Gangsterska gra - ebook
Gangsterska gra - ebook
Maksymilian ma niebawem objąć funkcję bossa w swojej familii, która od lat zajmuje się nielegalnymi interesami. Biznes idzie świetnie, jego rodzinie prawie nic nie zagraża. W dodatku niebawem ma poślubić przepiękną Jasmine, a małżeństwo zapewni mu jeszcze większą władzę. Pewnego dnia na jego drodze staje Erika - słynąca z ciętego języka pisarka erotyków i barmanka w klubie należącym do Maksa. Swoimi niewybrednymi ripostami przyciąga uwagę szefa, który czuje się zaintrygowany kobietą z pazurem, tak inną od jego narzeczonej. Mężczyzna obiecuje sobie, że przed ślubem przynajmniej raz prześpi się z Eriką, żeby wypędzić ją ze swoich myśli. Problem w tym, że nie wszystko idzie zgodnie z jego planem...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-66754-56-0 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Maksymilian
Zacząłem stukać palcami o blat, patrząc na to, jak moja narzeczona Jasmine przygotowuje się do kolacji, którą tego wieczoru wydawał mój ojciec. Nie byłoby to nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że podczas imprezy zamierzano oficjalnie oświadczyć, że to ja – Maksymilian Giacana – zostanę w przyszłości szefem lokalnej mafii.
Już od jakiegoś czasu odciążałem swojego ojca w wielu obowiązkach – nadzorowałem większość prowadzonych przez familię firm, w tym klub Agrypina, moje oczko w głowie. Nie wiedziałem w sumie dlaczego, ale uwielbiałem to miejsce. Może ze względu na to, że jak na lokal tego rodzaju było zaciszne, przychodziło tam wielu VIP-ów, a na dodatek serwowano w nim drogie alkohole?
– Jesteś już gotowa? – spytałem, obserwując, jak Jasmine, siedząc przy toaletce, nakłada na twarz jakieś mazidło.
– Daj mi jeszcze chwilę – poprosiła.
Westchnąłem. Nie czułem do narzeczonej żadnego głębszego uczucia. Ot, kiedyś się przyjaźniliśmy, gdyż nasi ojcowie robili wspólne interesy. Problem polegał jednak na tym, że od dawna nie byłem w stanie się z nią dogadać – bo z dziewczyny będącej moją kompanką w wielu zabawach stała się pustą lalunią, dla której najbardziej liczyło się wydawanie pieniędzy, szczególnie na zakupach. Nie potrafiłem nawet zliczyć, ile par szpilek ma moja narzeczona, a przecież ona nawet nie lubiła chodzić na obcasach i robiła to tylko wtedy, gdy musiała pójść na jakieś bardziej oficjalne przyjęcie.
Spojrzałem na zegarek i dałem jej jeszcze dziesięć minut. Na szczęście tym razem nie musiałem jej już pośpieszać. Jasmine podeszła do mnie i cmoknęła w policzek, zostawiając na nim lepki ślad czerwonej szminki. Skrzywiłem się, wytarłem resztki kosmetyku z twarzy, po czym wstałem z sofy i sięgnąłem po swoją marynarkę.
– Przystojny jesteś – wyszeptała mi wprost do ucha, a następnie zaczęła wpatrywać się w moje niebieskie oczy.
Nie wiem, czy liczyła na jakiś komplement w zamian za miłe słowa wypowiedziane pod moim adresem. Wydawało mi się, że ona i tak doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jest piękna: wysoka, długonoga blondynka z obfitym biustem i cudownym tyłkiem. Moje przeciwieństwo – ja, chociaż także byłem wysoki, miałem umięśnione ciało i włosy czarne niczym noc. Jasmine była naprawdę seksowna, ale dla mnie bardziej liczyło się to, czego nie miała – charakteru.
Cieszyłem się, że z narzeczoną mogłem przespać się dopiero po naszym ślubie, gwoli wyjaśnienia – żeby wcześniej nie zrobić jej dziecka. Gdybym naruszył jej (wątpliwą zresztą) cnotę, to jej ojciec nabiłby moją głowę na pal, zresztą z błogosławieństwem moich rodziców.
– Chodźmy już – powiedziałem, podając blondynce dłoń.
– Marco czeka w samochodzie? – zapytała Jasmine, mając na myśli faceta będącego tego wieczoru naszym szoferem, a na co dzień moim ochroniarzem i prawą ręką.
– Tak. Od dłuższego czasu – mruknąłem.
Szybko wyszliśmy przed posiadłość rodową mojej kobiety i zajęliśmy miejsca z tyłu sportowego, czarnego samochodu, którego zazdrościło mi wiele osób.
– Jedź – nakazałem Marcowi.
– Planujesz później iść jeszcze do Agrypiny? – upewniał się kierowca.
– Owszem. Teraz tym bardziej muszę zatroszczyć się o sprawy rodzinne… – odparłem, uśmiechając się lekko.
***
Kolacja przebiegła zgodnie z oczekiwaniami – najpierw każdy zjadł danie, które przyrządziła Grace, gosposia mojego ojca, a właściwie całej naszej familii, bo wciąż mieszkałem w rodzinnej rezydencji. Posiłek jak zwykle był przepyszny – mięso dosłownie rozpływało się w ustach. Pomyślałam, że kiedy tylko to wszystko będzie należało do mnie, dam tej kobiecie solidną podwyżkę.
Po kolacji ojciec wstał z krzesła, wziął do ręki kieliszek z czerwonym niczym krew winem, po czym obwieścił, iż zbliża się czas końca jego „kadencji”, a ja – tuż po ślubie z Jasmine, który dopiero mieliśmy zaplanować – z godnością obejmę ten urząd i dalej będę dbał o interesy najbliższych mi osób.
Byłem w stanie przysiąc, że mój kuzyn Sergio skrzywił się wtedy. Gdyby nie to, że żyłem i miałem się dobrze, on z wielką chęcią polowałby na stanowisko szefa familii. Był jednak za głupi, by prowadzić interesy, chociaż trzeba przyznać, że bardzo lubił rozlew krwi, większego brutala chyba nie znałem. Mój kuzyn to znacznie większy potwór niż ja, ale to ja miałem głowę na karku. I piękną dziewczynę u boku, która gwarantowała mi sojusz z inną mafią, okupującą kilka dzielnic w MOIM mieście. Przynajmniej z tego jednego powodu małżeństwo z Jasmine mogło mi się przydać.
W mojej rodzinnej rezydencji zabawiliśmy jeszcze ze dwie godziny, po czym napisałem wiadomość tekstową do Marca, aby podstawił samochód na posesję. Musiałem odwieźć narzeczoną, która była tak pijana, że ledwo chodziła, później planowałem odwiedzić Agrypinę. Zamierzałem znaleźć tam jakiegoś naiwniaka, który w dyskretny sposób rozprowadzałby narkotyki naszej produkcji. Wbrew pozorom, jeśli nie chciało się zaliczyć wtopy, nie było to takie łatwe. Policja ciągle przychodziła do klubów i tylko czekała na okazję, żeby kogoś złapać.
Wpakowałem Jasmine na tylne siedzenie auta, a ona dosłownie odpłynęła w kilka sekund. Przez chwilę rozważałem, czy ktoś nie wrzucił jej czegoś do wina, ale stwierdziłem, że nawet jeśli tak było, to przynajmniej bezpiecznie dotrze do domu, a rano i tak nic nie będzie pamiętać.
Jak dżentelmen, którym czasami bywałem, w szczególności dla kobiet, zaprowadziłem ją do sypialni znajdującej się na parterze, a następnie wróciłem do kierowcy.
– Jest taki jeden, ćpun, ale wydaje się, że ma głowę na karku – powiedział mój kompan.
– Tak? – spytałem, wyraźnie zaciekawiony.
– Wiem, że nigdy nie wybierasz uzależnionych, bo obawiasz się o interesy i o to, że zginie twój towar, ale w Agrypinie naprawdę nie znajdziesz nikogo lepszego. Prześwietliłem jego kartotekę. Oprócz nałogów wydaje się czysty.
– Pogadam z nim – zdecydowałem. – Zobaczę, co to za jeden. Szukaj w razie czego kogoś nowego, komu można byłoby zaufać.
– Tak jest, szefie! – rzekł trochę ironicznie, bo na razie ten tytuł przysługiwał mojemu ojcu. Ale cholernie miło było słyszeć coś takiego. Zdecydowanie mógłbym się przyzwyczaić.
Dojechaliśmy, Marco wysadził mnie przy drzwiach na zaplecze, którymi wchodzili pracownicy, aby nie trzeba było przeciskać się przez tłum osób chcących dostać się do Agrypiny.
Od razu skierowałem się w stronę swojego biura i powiedziałem jednej z kelnerek, które przyszły się ze mną przywitać (licząc na premię lub ostry seks), żeby zawołała mi później dziewczynę obsługującą tego wieczoru bar, nie kojarzyłem jej. Kobieta od razu wiedziała, o kogo chodzi.
Czemu ja nie znałem jej wcześniej? Czyżby była nowa? – zastanawiałem się.
Kilkanaście minut później usłyszałem pukanie do drzwi swojego biura.
– Wejść! – krzyknąłem, domyślając się, że to narkoman zakłóca mój spokój.
Do mojego gabinetu wszedł blondyn z gęstą czupryną loków, który pewnie skradłby serce niejednej panience bawiącej się na parkiecie. Gdyby nie to, że miał wory pod oczami, był przeraźliwie blady, a jego koszulka wskazywała, że schudł, bo była za luźna, to nigdy w życiu bym się nie domyślił, że facet może mieć problem.
– Szef coś chciał? – spytał mnie.
– Chciałem – przyznałem.
Zacząłem wypytywać go o różne kwestie, ale im dłużej gadałem, tym chłopak miał bardziej rozbiegany wzrok. Jego ruchy ciała także stały się nerwowe, jakby nie mógł usiedzieć w miejscu. Czyżby miał ochotę na kolejną działkę? – rozmyślałem.
Skrzywiłem się. Chociaż moja rodzina od pokoleń zajmowała się wytwarzaniem i sprzedażą narkotyków, to sam nigdy w życiu nie tknąłbym tego gówna. Miałem świadomość, jak strasznie niszczy to organizm i jak łatwo się uzależnić. Najwidoczniej mój rozmówca tego nie wiedział, przez co poczułem się od niego odrobinę lepszy. Jakby sama wiedza na temat konsekwencji zażywania narkotyków umieszczała nas na innych orbitach.
Rozmowa z nim trwała może kilka minut, ale już po chwili czułem, że nic z tego nie będzie. Nie nadawał się. Może i miał głowę na karku – jak mówił Marco – ale w tamtym momencie wcale nie było tego widać, a ja nie mogłem ryzykować.
– Odejdź – rozkazałem w końcu.
Chłopak bez słowa spełnił moje żądanie. Nie dziwiłem mu się. Gdybym był na takim głodzie, pewnie też chciałbym się jak najszybciej dostać do swoich zapasów – jeśli w ogóle takowe miał.
Zacząłem bębnić palcami o blat biurka, zastanawiając się, co dalej. W końcu sięgnąłem po telefon i wybrałem numer do Marca. Odebrał po pierwszym sygnale.
– Przyprowadź mi kogoś innego – zarządziłem. – Ale jak to będzie kolejny ćpun, to osobiście odstrzelę ci łeb. Zrozumiano?
– Tak – odparł zdawkowo. – Mam na oku pewną dziewczynę. Jedna z nowych barmanek. Wydaje mi się, że ma potencjał…
– Wydaje ci się? – spytałem, zaciskając jednocześnie zęby.
– Tak, szefie. Tylko ty jesteś w stanie ją odpowiednio ocenić.
Uśmiechnąłem się, chociaż Marco lizał mi dupę bardziej, niżbym sobie tego życzył. Doceniałem jego pracę i bez tego. Nie lubiłem lizusostwa, a przynajmniej przesadnego rzucania komplementów.
– Przyślij ją tu. Czekam.