- W empik go
Football Manager to moje życie. Historia najpiękniejszej obsesji - ebook
Football Manager to moje życie. Historia najpiękniejszej obsesji - ebook
Jest taka gra, którą zna każdy człowiek związany z piłką nożną. Wydawana co roku od wielu lat, zgromadziła już przed komputerami kilka pokoleń fanów futbolu i wciągnęła ich do wirtualnego świata na długie godziny. Niektórzy wygrywali dzięki niej pieniądze, inni zawalali szkołę lub pracę, a jeszcze inni słyszeli na rozprawie rozwodowej, że jest jednym z powodów rozpadu małżeństwa. Tak, to właśnie Football Manager.
Dzięki książce „Football Manager to moje życie” dowiesz się, w jaki sposób powstawała gra i dlaczego Electronic Arts odesłało jej twórców z kwitkiem. Odkryjesz też sporo polskich wątków oraz poznasz piłkarzy, którzy w wirtualnym świecie byli legendami, choć w rzeczywistości nie zdołali przebić się na szczyt.
To pierwsza książka w Polsce poświęcona w całości tematyce Football Managera. Momentami zaskakująca, pełna humoru i niecodziennych opowieści, które w każdym miłośniku tej gry obudzą wiele wspomnień. Interesujesz się piłką nożną i symulatorami sportowymi? Spędziłeś przed monitorem wiele godziny, rozgryzając taktykę rywali i zestawiając najlepszą jedenastkę ukochanej drużyny? To książka w sam raz dla Ciebie!
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8129-461-4 |
Rozmiar pliku: | 35 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Miles Jacobson,
Sports Interactive,
lato 2012
Sports Interactive od dwóch dekad tworzy i ulepsza grę, która ukradła życie milionom ludzi. Nie zamierzamy na tym poprzestać.
Kiedy bracia Oliver i Paul Collyerowie zaczęli pracę nad własną grą, nazwaną roboczo European Champions, mieli po kilkanaście lat. Byli kibicami, którzy chcieli stworzyć takiego menadżera piłkarskiego, w jakiego sami chcieliby zagrać.
Gdy ja sam 17 lat temu po raz pierwszy włączyłem się w prace studia, czułem się, jakbym pomagał kumplom będącym twórcami gry, dla której zarywałem noce. Kto by pomyślał, że 20 lat po debiucie rynkowym dzieła Olivera i Paula będziemy mieli na koncie ponad 20 milionów sprzedanych kopii, a przy kolejnych tytułach nasi gracze będą spędzać średnio ponad sto godzin.
Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać, jak wiele osób cieszy nasza gra i jaki ma na nich wpływ. Wciąż jesteśmy kibicami, którzy robią grę dla siebie, a potem okazuje się, że równie mocno podoba się ona innym. Dziękuję wszystkim tym, którzy kupują nasze tytuły – to dzięki wam pracujemy nad tym, co po dziś pozostaje naszą pasją.
Przez lata słyszeliśmy niejedną historię o tym, jak nasze gry wpłynęły na wasze życie. Gracze opowiadali o swoich wirtualnych meczach tak, jakby odbywały się naprawdę. Spotykaliśmy komików, którzy używali swoich przygód z FM-em jako inspiracji do stand-upów. Muzycy opowiadali nam, jak dzięki grze zachowują wszystkie zmysły – albo, w niektórych przypadkach, je tracą – podczas tournée. Piłkarze przekonywali nas, że gra zainspirowała ich do wyrobienia licencji trenerskich i pójścia w trenerkę po zawieszeniu butów na kołku. Byli i tacy, co opowiadali nam, jak gry pomogły im przejść przez wyjątkowo trudny czas, jak dzięki nim mogli uciec w alternatywny świat, w którym prowadzili swoją drużynę.Gracze opowiadają o swoich wirtualnych karierach tak, jakby były prawdziwe. Nasi rozsiani po całym świecie niesamowici skauci znajdują wielkie talenty, zanim te zadebiutują w dorosłej piłce, dlatego gdy kibice wreszcie zobaczą ich na boisku, wielu zna ich już z FM-a.
Ktoś powiedział mi ostatnio, że postawił pieniądze na bramkę Ałana Dzagojewa z Czechami na Euro 2012 tylko dlatego, że znał go jako świetnego zawodnika FM-a. Jako że współpracujemy z fundacją War Child, pomagającą dziecięcym ofiarom wojny, poprosiłem, by przekazał część wygranej na ten cel. My sami wspieramy War Child procentem od każdej sprzedanej kopii Football Managera.
To wszystko sprawia, że byliśmy zachwyceni, kiedy BackPage Press poprosiło nas o pomoc przy książce mającej zebrać te historie. Szczególnie że też zaproponowali, że wesprą tę samą organizację.
Za nami wspaniałe dwie dekady, ale to wciąż tylko początek historii Sports Interactive i naszych gier. Wszyscy w studiu mamy nadzieję dalej tworzyć grę, w którą wszyscy będziemy chcieli grać przez kolejne lata.Z FM-EM NA KOZETCE
Dlaczego prowadzenie konferencji prasowych pod prysznicem jest zupełnie zdrowe
Jeśli grałeś w CM-a lub FM-a, prawdopodobnie przeżyłeś moment – może więcej niż jeden – kiedy zastanawiałeś się, czy nie postradałeś rozumu. Iain Macintosh na pewno miewał takie chwile, więc poprosiliśmy go, by dla dobra ogółu sprawdził się na kozetce psychologa.
Czasami martwię się o wpływ, jaki Football Manager wywarł na moje życie. Miałem dziewczyny, których nie kochałem tak bardzo jak mojego Scunthorpe United, z którym wygrałem Puchar UEFA (CM 07/98), przyjaciół, których nie widywałem tak często jak rezerw Nottingham Forest (CM 01/02). Jak to jest, że nigdy nie zarwałem nocy by pisać książkę, a wiele razy zarywałem noce, by wyprowadzić Welling z Conference South (FM07)?
Postanowiłem, że to odpowiedni czas, by zobaczyć się ze specjalistą, który dałby mi odpowiedzi. Doktor Simon Moore, główny wykładowca psychologii na London Metropolitan University, jest doświadczonym ekspertem w zakresie wpływu gier na zdrowie człowieka. Jeśli ktokolwiek będzie w stanie powiedzieć mi, czy mam naprawdę poważny problem, to właśnie on.
Iain Macintosh: Dzień dobry, panie doktorze. Dziękuję, że tak szybko znalazł pan dla mnie czas.
Iain Macintosh przed 20 latami nałogu i po nich – dowód, że FM jest dobry dla twojego zdrowia?
Simon Moore: Żaden problem, Iain.
IM: Widzi doktor… Nie powinienem się przypadkiem położyć na kozetce?
SM: Jeśli tak wolisz.
IM: Chyba tak zrobię. (Kładzie się). O tak, od razu lepiej.
SM: Z jakim problemem do mnie przychodzisz?
IM: Więc, doktorze, chodzi o to, że od 20 lat gram w Football Managera. Od pierwszej wersji, tej z wizerunkiem wściekłego faceta na pudełku. Spędziłem dziesiątki, setki, tysiące godzin, zarządzając fikcyjnymi drużynami, ustalając im taktykę, szukając i rekrutując do nich zawodników. Kiedy myślę o tym, co mogłem osiągnąć w zamian, ilu języków mogłem się nauczyć, ile miejsc zobaczyć, pęka mi serce. W pewnym momencie, gdy będę leżał na łożu śmierci, otoczony przez bliskich, łagodnie odpływając na następny plan egzystencji, będę potrafił myśleć tylko o tym, że musiałem spędzić, łącznie, około sześciu nieprzerwanych choćby na sekundę miesięcy przy grze komputerowej. Ale wie doktor, co jest najgorsze?
SM: Dalej, proszę…
IM: Że jestem dziennikarzem sportowym. Mam akredytację i tak dalej. Jestem co prawda zależny od pewnego budżetu i zdrowego rozsądku, ale generalnie mogę oglądać, jaki tylko mecz piłkarski sobie zamarzę i gdzie tylko sobie zamarzę, a jeszcze mi za to zapłacą. Zasadniczo więc spędzam wolny czas, robiąc coś, co jest w sumie przedłużeniem mojej pracy. Czy to nie dziwne?
SM: Eeech…
IM: O Boże, to nie najlepszy początek.
SM: Ale nie grasz wciąż w tę samą grę? Tę ze wściekłym facetem na pudełku?
IM: Dobry Jezu, nie. Kupowałem każdą kolejną wersję, gdy tylko trafiała na rynek. Nie jestem zakleszczony w 1992 roku.
SM: Ale lubisz mikrozarządzanie?
IM: O tak. Uwielbiam przejmować drużynę i ustalać nie tylko skład, ale też sztab szkoleniowy, plan treningów, kto ze starszyzny ma być mentorem których juniorów, wysilać spryt nad stałymi fragmentami, wysyłać w świat skautów – wszystkie te rzeczy. I nigdy nie gram tylko pierwszą drużyną. Zawsze prowadzę też rezerwy i zespoły juniorskie, tylko po to, by mieć pewność, że w klubie na wszystkich szczeblach następuje progres. I teraz najbardziej zastanawiająca rzecz: nie jestem w ogóle poukładany w jakiejkolwiek innej dziedzinie życia. Moje kwity podatkowe leżą wszędzie. Jeśli muszę coś zapisać, robię to długopisem na ręce, bo zawsze gubię notatniki. Ale gdy zanurzam się w świat Football Managera, nagle staję się najbardziej skrupulatnym człowiekiem na ziemi. Wszystko jest nakreślone, przygotowane, a przyszłość zaplanowana.
SM: Jak się czujesz, gdy grasz?
IM: Szczerze?
SM: Szczerze.
IM: Jak sam Bóg.
SM: Naprawdę?
IM: Czuję się, jak pan Bóg siedzący na zboczu góry, spoglądający w dół na śmiertelników, małych i zagonionych jak mrówki, którzy desperacko starają się wypełnić moje żądania, przerażonych na myśl o moim gniewie. Czy to dziwne? To dość dziwne, prawda?
SM: Eeeech…
IM: Nie podoba mi się ton pańskiego „eeech”, panie doktorze.
SM: Przepraszam. To nie jest dziwne, że nie ma analogii między grą a resztą twojego życia. Osoby mające obsesję na punkcie kontroli nie podchodzą w ten sposób do każdej dziedziny swojego życia. Jeśli pomyślimy na przykład o pracy, niektórzy maniacy kontroli nie zdradzają się w niej ze swoją obsesją, bo nie są w stanie w ten sposób manipulować współpracownikami. Co innego w domu, choćby w kwestii czystości albo tego, gdzie ma leżeć pilot od telewizora. Ale jeśli zmienisz środowisko, możesz zmienić zachowanie. Musisz najwyraźniej czuć, że masz więcej kontroli w środowisku Football Managera.
IM: Ale jestem dziennikarzem sportowym od sześciu lat. Można by pomyśleć, że nie będę czuł potrzeby zanurzania się w wymyślonym świecie futbolu, bo funkcjonuję w prawdziwym.
Simon Moore
SM: Tak, ale tylko do pewnego stopnia. Nie jesteś w nim, jesteś przy nim. W prawdziwym świecie piłki jesteś jednak na marginesie, twój wpływ jest ograniczony.
IM: A więc widział doktor moją listę kontaktów. No dobrze, może nie listę, ale liścik.
SM: Nie kontrolujesz naprawdę kluczowych aspektów prawdziwego futbolu, na przykład tego, jak radzi sobie drużyna. Ale robisz to w grze.
IM: Czy myśli doktor, że to dlatego moja potrzeba grania w ostatnich latach tylko się zwiększyła?
SM: Może… Może to konsekwencja twojej pracy. Może tego ci w niej brakuje i rekompensujesz sobie to uczucie grą.
IM: Rozumiem. A co z syndromem „jeszcze jednego meczu”, który sprawia, że… zawsze mam ochotę zagrać jeszcze jeden mecz? Dlaczego czasem siedzę na kanapie o pierwszej w nocy, pokój oświetla tylko ekran laptopa, a ja wnikam głęboko w czeluści nocy w pogoni za fikcyjnym trofeum?
SM: Cóż, to samo jest udziałem wielu graczy, a w istocie wielu nałogów. Zastanów się nad uzależnionym od gry na wyścigach konnych: zawsze chcą jeszcze jednego wyścigu. Tak samo z tymi, którzy godzinami siedzą przy jednorękim bandycie.
IM: O Boże, jest aż tak źle? Na poziomie tych nałogów?
SM: Tak. Niektórzy ludzie są uzależnieni na podstawowym poziomie dość linearnej zależności. Jeśli wciśniesz A, zdarzy się B. Jeśli się napijesz, poczujesz się dobrze. Lubią tę prostotę. Ale jest też wielu ludzi, którzy lubią złożoność zależności. W tego rodzaju grze mamy do czynienia z mnogością możliwości i potencjalnych kombinacji. Możesz, dosłownie, grać w Football Managera setki razy i za każdym razem mieć inny wynik. Jesteś w sposób oczywisty uzależniony od tej „boskiej” analogii, do której odwołałeś się wcześniej. Twój nałóg zbudowany jest wokół zasady „A co się zdarzy, jeśli tym razem zrobię im to?”.
IM: Więc nie tylko myślę, że jestem Bogiem, ale doktor myśli, że jestem mściwym, gniewnym Bogiem?
SM: Dokładnie. Twoja osobowość ujawnia się w pewien szczególny sposób w grze. Czy jesteś impulsywny na rynku transferowym?
IM: Nie. Jestem dość impulsywny w prawdziwych zakupach, szczególnie gdy chodzi o ser, ale nie w Football Managerze. Zawsze staram się mieć pewność, że mój zakup jest wynikiem wnikliwego skautingu i wyczerpujących przemyśleń.
SM: Widzisz, bardzo przejmujesz się tym, jak wypadniesz w grze, to twoja motywacja. Nie można rozmawiać o osobowości bez rozmawiania o motywacji. Chcesz radzić sobie dobrze, to też łączy się nierozerwalnie z tym, że sprawia ci to taką frajdę. Nie chcesz zepsuć sobie radości przez brak zaangażowania. Jeśli nie wygrywasz, nie bawisz się dobrze.
IM: Czy to nie jest niepokojące, że w prawdziwym życiu jestem lekkomyślny i impulsywny, a w Football Managerze wszystko planuję i jestem mistrzem mikrozarządzania?
SM: No cóż, to chyba tylko pokazuje, że nie masz stabilnej osobowości, prawda?
IM: Naprawdę?
SM: Tak. Nie martw się, to brzmi o wiele gorzej, niż jest w istocie. To dobra rzecz.
IM: To dobra rzecz?
SM: Niestabilność jest dobra. Nie lekkomyślna niestabilność. Nie chcesz zabić kogoś siekierą jednego dnia, a potem drugiego zachowywać się normalnie.
IM: Nie zabijam ludzi siekierą.
SM: Nie powiedziałem, że tak robisz.
IM: Wolałem to doprecyzować.
SM: Oczywiście, oczywiście. Mam na myśli to, że twoja osobowość jest elastyczna. Ma to związek z kwestią przetrwania. Jeśli wszędzie pokazywałbyś tę samą osobowość, z tym samym zbiorem cech, nie potrafiłbyś zaadaptować się do zmian sytuacji. Gdybym podłączył ci dyktafon na cały dzień, udowodniłbym ci, że rozmawiasz w różny sposób z różnymi osobami, że zachowujesz się przy różnych osobach inaczej, jesteś mniej lub bardziej pewny siebie zależnie od różnych sytuacji. Po prostu adaptujesz osobowość, by przetrwać w grze społecznej. W prawdziwym życiu działasz tak, jak działasz, bo konsekwencje nie są szczególnie dramatyczne. Nie jesteś uporządkowany, ale świat z tej przyczyny się nie skończy. Jesteś impulsywny, ale zgaduję, że nigdy nie doprowadziło to w twoim życiu do szczególnie wielkich problemów. Ale wiesz, że jeśli nie zaplanujesz swojego działania w Football Managerze, masz znacznie mniejsze szanse wygrać, a zwycięstwo daje ci przyjemność, co w konsekwencji kieruje nałogiem.
IM: O kurczę.
SM: To przegrupowanie, pozytywne przegrupowanie. Twoja praca „tylko” płaci rachunki, Football Manager dostarcza działki przyjemności. Dlatego to nie jest w ogóle dziwne, że zachowujesz się inaczej poza grą.
IM: To nie będzie wyglądać dobrze z punktu widzenia potencjalnych pracodawców, prawda?
SM: To naprawdę całkiem normalne. Bardziej motywuje to, co sprawia, że czujemy się dobrze, niż to, co musimy robić.
IM: Czy doktor nie sądzi, że to trochę smutne, że zarządzanie fikcyjnymi drużynami daje mi większego kopa niż, powiedzmy, gruba krecha koksu?
SM: Nie, w ogóle. Tak działa motywacja. W ten sam sposób niektórych motywują pieniądze, a innych nie. Podejście jest zawsze osobiste. Na ciebie działa Football Manager, nie grube krechy koksu. Co zapewne jest dobrą rzeczą, powiedziałbym, że dzięki temu osiągasz równowagę.
IM: Okej, a czy to złe, że okazjonalnie wyobrażam sobie, że rozmawiam ze swoimi piłkarzami?
SM: Nie, bo to integralna część całego doświadczenia. Zanurzenie się w tym świecie działa na ciebie, to cię w nim pociąga. Słyszałem ludzi wygłaszających przemowy w pustych pokojach, przybijających piątki klamkom i uważających się za członków rodziny królewskiej. Podtrzymujesz sytuację żywą, robiąc to, co jest potrzebne, aby sen trwał. Tak długo, jak nikogo nie ranisz, wszystko jest w porządku.
IM: A co z konferencjami prasowymi w mojej głowie?
SM: To też nieszkodliwe. W zasadzie to całkiem normalne, bo to środowisko, które dobrze znasz, łatwo ci je sobie wyobrazić.
IM: Cóż, to bardzo zachęcające. Czy kiedykolwiek spotkał doktor ludzi, którzy nie byli normalni, zaszli o jeden most za daleko?
SM: O tak. Poznałem ludzi, których zdrowie ucierpiało, których relacje osobiste legły w gruzach, którzy nie byli w stanie oderwać się od gry na tyle długo, by pracować. Ale to ekstremum. Zawsze będą ludzie zmagający się z nałogiem, ale tak samo jest z każdym rodzajem bodźców, stymulatorów.
IM: Czy to nie niepokojące, że jest tyle podobieństw pomiędzy uzależnieniem od Football Managera a, powiedzmy, uzależnieniem od alkoholu?
SM: Nałóg to nałóg.
IM: Czyli moje „uzależnienie” od Football Managera to zupełnie prawdziwy, trwający od 20 lat nałóg?
SM: Tak.
IM: Wow… Myślę, że to dłużej niż Eric Clapton brał kokainę.
SM: Przy Football Managerze ryzyko zdrowotne nie jest tak wysokie.
IM: Ktoś powinien swego czasu wspomnieć o tym Claptonowi.
SM: Możliwe, że jego muzyka by od tego ucierpiała. Tak czy inaczej, wszystko, co sprawia ci przyjemność, podnosi poziom twoich endorfin, wzmacnia pozytywne uczucie. Wszystko sprowadza się do procesu poznania; jeśli wierzysz, że coś będzie pozytywnym stymulantem, faktycznie tak będzie. Twoja podświadomość ma frajdę z Football Managera, cieszą ją wirtualne zwycięstwa, cieszy ją alternatywna rzeczywistość, którą kreujesz. To, z braku lepszego słowa, twój narkotyk.
IM: Kurde. Więc przyznanie, że mam problem, to pierwszy krok do uleczenia?
SM: A czy to problem? Czy to po prostu coś, co sprawia ci frajdę? Czy ma negatywny wpływ na twoje życie?
IM: Cóż, czasem żona czuje się urażona, że kiedy leżymy na kanapie, ona ogląda film z Jennifer Aniston, ja gram w FM-a na laptopie.
SM: No to masz problem.
IM: Mam?
SM: Tak, prawie wszystkie filmy z Jennifer Aniston są okropne.
IM: To nie tylko moja opinia, prawda?
SM: Nie.
IM: Każdy film jest taki sam. Ona jest bajecznie piękną singielką, która z niewytłumaczalnej przyczyny nie może znaleźć faceta, ma też równie piękną przyjaciółkę, ale piękną w mniej oczywisty sposób, i ta jest w filmie tylko po to, by robić sardoniczne żarty. Potem Jennifer spotyka kogoś, kto ABSOLUTNIE do niej nie pasuje, kłócą się, z czasem kłócą się coraz bardziej, aż do momentu, w którym coś zbliża ich ku sobie i w konsekwencji się całują, tylko po to, by zaraz kwestia złamanych zasad postawiła w stan zagrożenia cały związek, ale finałowy wyścig z czasem znowu zbliża ich do siebie.
SM: Mam prawdziwą pracę do wykonania, wiesz.
IM: Przepraszam.
SM: Football Manager nie jest więc przyczyną żadnych prawdziwych problemów? Grasz do pewnego konkretnego momentu, a potem kończysz?
IM: Tak, ale czasem ten konkretny moment to pierwsza w nocy, a zaczynam znowu o szóstej.
SM: Cóż, wiesz, co możesz, a czego nie możesz robić. Mniemam, że jeśli dałeś sobie radę z pobudką o szóstej, to i dałeś sobie radę z tym, co miałeś zaplanowane na ten dzień?
IM: Tak. Jestem tylko trochę zmęczony.
SM: Zatem wszystko w porządku. Sęk w tym, że wciąż robisz to, co robić musisz. W pewnym sensie twój umysł myśli: „Miałem mnóstwo zabawy zeszłej nocy z Football Managerem, ale teraz zajmijmy się robotą”.
IM: Zazwyczaj każe mi najpierw zrobić herbatę i kanapkę z bekonem, ale tak, rozumiem, do czego pijesz.
SM: To też dobrze. Jeśli tylko pilnujesz kalorii.
IM: Cenna porada. Zasadniczo więc, jeśli coś nie jest problemem, nie jest problemem?
SM: Generalnie tak. Mam na myśli to, że jeśli okłamujesz siebie, to masz problem. Jeśli nie spotykasz się z ludźmi, jeśli nie jesz regularnie i właściwie, jeśli nie pracujesz, wtedy to inna kwestia, ale w tym wypadku… powiedz sam, to problem?
IM: Nie! Co za wspaniała wiadomość. Czuję się, jakbym zrzucił wielki ciężar z barków.
SM: Cieszę się, że mogłem pomóc. Gry są często demonizowane, szczególnie te pełne agresji, ale to niesprawiedliwe. Wiemy, czym są, gracze też to rozumieją. Robisz to, co musisz, by osiągać postęp w grze.
IM: Co sprawia, że niektórzy gracze wybierają gry pełne agresji, a inni gry piłkarskie? Dlaczego jedni chcą pokonać smoka, a innym wystarczy wirtualne trofeum?
SM: Wszystkie gry to zabawa. Nie przestajemy grać w wieku 12 lat. Gra jest integralną częścią psychologii. Jeśli sam siebie posłuchasz, jeśli się nad tym zastanowisz, to uznasz, że dają ci frajdę, pozwalając robić rzeczy, na które nie masz szans w realnym życiu. Gry komputerowe to przedłużenie opowieści.
IM: Ale co sprawia, że niektórzy wolą walczyć ze smokiem, a inni babrać się w wypełnionej po brzegi statystykami piłkarskiej bazie danych, która w zasadzie jest ćwiczeniem z zarządzania zasobami ludzkimi? Zdawać by się mogło, że wszyscy raczej będziemy chcieć walczyć ze smokiem.
SM: Chciałbyś?
IM: Cóż, tak.
SM: Ja nie, wolałbym prowadzić klub piłkarski. To bezpieczniejsze.
IM: Nie, jeśli chodzi o Millwall. Staram się jednak dowiedzieć, czy są pewne typy osobowości, które są podatniejsze na urok Football Managera.
SM: Nie, tak bym tego nie ujął. Zgłębiałem ten temat i typy osobowości nie mają wpływu na dobór gier. Jest więcej relacji między typem osobowości a tym, jak gra się w grę. Czy używa się broni ręcznej, czy zaklęć, czy jest się lekkomyślnym czy bezpiecznymi kierowcą? To cechy gracza, które korelują z osobowością. Jak ta relacja manifestuje siebie, to już wielka losowość. Niektórzy spokojni ludzie są lekkomyślni w grach, niektórzy lekkomyślni, jak ty, są opanowani w grze. Możliwe, że próbujesz dobić w niej do ideału, który nie jest osiągalny w rzeczywistości.
IM: O kurde. To dość głębokie.
SM: Tym się zajmuję.
IM: Żeby więc podsumować: gram w Football Managera, ponieważ to lubię i moja podświadomość to lubi. Jestem w nim opanowany, ponieważ cała moja podświadomość wierzy, że to najlepszy sposób, by być jak najlepszym w tym środowisku, a więc w konsekwencji – lubić to doświadczenie bardziej. Prowadzę konferencje prasowe w wyobraźni, ponieważ to zwiększa moją przyjemność z gry, a co najlepsze, to nie problem, ponieważ to nie problem. Moje życie jest właściwie nienaruszone nałogiem.
SM: Dokładnie.
IM: To wspaniale. Czy może mi doktor teraz zrobić przysługę, zadzwonić do mojej żony i jej to wszystko powiedzieć?
SM: Żegnam.
Filozofia futbolu
„Widziałem na świecie niejedno. Ale wszystko, co wiem o moralności i obowiązkach, zawdzięczam piłce nożnej”.
Camus był pisarzem i filozofem, ale wcześniej także bramkarzem z atrybutem odwagi na poziomie 20, zanim w 1930 roku, w wieku 17 lat, podpisał kontrakt z gruźlicą. Była to choroba zakaźna i nieuleczalna.
Był zaciekłym przeciwnikiem nihilizmu i jako taki z pewnością znalazłby wielką wartość w życiu zastąpionym przez najwyższej klasy symulację zarządzania.
Albert Camus
Prowadzę konferencje prasowe w wyobraźni, ponieważ to zwiększa moją przyjemność z gry, a co najlepsze, to nie problem, ponieważ to nie problem. Moje życie jest właściwie nienaruszone nałogiem.TECHNIKA I SZYBKOŚĆ
Jak przejąć kontrolę nad światem, nie wychodząc z łóżka.
Cała przygoda zaczęła się w Cheshire, gdzie we wczesnych latach osiemdziesiątych dwóch braci, jak tysiące innych młodych ludzi w Wielkiej Brytanii, zaczęło grać w Football Managera. Pierwszy FM, napisany i wydany przez Kevina Tomsa, angielskiego producenta gier, był grą, która na ówczesnych komputerach umożliwiała niezwykle wciągające doświadczenie zarządzania drużyną piłkarską.
To on zainspirował Paula i Olivera do stworzenia własnej gry, w którą wkrótce wciągnęli się ich kumple ze szkoły; została jednak odrzucona przez 18 z 20 wydawców, jakim wysłali swój tytuł.
Paul: Mieliśmy komputer BBC Micro, rodzice myśleli, że będzie dobry do celów edukacyjnych. Więc graliśmy na nim w Football Managera.
FOOTBALL MANAGER TO MOJE ŻYCIE: JAK DŁUGO ZAJĘŁO WAM PRZEJŚCIE OD GRANIA W FM-A DO PRÓB STWORZENIA WŁASNEGO TYTUŁU?
Oliver: Najpierw raczej eksperymentowaliśmy z programowaniem, niż faktycznie programowaliśmy.
Paul: Na początku stworzyłem generator tabeli ligowej, który wypełniał wyniki i tabelę First Division, a potem je uaktualniał. To była moja pierwsza próba. Mieliśmy kilka takich małych narzędzi początkowych, czyż nie?
Oliver: Co to było, amstrad?*
Paul: Na amstradzie zaczęliśmy od nowa, albo ty zacząłeś, z tą całą techniką i szybkością?
Oliver: Technika i szybkość! Z jakiegoś powodu je wyróżniliśmy, albo ja je wyróżniłem, wezmę winę na siebie…
Paul: No wiesz, kiedy się nad tym zastanowić, to akurat całkiem fundamentalne kwestie dla piłki nożnej.
Oliver: Uznałem, że dwie podstawowe cechy piłkarzy to technika i szybkość. I tyle. Żadnego podania, gry głową.
Paul: To jest szkoła myślenia Arsène’a Wengera: technika i szybkość.
Oliver: Więc tak, myślę, że to było na amstradzie, chyba nawet na amstradzie 6128. Tym z wejściem na dyskietkę, eksperymentowaliśmy na nim długo.
Paul: Myślę, że zacząłem w 1985.
Oliver: A nie kilka lat po tym, gdy dostaliśmy ST?
Paul: Kupiliśmy atari ST, to prawda – porządny język programowania.
Oliver: Potem była amiga 500. Za każdym razem przepisywaliśmy program; czy nie było tak, gdy przenosiliśmy się z ST na amigę 500?
Paul: Myślę, że trzeba go było przepisać, ponieważ musiał znaleźć się na GFA Basic. Mniej więcej wtedy poszedłem na uniwerek i spędziłem tam kilka lat. Każdy z nas robił coś po swojemu, a potem wracaliśmy po semestrze i nie robiliśmy nic poza siedzeniem przed komputerem. Ale ty wciąż byłeś w szkole, więc pewnie robiłeś sporo z domu.
Oliver: Tak, trochę przy tym dłubałem, choć z przerwami, to był rodzaj hobby. Rozmawialiśmy o tym między sobą jako o „Grze”. Wiesz: „Zrobiłeś coś więcej przy Grze?”. Albo: „Chcesz przyjechać i popracować przy Grze?”. To był stały temat, myślę, że fajny, by dzielić go z bratem.
Paul: Właśnie przez to zostawiłem uniwerek, a w zasadzie mnie z niego wyrzucili. Spędzałem za dużo czasu, pijąc piwo i majsterkując przy Grze. To był chyba 1990?
Oliver: Tak, mniej więcej. U mnie było podobnie.
Paul: Później zaczęliśmy ją wysyłać, wraz z listami.
Oliver: To było chyba wtedy, kiedy wróciłem z uniwerku, na którym w ogóle mi się nie podobało i gdzie nie chciałem zostać. Zawsze mieliśmy z tyłu głowy myśl: „Właściwie dlaczego nie zobaczyć, co można zrobić z Grą? Wszyscy kumple mówią, że jest naprawdę dobra, grywalna, fajna. Dlaczego nie spróbować?”. Chodziło o to, żeby ją trochę doszlifować, napisać przewodnik użytkownika, który ostatecznie stworzyłem ja, potem zrobić 20 fotokopii i wysłać wszystko do szeregu wydawców, by zobaczyć, co się stanie.