- W empik go
Fragile heart - ebook
Fragile heart - ebook
Wyczekiwana kontynuacja miłosnej historii Rosie – młodej i ambitnej dziennikarki muzycznej oraz fascynującego perkusisty Adama, który mierzy się z ograniczeniami, utrudniającymi mu ułożenie życia osobistego.
Minęły trzy miesiące, odkąd Adam zerwał kontakt z Rosie. Słowa jego listu pożegnalnego nadal odbijają się echem w jej głowie, a serce boli tak samo, jak pierwszego dnia po rozstaniu. Rosie tęskni za głębokimi rozmowami, jakie ze sobą prowadzili, i za bliskością, jaka łączyła ich nawet wtedy, gdy dzieliły ich tysiące kilometrów.
Audycja, którą Rosie prowadzi w radiu internetowym i którą – po nieudanym wywiadzie ze Scarlet Luck – niestrudzenie próbuje wznowić, daje jej przynajmniej krótką chwilę zapomnienia. Ale właśnie wtedy, kiedy zaczyna wierzyć, że mogłaby kiedyś przeboleć odejście Adama, ten ponownie się do niej odzywa i momentalnie wszystkie uczucia, nadzieje i marzenia, które tak bardzo próbowała stłumić, wracają.
Czy tych dwoje mają jeszcze szansę na wspólne szczęście, skoro dzielą ich całe światy?
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8266-262-7 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Missing You_ – The Vamps
_Memories_ – Conan Gray
_Movies_ – Conan Gray
_Lonely Heart_ – 5 Seconds of Summer
_Take My Hand_ – 5 Seconds of Summer
_Nights Like This_ (feat. Ty Dolla $ign) – Kehlani
_altar_ – Kehlani
_Streets_ – Doja Cat
_Fair_ – Normani
_neverletyougo_ – Role Model
_How Does It Feel_ – Brandin Jay
_you broke me first_ – Tate McRae
_Ring_ (feat. Kehlani) – Cardi B
_Unerreichbar weit_ – Joris
_Call Me Lover_ – Sam FenderPROLOG
ROSIE
Sierpień
Adamie,
nie musi Ci być przykro. Jestem z Ciebie niesamowicie dumna, że zdecydowałeś się poszukać pomocy. Życzę Ci wszystkiego co najlepsze i towarzyszę Ci w myślach na każdym kroku, chociaż rozumiem, że musiałeś to zakończyć. Gdybyś czegoś potrzebował, nie wahaj się ze mną skontaktować.
Twoja
Rosie
Przeczytana
Wrzesień
Adamie,
teraz, kiedy już od miesiąca się nad tym zastanawiam, przyszło mi do głowy jeszcze coś i chcę, żebyś to wiedział.
W żadnym wypadku nie zmarnowałeś mojego czasu. Przeciwnie, wzbogaciłeś go. Swoim powściągliwym poczuciem humoru, sposobem, w jaki mnie słuchałeś i rozumiałeś jak nikt inny na świecie, dołeczkami w policzkach, które pojawiały się wraz z Twoim uśmiechem, i wszystkimi innymi sympatycznymi rzeczami, które stanowią o tym, że jesteś tym, kim jesteś. Chciałabym, żebyś to zrozumiał.
Twoja
Rosie
Przeczytana
Październik
Adamie,
chciałam Ci tylko dać znać, że się wyprowadziłam i po powrocie Twoje królestwo znowu będzie należeć tylko do Ciebie. Mam ogromną nadzieję, że czujesz się lepiej. Chciałam Ci też napisać, że wszystko, co powiedziałam podczas naszej ostatniej rozmowy przez telefon, nadal jest prawdą: brakuje mi Ciebie.
Tak strasznie mi Ciebie brakuje.
Żałuję, że nie miałam szansy pokazać, że Twoje serce znalazłoby u mnie bezpieczną przystań.
Twoja
Rosie
Wiadomość nie mogła zostać dostarczona.
Adam
Sierpień
Dostałem zeszyt, w którym mam notować swoje postępy. Wspaniale. Po prostu wspaniale. Mój dzisiejszy postęp? Udało mi się zwymiotować do kibla, a nie obok. Poza tym dostałem na godzinę swoją komórkę. Tylko po to, aby zobaczyć, że napisały do mnie setki ludzi, spośród których zaledwie jedna osoba naprawdę mnie interesuje.
Rosie.
Zawsze tylko Rosie.
Ale wiem, że to nie ma sensu. To beznadziejna sprawa. Podobnie jak całe moje popaprane życie.
Wrzesień
Nadal nie mogę spać i widzę rzeczy, których nie powinienem widzieć, bo ciągle muszę o nich mówić. Powoli tracę już na to ochotę. To cholernie męczące. Najbardziej męczące ze wszystkiego, co do tej pory przechodziłem. Każdy dzień to walka. Ręce mi drżą. Z każdym tygodniem przybieram trochę na wadze. Codziennie mam kołatania serca i czasami czuję, jakbym przechodził zawał. W kiepskich momentach żałuję, że nie jest to prawdą. Nie wiem, jak długo to jeszcze wytrzymam. Ale wtedy myślę o chłopakach. O mamie i tacie. I o Rosie, chociaż wcale tego nie chcę.
Nie jestem osobą, na którą oni wszyscy zasługują. Ale pracuję nad tym, żeby się nią stać, nieważne, jak bardzo to boli. A boli.
Na Boga, jak to boli.
Październik
Tak wiele przede mną. Nowe nastawienie. Nowe możliwości. I nowe leki.
Teraz, kiedy wreszcie znaleźliśmy tabletki, które toleruję, jest trochę lepiej. Od kilku tygodni już nie nienawidzę siebie tak bardzo, a serce pompuje krew spokojnie i w równym tempie. Próbuję nowych rzeczy, tak jak poradził mi Johar. Maluję. Czytam. Piszę piosenki. Ale chociaż to wszystko mi pomaga, od czasu do czasu nadal czuję się dosyć kiepsko. Boję się dnia, w którym stąd wyjdę i wpadnę ponownie w utarte tory. Mój terapeuta znalazł na to dobrą metaforę. Twierdzi, że nałóg można uciszyć, jeśli się nieustannie nad sobą pracuje i stawia rzeczy ważne na pierwszym planie. Takie jak dobra piosenka albo melodia, która wypełnia stadion z dziesięciotysięczną publicznością. Z kolei nałóg to statyczny szum w tle, który cały czas tam jest, ale można go całkiem nieźle wyciszyć, aż osiągnie się stan, w którym już w ogóle go nie słychać.
Jestem tak daleko, że prawie w to wierzę.
Prawie.1
ADAM
Inaczej to sobie wyobrażałem.
Wychodziłem z założenia, że po trzech miesiącach w klinice odwykowej wymaszeruję z niej z podniesioną głową. Uleczony. Bez problemów. Z twarzą zwróconą ku słońcu.
Rzeczywistość wyglądała inaczej.
Zamiast opuścić klinikę głównym wejściem, musiałem zjechać do garażu podziemnego w dużo za ciasnej windzie, bo od frontu roiło się od paparazzich, którzy tylko czekali, żeby strzelić mi kolejną żałosną fotkę. Wiedziałem, że udało im się to już mnóstwo razy. Znałem te zdjęcia. Ludzi takich jak ja, w kapturach naciągniętych na głowę. Ludzi, których starannie ukrywane, poszarzałe twarze i tak zazwyczaj dało się rozpoznać. Na pierwszy rzut oka było widać, jak są wyniszczeni. Łatwo dostrzec, że stoczyli walkę z nałogiem, który nie oszczędza nikogo. Mnie też nie. Za ostatnie miesiące zapłaciłem wysoką cenę. Na początku symptomy odstawienia manifestowały się jako zaburzenia snu, zawroty głowy, przyspieszone bicie serca i silne mdłości. A potem zaczęło się najgorsze: musiałem zacząć mówić. Każda warstwa mojego „ja” została boleśnie rozcięta, rozłożona na części i w końcu pobieżnie zszyta z powrotem, tak że teraz w najmniejszym stopniu nie czułem się uzdrowiony, przeciwnie, dużo bliżej było mi do jakiegoś frankensteina, którego w całości utrzymują jedynie świeże szwy. Wiedziałem, że musi minąć jeszcze dużo czasu, żebym znowu poczuł się naprawdę sobą.
Gdyby ktoś teraz zrobił mi zdjęcie, byłoby na nim widać wrak człowieka. Pozbawiony formy, z wypłowiałymi kosmykami, bladą twarzą i zwieszonymi nisko ramionami. Kogoś, kto ledwo przeżył zaciętą walkę.
Wpatrywałem się w świecące przyciski przede mną i unikałem wzroku personelu. Jedyne, czego chciałem, to jak najszybciej wsiąść do samochodu i opuścić to miejsce tak, żeby fotoreporterzy mnie nie dopadli. Bo to, co sobie obiecywałem po tym dniu, nie nastąpiło. Nie czułem się uzdrowiony, nie miałem też wrażenia, że od teraz moje życie wskoczy na właściwe tory. Problemy nie zniknęły. Podczas trzech miesięcy spędzonych w klinice stały się mniej dotkliwe, to na pewno, wciąż jednak istniały. Tak samo jak cała reszta gówna, która czekała na mnie na zewnątrz.
Cały czas miałem przed oczami tych wszystkich ludzi, których zostawiłem i rozczarowałem. Widziałem Thorna, Buckleya i Hunta. Leah. Moich rodziców. I jeszcze jedną twarz, której obraz stanął w płomieniach, gdy tylko zaczął się materializować w moich myślach.
_Nie myśl o niej_, powiedziałem sobie bezgłośnie, kiedy drzwi windy rozsunęły się na boki. _Nie teraz. Już nigdy więcej._
W ostatnich miesiącach te słowa stały się moją nową mantrą. Raz po raz wbijałem je sobie do głowy, co – szczerze powiedziawszy – nie było łatwe. Johar, mój terapeuta, zapewniał mnie, że nie byłoby w tym nic złego, gdybym przestał ze sobą walczyć i w tym obszarze życia zrezygnował wreszcie z poczucia kontroli. Niestety, wyzwolenie się z przyzwyczajenia, które praktykowałem od lat, okazało się niemożliwe w tak krótkim czasie.
Nie chciałem myśleć o Rosie. Po prostu nie mogłem. Samo myślenie o niej, nie mówiąc już o jej widoku, sprawiała, że panika, wściekłość i tęsknota budziły się w mojej piersi z donośnym rykiem. A dopóki każdy mój dzień był walką z nałogiem, nie mogłem tego znieść.
Natomiast tłamszenie wszelkich wspomnień o Rosie było wprawdzie bolesne, ale dawało się jakoś wytrzymać. W przeciwieństwie do myśli o alkoholu, które nadal zbyt mocno mnie zajmowały. W tej chwili nie czułem potrzeby, żeby się napić, ale od tygodni bałem się momentu opuszczenia kliniki. Bałem się powrotu do świata, w którym napełnienie piersiówki pierwszym lepszym napojem alkoholowym nie będzie stanowiło żadnego problemu.
Potarłem dłonią klatkę piersiową. Nagle serce zaczęło mi bić jak oszalałe, ale próbowałem to zignorować i wyszedłem z windy wprost na podziemny parking. Zaledwie kilka metrów przede mną stał czarny SUV z przyciemnionymi szybami, a zaraz obok – wysłany po mnie kierowca. Właśnie wkładał moją walizkę do bagażnika. Nieznacznie skinął głową, zamknął klapę, podszedł do tylnych drzwi i je otworzył.
Odwróciłem się do pracowników kliniki i kiwnąłem im głową na pożegnanie. W tym momencie kątem oka zauważyłem ruch. Ze zmarszczonym czołem obróciłem się w kierunku samochodu. Zamarłem.
Ze środka wysiadła kobieta. Była o głowę niższa ode mnie, miała szpakowate włosy i najcieplejszy uśmiech na świecie.
Zmrużyłem oczy i zadałem sobie pytanie, czy to wzrok płata mi teraz figla. Otworzyłem lekko usta, ale nie opuściło ich żadne słowo, podczas gdy kobieta zbliżała się do mnie wolnym krokiem. Widziałem, jak jej oczy wypełniają się łzami, ale nadal nie mogłem się ruszyć. Byłem jak sparaliżowany. Kiedy do mnie podeszła, nie wahała się ani sekundy i mocno mnie objęła. Była jedynym człowiekiem, który mógł to bezkarnie robić. Jedynym człowiekiem, przy którym mi to nie przeszkadzało. Mimo to w pierwszej chwili nie potrafiłem odwzajemnić uścisku. Stałem tylko nieruchomo, sztywny jak kołek.
– Mamo? – wykrztusiłem zachrypniętym głosem.
Na nic więcej nie było mnie stać. Mama kojąco głaskała mnie po plecach okrężnymi ruchami, a jej znajomy zapach wypełnił mi nozdrza.
– Wszystko będzie dobrze, skarbie – wyszeptała.
W końcu udało mi się pozbyć odrętwienia. Podniosłem ręce i objąłem matkę. Zmęczony, opuściłem głowę, tak że opadła jej na ramię. Nie miałem już siły. I nie wiedziałem, jak kiedykolwiek miałbym ją znowu odzyskać.
– Wszystko będzie dobrze – powtórzyła. – Jestem tu.
Przytuliłem ją jeszcze mocniej i zacisnąłem powieki, żeby poskromić obezwładniające pieczenie oczu. A potem już tylko stałem i trzymałem się mocno mamy, która raz po raz powtarzała, że wszystko będzie dobrze.
Kiedy tak się trwaliśmy w uścisku, przez głowę przeleciała mi jedna jedyna myśl.
_Nie jestem sam._3
ADAM
– A może wziąłbyś sobie kota? – spytała nagle mama.
Odwróciłem się i spojrzałem na nią z uniesionymi brwiami.
– Niby dlaczego miałbym brać sobie kota?
– Wcześniej, kiedy wracałeś ze szkoły w złym humorze, dobrze ci robiło, gdy Chubby wciskał ci się na kolana ze swoim grubym tyłkiem.
Parsknąłem śmiechem, który jednak zgasł równie szybko, jak się pojawił. Potem znowu wyjrzałem przez okno i przyglądałem się morzu.
Siedzieliśmy w moim salonie w Malibu. Dopiero kiedy tu przyjechaliśmy, spostrzegłem, jak bardzo brakowało mi tego widoku. Fale wzdymały się i zapadały w nicość. Przez silny wiatr osiągały więc znaczną wysokość, po czym załamywały się i opadały z hukiem raz za razem. Coś podobnego działo się ze mną każdego dnia. Wstawałem, upadałem, zbierałem mozolnie to, co ze mnie zostało, i powtarzałem wszystko od początku, nie wiedząc, kiedy następnym razem znowu upadnę.
Mama tymczasem próbowała już od jakiegoś tygodnia znaleźć coś, co mogłoby poprawić mi humor, ale jej propozycje pozostawiały dużo do życzenia (chociaż nigdy nie powiedziałbym jej tego otwarcie). Nie potrafiła inaczej. To, przez co właśnie przeszedłem, było dla niej trudne do zrozumienia i uważała, że oprócz terapii i leków coś takiego jak kot do przytulania na sto procent pomogłoby mi rozwiązać wszystkie problemy. Ja jednak miałem spore wątpliwości, czy zwierzak zdołałby w jakimkolwiek stopniu zmniejszyć mój strach przed dotykiem czy też pomóc w walce z uzależnieniem od alkoholu. Leki sprawdzały się dużo lepiej, chociaż utyłem przez nie już parę kilogramów. Chciałbym, żeby było mi to obojętne, ale ułamek mojej próżności chyba przetrwał nawet psychiczne załamanie. Próbowałem się tym jednak nie przejmować, bo leki naprawdę pomagały. Życie nie wydawało mi się już tak trudne jak wcześniej.
– Nie mam czasu na zwierzęta, mamo – odpowiedziałem po chwili. – Poza tym nie chciałbym zostawiać go tu samego, kiedy…
…_miesiącami będziemy w trasie_, chciałem dodać, ale słowa utknęły mi w gardle. Nie miałem pojęcia, czy po tym, co się stało, jeszcze kiedykolwiek pojadę w trasę. Czy chłopcy będą mnie chcieli w zespole. Czy może wszystko nieodwołalnie zniszczyłem.
Patrzyłem na morze, ale gdy mama nie odzywała się przez dłuższy czas, odwróciłem się znowu do niej. Głowa na fotelu opadła jej na bok, usta miała lekko otwarte. Zasnęła.
Nic dziwnego. Przez ostatnie dni bezustannie się mną opiekowała, odnajdując nieposprzątane zakątki domu, które w ostatnich latach całkowicie straciłem z oczu. W zasadzie miałem się za zorganizowanego faceta, jednak kiedy mama przyjeżdżała z wizytą, okazywało się, że jest inaczej.
Od tygodnia spędzała ze mną każdą minutę, jakby się obawiała, że mógłbym sobie coś zrobić, gdyby oddaliła się choćby na dwa metry. Ta opieka i strach w oczach, który mama na próżno próbowała przede mną ukryć, doprowadzały mnie do szału. Raz przyłapałem ją na tym, jak stoi przed kabiną prysznicową, kiedy byłem w środku. Dopiero wtedy powiedziałem jej, że dobrze by mi zrobiło trochę swobody. Ugotowała więc solidną porcję irlandzkiego gulaszu i zmusiła mnie do zjedzenia kilku misek, co mocno przypomniało mi dzieciństwo. Okazało się to jednak lepsze niż warta w łazience, byłem więc jej za to ogromnie wdzięczny.
Wstałem z sofy, wziąłem grubo dziergany wełniany koc, który mama przywiozła dla mnie z Irlandii, i podszedłem do jej fotela. Lekko opuściłem oparcie, po czym okryłem ją kocem. Potem sięgnąłem po puste kubki po herbacie i wstawiłem je do zmywarki. Stałem tam jeszcze dłuższą chwilę, zastanawiając się, co ze sobą zrobić. Tykanie zegara nad drzwiami brzmiało niemal nadnaturalnie głośno.
Mój wzrok padł na drzwi tarasowe. Długo się nie zastanawiając, wyszedłem boso na zewnątrz. Uderzył we mnie podmuch wiatru, a oczy momentalnie zaczęły łzawić. Osłoniłem twarz i spojrzałem w kierunku drzwi, na które od tygodnia nawet nie popatrzyłem, bo na samą myśl o nich czułem bolesny ucisk w klatce piersiowej.
To był pierwszy raz, kiedy mama zasnęła przede mną. Pierwszy raz po moim powrocie, kiedy naprawdę miałem chwilę tylko dla siebie i nie byłem pewien, czy to właśnie tam chcę ją spędzić. Ale najwidoczniej nie mnie było o tym decydować – moje ciało uniezależniło się ode mnie i podążyło w kierunku domku gościnnego. Mama spała w domu, w pokoju naprzeciwko mojego, więc od wyjazdu Rosie nikogo tu nie było.
Przesunąłem szklane drzwi i włączyłem światło. Wolno skierowałem kroki do pokoju po lewej stronie. Kiedy wszedłem do środka, poczułem pod stopami zimne drewno. Tutaj też zapaliłem światło.
Pomieszczenie, którego normalnie używałem podczas prób, wyglądało tak samo jak wcześniej. Nic nie wskazywało, że jeszcze do niedawna ktoś tu mieszkał. Nie wiem, czego oczekiwałem, ale poczułem wirowanie w żołądku, co przyprawiło mnie o zawrót głowy. Przeszedłem kilka kroków i usiadłem na łóżku. Coś trzasnęło. Przesunąłem się kawałek w bok i sięgnąłem pod kołdrę. Wyciągnąłem małą torebkę pokrytą wieloma podobiznami Hello Kitty. Zaczęły mi drżeć ręce.
Rozwiązałem wstążkę, która zdobiła torebkę, i włożyłem rękę do środka. Ze zmarszczonym czołem wyciągnąłem biały podkoszulek, przy którym wisiała jeszcze metka, i tabliczkę czekolady. Na niej leżała koperta.
_Adam_ – było na niej napisane małymi, pochyłymi literami.
Coś ścisnęło mnie za gardło. Nagle poczułem na sobie ciężar wyrzutów sumienia.
Rosie wielokrotnie próbowała się ze mną skontaktować. Pisała wiadomości, na które po prostu nie byłem w stanie odpowiedzieć. Kiedy poszedłem na odwyk, wszystko mnie przerastało. Czytanie napisanych przez nią słów i świadomość, jak bardzo ją rozczarowałem, tylko jątrzyły i tak krwawiącą ranę.
Mój terapeuta wciąż powtarzał, że muszę skupić się na sobie. Dowiedzieć się, czego naprawdę chcę. Co czyni mnie szczęśliwym. Mówił, że powinienem przeciwstawić się demonom, przed którymi tak długo uciekałem, a ja wiedziałem, że nie zdołam tego zrobić, jeśli będę się jednocześnie oddawał skomplikowanym uczuciom do Rosie. Chciałem pozbyć się negatywnych głosów w mojej głowie, a żeby tak się stało, ja też musiałem się stać inną osobą. A ta osoba nie miała siły opiekować się jeszcze kimś innym. Może to zabrzmi egoistycznie, ale musiałem to przetrwać i wyjść z tego w jednym kawałku. Wtedy nic więcej się nie liczyło.
Od mojej ostatniej rozmowy z Rosie minęły miesiące. Podczas odwyku często o niej myślałem, chociaż wcale tego nie chciałem. W pewnym momencie ból związany z nią był tak wielki, że go zdusiłem i w pierwszej kolejności zadbałem o najistotniejsze sprawy. Między innymi pozbyłem się komórki i abonamentu, nie wiedziałem więc nawet, czy Rosie dalej do mnie pisze. Czy na jej miejscu bym to robił? Pewnie tak. A może nie. W końcu przychodzi moment, w którym trzeba zrobić krok naprzód, a ja miałem ogromną nadzieję, że ona go zrobiła.
Odetchnąłem głęboko. Potem obróciłem w ręce kopertę i ją otworzyłem. Była zaklejona błyszczącą taśmą i kiedy ją rozrywałem, żeby wyciągnąć list, musiałem przełknąć ślinę. Rozłożyłem kartkę i przygotowywałem się wewnętrznie na wszystko, co mogę tam odnaleźć: wściekłość Rosie, jej rozczarowanie, nienawiść. Dopiero kiedy otoczyłem się wysokim murem, zacząłem czytać.
Kochany Adamie,
dziękuję, że pozwoliłeś mi tu mieszkać!
Przelałam Ci resztę czynszu. Niestety zniszczyłam Twój podkoszulek farbą do włosów, dlatego zostawiam Ci nowy.
Serdeczne pozdrowienia
Rosie
Przeczytałem list jeszcze raz.
I jeszcze.
Ręce zaczęły mi mocniej drżeć i w pierwszym momencie nie wiedziałem dlaczego. W jej słowach nie było wściekłości. Ani rozczarowania. Ani nienawiści.
Może właśnie to był powód.
W tych kilku linijkach nie było… niczego. Żadnego śladu tego, co nas łączyło. Żadnych słów pożegnania, żadnych emocji, których tak bardzo się bałem. Zamiast tego pożegnała się ze mną formułką, jaką mogłaby napisać na końcu cholernego maila do kolegi z pracy.
Opadłem na poduszki, na których w ciągu ostatnich miesięcy spała Rosie. To było miejsce, w którym wyszeptała moje imię przez telefon, cicho, rozpaczliwie, namiętnie.
Wpatrywałem się w sufit, podczas gdy w głowie wszystko mi wirowało.
Może powinienem być zadowolony, że sformułowała ten list tak lakonicznie. Że nie napisała „Twoja Rosie”, bo w rzeczywistości nigdy naprawdę nie była moja, chociaż przez długi czas sobie tego życzyłem. Powinienem się cieszyć, że najwidoczniej zraniłem ją mniej, niż sądziłem.
Po chwili przewróciłem się na bok i wciągnąłem głęboko powietrze. Pościel pachniała płynem do płukania. Ani śladu Rosie. Wszystko było czyste i dokładnie takie, jakie zostawiłem, zanim się tu wprowadziła. Poza listem nic w tym pokoju nie wskazywało, że Rosie kiedykolwiek tu była. Że siedziała na łóżku w moim podkoszulku i zrobiła dla mnie zdjęcie, którego nie potrafiłem skasować nawet teraz, na nowej komórce. Że leżała tu i śmiała się, rozmawiając ze mną przez telefon. Że była tu, kiedy wyznaliśmy sobie, że za sobą tęsknimy. Kiedy po raz pierwszy się przed nią otworzyłem, czego jeszcze nigdy przed nikim nie zrobiłem.
Tak było dobrze.
Wszystko było dokładnie takie, jakie być powinno.
Tylko sposób, w jaki ściskał mi się żołądek, zupełnie na to nie wskazywał.4
ROSIE
Siedziałam nad planem redakcyjnym na okres świąteczny, chociaż nadal nie mogłam uwierzyć, że zaczyna się już w przyszłym miesiącu. Był to czas, w którym sponsorzy płacili najwięcej za krótkie reklamy w naszym show, a po ostatnich miesiącach naprawdę potrzebowałam pieniędzy. Chociaż statystyki kliknięć wyglądały dużo lepiej niż w zeszłym roku, po incydencie w sieci i długiej przerwie w lecie odpadł jeden z głównych reklamodawców i musieliśmy załatać dziurę innymi. Pracowałam nad tym od miesięcy, a nadal nie widziałam choćby światełka w tunelu. O każdego gościa musiałam zabiegać dwa, trzy razy intensywniej niż wcześniej, a przy moich brakach energii to zadanie okazało się wyjątkowo trudne.
– Czasami nienawidzę tej branży – powiedział Bodhi, który siedział przy swoim biurku.
Opadł do tyłu z dłońmi skrzyżowanymi za głową i patrzył w ekran komputera. Jego słowa przypomniały mi naszą rozmowę podczas World Music Awards, kiedy Menace odwalił swoją głupawą akcję.
– Dlaczego? – spytałam i zapisałam szybko ostatnią zmianę w planie.
– Bo kto robi takie zdjęcia? To po prostu niesmaczne.
Podeszłam, żeby zobaczyć, co go tak poruszyło. Odwrócił monitor, dzięki czemu miałam lepszy widok.
Serce podskoczyło mi do gardła. I na moment stanęło. Po czym podskoczyło jeszcze raz i niemal wyskoczyło z piersi. Momentalnie nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Sięgnęłam ręką w bok, wpierw w próżnię, ale potem udało mi się chwycić oparcia krzesła, na którym siedział Bodhi. Zagłębiłam paznokcie w obiciu, aż zatrzeszczała sztuczna skóra.
Od razu chciałam wyrzucić to zdjęcie z pamięci. Wolałabym, żeby Bodhi mi go nie pokazywał. Bo nikt, __ naprawdę nikt, nie miał prawa być świadkiem tej chwili. A teraz tym świadkiem stałam się ja. Podobnie jak jakieś sto tysięcy innych osób na świecie. Tylko dlatego, że jednemu z paparazzich zabrakło zarówno honoru, jak i współczucia, i myślał wyłącznie o wielkich pieniądzach, które najpewniej zarobił na tym zdjęciu.
Chciałam odwrócić wzrok, ale nie mogłam.
Na zdjęciu był Adam.
Adam, który od trzech miesięcy znajdował się na odwyku.
Adam, który teraz najwidoczniej go skończył.
Mój Adam, który tak naprawdę nigdy nie był mój_._
Wychodził właśnie z windy, a za nim podążało dwóch mężczyzn, których twarze zostały zamazane. Jakaś kobieta obejmowała obiema rękami jego szeroką sylwetkę, a on był pochylony do przodu. Miał na sobie szare spodnie dresowe, workowaty podziurawiony podkoszulek, jego włosy były trochę dłuższe niż zwykle, a po niebieskim kolorze, którym farbował je jeszcze kilka miesięcy temu, nie został nawet ślad. Kosmyki opadały mu na twarz, tak że z trudem można było cokolwiek zobaczyć. Ale to nie było potrzebne. Jego postawa wyrażała takie cierpienie i bezsilność, że na sam ten widok coś ścisnęło mnie za gardło.
Zrobiło mi się niedobrze. To było jak podczas uderzenia pioruna – chciałam odwrócić wzrok, ale wszystko wydarzyło się tak szybko, że nie zdołałam.
Wypuścili go.
Znowu tu był.
A jednocześnie go nie było.
Tamta wiadomość, którą mi wtedy wysłał… zasmuciła mnie, zezłościła i zraniła. Jednocześnie niewyobrażalnie mu współczułam. Chciałam być blisko i mu pomóc, ale tu nie chodziło o mnie. Przyznanie się do tego przed samą sobą naprawdę bolało. Czułam się bezradna, chciałam coś zrobić, ale nie mogłam. Adam musiał skoncentrować się na sobie, a nie na mnie i na tym, co z biegiem czasu rozwinęło się między nami. Rozumiałam to, chciałam, żeby mu się poprawiło, jednocześnie jednak z każdym oddechem boleśnie tęskniłam za tym, co mieliśmy. Brakowało mi naszych rozmów, głupawych wiadomości, które zawsze mnie rozśmieszały, jego głosu w słuchawce, zaspanego i zachrypniętego, i tego, jak ze mną rozmawiał: jakbym była jedną z niewielu osób, na których naprawdę mu zależy. Tak bardzo nie mogłam się doczekać jego powrotu. Tak bardzo, bardzo mocno. Miałam nadzieję, że wreszcie będę mogła mu pokazać, co do niego czuję. Ale on powiedział, że tego nie chce, i to złamało mi serce, pokruszyło je na milion kawałeczków.
Teraz, kiedy zobaczyłam go na zdjęciu, takiego wykończonego i wyczerpanego, moje serce na nowo zaczęło pękać. Jednocześnie najchętniej wsiadłabym do pierwszej lepszej taksówki, pojechała do niego i wzięła w ramiona, tak jak zrobiła to ta kobieta. Pamiętałam ją ze zdjęcia, które stało w jadalni Adama. To musiała być jego mama.
Przynajmniej wiedziałam, że ma kogoś przy sobie, kto pomoże mu po tak długim czasie wrócić do codziennego życia. Podczas naszych rozmów odniosłam wrażenie, że jest blisko związany z rodziną, cieszyłam się więc, że ma przy sobie mamę. Wprawdzie nie wiedziałam, na czym dokładnie polega odwyk, ale w ostatnich miesiącach przeczytałam kilka artykułów o tym, że stabilne środowisko odgrywa ogromną rolę w powrocie do codzienności.
– Okropne, prawda? Na jego miejscu pozwałbym tego fotoreportera. – Głos Bodhiego zabrzmiał, jakby dochodził z ogromnej odległości.
Potrzebowałam chwili, żeby odwrócić wzrok od zdjęcia. Potem odchrząknęłam i przełknęłam kluchę, która blokowała mi gardło.
– Możesz pomóc, jeśli zgłosisz to zdjęcie za naruszenie dóbr osobistych – powiedziałam i odeszłam do swojego biurka, po czym opadłam na krzesło.
Chwilę później usłyszałam, jak Bodhi klika myszką, a potem pisze coś na klawiaturze.
– Zrobione.
– A stronę, która to opublikowała, najlepiej zablokuj na naszym oficjalnym koncie. Nie mam nic przeciwko zdjęciom, ale nie wtedy, gdy stanowią cios poniżej pasa. Jeśli ktoś rozpowszechnia takie treści, nie chcemy go wspierać – kontynuowałam zachrypniętym głosem.
Co, szczerze mówiąc, wcale mnie nie zdziwiło, bo oprócz pragnienia, żeby odnaleźć gościa, który zrobił to zdjęcie, i zwymyślać go od najgorszych, moją głowę zajmowała jeszcze jedna myśl:
_Adam wrócił_.
Jego pożegnalne słowa były wystarczająco jasne. Chciał zakończyć naszą znajomość i skupić się na sobie. Mimo to nie mogłam nic poradzić na światełko nadziei, które zaczęło we mnie migotać. To nie miało nic wspólnego z nami, tylko raczej z tym, że Adam teraz czuje się lepiej, a przynajmniej na to liczyłam. Że nie jest już do tego stopnia udręczony tym, co przywiodło go do sytuacji, w jakiej się znajdował. I jedynie tego mu życzyłam.
Każdą częścią mojego złamanego serca.