- W empik go
Festyny luterskie w Niemczech - ebook
Festyny luterskie w Niemczech - ebook
W tej ciekawej i wartościowej książce, Ksiądz Biskup Jan Chryzostom Janiszewski, skupiając się na głównej zasadzie protestantyzmu, analizuje festyny luterskie w Niemczech organizowane w związku z rocznicą narodzin Marcina Lutra. Autor omija dogłębny rozbiór doktryn Marcina Lutra, Zwinglego, Kalwina i innych reformatorów, skupiając się natomiast na tym, co ich łączy. Centralnym punktem jest odrzucenie nieomylnej powagi Boskiej, która dominuje w katolickim Kościele, zarówno w dziedzinie wiary, jak i obyczajów. Autor wnikliwie analizuje istotę ruchu reformacyjnego i zaprasza do refleksji na temat jego wpływu na współczesne społeczeństwo. Zachęcamy do lektury!
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7639-481-7 |
Rozmiar pliku: | 91 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Już przeszło rok temu rzucono pomysł uroczystego obchodzenia w minionym roku w Niemczech czterowiekowej rocznicy urodzin Marcina Lutra, ˝wielkiego reformatora Kościoła˝. Mniejsza o to, że rok jego urodzenia nie jest historycznie zupełnie pewnym. Epoka nasza jubileuszów takie drobnostki pomija i słusznie; nie chodzi tu bowiem o ścisłość badań historycznych, ale raczej o manifestację i jej cel. Kto pierwszy myśl tę podał, co było do tego powodem, nie wiadomo; z przygotowań jednak i przebiegu tych obchodów nietrudno będzie odgadnąć tendencje i przyczyny tych ruchów hałaśnych. Niewątpliwie nie urządzono ich dla czczej igraszki; ci co je wywołali i w nich przewodzili, mieli swój cel. Czy i kto go osiągnął, pokażą skutki. Objawy powszechnego usposobienia w pochodach, kostiumach, a szczególnie w przemowach z okoliczności tych festynów wygłoszonych, są tak różnorodne, tak często z sobą niezgodne, a nawet sprzeczne, że ich niepodobna zrozumieć bez jakiejśkolwiek znajomości obecnego stanu protestantyzmu w Niemczech, a mianowicie w Prusach. Z tej przyczyny robimy tu kilka uwag nad tym przedmiotem.ROZDZIAŁ I.
Nie zapuszczając się w rozbiór i przedstawienie pierwiastkowej nauki Marcina Lutra, Zwinglego, Kalwina i w ogóle poprzednich i współczesnych mniemanych reformatorów, ani ich różnic dzielących ich tak od Kościoła katolickiego, jak nawzajem od siebie, trzymamy się tylko głównej zasady, na której wszyscy bez wyjątku w stosunku do Kościoła katolickiego się opierali i dotychczas stoją. Tym wspólnym fundamentem wszystkich jest zaprzeczenie żyjącej w Kościele katolickim nieomylnej powagi Boskiej w rzeczach nauki wiary i obyczajów. Jest to wprawdzie zasada ujemna, ale jedyna, jaka jest wspólna wszystkim protestantom bez wyjątku. O ˝kościele ewangelickim˝, jak tego wyrazu używają oficjalnie rządy, konstytucje, konsystorze protestanckie itp. mówić w ścisłym znaczeniu tego wyrazu nie można, bo z tego, co powszechnie przez wyraz ˝Kościół˝ rozumiemy, nie pozostało nic prócz nazwy. Zresztą musielibyśmy o dwustu przynajmniej mówić kościołach, gdyż na tyle sekt już jest rozbity ten mniemany kościół. Lecz na tym jeszcze nie koniec, bo każdy niemal dzień nowe przynosi zdania, nowe pomysły, jednym słowem, quot capita, tot sensus (co głowa, to zdanie czyli sekta). Co więcej, są pomiędzy nimi i takie sekty, które Ewangelii za objawione słowo Boże nie uznają, jakże je tedy nazywać, kościołem ewangelickim? Z tej przyczyny nie używamy wyrazu: ˝kościół ewangelicki˝, którego w rzeczy samej nie masz, ale wyrazu: protestantyzm. To bowiem wyrażenie obejmuje wszystko, obejmuje wyznania luterskie, kalwińskie i inne sformułowane w XVI i XVII wieku i później, o ile jeszcze istnieją, a nadto wszystkie odnogi, odłamki i drobne kawałki, na jakie się główne grupy w wieku XVI od Kościoła oderwane rozpadły; co więcej, obejmuje wszystkie stowarzyszenia religijne, a w rzeczy samej niereligijne, jakie się z tego odłamu potworzyły, począwszy od Lutra aż do Hegla, Straussa, Bauera, Hartmanna itd. Wszystko to są dzieci jednej matki, wszyscy się do niej przyznają, wszyscy bowiem począwszy od tych, którzy jeszcze przechowali wiarę w nadprzyrodzone objawienie Boskie i w Chrystusa Pana, jako Syna Bożego, aż do ostatnich liberałów w nic, w Boga nawet nie wierzących, liczą się oficjalnie i nieoficjonalnie do protestantów. Żaden z ostatniej kategorii nie przyznaje się, ani do wyznania luterskiego i kalwińskiego, ani do żadnego innego, przeciwnie uważa je za niedorzeczne przesądy i drwi sobie z nich, ale każdy protestantem się zowie i w rzeczy samej nim jest. Jakże tedy nazwać ewangelikiem czyli członkiem ˝kościoła ewangelickiego˝ człowieka, który nie już w księgach nie każdemu dostępnych, ale jawnie z trybuny parlamentarnej, jak Virchow, Ewangelię księgą mitologii chrześcijańskiej zowie? Jakże ktoś być może ewangelikiem bez Ewangelii, a nawet przeciw Ewangelii? Nikt wymagać tego po nas nie może, abyśmy się w takie sprzeczności wikłali. Lecz, gdybyśmy to nawet chcieli uczynić i nazwać ich ˝ewangelikami˝, to nam się znowu nowe narzuca pytanie: jakimi? Czy luterskimi, czy kalwińskimi, czy jeszcze innymi, kiedy wyznań jest wiele, a każde się być mieni ewangelickim, każde utrzymuje, że czystą i żadnymi dodatkami nieskażoną posiada Ewangelię? Nie masz zatem innego środka; aby przyjść do ładu, musimy ująć to, co wszystkim jest wspólne, a tym węzłem, który wszystkich bez wyjątku w jedną spaja całość jest: negacja Kościoła katolickiego. Wyraz zatem: protestantyzm jest najwłaściwszy, bo obejmuje całość wszystkich od Kościoła katolickiego w XVI wieku oderwanych sekt pod ogólną nazwą ˝reformacji˝.................................ROZDZIAŁ II.
Wspaniały widok nierównej, a z nieustraszoną odwagą podjętej, z zadziwiającą wytrwałością i z nieznanym dziś poświęceniem toczącej się w ˝Kulturkampfie˝ Kościoła katolickiego walki z najpotężniejszym mocarstwem, rozmaite budzi w protestantach uczucia. Jedni nie tają się z wyrazem czci i uszanowania tak dla instytucji jak dla jej członków, bo w czasach cynicznego materializmu któż poświęci mienie, wolność i ojczystą siedzibę dla wiary, dla Boga? Co więcej, gdy widzą, że to czynią i znoszą ci ludzie, których im zakorzenione, z mlekiem matek wyssane uprzedzenia, i nieustannie podsycana nienawiść, wpojone uczucie jakiejś wyższości przedstawiały, jako nieuków ślepej oddanych wierze, zacofańców, zwodzicieli ludu pracujących nad jego ogłupieniem itd. itd., zniewoleni zbyt natarczywie do ich rozumu przemawiającymi faktami, zastanawiają się nad tym, co tych, dotąd wzgardzonych, w taką siłę i moc uzbraja. Z rozpraw, z rozumnej i umiejętnej obrony przekonywają się coraz jaśniej, że po stronie katolickiej nie jest tak ciemno, jak sobie wystawiali, że tam jest wiara, ale nie ślepa, że katolicy umieją i sobie i innym zdać sprawę z tego, w co wierzą. Te spostrzeżenia robią wrażenie, ale mało kto z nimi się odzywa, a jeśli się odezwie, to jeszcze nieśmiało. Lecz to pewna, że przez tę walkę promyk światła sięgnął tak daleko, dokąd by się bez niej nigdy nie był przebił – niepojęte są drogi Opatrzności.
Drugich przejmuje pewna obawa tajemnicza, że w tym ciele Kościoła katolickiego, który od lat dziecinnych zwykli uważać za trupa, czekającego tylko na pogrzebanie, jest jeszcze dusza, jest życie i siła niespożyta, że w nim może być coś szlachetniejszego niż fanatyzm, coś wyższego, niż sztuczny ustrój hierarchiczny przez ludzi wymyślony w celu ich ogłupienia i opanowania. Nie jestże czasem to życie w tym mniemanym trupie siłą prawdy i to prawdy najwyższej? Na taką myśl, na takie pytanie mrowie ich przechodzi i oddalają je od siebie, jako pokusę szatańską. Znajdują się wprawdzie i tacy pomiędzy nimi, których szczerą i dobrą wolę Pan Bóg wynagradzając, rozprasza wątpliwości i otwiera im drogę powrotu, ale są to dotychczas nader rzadkie wyjątki. Bojaźń bowiem, prócz jednej bojaźni Bożej, nie jest dobrym doradcą, przeciwnie zacina człowieka w błędzie i uporze, wiedzie do nienawiści tego, czego się boi, a nienawiść pcha potem do gwałtu i prześladowania.
Tego rodzaju protestantom, których część największa, potęga Kościoła katolickiego, jaka się w ciągu ˝Kulturkampfu˝ przed ich oczyma rozwija, nie dała i nie daje spoczynku. Trapiło ich to i trapi tym dotkliwiej, że ˝kościół ewangelicki˝, chociaż ustawami majowymi mimochodem tylko został dotknięty, bo w istocie przeciw niemu nie były wymierzone, omdlał jednak i upadł na siłach. To zestawienie jednego obok drugiego, te różnice jednego od drugiego zbyt były i są widoczne, zbyt jasne, aby każdego nie uderzały. Nie śmiał się ten ˝kościół ewangelicki˝ sprzeciwiać, nie śmiał stawiać oporu najazdowi państwa; bez boju, bez wytężenia zmalał i osłabł. Na dowód tego przytaczam słowa niepodejrzanego świadka, predykanta nadwornego Stöckera: ˝Kulturkampf złamał nasz kościół ewangelicki i wpłynął nań jak zaraza zabijająco. Z góry rząd i jego urzędnicy, a z dołu masy ludu zarażone antychrześcijańską prasą zapanowały nad nim: z jednej strony Kościół katolicki, a z drugiej propaganda sekciarska za pomocą ustawy o stowarzyszeniach odrywają mu członków... do tego ze wstrętem patrzeć musimy, jak w niektórych kościołach krajowych niewiara dopomina się w kościele tych samych praw, co wiara, i otrzymuje je – jest to stan, który do nieba o pomstę woła. Są to ciemne obrazy, które się przed oczyma naszymi przesuwają, ale oddają wiernie to, co się dziś dzieje. Dziesięć najlepszych i najpiękniejszych lat młodości cesarstwa niemieckiego strawiliśmy na grynderstwie i kulturkampfie, skutkiem tego są straty na polu ekonomii, religii i społeczeństwa, czegoż by w tym czasie nie można było dokazać dla dobra ludu naszego?˝.
˝Zewnętrznie dotknął naturalnie «Kulturkampf» najsrożej Kościół katolicki, tysiąc osieroconych parafii, a w ciągu dziesięciu lat żadnego prawie przybytku. Jest to niemałą rzeczą – ale Kościołowi katolickiemu wynagradza te straty sowicie obudzona przez «Kulturkampf», niewidziana dotąd wierność i ofiarność ludu katolickiego, jakimi Kościół swój otoczył. Z tego powodu zdoła Kościół katolicki łatwiej znieść te straty˝ (Reichsbote, 23 maja 1883, Nr 122)...................................