Franz Kafka. Koszmar rozumu - ebook
Życie Franza Kafki obrosło wieloma mitami. Wpłynęła na to nie tylko jego sugestywna twórczość, ale także przekłamania, mające swoje źródła w najbliższym przyjacielu Kafki, Maxie Brodzie.
Ernstowi Pawlowi udało się sportretować Kafkę jako człowieka, którego losy były bardziej poruszające niż powstałe wokół nich mistyfikacje. Tworzy obraz kogoś, kto sprawnie obracał się w świecie, niezwykle cenionego pracownika, którego kompetencje i zaangażowanie nagradzano awansami i podwyżkami. A także bardzo świadomego pisarza. Autor wychodzi poza legendę Kafki – bezbronnego, znerwicowanego urzędnika. Nie pomija jego twórczości, ale skupia się na życiu, korzystając z wielu źródeł, nie tylko dzienników i listów.
Pawel niczego nie osądza, rzetelnie omawia wiele trudnych spraw: stosunek Kafki do judaizmu, jego relacje z rodzicami, zwłaszcza z ojcem, burzliwy związek z Felicją Bauer czy romans z Mileną Jesenską. Oto kronika życia pisarza, a jednocześnie portret środowiska i epoki.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Biografie |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-68367-98-0 |
| Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W Pradze jest zawsze obecny, ale nie mówi się o nim, więc spotkanie go twarzą w twarz w samym sercu miasta zaskakuje – zamyślony Franz Kafka, naturalnych rozmiarów, wykuty w czarnym brązie i ustawiony nieco powyżej poziomu oczu pod ścianą ponurego domu przy ulicy Maiselovej. Zgodnie z napisem na małej tabliczce, w tym miejscu stał dom, w którym się urodził.
Ta skromna pamiątka powstała w niejednoznacznym okresie, co na swój sposób doskonale pasuje do sportretowanego. Wzniesiony przez komunistyczne władze, zaprojektowany przez Karela Hadlika pomnik odsłonięto w 1965 roku, gdy ludzka twarz socjalizmu zaczynała wyglądać zza stalinowskiego betonu. Miał stanowić pierwszy etap przemiany Kafki z dekadenckiego nihilisty w rewolucyjnego krytyka kapitalistycznej alienacji. W 1968 roku radzieckie czołgi położyły kres liberalnym złudzeniom, więc zaniechano dalszych prób rehabilitacji pisarza. Ale w mieście, w którym każda minuta dnia i nocy przypomina jego koszmary, trudno było wymazać raz zaznaczoną obecność. Rzeźba z brązu pozostała na swoim miejscu, podobnie jak oznaczenie jego domu przy ulicy Alchemików, jako ustępstwo na rzecz turystów lub jeden z tryumfów szwejkowego sprytu, który trzymał Czechów przy życiu przez wieki. Jakakolwiek by była tego przyczyna, obie formy upamiętnienia stanowią świadectwo najważniejszego, podstawowego faktu z życia Franza Kafki: urodził się i został pochowany w Pradze, spędził niemal całe swoje czterdziestojednoletnie życie w tej cytadeli przegranych spraw, u tej „mateczki z pazurami”, która nigdy nie zwolniła swojego uścisku, a która ukształtowała jego wizję świata.
Świat, w którym dorastał, był niesamowity, korzeniami tkwił jeszcze w średniowieczu, niczym otoczona murem tajemnicy legenda zakuta w kamień. Z okien domu Kafki rozciągał się widok na minione wieki, a każdy spacer, każda przechadzka prowadziła dziecko krętymi alejami mściwej przeszłości pod łukowato wygiętymi sklepieniami. To miała być scena jego życia.
Friedrich Thieberger, znany żydowski uczony, pod którego okiem Kafka zgłębiał później hebrajski, opowiada, że „kiedy pewnego razu staliśmy przy oknie, patrząc na Rynek Starego Miasta, Franz wskazał na budynki i powiedział: «Tam było moje liceum, uniwersytet mieścił się w tym budynku na wprost nas, a biuro nieco dalej na lewo. Ten niewielki krąg... – i palcem zakreślił kilka małych kółek – ten niewielki krąg zawiera całe moje życie»”.
Ale zanim miasto stało się pojęciem w umyśle dziecka, zanim fizyczna rzeczywistość najbliższego otoczenia zaczęła się porządkować w znaczące obrazy, Franz musiał odnaleźć drogę w bardziej oszołamiającym, tajemniczym świecie dużych, potężnych istot ludzkich i nauczyć się żyć z podwójnym zagrożeniem – zarówno ich obecności, jak i ich braku. To, co Kafka zapamiętał z dzieciństwa, jest bardzo symptomatyczne, chociaż nie bardziej niż to, co postanowił zapomnieć. Nawet „żywa pamięć”, jak nazwał siebie w jednym z ostatnich zapisków w dzienniku, staje się selektywna w sposób określony przez bezspornie istniejące zjawiska – rzeczywista matka, która zdradziła go bezwiednie na długo, zanim jej obraz stał się symbolem poszukiwania miłości, czy rzeczywisty ojciec z wywoskowanym wąsem i temperamentem kaprala, ważniejszy od wyobrażenia boskiej wszechmocy.
Potomność zna ich tylko jako „rodziców Kafki”, na tym polega niebezpieczeństwo wychowywania w rodzinie pisarza, zwłaszcza pozbawionego świadomej hipokryzji. A Herrmann Kafka, który miał już trzydzieści jeden lat, gdy został ojcem Franza, był do tej bardzo wymagającej roli szczególnie źle przygotowany. Cechy, dzięki którym wyrwał się z rozpaczliwej biedy i stał się szanowanym przedstawicielem klasy średniej – nieuświadomiony egoizm, brutalna ambicja, całkowite skupienie na pieniądzach i społecznym statusie – nie szły w parze z osobistym wdziękiem, ciepłem i wrażliwością w kontaktach z ludźmi. Jako ojciec miał jeszcze jedną wadę: sam został pozbawiony dzieciństwa.
Jego własny ojciec, Jakob Kafka, urodził się w 1814 roku jako drugie z dziewięciorga dzieci – sześciu chłopców i trzech dziewczynek. Wzrastał w jednoizbowej chałupie w czeskiej wsi Wossek . Zgodnie z obowiązującymi wówczas prawami nie wolno mu było się żenić. W 1789 roku ukazał się dekret mający na celu zmniejszenie żydowskiej populacji, zgodnie z którym tylko najstarszy syn żydowskich rodziców mógł otrzymać zgodę na małżeństwo. Jakob miał starszego o rok przyrodniego brata. Przed bezpotomną śmiercią – co zgodnie z jego wiarą uważa się za podwójną śmierć – uchroniła go rewolucja 1848 roku, a raczej jej brutalne stłumienie. Dzięki ironicznemu paradoksowi łączącemu w żydowskiej historii to, co przewidywalne z nieprzewidywalnym, nowa konstytucja mająca na celu wzmocnienie autokratycznych rządów przyniosła Żydom wolność, którą rewolucja francuska obiecywała, lecz nigdy nie dała.
Nadając około czterystu tysiącom Żydów pełnię praw obywatelskich wewnątrz Cesarstwa – również prawo do małżeństwa, osiadania w miastach, handlu i swobodnego wyboru zawodu – biurokracja habsburska nie kierowała się bynajmniej względami humanitarnymi, lecz czystą ekonomią. Umiejętności zawodowe i energia domokrążców, lichwiarzy i rzemieślników stanowiły dla kraju wchodzącego w erę industrializacji cenne zasoby, a żydowskie poddaństwo, specyficzne, zamknięte w sobie, ale ponadnarodowe, czyniło z nich potencjalną przeciwwagę dla radykalizmu rywalizujących ze sobą narodów, który zagrażał przetrwaniu wielonarodowościowego państwa. W 1848 roku dla dziadka Kafki ważne było jednak wyłącznie to, że w końcu mógł się ożenić. Zrobił to od razu, biorąc za żonę córkę swojego najbliższego sąsiada.
Jakob Kafka, koszerny rzeźnik, był gburowatym, ogromnym mężczyzną, słynącym z tego, że potrafi w zębach podnieść worek kartofli. Niestety, ciężka praca pozwalała mu zaledwie na przetrwanie. Jego żona, Franziska Platovská, w chwili małżeństwa miała już trzydzieści dziewięć lat. Była kobietą otwartą i wesołą, co w warunkach, w jakich jej przyszło żyć, pozwala ją uznać za świętą. W latach 1850–1859 urodziła sześcioro dzieci i wychowała je w jednoizbowej chałupie, w skrajnej nędzy. Na pożywienie rodziny składały się niemal wyłącznie kartofle.
Mimo to przetrwali, zarówno rodzice, jak i sześcioro dzieci, co było rzadkością w tamtych czasach i świadczyło o dobrych genach. (Ich chata, mimo że niezamieszkana od drugiej wojny światowej, przeżyła ich wszystkich). Dzieci zaczynały pracować, gdy tylko miały dość siły, by ciągnąć wózek. Latem i zimą, bez względu na pogodę, rozwoziły połcie mięsa do licznej klienteli Jakoba. Odmrożenia i ból nóg, które były udziałem Herrmanna, stały się jego bliznami wojennymi. Przedstawiał listę krzywd doznanych w dzieciństwie z mieszaniną dumy i litości nad samym sobą, co jego syn uważał za szczególnie odrażające. W istocie wieczna litania na wpół chełpliwa, na wpół oskarżająca, ciągłe „ty nie wiesz, jak ci dobrze...”, „kiedy byłem w twoim wieku...” itp. zajmowały wysokie miejsce na liście pretensji Franza wobec ojca.
Nieporozumienia między pokoleniami to dość powszechne zjawisko. Herrmann jednak, w odróżnieniu od innych ojców liżących wyimaginowane rany, nie musiał wymyślać ani ubarwiać swojej trudnej młodości i nikt nie widział tego jaśniej niż obiekt jego pogardy. _Śpiewaczka Józefina_, ostatnie opowiadanie Franza, napisane na łożu śmierci, opisuje świat, w którym dorastał jego ojciec:
Wiedziemy takie życie , że dziecko, gdy tylko zaczyna się orientować w świecie, musi zadbać o siebie niczym dorosły. Z ekonomicznych powodów jesteśmy rozrzuceni na zbyt dużym obszarze, nasi wrogowie są zbyt liczni, czyhające na nas niebezpieczeństwa zbyt nieprzewidywalne – po prostu nie stać nas na osłanianie dzieci przed walką o byt, takie postępowanie skazałoby je na rychłą śmierć. Ale trzeba dodać jeszcze jedną przyczynę, tym razem budzącą nadzieję, a nie przygnębienie: płodność naszego plemienia. Jedno pokolenie następuje po drugim, a każde jest niezwykle liczne; dzieci nie mają czasu na dzieciństwo; ledwie się dziecko urodzi, już nim przestaje być, następne dziecięce twarze zaróżowione od szczęścia wyglądają mu zza pleców. Chociaż jest to urocze, a inni nam tego zazdroszczą, fakt pozostaje faktem – nie możemy dać naszym dzieciom prawdziwego dzieciństwa.
Przodkowie Jakoba i Franziski żyli przez blisko sto lat w żydowskich enklawach pośród czeskich chłopów. Inaczej niż większość współwyznawców ich religii, zmuszonych przez dekret z 1787 roku do przybrania niemieckich nazwisk, wybrali – prawdopodobnie dzięki specjalnemu pozwoleniu – nazwiska słowiańskie. Kafkowie uważali zawsze, że ich pochodzi od słowa _kavka_, czeskiej nazwy ptaka, ale Jakovke, zdrobnienie od Jakob w jidysz, nie wydaje się nieprawdopodobną etymologią.
W domu Kafków mówiło się po czesku, ale dzieci, jak we wszystkich żydowskich rodzinach, wysyłano do żydowskiej szkoły. Szkoły były wyznaniowe, obowiązkowa nauka chłopców trwała sześć lat, zgodnie z prawem nauczano w nich po niemiecku. Herrmann wypełnił swój obowiązek, przeszedł cały cykl formalnego wykształcenia, płynnie mówił po niemiecku, chociaż do końca życia nie opanował dobrze języka pisanego i wyraźnie lepiej się czuł, posługując się czeskim.
Mając czternaście lat, rok po osiągnięciu dorosłości według żydowskiego prawa, opuścił dom na dobre i zaczął szukać własnej drogi w świecie. Mimo dużej konkurencji młody domokrążca zarabiał na życie. Sprzedaż detaliczna na wiejskich obszarach była jeszcze w powijakach, podczas gdy coraz większa liczba i różnorodność produkowanych dóbr – zwłaszcza w Czechach, kolebce rodzącego się przemysłu – wymagała krajowego rynku zbytu. Żydowscy domokrążcy zaspokajali rosnące potrzeby i wielu z nich właśnie wtedy położyło podwaliny pod powstałe w późniejszych latach solidne fortuny. Niektórzy zajęli się produkcją: ojciec Franza Werfla stał się właścicielem największej wytwórni rękawiczek w Czechach, ojciec Freuda miał fabrykę tkanin na Morawach. Inni przeszli od lichwiarstwa do finansów lub, jak Herrmann Kafka, rozwinęli firmy prowadzące handel detaliczny i hurtowy.
Ogólnie rzecz biorąc, sytuacja ekonomiczna żydostwa austro-węgierskiego w drugiej połowie XIX wieku szybko się poprawiała. Oczywiste powodzenie „ojców założycieli” nie powinno jednak przesłaniać bezlitosnej walki, jakiej wymagało wyrwanie się z nędzy i osiągnięcie względnie skromnego sukcesu, który stał się udziałem Herrmanna Kafki. Postawy i opinie ukształtowane przez to doświadczenie dominowały w życiu żydowskiej klasy średniej. Ale bardziej znacząca była przewaga pewnych cech osobowości sprzyjających przetrwaniu w pełnym bezwzględnej rywalizacji świecie powstającego kapitalizmu, naturalna selekcja, która przyczyniła się do wyjątkowej jednolitości wzorca relacji rodzinnych.
Nikt dokładniej nie określił i nie zbadał tego wzorca niż Zygmunt Freud, dziecko tego samego czasu i miejsca. Freud urodził się we Freibergu na Morawach, był synem kupca tekstylnego, który zbankrutował w wyniku czeskiego bojkotu wobec Niemców i Żydów. W 1859 roku, kiedy Zygmunt miał trzy lata, przeprowadził się z rodziną do Wiednia. Świat, który ukształtował wizję Freuda – powstająca żydowska klasa średnia w dziewiętnastowiecznej Austrii – to także świat Kafków. Niemal wzorcowa natura opartego na kompleksie Edypa konfliktu w tej rodzinie, wstrząsająca dosłowność, z jaką Franz Kafka zdawał się postępować według freudowskiego scenariusza, bez wątpienia wiele zawdzięczają tej wspólnej przeszłości.
Psychoanaliza nie tylko z tego powodu w znacznym stopniu umożliwiła zrozumienie charakteru i twórczości Kafki. Nam chodzi jednak nie tyle o to, w czym przypominał wszystkich synów walczących na śmierć i życie ze swoimi ojcami, ile o to, co go od nich odróżniało, co sprawiało, że był niepowtarzalny, czyli jak stał się Franzem Kafką.
Sześć lat Herrmann wędrował po wiejskich drogach Czech i Moraw. W 1872 roku, gdy miał dwadzieścia lat, został wcielony do austriackiej armii, odsłużył obowiązkowe dwa lata, w czasie których awansował na sierżanta, po czym udał się do Pragi w poszukiwaniu szczęścia.
Zniesienie w 1848 roku ograniczeń dotyczących miejsca zamieszkania wywołało masową migrację Żydów ze wsi do miasta. Dla pozbawionej ziemi populacji wegetującej na obrzeżach zubożałej gospodarki rolnej miasto było obietnicą dobrego życia, niczym nowa Jerozolima. Coraz bardziej prześladowanym Żydom oferowało także poczucie bezpieczeństwa wynikające z liczby mieszkańców i anonimowości. W ciągu kilku dziesięcioleci wiejskie getta opustoszały, a wsie takie jak Wossek musiały zamknąć synagogi z braku minjanu¹.
Herrmann osiadł w rozpadających się slumsach Josephstadtu , w średniowiecznym, ruchliwym getcie Pragi, z jego burdelami i nędznymi spelunkami. Nie był to najbardziej korzystny czas dla młodego człowieka bez pieniędzy i znajomości. W 1873 roku załamał się wiedeński rynek papierów wartościowych, kończąc dwudziestolecie bezprecedensowej hossy i zapowiadając początek długotrwałego kryzysu. Ale dwudziestodwuletni przeniesiony do rezerwy żołnierz, przyzwyczajony do trudów i skromny w swoich nawykach, był zdecydowany rozwinąć własny interes. Zajęło mu to osiem lat. Szczęście się do niego uśmiechnęło w 1883 roku, gdy ożenił się z córką zamożnego właściciela browaru.
Jego żona, Julia Löwy, urodziła się 23 marca 1856 roku w Podiebradach, zamieszkanym w większości przez Czechów mieście nad brzegami Elby . Wśród jej przodków znaleźć można niezwykły zbiór godnych uwagi lub przynajmniej nietuzinkowych postaci, głęboko religijnych, bardziej przejętych metafizyką i duchowością niż gromadzeniem doczesnych dóbr – talmudystów, czyniących cuda rabinów, ekscentrycznych intrygantów, przechrztów i wizjonerów. W krótkiej, autobiograficznej notce napisanej w 1911 roku Kafka wspomniał swoją egzotyczną spuściznę:
Nazywam się po hebrajsku Amszel, jak dziadek mojej matki z linii macierzystej, który jako bardzo bogobojny i uczony mąż o długiej siwej brodzie żyje jeszcze w pamięci mej matki, choć miała sześć lat, gdy zmarł. Przypomina ona sobie, jak kazano jej trzymać co siły palce u stopy trupa i błagać przy tym o wybaczenie wszelkich możliwych uchybień popełnionych względem dziadka. Pamięta również wiele książek dziadka zapełniających całe ściany. Kąpał się on codziennie w rzece nawet w zimie i w porze tej wyrąbywał sobie do kąpieli przerębel w lodzie. Matka mojej matki umarła w młodziutkim wieku na tyfus. Począwszy od tej śmierci babka pogrążyła się w melancholijnym smutku, wzbraniała się jeść i nie rozmawiała z nikim, a w rok po śmierci swej córki poszła na przechadzkę i nie powróciła; zwłoki jej wyłowiono z Elby. Jeszcze bardziej uczonym mężem niż dziadek był pradziad mojej matki, szanowany jednakowo przez chrześcijan, jak i Żydów; w czasie pewnego pożaru dokonał się na skutek jego bogobojności cud, ogień przeskoczył jego dom, oszczędzając go, podczas gdy otaczające domy spłonęły. Pradziad miał czterech synów; jeden z nich przyjął chrześcijaństwo i został lekarzem. Wszyscy ci synowie, oprócz dziadka, zmarli młodo. Ten zaś miał syna, matka znała go jako obłąkanego stryja Natana, i córkę – właśnie matkę mojej matki (DZ, s. 159–160).
Można się spierać, do jakiego stopnia dziedziczymy cechy osobowości, lecz sam Kafka nigdy nie wątpił, że rodzina matki miała na niego zasadniczy wpływ. Była to jedna z niewielu kwestii, w której zgadzał się ze swym ojcem. Herrmann także uważał, że u podstaw braku poczucia rzeczywistości i przedsiębiorczości jego syna leży dziedziczne obciążenie występujące nagminnie wśród przodków żony.
Niemniej byli to jedyni przodkowie, których Kafka za takich uważał. Świątobliwy pradziadek Franza i jego imiennik, Amszel (czyli Adam) Porias urodził się Podiebradach w 1794 roku i zmarł w tym samym mieście w roku 1862. Był rabinem oraz talmudystą, uznawali go za świętego zarówno Żydzi, jak i chrześcijanie. Niestety, woń świętości często jest toksyczna dla tych, którzy zbytnio się zbliżą do jej źródła. Jego syna, Natana, urodzonego w 1824 roku, uważano za szalonego, a jego żona, Sara, w 1860 roku popełniła samobójstwo; urodzona w 1839 roku córka, Estera, wyszła za mąż za kupca bławatnego, Jakuba Löwy’ego, i zmarła na tyfus w wieku dwudziestu dziewięciu lat, wydawszy wcześniej na świat troje dzieci: Alfreda, Josefa i matkę Kafki – Julię.
Julia miała trzy lata, kiedy umarła matka. Ojciec ożenił się powtórnie w gorsząco krótkim czasie i miał jeszcze troje dzieci, przyrodnich braci Julii – Richarda, Rudolfa i Siegfrieda. Ostentacyjnie niemieckie imiona wskazywały na dystans, z jakim Jakub Löwy odnosił się do swojego ortodoksyjnego wychowania. Jako typowy członek nowej żydowskiej klasy średniej, zdecydowanie zasymilowany, przesadnie niemiecki w sposobie wyrażania się i wyglądzie, w polityce sprzyjał cesarzowi. Zamożny był już w Podiebradach; korzystnie sprzedał browar i przeniósł się do Pragi, gdzie znowu odniósł sukces w tej samej branży.
Mimo względnego dobrobytu Julia miała dzieciństwo ciężkie i nieszczęśliwe. Macocha, daleka krewna Poriasów, nie potrafiła zastąpić matki i Julia, jako najstarsza z szóstki dzieci oraz jedyna dziewczynka, rosła niczym Kopciuszek. Była służącą swojej macochy i zastępczą matką dla pięciu chłopców; pracowała ciężko, dobrze wywiązując się z każdego z obowiązków. Dlatego wszyscy oprócz jej rodziców darzyli ją zaufaniem i uznaniem, ona zaś miała skromne wymagania, nigdy się nie skarżyła i nauczyła się dobrze ukrywać swoje uczucia.
A przecież za tym pozorem energicznej fachowości kryła się kobieta o ogromnym sercu, zdolna obdarzać miłością i rozpaczliwie jej pragnąca. Długo przed jej zamążpójściem pięciu braci, przy których wychowaniu pomagała, opuściło zimną i wilgotną norę, rozpraszając się po świecie: Alfred został dyrektorem hiszpańskich kolei w Madrycie, Joseph założył w Paryżu firmę handlującą artykułami kolonialnymi, Richard osiadł w Pradze jako urzędnik, Siegfried – ulubiony wuj Kafki – spędził życie jako wiejski lekarz, a Rudolf, księgowy w jednym z praskich browarów, przeszedł na chrześcijaństwo. Tylko Joseph i Richard się ożenili, reszta pozostała do końca życia w stanie bezżennym. Mimo że się rozeszli i nie potrzebowali siebie nawzajem, utrzymywali bliski kontakt z jedyną siostrą i zastępczą matką.
Julia była tkliwa i szczodra pod każdym względem. Ale zapotrzebowanie jej pierworodnego syna na czułość przewyższało wymagania nawet najbliższych krewnych i przyjaciół. Jako matka Julia starała się, jak mogła, ale ponieważ jej samej nikt nigdy nie matkował, rezultatem tych wysiłków była sztywna czułość, która musiała zdawać się zimna jak lód.
W chwili zawarcia małżeństwa miała już dwadzieścia sześć lat. Nadal mieszkała z rodzicami w imponującym domu przy Rynku Starego Miasta, co stanowiło wyzwanie dla wszystkich swatów i wścibskich krewnych w Pradze. Nie wiadomo, w jaki sposób ona i Herrmann Kafka się poznali, prawdopodobnie jak w przypadku większości małżeństw w ich kręgu, także i ten związek nie został zaplanowany w niebie, ale był częścią interesu. Możliwe, że Julia – inaczej niż jej matka – wyraziła swoje zdanie na temat wybranego dla niej męża. Kobiety emancypowały się coraz bardziej, chociaż wolniej niż Żydzi. Mimo to nie przyszłoby jej do głowy pytanie, czy kocha Herrmanna. Nie było zwyczaju wychodzić za mąż za kogoś, kogo się kochało, tylko kochało się poślubionego. Małżeństwa nie rozpadały się, ponieważ kobiety potrafiły w nich wytrwać. Julia potrafiła. Od czasu do czasu płakała i popadała w melancholię – były to prawdopodobnie kliniczne objawy depresji – ale się nie poddała.
Pod względem towarzyskim Herrmann nie był jej równy. Granica między niemieckojęzycznymi, cywilizowanymi Żydami z klasy średniej i ich czeskojęzycznymi, półproletariackimi wiejskimi kuzynami była jeszcze płynna, ale widoczny snobizm wyznaczał już przepaść. Trzydziestoletni Herrmann mimo wszystko miał zalety, które pozwalały zapomnieć o braku pieniędzy i niskiej pozycji społecznej: szerokie plecy i żywy, choć niewykształcony umysł. Udowodnił, że potrafi dać sobie radę w bezwzględnym świecie, ale nade wszystko cechowała go krzycząca, niepohamowana i zaraźliwa witalność.
Prawdopodobnie ani w chwili zawarcia małżeństwa, ani później obydwoje nie zdawali sobie sprawy, że są samotnymi ludźmi pozbawionymi dzieciństwa, przerażonymi sierotami poszukującymi domu. Być może to właśnie tłumaczy ich trwającą całe życie bliskość i partnerstwo niepasujące do wyblakłych stereotypów szczęśliwego małżeństwa.
Ślub odbył się w Pradze 3 września 1882 roku w eleganckim hotelu Goldhammer na Rynku Starego Miasta, kilka kroków od historycznego pięćsetletniego domu, w którym nowożeńcy zaczęli wspólne życie.
Na Vĕže stało na granicy dwóch światów. Potężna konstrukcja na rogu ulic Maiselovej i Kaprovej była najdalej wysuniętym punktem żydowskiego getta, wrzynającym się w husycką Pragę. Tyłem zwracała się do kościoła Świętego Mikołaja, a frontem do uczęszczanego przez półświatek baru i licznych burdeli. Na początku budowla należała do miejskiego skryby. W 1629 roku kupił ją klasztor na Strahovie, w osiemnastym wieku stała się siedzibą teatru, a pod koniec lat siedemdziesiątych dziewiętnastego wieku podzielono ją na mnóstwo maleńkich mieszkań. W jednym z nich Herrmann Kafka i jego żona spędzili dwa i pół roku wspólnego życia. Na Vĕže, tak jak większa część średniowiecznego getta, została zburzona na przełomie wieków w wyniku realizacji jednego z projektów odnowy miasta. Jeden z portali przetrwał i został wmurowany w skromny budynek, obok którego stoi brązowa podobizna Kafki.
Pod koniec 1882 roku Herrmann otworzył swój pierwszy sklep z tekstyliami, a Julia zaszła w ciążę. 3 lipca 1883 w domu, przy pomocy akuszerki, powiła zdrowego chłopca. Dano mu na imię Franz, ku czci cesarza Franciszka Józefa, a lekarz obrzezał go 10 lipca.
Trudno sobie wyobrazić lepsze miejsce dla narodzin Franza Kafki niż stary rozpadający się dwór stojący na skrawku ziemi niczyjej wrzynającej się klinem między dwie wrogie kultury, chociaż jego młodzi rodzice z pewnością nie tak odbierali to miejsce. Byli zdecydowani wybić się w świecie i dać dzieciom lepszy start, więc w ich oczach Wieża nie rysowała się jako romantyczna siedziba, ale na wpół zrujnowana rudera w podejrzanej i hałaśliwej okolicy, skąd pragnęli uciec, gdy tylko będzie ich na to stać.
Pierwsze dwa lata życia Franza upłynęły w niezwykłym miejscu. Nietrudno zgadnąć, że bardziej niż cokolwiek innego wpłynęło to na początki jego świadomości istnienia świata zewnętrznego. Prawdopodobnie te pierwsze obrazy zlały się w jedno z ponurą atmosferą późniejszych miejsc zamieszkania rodziny. Były to nieco mniej zrujnowane, ale bardzo do siebie podobne pozostałości po średniowiecznym monumentalizmie, przypominające więzienie budowle o ociekających wilgocią ścianach i ciemnych korytarzach, z prymitywną hydrauliką, zatęchłymi pokojami i piecami na węgiel. Wypełniał je zapach kapusty i nigdy niewietrzonych łóżek. Przemykające poza kręgiem światła świecy cienie dziwnie przypominały walki szczurów.
Otoczenie było przygnębiające, ale całkiem normalne dla praskiego Starego Miasta. Wkrótce po narodzinach Kafki Wieżę przeznaczono do rozbiórki, podobnie zresztą jak większą część Josephstadtu. Kryminogenne slumsy dawnego getta żydowskiego bez wątpienia nie były zdrowym miejscem dla zwykłych ludzi, można jednak podejrzewać, że władze miasta zostały zmuszone do niezwykle jak na nie zdecydowanego działania nie tyle ze względu na zagrożenie dla zdrowia publicznego, ile z powodu porządku. Mimo to budowlę zburzono dopiero kilka lat później, na przełomie wieków.
Tymczasem w maju 1895 roku rodzina Kafków przeprowadziła się na plac Wacława. Dzisiaj jest to samo centrum Pragi, wtedy krzyżowały się tu główne drogi prowincjonalnej stolicy i odbywały nieustannie masowe protesty i demonstracje. Nie wiadomo, czy to właśnie przeszkadzało Kafkom – wiele z tych manifestacji wymknęło się spod kontroli i przeistoczyło w antyżydowskie zamieszki – czy też po prostu przeliczyli się z siłami. W każdym razie w grudniu tego samego roku małżonkowie wrócili do znanych sobie okolic na Starym Mieście. Zmieniali mieszkania jeszcze cztery razy, aż w czerwcu 1889 roku osiedli w domu Minuta, znowu na obrzeżach Starego Miasta, gdzie Franz, który właśnie miał obchodzić szóste urodziny, spędził następne siedem lat swego dzieciństwa.
Dom Minuta, po czesku „Mały”, chociaż nazwa może też pochodzić z łaciny – w tym wypadku ani historia, ani legenda nie dają wskazówki co do jej znaczenia – stoi tuż przy prawym rogu staromiejskiego Ratusza i oddziela Rynek Starego Miasta od Małego Rynku. Kolejne przeróbki stopniowo zatarły gotyckie elementy oryginalnej architektury budowli powstałej w czasach czeskiego renesansu. Kilka lat po śmierci Kafki specjaliści podjęli próbę historycznej restauracji budynku i odkryli freski, wyszukane florenckie graffiti, które dzisiaj znowu zdobią obie fasady. Dziś budynek jest punktem orientacyjnym dla turystów. Dzieli go kilka kroków od zegara na Ratuszu, znanego ze swojej cogodzinnej procesji dwunastu apostołów, po której ponury żeniec z kosą w ręku przypomina, że oto minęła kolejna godzina naszego życia.
Pod koniec życia Kafka uważał, że dzieciństwo zrobiło z niego kalekę niezdolnego do życia wśród innych ludzi. Co prawda materialne warunki, w jakich dorastał, nie różniły się znacznie od panujących w innych domach żydowskiej klasy średniej w Pradze, ale poczucie nieszczęścia jest niezwykle subiektywne i ma niewielki związek z rzeczywistością. Poza tym nieliczne znane fakty z życia Franza z czasów, gdy nie chodził jeszcze do szkoły (lata 1883–1889), wskazują, że jego dzieciństwo było wypełnione strachem i niepokojem, od których nie zdołał się uwolnić do końca w dorosłym życiu.
Od samego początku życie tej rodziny, zorganizowane wokół i na cześć pana i władcy, koncentrowało się nie na domu, ale na sklepie. W ciągu kilku lat, mimo głębokiej i przewlekłej recesji, Herrmannowi udało się zmienić małą pasmanterię, którą otworzył zaraz po zawarciu małżeństwa, w kwitnącą hurtownię bławatną. Jego własne dzieciństwo nauczyło go tego, czego nie udało mu się przekazać swoim dzieciom – że pieniądze leżą u podstaw wszelkich sukcesów. Zdawał sobie sprawę, że nie samym chlebem człowiek żyje, ale bez niego po prostu nie żyje. I chociaż pieniądze szczęścia nie dają – do tego zdumiewającego wniosku doszło następne pokolenie – pozwalają kupić chleb, a także masło, przyzwoite ubranie, schronienie, a nawet książki. Co więcej, pieniądze, jeśli jest ich dość dużo, nie tylko pozwalają na luksusy, ale także przekształcają ludzką istotę w człowieka godnego szacunku i obdarzonego społecznym uznaniem.
Determinacja, z jaką Herrmann dążył do sukcesu, nie zostawiała miejsca i czasu na cokolwiek innego w życiu, zwłaszcza w pierwszych, trudnych latach w nowej branży, gdy jego syn był dzieckiem. Franz rzadko go widywał, chociaż słyszał częściej, niżby chciał. Grzmiący, rozkazujący głos tego odległego bóstwa, jego raniąca uszy wulgarność i ogłuszające pogróżki sprawiły, że Franz wytworzył sobie fantastyczny obraz ojca, który niezupełnie przypominał rzeczywistego człowieka – i do końca życia nie znosił hałasu.
Ponieważ wszystko w gospodarstwie Kafków było podporządkowane przyszłemu sukcesowi, wydawało się całkiem normalne, że Julia także poświęca się interesom męża. W tamtych czasach tysiące dziewcząt przenosiło się ze wsi do miasta, więc nietrudno było znaleźć gosposię i opiekunkę do dziecka. Ale Julia nie była zwykłą pomocnicą; rzadkie połączenie kompetencji i taktu szybko sprawiło, że stała się niezbędna mężowi, bystremu i niestrudzonemu w pracy, ale nieokrzesanemu i porywczemu w stosunku zarówno do pracowników, jak i klientów.
To, że dzieci wychowywane były przez służące, a potem guwernantki, było zgodne z panującym obyczajem. Franzowi jednak nie brakowało Julii wyłącznie w fizycznym sensie, nie miała dla niego czasu również w bardziej zasadniczych kwestiach. Usługiwała mężowi z takim samym posłusznym oddaniem, z jakim prowadziła dom swojej macosze i w zasadzie z tego samego powodu. Służenie pomocą, zaspokajanie czyichś potrzeb i poczucie użyteczności wcześnie stało się dla niej sposobem zdobywania miłości lub przynajmniej uznania – a trudno się tego spodziewać od dziecka. Wiele lat później, gdy dzieci dorosły, ta sama cecha charakteru doskonale się jej przydała. Julia zaczęła występować w roli matriarchalnego rozjemcy, źródła rozsądku i emocjonalnego wsparcia, osoby, która, serwując napar z rumianku, potrafi rozładować ojcowski gniew i dyskretnie uczestniczy w życiu swoich dzieci. Ale kiedy były małe, trzymała je na dystans, a do zaspokajania ich fizycznych potrzeb wynajmowała pomoc.
We wczesnych latach małżeństwa instynkt macierzyński Julii musiał być poważnie wystawiony na próbę przez męża, który potrzebował nieustannej uwagi i wyrazów sympatii. Pracowała dla niego w ciągu dnia, słuchała jego narzekania i psioczenia, a niemal co wieczór przez czterdzieści dziewięć lat wspólnego życia grała z nim w karty. Wzajemnie zaspokajali swoje potrzeby, co stanowi tak samo solidną podstawę małżeństwa jak wszystko inne. Niestety, nie zaspokajali potrzeb dzieci. Każde z nich potrzebowało czego innego, dlatego każde poniosło inne konsekwencje rodzicielskiej obojętności. Wydaje się jednak, że najbardziej na tym ucierpiał Franz, pierworodny syn.
Julia, zmuszona do wybierania między zapotrzebowaniem męża i dzieci na jej miłość i uwagę – co dla niej było równoznaczne z miłością – nigdy nie dała Herrmannowi powodów do narzekań.
Zbyt Cię kochała i za bardzo była Ci oddana, żeby w walce dziecka mogła stanowić samodzielną siłę duchową. Zresztą był to niezawodny instynkt dziecka, ponieważ z czasem matka coraz ściślej czuła się z Tobą związana; podczas gdy w tym, co dotyczyło jej samej, zawsze broniła swej samodzielności w sposób elegancki i delikatny, nigdy przy tym zbytnio Ciebie nie urażając, to jednocześnie z biegiem lat coraz bardziej, raczej sercem niż rozumem, przejmowała Twoje sądy i wyroki względem dzieci (O, s. 70).
Dorosły nie mógł odtworzyć bezsilnej wściekłości opuszczonego dziecka, które boi się i nienawidzi, nie swojej matki, ale rywala zabierającego ją i zwyciężającego w nierównej walce. Mając trzydzieści sześć lat, nadal skarżył się, że „gdy byłem małym dzieckiem, mój ojciec zwyciężył mnie i teraz tylko pycha nie pozwala mi zejść z placu boju przez te wszystkie lata, jakkolwiek ponoszę coraz to nowe klęski” (2 grudnia 1921; DZ).
Przedstawiony tu obraz stereotypowego kompleksu Edypa, pojęcia niegdyś rewolucyjnego, z czasem spetryfikowanego w schematyczny banał, jest prawie zbyt trafny, by mógł służyć za pocieszenie. Niemniej podstawowa relacja w rodzinie Kafków, oparta na trójkącie, szybko zmieniła się w bardziej skomplikowaną konfigurację, gdy w odstępie dwóch lat urodzili się dwaj bracia Franza. Georg przyszedł na świat we wrześniu 1885 roku i zmarł na odrę wiosną 1887. We wrześniu tego samego roku Julia znowu urodziła chłopca; pół roku później – w kwietniu 1888 – Heinrich też umarł, na zapalenie ucha.
Dziwnie mało uwagi poświęcono śmierci braci i jej wpływowi na dziecko, które przeżyło. Stało się tak bez wątpienia z powodu postawy samego zainteresowanego, którego nieliczne i powierzchowne uwagi o prawdopodobnie największej tragedii jego rodziny i dzieciństwa są suche, faktograficzne i pozbawione uczuć.
Kafka miał cztery lata, gdy umarł Georg i urodził się Heinrich, a prawie pięć w chwili śmierci drugiego z braci. W tym wieku inteligentne i niepospolicie wrażliwe dziecko musiało sobie uświadamiać choćby reakcję rodziców. Nie ma wątpliwości, że młoda matka bardzo to przeżyła, natomiast dla ojca utrata w ciągu roku dwóch męskich potomków musiała być prawdziwym ciosem, zważywszy na ówczesną mentalność. Wydaje się niepojęte, by pięcioletnie dziecko, znowu jedynak, nie zauważyło żałoby rodziców, którzy ledwie otrząsnęli się z jednej śmierci, zostali porażeni drugą. To, że ta tragedia nigdy nie stała się częścią „żywej pamięci”, jest nie mniej, ale bardziej znaczące niż wiele świadomych wspomnień.
Wyparcie jest skutecznym, choć bardzo niebezpiecznym mechanizmem obronnym, wolno działającą trucizną. Jak każde pierworodne i zależne od rodziców dziecko, Kafka musiał odczuwać gwałtowny żal o sprowadzenie na świat dwóch nowych konkurentów do uwagi matki. Daleki od anielskości, obdarzony sporą dozą buntowniczości, musiał im życzyć śmierci, dokonywać na nich w wyobraźni morderstwa za pomocą magii, a potem walczyć z poczuciem winy i strachem, które w normalnych warunkach określają genezę ludzkiej świadomości.
Ale warunki nie były normalne. Jego fantazje się zrealizowały, a poczucie winy z powodu śmierci braci było zbyt wielkie, by je świadomie zaakceptować.
------------------------------------------------------------------------
ZAPRASZAMY DO ZAKUPU PEŁNEJ WERSJI KSIĄŻKI
------------------------------------------------------------------------