Francuski flirt - ebook
Francuski flirt - ebook
Znany prawnik, Leonardo Allegretti, zawsze traktował Mirandę Ravensdale jak siostrę. Gdy spotyka ją w Londynie, uciekającą przed paparazzi po skandalu jaki wywołał jej ojciec, chce jej pomóc. Proponuje by pojechała z nim do Nicei i zajęła się wyceną dzieł sztuki z kolekcji jego ojca. Miranda przyjmuje tę ofertę jak dar z nieba. A jednak dom Leonarda nie okaże się dla niej oazą spokoju, jakiej się spodziewała…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3158-9 |
Rozmiar pliku: | 639 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Miranda z pewnością by go nie zobaczyła, gdyby nie musiała się ukryć przed śledzącymi ją paparazzi. Kawiarniany stolik, przed którym stał sztuczny fikus w ogromnej doniczce, okazał się całkiem dobrą kryjówką. Leandro Allegretti przemierzał właśnie ruchliwą ulicę tuż obok kawiarni, w której skryła się Miranda. Wydawał się nic sobie nie robić z faktu, że lało jak z cebra, a skrzyżowanie było kompletnie zablokowane przez stojące w korku samochody i przeciskających się pomiędzy nimi przechodniów. Sprawiał wrażenie, jakby świat wokół niego nie istniał.
Rozpoznałaby go wszędzie, miał bowiem w sobie coś, co wyróżniało go z otoczenia. Weźmy na przykład strój. Nie żeby wokół nie było innych mężczyzn ubranych w garnitury. Ale sposób, w jaki Leandro nosił grafitową marynarkę i takież spodnie w połączeniu z białą koszulą i krawatem w czarno-srebrne paski, zwracał uwagę. Przyjemnie było popatrzeć na kogoś tak eleganckiego jak on.
A może to nie był strój, tylko te jego wiecznie zmarszczone brwi? Miranda zamyśliła się. Chyba nigdy nie widziała go bez pionowej zmarszczki pomiędzy brwiami, która wyrażała maksymalne skupienie. Jej starsi bracia bliźniacy, Julius i Jake, byli razem z Leandrem w szkole z internatem. Leandro przyjeżdżał z nimi od czasu do czasu, by spędzić kilka wolnych dni w Ravensdene, posiadłości Ravensdale’ów w Buckinghamshire.
Młodsza o dziesięć lat od swoich braci Miranda pamiętała, że obecność Leandra od zawsze wprawiała ją w zakłopotanie. Był silnym i milczącym chłopakiem, a z jego twarzy trudno było wyczytać aktualny nastrój. Równie trudno było powiedzieć, czy wiecznie zmarszczone brwi były wyrazem dezaprobaty, czy głębokiego skupienia.
Leandro wszedł do kawiarni i wszystkie kobiety, jak na zawołanie, odwróciły głowy, taksując go pełnymi uznania spojrzeniami. Francusko-włoskie pochodzenie plasowało go na szczycie listy typów męskiej urody. Był wysokiego wzrostu, miał kruczoczarne włosy, oliwkową karnację i oczy koloru czekoladowego, o kilka odcieni ciemniejsze od jej własnych.
Ale nawet jeśli Leandro miał świadomość wrażenia, jakie robił na kobietach, nie dawał tego po sobie poznać. Była to jedna z rzeczy, które skrycie w nim uwielbiała. Nie miał zwyczaju wykorzystywać swojego oszałamiającego wyglądu. Pod tym względem był całkowitym przeciwieństwem jej brata Jake’a, który wiedział, że jest uważany za przystojniaka, i wykorzystywał to na każdym kroku.
Leandro stanął za kontuarem i zamówił dużą czarną kawę na wynos u ekspedientki, która była wyraźnie pod wrażeniem jego urody. Potem przeszedł kawałek dalej i cierpliwie czekał na swoje zamówienie. Miranda zobaczyła, jak wyjmuje telefon i sprawdza na nim wiadomości lub może mejle.
Z uwagą przyglądała się jego atletycznej sylwetce, która musiała być rezultatem długich treningów na siłowni. Szerokie barki, mocne plecy, wąskie biodra, zgrabne pośladki i długie nogi. Wiele razy miała okazję obserwować go, gdy biegał po ich rozległej posiadłości, a latem niestrudzenie pokonywał dziesiątki długości basenu.
Wkładał w treningi tyle pasji, że czasami zastanawiała się, czy robi to dla zdrowia, czy z jakiegoś innego, sobie tylko znanego powodu. Niezależnie jednak od motywów, ćwiczenia przynosiły efekt. Leandro Allegretti był bez wątpienia posiadaczem ciała, które musiało stanowić nie lada pokusę dla płci przeciwnej. Nie mogąc przestać na niego patrzeć, Miranda zatonęła w marzeniach. Musiał wyglądać bosko w łóżku, po wielogodzinnym maratonie seksu. Ciekawe, czy miał teraz kochankę. Miranda niewiele słyszała na temat jego życia uczuciowego. Pamiętała jednak, jak ktoś jej mówił, że kilka miesięcy temu Leandro stracił ojca. Może więc nie miał na razie głowy do kochanek.
Kelnerka podała Leandrowi kawę, a gdy ten się odwrócił, jego oczy zatrzymały się na sylwetce widocznej zza grubych, sztucznych liści egzotycznej rośliny. Przez jego oblicze przemknęło coś w rodzaju olśnienia, ale nie uśmiechnął się, jak to mają w zwyczaju ludzie, którzy natknęli się na znajomego.
– Miranda? – zapytał z lekkim niedowierzaniem.
Uniosła dłoń i pomachała ostrożnie, starając się nie robić zamieszania. Nie chciała, by ktoś ją rozpoznał ani tym bardziej robił jej zdjęcia.
– To ja.
Leandro obszedł fikusa i zatrzymał się przy stoliku Mirandy. Musiała zadrzeć głowę w górę, żeby popatrzeć na jego twarz, pogrążoną w zwykłej zadumie. Zawsze czuła się w jego obecności jak smarkula, chociaż przecież już dawno wyrosła ze szkolnego mundurka.
Był odrobinę niższy od jej brata, ale z jakiegoś powodu zawsze wydawał jej się wyższy. Może to zresztą kwestia figury, pomyślała, wracając do rzeczywistości.
– Prasa nadal na ciebie poluje? – zapytał, marszcząc brwi.
No jasne! On też musiał przecież wiedzieć o skandalu wywołanym przez jej ojca. To przez niego Miranda była od jakiegoś czasu obiektem zainteresowania mediów. Jej nazwisko pojawiało się wszędzie, od pierwszych stron gazet po blogi. Zaczerwieniła się. Czy naprawdę nie było w Londynie ani jednej osoby, która nie wiedziałaby o tym, że dwadzieścia trzy lata temu jej rodzony ojciec spłodził nieślubne dziecko? Z drugiej strony jej sławni rodzice często przecież ściągali na siebie uwagę. Jednak skandal rodzinny był jak dotychczas największym tego rodzaju wydarzeniem w życiu Mirandy. Jej matka Elisabetta Albertini odwołała swoje występy na Broadwayu i groziła rozwodem. Ojciec, Richard Ravensdale, usiłował ściągnąć nieślubne dziecko na łono rodziny, jak dotąd bezskutecznie. Katherine Winwood nie była najwyraźniej zachwycona nagłym zainteresowaniem biologicznego ojca, którego nie widziała nigdy na oczy. Nie paliła się także do poznania swojego przyrodniego rodzeństwa.
Mirandzie było to na rękę. Kat była tak olśniewająco piękna, że Mirandę nagle okrzyknięto „brzydszą siostrą”. Och, ludzie potrafili być naprawdę wstrętni!
– Niestety – uśmiechnęła się blado. – Ale nie mówmy o tym. Tak mi przykro z powodu twojego ojca. Nie wiedziałam, że zmarł. Pojawiłabym się na pogrzebie.
– Dziękuję, ale chcieliśmy uniknąć rozgłosu – odpowiedział.
– Dawno się nie widzieliśmy. Słyszałam, że robiłeś jakiś projekt dla Juliusa w Argentynie. Czy to nie wspaniałe, że się zaręczył? Poznałam wczoraj jego narzeczoną. Jest przeurocza!
Miranda miała wrażenie, że jej monolog brzmi sztucznie, ale nie mogła nic na to poradzić. W towarzystwie Leandra zawsze sztywniała i czuła, że musi paplać za dwoje, by za wszelką cenę uniknąć niezręcznej ciszy.
Na szczęście tym razem doczekała się odpowiedzi.
– Tak, to wspaniała wiadomość.
– Wciąż nie mogę uwierzyć, że mój brat się żeni – dodała. – Nawet nie wiedziałam, że kogoś miał, a co dopiero mówić o zaręczynach. Taki jest tajemniczy! Ale Holly to wymarzona partia dla niego. Tak się cieszę! Jasmine Connolly ma zaprojektować suknię ślubną. Obie będziemy druhnami, bo Holly nie ma siostry ani bliskich przyjaciółek. Swoją drogą, jak to możliwe? To taka cudowna dziewczyna. Jaz uważa podobnie. Pamiętasz Jaz, prawda? Była córką naszego ogrodnika w Ravensdene. Chodziłyśmy razem do szkoły. Teraz ma własny salon sukien ślubnych i…
– Czy mogę cię prosić o przysługę?
Miranda gwałtownie zamrugała powiekami, jakby ktoś ją wyrwał ze snu.
Przysługę? Jaką przysługę? Może po prostu chciał jej powiedzieć, żeby wreszcie zamilkła? Albo przestała się czerwienić jak trzynastolatka?
– Jasne, o co chodzi?
Brązowe oczy intensywnie wpatrywały się w jej twarz. Ściągnięte brwi sygnalizowały maksymalne skupienie.
– Chcę ci zlecić pewną… pracę.
– J-jaką pracę? – Miranda poczuła, że jej serce podskoczyło niepewnie, ni to ze strachu, ni z ciekawości.
Jąkanie się to była kolejna z tysiąca rzeczy, która zdarzała jej się wyłącznie w towarzystwie Leandra. Przecież znała go całe swoje życie. Był dla niej jak brat. W pewnym sensie oczywiście. Tak naprawdę zawsze uważała go za ideał mężczyzny. Była przekonana, że byłby idealnym chłopakiem, narzeczonym i mężem. Nie żeby dużo czasu poświęcała tego rodzaju rozmyślaniom. Po prostu pojawiały się raz na jakiś czas, jak nieproszeni goście.
Policzki zaczynały ją nieznośnie piec. Nie wytrzyma tego czekania. O co takiego chciał ją poprosić Leandro?
– Ojciec zostawił mi w spadku swoją kolekcję sztuki – powiedział w końcu Leandro. – Potrzebuję kogoś, kto ją skataloguje przed sprzedażą. Jest też kilka obrazów, które wymagają renowacji. Oczywiście za wszystko ci zapłacę.
Miranda milczała, zastanawiając się, dlaczego Leandro nie powiedział nikomu o śmierci ojca. Mógł przynajmniej zwrócić się do Juliusa, który był poważniejszym z bliźniaków i na pewno zaofiarowałby mu wsparcie w trudnych chwilach.
Wyobraziła sobie Leandra stojącego samotnie nad trumną opuszczaną do wykopanego dołu i zrobiło jej się strasznie smutno. Dlaczego nikogo nie zaprosił na pogrzeb? Pogrzeby były wystarczająco przygnębiające same w sobie. Miranda nie mogła sobie wprost wyobrazić, jak to jest nie mieć nikogo, z kim można by się podzielić cierpieniem. Nawet jeśli nie był blisko z ojcem, to i tak pozostaje żal, nie mówiąc o wyrzutach sumienia, że już jest za późno, by cokolwiek naprawić.
Kiedy Mark Redbank, jej pierwsza i jak na razie jedyna wielka miłość, zmarł na białaczkę, cała rodzina zaangażowała się w pocieszanie Mirandy. Nawet Leandro pojawił się wtedy na jego pogrzebie. Zapamiętała, że stał na końcu kościoła. Ujęło ją, że znalazł czas, mimo że ledwo znał Marka. Widzieli się może kilka razy.
Dzięki braciom Miranda wiedziała, że Leandro miał nieciekawą sytuację rodzinną. Też nie za wiele o tym mówili, ale dowiedziała się, że jego rodzice się rozwiedli, kiedy Leandro miał osiem lat. Matka przywiozła go wtedy do Anglii, a gdy ponownie wyszła za mąż i rozpoczęła nowe życie, Leandro trafił do szkoły z internatem, w której byli obaj jej bracia. Uczył się pilnie, więc szybko zaczął zdobywać dobre oceny i odnosić sukcesy w sporcie. Nauka i treningi pomogły mu także w karierze. Był wziętym prawnikiem, specjalizującym się w przestępstwach gospodarczych.
– Tak mi przykro z powodu śmierci twojego ojca.
– Dziękuję.
– Czy twoja mama była na pogrzebie? – zapytała.
– Nie. Nie rozmawiali ze sobą od czasu rozwodu.
Miranda zastanawiała się, czy pogrzeb ojca wzbudził bolesne wspomnienia. Żaden syn nie chciałby przecież być odrzucony przez ojca. Ale Vittorio Allegretti nie wystąpił o opiekę nad synem. Od tamtej pory widywali się tylko okazjonalnie, gdy jego ojciec przyjeżdżał do Londynu w interesach.
Ale i te spotkania w końcu się urwały. Z opowieści braci wiedziała, że ojciec Leandra pił, a gdy był na rauszu, wszczynał awantury. Któregoś razu trzeba było nawet wezwać policję, żeby uspokoiła krewkiego biznesmena. Mirandy nie dziwił fakt, że Leandro odsunął się od ojca. Sam spokojny i zachowujący się z rezerwą, nie lubił ściągać na siebie uwagi.
Jednak to były ledwie skąpe skrawki wiedzy, którymi dysponowała z drugiej ręki. Wiedziała też, że miał biuro w Londynie i często podróżował po świecie, tropiąc oszustwa finansowe w wielkich firmach. Współpracował z Jakiem, którego firma zajmowała się z analizami dla biznesu, a ostatnio pomagał Juliusowi w wykryciu przekrętów ojca Holly, który zamieszany był w pranie pieniędzy.
Leandro Allegretti był człowiekiem, który bez trudu wydobywał na światło dzienne tajemnice innych ludzi. Miranda czuła jednak, że sam skrywał ich niemało.
– Wracając do twojej propozycji… – zaczęła. – Gdzie jest ta kolekcja?
– W Nicei. Ojciec prowadził galerię i antykwariat na Lazurowym Wybrzeżu. To była jego prywatna kolekcja. Pozostałe dzieła sztuki sprzedał, gdy zdiagnozowali u niego raka.
– I chcesz się jej… pozbyć? – Ostatnie słowo z trudem przeszło jej przez gardło. Co takiego zaszło między nim a ojcem, że Leandro chciał wyrzucić po nim wszystkie pamiątki? – W całości? – dodała, przełykając ślinę.
Zacisnął usta i pobladł nieco.
– Tak – odparł. – Chcę także wystawić na sprzedaż dom ojca – powiedział, uciekając spojrzeniem w bok.
– Może lepiej byłoby zatrudnić kogoś na miejscu? – zasugerowała Miranda. Leandra byłoby stać na wynajęcie ekspertów muzealnych, a ona dopiero rozpoczynała karierę i mimo pewnego doświadczenia, nie mogłaby się mierzyć z najlepszymi.
– Myślałem, że może chciałabyś na trochę zniknąć w związku ze skandalem.
Prawdę mówiąc, Miranda nosiła się od jakiegoś czasu z myślą o wyjeździe z Londynu. Przynajmniej dopóki sprawa nieślubnego dziecka jej ojca nie przycichnie. Miała już powyżej uszu chowania się przed wścibstwem reporterów w kawiarniach, tak jak teraz, i odpowiadania na głupie pytania. „Czy poznała już swoją siostrę przyrodnią?”, „A czy w ogóle miała taki zamiar?”, „Czy rodzice będą się rozwodzić po raz drugi?”.
Wszystko to było coraz bardziej irytujące. Do tego dochodziły gorzkie tyrady wygłaszane przez matkę i natrętne prośby ojca, który był święcie przekonany, że gdy Miranda pozna Katherine, wszystkie problemy rozwiążą się same, a oni znów będą wielką szczęśliwą rodziną. Na pewno!
Propozycja Leandra wydawała się idealną okazją, by choć na chwilę wyrwać się z tego cyrku. Poza tym październik na Riwierze Francuskiej był na pewno ładniejszy od londyńskiej pluchy, która od tygodnia dawała się wszystkim we znaki.
– Jak szybko będziesz mnie potrzebował? – zapytała, czerwieniąc się po chwili. Zabrzmiało to nieco dwuznacznie. – Mogłabym wziąć wolne dopiero pod koniec przyszłego tygodnia.
– W porządku – odparł. – Na razie i tak nie mam kluczy od willi ojca. Zarezerwuję ci lot i prześlę szczegóły mejlem. Masz jakieś specjalne życzenia, jeśli chodzi o hotel?
– A ty gdzie się zatrzymasz?
– W domu ojca.
Miranda zastanowiła się. Nawet gdyby poprosiła o apartament w pięciogwiazdkowym hotelu, na co przecież Leandra byłoby stać, istniało ryzyko, że brukowce szybko zwęszą, gdzie się ukryła. Natomiast gdyby zamieszkała z nim, mogłaby pracować w spokoju, po drugie miałaby okazję poznać Leandra odrobinę lepiej, co było jeszcze bardziej kuszące.
– A nie znalazłbyś tam dla mnie jakiegoś pokoju?
Leandro zmarszczył czoło.
– Nie wolałabyś zatrzymać się w hotelu?
Miranda zarumieniła się.
– Jeśli masz w tym czasie innych gości…
Nie mogła sobie w tej chwili przypomnieć, kim była jego ostatnia kochanka. A przecież jeszcze niedawno to wiedziała. Oglądała ich zdjęcia z jakiejś imprezy charytatywnej. Którąś z poprzednich jego dziewczyn nawet poznała. Było to dwa lata temu. Leandro pojawił się w jej towarzystwie na jednym z legendarnych przyjęć, które z okazji sylwestra rodzice urządzali w Ravensdene. Miała na imię Eve. To też zapamiętała. Wysoka, piękna dziewczyna w typie modelki, a przy tym bardzo elokwentna i dobrze wykształcona. Takie dziewczyny na pewno nigdy się nie rumienią, nie jąkają i nie tracą rezonu, stając oko w oko z kimś tak przystojnym jak Leandro Allegretti.
Z drugiej strony Leandro nie był playboyem jak Jake. Przypominał raczej Juliusa, który pilnie strzegł swojego życia prywatnego.
– Nie, nie mam gości.
Czyli mógłby mieć? Dlaczego w ogóle zaczęła się zastanawiać nad tym, czy kogoś miał? Przecież chciał ją tylko zatrudnić. Nic więcej. Zresztą nie była nim zainteresowana. To znaczy, intrygowały ją jego tajemniczość i małomówność, ale to było co innego. Odkąd zmarł Mark, uporczywie ignorowała mężczyzn, szczególnie tych, którzy próbowali z nią flirtować lub starali się jej zaimponować. Leandro akurat tak się nie zachowywał. Był uprzejmy, ale trzymał dystans. Nie widziała go także nigdy flirtującego. Może gdyby częściej się uśmiechał…
W tej chwili nie była już pewna, dlaczego nalega na to, by ją do siebie zaprosił. Chciała go po prostu chyba lepiej poznać. Spędzić z nim trochę czasu sam na sam. Dowiedzieć się, dlaczego ukrył śmierć ojca. Zobaczyć, gdzie spędził pierwsze osiem lat życia, zanim razem z matką przeniósł się do Anglii. Kto wie, może nawet opowie jej o swoim dzieciństwie.
– Więc mogłabym zamieszkać u ciebie? Nie będę ci przeszkadzać. I miałabym bliżej do pracy.
Leandro przyglądał jej się, jakby rozważając wszystkie za i przeciw.
– Dom stoi pusty. Ojciec zwolnił gosposię, jeszcze zanim…
– Potrafię gotować – wpadła mu w słowo Miranda. – Mogłabym też pomóc w sprzątaniu domu, skoro masz zamiar go sprzedać.
Zapadła niezręczna cisza. Wreszcie ściągnięte brwi Leandra nieco się rozprostowały i wydobył z siebie powolne:
– W porządku. W takim razie zarezerwuję ci przelot.
Miranda podniosła się z krzesła i zdjęła płaszcz z wieszaka.
– Możemy wyjść razem? – zapytała, poprawiając kołnierz, który postawiony na sztorc miał ukryć jej twarz. – Właściwie schowałam się tutaj i nie jestem pewna, czy ci przeklęci paparazzi już sobie poszli.
– Nie ma sprawy, odprowadzę cię do galerii. I tak szedłem w twoją stronę.
Deszcz przestał siąpić. Idąc obok Mirandy, Leandro obserwował ją kątem oka. Zawsze zadziwiało go, jaka jest drobna. Przypominała mu baletnicę. Z porcelanową cerą, wielkimi oczami i burzą kasztanowych włosów wyglądała jak nimfa leśna zagubiona pośrodku wielkiego miasta. Kiedy zauważył ją w kawiarni zerkającą na niego zza liści, coś mu podpowiedziało, że to jest to. Ona potrzebowała kryjówki, on kogoś do pomocy. Może i miała rację, że powinien zatrudnić specjalistę na miejscu. Może powinien pozbyć się rzeczy po ojcu jak najszybciej. Jednak wybrał inną drogę. Poprosił ją o pomoc, i chyba pierwszy raz w życiu kierował nim instynkt, a nie trzeźwa analiza.
W sumie wiedział tylko tyle, że Miranda nie ma ostatnio łatwego życia w związku ze skandalem, jaki wybuchł, gdy prasa dowiedziała się o dawnym romansie jej ojca. Jemu z kolei robiło się zimno na myśl, że następne tygodnie spędzi w opuszczonej willi, sam na sam z upiorami przeszłości. Nie był tam, odkąd skończył osiem lat.
Zawsze było mu trochę żal Mirandy. Jej uroda była zbyt subtelna, by mogła wyjść zwycięsko z porównań, najpierw ze słynną matką, a teraz z przepiękną przyrodnią siostrą Kat Winwood. Nawet on musiał przyznać, że Kat była olśniewająca. Dziewczyna w typie supermodelki, zdolna zatrzymać ruch na ulicy i skupić uwagę wyłącznie na sobie. Miranda wyglądała przy niej jak jedna z księżniczek Disneya i była uroczo staroświecka. Chyba nigdy nie spotkał kobiety, która peszyłaby się równie łatwo jak ona. Nigdy nie flirtowała i nie chadzała na randki. W każdym razie nie po tym, jak w wieku bodajże siedemnastu lat straciła swojego chłopaka. Leandro podziwiał jej poświęcenie, chociaż prywatnie był zdania, że Miranda marnuje życie, przesiadując całymi dniami w pracy.
Ale czy mógł ją oceniać? Sam też nie miał udanego życia osobistego, a praca pochłaniała znaczącą część jego czasu.
Miranda mogłaby mu pomóc w wycenie kolekcji ojca. Któż inny jak nie ona? Była godna zaufania, kompetentna i miała doskonałe oko. Pomagała Juliusowi w zakupie kilku dzieł sztuki. Umiała wykryć falsyfikat i wytropić prawdziwe perełki na aukcjach.
Powinien jej wystarczyć tydzień, może dwa, aby wszystko skatalogować. Była to oczywiście praca, ale też przysługa. Miranda będzie mogła choć na trochę odpocząć od Londynu, który nie przestawał żyć skandalem Ravensdale’ów.
Był tylko jeden problem. Rosie. Nie powiedział o niej nawet Juliusowi ani Jake’owi. To z jej powodu musiał być na pogrzebie ojca sam. I to z jej powodu powrót do Nicei był dla niego czymś w rodzaju rozdrapywania dawnych ran.
Oczywiście, miał wiele okazji, by o tym wspomnieć. Mógł powierzyć tragiczny sekret któremuś z braci Mirandy. W końcu byli jego najbliższymi kompanami. Zamiast tego pozwolił im przez te wszystkie lata wierzyć, że jest jedynakiem. Za każdym razem, gdy myślał o swojej młodszej siostrze, pękało mu serce. Wspomnienie jej uroczej, dziecinnej buzi rozpromienionej uśmiechem, wywoływało w nim straszliwe poczucie winy, które wisiało nad jego głową niczym gilotyna.
Przez tyle lat nie zdradził się ani słowem. Tak jakby tej części jego życia w ogóle nie było. Jego historia zamykała się w dwóch rozdziałach: Francja i Anglia. Przed i po. Życie przed wydawało mu się nieraz złym snem, okropnym, mrożącym krew w żyłach koszmarem. A potem budził się, zdając sobie sprawę, że to nie był sen, lecz najprawdziwsza prawda. Prawda, od której nie mógł uciec. I nie miało znaczenia, gdzie teraz mieszkał, dokąd wyjeżdżał albo jak ciężko pracował. Poczucie winy towarzyszyło mu zawsze, zaglądając przez ramię za dnia i budząc go w nocy.
To przez to mówienie o rodzinie było dla niego nieznośną torturą. Nienawidził nawet o niej myśleć. Nie miał rodziny i najchętniej wymazałby ją z pamięci.
Jego rodzina rozpadła się dwadzieścia siedem lat temu, a on się do tego przyczynił.