- W empik go
Finding Back to Us - ebook
Finding Back to Us - ebook
Emocjonalna, romantyczna, rozdzierająca serce – Bianca Iosivoni, autorka bestsellerowej serii „First” i dylogii „Hailee & Chase” powraca z nową trylogią New Adult.
Callie, studentka medycyny, na prośbę siostry i przybranej mamy wraca do rodzinnego domu w małym miasteczku na południu Stanów, by spędzić wakacje z najbliższymi, zanim siostra wyruszy w podróż dookoła świata.
Dziewczyna nie ma pojęcia, że w tym samym czasie zjawi się tam również Keith, którego od lat darzy szczerym uczuciem nienawiści. To przez niego jej ojciec zginął w wypadku samochodowym. Nie widzieli się od siedmiu lat, a Callie uporczywie unika z nim kontaktu – jej największym pragnieniem jest nie oglądać go już do końca swoich dni.
Wraz z pojawieniem się Keitha wracają do niej ból i złość, którym towarzyszą też inne uczucia, powodując totalny mętlik w jej głowie. Bo Keith to nie tylko człowiek, którego Callie nienawidzi najbardziej na świecie, ale także jej przybrany brat...
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8266-271-9 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Charlie Puth – Marvin Gaye (feat. Meghan Trainor)
Jarryd James – Do You Remember
The Contours – Do You Love Me
Grace – You Don’t Own Me (feat. G-Eazy)
Major Lazer – Powerful (feat. Ellie Goulding & Tarrus Riley)
Snow Patrol – Chasing Cars
Adele – When We Were Young
Birdy – Words As Weapons
James Blunt – Heart Of Gold
Paul Cardall – Gracie’s Theme
Birdy – Wings
Bon Jovi – You Give Love A Bad Name
John Travolta & Olivia Newton-John – You’re The One That I Want
The Lumineers – Stubborn Love
Sia – House On Fire
Kodaline – High Hopes
Coldplay – Fix You
Walking On Cars – Speeding Cars
Elle King – Ex’s & Oh’sROZDZIAŁ 2
Coś wyrwało mnie ze snu. Otworzyłam oczy i próbowałam zrozumieć, dlaczego moje serce nagle zaczęło tak walić. Dlaczego po drugiej stronie pokoju nie słyszałam cichego chrapania Amber i dlaczego promienie księżyca wpadały prosto do mojego pokoju, choć zawsze miałyśmy zaciągnięte żaluzje w oknach.
Sięgnęłam po smartfona leżącego na szafce nocnej. Druga czterdzieści siedem. Żadnych nowych wiadomości tekstowych, żadnych nieodebranych połączeń. Nie istniało logiczne wytłumaczenie, dlaczego obudziłam się w środku nocy. Dźwięk w telefonie był włączony i ustawiony na dużą głośność, bo w akademiku mogłam spać wyłącznie z zatyczkami do uszu. Kiedy ludzie mieszkający z tobą na tym samym piętrze wracają nad ranem i puszczają na cały regulator aktualne hity, zatyczki szybko stają się twoim nowym najlepszym przyjacielem. Jednak powoli docierało do mnie, że nie jestem już w akademiku, tylko w domu. W moim łóżku. Przez otwarty układ budynku z balustradą na górze i wysokimi ścianami w salonie każdy najmniejszy hałas docierał na górę.
Usiadłam i przetarłam oczy, wsłuchując się w ciszę. Dom był stary, ale nawet po tak długiej nieobecności powinnam jeszcze pamiętać odgłosy typowe dla okolicy, prawda? Już miałam się z powrotem położyć, kiedy z dołu dobiegło skrzypnięcie desek podłogowych. Nieświadomie wstrzymałam oddech. Może to Holly, która zeszła do kuchni, żeby coś przekąsić? Nie mogła to być Stella, bo zaraz po moim przyjeździe poszła na nocny dyżur do szpitala i raczej prędko nie wróci.
Powinnam położyć się z powrotem i spróbować zasnąć, w końcu to tylko delikatne skrzypnięcie. Moje zmysły pracowały jednak na pełnych obrotach. Puls szalał jak po długim biegu, nadstawiłam uszu, wpatrując się w ciemność w moim pokoju. Znowu! Ledwo słyszalne skrzypienie desek podłogowych. To nie mogły być przecież zwykłe odgłosy. Zanim zdążyłam się zastanowić, usłyszałam kolejny dźwięk: jakby chrzęst odłamków szkła. Tym razem nie miałam wątpliwości, że ktoś skrada się po domu.
Odsunęłam koc i podniosłam się. Przeszłam na bosaka po drewnianej podłodze do szafy, która zajmowała prawie całą ścianę pod spadzistym dachem. Wśród pudełek po butach wciąż musiałam tam mieć swój stary kij bejsbolowy. Odnalazłam go i podeszłam z nim do drzwi sypialni.
Moje palce się trzęsły, gdy próbowałam jak najostrożniej otworzyć drzwi, ale nie obeszło się bez dobrze mi znajomego skrzypienia. No, świetnie. Jeśli włamywacz grzebie w naszych srebrach na dole, to już wie, że nie jest tu sam. Z zaciśniętymi zębami przecisnęłam się przez szczelinę i zeszłam po schodach.
Włoski na moich przedramionach podniosły się i uświadomiłam sobie, że mam na sobie tylko swój stary T-shirt sięgający do połowy ud. Na pewno przestraszę włamywacza w tym stroju… Nieważne. Naprzód!
Dotarłam na pierwsze piętro, omijając wszystkie trzeszczące miejsca w podłodze. Przede mną znajdowały się drzwi do pokoju Holly. Były zamknięte, a przez szczeliny nie wpadało światło. Ponieważ moja siostra przespała kiedyś alarm przeciwpożarowy w naszym starym domu, w ogóle mnie nie dziwiło, że nie usłyszała wcześniejszego brzęku.
Wychyliłam się przez balustradę, żeby zajrzeć do salonu. Nic. Zero ruchu. Zero dźwięków. Zero podejrzanej postaci skradającej się po domu. Poza mną, oczywiście. Niżej rozpościerał się pogrążony w niczym niezmąconej ciszy salon. Przed kominkiem stały dwie kanapy, nieco dalej pianino, którego nie ruszałam od lat, i długi stół jadalny z wysokimi krzesłami. Wyciągnęłam się, żeby zajrzeć jeszcze dalej, ale z góry nie mogłam objąć wzrokiem całej drogi do kuchni. Na pewno jednak w domu nie paliło się żadne światło.
Cicho przesuwałam się dalej, do schodów prowadzących na parter, które znajdowały się dokładnie pośrodku korytarza, w którym po prawej mieściła się łazienka i pokój Holly, a po lewej – nieużywana część domu. Kiedyś były tam gabinet mojego taty i pokój mojego przybranego brata, ale to było naprawdę dawno temu. Z tego, co mi wiadomo, od tamtej pory nikt tam nie wchodził. Modliłam się w myślach, żeby to była zwykła paranoja. Nie chciałam spotkać włamywacza będącego w mojej głowie czymś o wiele bardziej zatrważającym niż zwłoki, z którymi miałam do czynienia podczas studiów.
Byłam tak skoncentrowana na tym, żeby poruszać się bezgłośnie, że nie pomyślałam, że ktoś może nagle wyjść zza rogu. Błąd. Kątem oka zauważyłam ruch. Instynktownie się cofnęłam, zamachnęłam kijem bejsbolowym i uderzyłam przed siebie. Drewno trafiło w czyjeś mięśnie i kości, wprawiając moje narzędzie w wibracje, które dotarły aż do ramienia. Odskoczyłam do tyłu, gotowa zamachnąć się ponownie, ale włamywacz chwycił mój kij.
– Fuck! – zaklął niskim głosem. – Co jest?
Już miałam coś odpowiedzieć, gdy nagle dotarło do mnie, że znam ten głos. Przynajmniej raz już go słyszałam, i to wcale nie tak dawno temu. Jego właściciel wciąż trzymał mój kij, ale teraz wykonał krok w moim kierunku. Rozpoznałam go. Mimo mroku wokoło rozpoznałam chłopaka z lotniska. To samo ubranie, ta sama twarz. Bez maski, bez łomu w ręce, jak się podświadomie spodziewałam.
– Co, do…? – Mój głos zamarł, serce natomiast zaczęło walić jak szalone. – Pogięło cię, żeby się tu skradać w środku nocy? Myślałam, że jesteś włamywaczem.
– Na pewno? – Wolną ręką pomasował się po żebrach. – Mam wrażenie, że dokładnie wiedziałaś, w kogo celujesz – powiedział po chwili wahania, kiedy nic na to nie odpowiedziałam. – Ty mnie naprawdę nie poznajesz?
Serce nadal mi waliło, tylko powód był inny. Z tyłu głowy zaczęło się formować podejrzenie, nie chciałam się jednak nad tym zastanawiać, nie chciałam w to uwierzyć, bo to po prostu nie mogło być możliwe… To było niemożliwe.
– Co jest, siostrzyczko? – Chłopak się wyprostował. – Udało ci się wypędzić mnie nie tylko ze swojego życia, ale i z pamięci?
Nie. Po prostu: nie. Czy ktoś mógłby cofnąć czas? Nie miałam teraz na to ochoty. Nie w tym momencie, nie dziś. W ogóle nie miałam na to ochoty! Moje serce zaczęło teraz walić z taką prędkością, że nie zdziwiłabym się, gdyby zaraz wyrwało się z mojej piersi i uciekło. Sama tego pragnęłam. Najzwyczajniej w świecie odwrócić się na pięcie, iść do łóżka i udawać, że to się nigdy nie wydarzyło. Że mój przybrany brat wcale nie wrócił do domu. Chłopak, którego nie widziałam od siedmiu lat. Chłopak, który miał na sumieniu mojego ojca.
– Keith…? – O mało nie zakrztusiłam się tym słowem. Nawet bez jego kiwnięcia głową wiedziałabym, że to on. Keith Blackwood. Syn Stelli. Próba nagłego wciągnięcia do płuc powietrza spełzła na niczym. Jakby moje ciało samowolnie zdecydowało, że nie potrzebuje więcej tlenu do życia. Ani serca. Nie to, że Keith złamał mi serce. Nie, on je po prostu wyrwał i pozwolił mu umrzeć wraz z moim tatą.
Poczułam pieczenie w oczach. Nieomylny znak i ostrzeżenie, że zaraz pojawią się łzy. Zaczęłam intensywnie mrugać, przeklinając samą siebie za tę słabość. Wściekłość. To ona zawsze mi pomagała. Zaczęła wzbierać i krążyć w moich żyłach, grożąc, że zaraz porwie mnie niczym fala przypływu.
– Gdybym wiedziała, że to ty, uderzyłabym o wiele mocniej.
Keith parsknął cicho, jakby nie spodziewał się innej odpowiedzi.
– Ciebie też miło widzieć.
Wzdrygnęłam się, jakbym to ja dostała kijem bejsbolowym. Bo właśnie tak się czułam, widząc go tu przed sobą. Jakby ktoś znienacka wymierzył mi cios z całej siły. Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy, a po skórze rozchodzi się lodowate mrowienie, jak gdyby pokrywała ją warstwa szronu.
– Co tu robisz? – udało mi się jakoś wydusić z siebie te słowa, choć miałam wrażenie, że mogę się nimi zakrztusić tak samo jak dźwiękiem jego imienia wychodzącego przed chwilą z moich ust. Ani Holly, ani Stella mnie nie ostrzegły. Żadna z nich nawet nie zasugerowała, że Keith też tu będzie.
– Pomieszkam tu przez jakiś czas.
Takie zwyczajne stwierdzenie, a miało moc wywrócenia całego mojego świata do góry nogami. Keith Blackwood będzie mieszkał ze mną pod jednym dachem? W moim rodzinnym domu? Dlaczego? Nie bywał tu od lat. Dlaczego wrócił właśnie teraz?
W mojej głowie mimowolnie zjawił się obraz. Białe ściany, biała pościel i granatowe zasłony. Bukiet kolorowych kwiatów. Jarzeniówka na suficie i dochodzące z korytarza dźwięki. Kroki. Przytłumione głosy. Szuranie przesuwanego łóżka na korytarzu. Odgłosy otwieranych drzwi od windy. Rytmiczne pikanie urządzeń stojących obok mnie. Nic z tego nie pasowało do siebie. Dopiero zapach środków dezynfekujących, gumowych rękawiczek i pacjentów uświadamiają mi, gdzie jestem. Razem z piętnastoletnim Keithem stojącym w drzwiach mojego pokoju.
Keith z wielkim plastrem na głowie i zadrapaniem na policzku. Jego ręce są owinięte bandażem, ale nie ma na nich gipsu. Stoi oparty o framugę drzwi, jakby pozostanie w pozycji pionowej kosztowało go zbyt wiele wysiłku. Jakby jego ciało nie było wystarczająco silne, by go utrzymać – albo jakby przytłaczało go poczucie winy.
Wystarczyło jedno spojrzenie na jego twarz, by dostrzec głęboki żal w brązowych oczach i dowiedzieć się, co się stało. Nauka jazdy z tatą. Jego ostrzeżenie, żeby Keith nie jechał tak szybko. Wiadomość tekstowa, którą wpisałam w telefonie do Faye. A dalej pustka. Czarna dziura, która pochłonęła wszystkie moje wspomnienia. Nie pamiętałam, jak i gdzie to się stało. Ale kiedy Keith patrzył na mnie w ten sposób, wiedziałam, że musiało się wydarzyć coś strasznego. Milczał, nie dał mi żadnego wyjaśnienia, nie miał dla mnie ani słowa pocieszenia, tylko zamknął się w ciszy, która sprawiała więcej bólu niż cokolwiek, co mógłby powiedzieć. I wtedy chłopak, któremu oddałam swoje serce, stał się osobą, którą znienawidziłam najbardziej na świecie.
Wróciłam do chwili obecnej, w której stałam przed człowiekiem, którego miałam nadzieję nigdy więcej nie spotkać. Wyjechał zaraz po wypadku. Bez pożegnania. Bez słowa wyjaśnienia. Bez przeprosin. Tak po prostu. Nie zjawił się nawet na pogrzebie taty. A teraz ot tak przyjeżdża tu bez uprzedzenia? Dlaczego? Co, na Boga, sprawiło, że uznał, iż jest tu mile widziany?
– Zamieszkasz tu? – powtórzyłam z niedowierzaniem i wyrwałam mu z ręki mój kij. Musiałam się bardzo postarać, żeby się powstrzymać i nie wyrzucić go z domu. Zasłużył na to. Na to i na wiele więcej. – Od kiedy? Jak w ogóle tu wszedłeś?
– Wcześniej odwiedziłem mamę w szpitalu. Dała mi klucz – odpowiedział spokojnie. Ale to zrodziło tylko kolejne pytania.
Stella wiedziała? Więc to wcale nie była niespodziewana wizyta, wszyscy o niej wiedzieli? Przemilczała to przed Holly i przede mną? Byłam pewna, że moja młodsza siostra musiała być tego tak samo nieświadoma jak ja. Ta dziewczyna nie potrafi dochować tajemnicy, tym bardziej takiej, która wiązała się z niezapowiedzianą wizytą naszego przybranego brata.
Ale Stella już tak. Nawet nie drgnęła jej powieka, kiedy mnie dziś przytulała. Czy tak samo serdecznie przywitała Keitha? Jakby nic się nie stało? Jakby wcale nie pozwalała wrócić do naszego życia, do naszego domu osobie, która zniszczyła naszą rodzinę?
– Nie panikuj – mruknął. – Pozbędziesz się mnie szybciej, niż zdążysz powiedzieć „spadaj”.
– Nigdy nie powiedziałabym do ciebie „spadaj”. Raczej coś w stylu „spieprzaj w podskokach prosto do piekła”!
– No tak. – Spojrzał na mnie pustym wzrokiem. – Jestem tu tylko do czasu, aż znajdę coś dla siebie.
To wciąż wydawało mi się bez sensu. Dlaczego teraz? Dlaczego po siedmiu latach uznał, że musi wrócić do domu? Chciał odpokutować swoją winę? Na to było już za późno. Nie mógł przecież poważnie sądzić, że ludzie zapomną o tym, co zrobił. Ja na pewno nie zapomniałam i nigdy tego nie zrobię. Wstrząśnienie mózgu mogło wymazać sam wypadek z pamięci, ale ja zawsze będę wiedziała, jak do niego doszło. Kto był winien. I kto potem stchórzył, uciekając, zamiast stawić czoło konsekwencjom swoich czynów. Czułam wtedy na Keitha taką złość… Ale kiedy wreszcie zostałam wypisana ze szpitala, jego już tu nie było. Gdzie miałam skierować swoją nienawiść? Nie mogłam jej wyładować na kimś, kogo przy mnie nie było. Jak przeżywać żałobę, skoro winnemu wszystko uszło na sucho?
W miarę upływu lat ból ustępował. Gdy dorosłam, myślałam, że udało mi się go pokonać. Ale teraz w jednej chwili wszystko wróciło. Wściekłość. Nienawiść. Rozpacz. Wszystkie te uczucia przygniotły mnie swoim niewyobrażalnym ciężarem, czułam, że zaraz się załamię pod jego naciskiem. A Keith po prostu stał tu i patrzył na mnie jakby nigdy nic. Jakby jego obecność nie wywróciła do góry nogami całego mojego świata.
Przez kilka sekund mogłam się tylko w niego wpatrywać. Kompletnie wytrącona z równowagi, że to się dzieje naprawdę. Choć jakaś część mnie wciąż miała nadzieję, że to tylko sen. Nie było już chłopca, którego kiedyś znałam. Jego miejsce zajął młody mężczyzna stojący przede mną. Zmieniły go te wszystkie lata. Jego twarz wyglądała poważniej, rysy się wyostrzyły. W otaczającym nas mroku trudno było to zobaczyć, ale pamiętałam, jak wyglądał podczas naszego spotkania tego popołudnia. Spojrzenie jego brązowych oczu, wojskowy plecak i… sposób, w jaki się do niego uśmiechałam. Jak się skompromitowałam, mając nadzieję, że da mi swój numer.
Rany! Może sama powinnam się uderzyć kijem bejsbolowym, bo najwyraźniej oszalałam. Naprawdę prawie flirtowałam ze swoim przybranym bratem? Z człowiekiem, którego nienawidziłam najbardziej na świecie? Nie miałam pojęcia, czy wybuchnąć śmiechem, czy płaczem. Czy zakląć. Przeklinanie to zawsze dobry pomysł.
– Dziś na lotnisku… – zaczęłam po chwili wahania, bo nagle przypomniały mi się wszystkie szczegóły, których wcześniej nie zauważyłam. Sposób, w jaki na mnie patrzył i jak się uśmiechał, z tą pewnością siebie, a jednocześnie wydawał się jakiś onieśmielony, jakby nie do końca wiedział, co ma zrobić. – Wiedziałeś, że to ja, prawda?
_Proszę, powiedz nie. Proszę, powiedz nie. Proszę…_
– Tak.
Zamknęłam oczy. Wszelka nadzieja, której istnienia nawet nie byłam świadoma, umarła po tym jednym słowie. Wiedział, z kim rozmawia. A ja mu jeszcze podziękowałam. Ale skąd mogłam wiedzieć, że to on? Nie miałam z nim kontaktu przez całe siedem lat.
Poczułam, jak żar rozlewa się po moich policzkach, gdy ogarnęła mnie mieszanka wściekłości i wstydu.
– Nie martw się. – Otworzyłam oczy w samą porę, by zobaczyć szyderczy uśmiech na jego ustach. – Nie zdradzę nikomu ani słowa o tym, jaka byłaś podekscytowana.
– Jesteś… – zaczęłam i nie dokończyłam, nie wiedząc, jakie obraźliwe słowo wybrać.
– Ujmujący? – zasugerował. – Fascynujący? Zniewalający?
Niektórym się wydaje, że ludzie potrafią się zmieniać. Nie należałam do nich i w tym momencie Keith udowodnił, że się nie mylę. W ogóle się nie zmienił. Podpuszczał mnie tak samo jak wcześniej, tylko teraz robił to z pełną świadomością. Każde słowo, które padało z jego ust, było jak ostrze wbijające się w moją klatkę piersiową. Nie był to zwykły nóż kuchenny, ale skalpel, który przykładał z okrutną precyzją dokładnie tam, gdzie mógł zadać największy ból.
– Jesteś nie do zniesienia! – wyrzuciłam z siebie. – Tak samo jak wcześniej.
Zanim zdążył odpowiedzieć, a ja zrobić coś, czego mogłabym potem żałować, odwróciłam się na pięcie i zostawiłam go.
Krew szumiała mi w uszach, a kolana drżały, gdy odchodziłam. Cudem udało mi stawiać jedną stopę przed drugą. Ostatnim razem czułam się podobnie w chwili, gdy dowiedziałam się o śmierci taty. Jakby ktoś wyrwał mnie z mojego świata i wbrew mojej woli wrzucił do nowej rzeczywistości. Rzeczywistości, która miała tak mało wspólnego z moją własną, że oddałabym wszystko, żeby ją odzyskać. Ale nie mogłam nic na to poradzić. Ani wtedy, ani teraz. To nie żal czy nienawiść mogą zniszczyć człowieka. To bezsilność.
Kiedy dotarłam do swojego pokoju, schowałam kij bejsbolowy w szafie i wróciłam do łóżka. Ale o spaniu oczywiście mogłam zapomnieć. Cisza wokół była równie przytłaczająca, jak pytania, które krążyły mi w głowie. Do tego dochodziła świadomość, że Keith śpi pod tym samym dachem co ja. Wszystko to budziło mój wewnętrzny opór i najchętniej natychmiast zerwałabym się z łóżka, spakowała swoje rzeczy i wróciła do kampusu. Ale obiecałam Holly, że spędzę z nią te wakacje…
Tylko z tego powodu pozostałam w łóżku i zmusiłam się do zamknięcia oczu. Przyjechałam tu dla mojej młodszej siostry i dla niej tu zostanę. Nawet jeśli oznaczało to pogodzenie się z obecnością mojego przybranego brata.
Dźwięki, które obudziły mnie o poranku, były obce i jednocześnie znajome. Przyzwyczaiłam się do ciągłego gwaru w akademiku, do cichego pochrapywania mojej współlokatorki Amber, stukotu kroków na korytarzach i brzęku sztućców we wspólnej kuchni. Tu doszedł mnie najpierw świergot ptaków, a zaraz potem warkot kosiarki. Najwyraźniej pan Perkins z domu obok wciąż miał w zwyczaju zaczynać pracę w ogrodzie punktualnie o dziewiątej – niezależnie od pory roku.
Przewróciłam się na plecy i otworzyłam oczy. Przez krótką chwilę znów byłam dziewczynką, która dopiero co wprowadziła się do tego domu z tatą i siostrą. Dom był ogromny, a ogród pełen drzew i krzewów wydawał się magiczny. Każdego lata Holly i ja liczyłyśmy kolorowe kwiaty dziwaczka jalapa, które Stella posadziła wokół werandy. Wygrywała ta, której domysły okazały się najbliższe prawdy. Dziwnym sposobem Holly zawsze wygrywała. Cóż, matematyka nigdy nie była moją mocną stroną.
Wróciłam myślami do wypełnionych śmiechem i słońcem popołudni, z plamami od trawy na spodniach i zapachem domowej lemoniady, kiedy tata z uśmiechem nam się przyglądał podczas zabaw w ogrodzie. Tata…
W mgnieniu oka wróciłam do teraźniejszości i usiadłam na łóżku. Coś ciepłego spłynęło po mojej twarzy. Ze zdumieniem wytarłam łzy z policzków. Minęły całe wieki, odkąd ostatni raz pozwoliłam się ponieść wspomnieniom o tacie. Przez krótką chwilę świat był znowu w porządku, ale nagle dopadła mnie rzeczywistość. Taty nie było wśród nas. Przez człowieka, który bez zaproszenia zjawił się tu wczorajszego wieczora. Dlaczego Stella do tego dopuściła? Jak mogła ukryć to przede mną i przed Holly?
Odsunęłam kołdrę, wstałam i przeczesałam włosy palcami. Nie wiem, jakim cudem Amber po przebudzeniu wyglądała zawsze tak samo dobrze jak wieczorem, kiedy kładła się spać, podczas gdy ja rano sprawiałam wrażenie, jakby kopnął mnie prąd. Ruszyłam na dół w swojej koszulce do spania. Minusem mojego pokoju na poddaszu – oprócz piekielnie wysokich temperatur latem – było to, że za każdym razem, kiedy chciałam skorzystać z łazienki, musiałam schodzić na pierwsze piętro. Kiedyś wcale mi to nie przeszkadzało. Z zasady traktowałam wchodzenie po schodach jak codzienny trening.
Gdy tylko podeszłam do drzwi łazienki, te otworzyły się i Holly wyszła tanecznym krokiem. Korzystałyśmy z tego pomieszczenia we dwie, bo Stella miała na parterze własną łazienkę.
Wykrzywiłam twarz, gdy siostra się do mnie uśmiechnęła. Jako jedyna z nas wszystkich była rannym ptaszkiem, więc wyglądała na obrzydliwie wypoczętą i w dobrym nastroju.
– Dzień dobry – przywitała mnie radosnym tonem.
– Dobry… – wymamrotałam i przepchnęłam się obok niej. Dopóki nie uda mi się zupełnie otworzyć oczu, nie będę w stanie prowadzić żadnej normalnej rozmowy.
Oczywiście Holly wcale to nie przeszkadzało. Oparła się o framugę, obserwując, jak myję twarz i sięgam po szczoteczkę do zębów.
– Wyspałaś się? Jak ci minęła pierwsza noc w domu?
– Szuper – wymamrotałam z pastą do zębów w ustach. – Wzierzam rzaszego pszyrzarzego wrzata rza wrzamywasza.
– Co?
Wypłukałam usta i wyprostowałam się.
– Wzięłam naszego przybranego brata za włamywacza i zdzieliłam go kijem bejsbolowym.
Holly rozdziawiła szeroko buzię, po czym wybuchnęła śmiechem.
– Żartujesz! Serio? Jak mogłam to przespać?
Szczerze mówiąc, cieszyłam się, że jej nie obudził. Mogłaby zostać świadkiem morderstwa, a to niepotrzebnie skomplikowałoby sprawę. W milczeniu dałam jej znak ręką. Holly zrozumiała mój gest i opuściła łazienkę, zamykając za sobą drzwi. Przez kilka sekund patrzyłam na swoje odbicie w lustrze nad umywalką. Spuchnięte oczy były wyraźną oznaką pilnej potrzeby dostarczenia organizmowi kawy. Nie, to oczywiście żart. Świadczyły rzecz jasna o zbyt małej ilości snu, ale oczywiście przez najbliższe godziny nie było mowy o drzemce, musiałam więc zadowolić się pierwszą opcją. Westchnęłam ciężko, pokręciłam głową i oderwałam od siebie wzrok, żeby pozbyć się wyglądu zombiaka.
Kiedy dziesięć minut później opuściłam łazienkę, Holly nadal stała przy drzwiach.
– Muszę znać szczegóły – rzuciła, gdy ramię w ramię schodziłyśmy po schodach. – Potrzebujesz alibi? Czy też Keith przeżył?
– On… – zaczęłam, ale natychmiast przerwałam. Wcześniej byłam zbyt zamulona, żeby to zauważyć, ale teraz dotarł do mnie pewien szczegół. – Ej, moment. Dlaczego ty w ogóle nie jesteś zaskoczona faktem, że on tu jest?
– Eee… No… – Holly zaczęła nerwowo krążyć wzrokiem po wszystkich ścianach.
Nie… To nie mogła być prawda! Czyżby…?
– Wiedziałaś o tym?
– No, eee… Nie, oczywiście, że nie! – Potrząsnęła głową tak gwałtownie, że kucyk owinął jej się wokół głowy.
Przeszyłam ją wzrokiem. Nie minęły dwie sekundy, a się poddała.
– No, dobra. Wiedziałam, że ma się tu zjawić w ciągu najbliższych dni. Czy to takie straszne?
Że co?! Przez chwilę nie byłam w stanie robić nic innego, jak tylko gapić się na nią w osłupieniu. Po chwili życie mi wróciło i poczułam się, jakby w moim wnętrzu nagle rozpętała się burza.
– Odpowiem pytaniem: dlaczego nic mi o tym nie wiadomo?
– Gdybyśmy ci powiedziały, w ogóle nie wróciłabyś do domu. Na pewno nie podczas tych wakacji – powiedziała przepraszającym tonem.
Fakt. Ale to wcale nie stawiało ich w lepszym świetle. Zostałam okłamana nie tylko przez Stellę, ale też przez rodzoną siostrę…
– Czyli po prostu postanowiłyście przemilczeć to przede mną? – fuknęłam, popychając drzwi do kuchni z większą siłą, niż było to konieczne. – Wiadomość dnia: prędzej czy później zauważyłabym jego obecność.
– On ma imię.
Zatrzymałam się tak nagle, że Holly wpadła na moje plecy.
– No, co? – bąknęła. – Och, Keith! – zawołała zaskoczona, spoglądając na niego zza moich pleców. Ku mojemu przerażeniu jej twarz się rozpromieniła i można było na niej dostrzec szczerą radość.
Każdy mięsień mojego ciała spinał się coraz bardziej, gdy patrzyłam, jak Holly ściska Keitha na powitanie, jakby był co najmniej jakimś synem marnotrawnym, który wrócił do domu po długiej tułaczce. Ale nie był. Nigdy nie będzie.
Wyswobodził się z jej uścisku z uśmiechem i poczochrał ją po włosach, jak to mają w zwyczaju starsi bracia. A potem popatrzył na mnie.
– Widzisz? Od razu mnie rozpoznała.
Najchętniej bym go ignorowała. Wbiłam paznokcie w ręce.
– To nie takie trudne tu, w kuchni, i to za dnia.
Uniósł jedną brew.
– A wyglądam tu jakoś inaczej niż na lotnisku?
Nie odpowiedziałam, tylko rzuciłam mu miażdżące spojrzenie.
We wczorajszych ciemnościach nie bardzo mogłam mu się przyjrzeć. W przeciwieństwie do mnie zdążył się już ubrać. Miał na sobie dżinsy i czarny T-shirt, który podkreślał jego szerokie barki. Wczoraj na lotnisku miał zaledwie cień zarostu, który został mu pewnie po podróży, dzisiaj w ogóle się nie ogolił. Dwudniowa broda nadawała mu wygląd buntownika, co w połączeniu z jego lśniącymi, brązowymi oczami stanowiło zabójczą mieszankę. Z zarostem nie wyglądał już jak tamten chłopiec, tylko jak miły facet, który pomógł mi wczoraj z bagażem. Poczułam skurcz w żołądku, a jednocześnie nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego nie rozpoznałam go na lotnisku. Siedem lat to wprawdzie szmat czasu, a on z niezdarnego nastolatka wyrósł na mężczyznę. O długich nogach i silnych, wyrzeźbionych podczas treningów lub pracy fizycznej ramionach. Mimo to wciąż widziałam w nim chłopaka sprzed lat.
Z rozczochraną czarną czupryną. Zaczepnym spojrzeniem. Ze znamieniem na szyi i niewielką blizną na dolnej szczęce. I ustami z pełniejszą dolną wargą…
Przez dwie, trzy sekundy wytrzymałam jego spojrzenie, po czym odwróciłam głowę. Moja skóra płonęła, kiedy rozprostowywałam zaciśnięte w pięści dłonie, żeby otworzyć drzwi lodówki.
– No, weź – drażnił się ze mną. – Możesz spokojnie przyznać, że wolałabyś rozpoznać mnie od razu.
– Dlaczego? – bąknęłam, wyjmując butelkę z mlekiem, po czym natychmiast zamknęłam drzwi lodówki, żeby ukryć drżenie palców. – Żebym mogła z całym zaangażowaniem delektować się twoim uroczym towarzystwem? Dziękuję, postoję.
– Nie wiesz, co tracisz.
– Żel do włosów, słabe żarty i wymuszony wdzięk?
Holly wydała z siebie parsknięcie, ale zaraz potem zakasłała dla niepoznaki i usiadła przy stole.
Keith rzucił jej miażdżące spojrzenie.
– Słyszałem to.
Uśmiechnęła się do niego.
– Jak dobrze mieć was oboje z powrotem. Naprawdę tęskniłam za tymi waszymi przekomarzankami, kłótniami i trzaskaniem drzwiami. Przez ostatnie lata było tu stanowczo zbyt spokojnie i sielankowo.
Może dla niej. Holly miała w tamtych czasach niezły ubaw, gdy Keith i ja kłóciliśmy się, bo w takich sytuacjach to ona zwykle coś na tym zyskiwała. W większości były to drobnostki. Ostatni kawałek ciasta. Granie na konsoli. Głośna muzyka, którą Keith i ja terroryzowaliśmy się nawzajem, dopóki Stella nie wyłączała prądu i nie groziła, że zabierze nam odtwarzacze, jeśli nie przyciszymy wieży.