Fraszki Igraszki - ebook
FRASZKI IGRASZKI — to zbiór fraszek filozoficznych powstałych w okresie 2007—2024 r. Motywem fraszek są często tematy egzystencjalne, polityczne, społeczne, które autorka kreśli zabawnym i łatwym do zapamiętania rymem. To najczęściej anegdoty prozaiczne, lecz przemycające uniwersalne myśli przewodnie. Pisane stylem satyrycznym, z lekką dozą ironii zabierają nas w świat współczesnych dylematów, kreśląc je w dawnym stylu literackim.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Proza |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8431-092-2 |
| Rozmiar pliku: | 252 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Człek przewielebny_
_poszedł do baru_
_Był przemoczony_
_Nocnym koszmarem_
_Sny go dobiły_
_Banałem starym_
_Był sobie człowiek_
_Co miał dwie głowy_
_Jedna ciążyła_
_Mu do połowy_
_Drugą miał lekką_
_Aż szkoda było_
_Jedną obcinać_
_Wesoło było_
_Pierwsza radziła_
_Mądrości wielkie_
_Druga nabijała pierwszą_
_W butelkę_
_Gość był już stary_
_I nie miał siły_
_Przyswajać mądrości_
_Niezrozumiałych_
_Dla Jegomości_
_Druga mu była cenną podporą_
_Zawsze służyła_
_Mu metaforą_
_Ale nie miała rozsądku ni trochę_
_Wzbudzała śmiech_
_Bawiła rozrywką_
_Gdy musiał stroić się_
_Pod przykrywką_
_W którymś momencie_
_Obciął tę pierwszą_
_Druga klaskała_
_Wolność i rządy_
_Nad nim zyskała_
_Miast być weselszy_
_Był wnet smutniejszy_
_Pewnego razu ból przeszył gościa_
_Łachmany zrzucił_
_Błotem obrzucił_
_Krew z rany trysnęła_
_Gangrena wzięła_
_Odpadła druga_
_Nie było już tedy_
_Narzędzia sądzenia_
_Ni woli tępienia_
_W barze przysiadłszy_
_Spotkał kolegę_
_Hermafrodytę_
_Co go zbezcześcił_
_Kiedyś dowcipem_
_Spojrzał mu w oczy_
_„Przepraszam” — powiedział_
_Spuścił swą głowę_
_Jakby nie wiedział_
_Że wszyscy są równi_
_Wolni w wyglądzie_
_Postawie_
_Światopoglądzie_Lalka
_Lalka stworzona i niełakoma_
_Zawsze przez kogoś była gnębiona_
_Zabawka niema i ślepa prawie_
_Tak porzucona leżała w stawie_
_Lalek na świecie multum jest przecie_
_Brana na rączki i kołysana_
_Gdy była nowa — w kaftanik ubrana_
_Przebrana, myta — dziś poturbana_
_Z natury plastik pusty i głuchy_
_Niby bez serca i żadnej posłuchy_
_Kochana była przez wielu gości_
_Dziś zastąpiona z bylejakości_
_I choć nie miała ni trochę umysłu_
_Toć swą godnością koiła zmysły_
_Ręcznie zdobiona i upiększona_
_Prawie człowiekiem była ochrzczona_
_Tymczasem człowiek porzucił piękno_
_Lalczaną energię porąbał jak drewno_
_Skuszony taniości wzornictwem_
_Zastąpił dzieło naśladownictwem_
_Pozbawiona serca lalkarza_
_Leży i czeka na śmieciarza_
_Wiecznie skazana na wędrówkę_
_Nie zasługuje na kroplówkę_
_Trafi na stos recyklingu_
_Z misiem bój stoczy na ringu_
_Bez właścicielki radosnej_
_Może oczekuje wiosny_Strumyk
_Podniosła kamień_
_Kiedyś przy drodze_
_Wyryty morał_
_Ku jej przestrodze:_
_„Nie idź tą drogą_
_Bo śmierć Cię czeka._
_Tamtą też nie idź_
_Bo młodość ucieka”._
_Rzuciła kamień_
_W strumyk pobliski_
_Odbicia lico jeno przebłyski_
_Kopnęła korzeń_
_Słuchać nie chciała_
_W wodę truchnęła_
_Nie zajęczała_
_Pod wodą tonąc_
_Myśli ostatnie_
_Przebiegły szybko_
_Niedelikatnie:_
_„Po co wchodziłam?_
_Obejść powinnam._
_Gdzie jest mój kamień?_
_Już jestem inna!”_
_Za późno było_
_Na zmianę zdania_
_Myśli, pragnienia_
_Błahe mniemania_
_Kiedy był czas_
_By w porę myślała_
_Wolała odejść z lekceważeniem_
_Życie jej jedno_
_Uszło westchnieniem_Pobożność
_Była raz Pani_
_Święta niezmiernie_
_I co niedzielę się spowiadała_
_Ze swoich grzechów_
_Wysnutych z palca_
_Karciła innych_
_Za życie dziwne_
_Obce jej samej_
_Bo w jej mniemaniu_
_Jakości gorszej_
_Bogu nieznanej_
_Wrócił tymczasem_
_Z obcego kraju_
_Syn jej jedyny_
_Poręczyć znajomym_
_Ich dziecka chrzciny_
_Pani nie lada kłopoty miała_
_Bo siostra tragicznie zachorowała_
_Nowotwór bowiem_
_Przysiadł na płucach_
_Opieki nagłej potrzebowała_
_Pani zbyt dumna była naówczas_
_Zajęta wielce_
_Bo chrzciny trwały_
_Znajome koneksje_
_Do późna wszyscy zabalowali_
_Wtem rankiem głuchym_
_Ktoś powiadomił telefonicznie_
_Siostra na raka chora śmiertelnie_
_Tej zacnej Pani, co wszystkich gości_
_Zmarła w szpitalu_
_I w samotności_Władza
_Niepokonany gmach_
_Euforia ludu_
_Poniżej pasa_
_Brak dobrobytu_
_Pilnie zasądzi_
_Im więcej bólu_
_Tym lepiej dla nich_
_Kasy przybędzie_
_Pobawią się nami_
_Trzodą roboczą_
_Jej marnościami_
_Kiedy ktoś piśnie_
_Że boli czy nie chce_
_Z hukiem odpada_
_Myśleć nie wolno_
_Lub nie wypada_
_Jeśli się zlękniesz_
_Buntem zatańczysz_
_Zagrają ci pieśni_
_Prastarych królów_
_Oduczą szybko znanego bólu_
_Każdy cień buntu_
_Pospólstwa groźny_
_Bo władza radzi_
_Karze ogromnie_
_A kara zbyt wielka_
_Rób na nią zatem_
_Nawet nie stękaj!_Karnawał
_Skazany na życie wśród innych krzyczy_
_Skazany dośmiertnie na swej pryczy_
_Bez siebie sobą być nie umie_
_Bez innych wiele nie rozumie_
_Przypadkiem temczasem nie egzystuje_
_Własną głupotą naturę marnuje_
_Tam sadzi drzewo małe_
_Tu większe zniszczy_
_Tam żałośnie zapłacze_
_Tu do wszystkich pyszczy_
_Bawić się zechciał w jednego Boga_
_Wycięta nerka czy wątroba_
_Rzecz nieistotna z punktu widzenia_
_Człowiekiem zwanego chytrego cienia_
_Buduje świat od lichej strony_
_Ze swej pyszności i złota tony_
_Plebs bije mu wieczne pokłony_
_Jak dzwon przeklęty, uświęcony_
_Dumy nie umie przekroczyć_
_Dzieli całość w miliony części_
_W amoku kroczy zamiast jednoczyć_
_Niepotrzebne mu garbate pięści_
_Niedelikatnie to się odbywa_
_Deszcz troski od eonów świat zmywa_
_Głupiec temczasem klaszcze nadal_
_Czyniąc ze świata swych klaunów_
_Karnawał_Filozof
_Sensu życia poszukując_
_Czytał księgi, felietony_
_Tomy oraz leksykony_
_Masę skryptów_
_Dopytywał żony_
_Nic nie dało_
_Stanął w miejscu zniesmaczony_
_Wiedza ta nabytą była_
_Pustkę jeszcze powiększyła_
_Biedny był_
_A specjalistów rady_
_drogie były od parady_
_Toteż poddał się już całkiem_
_I z sił opadł bezpowrotnie_
_Pisać przestał_
_Myśleć, tworzyć_
_I bezmyślnie siedział w oknie_
_Gdy temczasem na podwórku_
_Hałas, gwar i łoskot straszny_
_Żona krzyczy: „Szybciej, Stachu!”_
_Wybiegł z domu tempem własnym_
_Synek przestraszony leżał_
_Wpół skulony przed gruchotem_
_Który omal nań nie wjechał_
_Na podwórze tuż za płotem_
_A filozof w kilka sekund_
_Pojął sens wszystkiego w biegu_