Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gambit hetmański - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 listopada 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
59,99

Gambit hetmański - ebook

Wiek XVII. Rzeczpospolita jest potęgą otoczoną wrogami. Coraz słabsza, wykrwawiona, z pustym skarbcem, ale wciąż dumna i groźna. Na polach bitew nadal rządzi husaria, którą wiodą w bój genialni zwykle hetmani…

Na tronie zasiada Michał Korybut Wiśniowiecki, pozbawiony niestety charyzmy ojca, wielkiego Jaremy. Jego korony pragną dla siebie Francuzi, Austriacy i Rosjanie, ale i kilku polskich magnatów. Toczy się zabójcza gra o władzę i pieniądze, a ze wschodu nadciąga potężna armia turecka…

Jak zwykle bywa, historię tworzą ci, którzy chcieli w jej cieniu wieść proste życie. Poznajcie Bogusława Tynera, bodaj ostatniego uczciwego szlachcica, któremu przyszło walczyć o swoje życie i Polskę, bo chroniąc jedno, broni drugiego. Będzie rozgrywany przez równie piękne, co bezwzględne francuskie agentki, króla, hetmanów i kardynałów. Co ocali dla siebie i na jaką Polskę spojrzy z ostatniej strony tej historii?

Wznowienie powieści wydanej w 2016 roku. Wszystkie trzy tomy tym razem w jednej książce!

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788366955592
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Obietnice

Paryż, październik A.D. 1671

Praw­dzi­wa wła­dza kry­je się w cie­niu. Wy­brzmie­wa szep­tem kno­wań i po­chlebstw, dźwi­ęczy zło­tem, za­bi­ja tru­ci­zną i zdra­dą. Ten, kto osi­ągnął mi­strzo­stwo w sztu­ce in­try­gi, może za po­mo­cą nie­wi­dzial­nych sznur­ków ste­ro­wać lo­sa­mi in­nych, cho­ćby byli od­da­le­ni o ty­si­ące mil.

Mar­ki­za d’Arqu­ien mia­ła ca­łko­wi­tą pew­no­ść, że mężczy­zna, któ­re­go od­wie­dza po zmro­ku, trzy­ma w swych zręcz­nych dło­niach mnó­stwo ta­kich nie­wi­dzial­nych nici. W tym kil­ka łączących się bez­po­śred­nio z nią.

Kar­dy­nał Pier­re de Bon­zi sie­dział zgar­bio­ny za biur­kiem, dzie­rżąc w dło­ni gęsie pió­ro i skro­bi­ąc nim po kar­cie pa­pie­ru. Za ple­ca­mi jego emi­nen­cji wi­siał na ścia­nie ol­brzy­mi por­tret Lu­dwi­ka XIV. Król Fran­cji, w pe­ru­ce i zbroi, uno­sił szpa­dę, kie­ru­jąc ostrze w stro­nę ja­kie­goś ob­lężo­ne­go mia­sta.

Mar­ki­za wy­krzy­wi­ła war­gi na wspo­mnie­nie upo­ko­rzeń, któ­rych do­zna­ła od tego ogar­ni­ęte­go me­ga­lo­ma­nią bu­fo­na. Po raz set­ny przy­si­ęgła so­bie, że któ­re­goś dnia Lu­dwik za­pła­ci jej za afron­ty.

Kar­dy­nał nie oka­zał zdzi­wie­nia pó­źną porą wi­zy­ty. Z mar­ki­zą zna­li się jesz­cze z cza­sów, gdy Bon­zi pe­łnił słu­żbę am­ba­sa­do­ra Lu­dwi­ka XIV w Rze­czy­po­spo­li­tej i wspól­nie czy­ni­li sta­ra­nia, aby wy­nie­ść na tron Pol­ski fran­cu­skie­go pre­ten­den­ta ksi­ęcia de Con­dé. Nie­ste­ty szlach­ta zni­we­czy­ła te pla­ny, gło­su­jąc na syna knia­zia Ja­re­my – Mi­cha­ła Ko­ry­bu­ta Wi­śnio­wiec­kie­go. Mit ob­ro­ńcy Zba­ra­ża miał, jak się oka­za­ło, wi­ęk­szą war­to­ść w oczach pa­nów bra­ci niż zło­to i wszel­kie obiet­ni­ce pły­nące znad Se­kwa­ny.

Mar­ki­za mi­nęła bu­zu­jący ogniem ko­mi­nek i stąpa­jąc po mi­ęk­kim dy­wa­nie, ru­szy­ła w stro­nę oświe­tlo­ne­go przez świe­ce biur­ka. Kar­dy­nał wy­sze­dł jej na­prze­ciw. Był szczu­płym, wci­ąż atrak­cyj­nym mężczy­zną. Miał po­ci­ągłą twarz o wy­sta­jących ko­ściach po­licz­ko­wych i ciem­ne wło­sy, w któ­rych po­ły­ski­wa­ły iskier­ki si­wi­zny.

Gdy się uśmiech­nął, w jego oczach po­ja­wił się dra­pie­żny błysk.

– Wi­taj, dro­ga przy­ja­ció­łko. Cie­szę się, że zna­la­złaś dla mnie czas przed wy­jaz­dem.

– Nie mo­gło być ina­czej, emi­nen­cjo. – Po­de­szła bli­żej.

W chwi­li, gdy po­win­na była po­chy­lić gło­wę i uca­ło­wać kar­dy­nal­ski pie­rścień, wpa­dła w ra­mio­na odzia­ne­go w szka­rłat mężczy­zny. Od­chy­li­ła gło­wę w tył, a on zła­pał ją za pod­bró­dek i po­ca­ło­wał za­chłan­nie w usta. W pierw­szym od­ru­chu za­mie­rza­ła ode­pchnąć go i zru­gać. A jed­nak nie zro­bi­ła nic, by go po­wstrzy­mać.

Kar­dy­nał miał coś, na czym bar­dzo jej za­le­ża­ło. Ku­fer ze zło­tem, bez któ­re­go nie za­mie­rza­ła opusz­czać Pa­ry­ża.

Pier­re de Bon­zi wy­dał z sie­bie ni­ski po­mruk. Ob­ró­cił ją ple­ca­mi do biur­ka, chwy­cił w ta­lii i bez wy­si­łku po­sa­dził na bla­cie. Wy­gi­ęła się i opa­rła ci­ężar cia­ła na zgi­ętych łok­ciach, gdy emi­nen­cja za­da­rł wy­so­ko jej błękit­ną suk­nię. Za­ci­snęła zęby i za­mknęła oczy. Kar­dy­nał pod­ci­ągnął su­tan­nę i nie spusz­cza­jąc z mar­ki­zy ogni­ste­go spoj­rze­nia, wsu­nął się mi­ędzy jej uda z po­mru­kiem chci­wej żądzy.

Szyb­ko wstrząsnął nim spazm. Chrząk­nął gar­dło­wo i po­ru­szył bio­dra­mi w ostat­nim kon­wul­syj­nym pchni­ęciu. Wes­tchnęła, za­sta­na­wia­jąc się, ile dni dzie­li ją od mie­si­ęcz­ne­go krwa­wie­nia.

Szyb­ko jed­nak od­go­ni­ła od sie­bie te my­śli. To była jej ostat­nia noc w Pa­ry­żu i zo­sta­ło jesz­cze wie­le rze­czy do omó­wie­nia, nim opu­ści oj­czy­znę i po­wró­ci do męża.

W ga­bi­ne­cie za­pach­nia­ło ty­to­niem i kawą, ze­sta­wem eg­zo­tycz­nych, pie­kiel­nie kosz­tow­nych no­wi­nek, na któ­re w Pa­ry­żu za­pa­no­wa­ła moda, od­kąd Lu­dwik XIV po­sta­no­wił do­rów­nać in­nym eu­ro­pej­skim po­tęgom i zdo­być dla Fran­cji ko­lo­nie. W kra­ju nad Se­kwa­ną po­ja­wi­ły się ty­toń i trzci­na cu­kro­wa z Ame­ry­ki, czar­ni nie­wol­ni­cy z Se­ne­ga­lu, kawa i dro­go­cen­ne przy­pra­wy ze Wscho­du. Nowe wspa­nia­łe klej­no­ty w ko­ro­nie Kró­la Sło­ńce, wzmac­nia­jące jego po­tęgę, któ­rej i tak ża­den inny mo­nar­cha w Eu­ro­pie nie mógł sa­mo­dziel­nie spro­stać.

„I wiel­kie pie­ni­ądze, bez któ­rych nic nie jest mo­żli­we”, po­my­śla­ła mar­ki­za z za­wi­ścią. Choć sta­ran­nie to skry­wa­ła, czu­ła się jak że­bracz­ka, mu­sząc pro­sić kró­la Fran­cji o ko­lej­ne sub­sy­dia. Wal­ka o tron po­chła­nia­ła kro­cie, a ma­jąt­ki jej ro­dzi­ny pu­sto­szo­ne rok w rok przez woj­nę przy­no­si­ły za­le­d­wie cząst­kę daw­ne­go do­cho­du. Naj­gor­sza była świa­do­mo­ść, że dla Lu­dwi­ka są to nie­mal drob­nia­ki, dla niej zaś i jej męża – cała na­dzie­ja na prze­trwa­nie ci­ężkich cza­sów w Pol­sce.

Na szczęście tu, w Pa­ry­żu, mo­gła li­czyć na pro­tek­cję kar­dy­na­ła de Bon­zie­go w sta­ra­niach o po­zy­ska­nie fun­du­szy z kró­lew­skie­go skar­bu.

– Wino, ka­kao czy kawa? – Głos emi­nen­cji ode­rwał ją od roz­my­ślań.

– Po­pro­szę kawę – od­pa­rła.

Usia­dła na krze­śle i spoj­rza­ła na kar­dy­na­ła sto­jące­go przy sto­li­ku z na­po­ja­mi. Bon­zi sko­ńczył na­pe­łniać fi­li­żan­ki, od­sta­wił im­bry­czek i uśmie­cha­jąc się, wręczył jej na­par.

Mar­ki­za po­sła­ła mu wy­mu­szo­ny uśmiech. Ostro­żnie wzi­ęła łyk – kawa była go­rąca.

Emi­nen­cja umo­ścił się bli­sko niej.

– Za na­sze przy­szłe po­wo­dze­nie – wznió­sł to­ast swo­ją fi­li­żan­ką.

– I spe­łnie­nie naj­skryt­szych pla­nów – do­da­ła ona.

– Tak… – Ob­li­cze kar­dy­na­ła przy­bra­ło czuj­ny, prze­bie­gły wy­raz. Spoj­rze­li so­bie w oczy. – Czy je­steś pew­na, że twój mąż zde­cy­du­je się na bunt?

– Na bunt nie, lecz je­śli na­zwie­my to dzia­ła­niem w obro­nie praw i wol­no­ści jego uko­cha­nej Rze­czy­po­spo­li­tej, ow­szem. Za­dbam o to – za­pew­ni­ła z pe­łnym prze­ko­na­niem.

De Bon­zi za­ci­snął usta w wąską li­nię.

– Tym ra­zem nie mo­że­my po­nie­ść po­ra­żki. Fran­cja sta­je w ob­li­czu woj­ny z ko­ali­cją Au­strii, Ho­lan­dii, Prus i Hisz­pa­nii. Lu­dwik bar­dzo li­czy na het­ma­na. Je­śli oba­li­cie Ko­ry­bu­ta i jego au­striac­ką kró­lo­wą, ksi­ążę de Lon­gu­evil­le przy­pły­nie do Gda­ńska z flo­tą i żo­łnie­rza­mi.

– A to od­ci­ągnie Au­stria­ków od na­szych gra­nic. Jest pew­ne, że ce­sarz ze­chce ra­to­wać sio­strę i szwa­gra na pol­skim tro­nie – do­da­ła cy­nicz­nie mar­ki­za. Mó­wi­ąc „na­szych gra­nic”, czy­ni­ła to szcze­rze. Wci­ąż uwa­ża­ła się za Fran­cuz­kę i nie przy­pusz­cza­ła, aby kie­dy­kol­wiek ule­gło to zmia­nie. Nie w głębi jej ser­ca.

– Naj­wa­żniej­szy jest pry­mas Pra­żmow­ski – oznaj­mił de ­Bon­zi. – Za­pew­nij go, że po­zo­sta­je w pa­mi­ęci i ła­skach Lu­dwi­ka. Na do­wód tego wkrót­ce otrzy­ma dzie­si­ęć ty­si­ęcy fun­tów w zło­cie.

– Czy to wy­star­czy? – wy­ra­zi­ła wąt­pli­wo­ść mar­ki­za. – Ow­szem, wy­da­je się, że pry­mas szcze­rze nie zno­si Ko­ry­bu­ta, lecz wy­ni­ka to tyl­ko z ura­żo­nej am­bi­cji. Pra­żmow­ski jest wro­giem Wi­śnio­wiec­kie­go, gdyż ten słu­cha we wszyst­kim mat­ki, żony Habs­bu­rżan­ki i Pa­ców.

– Pry­mas od lat wy­ka­zu­je lo­jal­no­ść wo­bec Fran­cji – rze­kł de Bon­zi.

– Ale pod­czas elek­cji po­pa­rł ca­re­wi­cza Fio­do­ra – przy­po­mnia­ła cierp­ko. – Po­noć wzi­ął za to ol­brzy­mie kwo­ty w ru­blach i so­bo­lach. Nie ma wąt­pli­wo­ści, nasz pry­mas słu­ży tyl­ko wła­snej am­bi­cji i temu, kto naj­le­piej go opła­ca.

– Jak my wszy­scy, mar­ki­zo. Dla­te­go na­sza ofer­ta jest naj­lep­sza. – Kar­dy­nał uśmiech­nął się lek­ko. – Król Lu­dwik ­za­pro­po­nu­je pry­ma­so­wi coś, cze­go nikt inny na świe­cie nie może mu dać.

Wstrzy­ma­ła od­dech, ob­ser­wu­jąc za­gad­ko­wy uśmie­szek na jego ustach. Da­jąc so­bie czas na za­sta­no­wie­nie się, od­sta­wi­ła pu­stą fi­li­żan­kę na sza­fecz­kę miesz­czącą się za pa­li­kiem bal­da­chi­mu. Na­gle ją olśni­ło. Ro­bi­ąc wiel­kie oczy, spoj­rza­ła na kar­dy­na­ła.

– Chce­cie zro­bić go pa­pie­żem!? – za­wo­ła­ła pod­eks­cy­to­wa­na.

– Je­stem pod wra­że­niem twej prze­ni­kli­wo­ści, mar­ki­zo – od­pa­rł de Bon­zi. – Za­pro­po­no­wa­łem taki plan i król wy­ra­ził zgo­dę. Otrzy­mam też nie­ma­łe fun­du­sze, aby zdo­być sto­sow­ne po­par­cie w ko­le­gium kar­dy­na­łów.

Mar­ki­za ochło­nęła już po pierw­szym szo­ku.

– To się nie uda. – Po­trząsnęła gło­wą, wzbu­rza­jąc falę ciem­nych lo­ków opa­da­jących na szczu­płe ja­sne ra­mio­na. – Od cza­sów Bor­giów nie wy­bra­no na tron pa­pie­ski ni­ko­go spo­za Ita­lii!

– Z jed­nym bar­dzo krót­ko trwa­jącym wy­jąt­kiem – przy­znał kar­dy­nał. – Jest to jed­nak bar­dziej za­le­ta niż prze­szko­da, je­śli za­pro­po­nu­je się ku­rii rzym­skiej od­po­wied­nie­go kan­dy­da­ta.

– Lu­dzie ku­pią tyl­ko to, cze­go pra­gną – za­uwa­ży­ła trze­źwo.

– A cze­go pra­gną kar­dy­na­ło­wie?

Mar­ki­za iro­nicz­nie unio­sła brwi.

– Bo­gactw i mło­dych chłop­ców?

De Bon­zi uśmiech­nął się, do­ce­nia­jąc drwi­nę.

– Oczy­wi­ście, pie­ni­ądze po­zwa­la­ją za­spo­ka­jać pra­gnie­nia – po­wie­dział, mar­ki­za zaś od­nio­sła wra­że­nie, że mówi o sa­mym so­bie. – Mam jed­nak na my­śli ideę, któ­ra uwie­dzie ko­le­gium kar­dy­nal­skie. Coś, cze­go bra­ku­je w Rzy­mie roz­ry­wa­nym przez kon­flik­ty w ku­rii. Nada nowy sens mi­sji sług Ko­ścio­ła.

– Co może dać kar­dy­na­łom wy­bór Po­la­ka?

– Szan­se na po­wrót do cza­sów świet­no­ści. Ko­ściół po­trze­bu­je pa­pie­ża spo­za Ita­lii, ko­goś ode­rwa­ne­go od jej ma­łych kon­flik­tów i in­tryg. Czło­wie­ka, któ­ry zor­ga­ni­zu­je ligę pa­ństw ka­to­lic­kich skie­ro­wa­ną prze­ciw im­pe­rium tu­rec­kie­mu. Wzmoc­ni tra­cące na zna­cze­niu i bo­gac­twie pa­pie­stwo.

– I Pra­żmow­ski ma tego do­ko­nać? – za­py­ta­ła z po­wąt­pie­wa­niem.

– Nie sam, oczy­wi­ście. – Jego emi­nen­cja uśmiech­nął się nie­skrom­nie.

– Skąd przy­pusz­cze­nie, że kar­dy­na­ło­wie po­prą taki ­za­miar?

– Py­ta­nie brzmi: co ich cze­ka, je­śli tego nie uczy­nią? Poza wpły­wem Ko­ścio­ła po­zo­sta­je wiel­ka część pro­te­stanc­kich Nie­miec, Skan­dy­na­wia, An­glia i Ho­lan­dia z ich ko­lo­nia­mi. Rzym nie otrzy­mu­je z tych kra­jów dzie­si­ęci­ny. Samo pa­ństwo pa­pie­skie oto­czo­ne jest przez ital­skie po­sia­dło­ści Hisz­pa­nii i Au­strii. Ka­to­lic­cy mo­nar­cho­wie za­czy­na­ją wy­ci­ągać ręce po bi­skup­stwa, do­ma­gać się od du­chow­nych, by w pierw­szej ko­lej­no­ści byli wier­ni pa­ństwu i kró­lo­wi, a nie Ojcu Świ­ęte­mu. Pa­pież Po­lak to wi­zja, któ­ra po­zwo­li Ko­ścio­ło­wi od­zy­skać daw­ną po­zy­cję za­chwia­ną przez re­for­ma­cję i po­tęgi chrze­ści­ja­ńskich ­kró­lów.

„W tym ta­kże tego bu­fo­na Lu­dwi­ka, któ­re­go w głębi ser­ca obo­je nie cier­pi­my”. Tę myśl mar­ki­za za­cho­wa­ła jed­nak dla sie­bie. ­Pew­nych spraw le­piej nie po­ru­szać, na­wet gdy jest się na­gim w al­ko­wie.

Mu­sia­ła przy­znać, że plan był śmia­ły i po­ci­ąga­jący. Go­dzien nie­prze­ci­ęt­nej in­te­li­gen­cji kar­dy­na­ła de Bon­zie­go. Choć prze­bieg jego re­ali­za­cji – po­dob­nie jak jego twór­ca – pie­kiel­nie nie­prze­wi­dy­wal­ny.

Człowiek z blizną

Ku­fer był tak ci­ężki, że mu­sia­ło dźwi­gać go czte­rech sil­nych mężczyzn. W pew­nej chwi­li je­den z nich idący na prze­dzie za­cze­pił czub­kiem buta o nie­rów­no­ść bru­ku i na mo­ment wiel­ka skrzy­nia prze­chy­li­ła się nie­bez­piecz­nie na bok. Sama myśl, że mo­gła­by trza­snąć o zie­mię i otwo­rzyć się, ujaw­nia­jąc se­kret­ną za­war­to­ść, wy­wo­ła­ła kpi­ący uśmie­szek u Char­lot­ty Me­si­re.

Od­su­nęła się od okna i wkro­czy­ła do kan­ce­la­rii, gdzie po­wi­tał ją se­kre­tarz kar­dy­na­ła. W bia­łych po­ńczo­chach, szu­sto­ko­rze i po­fry­zo­wa­nej pe­ru­ce przy­po­mi­nał Char­lot­cie ele­ganc­ko wy­strzy­żo­ne­go pu­dla.

– Jego emi­nen­cja jest za­jęty mo­dli­twą – oznaj­mił wy­nio­śle. – Wy­ra­źnie za­zna­czył, że nie na­le­ży mu te­raz prze­szka­dzać.

Char­lot­ta spoj­rza­ła na se­kre­ta­rza, mru­żąc oczy.

Wie­lu rze­czy mo­żna było się spo­dzie­wać po kar­dy­na­le Tu­lo­nu, lecz nie tego, że od­da­je się po­ran­nej po­ku­cie za­raz po nocy spędzo­nej z mężat­ką.

– Za­tem po­cze­kam.

Usia­dła na wy­god­nym, wy­ście­ła­nym ak­sa­mi­tem krze­śle usta­wio­nym pod ścia­ną.

Se­kre­tarz zmarsz­czył brwi, ale nie ośmie­lił się za­opo­no­wać. Z nie­za­do­wo­lo­ną miną wró­cił za biur­ko. Wy­ci­ągnął gęsie pió­ro z ka­ła­ma­rza, strząsnął nad­miar atra­men­tu i za­czął pi­sać coś na kar­cie pa­pie­ru.

Zdo­łał na­kre­ślić dwa, trzy zda­nia, gdy drzwi otwo­rzy­ły się gwa­łtow­nie i wpa­dł przez nie ja­kiś dwo­rak. Wy­ma­chu­jąc na­ręczem opa­trzo­nych pie­częcia­mi do­ku­men­tów, za­czął pe­ro­ro­wać pod­nie­sio­nym gło­sem, nie zwra­ca­jąc uwa­gi na obec­ną w po­miesz­cze­niu damę. Pa­dły ta­kie sło­wa, jak „po­wa­żne kon­se­kwen­cje”, „za­nie­dba­nie”, „skan­dal” i „ła­pów­ka”. Przy ka­żdym z tych okre­śleń se­kre­tarz krzy­wił się, jak­by ob­ry­wał pi­ęścią w brzuch.

W ko­ńcu uda­ło mu się prze­rwać oska­rży­ciel­ską ty­ra­dę. Po­de­rwał się zza biur­ka i obie­cu­jąc na­tych­miast wy­ja­śnić za­rzu­ty, wy­pro­wa­dził z se­kre­ta­ria­tu roz­wście­czo­ne­go mężczy­znę.

Char­lot­ta pod­nio­sła się z krze­sła, gdy tyl­ko drzwi za­mknęły się za nimi z ci­chym szczękiem. Po­de­szła do prze­szklo­ne­go wy­jścia na ta­ras. Wy­star­czy­ło prze­kręcić za­suw­kę, aby otwo­rzyć po­dwo­je i do­stać się na sze­ro­ki bal­kon o wy­so­kiej ka­mien­nej ba­lu­stra­dzie. Za­drża­ła, gdy owia­ło ją chłod­ne po­wie­trze.

W dole, na alej­kach mi­ędzy wil­got­ny­mi ży­wo­pło­ta­mi zbie­ra­ła się mgła na­pły­wa­jąca od Se­kwa­ny. Char­lot­ta nie do­strze­gła żad­nych stra­żni­ków, wszy­scy byli za­jęci na dzie­dzi­ńcu przy pa­ko­wa­niu na wozy dro­go­cen­nych skrzyń.

Ta­ras miał kszta­łt li­te­ry L, któ­rej krót­sza część nik­nęła za na­ro­żni­kiem gma­chu. Skie­ro­wa­ła się tam, mi­ja­jąc ga­bi­net kar­dy­na­ła, i skręci­ła za róg, gdzie znaj­do­wa­ły się ol­brzy­mie okna al­ko­wy. Kom­pleks po­miesz­czeń zaj­mo­wa­ny przez kar­dy­na­ła skła­dał się z sy­pial­ni, ła­zien­ki, gar­de­ro­by i sa­lo­ni­ku. Wła­śnie w tym ostat­nim po­ko­ju emi­nen­cja pro­wa­dził roz­mo­wę ze swym go­ściem.

Nie­ste­ty fi­ra­ny były szczel­nie za­sło­ni­ęte. Przez szpa­rę w uchy­lo­nym oknie sączy­ły się ci­che gło­sy, za­głu­sza­ne przez hu­la­jący po ta­ra­sie wiatr. Char­lot­ta mu­sia­ła mak­sy­mal­nie wy­tężyć słuch, aby wy­chwy­cić po­szcze­gól­ne sło­wa.

– Emi­nen­cja ufa jej?

– Dla­cze­go mia­łbym nie ufać? Do­tych­czas do­brze nam słu­ży­ła.

– Mój pan od­no­si wra­że­nie, że mar­ki­za So­bie­ska my­śli wi­ęcej o po­zy­cji swe­go męża niż o po­wo­dze­niu na­szej spra­wy.

– Cóż… taki to urok ma­łże­ństwa – rze­kł de Bon­zi. – Zresz­tą za­bez­pie­czy­łem się przed…

Dal­sze sło­wa sku­tecz­nie przy­tłu­mił świst wia­tru.

– Czy ksi­ążę de Lon­gu­evil­le go­tów jest przy­jąć na sie­bie ci­ężar ko­ro­ny? – To był już głos roz­mów­cy kar­dy­na­ła.

– O ile zo­sta­nie we­zwa­ny przez swych no­wych pod­da­nych – za­zna­czył kar­dy­nał z re­zer­wą. – Król Lu­dwik ma żywo w pa­mi­ęci po­przed­nie nie­po­wo­dze­nie w Pol­sce z elek­cją ksi­ęcia de Con­dé.

– De­cy­zja szlach­ty była zu­pe­łnie nie do prze­wi­dze­nia, emi­nen­cjo.

– Wiem to. Tym ra­zem nie mo­że­my…

Skrzy­pie­nie za­trza­śni­ętej przez wiatr okien­ni­cy za­głu­szy­ło głos kar­dy­na­ła.

Char­lot­ta za­klęła w du­chu i od­ru­cho­wo przy­kuc­nęła przy mu­rze dzie­lącym dwa okna sa­lo­ni­ku.

– … po­trze­ba nam pew­no­ści, że zmia­na na tro­nie od­będzie się bez ko­lej­nej woj­ny do­mo­wej, któ­rej wy­nik za­wsze jest nie­pew­ny.

– Taką gwa­ran­cję da tyl­ko śmie­rć Mi­cha­ła Ko­ry­bu­ta, emi­nen­cjo.

– Za­tem Bóg wy­ba­czy nam, je­śli usu­wa­jąc jed­ne­go czło­wie­ka, unik­nie­my wi­ęk­szych ofiar i kosz­tów. Pro­po­nu­ję wy­brać dys­kret­ny spo­sób. Na­zy­wa­ją to „wdo­wia łza”…

Roz­chwie­ru­ta­ne okno znów trza­snęło.

– Bądź tak do­bry i za­mknij okien­ni­ce – po­pro­sił de Bon­zi z iry­ta­cją w ­gło­sie.

Char­lot­ta przy­wa­rła do muru. Za­sło­na od­chy­li­ła się i za szy­bą uka­za­ła się ręka. Spód dło­ni mężczy­zny prze­ci­na­ła wąska podłu­żna bli­zna. Praw­do­po­dob­nie pa­mi­ąt­ka po ga­ro­cie.

Okien­ni­ca za­mknęła się ci­cho i za­sło­na wró­ci­ła na swo­je miej­sce. Char­lot­ta od­cze­ka­ła chwil­kę, po czym wy­co­fa­ła się sku­lo­na za na­ro­żnik ta­ra­su. Tam wy­pro­sto­wa­ła się i szyb­kim kro­kiem do­ta­rła pod prze­szklo­ne drzwi kan­ce­la­rii.

Ode­tchnęła z ulgą na wi­dok pu­ste­go miej­sca za biur­kiem, wsu­nęła się do cie­płe­go wnętrza i prze­kręci­ła za­suw­kę. Nim zdąży­ła do­pa­ść krze­sła, wró­cił se­kre­tarz. Za­ma­rł w pro­gu i zmie­rzył Char­lot­tę nie­uf­nym spoj­rze­niem. Po­sła­ła mu nie­win­ny uśmiech. W tym sa­mym mo­men­cie roz­wa­rły się po­dwo­je pro­wa­dzące do sa­mot­ni kar­dy­na­ła.

Emi­nen­cja zmie­rzył ją wzro­kiem.

– Do­brze, że je­steś – rze­kł krót­ko i za­pro­sił ski­nie­niem dło­ni do sie­bie.

Prze­szli od razu do sa­lo­ni­ku. Po roz­mów­cy kar­dy­na­ła nie było już śla­du. Uzna­ła, że wy­mknął się tyl­nym wy­jściem. Jej sa­mej w prze­szło­ści zda­rza­ło się ko­rzy­stać z tego roz­wi­ąza­nia.

Emi­nen­cja spo­czął w fo­te­lu. Ła­ska­wym ge­stem wska­zał jej krze­sło.

Wci­ąż było cie­płe od cia­ła tam­te­go czło­wie­ka.

– Chcę mieć pew­no­ść, że uży­te środ­ki nie zo­sta­ną zmar­no­tra­wio­ne przez na­szych przy­ja­ciół – oznaj­mił kar­dy­nał. – Będziesz mnie in­for­mo­wać li­stow­nie o po­stępach w na­szej spra­wie.

– Jak emi­nen­cja roz­ka­że – zgo­dzi­ła się bez wa­ha­nia. – Oba­wiam się jed­nak, że ich oso­bi­ste am­bi­cje są znacz­nie sil­niej­sze niż lo­jal­no­ść wo­bec Fran­cji.

Przez mo­ment zda­wa­ło się, że kar­dy­nał de Bon­zi się uśmiech­nie.

– Taka jest na­tu­ra po­li­ty­ki, moja dro­ga. Rzu­ca­my ga­rścia­mi zło­to z na­dzie­ją, że lu­dzie, któ­rzy je przyj­mą, będą po­żądać go wi­ęcej i wi­ęcej. Chci­wo­ść to ce­cha, na któ­rą za­wsze mo­żna li­czyć.

– Pro­blem w tym, że za­wsze znaj­dzie się ktoś, kto za­pła­ci wi­ęcej – za­uwa­ży­ła Char­lot­ta.

– W ta­kiej sy­tu­acji naj­le­piej od razu po­dej­mo­wać zde­cy­do­wa­ne dzia­ła­nia. – W gło­sie emi­nen­cji za­dźwi­ęcza­ła stal. – Za­dbasz, aby nasi przy­ja­cie­le po­zo­sta­li lo­jal­ni. Gdy­by jed­nak roz­sądek prze­grał u nich z chci­wo­ścią… Cóż… wiesz, co masz ro­bić.

Char­lot­ta zmu­si­ła się do nie­wy­ra­źne­go uśmie­chu.

– Wiem, emi­nen­cjo.

– Do­sko­na­le, ni­g­dy w cie­bie nie wąt­pi­łem, moje ­dziec­ko.

Kar­dy­nał dźwi­gnął się z fo­te­la i po­dał jej dłoń. Char­lot­ta po­pa­trzy­ła mu w oczy i uklękła. Mu­snęła war­ga­mi pie­rścień z ol­brzy­mim ru­bi­nem.

Był kimś wi­ęcej niż oj­cem, któ­re­go nie­mal nie pa­mi­ęta­ła.

Uwa­żał się za jej Stwór­cę.

Char­lot­ta uśmiech­nęła się w du­chu na to za­du­fa­nie. Gdy­by emi­nen­cja po­świ­ęcał wi­ęcej cza­su na czy­ta­nie Bi­blii, od­kry­łby, że wszel­kie stwo­rze­nie nosi w so­bie ukry­tą ska­zę nie­po­słu­sze­ństwa.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: