- W empik go
Friendzone - ebook
Friendzone - ebook
Czy przyjaźń damsko-męska istnieje?
Ola i Leon mają wiele wspólnego: oboje są specjalistami w tej samej agencji marketingowej, oboje lubią się zabawić, oboje są wielbicielami jednonocnych przygód. Nic dziwnego, że łączy ich prawdziwa przyjaźń. Sprawy jednak zaczynają się komplikować, gdy odkrywają, że jest między nimi również silne pożądanie. Problem w tym, że ani ona, ani on nie są stworzeni do życia w związku. Nie chcą też stracić tego, co ich łączy. Jedynym i najrozsądniejszym rozwiązaniem tego problemu jest postawienie granicy dla ich relacji. Tylko czy będą potrafili przestrzegać zasad, które sami ustanowili? I czy taki układ to jest na pewno to, czego pragną?
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8321-089-6 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Energicznym krokiem weszłam do swojego gabinetu, pewnie stawiając stopy w czarnych klasycznych szpilkach. Mój wzrok od razu padł na biurko, na którym stała torebka prezentowa. Nie był to rzadki widok, co jakiś czas, przychodząc do pracy, zastawałam upominki lub bukiety kwiatów od zadowolonych z kampanii klientów. Tym razem jednak już od drzwi widziałam, że nie jest to tego typu prezent. Na torebce widniała panorama Santorini. No tak, dzisiaj Leon miał wrócić do pracy po urlopie.
Usiadłam w wygodnym fotelu i oparłam stopy w szpilkach o szafkę stojącą przy biurku. W tym momencie w drzwiach pojawiła się moja asystentka.
– Hej, Ola! Napijesz się kawy?
– Cześć Marta, jak tam weekend minął? – odpowiedziałam pytaniem. Lubiłam podpytywać ją o sprawy niezwiązane z pracą. Jej historie o narzeczonym i ich sielankowym życiu były przeurocze. W dodatku sprawiały, że czułam jeszcze większe szczęście, że moje życie nie jest tak nudne i przewidywalne.
– Dziękuję, dobrze. W sobotę pojechaliśmy z Mariuszem na rowerach do naszego ulubionego bistro, była tak piękna pogoda, że szkoda nie skorzystać. A w niedzielę, klasycznie, obiad u moich rodziców. A ty co porabiałaś? Pewnie kolejna szalona impreza – powiedziała z uśmiechem.
– Nie przesadzałabym, miałam całkiem spokojny weekend. W piątek wyskoczyłam z przyjaciółkami na drinka, a skończyło się na tym, że zgarnęłam ze sobą młodego przystojniaka. Okazał się całkiem niezły, więc przetrzymałam go sobie do niedzieli. A miałam ambitny plan, żeby przetańczyć w klubie całą noc… – Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na moją asystentkę. – Chociaż aktywność fizyczną i tak odhaczyłam. – Uśmiechnęłam się bezczelnie i puściłam do niej oczko.
Widziałam, że się lekko speszyła. Pracowała dla mnie od ponad dwóch lat i nadal nie do końca przyzwyczaiła się do mojej bezpośredniości. Urocza.
– Co do tej kawy – dodałam – jeśli możesz, zrób, proszę, dwie i zanieś do gabinetu Leona. Powiedz mu, że zaraz wpadnę.
– Jasne, nie ma problemu. – Marta wyszła, a ja wróciłam do mojego prezentu.
Zajrzałam do torebki i zobaczyłam czerwone wino i oliwki. Moje dwa ukochane produkty. Dotychczas nie przywoziliśmy sobie nawzajem pamiątek z wakacji, ale to był pierwszy urlop Leona bez dziewczyny, z którą zerwał ponad rok temu, i jak widać, postanowił wprowadzić do naszej przyjaźni nową tradycję.
Wstałam i ruszyłam w kierunku gabinetu kolegi. Po drodze witałam się uśmiechem z mijanymi współpracownikami.
Weszłam do niego, jakbym wchodziła do siebie i usiadłam wygodnie w fotelu dla gości.
Leon podniósł głowę i spojrzał na mnie. Był zawalony papierami. Na biurku stały już dwie filiżanki z parującą kawą.
– Greckie wino, greckie oliwki… Jeszcze tylko jakiś osioł i będę mogła urządzić grecki wieczór – powiedziałam z zadziornym uśmiechem.
– Wpadnę wieczorem, to będziesz miała komplet.
Mieliśmy takie samo poczucie humoru.
Leon wstał i obszedł biurko, żeby mnie uściskać. Odsuwając się, zmierzył mnie z góry na dół.
– Dzikie psy cię zaatakowały w drodze do pracy? – zapytał rozbawiony.
Zerknęłam w dół. Miałam na sobie białą koszulę i oversizowe dżinsy z dużymi dziurami na kolanach.
– Nie, po prostu zbyt dużo w nich klęczałam. – Spojrzałam mu wyzywająco w oczy.
– Widzę, że płynnie przechodzisz do tematu pracy – odpowiedział ze śmiechem.
– Masz na myśli reklamę lodów? – Od razu zrozumiałam, o czym mówi.
– Owszem. Dobrze, że wyszłaś z tym tematem, bo chciałem ci powiedzieć, że ja ją biorę. – Miał pewną siebie minę. Doskonale wiedział, jakiej reakcji może się spodziewać.
– Jesteś przesłodki. Dokładnie jak lody, którym zrobię najlepszą kampanię, jaką w życiu widziałeś.
– W takim razie niech wygra najlepszy. Dobrze kojarzę, że do końca tygodnia mają wybrać, które portfolio najbardziej ich przekonało?
– Dobrze kojarzysz. Widzę, że urlop ani trochę nie ostudził twojego pracoholizmu. Więc opowiadaj, jak było? – zapytałam, zmieniając temat i biorąc do ręki filiżankę.
Większość poranków, kiedy nie mieliśmy spotkań, spędzaliśmy na wspólnej kawie. Pracowaliśmy ze sobą od prawie pięciu lat i od samego początku złapaliśmy dobry kontakt. Szybko przenieśliśmy naszą znajomość na prywatny grunt. Imprezowaliśmy razem, miałam okazję poznać jego ówczesną dziewczynę. Był to jeden z niewielu facetów, na których nie patrzyłam jak na potencjalną zabawkę. Nie jestem zwolenniczką związków, wolę raczej krótkie, niezobowiązujące znajomości. Mało który może liczyć na więcej niż jedną noc.
Jednak Leon nigdy nie interesował mnie pod tym względem. Owszem, był przystojny, zabawny, błyskotliwy i inteligentny. Jego świetnie ułożone, jasnobrązowe, falowane włosy, zielone oczy i białe zęby robiły wrażenie. Jednak za bardzo lubiłam jego towarzystwo i szanowałam jako człowieka, żeby złapać go w sieci, zabawić się przez chwilę, a potem zostawić, jak to miałam w zwyczaju. Dlatego nigdy, mimo flirtu, który często chętnie uprawialiśmy, nie wydarzyło się między nami nic fizycznego.
– Zajebisty urlop. Byłem głupi, że tyle to odkładałem.
– Mówiłam ci! Już dawno powinieneś się wybrać na taki męski wypad.
– Wiesz, jaki jestem. Za bardzo kocham pracę, żeby odpuścić jakiś projekt na rzecz wakacji – odparł.
To była kolejna cecha, która nas łączyła. Oboje uwielbialiśmy naszą pracę i byliśmy w niej świetni. Największa agencja marketingowa w stolicy i jej dwie największe gwiazdy. Rokrocznie na zmianę zajmowaliśmy pierwsze miejsce w rankingu pracowników przynoszących firmie największe zyski, co oczywiście przekładało się również na nasze zarobki. Mimo młodego wieku nie mogliśmy na nie narzekać. Dlatego zawsze powtarzałam Leonowi, że powinien więcej korzystać z życia, skoro tak ciężko pracuje.
– Tym bardziej się cieszę, że wyskoczyłeś z Łukaszem do tej Grecji.
Łukasz był przyjacielem Leona z czasu studiów. Miałam okazję wielokrotnie się z nim spotykać i za każdym razem próbował mnie poderwać. Biedaczyna, nie miał pojęcia, że nie zabawiam się z osobami z otoczenia moich przyjaciół.
– Tak, Łukasz był idealnym kompanem na wakacjach. I idealnym skrzydłowym. – Spojrzał na mnie znacząco.
– Uuuu… – odparłam, zacierając ręce na pikantną opowieść. – Jaka narodowość? Turystka? Obsługa hotelu? Kelnerka z knajpy?
– Turystka, ze Stanów. Poznaliśmy je naszego pierwszego wieczora. Miały babski wyjazd we dwie i na drugi dzień wracały do domu. Możesz się więc domyślić, że chciały jak najlepiej wykorzystać ostatni wieczór.
– Klasyk – odparłam z uśmiechem. – Jakbyś lepiej się koło niej zakręcił, może załatwiłaby ci wizę małżeńską – dodałam z ironicznym uśmiechem.
Skwitował moją uwagę równie ironiczną miną, po czym zapytał:
– A ty? Co robiłaś? Usychałaś z tęsknoty? – Jego opalona twarz uśmiechała się do mnie znad biurka.
– Dokładnie. Leżałam cały tydzień pod kocem, jadłam pizzę prosto z pudełka i wpatrywałam się w twoje zdjęcia – odparłam sarkastycznie.
Zaśmiał się.
– Tak właśnie myślałem. A poważnie?
– A poważnie to standardowo. W tygodniu praca, w weekend jakiś drink, jakiś facet. Tak jak lubię. – Wstałam z fotela. – Wracam do pracy, muszę zacząć przygotowywać kampanię lodów. – Uśmiechnęłam się zuchwale i wyszłam z jego gabinetu.
– Ola! – zawołał za mną, gdy szłam już korytarzem.
Zatrzymałam się i odwróciłam w oczekiwaniu. Wiedział, że nie ma szans, żebym zawróciła. To on czegoś chciał, więc musiał przyjść do mnie. Po sekundzie mnie dogonił. Grzeczny chłopiec.
– To co z tym greckim wieczorem? – zapytał z poważną miną.
– Zapraszam. Wiesz, że zawsze jesteś u mnie mile widziany. – Odkąd rozstał się z dziewczyną, wielokrotnie spędzaliśmy czas we dwójkę.
– To będę o dwudziestej.
– Do wieczora – odparłam i wróciłam do siebie.
Zebrałam wszystko, co było mi potrzebne na maraton spotkań, który czekał mnie tego dnia, i wyszłam z biura.
Wieczorem wzięłam prysznic i zarzuciłam na siebie białą, długą, męską koszulę oraz króciutkie, zakrywające tyłek, obcisłe legginsy. To był mój stały domowy strój. Miałam w szafie całą sekcję białych koszul, podzieloną na te, które noszę na co dzień i te, które zastępują mi dresy, gdy jestem w domu. Z moim niecałym metrem sześćdziesiąt i szczupłą sylwetką męskie koszule sięgają mi połowy uda, więc śmiało mogę otwierać w nich drzwi kurierom czy przyjmować bliskich przyjaciół na luźne wieczorne spotkania. Kto powiedział, że wygodny domowy strój nie może być seksowny? Kasztanowe fale, sięgające nieco za ramiona, zostawiłam rozpuszczone.
Podreptałam do kuchni, wpatrując się w moje lśniące czernią, świeżo zrobione paznokcie u stóp. Ostatnie spotkanie skończyłam o siedemnastej i miałam jeszcze czas, żeby skoczyć do kosmetyczki. Zerknęłam na zegar na piekarniku. Dziewiętnasta trzydzieści. Pół godziny do przyjścia Leona, który zawsze był punktualny.
Otworzyłam lodówkę i wyjęłam oliwki, kilka rodzajów sera i wędlin. Przygotowałam miniaturową wersję deski serów dla naszej dwójki. Postawiłam ją na czarnym okrągłym stoliku tuż przy ogromnej narożnej kanapie, na której mieściło się kilka osób bez konieczności tłoczenia się. Tuż obok deski stanęły wino i dwa kieliszki. Byłam gotowa na podjęcie gościa.
Nieco mnie to bawiło, bo rzadko kiedy urządzaliśmy sobie tak eleganckie wieczory we dwoje. Zazwyczaj wpadaliśmy do siebie, nie uprzedzając się zbytnio, i zamawialiśmy pizzę, którą jedliśmy prosto z kartonu. Co innego w większym gronie, wtedy lubiliśmy coś przygotować. Ale wieczory jeden na jeden były zdecydowanie na luzie.
Podeszłam do okna i zapatrzyłam się na widoczny w oddali Pałac Kultury. Kocham moje mieszkanie na Starówce. Zawsze lubiłam stare budynki i kiedy kilka lat temu, szukając mieszkania, zobaczyłam ofertę trzech pokoi na Starym Mieście, do kompletnego remontu, ale w bardzo atrakcyjnej cenie, nie wahałam się ani chwili.
Moje przemyślenia przerwał dźwięk domofonu. Przyjaciel właśnie wstukał kod. Cztery piętra spaceru później otworzył moje drzwi.
– Dobry wieczór! – Usłyszałam jego głos. Zawsze wchodziliśmy do siebie bez pukania.
– Dobry wieczór – odparłam, idąc w stronę przedpokoju, jednak zanim zdążyłam do niego dotrzeć, Leon wszedł do salonu. Podszedł i dał mi buziaka w policzek.
– Przyniosłem jeszcze jedną butelkę, tak w razie czego – oświadczył rozbawionym tonem.
Zazwyczaj piliśmy znacznie więcej niż jedno wino na pół, ale jednak był poniedziałek i oboje planowaliśmy na drugi dzień rozpocząć pracę o dziewiątej.
Wyciągnęłam korkociąg z szuflady i wręczyłam mu wraz z butelką, którą zgarnęłam ze stołu. Oczywiście potrafiłam sama ją otworzyć, ale kiedy mogłam oddać jakąś robotę w ręce mężczyzny, robiłam to. Absolutnie nie dlatego, że nie jestem samodzielna, bynajmniej. Potrafię sama poradzić sobie z większością rzeczy, a jeśli nie – wiem, komu zapłacić, żeby mnie wyręczył. Jednak z biegiem czasu nauczyłam się, że faceci uwielbiają, gdy kobieta pozwala im poczuć się męsko. Każdy jeden. Dlatego niezależnie od tego czy próbowałam osiągnąć coś zawodowo, czy kogoś poderwać, pozwalałam się wyręczać. Nawyk pozostał mi nawet w stosunku do przyjaciół.
Zresztą lubiłam patrzeć na minę zadowolonego z siebie Leona. Zawsze, kiedy miałam okazję podbudować moich bliskich, robiłam to. Owszem, istnieją ludzie, wobec których bywałam, mówiąc delikatnie, obojętna, ale dla bliskich byłam najlepsza na świecie.
Leon postawił butelkę na blacie, a ja stanęłam tuż obok, opierając łokcie na kuchennej wyspie i przyglądając się jego sprawnym palcom. Miał opalone dłonie, zresztą podobnie jak zapewne całe ciało po tygodniowym urlopie. Nieraz widziałam go w samej bieliźnie. Często po imprezach nocowaliśmy razem tam, gdzie akurat odbywała się domówka, a zdarzało się, że i spędzając wieczory we dwoje, zostawaliśmy u siebie na noc.
Wiedziałam, że jest dobrze zbudowany i mogłam sobie tylko wyobrazić, jak opalenizna podkreśla jego ładnie zarysowane i nieprzesadzone mięśnie. Pod wpływem tego wyobrażenia poczułam mrowienie między nogami. Musiałam się opanować, jednak ta sytuacja mnie nie zaskoczyła. Zawsze była między nami chemia. Oboje chętnie skończylibyśmy ze sobą w łóżku, jednak nie chcieliśmy ryzykować naszej przyjaźni. Kilka razy zresztą nawet padły między nami słowa, że gdybyśmy zaszaleli, to buchałyby płomienie. Rozmawialiśmy o seksie i okazało się, że oboje lubimy podobne rzeczy. Zawsze jednak obracaliśmy temat w żart i nic z tym nie robiliśmy. Dzięki temu mogliśmy opowiadać sobie nawzajem o naszych podbojach i pełnić rolę pomocników w podrywie na imprezach.
– Zakładam, że to słodkie wino, prawda? – zapytałam, przeganiając wyobrażenia o jego opalonym ciele.
– Tak. Prosto od pana, który robi je w swojej maleńkiej domowej winnicy.
– Właśnie kojarzę, że na Santorini robi się bardzo słodkie wina. Z winogron tak wyschniętych na słońcu, że to już prawie rodzynki. – Uśmiechnęłam się.
– Olka, nie podejrzewałem cię o tak rozległą wiedzę somelierską. – Leon spojrzał na mnie z mieszanką podziwu i zdziwienia.
– Wiesz, że o alkoholu wiem tylko tyle, że ma dobrze na mnie działać – zaśmiałam się. – Byłam kiedyś na Santorini i zapadło mi to ich słodkie wino w pamięci – wyjaśniłam. – Teraz piję prawie wyłącznie wytrawne, więc jestem przekonana, że pierwszy łyk automatycznie przeniesie moje myśli do tamtych wakacji.
– To co, może nalejemy wody do wanny i udamy, że to morze? – Puścił oczko i wręczył mi kieliszek.
– Myślę, że wino wystarczy – zaśmiałam się i wznieśliśmy toast za spotkanie.
Zasiedliśmy wygodnie na kanapie i zaczęliśmy nadrabiać miniony tydzień. Opowiedziałam mu o tym, co działo się w biurze, on z kolei zrelacjonował mi w najdrobniejszych szczegółach swój urlop. Cieszyłam się, że wraz z Łukaszem w końcu udało nam się namówić Leona na odpoczynek i naładowanie baterii, bo robił się coraz bardziej marudny i powoli całą głowę zaczynała mu zajmować praca. Przestał mieć ochotę na spotkania z ludźmi. Po powrocie jego dobra energia wróciła.
Leon zaskakująco mocno zainteresował się moim ostatnim podbojem. Oczywiście zazwyczaj opowiadaliśmy sobie o swoich przygodach. Miałam jednak wrażenie, że tym razem moja jednonocna przygoda interesuje go bardziej niż zazwyczaj.
– Młody chłopak, całkiem uroczy. Patrzył na mnie jak mały szczeniaczek – zaśmiałam się, opowiadając mu o moim weekendowym towarzyszu.
– Młodszy od nas? – zapytał. Leon był moim rówieśnikiem.
– Tak, trzy lata.
– Uuu, to faktycznie szczeniaczek – roześmiał się. – To chyba twój rekord, co?
– Zaskoczę cię. Miałam kiedyś kochanka młodszego o cztery lata. To było na wakacjach, poznaliśmy się już drugiego dnia i resztę pobytu spędziłam z nim. Pamiętasz, jak dwa lata temu poleciałam na samotne wakacje na Cypr?
– Pamiętam – odparł, marszcząc brwi. – Ale nie pamiętam opowieści o żadnym młodziku.
– Bo o nim nie opowiadałam. To miał być mój czas na wyciszenie się, czytanie książek i samotny relaks, a wyszło jak zawsze, dlatego postanowiłam o nim nie wspominać. Zresztą wtedy jeszcze nie byliśmy aż tak blisko jak teraz. Byłeś jeszcze w związku.
– Faktycznie. – Na jego twarz zaczął wypływać łobuzerski uśmiech. – Cztery lata młodszy, co? Ola, ty zwyrolu! To był jeszcze dzieciak.
Roześmiałam się głośno.
– Uwierz mi, że nie zachowywał się jak dzieciak, jeśli wiesz, o czym mówię. – Puściłam do niego oczko. – Poza tym bez przesady, był już od kilku lat pełnoletni. Ale faktycznie, to były jego pierwsze zagraniczne wakacje z kumplami, bez rodziców. – Z rozbawieniem wspominałam wakacyjny romans. – Zresztą młodsi są fajni, słuchają się – dodałam.
– Zawsze byłaś szalona. – Leon przyjacielskim gestem objął moją szyję, jakby próbował mnie poddusić. – Za to tak cię lubię.
– No ja myślę – zaśmiałam się i uwolniłam z jego uścisku. Położyłam głowę na jego kolanach i spojrzałam w górę. Przypatrywał mi się z uśmiechem, a jego dłoń spoczęła na moim brzuchu. Położyłam na niej swoją. Leżeliśmy tak bardzo często, jednak miałam wrażenie, że tym razem jest jakoś inaczej. Czułam się przy nim swobodnie, jak zawsze, ale wydawało mi się, że jego wzrok jest inny. Jakby przyglądał mi się uważniej niż zwykle.
– Odpalamy jakiś film? – zapytałam.
– Jasne. Może polecimy już do końca z greckim klimatem i włączymy _Mamma Mia_? – zaproponował, po czym od razu się roześmiał. – Czy proponując ten film, właśnie straciłem sporo na mojej skali męskości?
– Udamy, że ja go zaproponowałam. – Zaśmiałam się i złapałam pilota.
Przebudziłam się i zobaczyłam włączony telewizor. Film już się skończył, musiałam zasnąć w trakcie. Cały czas leżałam z głową na kolanach przyjaciela, a jego nogi opierały się o dłuższą część kanapy. Sięgnęłam po telefon i sprawdziłam godzinę. Pierwsza w nocy. Obróciłam się na plecy i spojrzałam w górę. Leon też spał, jego odchylona głowa opierała się o oparcie sofy. Musiało być mu średnio wygodnie. Podniosłam się powoli i zaspana po cichu zaczęłam go budzić.
– Leoś – szepnęłam, delikatnie dotykając jego ramienia. Śpiący zawsze wzbudzał we mnie opiekuńcze instynkty. Wiedziałam, że musimy przenieść się do sypialni, bo inaczej jutro będziemy cali połamani.
– Hmm… – Z jego ust wydobyło się zaspane mruknięcie. Lekko uchylił powieki.
– Zasnęliśmy przed telewizorem, chodź spać. Rano pojedziesz do siebie wyszykować się do pracy.
– Hm, która godzina? – zapytał zdezorientowany, jak to człowiek wyrwany ze snu.
– Pierwsza. – Zaśmiałam się cicho. – Widzę, że nie ogarniasz bazy.
Objął mnie ramieniem.
– Idziemy do sypialni? – zapytał z zamkniętymi oczami.
– A gdzie indziej? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, bo przecież odpowiedź była oczywista. Gdy nocowaliśmy u siebie nawzajem, zawsze korzystaliśmy z sypialni. Spanie w łóżku jest najwygodniejsze i najzdrowsze, a oboje mamy na tyle duże łóżka, że możemy zachować dystans między sobą.
Nie odpowiadając na moje retoryczne pytanie, Leon wstał z kanapy i się przeciągnął. Spojrzał na mnie dużo bardziej trzeźwym wzrokiem niż przed kilkoma sekundami i uśmiechnął się szelmowsko.
– Kto pierwszy?! – Usłyszałam tylko jego rozbawiony głos i zobaczyłam, jak znika w korytarzu, biegnąc do sypialni.
– Głupek. – Zaśmiałam się cicho pod nosem i ruszyłam za nim.
Gdy weszłam do pokoju, wyciągał się już na łóżku w koszulce i bokserkach, a jego spodnie leżały porzucone na podłodze.
– Ty flejo – powiedziałam, zbierając jego ubranie z podłogi i kładąc na szezlongu.
Leon przykrył się kołdrą i zostawił ją odsuniętą, żebym mogła położyć się obok niego.
– Zapraszam – powiedział z zadziornym uśmiechem.
– Miałeś tylko przejść tu do spania, a ja mam wrażenie, że się totalnie rozbudziłeś – powiedziałam, zajmując miejsce obok niego. Na szczęście mój domowy strój był na tyle wygodny, że spokojnie mogłam w nim spać. Byłam zbyt zmęczona, żeby zmyć makijaż i się przebrać.
– To był chwilowy zastrzyk energii, idziemy spać – powiedział, po czym zgasił światło włącznikiem przy łóżku i położył się blisko mnie. Dużo bliżej niż zazwyczaj. Nie dotykaliśmy się, ale czułam jego oddech na karku. Byłam jednak zbyt zmęczona, żeby to analizować. Szybko zapadłam w sen.
Budzik zadzwonił o szóstej rano, jak każdego dnia. Automatycznie sięgnęłam pod poduszkę po telefon, żeby go wyłączyć. Mój umysł zaczął się budzić i zanim jeszcze otworzyłam oczy, skupiłam się na cieple, które mnie otaczało. Czy to możliwe, żeby…? Rozchyliłam powieki i spojrzałam w dół. Zobaczyłam ramię Leona obejmujące mnie w talii. Spał, mocno do mnie przylegając. Musiałam za szybko wyłączyć budzik, bo zdawało się, że w ogóle na niego nie zareagował. Byłam zaskoczona jego bliskością, nigdy wcześniej się to nie zdarzyło. Zawsze spaliśmy obok siebie, ale nie przytulaliśmy się w czasie snu. Nie żebyśmy mieli jakiś problem z dotykaniem się, bynajmniej. Często leżeliśmy przytuleni na kanapie, ale spanie w ten sposób wydawało mi się dużo bardziej intymne. Mało było mężczyzn w moim życiu, którym pozwalałam na taką bliskość w czasie snu. Zazwyczaj staram się trzymać w łóżku dystans. Seks jak najbardziej, czułości niekoniecznie. To tylko wszystko komplikuje, a ja nie mam ochoty na zmaganie się z emocjami. Dlatego tak lubię niezobowiązujące, krótkie znajomości.
Wydostałam się spod jego ramienia i wstałam. Odwróciłam się i spojrzałam na niego.
Mój ruch sprawił, że się obudził. Przewrócił się na plecy i przeniósł ramiona nad głowę, przeciągając się. Kołdra zakrywała go jedynie do pasa, a ręce w górze sprawiły, że koszulka się podniosła. Moim oczom ukazał się szczupły, umięśniony, opalony brzuch z delikatnym meszkiem pod pępkiem ciągnącym się w dół prosto do…
Kurwa, musiałam doprowadzić myśli do porządku. Wyglądał cholernie seksownie. To jedyny mężczyzna, którego miałam w łóżku i nie przeleciałam. Nie zawsze łatwo było się powstrzymać, ale jednak rozum wygrywał i nie pozwalałam, aby coś takiego mogło zagrozić naszej przyjaźni. Potrzebowałam go, chciałam, aby był. A mężczyzn, z którymi sypiam, raczej nie zostawiam w swoim życiu na długo.
Leon zauważył, że mu się przyglądam, więc szybko się odwróciłam i ruszyłam w stronę kuchni, wstawić wodę na kawę.
– Kawy?! – krzyknęłam z kuchni. Nie chciałam być blisko niego, dopóki moje niegrzeczne myśli do końca się nie uspokoją.
– Nie, dziękuję. Zbieram się, muszę jechać, ogarnąć się do pracy – powiedział, wchodząc do kuchni i zapinając pasek od spodni. Seksowny skurwiel. Byłam ciekawa, czy robi to specjalnie. – Widzimy się w biurze. – Podszedł i dał mi pożegnalnego buziaka w policzek.
– Jasne, do zobaczenia. – Uśmiechnęłam się i odprowadziłam go do drzwi.
Gdy tylko zostałam sama, zaśmiałam się pod nosem. Gdyby nie to, że tak go lubię, już dawno byłby na mojej liście. Zaparzyłam kawę i wróciłam na kilka minut do łóżka. Musiałam rozładować napięcie, które pojawiło się na widok skrawka jego brzucha. Wyciągnęłam mały wibrator z nocnej szafki i zafundowałam sobie chwilę przyjemności. Później spokojnie, w dobrym humorze, mogłam przyszykować się do pracy.ROZDZIAŁ 2
Kilka minut po dziewiątej weszłam do mojego gabinetu. Już przez szybę widziałam, że Leon czeka na mnie z kawą.
– Spóźniłaś się, a to ja miałem dodatkową trasę do pokonania – powiedział z uśmiechem.
– Przypominam, że godziny pracy są raczej luźno narzucone – odparłam, odkładając jedną z moich ulubionych torebek Celine na szafkę za biurkiem.
Wyciągając z torby telefon, stałam plecami do Leona. Nie był to przypadkowy zabieg. Miałam na sobie białą, obcisłą, ołówkową spódnicę i luźną wpuszczoną w nią satynową koszulę w kolorze kawy z mlekiem. Do tego dobrałam eleganckie i wyjątkowo wygodne szpilki od Louisa Vuittona, białe z karmelowymi obcasami. Pasowały idealnie, a ja wiedziałam, że w tym stroju mój tyłek prezentuje się zniewalająco. Stwierdziłam, że skoro on rozpalił mnie rano, nieważne czy przypadkowo, czy nie, to ja podroczę się z nim w dzień.
– Poza tym – dodałam, odwracając się twarzą do niego – ostatnio jak sprawdzałam, nie byłeś moim szefem. – Z zadziornym uśmiechem usiadłam na fotelu i upiłam łyk świeżej kawy.
– Kto wie, może jak już zrobię najlepszą kampanię lodów, to otworzę własną agencję i cię zatrudnię? – odparł z lekkim przekąsem.
– Przypominam, że ja zrobię kampanię lodów, o czym przekonasz się już na dniach – oświadczyłam z udawaną wyższością. – A tak serio, naprawdę myślisz o własnej agencji?
Rozmawialiśmy kiedyś na ten temat, ale oboje zgodnie uważaliśmy, że wolimy mieć czas i przestrzeń do kreatywnego tworzenia, a własna agencja to za dużo spraw organizacyjnych. Byłam ciekawa czy coś się zmieniło w jego podejściu.
– Cicho, ściany mają uszy. – Wygłupiając się, konspiracyjnie rozejrzał się wokół siebie.
– Niech słyszą, to może dostaniesz podwyżkę – odparłam.
– A poważnie, to nie, nie myślę. Nadal uważam, że lepiej będzie, jak swój czas będę poświęcał konkretnym projektom, a nie rozkręcaniu nowej firmy.
– Właśnie, jak ci idzie z ostatnim projektem? Kończysz? Chcesz, żebym rzuciła na to okiem?
– Dzięki, wszystko już prawie skończone. Cieszę się, że w końcu cała kampania ruszy, nie mogę się doczekać. Będę mógł się skupić na nowym. – Puścił do mnie oczko.
Zawsze wyglądało to tak samo. Gdy w firmie pojawiało się nowe duże zlecenie, dogryzaliśmy sobie i spieraliśmy się o to, kto je dostanie, aż do momentu ogłoszenia decyzji.
– Zamknij drzwi, proszę – powiedziałam tajemniczym tonem i rzuciłam mu rozbawione spojrzenie.
Spełnił moją prośbę.
– Przypominam tylko, że ściany są ze szkła – zauważył rozbawiony. – Zamknięte drzwi nie sprawią, że nikt nie zobaczy, jak będziemy się pieprzyć na twoim biurku.
– Dlatego musisz pod nie wejść – pociągnęłam jego żart.
Uśmiechnął się zadowolony i zapytał:
– Co jest?
– Wygodnie ci się dzisiaj spało? – Odchyliłam się na krześle. Chciałam przegadać kwestię przytulania w nocy i wolałam, żeby nikt nie słyszał. Zapewne zostałoby to źle zinterpretowane. Nie miałam zamiaru zostawiać tego tematu wiszącego nad nami. Zawsze szczerze o wszystkim rozmawiamy, więc nie zamierzałam udawać, że nie zauważyłam, że tej nocy było inaczej niż zwykle.
– Tak, bardzo. A tobie? – odparł swobodnym tonem, z takim samym uśmiechem jak mój. Jego białe zęby błyszczały jeszcze bardziej, kontrastując ze skórą muśniętą słońcem.
– Też. Było ciepło.
– Ciepło? – Był lekko zbity z tropu.
– Twoje ciało grzało mnie od tyłu. – Moja mina cały czas była bardzo serdeczna, ale patrzyłam mu prosto w oczy. Nie byłam zła. Nie miałam problemu z tym, że mnie przytulał. O dziwo, kiedy myślałam o tym, szykując się do pracy, doszłam do wniosku, że było to całkiem przyjemne obudzić się w czyichś ramionach. Coś, czego prawie zawsze sobie odmawiam. Było mi dobrze z poczuciem, że to właśnie on był tą osobą. Przy nim czuję się bezpiecznie, jest moim przyjacielem, a nie zagrożeniem potencjalnymi komplikacjami związkowymi. Musiałam się tylko upewnić, że z jego strony też to tak wyglądało.
Leon w milczeniu patrzył mi w oczy. Widziałam, że czeka, aż powiem coś więcej.
– Wiesz, że spaliśmy na łyżeczkę? – Zaśmiałam się, nie widząc żadnej reakcji.
– Tak mi się coś wydawało – odparł, cały czas trzymając mój wzrok. Tajemniczy uśmiech nie schodził mu z twarzy.
– Nigdy wcześniej tak nie było – powiedziałam.
– Przeszkadzało ci to?
– No właśnie nie, powiem szczerze. Tylko zastanawiam się, dlaczego po tylu wspólnych nocach nagle obudziliśmy się przytuleni.
– Czemu to tak drążysz? Spaliśmy, we śnie przytuliliśmy się do siebie i tyle. – Jego ton cały czas był swobodny, ale nie do końca wierzyłam w ten luz.
– Wiesz, jaka jestem. Nie sypiam w ten sposób. To dla mnie coś nowego, na ogół staram się tego unikać. Wiesz, jak jest z moimi przygodami na jedną noc… Nie przytulam się po wszystkim.
– Nie przytulasz się do tych facetów, bo im nie ufasz, nie chcesz, żeby się do ciebie zbliżali. Boisz się, że wejdą w twoją strefę komfortu i zostawią w niej bałagan. Dlatego nikogo nie dopuszczasz do siebie inaczej niż czysto seksualnie.
– A ty co, prowadzisz jakąś terapię? – przerwałam mu lekko zirytowana. – Nie prosiłam cię o analizę.
– Ola, nie denerwuj się, nie chciałem cię wkurzyć. Dążę do tego, że niezależnie od tego, że nie chcesz związku, to jednak ludzie potrzebują bliskości drugiego człowieka. I to wcale nie musi być partner, może być przyjaciel. Nasze ciała, podświadomość… One wiedzą, że się lubimy, ufamy sobie, czujemy ze sobą dobrze i po prostu, łaknąc bliskości, same skierowały nas ku sobie w nocy. Stąd spanie na łyżeczkę. Tak to widzę.
– Wow – odparłam, głośno wypuszczając powietrze. – Długo nad tym myślałeś?
– Jestem pewien, że krócej niż ty. – Uśmiechnął się i zarzucił nogę na nogę.
Zaczynałam wierzyć, że jego luz jest prawdziwy.
– Okej, cieszę się, że masz takie podejście. Wiesz, że zależy mi na tym, żeby nasza relacja się nie popsuła, dlatego chciałam się upewnić, że nie stały za tym jakieś twoje obudzone uczucia do mnie – odparłam z szelmowskim uśmiechem, odzyskując dobry humor.
– Żeby się obudzić musiałyby tam w ogóle być – odgryzł mi się.
– Błagam cię. – Przewróciłam oczami. – Na bank jesteś we mnie sekretnie zakochany od lat.
– Jasne – zażartował. – Ale skoro postanowiliśmy, że nie spieprzymy naszej przyjaźni pieprzeniem się, to się tego trzymam.
– Świetnie – odparłam, kładąc otwarte dłonie na blacie. Ulżyło mi, a Leon ewidentnie to zauważył, bo zapytał:
– Ulżyło ci? Zawsze musisz wszystko przegadać, nie? Każde odstępstwo od normy.
– Znasz mnie – odparłam z przyjaznym uśmiechem.
– Masz jeszcze jakieś kwestie do przegadania? Czy pozwolisz mi zacząć pracę? – zapytał półżartem.
– Przypominam, że to ty przyszedłeś do mnie.
– Masz rację. To teraz wychodzę. – Wstał z fotela i się ukłonił. – Madame, życzę miłego dnia i żeby żaden okropny facet nie rzucił się na ciebie z przytulaniem.
– Goń się – odparłam ze śmiechem i rzuciłam w niego kulką z karteczki samoprzylepnej.
Do końca dnia miałam świetny humor, jak zawsze, kiedy pozbywałam się nękających mnie kwestii.
Dzień później zjawiłam się w biurze po jedenastej, ponieważ rano miałam spotkanie z klientem. Na biurku zastałam bukiet różowych piwonii, moich ulubionych kwiatów. Nie spodziewałam się żadnego dziękczynnego prezentu w tym momencie, zazwyczaj pojawiały się po zakończonych kampaniach, a aktualnie wszystkie sprawy były w toku. Zdziwiona sięgnęłam po załączony liścik.
Gratulacje, wygrałaś. Leon
Wygrałam? Co wygrałam? O czym on… Nagle spłynęło na mnie olśnienie. Rzuciłam się do komputera i otworzyłam skrzynkę mailową. Jest! Wiadomość od szefa, że klienci zdecydowali się na mnie i to ja zrobię kampanię lodów.
Podskakiwałam akurat z radości, gdy w moich drzwiach zjawiła się Marta.
– Cześć! Widzę, że dotarły do ciebie dobre wieści.
– Tak! – odparłam i przybiłam jej piątkę, pochylając się przez biurko.
– Gratulacje. – Zawsze biło od niej szczere ciepło.
– Dziękuję – odparłam z uśmiechem. – Czeka nas sporo pracy.
– Nie mogę się doczekać. A tymczasem kawa?
– Ja dziękuję, piłam na spotkaniu. Mam dzisiaj sporo roboty, muszę się do tego zabrać… – powiedziałam i zamyśliłam się nad listą rzeczy do zrobienia. Mój wzrok ponownie padł na wazon z kwiatami.
– Jest Leon?
– Jest.
– Dobra, skoczę do niego szybko i wracam – powiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi, jednak zatrzymałam się tuż przy asystentce. – Albo w sumie, wiesz co… Za kawę podziękuję, ale mogłabym cię prosić, żebyś skoczyła po zielony sok? Przyda mi się trochę dodatkowych witamin.
– Jasne, nie ma problemu.
– Dziękuję, jesteś najlepsza! – Obdarowałam ją miłym uśmiechem i ruszyłam w stronę gabinetu Leona.
Mimo że podśmiechiwałam się czasem z Marty, to w głębi serca naprawdę ją lubiłam i doceniałam. Nie mogłabym wymarzyć sobie lepszej asystentki.
– Hej, wielki przegrany – rzuciłam, stając w drzwiach przyjaciela.
Uniósł głowę.
– Tym razem ci się udało – powiedział ze śmiechem. – Gratulacje.
– Dziękuję. I za kwiaty też, to moje ulubione. Wiedziałeś o tym? – Coś mnie tknęło, żeby zadać to pytanie.
– Zauważyłem, że często masz je w domu.
– Hmm – odparłam w zadumie. – Spostrzegawczy jesteś.
– Muszę, spostrzegawczość to część mojej pracy.
Uśmiechnęłam się i pożegnałam. Musiałam wracać do obowiązków, zwłaszcza że czekało mnie ich jeszcze więcej.