Filo - ebook
Filo - ebook
Znakomity debiut poetycki Sebastiana Brejnaka
Kto wie, może to jest najciekawszy głos młodego pokolenia poetów? Oto debiutancki tom wierszy Sebastiana Brejnaka, wszechstronnie utalentowanego poety i muzyka.
Filo – to ciasto składające się z warstw, etymologicznie w różnych językach znaczyć może też, na przykład, nić albo ostrze. Taka jest ta poezja – śmiała, wrażliwa, łącząca różne rejestry, języki itradycje. Jest w niej trochę zgrywy, ale równie dużo dążenia do wyławiania z pomieszania sensu prawdziwości lub nieprawdziwości tego, co wyrażane.
Autor wyrywa słowa z ich utartych znaczeń, by wepchnąć je w inne konteksty; gra aluzjami, skojarzeniami, dochodząc do absurdu, a czasem do paradoksu.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-08-07198-4 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Cały świat jest jajem”.
GD
Słyszę jak krew wlewa czyli wylewa się do mózgu
a mnie się nie przelewa
Na konto i barki (garb) biorę to wrażenie niedoskonałości
systemu
Między zobaczeniem i zboczeniem powtarza się coś i coś
robi różnicę
Mało kto widzi co obłapuje
Trochę zapiera dech ale nie na tyle żeby zacząć jeść
To co odłożone w książki na książki i prezenty książki oraz
rzeczy istotne
trzyma się z dala od dzieci i głodu
To co wolno to gniew albo melancholia albo zwrot towaru
To nie horror
To było przed tobą choć będzie za tobą jako państwo
niepodległe
lecz pragnące twojej nie ich stopy
Trzeba przydeptać żeby tekst dał się odtworzyć na żywo
Bloki tłumu głodne są wrażeń i bycia widzianymi
(Jest dobrze
Nie użyj po swojemu wulgaryzmów ale sobie ulżyj przed
śmiercią
Umieraj płodny)
I nie próbuj nikomu wmawiać że jest dobrze
słuchać chlupotu własnej krwi powtórek języka
To obrzydliwe widoczne i konieczne
a ty czyli ja jest
niekoniecznejukstapozycja
„Po pierwsze, żałoba. Wszystko, o czym będziemy tu mówić, dotyczy żałoby”.
JD
Dotykania nie ma pan opanowanego to czuć
W akapicie czuje się człowiek wreszcie wyzwolony tylko
który człowiek
Trąci publicystyką przedłużeniem stylu tą z niższych sfer
bez posadek dla interpunktorów ich korektorów
z nieświeżym oddechem za plecami
(Tylko w prozie potrafią się bać naprawdę)
Próbował obronić się wzrokiem wstecz ale go zwiódł
pozafizyką w rytmie porwanym chciał zamydlić oczy
Pocierał ale nie udawał
Poezja jako czasownik brzmi głupio ale wreszcie W secie
kilka coverów resztę się wymyśli
W obcym języku można powiedzieć więcej zrzucić
odpowiedzialność na idiom (mądre słowo)
Ciągle się waham czy jestem bardziej Gileadczykiem czy
Efraimitą Ten ruch mierzy się designami
Żadne słowo nie rozumie się samo przez się Potrzeba
wreszcie korekty i interpunkcji
Obmówiono już i wyśpiewano pal sześć paczek kości
Może wreszcie ucichną Zdychają tylko ludzie odrębni
tabulatorem
Ostatnie poprawki Zostaw sobie psa razem nie stawiajcie
kropek gdzie urodzi się a urwie myśl
Myśl jest dotykana ale ty nie wiesz jeszcze co to znaczyKonkludując,
„Ptaki zacierają tu ślady, mylą szyki przez fałszywą interpunkcję”.
BS
jednak nie dam rady o czwartej nad ranem wgapiać się
w świat sauté.
Jestem leniwy i nie lubię zbyt wielu rzeczy bez makijażu.
Doskonale wiem, gdzie jest mój pies pogrzebany, ale nie
powiem.
Nie ma o czym gadać – wszystko jasne.
Robi się bezosobowo, zupełnie niebosko.
Wyczerpałem wszystkie tematy, znudziły mi się wszystkie
algorytmy, zanim zacząłem o nich myśleć na serio.
Nie znam się na tym, więcej nie wyśpiewam, chyba że ze
mnie wyduszą.
Boa dusiciel przecież nie śpi, a ja o czwartej nad ranem
jak najbardziej.bio-oculus
„Lewoskrętnie nagwintowana śruba nie będzie pasowała do takiej nakrętki, której gwint biegnie odwrotnie, nawet wówczas, gdyby były one ze sobą w równym stopniu zgodne zarówno pod względem grubości trzpienia śruby, jak i skoku gwintu”.
IK
Kiedy się obudził po bezsennej nocy
zaczął płakać
Może opił się za dużo przesolonej zupy
(Nad morzem nie był nigdy nie miał nawet akwarium
z rybkami nawet śledzia po japońsku w lodówce
stroju kąpielowego z zup tylko chińskie na sucho)
Nigdy nie miał snów które by go mogły przyprawić
o wzruszenie
Widywał tylko tęczowe tatuaże
jakie katowane powieki z nudów kreśliły na szklistym ciele
Co więcej nigdy nie spał więc przeoczona powódź
w łazience sąsiada nie wchodziła w rachubę (rachunek
świadomości)
Co najwięcej nigdy nie mrugał
obracał spojrzenie o 360 stopni wokół osi własnej i słońca
chwytając rzeczywistość za gardło
Pan optyki i hydrostatyki
Pan to kreator
To nocne moczenie oczu wyszło mu bokiem jak pot
Odtąd coraz bardziej rzęsy zaczęły mu
sklejać widzenie
W końcu usnął na dobre nie zrobiwszy zapasów
Jak zawsze nie miał sobie równych
Spał aż do mitochondriów i cytoplazmy małego palca
Kiedy się obudził
nie widział już nic patrzyło wszystko
co go nie obchodziło
ale interesowało
Z czasem zaczął rozdawać zabawki zamiast mąki
dzieciom trzeciego i czwartego świata
W pierwszym i drugim rozsypywał niezdarnie
sól na czarny z przegrzania powtarzalny
śniegVI
Są dwie wersje snu
W pierwszej jedynie drobne ale jasne sygnały
W drugiej wszystko jest dopowiedziane do końca
Raz oddech tylko płytki
Kiedy indziej ustaje i nie daje się przekonać do powrotu
Nie ma innej możliwości niż się obudzić
Mogłaby być wprawdzie trzecia ale
nie mam jej nie ma jej
Gorsza od wszystkiego byłaby opcja czwarta
bezsenność sen biały bez rymów
totalne lenistwo wyobraźni
śmierć na podwójnym gazie
Jedyne co mi zostało to ta fikcja zerojedynkowa
Będę się jej trzymał
jak kulawy ślepego
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------