Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

Final proposal - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
20 września 2023
E-book: EPUB, MOBI
35,90 zł
Audiobook
44,90 zł
35,90
3590 pkt
punktów Virtualo

Final proposal - ebook

Burzowa noc.
Hotelowy bar pełen zdanych na siebie podróżujących.
I jedyne wolne krzesło obok czarującego, tajemniczego, cholernie seksownego mężczyzny.

Było w nim i w naszej rozmowie coś, co sprawiło, że odżyłam. Że poczułam się wysłuchana. Coś, co rozpaliło we mnie ogień.
Gdy nasze drogi znowu się przecięły, nie spodziewałam się, że tym nieznajomym jest Fordham Sharpe, jedna trzecia nieprzyzwoicie bogatych i odnoszących absurdalnie wielkie sukcesy braci z Sharpe International Network. Nie spodziewałam się też, że zostaniemy partnerami – fifty-fifty – w przebudowie hotelu, o którym marzyliśmy.
A przynajmniej ja marzyłam.

Wydawało mu się, że jestem poza jego zasięgiem, poza tym był moim partnerem w interesach. Oboje wiedzieliśmy, że nie należy mieszać biznesu z przyjemnością. Ale łączyło nas jedno – oboje uciekaliśmy. Przed naszą przeszłością. Przed nierozwiązanymi rodzinnymi konfliktami. Przed tym, co naprawdę miało znaczenie – naszymi sercami.

Ale z każdym kolejnym dniem coraz trudniej było oprzeć się wzajemnemu przyciąganiu.

Zgodziliśmy się na partnerstwo, żeby udowodnić swoją wartość rodzinom, ale być może uświadomiliśmy sobie tylko potrzebę czegoś innego? Siebie nawzajem.

Trzecia część serii romansów o braciach Sharpe autorki bestsellerów „New York Timesa”.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67859-54-7
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ PIERW­SZY

Ford

WIATR SMAGA GA­ŁĘ­ZIE DRZEW, A NIEBO ROZ­ŚWIE­TLA SIĘ ja­snym bla­skiem, gdy w od­dali ude­rzają pio­runy. Przez kró­ciutką chwilę do­strze­gam gniewny ocean po­ni­żej ściany okien znaj­du­ją­cej się przede mną.

A po­tem po­now­nie za­pada ciem­ność.

Po­dróż tu­taj nie zmniej­szyła zbyt­nio mo­jej wście­kło­ści.

W po­ło­wie pu­sta szklanka whi­sky w mo­jej dłoni rów­nież nie.

By­łem pe­wien, że z każdą milą, która od­dziela mnie od braci, ich uspo­ka­ja­ją­cych to­nów i bzdur­nych wy­ja­śnień, moja fu­ria osłab­nie... ale by­łem w błę­dzie.

Czas spra­wił je­dy­nie, że moje my­śli się roz­sza­lały, a po­czu­cie winy w trze­wiach stało się sil­niej­sze.

Na­dal to wi­dzę. Świeżo wy­dru­ko­wana książka w twar­dej okładce le­żąca na stole. Słowa na jej stro­nach zre­da­go­wane tak, żeby się ro­ze­szła na pniu. Dla pu­bliki z jej nie­na­sy­co­nym ape­ty­tem na jedną z trzech rze­czy: skan­da­liczne hi­sto­rie, prze­wod­nik „od zera do mi­lio­nera” albo smaczki przy­datne do zszar­ga­nia re­pu­ta­cji.

Szok i po­dziw za­wsze do­brze się sprze­da­wały.

Kto mógł prze­wi­dzieć, że ta ła­godna bio­gra­fia Ma­xtona Sharpe’a, mo­jego ojca, sprawi, że tak się po­czuję?

To, co było w książce, nie po­winno mnie wku­rzać. Albo ra­czej to, czego w książce nie było. I tak nie po­winno mnie to wku­rzać.

Ale wku­rza.

Biorę ko­lejny łyk, czu­jąc pa­le­nie i cie­pło al­ko­holu, i szep­czę: Po pro­stu Ford.

Pie­przyć to.

Dźwięki są­czą się do mo­jej głowy. Ci­chy szum roz­mów klien­tów baru, któ­rzy utknęli tu ra­zem ze mną. Wy­cie wia­tru na ze­wnątrz. Wi­bro­wa­nie mo­jej ko­mórki na la­dzie, in­for­mu­jące o jed­nej pie­przo­nej wia­do­mo­ści za drugą. Moi bra­cia. Tro­chę się spóź­nili.

Te­atralny.

Prze­wraż­li­wiony.

Śmieszny.

Czy nie tych słów użyli, żeby mnie opi­sać? Żeby wszystko unie­waż­nić?

Li­czy się tylko to, co mó­wią lu­dzie, któ­rych ko­chasz.

Echo słów mo­jej mamy w gło­wie.

Mój te­le­fon wi­bruje od ko­lej­nej wia­do­mo­ści. Co? Czyżby od­rzu­to­wiec wy­lą­do­wał z po­wro­tem w No­wym Jorku i na­gle za­częli się mar­twić, że je­cha­łem w bu­rzy? A gdzie była ich tro­ska wcze­śniej?

Jak już po­wie­dzia­łem, pie­przyć to.

Będę się dą­sać, pi­jąc tego drinka.

I na­stęp­nego.

I jesz­cze jed­nego.

W końcu i tak te­raz ni­g­dzie nie mogę pójść.

Roz­glą­dam się po nie­wiel­kim ba­rze, bar­dziej niż pe­wien, że tłum tu­taj jest nie­zwy­kły, a ci lu­dzie nie zna­leźli się w nim ze względu na at­mos­ferę. Je­ste­śmy po pro­stu je­dy­nymi kre­ty­nami, któ­rzy po­sta­no­wili prze­je­chać przez cy­klon tro­pi­kalny i te­raz cze­kamy, aż ktoś uprząt­nie z drogi drzewo z ko­rze­niami le­żące ja­kąś milę stąd.

Bar jest czę­ścią ra­czej ni­ja­kiego, nie­spek­ta­ku­lar­nego, po­zba­wio­nego wszyst­kiego za­jazdu po­ło­żo­nego na pa­sie plaży tuż za Hamp­tons. Mia­sto w po­ło­wie drogi po­mię­dzy tu­taj a ni­g­dzie. Prze­ciętne miej­sce, które do­brze sy­tu­owani igno­rują po dro­dze na plac za­baw w Hamp­tons, a przed­sta­wi­ciele klasy śred­niej za­uwa­żają i ża­łują, że nie stać ich na choćby dzień po­bytu.

To miej­sce... cho­lera, na­wet nie pa­mię­tam jego na­zwy – tak zwy­kłej i nie­cie­ka­wej, że mi umyka – jest prze­sta­rzałe i po­spo­lite. Bor­dowa skóra i ciemne drewno wy­dają się mo­ty­wem prze­wod­nim. Ta­nie wy­po­sa­że­nie i po­spo­lite, ma­sowo pro­du­ko­wane ob­razki są wy­stro­jem, któ­rego żadne wnę­trze już nie po­trze­buje.

Ma po­ten­cjał.

Ale wy­daje się, że wła­ści­ciel po­sta­na­wia nie in­we­sto­wać pie­nię­dzy, żeby ten po­ten­cjał wy­do­być.

Nie żeby mnie to w ogóle ob­cho­dziło.

Może i nie ma wol­nych miejsc na noc, ale jest su­cho i w tej chwili wy­daje się bez­piecz­nie przy sza­le­ją­cej na ze­wnątrz bu­rzy. Och, i mają al­ko­hol. To jest zde­cy­do­wa­nie plus.

Po mo­jej pra­wej coś gło­śno ude­rza o pod­łogę, po czym sły­szę sfru­stro­wane wes­tchnię­cie ko­biety.

– Za­mknęli drogi. Za­mknęli, kurwa, drogi. Wie­rzysz w to?

Skoro nie mogę być w domu w Sag Har­bor – do­kąd zmie­rza­łem – to po­wi­nie­nem móc pić w spo­koju.

A Pani Ga­duła, która po­sta­na­wia usiąść obok mnie, nie jest spe­cjal­nie spo­kojna.

Nie mam dziś do tego na­stroju.

– Ładne usta – mam­ro­cze męż­czy­zna po mo­jej dru­giej stro­nie.

– Halo? Sły­sza­łeś mnie? – po­wta­rza ko­bieta, wy­wo­łu­jąc moje cięż­kie wes­tchnię­cie. – Za­mknięte. Utknę­li­śmy.

Ani z ci­szy z mo­jej strony, ani z ko­men­ta­rza mo­jego są­siada naj­wi­docz­niej nie wy­wnio­sko­wała, że nie ob­cho­dzi mnie, co do mnie mówi.

– Do­sko­nała ob­ser­wa­cja – mó­wię do swo­jego drinka. – Utknę­li­śmy tu wszy­scy z pew­nego po­wodu i nie jest nim at­mos­fera.

– Nie wy­daje mi się, że­bym mó­wiła do cie­bie.

– Do­brze. Świet­nie. – Za­chwy­cony, że nie mu­szę z ni­kim roz­ma­wiać, kiw­nię­ciem palca pro­szę bar­mana o ko­lejny drink, gdy na­gle coś, co po­wie­działa, do­ciera do mnie z pełną siłą. – Chwila. Za­mknęli drogi?

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij