włosy Klaudii? Miotaczem płomieni?
— Olena była wtedy kawałek dalej — Nika niechętnie zmieniła temat. — Pięć, może dziesięć metrów od Klaudii.
— To proste. Pokażę wam później. Tu wywołalibyśmy pożar.
Net spojrzał na niego podejrzliwie, ale nie dociekał szczegółów.
— Aha! — przypomniał sobie Felix. — Sobotni wieczór filmowy musimy zorganizować w niedzielę. W sobotę muszę jechać z babcią na badania.
— A starzy? — zapytał Net.
— Pracują... Teraz już obydwoje dużo pracują. Czasem nawet w weekendy.
* * *
Bure popołudnie chyłkiem przeszło w bury wieczór. Nad cmentarzem unosiła się pomarańczowa łuna i zapach spalonego wosku. Przyjaciele minęli otwartą na oścież bramę i wmieszali się w sunący główną aleją tłum. Płonące znicze oświetlały twarze ludzi od dołu, nadając im niesamowity wygląd.
— Miałeś nam pokazać, jak Olena podpaliła włosy Klaudii!
— przypomniał Net, gdy skręcili w boczną alejkę.
— Zobaczcie... — Felix wziął od Niki pudełko zapałek, wyjął jedną i, przytrzymując kciukiem, oparł łepkiem o draskę. Palcem drugiej ręki pstryknął w zapałkę. Wystrzeliła i, paląc się, przeleciała kilka metrów.
— Hm... — mruknął Net.
— Ale to jeszcze nie znaczy, że to zrobiła — podkreśliła Nika.
— Dlaczego jej bronisz, skoro jej nie lubisz?
— Chodzi o sprawiedliwość — wyjaśniła Nika. — To tak, jakby oskarżać Felixa, że zaplamił sukienkę Aurelii tylko dlatego, że ma pióro wieczne. Zresztą... nie mówmy już o tym.
Przez kontrast z pełną światełek ziemią niebo wydawało się zupełnie czarne; tylko czasem przepływał po nim, niczym zbłąkany duch, pomarańczowy spód niskiej chmury.
W kilka minut dotarli do grobu taty Niki.
— Ktoś smyrgnął znicz — zauważył Net. — Ale chamstwo...
Na kamieniu widać było jeszcze wilgotne kółko w miejscu, gdzie stał. Nika westchnęła.
— Zostańcie — powiedział Felix. — Zaraz wrócę.
Ruszył do bramy, którą przed chwilą weszli. By uniknąć przedzierania się przez tłum, wybrał boczną alejkę. Nawet dziś była to mało uczęszczana część cmentarza. Paliło się tu znacznie mniej lampek, przez co niestety było ciemniej. Felix musiał patrzeć pod nogi, żeby się nie potknąć.
Gdy uniósł na chwilę wzrok, kilka metrów przed sobą ujrzał postać — stała z pochyloną głową przed dużym marmurowym nagrobkiem. Chciał przejść po cichu, żeby nie przeszkadzać, ale w ostatniej chwili rozpoznał ją.
— Paula? — zatrzymał się zaskoczony.
— Cześć... — uśmiechnęła się lekko.
— Co tu robisz? — zapytał Felix i od razu poczuł, że pytanie jest bardzo głupie.
Dziewczyna nie odpowiedziała, jedynie delikatnym ruchem głowy wskazała nagrobek.
Felix stanął obok. Za nagrobkiem rosło potężne drzewo. Jego konary majaczyły ledwo na tle przepływającej akurat chmury.
— „Frank Knipszyc” — przeczytał w migotliwym świetle pojedynczego znicza. — To grób twojego taty?
Skinęła głową.
— Opowiem ci o nim kiedyś. Ale nie teraz.
— Chcesz zostać z nim... sama?
— Nie, zostań.
Felix zerknął ukradkiem na dziewczynę. Płomyk znicza przygasł i okolona ciemnymi włosami twarz była teraz ledwie jaśniejszą plamą na tle nocnego nieba.
Wtedy przypomniał sobie, po co szedł.
— Zaczekaj! — poprosił. — Wrócę za pięć minut. Muszę tylko załatwić jedną sprawę.
Skinęła głową. Ruszył szybkim krokiem w kierunku bramy.
Na zewnątrz, na najbliższym straganie, poprosił o znicz, a po namyśle o jeszcze jeden.
Wracając, zaczął się zastanawiać nad dziwnym zbiegiem okoliczności. Czy ona sprowokowała to spotkanie? Niemożliwe. Nie wyglądała na zaskoczoną, ale przecież to on sam wybrał tę alejkę. Grób ojca Pauli był tam od wielu lat.
Kiedy wrócił do nagrobka z czarnego marmuru, dziewczyny nie było. Rozejrzał się. W pustej alejce słychać było tylko szum wiatru w gałęziach wielkiego drzewa. Chciał zawołać, ale uznał, że nie wypada krzyczeć na cmentarzu.
— Nie było mnie może trzy minuty... — mruknął zawiedziony.
Wyjął z kieszeni jeden znicz, żeby postawić obok tego, który zapalała Paula. Z zaskoczeniem zauważył, że tamten zniknął. Widocznie w międzyczasie przechodził tędy złodziej cmentarny. Jednak na grobach obok paliły się światełka...
Odgarnął wilgotne liście, postawił plastikową lampkę na środku marmurowej płyty i podpalił knot. Chwilę stał, patrząc w płomień, z nadzieją, że Paula wróci. Nie wróciła. Westchnął więc i odszedł.
— Nie myślałeś o tym, żeby kupić komórę? — zapytał z wyrzutem Net, gdy Felix dotarł do przyjaciół.
Felix spojrzał na niego zdziwiony.
— Nie było cię z pół godziny — dodała Nika.
— Przydałaby się komórka — przyznał Felix. — Sorki, spotkałem tę dziewczynę z balu. Zagadaliśmy się.
Nika popatrzyła na niego poważnie, a Net pokiwał głową.
— Już się bałem, że będę musiał przerobić w notesie twój adres na numer alejki... — rzucił ironicznie. — Jaką dziewczynę?
— Tę, z którą tańczyłem.
— Aha.
Felix postawił na kamieniu znicz i usiadł na ławeczce. Nika wyjęła z kieszeni zapałki i podpaliła knot.
Zapatrzyli się w migotliwe światełko.
— Z każdym rokiem jest coraz łatwiej — powiedziała po chwili Nika. — Pamiętam go coraz mniej i nie potrafię zatrzymać tego zapominania. Ale już nie łapię totalnej depresji po wizycie na cmentarzu.
Chłopcy milczeli. Próbowali sobie wyobrazić, co czuje ich przyjaciółka.
— Chodźmy — wstała i opatuliła się dokładniej płaszczem.
Ruszyli wolnym krokiem do wyjścia.
— Prawie zapomniałem — Felix zerknął na zegarek. — Za dziesięć minut umówiłem się ze starymi. Mamy jeszcze jeden cmentarz do odwiedzenia.
— Moi nieprędko wrócą — Net zerknął na Nikę. — Odwiozę cię.
Skinęła głową. W milczeniu dotarli do bramy i wyszli na zewnątrz, między stragany z wieńcami, kwiatami, zniczami i pańską skórką.
Na uboczu, pod murem cmentarnym, stała ciemnowłosa dziewczyna i odprowadzała ich wzrokiem.