Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

Front bez myśliwców - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
28 listopada 2025
1143 pkt
punktów Virtualo

Front bez myśliwców - ebook

Lotnicy polscy z wielką determinacją i bohaterstwem stawiali czoła znacznie silniejszemu wrogowi. Zarówno postawa personelu lotniczego, jak i technicznego eskadr 31 i 56 wchodzących we wrześniu 1939 roku w skład Armii „Karpaty” (później „Malopolska”), wyposażonych w przestarzały sprzęty godna była podziwu. Lotnicy polscy nie załamali się po klęsce i wkrótce znowu stanęli do walki – wprawdzie daleko od ojczystego kraju u boku francuskich i angielskich sojuszników, lecz zawsze z myślą o Ojczyźnie.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-11-18534-0
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

NA POŁUDNIOWO-WSCHODNIM FRONCIE

Kpt. pil. Wita­lis Niko­now, dowódca 31 eska­dry roz­po­znaw­czej 3 pułku lot­ni­czego w Pozna­niu, był ofi­ce­rem sta­tecz­nym, opa­no­wa­nym i zdy­scy­pli­no­wa­nym. Cie­szył się dobrą opi­nią u prze­ło­żo­nych jako dowódca lot­ni­czy i wycho­wawca mło­dych kadr. Śred­niego wzro­stu, o uśmiech­nię­tej twa­rzy i ciem­nych, kędzie­rza­wych, nieco już prze­rze­dzo­nych wło­sach pre­zen­to­wał się dosko­nale w lot­ni­czym mun­du­rze. Eska­drą dowo­dził od kwiet­nia 1939 roku, w maju skoń­czył 36 lat.

Był to okres, kiedy zachodni sąsiad – nie­miecka Trze­cia Rze­sza – przy­go­to­wy­wał się inten­syw­nie do napa­ści na nasz kraj. Pol­skie wła­dze woj­skowe nie mogły na to przy­my­kać oczu i poczęły spo­so­bić się do obrony gra­nic. Rów­nież i lot­nic­two woj­skowe, acz­kol­wiek słabe liczeb­nie i tech­nicz­nie w porów­na­niu z nowo­cze­sną Luft­waffe, posta­no­wiło pod­wyż­szyć bojowe przy­go­to­wa­nie, przy­stę­pu­jąc do grun­tow­nego prze­szko­le­nia załóg w zakre­sie cze­ka­ją­cych je zadań w spo­dzie­wa­nym kon­flik­cie zbroj­nym.

31 eska­dra roz­po­znaw­cza, wypo­sa­żona w 10 samo­lo­tów PZL P-23 Karaś, wzięła się solid­nie do roboty pod oso­bi­stym nad­zo­rem dowódcy kpt. Niko­nowa. Okres od maja do połowy sierp­nia 1939 r. wyko­rzy­stano na dosko­na­le­nie załóg pod­czas lotów dzien­nych i noc­nych w zakre­sie nawi­ga­cji i roz­po­zna­nia na róż­nych wyso­ko­ściach oraz bom­bar­do­wa­nia wyzna­czo­nych celów przy uży­ciu ćwi­czeb­nych bomb cemen­to­wych. Pro­wa­dzono też ćwi­cze­nia z zakresu walki z myśliw­cami poje­dyn­czych załóg oraz zespo­łów klu­czy i eska­dry, wyko­ny­wano ostre strze­la­nia do celów powietrz­nych (holo­wa­nego na lince przez inny samo­lot rękawa) i do celów naziem­nych na poli­go­nie.

24 sierp­nia w 3 pułku lot­ni­czym na poznań­skim lot­ni­sku Ławica ogło­szono alarm w związku z zarzą­dzoną w jed­nost­kach lot­ni­czych mobi­li­za­cją. W eska­drach wpro­wa­dzono stan pod­wyż­szo­nej goto­wo­ści bojo­wej, przy­by­wali rezer­wi­ści, pobie­rano z maga­zynu mobi­li­za­cyj­nego samo­chody cię­ża­rowe do trans­por­to­wa­nia sprzętu lot­ni­czego, namio­tów, kuchni polo­wych, oso­bi­stego wypo­sa­że­nia wojen­nego i sze­regu naj­róż­niej­szych akce­so­riów tech­nicz­nych i admi­ni­stra­cyj­nych. Eska­dra miała być samo­wy­star­czalna; prze­wi­dziano zor­ga­ni­zo­wa­nie sek­cji medycz­nej z leka­rzem eska­dry, sek­cji prze­ciw­ga­zo­wej i prze­ciw­po­ża­ro­wej, sek­cji kwa­te­run­ko­wej i zaopa­trze­nio­wej Każdy ofi­cer, podofi­cer i sze­re­go­wiec miał wyzna­czoną okre­śloną funk­cję.

26 sierp­nia kpt. Niko­now zamel­do­wał dowódcy pułku, że jego 31 eska­dra roz­po­znaw­cza osią­gnęła pełną goto­wość bojową i jest przy­go­to­wana do prze­ba­zo­wa­nia na lot­ni­sko ope­ra­cyjne.

– Panie puł­kow­niku, czy są już spre­cy­zo­wane zada­nia dla pod­le­głej mi eska­dry na naj­bliż­szą przy­szłość? – zary­zy­ko­wał pyta­nie kpt. Niko­now.

– Kapi­ta­nie, to na razie tajem­nica woj­skowa, ale wam mogę już uchy­lić jej rąbka: 31 eska­dra roz­po­znaw­cza prze­zna­czona jest dla armii „Kar­paty”, która ma bro­nić połu­dniowo-wschod­nich rubieży kraju.

– A miała wejść w skład lot­nic­twa armii „Łódź”. – Niko­now był tro­chę zawie­dziony. – Tam, na połu­dniu, trzeba będzie od nowa poznać rejon dzia­łań armii…

– Sądzę, kapi­ta­nie, że wasze załogi dadzą sobie z tym pro­ble­mem radę dosko­nale. Roz­kaz jest roz­ka­zem i nic na to nie pora­dzimy. Cze­kaj­cie dalej w pogo­to­wiu. To, co wam powie­dzia­łem, uwa­żaj­cie za ści­słą tajem­nicę. Wkrótce chyba wyru­szy­cie stąd na nowe miej­sce postoju.

– Tak jest, panie puł­kow­niku! – Niko­now zasa­lu­to­wał i skie­ro­wał się do wyj­ścia.

Wie­czo­rem tego dnia per­so­nel tech­niczny i rzut kołowy zała­do­wano do pod­sta­wio­nych na bocz­nicę kole­jową wago­nów. O godzi­nie pierw­szej po pół­nocy pod­je­chała loko­mo­tywa i esze­lon ruszył przez Poznań w kie­runku wschod­nim. Był to pierw­szy trans­port, jaki wyje­chał z lot­ni­ska Ławica.

Zaraz po połu­dniu 27 sierp­nia kpt. Niko­now otrzy­mał roz­kaz, aby samo­loty eska­dry prze­le­ciały na lot­ni­sko pośred­nie Skni­łów we Lwo­wie. Tam kapi­tan miał się zamel­do­wać u dowódcy lot­nic­twa armii „Kar­paty”, ppłk pil. Olgierda Tuś­kie­wi­cza, i dzia­łać według jego wytycz­nych.

Na odprawę przed­lo­tową sta­wiło się u dowódcy eska­dry dzie­sięć załóg. Dłu­gość trasy z Pozna­nia do Lwowa wyno­siła 580 kilo­me­trów, obli­czona była na dwie godziny i dwa­dzie­ścia minut lotu. Mete­oro­log, refe­ru­jąc stan pogody na tra­sie, ostrzegł załogi, że w rejo­nie Zamo­ścia mogą wystą­pić lokalne burze z sil­nymi wyła­do­wa­niami atmos­fe­rycz­nymi. Kpt. Niko­now posta­no­wił oso­bi­ście popro­wa­dzić szyk, a w razie napo­tka­nia burzy miał ją po pro­stu omi­nąć od połu­dnio­wej strony.

Docho­dziła godzina szes­na­sta, gdy eska­dra wystar­to­wała na prze­lot. Na star­cie nie sta­wił się jeden Karaś, gdyż pilot stwier­dził trud­no­ści z uru­cho­mie­niem sil­nika i potrzebna była inter­wen­cja mecha­nika. Załoga miała doko­nać prze­lotu samo­dziel­nie zaraz po usu­nię­ciu usterki lub dopiero następ­nego dnia. Prze­lot trzech klu­czy Karasi odby­wał się począt­kowo według zapla­no­wa­nej mar­szruty, jed­nak w rejo­nie Zamo­ścia napo­tkano na front burzowy. Dowódca zmie­nił kurs na połu­dnie i omi­nął strefę złej pogody. Prze­dłu­żyło to lot do trzech godzin; lądo­wa­nie odbyło się na lot­ni­sku w Skni­ło­wie o zacho­dzie słońca.

Pod­od­działy 6 pułku lot­ni­czego w Skni­ło­wie znaj­do­wały się w pogo­to­wiu alar­mo­wym, nie było więc kło­po­tów z nawią­za­niem służ­bo­wych kon­tak­tów Na przy­lot eska­dry cze­kał na lot­ni­sku dowódca lot­nic­twa armii „Kar­paty”, ppłk Tuś­kie­wicz.

– Panie puł­kow­niku, mel­duję przy­lot 31 eska­dry, stan dzie­więć załóg i dzie­więć samo­lo­tów. Jedna załoga miała kło­poty z uru­cho­mie­niem sil­nika, dołą­czy praw­do­po­dob­nie jutro – zamel­do­wał kpt. Niko­now.

– Dzię­kuję, panie kapi­ta­nie. – Tuś­kie­wicz podał Niko­no­wowi rękę na powi­ta­nie. – Wasz ostatni Karaś wystar­to­wał pół godziny po waszym odlo­cie, tak poin­for­mo­wano mnie tele­fo­nicz­nie. Powi­nien więc już tu być – zafra­so­wał się.

– Załoga jest doświad­czona i prze­szko­lona w lotach noc­nych, przy­leci na pewno szczę­śli­wie – oświad­czył Niko­now. – Pocze­kamy jesz­cze na nią i wtedy udamy się na kola­cję.

– Dobrze, zacze­kaj­cie. Na razie nie mam dla pana żad­nych pole­ceń. Spo­tkamy się jutro rano – zade­cy­do­wał puł­kow­nik.

– Tak jest! – odpo­wie­dział służ­bowo kapi­tan.

Przy­lotu dzie­sią­tego samo­lotu jed­nak nie docze­kano się. Oka­zało się, że w cza­sie lotu załoga wpa­dła w sam śro­dek strefy burzo­wej, stra­ciła orien­ta­cję w tere­nie, a że koń­czyła się ben­zyna w zbior­niku i gwał­tow­nie się ściem­niło, pilot zde­cy­do­wał się na lądo­wa­nie w polu. Samo­lot został poważ­nie uszko­dzony i musiał być prze­ka­zany gru­pie remon­to­wej. Załoga nie odnio­sła żad­nych obra­żeń i na drugi dzień dołą­czyła do eska­dry.

Wypa­dek ten, zupeł­nie nie­po­trzebny, zde­ner­wo­wał dowódcę, a i inni lot­nicy też byli nim zasko­czeni. Strata jed­nego samo­lotu z winy załogi to prze­cież duży uszczer­bek dla eska­dry, cie­szą­cej się dotąd dobrą opi­nią.

Następ­nego dnia rano ppłk Tuś­kie­wicz wezwał do sie­bie kpt. Niko­nowa i jego zastępcę por. Moż­dże­nia. Prze­ka­zał im roz­kaz prze­ba­zo­wa­nia 31 eska­dry na lot­ni­sko polowe w Weryni, usy­tu­owane o cztery kilo­me­try na wschód od Kol­bu­szo­wej. W Rze­szo­wie, odle­głym od tego lot­ni­ska o 25 kilo­me­trów, miał swoje miej­sce postoju sztab armii „Kar­paty”, a przy nim skrom­niut­kie dowódz­two lot­nic­twa armii w oso­bach dowódcy ppłk Tuś­kie­wicza i mjr Zaniew­skiego, szefa sztabu. Skrom­nie też przed­sta­wiały się siły lot­nic­twa armii, które sta­no­wić miały 31 eska­dra roz­po­znaw­cza i 56 eska­dra obser­wa­cyjna. Ta ostat­nia wypo­sa­żona była w samo­loty Lublin R-XIII. Dotąd jed­nak nie przy­le­ciała do Lwowa i brak było wia­do­mo­ści, kiedy to nastąpi. Wyzna­czono dla niej już lot­ni­sko polowe poło­żone w miej­sco­wo­ści Mrowla – dzie­więć kilo­me­trów na połu­dniowy zachód od Rze­szowa. Do dys­po­zy­cji dowódcy armii przy­dzie­lony też został 5 plu­ton łącz­ni­kowy na samo­lo­tach RWD-8 (3 samo­loty), który miał wyko­rzy­sty­wać lądo­wi­sko w miej­sco­wo­ści Zaczer­nie, odda­lone o pięć kilo­me­trów na pół­noc od Rze­szowa.

Ppłk Tuś­kie­wicz prze­ka­zał też ofi­ce­rom infor­ma­cję o siłach, roz­lo­ko­wa­niu i zada­niach armii „Kar­paty”. Dowo­dził nią gen. dyw. Kazi­mierz Fabrycy. Armia została zor­ga­ni­zo­wana dopiero 6 czerwca 1939 r. po zaję­ciu Czech i Sło­wa­cji przez nie­miec­kie woj­ska w poło­wie marca, a tym samym zagro­że­niu gra­nic Pol­ski od połu­dnio­wego wschodu. Siły armii były nie­wiel­kie, skła­dały się z 2 Bry­gady Gór­skiej, 3 Bry­gady Gór­skiej i 16 baonów Obrony Naro­do­wej. W skład armii miały wejść – po prze­pro­wa­dze­niu mobi­li­za­cji – 11 Dywi­zja Pie­choty i 24 Dywi­zja Pie­choty. Armii przy­dzie­lono do obrony odci­nek od Czorsz­tyna na zacho­dzie, gdzie się­gało lewe skrzy­dło armii „Kra­ków”, po gra­nicę węgier­ską. W szcze­gól­no­ści armia „Kar­paty” miała osła­niać lewe skrzy­dło armii „Kra­ków” i Cen­tralny Okręg Prze­my­słowy oraz dozo­ro­wać kie­runki ze Sło­wa­cji i Węgier na Mało­pol­skę Wschod­nią.

– Panie puł­kow­niku, to zna­czy, że lot­nic­two naszej armii nie będzie dys­po­no­wać ani jed­nym dywi­zjo­nem myśliw­skim? – zapy­tał nieco skon­ster­no­wany sytu­acją por. Moż­dżeń.

– Tak z tego wynika. O ile mi wia­domo, lot­nic­two myśliw­skie zostało już roz­dzie­lone i nie ma żad­nych rezerw, a więc i nadziei, że do nas dołą­czy któ­ryś dywi­zjon myśliw­ski – stwier­dził Tuś­kie­wicz. – Nasi wodzo­wie są zda­nia, że na odcinku połu­dniowo-wschod­nim dzia­ła­nia nie­miec­kie, o ile doj­dzie do wojny, będą ogra­ni­czone i mogą roz­wi­nąć się dopiero w póź­niej­szej fazie. Nic na to nie pora­dzimy. – Pod­puł­kow­nik mach­nął z rezy­gna­cją ręką. – Ja w szta­bie armii jestem cztery dni, mam do pomocy majora Zaniew­skiego, a z lot­nic­twa tylko waszą eska­drę.

– Czy mógłby nas pan puł­kow­nik poin­for­mo­wać, jakie jest to lot­ni­sko w Weryni? Czy można tam od razu lecieć i lądo­wać na Kara­siach? Nie chciał­bym, by któ­raś z maszyn roz­biła się pod­czas lądo­wa­nia na bruz­dach – rzekł Niko­now.

– Panie kapi­ta­nie, ja o tym lot­ni­sku wiem tyle, co i pan. Wyzna­czył je szef sztabu armii, gdy go poin­for­mo­wa­łem, że przy­le­cie­li­ście i sie­dzi­cie w Skni­ło­wie. Kto je wyszu­kał i czy jest przy­go­to­wane na przy­ję­cie samo­lo­tów, nie orien­tuję się.

– Gdzie w takim razie jest rzut kołowy mojej eska­dry? Do jakiej sta­cji miał doje­chać? Nic o nim nie wiem, bo Ławicę opu­ścił w wiel­kiej tajem­nicy – dopy­ty­wał się Niko­now.

Tuś­kie­wicz podra­pał się w głowę i długo nie odpo­wia­dał. W tym momen­cie zadzwo­nił tele­fon. Była wia­do­mość o rzu­cie koło­wym 31 eska­dry – zamiast na sta­cji w Kol­bu­szo­wej został wyła­do­wany 15 kilo­me­trów przed nią.

Wszy­scy trzej poki­wali smut­nie gło­wami i roze­szli się. Niko­now zro­zu­miał, że zdany jest wyłącz­nie na wła­sne siły.ALARM NA LOTNISKU W WERYNI

Wra­ca­jąc do rejonu postoju Karasi swo­jej eska­dry, kpt. Niko­now nie ukry­wał w roz­mo­wie ze swoim zastępcą por. obs. Moż­dże­niem kry­tycz­nych uwag na temat trak­to­wa­nia przy­dzie­lo­nego armii lot­nic­twa.

– Co to za sztab lot­ni­czy? Dwóch nie­wpro­wa­dzo­nych w sedno zamie­rzeń ope­ra­cyj­nych ofi­ce­rów! Nawet nie znają przy­dat­no­ści nowego lot­ni­ska ope­ra­cyj­nego! Pie­chu­rów nie obcho­dzi, czy lot­ni­sko jest równe czy nie. Zna­leźli duże pole i uznali, że samo­loty mogą tam lądo­wać, o resztę niech mar­twią się lot­nicy!

– Wita­lis, nie dener­wuj się – Moż­dżeń sta­rał się uspo­koić dowódcę – Polecę tam na „erwu­dziaku” i na miej­scu zba­dam przy­dat­ność lot­ni­ska. Rzut kołowy na pewno spie­szy już do Weryni. Jeżeli będzie trzeba, wyko­namy roboty ziemne i wtedy ścią­gniemy tam samo­loty.

– O, nie, bratku! Pole­cimy razem, muszę oso­bi­ście zba­dać całą sytu­ację – zapro­te­sto­wał Niko­now. – Ty zaj­miesz się lot­ni­skiem, a ja zorien­tuję się w zakwa­te­ro­wa­niu per­so­nelu, roz­miesz­cze­niu samo­lo­tów, samo­cho­dów i innego sprzętu. Wszystko trzeba będzie zama­sko­wać, aby nas szkopy nie wykryły zaraz na początku.

– Nic nie stoi na prze­szko­dzie, aby­śmy tam obaj pole­cieli. Twoja wola, ty jesteś dowódcą – zauwa­żył porucz­nik.

– Heniek, ja ci już nie­raz mówi­łem, że ty jesteś moją prawą ręką jako zastępca, to zna­czy, że też jesteś dowódcą, tylko tro­chę mniej­szym – roz­ch­mu­rzył się kapi­tan.

Pozo­sta­wiw­szy pie­czą nad zało­gami i samo­lo­tami ofi­ce­rowi tak­tycz­nemu eska­dry, kpt. Niko­łow i por. Moż­dżeń wystar­to­wali na eska­dro­wym RWD-8 do Weryni. Po pół­to­rej godziny byli na miej­scu. Obej­rzeli zaraz lot­ni­sko z góry, krą­żąc wokół i prze­la­tu­jąc nad nim nisko kilka razy. Na zie­lo­nej powierzchni obszer­nego pola zauwa­żyli liczne wgłę­bie­nia, które nie­wąt­pli­wie nale­żało wyrów­nać. Z jed­nej strony lot­ni­ska znaj­do­wał się duży park z pięk­nymi roz­ło­ży­stymi drze­wami, dalej ogród, zabu­do­wa­nia dwor­skie i wio­ska z dachami kry­tymi strze­chą. W parku na kwie­ci­stej pola­nie znaj­do­wał się biały pię­trowy pała­cyk, kryty czer­woną dachówką, za sto­do­łami na polach pełno było stert zebra­nego nie­dawno zboża.

Po wylą­do­wa­niu Niko­now poko­ło­wał w stronę parku, skąd kilku żoł­nie­rzy machało do niego rękami. Oka­zało się, że byli to mecha­nicy, któ­rzy przy­je­chali samo­cho­dem i moto­cy­klem jako patrol zwia­dow­czy. Wśród nich był także szef mecha­ni­ków eska­dry, st. sierż. Jan Hobat. Powi­ta­nia i opo­wia­da­nia musiano na razie ogra­ni­czyć do mini­mum, bo czas naglił. Trzeba było zabrać się do przy­go­to­wa­nia lot­ni­ska na przy­ję­cie samo­lo­tów. Jego nawierzch­nia w obec­nym sta­nie nie nada­wała się do lądo­wa­nia i star­tów Karasi. Liczne doły i wgłę­bie­nia trzeba było poza­sy­py­wać przy­naj­mniej na dwóch głów­nych kie­run­kach. Zano­siło się na dłuż­szą robotę.

– Wita­lis, sami nie damy rady nawet przez tydzień – stwier­dził Moż­dżeń. – Pojadę do Kol­bu­szo­wej po pomoc, na pewno znajdą się tam jakieś mło­dzie­żowe hufce, posta­ram się też może o walec do ubi­ja­nia ziemi.

– Dobrze radzisz – pochwa­lił go kapi­tan. – Bierz moto­cykl i kogoś do pomocy, może plu­to­no­wego Dobro­wol­skiego, on jest bar­dzo zaradny i może ci się przyda.

– Tak jest, już jedziemy! – odpo­wie­dział Hen­ryk. – Dobro­wol­ski! – zakrzyk­nął do pod­ofi­cera. – Wsia­daj na tylne sio­dełko! Kie­rowca, ruszamy do mia­sta do magi­stratu!

Kpt. Niko­now zabrał się tym­cza­sem razem z przy­by­łym ofi­ce­rem tech­nicz­nym eska­dry chor. Kaszyń­skim do lustra­cji terenu. Usta­lili, że per­so­nel tech­niczny zakwa­te­ruje się w zabu­do­wa­niach fol­warcz­nych. Dla per­so­nelu lata­ją­cego zna­la­zły się pokoje w pała­cyku – wła­ści­ciel majątku, hra­bia Tysz­kie­wicz, rad z przy­by­cia, pod­nieb­nych gości, bar­dzo chęt­nie oddał do ich dys­po­zy­cji wszyst­kie wolne pomiesz­cze­nia.

Wła­dze miej­skie poszły także lot­ni­kom na rękę. Po dwóch godzi­nach zaro­iło się na lot­ni­sku od mło­dych ludzi, któ­rzy pod kie­row­nic­twem por. Moż­dże­nia i plut. Dobro­wol­skiego zabrali się z wiel­kim zapa­łem do pracy. Zaje­chały też dwa walce, ścią­gnięte z repe­ro­wa­nej w oko­licy szosy. Dla mło­dzieży przy­go­to­wano smaczną żoł­nier­ską gro­chówkę i czarną kawę, co jesz­cze bar­dziej zmo­bi­li­zo­wało ją do pracy.

Pod sam wie­czór kpt. Niko­now odle­ciał do Skni­łowa, a por. Moż­dżeń pozo­stał na miej­scu, by naza­jutrz od rana kie­ro­wać pracą.

30 sierp­nia, po dwóch dniach, lot­ni­sko było gotowe do przy­ję­cia samo­lo­tów i roz­po­czę­cia pracy bojo­wej. Miało też tele­fo­niczne połą­cze­nie ze szta­bem armii „Kar­paty” w Rze­szo­wie.

Zaraz rano, przy pięk­nej let­niej pogo­dzie, poja­wił się nad Wery­nią pierw­szy klucz Karasi. Piloci lądo­wali poje­dyn­czo. W kilka minut póź­niej nad­le­ciał drugi klucz, a następ­nie trzeci. Lot­ni­sko oka­zało się dobre, było równe, o twar­dej nawierzchni. Wszyst­kie dzie­więć maszyn wcią­gnięto zaraz pod roz­ło­ży­ste korony drzew, ukry­wa­jąc je przed wzro­kiem nie­miec­kich zwia­dow­ców powietrz­nych, od dawna pene­tru­ją­cych inte­re­su­jące je rejony naszego kraju. Przy­le­ciał też samo­lot łącz­ni­kowy RWD-8 i rów­nież został ukryty w parku.

Od tego dnia obo­wią­zy­wał na lot­ni­sku stan wojenny – taki nad­szedł roz­kaz ze sztabu armii. Załogi lata­jące i per­so­nel tech­niczny nie mogli opusz­czać rejonu lot­ni­ska, wszyst­kich zobo­wią­zano do prze­strze­ga­nia ści­słej tajem­nicy woj­sko­wej. Zabro­niono także poru­sza­nia się pojaz­dów po lot­ni­sku.

Dowódcą trzy­oso­bo­wej załogi Kara­sia był z reguły obser­wa­tor, cza­sem pilot – dowódca eska­dry lub jego zastępca. Mieli oni stop­nie ofi­cer­skie, skoń­czyli też spe­cjalny kurs apli­ka­cyjny w Cen­trum Wyszko­le­nia Lot­nic­twa w Dębli­nie. Piloci nato­miast to prze­waż­nie pod­ofi­ce­ro­wie z lot­ni­czych szkół dla mało­let­nich lub wyszko­leni w puł­kach w eska­drach szkol­nych. Ostat­nio coraz czę­ściej do eskadr roz­po­znaw­czych przy­by­wali ofi­ce­ro­wie – piloci po Szkole Pod­cho­rą­żych Lot­nic­twa. Strzelcy pokła­dowi rekru­to­wali się z żoł­nie­rzy służby czyn­nej, odpo­wied­nio wybra­nych przez komi­sję lot­ni­czo-lekar­ską i przy­go­to­wy­wa­nych na spe­cja­li­stycz­nych kur­sach w poszcze­gól­nych puł­kach lot­ni­czych. W eska­drach dążono do tego, aby do lotów nie zmie­niać składu poszcze­gól­nych załóg, jed­nak w prak­tyce nie bar­dzo się to uda­wało.

Skład per­so­nelu lata­ją­cego 31 eska­dry roz­po­znaw­czej na lot­ni­sku w Weryni był nastę­pu­jący:

– dowódca eska­dry: kpt. pil. Wita­lis Niko­now;

– zastępca dowódcy eska­dry: por. obs. Hen­ryk Moż­dżeń;

– ofi­cer ope­ra­cyjny: por. obs. Tade­usz Koło­dziej­ski;

– obser­wa­to­rzy: por. Antoni Soroko, por. Kazi­mierz Joszt, por. Jerzy Sukien­nik, ppor. Leon Nowicki, ppor. Wacław Biał­kie­wicz, ppor. Olgierd Łucz­kow­ski, ppor. Adam Szaj­dzicki, ppor. Ste­fan Pstro­koń­ski, ppor. Marian Woj­to­wicz, ppor. Ste­fan Szcze­pań­ski, pchor. Ste­fan Pigłow­ski i pchyr. Marian Pszenny;

– piloci: ppor. Józef Waroń­ski, ppor. Jan Orze­chow­ski, pchor. Ste­fan Macie­jew­ski, pchor. Wła­dy­sław Maka­re­wicz, st. sierż. Kon­stanty Korze­niow­ski, kpr. Ignacy Rabiega, kpr. Fran­ci­szek Sob­ko­wiak, kpr. Jan Wien­sko, kpr. Andrzej Kuź­niacki, kpr. Jan Daczka, kpr. Leon Kegel i kpr. Edmund Roz­mia­rek;

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij