fuzja bordo - ebook
fuzja bordo - ebook
Wiersze rejestrowane na granicach, do których większość z nas się nawet nie zbliży. Gdy ciało zawodzi, autorka nie wybiera jednak poetyki lamentacyjnego zawodzenia, tylko plecie węzełki z nuconych zaśpiewów, zasłyszanych fraz, odczyniających inkantacji, a wszystko po to, żeby w tym akcie transfuzji słów odzyskać mowę poręczną dla własnego gniewu i cierpienia. W zbiorze Kapusty nie ma miejsca na użalanie się i fetyszyzację bólu, widać tu raczej precyzyjne ruchy skalpela na minimalistycznej formie. Są to też „wiersze wyjścia”: z zaduchu szpitalnej sali, z mrocznych snów na tabsach, z ran i blizn – w lasy, na plaże i ulice, żeby „tańczyć bić się całować”.
Spis treści
wykwit
filmy s.f. są o miłości
złote
nocami śnią o dotyku
siostra z brokatu
wyliczanka
Gdynia, bulwary
Szpitalne łóżko Jane Doe
czarna żółć
czyje jesteś no czyje
łysy narcyz
fikus płaczący
ketonal dożylnie
wyrastanie
moje wenflony miały skrzydła
Gdynia, deptak
Gdynia, port
taki brzask się
lista życzeń
kołysanka
czegośmy się spodziewali
w środku jesteśmy ciemni
C81
prześcieradłami zasłaniaj szpary w drzwiach
wariatki
a kiedy zedrzesz sobie gardło
Gdynia, plaża
zgadywanka
rozpad nie rozpacz
prawo do świętego spokoju
round midnight
papier ścierny
Popij mną
| Kategoria: | Poezja |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-67249-48-5 |
| Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ona ma skórę poszarzałą
obce ma ciało
na wpół zgięta ręce pod kran
z jelit zaplecione liny
sznur brzuch nóż błysk
chirurgiczna stal
to już końcówka
to refren i bal
odklejali latami od framug
ścierali ślady ze ścian
zdzierali na piasku
wciągali na maszt
ona ma skórę poszarzałą
zoperujmy ciało
.
filmy s.f. są o miłości
skruszyć biodro o biodro
przykręcić do siebie śrubką
mam śrubki w biodrach
amylazę pod językiem
na siedząco na stojąco
co wolisz jak wolisz
wypisz dziewczynę
puste pudło
mam w żołądku kwas
we krwi żelazo
masz kwas w żołądku
żelazo we krwi?
masz kwas w żołądku
zagładę we krwi?
.
złote
nie bluźnić a bluzgać
i bluzgać nie bluźnić
wybrać wzorek plastra
czekać na swoją kolej
głośno się drzeć na strzępy
zalepić dziury kolorem
w transie fuzja bordo
w transie fuzja róż
w pąsach pląsy pąs
w pąsach wiśnie pląs
gdzie indziej mokną panele
pulchnią się pory i słoje
we wnękach gęsto
a wnęki ciasne
we wnękach głośno
a wnęki głodne
gęsto a ciasne głośno a głodne
ciasno i gęsto i głośno i głód
szwy puszczą choć mocno trzymały
.
nocami śnią o dotyku
nocami śnią że dotykają twarzy
od ciepła topią się nosy i oczodoły
na dnie oka jest ciemno na dnie twarzy chłód
nocami śnią że dotykają twarzy a twarz się rozpływa
świat krzyczy jeżdżą patrole twarze wrzucają
do diamentowych szkatuł na kłódki szkatuły
w naczynia żaroodporne a naczynia w podziemia
twarze już nie topnieją i nie patrzą
twarze są z wosku (nie, nie są z wosku)
twarze z plasteliny (nie, nie z plasteliny)
twarze są słone (twarze z masy solnej)
pokolorowane farbkami liźnięte białkiem
twarze mają łaskotki zaskórniaki trąd
sól paruje osadza się na niciach
.
siostra z brokatu
ja z czerni a siostra z brokatu
ja ślepa ona z ruchliwą powieką
czekam – mówi – na leki
i twarz klejem smaruje
(siostra połknęła srebrne gwiazdki
moje są w zębach czarne dziury)
czekam – mówi – na leki
i twarz klejem smaruje
(błyszczące policzki w zbroi
siostra w fotelu ja stoję)
czekam – mówi – na leki
i twarz klejem smaruje
(dla mnie krew brak leków gwiazd i kleju
puls słyszę czerwony tylko pamiętam)
.
wyliczanka
ene due maska tabsy histo pato ósma sala
kłucie wkłucie tłuszcze nerwy i wę-zeł-ki pleść
.
Gdynia, bulwary
rozcięcie jest płaskie a woda szeroko
wylewa się przez gardło zostawiając pianę
na kłach ziarnach wąsach
suche łuski na ciemieniu
podlano solą różowe galaretki z meduz
podano sobie dłonie i zdechłe piłki
gumki browary ogień
włosy spętane w kołtuny
układa dekoracje w usypanej sypialni
przy brzegu dziury po stopach
kwarcowe obtarcia i wysięk
.
Szpitalne łóżko Jane Doe
John, pogładzisz mi plecy?
Prześcieradło jest ciepłe
od tłustej skóry Jane.
Wymasuj mnie, John.
On wyciska krosty,
zlizuje blizny.
Zagryź mój brzuch.
John nie chce być tatą, ale
John nie chce gryźć brzucha.
Poduszka jest chłodna.
Podaj mi poduszkę,
zasypiam.
.
czarna żółć
z wrzącym ciałem bulgocze
bul-bul ścisk gwar
kłują w najmiększe
sączą się płyny rubicyny
jak zdrapać powłokę
jak plastik rozczerwić
najgęściej stul usta
przystanek to czy przystań
refren się zgrał do czysta
.
czyje jesteś no czyje
odzyskać styki złącza receptory
wybory wybory wybory
połowa moja połowa świata
bądźżeż swoje niepodległe
dźgnij paluchem w pulchne udo
czy moje jest mięsko czy mięsko mnie ma
przy należy przy spawać przy szyć
ugniataj piersi jak ciasto
lep jak kulki mielonego
hej jestem nie więcej niż piach
a jednak włos mi z głowy nie spadł
(lecz spadł)
.
łysy narcyz
czy obudziłeś się włosami na poduszce
czy rozsypałeś się pod prysznicem co cię teraz
chroni przed zimnem czy zaciskasz zęby na twardo
kogo widzisz
w zarzyganej tafli
.
fikus płaczący
lubi gdy kluczy nie zgubi
nie lubi kiedy kota zgubi
najbardziej się cieszy kiedy przychodzisz
pod jej nieobecność zamykasz drzwi
otwierasz balkon wpuszczasz powietrze
podlewasz to co suche mokre nadgarstki
ściągnięty zegarek na biurku pod jej nieobecność
dotykasz strącasz suchy liść ścierasz kurz
strzepujesz nowowiejski pył brzęki i miauknięcia
zgrzyty i przekręty opóźniony pociąg lot
najbardziej chciałaby żeby klamka była ciepła
.
ketonal dożylnie
zwyklejesz mi
.
wyrastanie
nie ma mąki
biel i chrząstki
zdążyły się zagoić spieczone opuszki
zdążyły się rozjaśnić ślady piekarnika
zaczyn cierpki i kwaśny zaczyn jest cierpliwy
czy pamiętasz zakwasza całość odrobina
zawrócili nad rzekę wychudli pacjenci
zawróciły do lasu zeschnięte pacjentki
rośnie jasnotraw kolce cierń w zrogowaciałych
czy pamiętasz korzeniem wszelkiego zła
nie ma mąki
biel i chrząstki
.
moje wenflony miały skrzydła
zmarła ważka
wyblakła ważka
pękła larwa
ścichła pod butem
ofiarowanie czy wypalanie?
skrzep ostygł w miękkim zgięciu łokcia
.
Gdynia, deptak
nie mam już pod palcami czułości co kazała
kształty twarzy gładzić niby babki z piasku
.
Gdynia, port
zatrzeć świeże oczy ze zbudzenia
wypluć piasek na marcowe dłonie
dotknąć nimi otwartych ust morza
i przełknąć ślinę i przekląć żółć
ręce okazują się nieszczelne
a woda tak żywa że ucieka
śnieżna biel grdyki w kryształy soli
żółć bursztynu w gorzkość żołądków
bezruch wylęga się powoli
tu jest śpiące ujście
tam jest słodki szron
.
taki brzask się
ukryto golizny
słone wykwitło na mieliznach
.
lista życzeń
żeby mogło zawsze tak być że w grudniowe dni
pada czysty śnieg na gęste zaspy i nie trzeba
(chyba że na sanki)
żeby można było w domu mieć otwarte okno
a ciepły wiatr by tak jak wełniany sweter
żeby nad wodą oddychać i koić kłaść rękę
na ramieniu kłaść w przestrzeń wydech
żeby można było śmiać się w głos jak w ogień
jak pękanie cynamonu wpół trzask drewna
tam w górę pnie się świerk
wysoki i srebrny
.
kołysanka
co utuli i ukoi co ból a co noc od win uwolni
doraźnie chmiel mak mleko miód melatonina
ukołyszą dziurawiec i hydroksyzyna
a przymuszą trazodon zolpidemu winian
kto utuli i ukoi kto ból a kto noc od win uniewinni
.
czegośmy się spodziewali
odprysk na szkliwie
hałas w kolanie
złośliwi się ziarnko piasku
chrzęści w ustach bezład
tli się niezgoda
.
w środku jesteśmy ciemni
pod skórą mokro
pod skórą brud
moją woń od woni świata
oddziela miękki twór
czy wiesz jak gęsta krew się czerni?
czy wiesz jak ona w szkle się pieni?
to co pod spodem
tak samo jest lepkie
.
C81
subskrypcja została wznowiona
.
prześcieradłami zasłaniaj szpary w drzwiach
on nie potrafi przechodzić przez ściany
wiąże supełki na każdym kolanie
zamykasz w słoiku stawiasz na blacie
w spadku wyuczysz się dawkowania
uciec i wydrzeć się zdechnąć zbiec z kraju
raj był i były parzyste kolana
supełki kolano palce i stawy
bez pozwolenia na zapominanie
.
wariatki
ze wszystkich nas nie zrobią
nie przejrzą się w wyrwach po językach
oddaj mi oddech a poniosę go w sobie
pokaż na dłoni gdzie skrawek gdzie płatek
rysuje ktoś błędną mapę
krzywą linią w dół
łatwe wyjścia płynne drzwi
zajrzyj pod stół
pokaż na dłoni gdzie tusz gdzie papier
.
a kiedy zedrzesz sobie gardło
dookoła tak głośno że nic już nie mówię nie zabierzesz
brzozy do lasu nie wsadzisz sosny kupionej na parkingu
z powrotem w ziemię żeby korzeniami mogła liczyć mrówki
dookoła tak
ja już nic
.
Gdynia, plaża
czuły jest dzień na plaży
mokre nogawki bezbronne kostki
kiedy tak przechylasz głowę
odkrywam skrawki mięska
groźny jest dzień na plaży
jasne nadgarstki opalone stopy
kiedy tak przechylam głowę
przymorze staje się domem
pieść mnie wieścią o końcu
z wiatrem zniesie się pieśń
to był długi sztorm
wypluj epilog stań obok
stań prosto stań bez butów
sznurowadła w zębach
w palcach zapalniczka
przez morze i płomień
.
zgadywanka
gdzie zimuje rak czerwony?
gdzie się chowa przed szczypcami
czy na plaży czy w piwnicy
czy w kredensie czy za ścianą
czy za sofą czy w pudełku
czy na oknie za zasłoną
czy pod skórą czy pod okiem
czy na płucu czy też w brzuchu
czy to tutaj czy to tam
jak rozkroisz czyj to dom?
.
rozpad nie rozpacz
tyle targań
symptom
tyle targań
szkarłat
prędzej czy później
oplączą cię nitki
wywiną na drugą stronę
a to jest żywe zwierzę
a to jest prosty lot
.
prawo do świętego spokoju
czerpią ze mnie całymi dziobami
jestem pestką granatu grudką torfu
skrzepem krzywiącym się w lustrze
prostym cięciem wzdłuż
płótno na pół tną
jestem strzępem w dziobie
wypluwką ogrzaną w rękach
.
round midnight
gniew podeszwami ludzi z pluszu
o twardych uszach
ludzi z błota na mokrych flekach
jeszcze wyjdziemy na ulice
tańczyć bić się całować
za dużo o pustym mieście
melancholii w miękkich cienkich zawiesinach
nocach w zawiłych gęstych brukach
ale spóźniać się jest w dobrym tonie
nostalgia to lubić szczury i lubić koty
to noc żywych gargulców
ścieżka zasypana chlebem
to gruz w śmietniku
kałuża w zaułku
kruchy balkon chrupkie tynki
resztki światła po kolacji
jeszcze wrócimy na chodniki
tańczyć snuć się potykać
.
papier ścierny
rozdrapywanie strupów i układanie z nich puzzli
żelazny posmak pod paznokciem
.
Popij mną
Wywracam to zdanie, niech się stanie płaskim kamykiem w kieszeni, niech się przeżegna i przemieni w amulet, zbroję albo oddział żołnierzy, którzy są tu dla mnie, dla grabieży, którzy ze strachu nic nie robią lub robią wszystko, którzy skrobią tępym piórem po kartce, po szkle, a odłamki trafiają do ust, i wyplute wieszam na firanki, żeby światło rozpraszały na kolorowo, a mnie codziennie wywracały do zewnątrz, na nowo.