Front bez myśliwców - ebook
Lotnicy polscy z wielką determinacją i bohaterstwem stawiali czoła znacznie silniejszemu wrogowi. Zarówno postawa personelu lotniczego, jak i technicznego eskadr 31 i 56 wchodzących we wrześniu 1939 roku w skład Armii „Karpaty” (później „Malopolska”), wyposażonych w przestarzały sprzęty godna była podziwu. Lotnicy polscy nie załamali się po klęsce i wkrótce znowu stanęli do walki – wprawdzie daleko od ojczystego kraju u boku francuskich i angielskich sojuszników, lecz zawsze z myślą o Ojczyźnie.
| Kategoria: | Historia |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-11-18534-0 |
| Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kpt. pil. Witalis Nikonow, dowódca 31 eskadry rozpoznawczej 3 pułku lotniczego w Poznaniu, był oficerem statecznym, opanowanym i zdyscyplinowanym. Cieszył się dobrą opinią u przełożonych jako dowódca lotniczy i wychowawca młodych kadr. Średniego wzrostu, o uśmiechniętej twarzy i ciemnych, kędzierzawych, nieco już przerzedzonych włosach prezentował się doskonale w lotniczym mundurze. Eskadrą dowodził od kwietnia 1939 roku, w maju skończył 36 lat.
Był to okres, kiedy zachodni sąsiad – niemiecka Trzecia Rzesza – przygotowywał się intensywnie do napaści na nasz kraj. Polskie władze wojskowe nie mogły na to przymykać oczu i poczęły sposobić się do obrony granic. Również i lotnictwo wojskowe, aczkolwiek słabe liczebnie i technicznie w porównaniu z nowoczesną Luftwaffe, postanowiło podwyższyć bojowe przygotowanie, przystępując do gruntownego przeszkolenia załóg w zakresie czekających je zadań w spodziewanym konflikcie zbrojnym.
31 eskadra rozpoznawcza, wyposażona w 10 samolotów PZL P-23 Karaś, wzięła się solidnie do roboty pod osobistym nadzorem dowódcy kpt. Nikonowa. Okres od maja do połowy sierpnia 1939 r. wykorzystano na doskonalenie załóg podczas lotów dziennych i nocnych w zakresie nawigacji i rozpoznania na różnych wysokościach oraz bombardowania wyznaczonych celów przy użyciu ćwiczebnych bomb cementowych. Prowadzono też ćwiczenia z zakresu walki z myśliwcami pojedynczych załóg oraz zespołów kluczy i eskadry, wykonywano ostre strzelania do celów powietrznych (holowanego na lince przez inny samolot rękawa) i do celów naziemnych na poligonie.
24 sierpnia w 3 pułku lotniczym na poznańskim lotnisku Ławica ogłoszono alarm w związku z zarządzoną w jednostkach lotniczych mobilizacją. W eskadrach wprowadzono stan podwyższonej gotowości bojowej, przybywali rezerwiści, pobierano z magazynu mobilizacyjnego samochody ciężarowe do transportowania sprzętu lotniczego, namiotów, kuchni polowych, osobistego wyposażenia wojennego i szeregu najróżniejszych akcesoriów technicznych i administracyjnych. Eskadra miała być samowystarczalna; przewidziano zorganizowanie sekcji medycznej z lekarzem eskadry, sekcji przeciwgazowej i przeciwpożarowej, sekcji kwaterunkowej i zaopatrzeniowej Każdy oficer, podoficer i szeregowiec miał wyznaczoną określoną funkcję.
26 sierpnia kpt. Nikonow zameldował dowódcy pułku, że jego 31 eskadra rozpoznawcza osiągnęła pełną gotowość bojową i jest przygotowana do przebazowania na lotnisko operacyjne.
– Panie pułkowniku, czy są już sprecyzowane zadania dla podległej mi eskadry na najbliższą przyszłość? – zaryzykował pytanie kpt. Nikonow.
– Kapitanie, to na razie tajemnica wojskowa, ale wam mogę już uchylić jej rąbka: 31 eskadra rozpoznawcza przeznaczona jest dla armii „Karpaty”, która ma bronić południowo-wschodnich rubieży kraju.
– A miała wejść w skład lotnictwa armii „Łódź”. – Nikonow był trochę zawiedziony. – Tam, na południu, trzeba będzie od nowa poznać rejon działań armii…
– Sądzę, kapitanie, że wasze załogi dadzą sobie z tym problemem radę doskonale. Rozkaz jest rozkazem i nic na to nie poradzimy. Czekajcie dalej w pogotowiu. To, co wam powiedziałem, uważajcie za ścisłą tajemnicę. Wkrótce chyba wyruszycie stąd na nowe miejsce postoju.
– Tak jest, panie pułkowniku! – Nikonow zasalutował i skierował się do wyjścia.
Wieczorem tego dnia personel techniczny i rzut kołowy załadowano do podstawionych na bocznicę kolejową wagonów. O godzinie pierwszej po północy podjechała lokomotywa i eszelon ruszył przez Poznań w kierunku wschodnim. Był to pierwszy transport, jaki wyjechał z lotniska Ławica.
Zaraz po południu 27 sierpnia kpt. Nikonow otrzymał rozkaz, aby samoloty eskadry przeleciały na lotnisko pośrednie Skniłów we Lwowie. Tam kapitan miał się zameldować u dowódcy lotnictwa armii „Karpaty”, ppłk pil. Olgierda Tuśkiewicza, i działać według jego wytycznych.
Na odprawę przedlotową stawiło się u dowódcy eskadry dziesięć załóg. Długość trasy z Poznania do Lwowa wynosiła 580 kilometrów, obliczona była na dwie godziny i dwadzieścia minut lotu. Meteorolog, referując stan pogody na trasie, ostrzegł załogi, że w rejonie Zamościa mogą wystąpić lokalne burze z silnymi wyładowaniami atmosferycznymi. Kpt. Nikonow postanowił osobiście poprowadzić szyk, a w razie napotkania burzy miał ją po prostu ominąć od południowej strony.
Dochodziła godzina szesnasta, gdy eskadra wystartowała na przelot. Na starcie nie stawił się jeden Karaś, gdyż pilot stwierdził trudności z uruchomieniem silnika i potrzebna była interwencja mechanika. Załoga miała dokonać przelotu samodzielnie zaraz po usunięciu usterki lub dopiero następnego dnia. Przelot trzech kluczy Karasi odbywał się początkowo według zaplanowanej marszruty, jednak w rejonie Zamościa napotkano na front burzowy. Dowódca zmienił kurs na południe i ominął strefę złej pogody. Przedłużyło to lot do trzech godzin; lądowanie odbyło się na lotnisku w Skniłowie o zachodzie słońca.
Pododdziały 6 pułku lotniczego w Skniłowie znajdowały się w pogotowiu alarmowym, nie było więc kłopotów z nawiązaniem służbowych kontaktów Na przylot eskadry czekał na lotnisku dowódca lotnictwa armii „Karpaty”, ppłk Tuśkiewicz.
– Panie pułkowniku, melduję przylot 31 eskadry, stan dziewięć załóg i dziewięć samolotów. Jedna załoga miała kłopoty z uruchomieniem silnika, dołączy prawdopodobnie jutro – zameldował kpt. Nikonow.
– Dziękuję, panie kapitanie. – Tuśkiewicz podał Nikonowowi rękę na powitanie. – Wasz ostatni Karaś wystartował pół godziny po waszym odlocie, tak poinformowano mnie telefonicznie. Powinien więc już tu być – zafrasował się.
– Załoga jest doświadczona i przeszkolona w lotach nocnych, przyleci na pewno szczęśliwie – oświadczył Nikonow. – Poczekamy jeszcze na nią i wtedy udamy się na kolację.
– Dobrze, zaczekajcie. Na razie nie mam dla pana żadnych poleceń. Spotkamy się jutro rano – zadecydował pułkownik.
– Tak jest! – odpowiedział służbowo kapitan.
Przylotu dziesiątego samolotu jednak nie doczekano się. Okazało się, że w czasie lotu załoga wpadła w sam środek strefy burzowej, straciła orientację w terenie, a że kończyła się benzyna w zbiorniku i gwałtownie się ściemniło, pilot zdecydował się na lądowanie w polu. Samolot został poważnie uszkodzony i musiał być przekazany grupie remontowej. Załoga nie odniosła żadnych obrażeń i na drugi dzień dołączyła do eskadry.
Wypadek ten, zupełnie niepotrzebny, zdenerwował dowódcę, a i inni lotnicy też byli nim zaskoczeni. Strata jednego samolotu z winy załogi to przecież duży uszczerbek dla eskadry, cieszącej się dotąd dobrą opinią.
Następnego dnia rano ppłk Tuśkiewicz wezwał do siebie kpt. Nikonowa i jego zastępcę por. Możdżenia. Przekazał im rozkaz przebazowania 31 eskadry na lotnisko polowe w Weryni, usytuowane o cztery kilometry na wschód od Kolbuszowej. W Rzeszowie, odległym od tego lotniska o 25 kilometrów, miał swoje miejsce postoju sztab armii „Karpaty”, a przy nim skromniutkie dowództwo lotnictwa armii w osobach dowódcy ppłk Tuśkiewicza i mjr Zaniewskiego, szefa sztabu. Skromnie też przedstawiały się siły lotnictwa armii, które stanowić miały 31 eskadra rozpoznawcza i 56 eskadra obserwacyjna. Ta ostatnia wyposażona była w samoloty Lublin R-XIII. Dotąd jednak nie przyleciała do Lwowa i brak było wiadomości, kiedy to nastąpi. Wyznaczono dla niej już lotnisko polowe położone w miejscowości Mrowla – dziewięć kilometrów na południowy zachód od Rzeszowa. Do dyspozycji dowódcy armii przydzielony też został 5 pluton łącznikowy na samolotach RWD-8 (3 samoloty), który miał wykorzystywać lądowisko w miejscowości Zaczernie, oddalone o pięć kilometrów na północ od Rzeszowa.
Ppłk Tuśkiewicz przekazał też oficerom informację o siłach, rozlokowaniu i zadaniach armii „Karpaty”. Dowodził nią gen. dyw. Kazimierz Fabrycy. Armia została zorganizowana dopiero 6 czerwca 1939 r. po zajęciu Czech i Słowacji przez niemieckie wojska w połowie marca, a tym samym zagrożeniu granic Polski od południowego wschodu. Siły armii były niewielkie, składały się z 2 Brygady Górskiej, 3 Brygady Górskiej i 16 baonów Obrony Narodowej. W skład armii miały wejść – po przeprowadzeniu mobilizacji – 11 Dywizja Piechoty i 24 Dywizja Piechoty. Armii przydzielono do obrony odcinek od Czorsztyna na zachodzie, gdzie sięgało lewe skrzydło armii „Kraków”, po granicę węgierską. W szczególności armia „Karpaty” miała osłaniać lewe skrzydło armii „Kraków” i Centralny Okręg Przemysłowy oraz dozorować kierunki ze Słowacji i Węgier na Małopolskę Wschodnią.
– Panie pułkowniku, to znaczy, że lotnictwo naszej armii nie będzie dysponować ani jednym dywizjonem myśliwskim? – zapytał nieco skonsternowany sytuacją por. Możdżeń.
– Tak z tego wynika. O ile mi wiadomo, lotnictwo myśliwskie zostało już rozdzielone i nie ma żadnych rezerw, a więc i nadziei, że do nas dołączy któryś dywizjon myśliwski – stwierdził Tuśkiewicz. – Nasi wodzowie są zdania, że na odcinku południowo-wschodnim działania niemieckie, o ile dojdzie do wojny, będą ograniczone i mogą rozwinąć się dopiero w późniejszej fazie. Nic na to nie poradzimy. – Podpułkownik machnął z rezygnacją ręką. – Ja w sztabie armii jestem cztery dni, mam do pomocy majora Zaniewskiego, a z lotnictwa tylko waszą eskadrę.
– Czy mógłby nas pan pułkownik poinformować, jakie jest to lotnisko w Weryni? Czy można tam od razu lecieć i lądować na Karasiach? Nie chciałbym, by któraś z maszyn rozbiła się podczas lądowania na bruzdach – rzekł Nikonow.
– Panie kapitanie, ja o tym lotnisku wiem tyle, co i pan. Wyznaczył je szef sztabu armii, gdy go poinformowałem, że przylecieliście i siedzicie w Skniłowie. Kto je wyszukał i czy jest przygotowane na przyjęcie samolotów, nie orientuję się.
– Gdzie w takim razie jest rzut kołowy mojej eskadry? Do jakiej stacji miał dojechać? Nic o nim nie wiem, bo Ławicę opuścił w wielkiej tajemnicy – dopytywał się Nikonow.
Tuśkiewicz podrapał się w głowę i długo nie odpowiadał. W tym momencie zadzwonił telefon. Była wiadomość o rzucie kołowym 31 eskadry – zamiast na stacji w Kolbuszowej został wyładowany 15 kilometrów przed nią.
Wszyscy trzej pokiwali smutnie głowami i rozeszli się. Nikonow zrozumiał, że zdany jest wyłącznie na własne siły.ALARM NA LOTNISKU W WERYNI
Wracając do rejonu postoju Karasi swojej eskadry, kpt. Nikonow nie ukrywał w rozmowie ze swoim zastępcą por. obs. Możdżeniem krytycznych uwag na temat traktowania przydzielonego armii lotnictwa.
– Co to za sztab lotniczy? Dwóch niewprowadzonych w sedno zamierzeń operacyjnych oficerów! Nawet nie znają przydatności nowego lotniska operacyjnego! Piechurów nie obchodzi, czy lotnisko jest równe czy nie. Znaleźli duże pole i uznali, że samoloty mogą tam lądować, o resztę niech martwią się lotnicy!
– Witalis, nie denerwuj się – Możdżeń starał się uspokoić dowódcę – Polecę tam na „erwudziaku” i na miejscu zbadam przydatność lotniska. Rzut kołowy na pewno spieszy już do Weryni. Jeżeli będzie trzeba, wykonamy roboty ziemne i wtedy ściągniemy tam samoloty.
– O, nie, bratku! Polecimy razem, muszę osobiście zbadać całą sytuację – zaprotestował Nikonow. – Ty zajmiesz się lotniskiem, a ja zorientuję się w zakwaterowaniu personelu, rozmieszczeniu samolotów, samochodów i innego sprzętu. Wszystko trzeba będzie zamaskować, aby nas szkopy nie wykryły zaraz na początku.
– Nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy tam obaj polecieli. Twoja wola, ty jesteś dowódcą – zauważył porucznik.
– Heniek, ja ci już nieraz mówiłem, że ty jesteś moją prawą ręką jako zastępca, to znaczy, że też jesteś dowódcą, tylko trochę mniejszym – rozchmurzył się kapitan.
Pozostawiwszy pieczą nad załogami i samolotami oficerowi taktycznemu eskadry, kpt. Nikołow i por. Możdżeń wystartowali na eskadrowym RWD-8 do Weryni. Po półtorej godziny byli na miejscu. Obejrzeli zaraz lotnisko z góry, krążąc wokół i przelatując nad nim nisko kilka razy. Na zielonej powierzchni obszernego pola zauważyli liczne wgłębienia, które niewątpliwie należało wyrównać. Z jednej strony lotniska znajdował się duży park z pięknymi rozłożystymi drzewami, dalej ogród, zabudowania dworskie i wioska z dachami krytymi strzechą. W parku na kwiecistej polanie znajdował się biały piętrowy pałacyk, kryty czerwoną dachówką, za stodołami na polach pełno było stert zebranego niedawno zboża.
Po wylądowaniu Nikonow pokołował w stronę parku, skąd kilku żołnierzy machało do niego rękami. Okazało się, że byli to mechanicy, którzy przyjechali samochodem i motocyklem jako patrol zwiadowczy. Wśród nich był także szef mechaników eskadry, st. sierż. Jan Hobat. Powitania i opowiadania musiano na razie ograniczyć do minimum, bo czas naglił. Trzeba było zabrać się do przygotowania lotniska na przyjęcie samolotów. Jego nawierzchnia w obecnym stanie nie nadawała się do lądowania i startów Karasi. Liczne doły i wgłębienia trzeba było pozasypywać przynajmniej na dwóch głównych kierunkach. Zanosiło się na dłuższą robotę.
– Witalis, sami nie damy rady nawet przez tydzień – stwierdził Możdżeń. – Pojadę do Kolbuszowej po pomoc, na pewno znajdą się tam jakieś młodzieżowe hufce, postaram się też może o walec do ubijania ziemi.
– Dobrze radzisz – pochwalił go kapitan. – Bierz motocykl i kogoś do pomocy, może plutonowego Dobrowolskiego, on jest bardzo zaradny i może ci się przyda.
– Tak jest, już jedziemy! – odpowiedział Henryk. – Dobrowolski! – zakrzyknął do podoficera. – Wsiadaj na tylne siodełko! Kierowca, ruszamy do miasta do magistratu!
Kpt. Nikonow zabrał się tymczasem razem z przybyłym oficerem technicznym eskadry chor. Kaszyńskim do lustracji terenu. Ustalili, że personel techniczny zakwateruje się w zabudowaniach folwarcznych. Dla personelu latającego znalazły się pokoje w pałacyku – właściciel majątku, hrabia Tyszkiewicz, rad z przybycia, podniebnych gości, bardzo chętnie oddał do ich dyspozycji wszystkie wolne pomieszczenia.
Władze miejskie poszły także lotnikom na rękę. Po dwóch godzinach zaroiło się na lotnisku od młodych ludzi, którzy pod kierownictwem por. Możdżenia i plut. Dobrowolskiego zabrali się z wielkim zapałem do pracy. Zajechały też dwa walce, ściągnięte z reperowanej w okolicy szosy. Dla młodzieży przygotowano smaczną żołnierską grochówkę i czarną kawę, co jeszcze bardziej zmobilizowało ją do pracy.
Pod sam wieczór kpt. Nikonow odleciał do Skniłowa, a por. Możdżeń pozostał na miejscu, by nazajutrz od rana kierować pracą.
30 sierpnia, po dwóch dniach, lotnisko było gotowe do przyjęcia samolotów i rozpoczęcia pracy bojowej. Miało też telefoniczne połączenie ze sztabem armii „Karpaty” w Rzeszowie.
Zaraz rano, przy pięknej letniej pogodzie, pojawił się nad Werynią pierwszy klucz Karasi. Piloci lądowali pojedynczo. W kilka minut później nadleciał drugi klucz, a następnie trzeci. Lotnisko okazało się dobre, było równe, o twardej nawierzchni. Wszystkie dziewięć maszyn wciągnięto zaraz pod rozłożyste korony drzew, ukrywając je przed wzrokiem niemieckich zwiadowców powietrznych, od dawna penetrujących interesujące je rejony naszego kraju. Przyleciał też samolot łącznikowy RWD-8 i również został ukryty w parku.
Od tego dnia obowiązywał na lotnisku stan wojenny – taki nadszedł rozkaz ze sztabu armii. Załogi latające i personel techniczny nie mogli opuszczać rejonu lotniska, wszystkich zobowiązano do przestrzegania ścisłej tajemnicy wojskowej. Zabroniono także poruszania się pojazdów po lotnisku.
Dowódcą trzyosobowej załogi Karasia był z reguły obserwator, czasem pilot – dowódca eskadry lub jego zastępca. Mieli oni stopnie oficerskie, skończyli też specjalny kurs aplikacyjny w Centrum Wyszkolenia Lotnictwa w Dęblinie. Piloci natomiast to przeważnie podoficerowie z lotniczych szkół dla małoletnich lub wyszkoleni w pułkach w eskadrach szkolnych. Ostatnio coraz częściej do eskadr rozpoznawczych przybywali oficerowie – piloci po Szkole Podchorążych Lotnictwa. Strzelcy pokładowi rekrutowali się z żołnierzy służby czynnej, odpowiednio wybranych przez komisję lotniczo-lekarską i przygotowywanych na specjalistycznych kursach w poszczególnych pułkach lotniczych. W eskadrach dążono do tego, aby do lotów nie zmieniać składu poszczególnych załóg, jednak w praktyce nie bardzo się to udawało.
Skład personelu latającego 31 eskadry rozpoznawczej na lotnisku w Weryni był następujący:
– dowódca eskadry: kpt. pil. Witalis Nikonow;
– zastępca dowódcy eskadry: por. obs. Henryk Możdżeń;
– oficer operacyjny: por. obs. Tadeusz Kołodziejski;
– obserwatorzy: por. Antoni Soroko, por. Kazimierz Joszt, por. Jerzy Sukiennik, ppor. Leon Nowicki, ppor. Wacław Białkiewicz, ppor. Olgierd Łuczkowski, ppor. Adam Szajdzicki, ppor. Stefan Pstrokoński, ppor. Marian Wojtowicz, ppor. Stefan Szczepański, pchor. Stefan Pigłowski i pchyr. Marian Pszenny;
– piloci: ppor. Józef Waroński, ppor. Jan Orzechowski, pchor. Stefan Maciejewski, pchor. Władysław Makarewicz, st. sierż. Konstanty Korzeniowski, kpr. Ignacy Rabiega, kpr. Franciszek Sobkowiak, kpr. Jan Wiensko, kpr. Andrzej Kuźniacki, kpr. Jan Daczka, kpr. Leon Kegel i kpr. Edmund Rozmiarek;
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki