Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Flowers - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
14 czerwca 2023
2872 pkt
punktów Virtualo

Flowers - ebook

Ona jest żoną prezesa, wspaniałego mężczyzny. On młodym adwokatem, który właśnie odniósł pierwszy zawodowy sukces. Spotkali się przypadkiem, daleko od domu, nawet nie znali swoich imion. Oboje mieli tajemnice i znajdowali się na życiowym zakręcie. Chcieli sobie tylko trochę pomóc, pocieszyć i udzielić wsparcia. Sądzili, że nigdy więcej się nie zobaczą.

Violę i Kamila od pierwszego momentu połączyło niezwykłe przyciąganie. Ich miłość nie tylko nie ma szans, by zaistnieć, nie tylko jest ryzykowna, lecz niesie dla nich realne zagrożenie. Oboje mogą stracić wszystko, co dla nich najważniejsze.

Historia o odwadze i szukaniu prawdy, bez których nic w życiu nie może się udać.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67790-79-6
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Bie­głam. Nie mo­głam zła­pać tchu. Na szczę­ście las znaj­du­jący się koło ho­telu roz­cią­gał się da­leko aż pod zbo­cze gór. Chcia­łam biec bez końca. Wie­dzia­łam jed­nak, że nie mogę so­bie na to po­zwo­lić. Mu­szę się uspo­koić. Wró­cić.

– Viola, weź się ogar­nij! – po­wta­rza­łam so­bie z każ­dym szyb­kim kro­kiem. – Prze­sa­dzasz, zde­cy­do­wa­nie prze­sa­dzasz. Nic się prze­cież nie stało! Mu­sia­łaś coś źle zro­zu­mieć!

Ale nie mo­głam się opa­no­wać. Cią­gle bie­głam, tak szybko, jak tylko po­zwa­lały na to moje buty na wy­so­kich ob­ca­sach.

Naj­waż­niej­sze, żeby nikt mnie nie zo­ba­czył w ta­kim sta­nie! Mia­łam ochotę rzu­cić się na zie­mię, wy­pła­kać z sie­bie wszyst­kie te okropne emo­cje. Ale wło­ży­łam dziś ja­sną su­kienkę od Prady. Pas­cal wy­po­ży­czył ją spe­cjal­nie na tę oka­zję. Mu­siała wró­cić w nie­na­ru­szo­nym sta­nie. Ja też.

Na do­da­tek jak naj­szyb­ciej.

Byle tylko nikt mnie te­raz nie wi­dział! – po­my­śla­łam znowu. – To i tak już za da­leko za­szło, a gra to­czyła się o naj­wyż­szą stawkę.Sta­łem. Było tak pięk­nie i ci­cho. Las tuż przy ho­telu cią­gnął się da­leko. Bez trudu zna­la­złem ustronne miej­sce. Ide­alne. Z dala od lu­dzi.

Do­piero drugi dzień fir­mo­wej in­te­gra­cji, a ma­ski już po­spa­dały.

Je­den cyrk. Prze­chwałki, al­ko­hol, głu­pie ga­da­nie i znowu prze­chwałki... Tro­chę rów­nie głu­piego seksu.

Niby nowe miej­sce pracy, ko­lejny etap ży­cia, a wszystko jakby stare.

Mia­łem dość. Korpo wszę­dzie jest ta­kie samo.

Ale wie­dzia­łem, że wrócę do ho­telu i będę ro­bił, co do mnie na­leży. Tra­fiła mi się ży­ciowa szansa. Ura­to­wała nie tylko mnie. I mia­łem za­miar w pełni to wy­ko­rzy­stać. By­łem moc­niej­szy niż inni. Każ­dego tu wi­dzia­łem jak pod nie­złym mi­kro­sko­pem. Wszel­kie ich skry­wane pod dro­gimi gar­ni­tu­rami za­bu­rze­nia i dys­funk­cje, chore am­bi­cje, ro­manse.

Traumy ko­biet przy­kle­pane pre­cy­zyj­nym ma­ki­ja­żem.

Nikt się nie spo­dziewa ta­kich kom­pe­ten­cji po spo­koj­nym praw­niku w sza­rej ko­szulce polo. Wie­dzieli o in­nych umie­jęt­no­ściach, ale nie od­kryli mo­jej naj­więk­szej ta­jem­nicy. Zna­łem lu­dzi od naj­gor­szej strony, lecz nie sta­łem się taki jak oni.

To mnie jed­nak tro­chę mę­czyło. Odro­bina ci­szy oka­zała się ożyw­cza jak sku­teczna ape­la­cja. To za­wsze po­maga.

Żeby tylko nikt mnie tu nie za­uwa­żył! – Ro­zej­rza­łem się wo­kół. A po­tem zer­k­ną­łem na ze­ga­rek. Druga.

Trwało już ze­bra­nie. Po­wi­nie­nem wró­cić. Dwa spo­tka­nia służ­bowe wpi­sano fik­cyj­nie w plan dnia, żeby wy­ja­śnić fi­sku­sowi, dla­czego wli­cza się w koszty firmy po­byt w luk­su­so­wym ho­telu. Słabo się to jed­nak wpa­so­wy­wało w to­wa­rzy­szący wszyst­kim ogólny na­strój roz­prę­że­nia. Na tych ze­bra­niach roz­ma­wiano o ni­czym, nie pil­no­wano planu. Jed­nak ktoś mógł za­uwa­żyć moją nie­obec­ność. Ko­lor wło­sów spra­wiał, że każdy zwra­cał na mnie uwagę.

By­łem nowy. Po­trze­bo­wa­łem tej pracy. Bar­dzo! Mu­sia­łem się sta­rać.

Nikt mnie tu nie zo­ba­czy – sta­ra­łem się uspo­koić i w tym sa­mym mo­men­cie ktoś gwał­tow­nie wy­biegł z krza­ków, po czym wpadł na mnie z ca­łym im­pe­tem.

– O! Do cho­lery! – tyle tylko zdą­ży­łem krzyk­nąć.

Coś żół­tego mi­gnęło mi przed oczami, a po­tem po­le­cia­łem jak długi w kłu­jące krzaki. Tył­kiem za­ry­łem w mięk­kie ba­gienko. Sam już nie wiem, co gor­sze.

– Noż, cho­lera ja­sna! Leżę w ja­kimś smro­dzie! – po­wie­dzia­łem gło­śno. Szybka i sku­teczna ocena sy­tu­acji za­wsze była moją mocną stroną. Ale w tym przy­padku nie­wiele wy­ja­śniła.

– Prze­pra­szam, bar­dzo prze­pra­szam. – Drobna ko­bieta upa­dła na mnie, ale po­zo­stała w po­zy­cji le­żą­cej tak krótko, że po chwili mia­łem wąt­pli­wo­ści, czy to w ogóle miało miej­sce. Bły­ska­wicz­nie po­zbie­rała się, wstała i wy­pro­sto­wała god­nie, a ja wciąż mo­czy­łem ty­łek w bło­cie, chwi­lowo nie­zdolny do żad­nego ru­chu. Do­dat­kowo uzie­mił mnie fakt, że ona pła­kała. Nie bar­dzo wie­dzia­łem, jak za­re­ago­wać.

Po chwili nie­zna­joma ob­jęła się ra­mio­nami, od­wró­ciła ode mnie i wy­raź­nie pró­bo­wała uspo­koić.

Nie mia­łem naj­lep­szej po­zy­cji do ob­ser­wa­cji. Po­wi­nie­nem na­tych­miast wstać. Ale te trzę­sące się plecy spra­wiły, że tkwi­łem bez ru­chu, jakby mnie spa­ra­li­żo­wało. Po­czu­łem zna­jomy strach roz­le­wa­jący się po ca­łym ciele. Już od tak dawna to nie wra­cało. Są­dzi­łem, że prze­szłość na do­bre ode­szła. A jed­nak!

Czu­łem się, jak­bym znów miał pięć lat. Tak okrop­nie bez­radny. Wtedy było to uczu­cie roz­pacz­liwe. Te­raz jed­nak tro­chę wner­wia­jące!

Ze­rwa­łem się wresz­cie. Otrze­pa­łem z błota, ile mo­głem, klnąc przy tym pod no­sem. A po­tem do niej pod­sze­dłem. Spoj­rza­łem na jej twarz. Wy­glą­dała jak mały za­pła­kany kur­czak, choć nie ule­gało wąt­pli­wo­ści, że jej su­kience i szpil­kom bli­żej było do wy­biegu niż kur­nika. Chcia­łem na­wet coś na ten te­mat za­żar­to­wać, ale szybko mi prze­szło. Ta ko­bieta spra­wiała wra­że­nie przy­tło­czo­nej na­prawdę po­waż­nym zmar­twie­niem.

– Hej! – po­wie­dzia­łem cie­pło. – Na pewno jest ja­kieś wyj­ście. Se­rio, na­prawdę w to wie­rzę.

Nie po­mo­głem. Łzy po­pły­nęły jesz­cze ob­fi­ciej.

– Usiądź – za­pro­po­no­wa­łem, bo chwiała się, jakby za­raz miała upaść.

Ro­zej­rzała się bez­rad­nie wo­kół.

– Su­kienka – po­wie­działa ci­cho. – Nie mogę jej znisz­czyć.

To było dziwne. Ale ja już dawno od­kry­łem, że ży­cie czę­sto sta­wia lu­dzi w róż­nych dziw­nych sy­tu­acjach. Dla­czego su­kienka po­trafi być waż­niej­sza niż czło­wiek, który le­dwo się trzyma na no­gach? Wi­docz­nie ist­nieje ja­kiś po­wód.

Znowu po­czu­łem ten cho­lerny zimny dreszcz. Otrzą­sną­łem się jed­nak, sta­ra­łem się jak naj­mniej pa­trzeć w jej stronę. Po pro­stu po­móc.

Gdyby ta dziew­czyna miała na so­bie dżinsy i bluzę, wska­zał­bym jej pień le­żący nie­opo­dal. Ale szorstka kora i po­kry­wa­jąca go wil­gotna zie­mia spra­wiały, że się nie nada­wał.

To był od­ruch. Szybko zdją­łem swoją ko­szulkę polo, po czym rzu­ci­łem na kępkę mchu. Wy­glą­dała dość miękko i przy­jem­nie. Jak ta dziew­czyna.

– Cza­sem trzeba od­po­cząć – po­wie­dzia­łem. Spoj­rzała na mnie ze zdu­mie­niem, jak­bym wła­śnie za­pro­po­no­wał jej coś nie­spo­ty­ka­nego. Miała ta­kie duże szare oczy.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij