Franciszek. Kuglarz Boży - brata Pacyfika "króla poezji" opowieść dla młodych - ebook
Franciszek. Kuglarz Boży - brata Pacyfika "króla poezji" opowieść dla młodych - ebook
Młodzi nie lubią „kazań”, chętnie natomiast słuchają opowiadań i ciekawych historii. Ojciec Raniero Cantalamessa, kaznodzieja apostolski, kapucyn, opowiada im zatem historię, która powstała w jego wyobraźni, bazuje jednak na dobrze udokumentowanych faktach.
W opowiadaniu patrzymy na Świętego Franciszka oczami brata Pacyfika, przed nawróceniem trubadura, króla poezji, który dołączył do Biedaczyny pięć lat po porzuceniu przez niego świata.
Czytając, „oddychajmy” zatem Franciszkiem, czy raczej patrzmy na niego okiem brata Pacyfika, jak przez dziurkę od klucza, by na żywo uchwycić go w niektórych ważnych i osobistych momentach jego życia.
Król poezji, Wilhelm Divini, którego historię przeczytasz w tej książce, kochał życie i, jak każdy młody człowiek, chciał się nim w pełni cieszyć. Należał do najsławniejszych śpiewaków swych czasów i w swym porywczym pragnieniu, nie wiedząc o tym, szukał Kogoś, kto jako jedyny może wypełnić serce człowieka. Szukał i został odnaleziony. To ukazuje jeszcze głębszą prawdę: Pan pragnie, byś go szukał, ponieważ On chce Cię znaleźć.
Papież Franciszek
Książka jest dla mnie bezcenna, ponieważ absolutnie utożsamiam się z bratem Pacyfikiem.
Jan Budziaszek
Ktoś powiedział, że Biblia jest dlatego tak grubą księgą, aby każdy znalazł w niej to jedno zdanie, które go zbawi. Bo nigdy nie wiadomo, jaką drogą trafi się do serca człowieka. Może ta książka, przypominająca jedną z najpiękniejszych postaci w historii Kościoła – Świętego Franciszka – oraz jego niezwykłego przyjaciela, brata Pacyfika, będzie właśnie taką odnalezioną drogą do Dobra? Życzę tego wszystkim Czytelnikom.
Małgorzata Nawrocka
Muzyka służy dzisiaj człowiekowi głównie do odbierania własnej chwały. Potężna machina showbusinessu hurtowo produkuje bożków współczesnej kultury. Ta książka to promyk nadziei dla człowieka uwięzionego we własnym JA. Okazuje się bowiem, że można śpiewać i grać najpiękniej na świecie nie myśląc o sobie. Bo jak to mawiał ks. Twardowski: „Zapomnij, że jesteś gdy mówisz, że kochasz”.
Magda Anioł
Naoczne świadectwo brata Pacyfika jest jak okno. Kiedy powoli do niego się zbliżamy, pozwala objąć wzrokiem coraz szerszą panoramę, aż w końcu, gdy wejdziemy na parapet, odsłania przed nami cały horyzont. Przyglądajmy się zatem Świętemu Franciszkowi okiem (niekiedy podstępnym!) brata Pacyfika, by uchwycić go na żywo w niektórych osobistych momentach życia.
Raniero Cantalamessa
Brat Raniero Cantalamessa - kardynał z Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów, urodził się w Colli del Trono w 1934 roku, święcenia kapłańskie przyjął w 1958 roku, ukończył teologię we Fryburgu (Szwajcaria) oraz filologię klasyczną w Mediolanie. Był wykładowcą historii początków chrześcijaństwa na Uniwersytecie Najświętszego Serca w Mediolanie (do 1979 roku), członkiem Międzynarodowej Komisji Teologicznej (1975–1981) oraz delegacji katolickiej dla dialogu z Kościołami pentakostalnymi, kaznodzieją Domu Papieskiego.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66779-27-3 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
DO MŁODYCH
Mój młody, poszukujący prawdy Przyjacielu,
książka ta została napisana z myślą o Tobie, a ja chciałbym wprowadzić Cię do jej lektury, przekazując słowa pełne wielkiego szacunku i zaufania, które pokładam w Tobie i we wszystkich młodych.
Może zdarzyło Ci się otworzyć Ewangelię i usłyszeć to, co Jezus powiedział pewnego dnia w sławnym Kazaniu na górze: „Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie, kołaczcie, będzie wam otworzone. Ponieważ każdy, kto prosi, otrzymuje, kto szuka, znajduje, a kto kołacze, temu otworzą” (Mt 7,7-8). Są to mocne słowa, niosące w sobie wielką i wymagającą obietnicę. Możemy jednak zapytać: Czy można brać je na serio? Czy jeśli poproszę o coś Pana, On naprawdę wysłucha mojej prośby; jeśli będę Go szukał, to Go znajdę; jeśli będę kołatał, to On mi otworzy? Możesz zaoponować: Czy nie jest prawdą, że doświadczenie pokazuje niekiedy fałsz tej obietnicy? Wielu prosi, a nie otrzymuje, wielu szuka, a nie znajduje, liczni kołaczą do bram nieba a nie słyszą nic prócz milczenia... Czy można więc zaufać tym słowom? Czy także one, jak wiele innych, które słyszy się wokół, nie będą źródłem iluzji, a zatem i rozczarowania?
Rozumiem Twoje wątpliwości i cenię Twoje pytania – biada, gdybyś ich nie miał – one zastanawiają także mnie i przypominają mi inny fragment z Pisma Świętego, który, zestawiony ze słowami Jezusa, wyjaśnia je i ukazuje ich głębię. W Księdze Jeremiasza Pan mówi przez usta proroka: „Będziecie Mnie szukać i znajdziecie Mnie, albowiem będziecie Mnie szukać z całego serca. Ja zaś sprawię, że Mnie znajdziecie” (Jr 29,13-14). Bóg pozwala się znaleźć, ale tylko człowiekowi, który Go szuka z całego serca. Otwórz Ewangelię, przeczytaj opowiadania o spotkaniach Jezusa z osobami, które przychodziły do Niego, a zobaczysz, jak w życiu niektórych z nich zrealizowały się Boże obietnice. Były to te osoby, dla których odnalezienie odpowiedzi należało do kwestii istotnych. Pan pozwolił się znaleźć uporowi natarczywej wdowy, pragnieniu prawdy Nikodema, wierze centuriona, krzykowi wdowy z Nain, szczeremu żalowi jawnogrzesznicy, pragnieniu uzdrowienia trędowatego, tęsknocie za światłem ślepego Bartymeusza. Każda z tych osób mogłaby pełnoprawnie wypowiedzieć słowa Psalmu 63: „Ciebie pragnie moja dusza, za Tobą tęskni moje ciało, jak ziemia zeschła, spragniona, bez wody”. Kto szuka, znajduje, jeśli szuka z całego serca, jeśli Pan staje się dla niego źródłem życia, jak woda dla pustyni, jak ziemia dla nasiona, jak słońce dla kwiatu. A to, jeśli pomyślisz dobrze, jest bardzo piękne i pełne szacunku dla naszej wolności: wiara nie narzuca się w sposób automatyczny jako dar niezależny od Twojego uczestnictwa, ale prosi Cię o zaangażowanie się w nią całym sobą. To dar, który musi być chciany, upragniony. To, w rzeczy samej, Miłość, która chce być kochana. Może szukałeś już Pana, ale Go nie znalazłeś. Pozwól, że zadam Ci pytanie: Jak wielkie było Twoje pragnienie Boga? Szukaj Go całym porywem Twojego serca, módl się, pytaj, wzywaj, krzycz, a On, jak obiecał, pozwoli się znaleźć.
Król poezji, Wilhelm Divini, którego historię przeczytasz na kolejnych stronach, kochał życie i, jak każdy młody człowiek, chciał się nim w pełni cieszyć. Należał do najsławniejszych śpiewaków swych czasów i w swym porywczym pragnieniu, nie wiedząc o tym, szukał Kogoś, kto jako jedyny może wypełnić serce człowieka. Szukał i został odnaleziony. To ukazuje jeszcze głębszą prawdę: Pan pragnie, byś go szukał, ponieważ On chce Cię znaleźć. Święty Grzegorz z Nazjanzu mówił: Deus sitit sitiri (czyli: Bóg pragnie, by Go pragnąć), ponieważ znajdując nas tak przygotowanych, może w końcu się z nami spotkać. On, zapraszając nas do kołatania, w rzeczywistości jest pierwszym, który stoi przy bramie naszego serca: „Oto stoję u drzwi i kołaczę. Jeśli ktoś usłyszy Mój głos, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną” (Ap 3,20).
Co zrobiłbyś, gdyby dzisiaj Bóg zapukał do Twoich drzwi? Król poezji pewnego dnia spotkał brata Franciszka w klasztorze w San Severino. Przeniknęły go słowa i nowa iskra zapaliła się w jego wnętrzu. Przeżył, być może, to, co św. Paweł pod Damaszkiem: „Ten, który rozkazał ciemnościom, by zajaśniały światłem, zabłysnął w naszych sercach, by olśnić nas jasnością poznania chwały Bożej na obliczu Chrystusa” (2 Kor 4,6). Wilhelm Divini widział Franciszka w chwale jego świętości i dojrzał w nim piękno Bożego oblicza. W końcu odnalazł to, czego zawsze szukał, a stało się tak dzięki świętemu człowiekowi. I, jak św. Paweł, rzeczy, które uważał za zysk, uznał za stratę, za śmieci – wobec najwyższej wartości poznania Jezusa Chrystusa (por. Flp 3,7-9). Natychmiast odrzucił wszelką zwłokę: „Co jeszcze należałoby dodać?! Przejdźmy do życia. Zabierz mnie spośród ludzi i oddaj najwyższemu Władcy!”. Kiedy Pan wzywa nas do siebie, nie chce od nas kompromisów ani wahania, ale radykalnej odpowiedzi. Jezus powiedział: „Pójdź za mną i zostaw umarłym grzebanie umarłych” (Mt 8,22). Tego dnia narodził się nowy człowiek: już nie Wilhelm z Lisciano, król poezji, ale brat Pacyfik, człowiek, w którym zamieszkał nowy pokój, wcześniej mu nieznany. Od tego dnia Bóg stał się dla niego wszystkim, całkowicie się Mu poświęcił, stał się jednym z najbliższych towarzyszy św. Franciszka, świadkiem piękna wiary.
Zatem, mój drogi młody Przyjacielu, dziękując kochanemu ojcu Raniero za nowy dar, jaki ofiaruje Kościołowi przez te drogocenne i pełne mądrości stronice, zapewniam, że przysłużą się one dobru każdego, kto je przeczyta. Życzę Ci zatem owocnej lektury! Pamiętaj: Bóg nie przestał do nas przemawiać i nas powoływać, przeciwnie, dziś, może mocniej niż w przeszłości, daje nam usłyszeć swój głos. Jeśli tylko uciszysz inne hałasy i wsłuchasz się w swoje największe tęsknoty, usłyszysz w swym wnętrzu i wokół siebie Jego głos – jasny i wyraźny. Pana nie męczy wychodzenie nam naprzeciw, szukanie nas niczym zaginionych owiec albo zgubionych drachm czy zabłąkanych dzieci. On wciąż nas woła i z cierpliwością oczekuje, aż damy Mu odpowiedź, której udzieliła Mu Maryja: „Oto ja, służebnica Pańska. Niech mi się stanie według Twego słowa” (Łk 1,38). Jeśli będziesz miał odwagę porzucić swą bezpieczną przystań i otworzysz się na Niego, odsłoni się przed Tobą nowy świat, a Ty staniesz się światłem dla innych.
Dziękuję za wysłuchanie. Przyzywam dla Ciebie Ducha Świętego. Ty także, jeśli możesz, nie zapomnij modlić się za mnie.
Twój FranciszekROZDZIAŁ VII
JAK BRAT PACYFIK PRZEZ POBOŻNE OSZUSTWO ODKRYŁ PEWNEGO DNIA STYGMATY ŚWIĘTEGO FRANCISZKA
5 maja 1217 roku w Porcjunkuli odbywała się kapituła generalna zakonu. I choć w pierwszych latach miała ona przede wszystkim charakter braterskiego spotkania, podczas którego radośnie dzielono się przygodami braci i duchowymi osiągnięciami otrzymanymi z ręki Pana, na tej kapitule Franciszek otrzymał natchnienie, by otworzyć swe dzieło na nowe horyzonty. Zdecydowano zatem wysłać braci poza granice Włoch, a także za morze. Idzi został wysłany do Tunisu, a ojciec Eliasz do Syrii. Franciszek dla siebie zarezerwował Francję, którą bardzo kochał i kilka lat wcześniej przemierzył w drodze do Santiago de Compostela.
Franciszek wyruszył zatem w drogę, by dotrzeć do wyznaczonego celu, ale wiemy, co się wydarzyło. Po dotarciu do Florencji spotkał Hugolina, biskupa Ostii, który został wysłany przez papieża Honoriusza III jako legat do księstwa Spoleto, Toskanii, Lombardii, Marchii, Trevigiany aż do Wenecji. Papieski przedstawiciel był bardzo szczęśliwy z przybycia Franciszka do Florencji. Kiedy jednak usłyszał od niego, że zamierza się udać do Francji, zabronił mu tej podróży. „Bracie – powiedział – nie chcę, byś szedł za Alpy, ponieważ w kurii rzymskiej wielu jest prałatów i innych osób, którzy chętnie zaszkodziliby Twojemu zakonowi. Ja i inni kardynałowie, którzy kochamy Twój ruch, chronimy go z całego serca i wspieramy. Dlatego nie odchodź z tych stron”.
Franciszek odpowiedział: „Mój Panie, zasmuca mnie pozostawanie w tych stronach, kiedy wysłałem mych braci do krajów dalekich i obcych”. Biskup powtórzył tonem delikatnego upomnienia: „Po co wysłałeś swych braci tak daleko? By pomarli z głodu i innych przeciwności?”. Poruszony do głębi tymi słowami, Franciszek odpowiedział proroczym tonem: „Nie myśl, mój Panie, że Chrystus Pan wysłał tych braci tylko dla dobra owych krajów. Zaprawdę powiadam Ci, że Bóg wybrał i wysłał braci dla pożytku duchowego i zbawienia dusz na całym świecie. Zostaną oni przyjęci nie tylko w krajach chrześcijańskich, lecz także zamieszkałych przez niewiernych. Aby zachowali to, co obiecali Panu, Bóg udzieli im tego, co konieczne tak w krajach niewiernych, jak i w chrześcijańskich”.
Hugolin był pod wielkim wrażeniem tych słów, uznając je za prawdziwe. Franciszkowi nie pozwolił jednak kontynuować podróży do Francji, dlatego zostałem wysłany tam ja, brat Pacyfik, jako prowincjał południowej części Francji oraz ojciec Jan z Florencji jako prowincjał Prowansji. Franciszek zaś powrócił do spoletańskiej doliny.
Po zakończeniu misji w 1223 roku wróciłem do Asyżu. Była to wielka łaska, ponieważ w ten sposób mogłem towarzyszyć Franciszkowi podczas ostatnich trzech lat jego życia. Nie wiem dlaczego, ale on bardzo lubił moje towarzystwo, może z tego powodu, że byłem najbardziej naiwny ze wszystkich, a on bardzo kochał – podobnych sobie – prostych ludzi. Często przywoływał mnie do siebie, chcąc, bym towarzyszył mu w podróżach. Poza tym obaj byliśmy kuglarzami!
Muszę przyznać się do psoty, jaką sprawiłem pewnego dnia naszemu ojcu. Gdy po stygmatyzacji Franciszek przebywał w Sienie, przybył tam pewien brat z Bresci, który bardzo pragnął zobaczyć stygmaty. Nieustępliwie próbował zatem wymóc na mnie, bym otrzymał dla niego tę łaskę. W końcu mu obiecałem: „Kiedy będziesz stąd wyruszał, poproszę ojca, aby pozwolił ucałować swoje dłonie. Kiedy tylko wyciągnie je do mnie, dam Ci znak oczami, a Ty je zobaczysz”.
Kiedy ów brat szykował się do drogi, razem udaliśmy się do Franciszka. Klęknąwszy przed nim, rzekłem: „Prosimy Cię, byś nam pobłogosławił, najdroższa Matko, i pozwolił mi ucałować swą dłoń!”. Gdy on z niechęcią wyciągnął ją do mnie, natychmiast ją ucałowałem i dałem znak towarzyszowi, by patrzył. Następnie poprosiłem o drugą, ucałowałem ją i pokazałem bratu.
Kiedy wychodziliśmy, ojciec zaczął podejrzewać, że dopuściliśmy się pobożnego oszustwa, jak było w rzeczy samej. Uznając za bezbożną ową ciekawość, która była pełna pobożności, przywołał mnie i rzekł: „Bracie Pacyfiku, niech Pan Ci wybaczy, ponieważ czasem bardzo mnie zasmucasz”. Upadłem przed nim natychmiast, udając, że nic się nie stało, i pokornie zapytałem: „Co złego zrobiłem, najdroższa Matko?”. Franciszek nie odpowiedział i sprawa ucichła.
Było mi przykro z powodu nieprzyjemności, jaką sprawiłem ojcu, ale nie żałuję, że tak postąpiłem. Nie mogę zapomnieć radości tego brata i jego łez wzruszenia po tej wizycie. Przebywając blisko ojca, miałem wiele okazji, by zerkać ukradkiem na jego święte rany, a ów brat z Bresci miał tylko tę jedyną. Jak mogłem mu nie pomóc?
„Najdroższa Matko” – zazwyczaj w ten sposób zwracałem się do ojca Franciszka. Tak wielkie było uczucie i słodka przyjaźń, która mnie z nim łączyła.
Źródła: ZA 82; Zw 65; 1 Cel XVIII; 2 Cel XCIX, 137.KOMENTARZ
MŁODZI, PRZYJAŹŃ I CZYSTOŚĆ
Brat Tomasz z Pavii, który był prowincjałem Tuscii, czyli Toskanii, tak w 1279 roku pisał o bracie Pacyfiku, którego znał osobiście: „To ów brat Pacyfik, który zasłużył, aby zobaczyć na ciele św. Franciszka, wówczas żyjącego jeszcze na ziemi, święte stygmaty, które podziwiać powinien świat cały. Zdołał on dotknąć ręką rany boku, posługując się pobożnym oszustwem, jakie podpowiedziała mu wielka cześć dla świętego. To ów Pacyfik, który prowadząc jeszcze życie wśród ziemskich próżności, pewnego dnia zobaczył wychodzące z ust świętego ojca, który głosił kazanie, dwie skrzyżowane szpady. I rozmyślając nad tą wizją, pogrążony w strachu, nawrócił się i stał się jednym z najdoskonalszych naśladowców św. Franciszka”25. W jednym szczególe pamięć brata Tomasza zawodzi: przez pobożne oszustwo brat Pacyfik, jak słyszeliśmy, zdołał zobaczyć rany dłoni, nie zaś ranę boku, strzeżoną przez Franciszka zazdrośnie, którą bracia mogli zobaczyć dopiero w chwili jego śmierci.
Powód, dla którego Franciszek ukrywał stygmaty i szczególnie mocno strzegł rany boku, jest zrozumiały. Dla postronnych osób stygmaty były jedynie przedmiotem ciekawości, jakkolwiek by ona nie była „pobożna”, dla niego zaś częścią intymnego życia duchowego. Stygmaty inaczej postrzega bowiem obdarowana nimi osoba, a inaczej ich badacz czy zwyczajny ciekawski. Zrozumiałem to po raz pierwszy, czytając w San Giovanni Rotondo w chórze starego kościółka, gdzie Ojciec Pio otrzymał stygmaty, kartkę oprawioną w ramkę, na której składał on relację swemu ojcu duchowemu z owego wydarzenia. Były one dla niego wszystkim, tylko nie trofeum czy znakami chwały. Dla osoby, która je otrzymuje, są sposobem osobistego udziału w miłości i cierpieniu Chrystusa, gdy otrzymywał uderzenia młotem i włócznią; są udziałem w dźwiganiu ciężaru grzechów świata, zanim staną się uczestniczeniem w chwale Zmartwychwstałego. Będą tym – tak samo jak rany niepokalanego Baranka – także w niebieskim Jeruzalem (por. Ap 5,6).
Przejdźmy do delikatnej przyjaźni, jaka łączyła Franciszka i brata Pacyfika. Parafrazując św. Jana Ewangelistę, możemy określić brata Pacyfika jako „ucznia, którego kochał Franciszek”. Franciszek kochał wszystkich, ale nie czuł się przyjacielem wszystkich. Również Jezus kochał wszystkich, mężczyzn i kobiety, ale nie był przyjacielem wszystkich. Był nim dla Jana, Marii, Marty i Łazarza z Betanii. U kresu swego życia nazywał przyjaciółmi swych apostołów. To prawda, że przyjacielem nazwał także Judasza, ale w tym przypadku ten tytuł miał inny sens i cel.
Franciszek szanował niewątpliwie brata Eliasza z powodu jego inteligencji i zdolności organizacyjnych, ale nie można powiedzieć, że czuł się jego przyjacielem. Z przyjaciółmi można żartować. Tak działo się, jak widzieliśmy, między Franciszkiem a bratem Pacyfikiem. Tak działo się także, wydaje się, między Franciszkiem a bratem Masseo, który pewnego dnia – o czym opowiadają Kwiatki – zapytał św. Franciszka, niejako żartując, dlaczego cały świat śpieszy do niego, choć nie jest ani piękny, ani uczony, ani szlachetnie urodzony26.
Co wyróżnia przyjaźń spośród innych form miłości? Czym ona jest? Zwracam się z tym pytaniem przede wszystkim do młodych, dla których przyjaźń jest sprawą ważną, a często także problematyczną. Przyjaźń zakłada pewne podobieństwa natury i upodobań. Mówi się także o „podobieństwach z wyboru”, czyli wynikających ze wspólnych wyborów, ale te rzadko osiągają poziom podobieństw naturalnych. Franciszek spontanicznie darzył przyjaźnią brata Pacyfika i innych swoich braci – Masseo, Ginepro – ponieważ byli jak on prości, szczerzy w postępowaniu, przejrzyści jak woda, jak on niewykształceni.
Przyjaźń może być silniejszą więzią niż pokrewieństwo. Pokrewieństwo polega na posiadaniu wspólnej krwi, przyjaźń na tych samych gustach, ideałach, zainteresowaniach. Rodzi się z zaufania, czyli z zawierzenia drugiemu tego, co w myślach i doświadczeniu jest najbardziej intymne i osobiste. W starożytności powiadano: „Przyjaźń to jak jedna dusza w dwóch ciałach”.
Jezus wyjaśnia, dlaczego nazywa swych apostołów przyjaciółmi: „Już was nie nazywam sługami… ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego” (J 15,15). Przekazał im posiadaną wiedzę o swym Ojcu Niebieskim. Również z nami podzielił się tajemnicami swojej „rodziny” – Trójcy Świętej! Na przykład faktem, że Bóg wybiera małych i ubogich, że kocha nas jak ojciec, że przygotował dla nas miejsce. Jezus nadaje słowu „przyjaciele” najpełniejszy sens.
Czy chcecie odkryć, drodzy Młodzi, kto jest Waszym prawdziwym przyjacielem? Spróbujcie przypomnieć sobie doświadczenia z własnego życia, które trzymacie w największej tajemnicy, pozytywne i negatywne. Przypomnijcie sobie, komu się z nich zwierzyliście – to oni są Waszymi prawdziwymi przyjaciółmi. Najwierniejszym z nich jest ta osoba, której jako jedynej powierzyliście swój największy sekret. Starajcie się jej nie stracić!
Czy możliwa jest przyjaźń między mężczyzną a kobietą, która nie przekształci się szybko w inny rodzaj zauroczenia? Przykład Franciszka (by nie mówić o Jezusie, zupełnie wyjątkowym przypadku) daje pozytywną odpowiedź na to pytanie, ale nie można się oszukiwać. Taka relacja wymaga ona zachowania kruchej i trudnej równowagi oraz zakłada przejście wielu etapów długiej drogi ku dojrzałej miłości lub decyzji, by nią iść. Jak Jezus, tak i Franciszek miał przyjaciółki wśród kobiet. Źródła biograficzne – nie chcąc wychodzić zbytnio poza tradycyjny kanon hagiografii – ukazują przyjaźnie Franciszka z kobietami w sposób minimalistyczny oraz przypisują mu podobny brak zaufania i strach wobec towarzystwa kobiet do zalecanego w ascetyce. „Taki pożytek ma zakonnik z rozmowy z kobietą, jak słoma ma z ognia” – głosił autorytarny głos tamtych czasów. Franciszek przyjaźnił się ze szlachetnie urodzoną Jakobiną Settesoli. Bliski śmierci, rzekł do swych towarzyszy:
„Wiecie, jak pani Jakobina Settesoli była i jest bardzo wierna i oddana mnie i naszej wspólnocie. Wierzę, że jeśli ją poinformujcie o moim stanie zdrowia, przyjmie to jako wielką łaskę i pociechę. Przekażcie jej w szczególności, że posłałem Was, aby uszyła tunikę ze zgrzebnego płótna koloru popielatego, jakie noszą mnisi cysterscy w krajach zamorskich. I niech pośle odrobinę słodyczy, które zazwyczaj mi przygotowywała, kiedy przebywałem w Rzymie”27.
Przyjaźń, w ludzkim wymiarze, łączyła Franciszka i Klarę. Do niej udawał się po radę, kiedy nie mógł prosić o nią braci. Przy jej klasztorze zamieszkał, gdy był ślepy i bliski śmierci. Ich przyjaźń opierała się na podobieństwach z wyboru – wynikała z radykalnego i „ekskluzywnego” wyboru Chrystusa. Ich miłość nie polegała na patrzeniu wzajemnie na siebie, ale – jak powiedział Antoine de Saint-Exupéry – na spoglądaniu razem w tym samym kierunku: na ubogiego i ukrzyżowanego Chrystusa. A może dopiero w niebie zrozumiemy prawdziwą naturę tej miłości. Tu, na ziemi nie zdołamy jej w pełni pojąć i właściwie opisać, o czym świadczą nieudane próby wielu psychologów.
Najpiękniejsze i najgłębsze przyjaźnie cechuje uczestnictwo w nich trzech osób, pośród których w centrum znajduje się Jezus. Takie były przyjaźnie Franciszka. W tym sensie także chrześcijańskie małżeństwo musi być relacją trzech osób: on, ona i Inny!
Pewnej grupie nastolatków zadano pytanie, czy uważają za możliwą i ważną w ich wieku przyjaźń między dziewczyną a chłopakiem, która nie przekształciłaby się szybko w coś innego. Jeden z chłopców odpowiedział: „Tak, wierzę w taką przyjaźń, ponieważ ją przeżywam. Dlaczego nie zamieniamy jej w tak zwaną wielką miłość? Nie wydaje się nam, że warto kończyć tak piękną i głęboką przyjaźń dla typowego zadurzenia między nastolatkami. Nie myślę też, że w wieku szesnastu lat mamy prawo uznać, że okres dojrzewania mamy już za sobą”.
Miał rację. Przyjaźń między młodymi, przeżywana w świetle dnia, pomaga odkrywać najpiękniejsze i najbardziej sekretne strony psychiki drugiego, rozwiewa obawy i nieufność do przeciwnej płci, uczy dialogu. Przynosi o wiele więcej korzyści niż bliska więź, która zakłada uporanie się z wieloma z wymienionych problemów. Kiedy nadejdzie wielka miłość do tej samej bądź innej osoby, doświadczenie przyjaźni pozwoli przeżywać ją z większą intensywnością i dojrzałością.
Narzeczonym więź przyjaźni pozwala podjąć wspólny wysiłek życia w czystości, a w konsekwencji wzrastać w miłości polegającej na wzajemnym szacunku i zdolności do oczekiwania na dzień, gdy staną się jednym ciałem, co może zapewnić powodzenie ich małżeństwu. Pozwala docenić proste gesty: trzymanie się za ręce, spojrzenie, pocałunek, które innym mogą wydawać się banalne, ale dla nich mają ogromną wartość.
Czystość nie jest nikomu dana bez wysiłku, bez walki i małych (bądź dużych) upadków. W tej walce nie wolno mylić pokusy z grzechem. Odkrył to Franciszek. Tomasz z Celano tak relacjonuje to ważne wydarzenie:
„Spostrzegłszy , że nie zdołał należ̇ycie ukryć poprzedniego sidła, gotuje inną̨ zasadzkę, podnietę cielesną. Ale na próżno, bo ten, kto odkrył podstęp duchowy, nie mógł dać się uwieść poprzez ciało. Diabeł napuścił na niego jak najcięższą pokusę lubieżności. Ale święty ojciec, zaraz jak tylko ją odczuł, zdjął ubranie i najokrutniej smagał się sznurem, mówiąc: «Ejże, bracie ośle, tak ci właśnie dobrze, takie baty ci się należą. Tunika jest własnością zakonu i nie wolno jej kraść. A ty, jeśli chcesz iść swoją drogą, idź!» Wszakże widząc, że pokusa nie ustąpiła na skutek chłosty, a już całe ciało pokryło się siniakami, otworzył celkę, wyszedł na pole do ogrodu i nagi zanurzył się w wielki śnieg. Potem brał pełne ręce śniegu, ugniatał go i robił siedem kulistych bałwanów. Ustawiwszy je przed sobą, zaczął przemawiać do ciała: «Oto ta największa kula to jest twoja żona; dalsze cztery to dwaj twoi synowie i dwie córki; dwie pozostałe kule to twój służący i służąca, których należy mieć do obsługi. Pośpiesz się, by je ubrać, bo umarzną z zimna. A jeżeli męczy cię ta wieloraka o nich troska, to dbaj o służbę samemu tylko Bogu!» Zaraz diabeł zawstydzony odstąpił, a Święty wrócił do celi, wielbią̨c Boga. Pewien uduchowiony brat, który wówczas trwał na modlitwie, widział to wszystko, jako że księżyc jasno świecił. A Święty, dowiedziawszy się potem, że on go widział w nocy, bardzo się zmartwił i zakazał mu wyjawiać to zdarzenie komukolwiek, aż̇ do końca swego życia”.28
Jestem przekonany, że Franciszek nie rzucił się w śnieg, by pokonać pokusę, ale ponieważ ona go zwyciężyła. Rzucił się nie z obawy, a z rozpaczy – by ukarać siebie. Kiedy dusza osiąga zjednoczenie z Chrystusem, jakie przeżywał Franciszek, już sam lęk odłączenia się od Niego, zdradzenia Go, rodzi ból większy niż śmierć. Doświadczyła tego także Katarzyna ze Sieny, która przeżyła okres tak wielkich pokus cielesnych, że myślała o bezpowrotnie straconej z tego powodu miłości niebiańskiego Oblubieńca. Po długim czasie przeżytym w ten sposób otrzymała wizję Jezusa. Posłuchajmy przekazanej przez spowiednika Katarzyny rozmowy, jaką odbyła ze swoim ukochanym Panem:
„«Gdzie Panie byłeś, kiedy moje serce było miotane tyloma szkaradzieństwami?» Na to Pan jej odpowiedział: «Byłem w twoim sercu». Na co ona: «Z całym szacunkiem dla Twojej Prawdy, Panie, i Twego Majestatu zapytam jednak: jak mogę uwierzyć, że Ty przebywałeś w moim sercu, kiedy ono było wypełnione ohydnymi i paskudnymi myślami?» Na to Pan: «Czy te myśli i pokusy sprawiały ci radość, czy smutek, upodobanie, czy wstręt?» Wtedy ona: «Najwyższy smutek i wstręt» Pan na to: «Któż zatem spowodował, że ty się smuciłaś, jeśli nie Ja, który ukrywałem się w twoim sercu?»”29.
Podobnie działo się, jak myślę, z Franciszkiem tej nocy, „kiedy na niebie świecił księżyc”. „Diabeł – mówi Celano – odszedł zmieszany, a Święty wrócił do swej celi, wychwalając Boga”. Zdarzało się bowiem, że nie mogąc Franciszka doprowadzić do upadku przez pokusę, diabeł starał się go przekonać, że już jej uległ.