Filipek i dojrzewanie - ebook
Filipek i dojrzewanie - ebook
Najświeższy tom przygód Filipka, który zauważa u siebie i kumpli coraz więcej zmian w ciele oraz galerię podejrzanych zachowań. Na szczęście to paczka bystrzaków, więc szybko orientują się, że to zwyczajne dojrzewanie. Bywa kłopotliwe, ale w sumie jest zabawnym procesem, czasem nawet megaśmiesznym.
Każdy rozdział z dziwnymi przypadkami dotykającymi Filipka Zaskrońca kończy się dowcipnym instruktażem, z wykresami, tabelami oraz komiksowym objaśnieniem, o co chodzi z tym dojrzewaniem.
Doskonała lektura dla początkujących nastolatków.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8208-881-6 |
Rozmiar pliku: | 6,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Z wiedzą o dojrzewaniu zetknąłem się po raz pierwszy w piaskownicy. Dosłownie. I nie było to przyjemne. Wiedziałem, że dojrzewanie jest szokujące dla rodziców, którzy za nic nie mogą uwierzyć, że ich dziecko wkrótce zacznie się golić i zażąda kluczyków do samochodu, nie przypuszczałem jednak, że dojrzewanie jest też szokujące dla dzieci. Mało tego, to horror! Człowiek nie powinien przez coś takiego przechodzić. Można to porównać z zaparciem. Siedzisz sobie na sedesie, grasz na smartfonie, chłopaki zebrały się pod blokiem i ślą esy, żebyś do nich dołączył, więc napinasz się, stękasz – a tu nic. Tracisz cierpliwość, pot cię zalewa, złość cię zalewa, masz ochotę wyskoczyć ze skóry. Bez rezultatów. Gdybyś chociaż miał spokój, ale nie. W drzwiach staje młodsza siostra w postaci trzyletniej Hani, zwanej Balbiną, i zadręcza cię pytaniami.
– Kupa czy siku? Kupa czy siku? – A jeszcze tydzień temu mówić toto nie umiało.
– Wypad – przekonuję łagodnie, a ta swoje: „Kupa czy siku?”. I spycha mnie z deski, żeby zajrzeć do sedesu.
– Niech ktoś zabierze ode mnie tę małą! – drę się na cały dom, aż kumple słyszą, bo okna pootwierane.
We własnej łazience człowiek nie może mieć chwili spokoju! Chyba będę musiał się zamykać. Dotąd tego nie robiłem, bo łazienka jest bez okna, a ja nie lubię sztucznego światła. Kiedyś, gdy mama przesiadywała tu z laptopem dla kariery, wkręciła mocne żarówki i tak już zostało.
– Nie lubię, gdy mi żarówki biją po oczach – powiedziałem chłopakom, kiedy dołączyłem do nich pod blokiem.
– Żarówki nie mogą bić po oczach, światło może bić – zauważył Nam.
– He, he, to spróbuj pobić się ze światłem – zakpił Antoś.
– Łatwiej z żarówką – zauważył Maurycy. Jak zwykle niczego nie zrozumiał.
Błażejek, który z coraz większym trudem znosi luki w naszym rozumowaniu, nie wytrzymał i rąbnął się w czoło grubą książką.
– Nie wytrzymam z tymi matołami! – warknął. I dodał przewidująco: – A będzie jeszcze gorzej.
O czym on bredzi? – pomyśleliśmy całą piątką i chórem spytaliśmy:
– Kiedy? – w końcu na najgorsze trzeba się przygotować zawczasu.
– Wkrótce. Jak zaczniecie dojrzewać.
Pośmialiśmy się z niby-mądrego kumpla. Czym jak czym, ale dojrzewaniem nas nie wystraszy. To ani ospa, ani biegunka, ani tym bardziej przerwa w dostępie do internetu.
Ogarnął nas dobry nastrój, niestety przybiegły dziewczyny i wszystko zepsuły. A właściwie nieśmiała Marysia wszystko zepsuła. Przystanęła w pobliżu, ponieważ jej pies postanowił obsikać ławkę, na której siedzieliśmy. Widok Marysi zawrócił Hirkowi w głowie. Ostatnio dostaje małpiego rozumu w jej towarzystwie, popisuje się i lata za nią jak dzik za kartofliskiem. Mówiliśmy gostkowi, żeby zwolnił, bo ją wystraszy, ale zauroczenie Marysią zupełnie odebrało mu rozum.
– Ja już zacząłem dojrzewać – wypalił i jeszcze znacząco podrapał strupy na brodzie, dając do zrozumienia, że zaciął się podczas golenia.
Poczułem ukłucie zazdrości. I chłopaki też poczuły. Zmierzyliśmy Hirka wzrokiem: z góry do dołu i z dołu do góry. Wyobraziliśmy go sobie za kierownicą jaguara, jak śmiga z dziewczynami po mieście, a my gnamy za nim co najwyżej na hulajnogach, bo nasze dojrzewanie stoi w miejscu i ani drgnie.
– Udowodnij – zażądałem. I poweselałem, bo byłem przekonany, że udowodnienie wczesnych oznak dojrzewania jest niemożliwe.
– Udowodnię! – zaperzył się Hirek, gdyż wciąż popisywał się przed Marysią.
I wtedy podeszła do nas reszta dziewczyn: Weronika, Zosia, Nina i Oliwia od Maurycego.
– Co Hirek ma udowodnić? – wtrąciła się Weronika, bo ona zawsze pierwsza się wtrąca.
– Że wyprzedza nas w dojrzewaniu – wyrwało się Antkowi. Gdyby pomyślał, toby siedział cicho. Co dziewczynom do naszego dojrzewania? Mają swoje, niech się nim interesują. W dodatku zszokował Oliwię, a z nią lepiej nie zadzierać. Ostatnio wyrosła niczym wieża przesyłowa.
– O nie! – wrzasnęła, jakby włochata gąsienica wlazła jej do pępka. – Nie udowadniaj! Zemdleję, jak go zobaczę! – darła się, podskakiwała i machała rękami.
– Nie jarzę. Kogo zobaczysz? – spytał zdumiony Hirek.
Zatkała sobie usta dłonią i wymamrotała przez ściśnięte palce:
– Twojego siusiaka.
Wytrzeszczyliśmy oczy niczym kameleony. Żaden z nas nie miał ochoty oglądać siusiaka Hirka, bo niby po co. Każdy ma swojego. Ale co to ma do rzeczy? Może gdyby wiedza zdobyta w szkole nie uleciała nam z głów, a może gdyby była pełniejsza, zrozumielibyśmy więcej. Ale skoro nawet Błażejek nie od razu odczytał pokrętne rozumowanie Oliwii, to my jesteśmy usprawiedliwieni.
– No co? – Oliwia poczuła, że patrzymy na nią jak rodzime ziemniaki na obcojęzyczny batat. – Jak się dojrzewa, to chłopakom rosną siusiaki, a dziewczynom piersi.
– A, to o to chodzi… – bąknął Nam i zamilkł.
My też milczeliśmy. Niewiele wiedzieliśmy na temat pierwszych oznak dojrzewania, więc żaden nie odważył się odezwać. Zwróciliśmy pełen nadziei wzrok na Błażejka. Jest mądry od urodzenia, niech się wypowie.
Błażejek stanął na wysokości zadania. Zadarł głowę, żeby spojrzeć Oliwii w oczy.
– Twoje wiadomości są nieścisłe i wybiórcze. Inaczej mówiąc, wiesz tyle, co kot napłakał – powiedział z całą ostrożnością i delikatnością. Po czym, zapominając o ostrożności, nadął się i oznajmił wyniośle: – Dojrzewanie to długi, żmudny proces. Wszystko zaczyna się w przysadce mózgowej.
– Czyli gdzie? W głowie? – spytałem.
– Jak w głowie, to trudno będzie udowodnić, że Hirek ma już przysadkę, a my nie – zauważył Antoś.
– Właśnie! – przyznaliśmy mu rację.
Na wszelki wypadek przyjrzeliśmy się głowie Hirka: z przodu, z tyłu i z boków. Nie zauważyliśmy niczego szczególnego, z wyjątkiem dużych uszu. Ale czy przyrost uszu świadczy o dojrzewaniu? Raczej nie. Poczuliśmy się więc trochę lepiej. Nawet jeśli nie mamy jeszcze tej całej przysadki, od której wszystko się zaczyna, to i tak nikt tego nie zauważy. Ucieszyliśmy się do tego stopnia, że dopiero po chwili uświadomiliśmy sobie, jak bardzo nasz mądry kumpel pozieleniał. Wyglądał niczym żaba doprawiona tlenem.
– Co mu jest? – zaniepokoiła się nieśmiała Marysia. Nie spytała bezpośrednio Błażejka, bo jest nieśmiała.
– Co ci jest? – wyręczyłem ją.
Nie odpowiedział. Żeby chociaż rzucił grubą książką albo brzydkim słowem. A tu nic.
Książki żałuje, brzydkich słów nie używa – przeleciało mi przez myśl. Tymczasem pozieleniały mądrala zagulgotał niezrozumiale i wreszcie wysyczał:
– Dla was to szkoda podręczniki drukować. Powinniście mieć zakaz wstępu do szkoły. Wy nawet do żłobka się nie nadajecie! Każdy człowiek ma przysadkę mózgową, nawet trzyletnia Balbina!
Tak to wszystko zaplątał, że już niczego nie rozumieliśmy.
– Chyba nie chcesz powiedzieć, że siostra Filipka już dojrzewa? Przecież ona nawet mówić po ludzku nie umie – Nina wydęła pogardliwie wargi.
Tego było dla Błażejka za wiele. Wcisnął grubą książkę pod pachę i odszedł bez pożegnania. Dopiero kiedy był ze sto metrów od nas, odwrócił się i krzyknął:
– Mam na imię Błażej, nie Błażejek! Zrozumiano?!
Wzruszyliśmy ramionami na takie zachcianki.
– Zrozumiano, Błażejku! – odkrzyknęliśmy i przenieśliśmy wzrok na Hirka. Miał udowodnić, że wyprzedza nas w dojrzewaniu, to proszę bardzo, niech udowadnia.
– No, pokazuj tę swoją przysadkę – zażądałem i pochichrałem się z niego. Znów zrobiło się wesoło. Miałem nadzieję, że Hirek wycofa się z tego, co powiedział, mimo miłosnej ślepoty. Ale ten pryszcz wyżłowaty nadal popisywał się przed Marysią.
– Idziemy – powiedział z takim przekonaniem, jakby wiedział, o czym mówi.
Nie ruszyliśmy się z miejsca. Nie jesteśmy stadem lemingów, żeby wędrować za nim na ślepo. Tylko za Błażejkiem chodzimy w ciemno.
– Gdzie i po co? – spytaliśmy.
– Gdzie? Do piaskownicy. Po co? W sprawie dojrzewania – odpowiedział sam sobie, a przy okazji i nam.
I poszedł. Piskorz ostrzyżony na jeża.
Popatrzyliśmy po sobie i polecieliśmy za nim. Z głupimi minami, bo kto to słyszał, żeby w sprawie dojrzewania zaglądać do piaskownicy. Chyba tylko nasz osiedlowy półwariat Edward von Jakubik widziałby w tym jakiś sens.
Zatrzymaliśmy się krok za Hirkiem. Nadal głupio uśmiechnięci. W piaskownicy leżał świeżo przywieziony piach, jeszcze nie obsikany przez koty, sroki i dżdżownice.
– I co? – wyrwało się Weronice, więc zgasiliśmy ją wzrokiem. Niech nie przeszkadza kumplowi w udowadnianiu, że miłość odbiera ludziom rozum.
Hirek zerknął na nieśmiałą Marysię, onieśmielił ją i ściągnął dziurawe trampki z nóg. Po czym odcisnął prawą stopę w świeżym piasku.
– Następny! – polecił.
Pościągaliśmy adidasy i każdy odbił na piasku po jednej stopie. Niech ma, dzwoniec piaskowy bez przysadki.
Na koniec stanęliśmy na murku otaczającym piaskownicę i przyjrzeliśmy się odciskom stóp.
– Po co to? Nie kumam – Antek pierwszy wyraził nasze rozczarowanie. Liczyliśmy na lepszą zabawę niż tylko odciskanie stóp w piachu z Wisły.
Hirek nie wyglądał na zbitego z tropu, wręcz przeciwnie. Był w pełni z siebie zadowolony.
– Możecie mierzyć centymetrem, ale gołym okiem widać, że moje stopy są największe – ocenił z dumą. – Ostatnio stopy rosną mi jak temperatura na planecie Ziemia. A to znaczy, że dojrzewam. – Znów zerknął na Marysię i znowu ją onieśmielił.
Przygaśliśmy momentalnie. Faktycznie, rozmiar stóp Hirka odbiegał od normy. Za to mój odcisk okazał się najmniejszy.
– Filipek odstaje od reszty – podsumowała Nina.
Zezłościłem się. Niechby ten piach z piaskownicy wyżarły glisty! Co mnie podkusiło, żeby namawiać Hirka do udowodnienia postępów w dojrzewaniu?! Poczułem się jak weterynarz, który leczył słonia na zaparcie i zginął przysypany jego kupą. Serio.
– Nie wiemy, jakie stopy ma Błażejek, może mniejsze – pocieszył mnie Maurycy.
– Błażej – poprawili go Antoś i Nam. I zaraz dostali napadu śmiechu. Sturlali się do piaskownicy, wciągając za sobą Maurycego.
Patrzyłem na nich z zazdrością. Łatwo im się śmiać, ich stopy były tylko o centymetr mniejsze od Hirkowych. A moje, wstyd powiedzieć o ile.
– Im rosną, a tobie maleją – stwierdziła z zimną satysfakcją Weronika, niby moja cioteczna siostra, a tak naprawdę wredny wróg. Dobiła mnie do reszty.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_