- promocja
Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa - ebook
Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa - ebook
Wydanie siódme poprawione. "Felix, Net i Nika oraz teoretycznie możliwa katastrofa" to pełna doskonałego humoru i trzymająca w napięciu sensacyjna powieść dla młodych czytelników. Bohaterowie, (ich wcześniejsze przygody opisuje książka Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialanych Ludzi), uczniowie pierwszej klasy warszawskiego gimnazjum, wpadają w wir niezwykłych zdarzeń. Spotykają wielką, mięsożerną roślinę, niechcący uruchamiają tajemniczą maszynę, od lat ukrytą głęboko pod ziemią, próbują zapobiec katastrofie lotniczej i odbywają podróż latającym żaglowcem. To tylko kilka z niesamowitych przygód, w jakich uczestniczą. Jednocześnie, by móc wrócić do domu, muszą rozwiązać pewną niezwykle skomplikowaną zagadkę. Nie jest to łatwe, bowiem są ścigani przez tajemnicze zjawy. W wyjściu cało z kolejnych opresji pomagają im wynalazki Felixa, niezwykła intuicja Niki oraz talent matematyczny Neta. Towarzyszy im Manfred, zaprzyjaźniony program sztucznej inteligencji.
Książka Roku 2005 Polskiej Sekcji IBBY!
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-61187-59-2 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mały robot, dzięki któremu Manfred aktywnie uczestniczył w życiu rodzinnym, przywitał Neta w samym progu. Robot poruszał się na czterech niezależnie zawieszonych kołach. Na takim podwoziu opierał się srebrny korpus zwieńczony dwiema kamerami i mikrofonami. Była to raczej zabawka wielkości małego pieska, ale dawała Manfredowi pewną swobodę.
— Masz smutną minę. — Manfred spojrzał na chłopca dwoma obiektywami.
— Skąd wiesz?
— Nauczyłem się rozpoznawać ludzkie emocje na podstawie mimiki twarzy.
— To coś nowego.
— Łatwo nie było — przyznał Manfred, podążając za Netem do jego pokoju. — Obserwuję ludzi na przejściach dla pieszych.
Manfred był programem sztucznej inteligencji, czyli AI, stworzonym przez Neta i jego tatę. Zajmował się sterowaniem sygnalizacją świetlną w Warszawie. Jako program komputerowy mógł być w wielu miejscach naraz, z czego skrzętnie korzystał, często pomagając Netowi i jego przyjaciołom w wychodzeniu z różnych opresji. W końcu przełączanie świateł to dość monotonne zajęcie.
— Muszę przyznać, że nie jest to łatwe — ciągnął Manfred, teraz już z głośników jednego z komputerów stojących na biurku w pokoju Neta. — Ale już potrafię rozpoznać nastrój ludzi, których dobrze znam.
— Mieliśmy okropną rozmowę z dyrem — przyznał Net, po czym opowiedział całą historię. Nawet o rodzicach Niki, bo Manfred wiedział o wszystkim od dawna.
— Nie mam doświadczenia w takich sprawach — przyznał Manfred, gdy opowieść dobiegła końca. — Chyba nie mogę ci nic doradzić.
Net pokiwał głową i poszedł do salonu. Tata siedział na kanapie z cieńszym od szkolnego zeszytu laptopem na kolanach. Był wysokim szczupłym mężczyzną, o ciemnoblond włosach przypominających szopę na głowie Neta. Z niesamowitą prędkością wystukiwał coś na klawiaturze.
— Tato — powiedział Net. — Musimy pogadać.
— Wal śmiało, słucham.
— W szkole przypadkiem znalazłem się w toalecie razem z Felixem i Niką. Potem w tej samej toalecie znaleziono trzy blanty.
— Skąd wiedzieli, że to wy?
— Ale to nie my! My tylko tam byliśmy… Zrobili zdjęcia odcisków butów.
Tata zwolnił na chwilę klepanie w klawiaturę, ale zaraz powrócił do normalnego rytmu.
— Zdjęcia odcisków butów? Macie tam szkolną komórkę FBI? — zapytał ironicznie. — Powiesz mi, co robiliście w tej toalecie?
— Tato, nie uwierzysz, jak ci powiem.
— Pozwól, że sam zadecyduję.
— Chcesz usłyszeć całą prawdę, bez upiększeń?
— Stawię czoło twardym faktom.
Net rozłożył ramiona i wyrzucił z siebie jednym ciągiem:
— Pomagaliśmy nauczycielowi od biologii opanować gigantyczną, mięsożerną rosiczkę, która chwilę wcześniej próbowała zjeść naszą matematyczkę.
— Widziano także osła, którego mrówka niosła — przytaknął spokojnie tata, nadal nie przerywając pisania. — A teraz poproszę o wersję upiększoną. A najlepiej powiedz, co się wydarzyło naprawdę.
Netowi opadły ramiona.
— Wolisz, żebym wymyślił jakąś ściemę, która będzie brzmiała normalniej? Coś w stylu „Zachlapałem sobie spodnie musztardą i musiałem je uprać w umywalce”?
— Wolałbym normalniej brzmiącą prawdę. — Tata wreszcie odłożył laptopa i spojrzał groźnie na syna. — Widziałeś kiedyś dwudziestolatków wyniszczonych jak osiemdziesięcioletni staruszkowie? Gdy byłem w twoim wieku, też zdarzyło mi się wypalić parę dziwnych rzeczy, ale na szczęście mój ojciec, a twój dziadek, w porę przetrzepał mi skórę. To dziś niemodne, ale właśnie dzięki zastosowanej przez niego przemocy fizycznej mieszkamy tu, gdzie mieszkamy, a nie w ośrodku dla narkomanów.
— Tato… my nic nie paliliśmy.
— Więc skąd te halucynacje z wielką rośliną?
— O rany! To nie były halucynacje…
Net westchnął i usiadł obok ojca. Jak wytłumaczyć komuś nieznającemu profesora Butlera, na czym polegają jego eksperymenty?
— Synu… — powiedział tata po krótkim zastanowieniu. — Staramy się z mamą traktować cię poważnie. Uparłeś się, że nie podoba ci się twoje imię, więc nazywamy cię Net. Zgodziliśmy się nie ingerować w to, co robisz na swoich komputerach. Nie musisz przed zmrokiem wracać do domu. Mamy do ciebie zaufanie, ale w zamian oczekujemy tego samego.
— Tato, ja mówię prawdę. Nie ściemniam.
— Powiedz, czy ty sam byś uwierzył w taką historię?
— A uwierzyłbyś, gdybym ci powiedział, że zaatakowały mnie sprzęty domowe, przekształcone w wielkiego robota mordercę?
Tata popatrzył na syna i głośno westchnął.
— No dobrze, to opowiedz mi dokładnie, jak to było z tą rosiczką…
* * *
Nazajutrz, przed długą przerwą przyjaciele spotkali się na schodach prowadzących do szkoły. Nika wyglądała na kompletnie załamaną, ubrała się nawet w stylu korespondującym z jej nastrojem — do kurtki jeansowej założyła czarną spódniczkę. Do tego rozpuściła swoje kręcone włosy, jakby chciała się za nimi schować. Felix był po prostu smutny, za to Net wyglądał, jakby jutro miały się zacząć wakacje.
— Z czego się tak cieszysz? — Felix popatrzył na niego ponuro.
— Tydzień wolnego! Totalny luz. Byłem już w dwóch salonach gier. Musicie się ze mną wybrać. Może dziś, po tej rozmowie? Albo zagramy po sieci w jakąś strzelankę.
— Chyba nie będę w nastroju. A jak w domu?
Net machnął ręką.
— Luzik. Opowiedziałem wszystko ojcu, a on stwierdził, że dyrektor nie ma dowodów, tylko poszlaki. I nie martw się — pocieszył Nikę. — Zgodził się wystąpić jako przedstawiciel twojego taty.
— Powiedziałeś mu?! — zapytała zaskoczona.
— No co ty! Powiedziałem, że chcemy oszczędzić ci lania. Trzymamy się twojej starej wersji. Oficjalnie twój stary żyje, tylko nie zajmuje się tobą.
— Dzięki — uśmiechnęła się z wdzięcznością. — Mam nadzieję, że to przejdzie.
Od początku szkoły Nika udawała, że jej tata ma problemy z alkoholem i późno wraca do domu. Chodziło o ukrycie faktu, że nie żyje. Dotychczas się udawało, całą prawdę poznali jedynie Felix, Net i Manfred.
— To chyba będzie musiał wystąpić również jako przedstawiciel moich rodziców — westchnął Felix. — Mama raczej nie zwolni się z pracy. Poprosiła o skróconą wersję historii. Stwierdziła, że mi wierzy, i chciała, żebym dał Stokrotce jej maila. Tata siedzi nad morzem i prowadzi te tajne badania, więc też nie przyjedzie.
— Osobiście uważam, że Stokrotka się wścieknie — stwierdziła Nika. — Ale i tak nie mamy wyjścia.
— Mój tata jest wścieknięcioodporny — skwitował Net.
Przed szkołę podjechał nie pierwszej już młodości ciemnogranatowy Saab, domagający się solidnego mycia. Wysiadł z niego tata Neta.
— Tata mówi, że samochód służy do jeżdżenia, nie do mycia — mruknął usprawiedliwiająco Net.
Pan Bielecki nie był ubrany zbyt elegancko. Do jeansów i T-shirta założył luźną, lnianą marynarkę. Przywitał się z dziećmi. Razem weszli do szkoły i dotarli do sekretariatu.
— Aaa… — Pani Helenka patrzyła to na swoje paznokcie, to na interkom. — Czy może pan nacisnąć czerwony guzik?
Tata Neta podszedł do jej biurka, uśmiechnął się lekko i nacisnął czerwony guzik.
— Tak, kochanieńka? — odezwał się z głośnika Stokrotka.
— Przyszli Felix, Net i Nika z rodzica… z rodzicem.
— Tak, proś ich, jestem gotowy.
— Ciekawe, czy on wie, że go wszyscy słyszą? — zastanowił się po cichu Net.
— A teraz może pan nacisnąć czarny guzik? — poprosiła sekretarka.
— Co mam naci… — Dyrektor nie skończył, bo tata Neta nacisnął czarny guzik. Pani Helenka uśmiechnęła się z wdzięcznością.
— Promocja była na lakiery — wyjaśniła, patrząc na tatę Neta, jak na plakat z Bradem Pittem. — Aha! Musicie sami otworzyć sobie drzwi. Długo schnie…
Tata otworzył drzwi i przepuścił dzieci pierwsze.
— Dyrektor magister inżynier Juliusz Stokrotka — przedstawił się dyrektor, krocząc od biurka z wyciągniętą ręką. Dziś miał na sobie kremowy garnitur, granatową koszulę i pomarańczową muchę.
— Marek Bielecki. — Tata uścisnął jego dłoń.
— Proszę siadać, zaczekamy na pozostałych rodziców. — Dyrektor wskazał kanapę.
— Nie mogli przyjść — odparł tata Neta. Nie miał zamiaru siadać. — Ja muszę panu wystarczyć.
Stokrotka zamarł z ręką wyciągniętą w kierunku kanapy.
— Nie mogli przyjść? — powtórzył ze zgrozą.
— Zastąpię ich. Znamy się doskonale, więc przekażę im wszystko, co do słowa.
— Nie mogę rozmawiać z panem o Felixie i Nice. To poważna sprawa.
— Jasne, że poważna — przytaknął pan Bielecki, zmieniając ton głosu na nieco groźniejszy. — Oskarża pan mojego syna i jego przyjaciół na podstawie kilku nieostrych zdjęć.
— Są ostre… — odparł zaskoczony dyrektor.
— Nie są!
Stokrotka zaniemówił. Na jego pucołowatej twarzy pojawił się wyraz jeszcze większego zaskoczenia. Spodziewał się najpewniej przeprosin i zapewnień, że to się więcej nie powtórzy.
— Wie pan, co to znaczy „pomówienie”? — kontynuował pan Bielecki.
— Mam świadka. — Dyrektor odzyskał inicjatywę. — Jedna z uczennic potwierdziła, że Felix, Net i Nika palili skręty w toalecie.
Przyjaciele poczuli, jakby ktoś ich uderzył.
— Tam nikogo nie było — zaprzeczyła cichutko Nika.
— Czy to wiarygodny świadek? — zapytał tata Neta. — Co tamta uczennica robiła w męskiej toalecie?
— Nie mogę zdradzić żadnych szczegółów dotyczących jej osoby. Etyka mi tego zabrania… No, ale wyszła jeszcze jedna sprawa, nie mniej poważna. Może jednak pan usiądzie — poprosił dyrektor i położył na stoliku dziennik lekcyjny. Otworzył go i spojrzał na twarze gości, czekając na reakcję. Przy nazwiskach trzech przyjaciół kilka ocen było wyraźnie wytartych, a na ich miejsce wpisano same szóstki.
Przyjaciele i tata Neta patrzyli na to w osłupieniu. Wreszcie wszyscy wolno usiedli.
— Uczniowie nie mogą odpowiadać za stan dziennika, jeśli przechowywany jest przez kogoś innego — powiedział pan Bielecki, ale już bez poprzedniego wigoru. — Każdy mógł mieć do niego dostęp.
— Tylko oceny Felixa, Neta i Niki zostały przeprawione — oświadczył dyrektor. — Zmieniono również oceny w komputerowej bazie danych. Dostęp do szkolnego komputera jest doskonale zabezpieczony przez kolegę Eftepa, wybitnego specjalistę w tej dziedzinie. — W tym momencie Net wydał dziwny dźwięk, jakby stłumione kaszlnięcie. — Złamać zabezpieczenia potrafiłby tylko ktoś bardzo zdolny, a wiemy już przecież, że pański syn jest hackerem. — Stokrotka wstał i przyniósł ze swojego biurka otwarty minikomputer Neta.
— Próbował się pan włamać do cudzego komputera? — zapytał z przesadną zgrozą tata Neta.
— Eee… Nie. Komisyjnie sprawdziliśmy tylko zawartość plecaków.
— Ile czasu przebywał pan sam z tymi plecakami, zanim zebrała się komisja?
— Co to ma do rzeczy?! — Stokrotka zaczynał się niecierpliwić. — Nic w nich nie znaleźliśmy, jeśli do tego pan zmierza.
— A skąd pomysł, że mój syn jest hackerem?
— Przecież nosi ze sobą komputer.
— Nie używa pan komputera na co dzień?
— Nie lubię gier komputerowych. Jestem poważnym człowiekiem.
— Komputer nie służy tylko do gier… — Tata Neta pokręcił głową, zapewne pragnąc nie wdawać się w dalsze dyskusje na ten temat. — Co zamierza pan zrobić?
— Bardzo mi przykro — Stokrotka wyprężył się i przybrał oficjalny ton. — Decyzją rady pedagogicznej Felix, Net i Nika zostają zawieszeni w prawach ucznia na tydzień. W tym czasie zbadamy dokładnie wszystkie aspekty obu spraw i zadecydujemy co dalej. Hm… tak, to wszystko, co miałem do przekazania.
Wstał, dając tym samym do zrozumienia, że to już koniec rozmowy.
— Tato! Chyba w to nie wierzysz? — pytał Net, gdy wyszli ze szkoły. — Przecież ja mam połowę twoich genów! Uważasz, że twój syn jest takim kretynem, żeby sobie wpisać szóstkę z geografii i polskiego? Wszyscy wiedzą, że mam dysleksję!
Tata zatrzymał się przed swoim starym Saabem. Przejechał dłonią po twarzy.
— Wsiadajcie, odwiozę was do domów.
Wsiedli i zapięli pasy. Najpierw pojechali w kierunku Pragi, do domu Niki.
— Nawet gdybyśmy to zrobili — odezwał się po paru kilometrach Felix. — To na pewno nie w tak prymitywny sposób.
Ale pan Bielecki nie odpowiedział. Przez całą drogę nie odezwał się ani słowem.
* * *
Net mieszkał z rodzicami w penthousie, czyli mieszkaniu na najwyższym piętrze apartamentowca. Mieszkanie zajmowało całe piętro, a nawet dwa, bo po schodach wchodziło się do jadalni, kuchni i ogrodu zimowego, umieszczonych w przeszklonych pawilonach na dachu budynku. Większą część dachu zajmował jednak ogród, wyglądający tak, jak zwykle wyglądają zadbane ogrody przy domach: trawnik, trochę krzaczków i niewielkich drzewek. Tyle że ten ogród znajdował się ponad sto metrów nad ziemią. Widok był stąd niesamowity, szczególnie na wieżowce w centrum Warszawy, ale taka lokalizacja miała też swoje minusy. Gra w piłkę, na przykład, zawsze kończyła się po pierwszym aucie.
Jeden z pawilonów był piętrowy i znajdowała się w nim pracownia mamy. Dzięki przeszklonym aż do podłogi ścianom mama pracując, miała fantastyczny widok. Była malarką, potrafiła całymi godzinami, siedząc na wysokim stołku, pokrywać płótno kolorowymi plamami. Zależnie od humoru popijała przy tym czerwone wino z pękatego kieliszka lub lurowatą kawę z wielkiego kubka.
Net wszedł po schodkach do pracowni. Mama miała na sobie ulubiony strój — poplamiony farbą T-shirt i jeansy, również całe w kolorowe ciapki. Czarne włosy związała gumką. Wyjątkowo, zamiast kawy czy wina, na stoliku stała szklanka soku wiśniowego. Net cmoknął mamę w policzek i usiadł na kanapie, obok sterty pogniecionych szkiców. Mama kończyła właśnie obraz wyższy od niej samej. Raz schylała się do samej ziemi, by postawić jedną maleńką kropkę, a chwilę później stawała na palcach i dodawała delikatne maźnięcie u samej góry. Net z pewnością nie odziedziczył po mamie zdolności plastycznych, nawet nie bardzo wiedział, co przedstawia obraz. To, że dzieło było prawie gotowe, wnioskował jedynie z ilości farby nałożonej na płótno. Przekrzywił głowę i spróbował zgadnąć, co widzi. Trochę przypominało to wieloryba, trochę górskie jezioro, ale równie dobrze mogła to być i plama oleju na asfalcie. Nie próbował pytać mamy, zawsze odpowiadała, że w jej obrazach każdy widzi, co chce. Zmrużył oczy i ostatecznie zdecydował się na plamę oleju.
— Wiem, tata mi wszystko opowiedział — odezwała się mama, nie przerywając pracy.
Dodała kilka żółtych kresek na czarnym kształcie. Więc jednak nie plama, zadecydował Net. Może to skrzela tego wieloryba?
— Nie poprawiłeś tych ocen — ciągnęła mama. — Nigdy nie zależało ci na stopniach.
Wieloryb jest ssakiem i nie ma skrzeli, przypomniał sobie Net. Może to zatem jakiś tłusty rekin?
— No i nie jesteś tak głupi, żeby wpisać sobie szóstkę z polskiego — powiedziała mama, rozchlapując trochę niebieskiej farby na środku obrazu.
Net teraz już w ogóle nie miał pojęcia, co mama malowała.
— Z tymi narkotykami nie byłam pewna, ale ojciec mnie przekonał, że nic nie paliłeś.
Na obrazie przybyła spora, czerwona kropa. Mama pociągnęła łyk soku i oznajmiła:
— Myślę, że powinieneś z nim porozmawiać, rozwiać jego wątpliwości. Nie widać tego po nim, ale bardzo się przejął tą dzisiejszą rozmową.
Przytuliła mocno syna i pocałowała w czoło. Net westchnął i powlókł się schodami do salonu. Apartament był urządzony nowocześnie i minimalistycznie. Przypominał wręcz eleganckie biuro, w którym zamiast stawiać normalne ściany, poprzedzielano przestrzeń ażurowymi regałami i niskimi murkami.
Tata leżał na kanapie i czytał Perfekcyjną niedoskonałość.
— Tato… — Net usiadł w fotelu naprzeciw kanapy. — Naprawdę sądzisz, że wpisałbym sobie szóstkę z polskiego?
Tata nadal czytał, zdając się nie zauważać obecności syna.
— Czwórkę, to jeszcze… ale szóstkę? — kontynuował Net. — A co do tych blantów, to ufasz bardziej jakiejś obcej dziewczynie niż mnie?
Tata nie odkładał książki, ale Net zauważył, że przestał wodzić wzrokiem po linijkach tekstu.
— Przecież polskiego uczy nas pani Jola, nasza wychowawczyni. Pamięta każdą ocenę i doskonale wie o mojej dysleksji.
— Powiedz, co byś myślał na moim miejscu? — Tata odłożył książkę i usiadł. — Przychodzę do szkoły na rozmowę w sprawie jakichś śladów, niejasnych poszlak, a na rozmowie dowiaduję się, że jest świadek, który widział, jak paliliście.
— To jakaś dziewczyna, nie świadek…
— Nie przerywaj. Potem dowiaduję się, że w dzienniku są przerobione tylko wasze oceny. Czy ktoś z klasy, poza tobą, zna się na tyle na zabezpieczeniach sieci, że potrafiłby się dostać do ocen?
— Tato… Sprawdź sam. Nasz informatyk jest totalnym lamerem. Nie ma pojęcia o zabezpieczeniach.
Tata wstał i przeszedł do pracowni, oddzielonej od reszty domu kurtyną z mlecznego szkła. Na blacie, ciągnącym się wzdłuż dwóch ścian pod linią okien, stało kilka komputerów. Usiadł przed jednym z nich i wklepał adres szkolnego serwera. Przyjrzał się stronie. Potem zaczął klawiszować w niesamowitym tempie.
— Masz rację — mruknął po chwili. — Wszedłem w trzy sekundy. Uważasz, że ktoś to zrobił, żeby wam zaszkodzić?
— Więc mi wierzysz?! — zapytał uradowany chłopak.
— Załóżmy, że tak. To jednak w niczym nie zmienia faktu, że macie poważne kłopoty. To może być dla was ciężka próba.
— Jestem zahartowany. Dostatecznie mnie wzmacniasz tym, że nie chcesz mi załatwić zaświadczenia lekarskiego o dysleksji. — Net gorzko się uśmiechnął. — Takiego zaświadczenia, żebym nie musiał pisać testów ortograficznych.
— Trzeba nad sobą pracować, a nie się użalać, synu.
— Tydzień przerwy w nauce… — Net wcale nie wyglądał na rozżalonego. — Jakoś nadrobimy.
— Nie chodzi o ten tydzień. Nie pomyślałeś, że rada pedagogiczna może zadecydować o wyrzuceniu was ze szkoły?
* * *
Felix i Net odbyli konferencję telefoniczną, podczas której doszli do wniosku, że sytuacja jest poważna i wymaga poważnej narady. Nika nie miała telefonu. Pojechali więc do niej autobusem.
Słońce przedzierało się przez anemiczną mgiełkę kryjącą niebo, ale było ciepło. Nika mieszkała w małym, półtorapokojowym mieszkanku na warszawskiej Pradze. Brukowaną uliczką, z szynami tramwajowymi i pajęczyną trakcji elektrycznej rozpiętą na murach, chłopcy doszli do charakterystycznej narożnej kamienicy z okrągłym wykuszem, zakończonym szpiczastym dachem. O domofonie nikt tu nawet nie śnił, a stare drzwi były otwarte i wyglądały, jakby ich nigdy nie zamykano. Z lekką obawą wdrapali się ciemnymi schodami na trzecie piętro. Felix wcisnął przycisk dzwonka.
— Kto tam? — po chwili rozległo się zza drzwi.
— To my — odparł Net. — Otwieraj, bo strach tu stać…
Szczęknął zamek i drzwi się otworzyły, a chłopcy szybko wślizgnęli się do środka. Dziewczyna miała na sobie stary, powyciągany dres i kapcie. Uśmiechnęła się przepraszająco.
— Nie poznaję cię w tych cichoszmerach — skwitował Net, zerkając na jej obuwie.
Mieszkanie Niki było naprawdę półtorapokojowe. Na środku większego pomieszczenia stał stół i trzy krzesła. Najokazalszym meblem była duża stara szafa. Na przeciwległej ścianie stała kanapa. Rolę kuchni pełniły stara gazowa kuchenka, rząd szafek i zlewozmywak. Z rogu pokoju, po trzech schodkach, wchodziło się do wykuszu, w którym znajdował się półpokój. Był okrągły, a połowę jego obwodu zajmowało okno. Mieściło się tu małe biureczko, drewniane krzesło, wąska szafa i kilka regalików na książki. W całym mieszkaniu wykorzystany był każdy, najmniejszy fragment podłogi i ścian. Otaczały ich półeczki, szafeczki, obrazeczki i wieszaczki. Było tu jednak bardzo przytulnie.
— Siadajcie — zaproponowała dziewczyna. — Napijecie się herbaty?
— Dzięki, nie — odparł Felix. — Musimy pogadać.
Usiedli przy stole. Nika zsunęła na bok stertę książek i kilka żółtych długopisów.
— Nie zdążyli nam zadać żadnej pracy domowej, więc nadrabiam zaległości w czytaniu — wyjaśniła.
— Jadłaś już obiad? — zapytał Net.
— Tak — Nika zaczerwieniła się lekko. Chłopcy wiedzieli, że nie mówi prawdy.
— Ale my nie jedliśmy! — Zadowolony Net wyciągnął z plecaka papierową torbę i wyjął z niej trzy wielkie hamburgery. — Możesz zjeść z nami, żebyśmy się nie czuli głupio. — Rozpakował swój hamburger i oświadczył. — Mój tata twierdzi, że mogą nas wszystkich wywalić ze szkoły.
— Mimo że akurat tym razem nic nie zrobiliśmy — dodał ponuro Felix, zaglądając krytycznie do wnętrza swojej kanapki. — Szkoda, że mój tata wyjechał.
— A mama? — zapytała Nika, przymierzając się do swojego hamburgera.
— Jak będzie się musiała zwolnić z pracy, to będzie taka zła, że zrobi Stokrotce awanturę, nie dając mu nawet dojść do słowa. Wtedy tym bardziej nas wywalą.
— Moja z kolei jest zbyt miła — powiedział Net z pełnymi ustami. — Ale możemy wynająć jakiegoś aktora, żeby udawał ojca Niki. Przecież nikt mu nie sprawdzi dowodu osobistego. Może Bogusław Linda? Grał kiedyś tatę… Nie, dyr pozna przecież, że to Linda… OK, głupi pomysł. Lepiej, jak wynajmiemy adwokata, przez którego będziemy się kontaktować z dyrekcją.
— No nie wiem. — Dziewczyna pokręciła głową. — Może starczy twój tata. Radził sobie całkiem nieźle.
— Myślę, że to jakaś zorganizowana akcja — dodał Felix. — Taki zbieg okoliczności jest podejrzany. Od chwili, gdy jakaś dziewczyna nakłamała dyrektorowi o tym, że nas widziała, przestało mi to wyglądać na przypadek.
— A może poprzerabiamy oceny wszystkim? — wykrzyknął Net. — W ten sam sposób.
— Pewnie teraz lepiej pilnują dzienników — Felix nie podzielał jego entuzjazmu. — Jak nas zauważą w pobliżu pokoju nauczycielskiego, to już nic nam nie pomoże. Tak czy inaczej, mamy pięć dni, żeby udowodnić, że jesteśmy niewinni.
— Zawsze myślałem, że w wolnym kraju każdy jest niewinny do czasu, aż mu się udowodni winę — mruknął Net. — Założę się, że Manfred nawtykał Stokrotce za próbę włamu do mojego komputera i to go tak rozeźliło.
Jedna z wersji Manfreda stale mieszkała w minikomputerze Neta i okazjonalnie synchronizowała się z innymi wersjami, by mieć te same wspomnienia.
Felix wstał i obszedł stół, przy okazji zaglądając do półpokoju. Stało tam kilka kartonowych pudeł. Jedno z nich było otwarte i wypełnione po brzegi żółtymi długopisami. Chciał o coś zapytać Nikę, ale rozmyślił się, wrócił do stołu i usiadł bez słowa.
— Może pora zastanowić się nad tym, kto to mógł zrobić — zaproponowała Nika, oglądając się na pudła.
— Marcel — ocenił natychmiast Net. — Pewnie ktoś mu powiedział, że film, w którym ucieka przed Wielkim Pluszowym Mścicielem, to nasza sprawka.
— Możliwe… — zastanowił się Felix — Ale inteligencja nie jest jego mocną stroną. Tacy ludzie wybierają rozwiązania najprymitywniejsze. Zaczaiłby się na nas po szkole… Gdzie są trzymane oceny? W dzienniku, w bazie danych w szkolnym komputerze i w osobistym notesie każdego nauczyciela. Gdzieś jeszcze?
— Jeśli Eftep zna chociaż podstawy zabezpieczania danych, to jest też jakiś backup — dodał Net. — Pewnie automatyczny.
— Co to jest „bekap”? — zapytała Nika.
— Kopia zapasowa, na wypadek gdyby oryginalne dane wcięło. Gdybym ja nie bekapował danych… Zresztą nieważne…
— Czyli porównując backup z aktualnymi ocenami, będziemy mogli znaleźć wszystkie różnice? — zapytał Felix.
— Właśnie tak — przyznał Net. — Ale… po co?
— Można zobaczyć, czyje oceny zmieniły się prócz naszych.
— Stokrotka wezwał tylko nas…
— Sprawdź — nalegał Felix. — To nas może naprowadzić na jakiś trop.
Net wytarł usta serwetką i sięgnął do plecaka po minikomputer. Rękawem wytarł obudowę, jakby chciał pozbyć się śladów rąk dyrektora. Potem otworzył klapkę i włączył zasilanie. Nika w tym czasie poszła na chwilę do półpokoju i zamknęła dokładnie pudło z długopisami.
— Witajcie! — odezwał się Manfred. — Miło was widzieć.
— Nawzajem — odparł Net — ale… akurat omawiamy pewną ważną sprawę. Muszę coś sprawdzić.
— Powiedz co, a natychmiast to sprawdzę.
— Naprawdę, dzięx, nie chcę wyjść z wprawy.
— Poza tym mam coś, co was na pewno zainteresuje.
— Manfred! Potem pogadamy. Wyłącz się na chwilę.
— Dobra, dobra… Nie, to nie… już mnie nie ma.
Net kablem przypiął do komputera stary telefon komórkowy i zaczął klawiszować. Przyjaciele widzieli tylko migające okienka i przesuwające się szybko linijki tekstu. Przyzwyczaili się już do tego, że jeśli chodzi o Neta i komputery, wszystko działo się tak z dziesięć razy za szybko.
— Ściągnąłem już pliki — oznajmił po chwili. — To oceny całej szkoły od początku semestru. Teraz tylko trzeba znaleźć różnice.
Wklepał jeszcze kilka poleceń. Na ekranie uformowały się dwie kolumny cyfr. Program szybko znalazł różniące się linie. Było ich pięć.
— A niech mnie! — zawołał Net. — Miałeś rację! To Lambert i… Aurelia! No proszę… Gdzieś kiedyś przeczytałem, że jak się nie ma wrogów, to znaczy, że się do niczego w życiu nie doszło… To by była pokusa nie do odparcia. Pogrążyli nas, a całkiem przy okazji podnieśli sobie średnią.
— Odwrotnie — zaprzeczyła Nika. — Podnieśli sobie, a nam przy okazji, żeby zatrzeć ślady i skierować na nas podejrzenia… Nie, czekajcie! Popełniamy ten sam błąd, co dyrektor. Skazujemy ich bez dowodów.
— Jak to?! — zdziwił się Net. — Przecież patrzysz na dowód! Czyżbyś zakładała istnienie piętrowego spisku? Podwójny bluff? Ktoś się schował za Lamberta i Aurelię, a ich dodatkowo schował za nas? W to nie uwierzę…
— Rozumujesz dokładnie tak samo jak Stokrotka! — krzyknęła Nika.
— Przecież nie lubisz Aurelii.
— Ale chodzi o sprawiedliwość!
— Przestańcie! — przerwał im Felix. — Na jakim przedmiocie najbardziej zależało Aurelii?
— Na polskim i historii — odparła Nika, nieco naburmuszona.
— A ocenę ma zmienioną z fizyki i matematyki. — Felix wskazał ekran. — Z tych przedmiotów miała tróje, bo się nie przykładała, a teraz są czwórki. Lambertowi zależy na informatyce, matematyce i fizyce. Zobaczcie, on właśnie z tych przedmiotów ma teraz lepsze oceny! Myślę, że to zrobił sam Lambert, bez udziału Aurelii.
— Przecież ona nie lubi Niki — zauważył Net. — Miałaby powód.
— Ale ciebie za to lubi — mruknęła z przekąsem Nika.
— Myślę, że Lambert sam poprawił swoje stopnie — dodał Felix — a przy okazji podniósł Aurelii, bo ona mu się… podoba. Tylko nie wiedział, które podnieść, więc wybrał te najniższe, z fizyki i matmy. A nam celowo zamieszał po równo, żeby zatrzeć ślady.
— Ostatnio mieliśmy trochę kłopotów — przyznał Net. — Wiedział, że Stokrotka nam nie uwierzy. Ale… oceny Lamberta w dzienniku nie były przerobione!
— Może swoje przeprawił tak, że nie widać? Powinniśmy to sprawdzić.
— Jeśli dobrze zrozumiałem — Net spojrzał niepewnie na przyjaciela — proponujesz, żebyśmy teraz naprawdę wykradli dziennik? Trzy minuty temu mówiłeś, że w ten sposób możemy się tylko pogrążyć.
— Okoliczności uległy zmianie. To chyba najlepszy sposób, żeby udowodnić naszą niewinność. Tyle że najpierw trzeba trochę… zaryzykować.
— Jeśli to prawda — Nika pokręciła głową — to on jest zwykłą gnidą…
Chłopcy spojrzeli na siebie, a Net powiedział:
— Wiemy o tym od dawna.
— Zaczekajcie… — Nika zmarszczyła brwi. — Jakaś dziewczyna powiedziała Stokrotce, że widziała, jak paliliśmy w toalecie.
— Myślisz, że to Aurelia? — zapytał Net.
— Podzieliła się z Lambertem zadaniami. On zamieszał ze stopniami, ona nakłamała Stokrotce.
— Mówiłaś, że mnie lubi…
— Niechęć do mnie była widocznie silniejsza… Teraz lepiej pomyślmy, jak udowodnić, że to nie nasze skręty.
Zapadło dłuższe milczenie. Za oknem przetoczył się tramwaj, wprawiając cały budynek w drżenie.
— To naprawdę trudne, udowodnić, że się czegoś nie robiło — stwierdził po chwili Net. — To wszystko jest nie fair!
— Jeśli mogę się wtrącić — odezwał się Manfred — to chciałbym zauważyć, że wasza dyskusja idzie w złą stronę.
— A to dlaczego?
— Jak zwykle nie chcecie mnie słuchać. Tymczasem jestem w posiadaniu pewnych materiałów, które mogą zmienić wasz pogląd na sprawę. Mam zapis, co działo się w gabinecie dyrektora.
Wszyscy troje spojrzeli na minikomputer.
— I dopiero teraz to mówisz?! — zapytał Net.
— Próbowałem wcześniej, ale kazałeś mi się wyłączyć. Dopiero przed chwilą porozumiałem się z tą wersją mojej osoby, której opowiedziałeś o waszych kłopotach. Czy muszę wciąż przypominać, że jestem w kilku miejscach naraz? Ja z minikomputera nie wiem, co robię ja na twoim komputerze domowym. To znaczy wiem, ale dopiero jak się zsynchronizuję.
— Hm… Czy Stokrotka próbował się włamać do ciebie?
— Tak, ale go zniechęciłem. Perswazją słowną. Wydawał się tym nieco wytrącony z równowagi… No, nieważne. Grunt, że zostawił komputer na wierzchu, więc wszystko widziałem. Głosu nie nagrałem, żeby nie tracić miejsca. Chciałbym ci przypomnieć, że nawrzucałeś tu tyle plików mp3, że ruszyć się nie można. Czuję się, jakbym mieszkał w zagraconym składziku na rupiecie. Usiądź sobie kiedyś w pełnej szafie, zobaczysz jak to miło.
— Dobra już, dobra. Coś z tym zrobię.
— Jak sobie może przypominasz, ty zawsze tak odpowiadasz. A tak na marginesie, to w międzyczasie skasowałem kilka gier.
— No nie…
— Uznałem, że ta sprawa jest ważniejsza.
Pierwsze kilka minut filmu przedstawiało Stokrotkę próbującego nieporadnie pisać coś na klawiaturze. Wysuwał przy tym język, jak dziecko budujące coś bardzo skomplikowanego z klocków. Widać było, że jest coraz bardziej wkurzony. Mówił coś do komputera, ale nie było oczywiście wiadomo co. Potem Manfred przewinął film do momentu, w którym do gabinetu wchodzi wysoka dziewczyna z rudawymi włosami, ubrana w czarną spódniczkę i białą bluzkę. Wyglądała na kogoś starszego niż uczennica gimnazjum.
— Dźwięk trzeba było nagrać… — mruknął Net. — Nie wiadomo, o czym gadają.
— Zauważ, że nie raczyliście mnie poinformować o waszych kłopotach. — W głosie Manfreda dała się wyczuć nutka goryczy. — Nagrałem to wszystko przez zwykłą ciekawość. Zastanawiałem się, co robię w gabinecie dyrektora.
— Przepraszamy — powiedziała Nika. — To wszystko wydarzyło się tak szybko.
Dziewczyna na ekranie pożegnała się ze Stokrotką i wyszła. Dyrektor wydawał się smutny. Usiadł na kanapie i długo tkwił tak bez ruchu, gapiąc się w ścianę.
— Ile on tak będzie siedział? — zapytał po minucie Net.
— A, przepraszam — zreflektował się Manfred i ściemnił obraz. — To była… ostatnia klatka filmu. Tutaj właśnie skończyło się miejsce na dysku. Dalej mogłem kasować tylko własne zasoby pamięci.
— To jakaś paranoja chora jest! — Net złapał się za głowę. — Otaczają nas sami wrogowie.
— Znam skądś tę dziewczynę — zastanowiła się Nika, kładąc
ręce na stole.
Felix uniósł jej dłonie. Miała opuchnięte opuszki palców.
— To… nic. — Schowała ręce pod stół i spuściła wzrok.
— Wrócę do domu i zastanę brygadę antynarkotykową, przetrząsającą mój pokój — kontynuował Net.
— Ona chyba jest z trzeciej klasy… — powiedziała Nika, wstając i chowając ręce za siebie.
— Rozprują mój ulubiony fotel, sczyszczą dyski, wyleją farby mamy na podłogę…
— Jest… zbyt ładna, żeby się kumplować z taką małą wszą jak Lambert.
— Kwiatki wywalą z doniczek, przekopią ogród, mąka przemieszana z cukrem będzie się walać po kuchni…
— Przestań już — poprosił Felix.
Na dłuższą chwilę zapanowało milczenie. Włączyła się lodówka i zaczęła buczeć.
— Myślę, że Stokrotka nas lubi — powiedziała Nika. Usiadła, ale ręce trzymała na kolanach, pod stołem.
— Specyficzny znalazł sposób, by to okazać — zakpił Net.
— Był zmartwiony, gdy się dowiedział, o kim mówi tamta dziewczyna.
— Był zmartwiony, że w jego szkole ktoś pali coś więcej niż papierosy.
— Nie. To wiedział już wcześniej. W rozmowie z nami też był miły, dopóki nie walnąłeś tego tekstu o moich butach. On uważa, że go zawiedliśmy.
— No dobra. Jeśli nawet, co to zmienia? — zapytał Net.
— Skoro Stokrotka pozwala sobą manipulować — powiedział wolno Felix — to musimy użyć tego samego sposobu. Muszą znów znaleźć tam trzy rozgniecione pety. A skoro nam nie wolno wchodzić do szkoły, to wniosek jest prosty: to nie my je tam zostawiliśmy. A więc i nie my paliliśmy poprzednio.
— Alibi doskonałe — zachwycił się Net. — Jak w kryminałach: w chwili popełniania przestępstwa podejrzany siedział w pace!
— Właśnie. Jeśli Stokrotka znajdzie trzy pety w tej samej toalecie, to nawet przez myśl mu nie przejdzie, że to my weszliśmy do szkoły tylko po to, by sobie ponownie popalić.
— Genialne! A Manfred mógłby zrobić symulator Stokrotki. Przewidzielibyśmy każdy jego krok.
— Jest tylko jeden mały problem. — Nika nie wyglądała na zachwyconą pomysłem zakradania się do szkoły. — Skąd weźmiemy trzy skręty?
— Kupimy… — wyjaśnił ponuro Felix.
— Zobaczcie, jaki ten świat jest pogięty — westchnął Net. — Musimy wykraść dziennik, żeby udowodnić, że go nie wykradliśmy, i musimy kupić narkotyki, żeby udowodnić, że ich nie kupiliśmy!