- W empik go
Gangsterskie tajemnice - ebook
Gangsterskie tajemnice - ebook
Drugi, finałowy tom dylogii mafijnej, w której romans perfekcyjnie łączy się z sensacją!
Zabawne wpadki wypełniające życie Joanny to przeszłość tak odległa, jakby była snem. Teraz rzeczywistość, w której znalazła się kobieta, przypomina koszmar.
Joanna nigdy nie przypuszczała, że przyjdzie jej się zmierzyć z tak ogromnym niebezpieczeństwem, ale los okazał się okrutny. Zdradzona i oszukana trafiła w ręce groźnych ludzi, a każdy kolejny dzień oznacza dla niej walkę o siebie i bliskich.
Jednak to dopiero początek planu przygotowanego przez kogoś, kto od dawna pragnie krwawej zemsty. Gdy wszystkie tajemnice wyjdą na jaw, Jo będzie musiała zdecydować, czy jej złamane serce potrafi jeszcze wybaczyć i zaufać mężczyźnie, którego pokochała.
W końcu to on wciągnął ją w to piekło.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8178-597-6 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wcześniej
Spoglądałem na kostki lodu kołyszące się w szklance wypełnionej whisky, zastanawiając się, w jaki sposób osiągnąć cel. Zależało mi na odzyskaniu Ethana i byłem gotowy zrobić wszystko, by go uratować – nawet zapłacić za jego życie własną krwią. Ale tamten pojeb chciał Jo. Nie wiedziałem dlaczego, jednak teraz to nie miało znaczenia. Liczyły się jedynie decyzje, jakie będę musiał podjąć, i liczba osób, które zostanę zmuszony poświęcić. Prawda wyglądała tak, że nie znalazłem dobrego wyjścia z tej popieprzonej sytuacji. Każdy, nawet najlepiej opracowany plan niósł za sobą ryzyko, że któreś z nich zginie, więc wybrałem mniejsze zło.
Kątem oka dojrzałem ruch przy drzwiach. Odwróciłem głowę w stronę stojącego w progu Lucasa.
– Wiesz wszystko? – spytałem, kiedy podszedł bliżej, wpatrując się we mnie z dziwnym zamyśleniem.
Miałem nadzieję, że nie będzie znowu prawić mi kazań. Potrzebowałem go, a z przestrzelonym łbem na niewiele by się przydał.
– Tak. Wymiana jutro przy starej winiarni. Zaraz wyruszam potwierdzić szczegóły i upewnić się, że Ethan jest cały. Ludzie Arzaniego mają przywieźć go na miejsce za godzinę. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, niebawem wrócę.
– Gdyby zrobiło się gorąco, wiesz, co robić.
Lucas przytaknął, a ja zatopiłem usta w alkoholu. Pociągnąłem parę łyków, za każdym razem czując w gardle przyjemne pieczenie, które odrywało moje myśli od tego, co zamierzałem. Gdy zostałem sam, sięgnąłem po leżącą na blacie komórkę i otworzyłem galerię.
Jo i mój braciszek w czułych objęciach.
Mocniej chwyciłem szklankę i bez namysłu cisnąłem nią o ścianę.
Uczucia to pieprzona słabość.
I wszyscy za nie zapłacimy.NOWA RZECZYWISTOŚĆ
Joanna
Ból stał się moim nowym przyjacielem. Bywały chwile, w których nie wiedziałam, czy nadal żyję, czy może już trafiłam do piekła. Ale kiedy odzyskiwałam przytomność i musiałam zmierzyć się z nową dawką cierpienia, żałowałam, że to jeszcze nie koniec. Najpierw cały czas płakałam, potem przyszła obojętność. Powoli – godzina po godzinie – poddawałam się mrokowi. Nie byłam pewna, czego ci okrutni ludzie ode mnie chcą ani czy wyjdę z tego żywa. Paradoksalnie to właśnie śmierć wydawała mi się najlepszym rozwiązaniem. Marzyłam, żeby bezkresna ciemność pochłonęła mnie całkowicie, a udręka raz na zawsze się zakończyła.
Gdzieś na granicy jawy i snu wyobrażałam sobie, że znowu jestem w jego ramionach, lecz wystarczał moment, aby przyjemne wspomnienia zamieniały się w koszmary, które wydarzyły się naprawdę.
Zielone oczy zgasły, moje serce dwukrotnie pękło, a nadzieja odeszła razem z jedynym mężczyzną, który mógł mnie uratować.
Nie potrafiłam uwierzyć, jak niewiele potrzeba, by nasze życie całkowicie zmieniło swój bieg. Jak łatwo znaleźć się w sytuacji bez wyjścia, stać się cieniem samego siebie i zapomnieć o tym, kim było się wcześniej. Miałam wrażenie, że to, co przeżyłam na Lazurowym Wybrzeżu, uczyniło mnie silną. Że już nic mnie nie złamie.
Ale to był dopiero początek…
***
– Wstawaj! – Ostry, męski głos przedarł się przez spowijającą mój umysł mgłę.
Poczułam na brzuchu coś twardego. Kopniak nie był mocny, mimo to jęknęłam przeciągle i przetoczyłam się z boku na plecy. Powoli wynurzałam się z otchłani. Byłam zbyt słaba, aby od razu zareagować, a przytłumione zmysły działały z opóźnieniem. Każdy najmniejszy fragment mojego ciała palił żywym ogniem. Drżałam, jakbym dostała wysokiej gorączki.
A może rzeczywiście jej dostałam? W końcu od wielu godzin leżałam na zimnej posadzce. Byłam głodna, spragniona, obolała i zmęczona. Choroba nie miała we mnie mocnego przeciwnika.
Gdy ktoś kolejny raz szturchnął mnie czubkiem buta – pewnie po to, by przypomnieć, że nie jestem już sama – z trudem uniosłam posklejane powieki. Skrzywiłam się na widok tej samej, koszmarnej celi. Miałam nadzieję, że obudzę się gdzie indziej. Że to, co wydarzyło się wcześniej, było wyłącznie jakimś chorym snem. Ale moje modlitwy nie zostały wysłuchane. Lucas nas zdradził i oddał w ręce wrogów, z kolei Aleks…
Boże! Nie mogłam o nim myśleć, bo to za bardzo bolało. Moje serce nie było w stanie znieść tego, co się stało, ani zaakceptować faktu, że tak po prostu mnie oddał. Wciąż powtarzałam sobie, że to musi być jedynie gra. Kłamstwo albo część jakiegoś planu.
Tylko dlaczego, do cholery, nic mi nie powiedział? Dlaczego zostawił mnie na pastwę tych bydlaków? Skazał na cierpienie, choć twierdził, że chce mi go oszczędzić?
Mimo wszystko nie potrafiłam go znienawidzić i ciągle liczyłam, że mnie uratuje, a potem zemści się za wszelkie krzywdy, które mnie spotkały. Jednak z każdym kolejnym przebudzeniem ta nadzieja gasła. Z każdym następnym uderzeniem, jakie mi wymierzano, coraz mniej wierzyłam w szczęśliwe zakończenie, a coraz bardziej pragnęłam zatonąć w przynoszącej ukojenie ciemności. Gdybym tylko mogła ponownie się w niej zatopić, zrobiłabym to bez wahania, ale czułam, że wtedy zostałabym pobita znacznie dotkliwiej.
– Czego nie zrozumiałaś w słowie „wstawaj”? – Brutalny głos oprawcy sprowadził mnie na ziemię, podobnie jak wymierzony w nogi kopniak.
Musiałam zebrać się do kupy i wykonać rozkaz. Spróbowałam usiąść, lecz szybko z powrotem uderzyłam o lodowatą posadzkę. Ciało odmawiało posłuszeństwa, walczyłam z paskudnymi mdłościami, a pusty żołądek jeszcze mocniej się zacisnął.
Jezu, to ponad moje siły. Co oni mi, do cholery, zrobili?
Nie byłam pewna, co działo się ze mną wcześniej. Godziny zlewały się w jedno, pasmo cierpienia nie miało końca, a ja zasypiałam, budziłam się i płakałam. Pochłonął mnie mrok, który oblepiał jak smoła.
W końcu się poddałam. Zamknęłam oczy, mając gdzieś, co się stanie. Chciałam spać. Ale mój mózg zamiast dobrze znanej, nieprzeniknionej otchłani podsunął mi okropne wspomnienia. Igły, skapująca na jasną posadzkę krew, bicie i mój krzyk – klatki przemykały pod powiekami niczym te ze starego filmu. Ucisk w głowie był nie do zniesienia. Złapałam się za włosy tuż nad czołem i zacisnęłam pięści na tyle, na ile mogłam, jęcząc przy tym przeciągle.
Nie, nie… to nie może być prawda! To wszystko jedynie potworne złudzenie. Pieprzone omamy wywołane narkotykami.
– Kurwa, ten idiota dał ci za dużą dawkę. – Słowa dotarły do mnie jakby z oddali. Potem usłyszałam ciężkie kroki i skrzypnięcie drzwi.
Zostałam sama, więc mogłam odetchnąć.
Przewróciłam się na bok, żeby ponownie zwinąć się w kłębek i zasnąć. Pragnęłam utonąć w bezkresnej nocy, nie czuć, nie myśleć i już nigdy nie musieć mierzyć się z rzeczywistością. Zamiast tego zobaczyłam kolejny skrawek wydarzeń minionych dni. Przypomniałam sobie ohydne posiłki oraz to, jak łapczywie je pochłaniałam, mimo że okropnie pachniały. Wpychałam do ust suchy chleb z dziwną, szaroburą papką, jakbym nigdy nie jadła niczego pyszniejszego. Na tę myśl następna fala torsji uderzyła w moje wyschnięte, palące gardło. Najgorsze było jednak załatwianie potrzeb. Miałam do dyspozycji jedynie małe wiadro. Nic więcej.
Najwyraźniej kiedy docieramy do kresu wytrzymałości, kierują nami wyłącznie instynkty. Mózg przestawia się w tryb przetrwania za wszelką cenę. Wtedy upokorzenie nie ma znaczenia, bo rozpoczyna się walka.
Teraz żałowałam, że nie poddałam się całkowicie. Po jaką cholerę tak bardzo pragnęłam dalej cierpieć? Mogłam zniknąć w ciepłej chmurze nicości i dryfować gdzieś z dala od tego miejsca. Nie musiałabym wykonywać żadnych rozkazów ani znosić poniżania. Zacisnęłam mocno powieki i błagałam umysł, żeby przeniósł mnie z dala od tej celi.
Tym razem w końcu posłuchał.
***
– Dość już tego spania. – Raptowne szarpnięcie za włosy wyrwało mnie z letargu.
Wystraszyłam się, że znowu zostanę pobita, ale, ku mojemu zdziwieniu, strażnik puścił posklejane kosmyki i czekał, aż wstanę. Przełknęłam ślinę, oblizałam spierzchnięte usta, potem położyłam dłoń na podłodze. Wsparłam się na niej, by jakimś cudem się podnieść i przestać drażnić osiłka. Po kilku milimetrach w górę moja ręka odmówiła posłuszeństwa, a ja uderzyłam policzkiem o beton.
– Nie dam rady – wymamrotałam, czując, że ta odpowiedź mu się nie spodoba. – Lepiej po prostu mnie zabij.
Uśmiechnęłam się, ponieważ śmierć naprawdę jawiła mi się jako wybawienie. Zdawałam sobie sprawę, że najgorsze dopiero przede mną, więc możliwość zakończenia tego tu i teraz ogromnie kusiła. Pewnie sprawiałam wrażenie szalonej, lecz miałam to gdzieś. Chciałam jedynie umrzeć.
– Z przyjemnością, bo same z tobą problemy – sarknął strażnik. – Niestety to nie jest twój szczęśliwy dzień. Wychodzimy. Już!
Bez ostrzeżenia złapał mnie za ramię i podniósł z podłogi jak szmacianą lalkę. Postawił mnie do pionu, a kiedy zaczęłam osuwać się na posadzkę, pchnął tak, żebym upadła na tyłek, nie na głowę. Wiedziałam, że nie wynika to z troski, a jedynie z rozkazów, które dostał. Miałam żyć i cierpieć.
Głośno jęcząc, oparłam plecy o ścianę, po czym ukryłam twarz w ramionach wspartych na kolanach. Wszystko wirowało, ból rozrywał mi czaszkę, skóra dziwnie swędziała. Pragnęłam zasnąć – najlepiej już na zawsze – byleby tylko nic nie czuć i wydostać się z tego piekła. Zapomnieć o wszystkim, co mnie spotkało, o głodzie i otaczającej mnie ciemności. O szczurach, które przemykały tuż obok, piszcząc i czekając, aż będą mogły biesiadować. Nie chciałam widzieć tych zielonych oczu ani słyszeć tego głosu obiecującego, że niebawem nadejdzie ratunek. Miałam świadomość, że ta suka zadbała, by nikt mnie tutaj nie znalazł. Że Piotra już nie ma, a Aleks… być może nigdy nie planował po mnie wrócić.
Te straszne myśli siały w mojej głowie spustoszenie. Na początku wspomnienia stanowiły ucieczkę, ale z czasem stały się najgorszą torturą. Każdy obraz przybliżał mnie do szaleństwa. Nawet teraz nie byłam pewna, czy rzeczywiście słyszę kroki, czy ten odgłos jest jedynie wymysłem zamroczonego mózgu. Uniosłam głowę, by to sprawdzić, dokładnie w momencie, gdy ten sukinsyn chlusnął we mnie lodowatą wodą. Część dostała się do moich ust oraz płuc. Zaczęłam się krztusić. Nie potrafiłam nabrać powietrza. Chciałam się poddać, wybrać łatwiejszą drogę, lecz jakiś cholerny przebłysk – w którym zobaczyłam ten mroczny uśmiech – mi na to nie pozwolił.
Pospiesznie pochyliłam się do przodu i wyplułam wodę wraz z krwią, charcząc jeszcze przez kilka sekund, jakbym miała zaraz wykasłać wszystkie narządy. Łzy skapywały na beton razem z kroplami czerwonej mazi; dopiero wtedy zorientowałam się, że na podłodze jest mnóstwo szkarłatnych plam. Zarówno świeżych, jak i takich już zaschniętych. Przymknęłam oczy, nie pozwalając, by strach przejął kontrolę. Walczyłam z napływającymi do umysłu obrazami.
– Udusisz ją! – Po tych słowach oprawca, który chciał zmusić mnie do otwarcia ust, zaciskając ręce na mojej szyi, rozluźnił chwyt..
– Odpierdol się. Wiem, co robię – usłyszałam warknięcie tuż przy uchu, a potem poczułam na wargach coś zimnego. Gdy ostatkiem sił uniosłam powieki i spojrzałam w dół, zobaczyłam, że to brudny nóż.
– Jeśli nie otworzysz tej cholernej gęby, sam ją otworzę. – Ohydny głos świdrował mi w głowie jak młot pneumatyczny.
Wszystko zdawało się takie nierealne: paskudne twarze, krzywe uśmiechy, spocone ciała… Prochy wciąż działały, ale zaczynało do mnie docierać, co się dzieje.
– Błagam, zostaw mnie – wymamrotałam, a może jedynie mi się wydawało, że to zrobiłam.
Mężczyzna wyprostował się i przytknął na moment moją twarz do swojego rozporka.
– Zaraz się zabawimy. – Zarechotał, puścił mnie i ściągnął spodnie.
Kiedy zaczął wciskać fiuta do moich ust, spróbowałam go ugryźć.
– Ty dziwko! – Szarpnął się do tyłu i wymierzył mi policzek.
Moja głowa odskoczyła w bok, a szczękę przeszył bolesny prąd. Kolejne uderzenie spadło na ramię, następne gdzieś w okolicy żeber. Chciałam się osłonić, ale związane za krzesłem ręce mi to uniemożliwiały. Mogłam tylko błagać.
Więc to robiłam. Bez końca.
A potem znowu przeniosłam się w bezpieczną krainę snów.
Otrząsnęłam się z tych okropnych wspomnień, otarłam ręką usta i spojrzałam na strażnika, mrużąc złowrogo oczy.
Stał w łunie padającego z korytarza światła zadowolony z siebie, z uniesioną brwią i miną sugerującą, że powinnam zwlec się z podłogi, bo ma w zanadrzu jeszcze inne metody, za pomocą których może mnie ponaglić. Jego krótkie blond włosy, lekki zarost i skrzywiony nos sprawiały, że kojarzył mi się z bokserem z jakiegoś filmu. Ale przede wszystkim napawał mnie obrzydzeniem.
– Spłoniesz w piekle – warknęłam, wciąż czując na języku krew.
– Sama tego chciałaś. – Uśmiechnął się perfidnie. – A teraz rusz dupę. Nie mam całego dnia. No chyba że znowu chcesz się zabawić?
Zrobił krok w moją stronę, więc pokręciłam głową. Wzięłam głęboki oddech i po krótkim wahaniu wstałam, podtrzymując się ściany. Mokre ubranie kleiło się do wrażliwej skóry, potęgując nieprzyjemne uczucie. Miałam ochotę je z siebie zedrzeć i drapać się do krwi. Zamiast tego wbiłam paznokcie we wnętrze dłoni, po czym zerknęłam pytająco na blondyna.
– Idź przodem. – Wskazał brodą drzwi.
Na drżących nogach wyszłam z pomieszczenia. Ostre światło sprawiło, że musiałam osłonić oczy dłonią. Wzrok stopniowo przyzwyczajał się do jasności, ale warknięcie przypomniało mi, żebym się pospieszyła, mimo że wciąż widziałam jedynie kontury. Wyciągnęłam przed siebie rękę, aby na nic nie wpaść, i skierowałam się w stronę schodów. Do moich nozdrzy nadal docierał ten sam zapach wilgoci, jednak nie był już tak intensywny jak w celi. Powietrze stawało się cieplejsze, lżejsze. W końcu przestałam szczękać zębami i mogłam spokojnie oddychać. Mdłości także powoli ustępowały.
– Mogę dostać chociaż wody? – Zerknęłam błagalnie przez ramię.
– Za chwilę będziesz mieć jej pod dostatkiem – parsknął i ponaglił mnie gestem dłoni.
Nie wiedziałam, co ma na myśli, ale z prześmiewczego tonu wywnioskowałam, że nic przyjemnego. Podtrzymując się ścian, pokonałam korytarz piwniczny, a potem kilka stopni, co okazało się wyzwaniem niczym wejście na Mount Everest. Na parterze, pierwszy raz odkąd zostałam tu uwięziona, zobaczyłam świat zewnętrzny. Gdy dostrzegłam skrawek nieba, na moich rzęsach zakołysały się łzy. Przystanęłam, błagając w myślach o wolność.
Jak, do cholery, do tego wszystkiego doszło?
– Ruszaj się szybciej. – Strażnik pchnął mnie tak, że upadłam na kolana.
Przymknęłam na moment powieki i przygryzłam wargę. Wiedziałam, że działanie pod wpływem emocji na nic się tu nie zda, a walka nie przyniesie mi niczego dobrego, więc przełknęłam upokorzenie i zdusiłam w sobie chęć powiedzenia czegoś, czego mogłabym pożałować. Już miałam podnieść się z podłogi, ale wtedy przez moją głowę ponownie przemknęły fragmenty wspomnień, od których ścierpła mi skóra.
– Pamiętajcie, że ma żyć. – Znajomy głos przerwał tortury.
Nie byłam pewna, czy to dobrze. Może gdyby któryś z oprawców ulegając pokusie, uderzył choć trochę mocniej, w końcu uwolniłabym się z tego miejsca, w którym nie czekało mnie nic oprócz bólu i strachu.
– Mam nadzieję, że Aleks cię znajdzie, a później wypatroszy – mruknęłam na granicy świadomości.
Liczyłam, że wtedy ta suka nie wytrzyma i każe mnie zabić… albo sama to zrobi. Ona jednak nie zareagowała w żaden sposób, wciąż utrzymując ten sam, beznamiętny wyraz twarzy. Spojrzała na jednego ze swoich ludzi, skinęła głową, dając mu przyzwolenie na kontynuowanie zabawy, po czym ruszyła do wyjścia. Tuż przed drzwiami zatrzymała się, obejrzała przez ramię i z cynicznym uśmiechem powiedziała:
– Ma żyć, ale nie musicie się hamować. Chcę słyszeć jej krzyki przez całą noc. – Wyszła, zostawiając mnie z dwoma katami.
Krzyczałam tak jak jeszcze nigdy…
Zerknęłam na swoje posiniaczone ręce. W zgięciu prawego łokcia zauważyłam kilka śladów po wkłuciach. Wszystko, co docierało do mojej świadomości, nie było snem czy iluzją, tylko nową rzeczywistością, z jaką musiałam się pogodzić.
Nienawidziłam tych przebłysków. Wolałam tego nie pamiętać. Nie przypominać sobie, co ze mną robili, i nie czuć tego przeklętego bólu.
– Lepiej weź się, kurwa, w garść, bo nie mam zamiaru cię nieść – warknął strażnik, gdy wciąż klęczałam. – A jeśli zaraz nie wstaniesz…
Pieprzony dupek.
– Podobno nie chcesz mnie dziś zabić – wycedziłam, wchodząc mu w słowo.
Uniosłam głowę, by na niego spojrzeć. Dyszałam, jakbym przebiegła maraton, a każdy oddech wiele mnie kosztował, mimo to próbowałam się podnieść. Niestety dość nieudolnie.
– Masz dotrzeć na miejsce w jednym kawałku, ale nikt nie mówił, że nie możesz mieć kilku siniaków więcej. – Zaśmiał się cynicznie, na co zmrużyłam powieki, kolejny raz mordując go w myślach. – Wstawaj albo cię tam zawlekę. – Chwycił mnie za włosy tak mocno, że z moich ust wydostało się głośne syknięcie, którego nie zdołałam w porę zdławić.
– Puść mnie, pójdę sama – pisnęłam, czując, jak łzy zaczynają spływać z kącików moich oczu. Piekło jak jasna cholera! – Zaraz mnie oskalpujesz.
Facet prychnął i wciąż mocno mnie trzymając, „pomógł” mi wstać, a następnie wskazał palcem kierunek.
Obejrzałam się przez ramię i ostatni raz zerknęłam w okno. Skąpane w pomarańczowej poświacie niebo przypominało mi o dniach spędzonych z Aleksem. Teraz to, co wtedy czułam, wydawało mi się kompletnie nierealne, w dodatku okropnie odległe. Jakby pobyt w willi Górskiego wydarzył się wieki temu, a okrutna rzeczywistość, w jakiej się znalazłam, trwała już nieskończenie długo. Starałam się nie myśleć o wymianie ani śmierci Piotra. Próbowałam przywoływać jedynie przyjemne chwile, dzięki którym z każdym krokiem było mi łatwiej.
Powoli wracała mi chęć do walki o siebie i wydostania się z rąk tej wariatki. Uśpiona wściekłość znowu zaczęła buzować w moich żyłach. Nadal miałam czas, aby jakoś się z tego wydostać. Musiałam tylko skupić się na ucieczce, nie na rozpaczy. Mroczna mgła, która do tej pory mnie otaczała, w końcu zaczęła się rozwiewać, a pragnienie, by jeszcze kiedyś zobaczyć Aleksa, wybuchło w moim sercu. Chciałam poznać prawdę. Dowiedzieć się, ile było jej w tym, co nas połączyło. Trzymałam się tego jak tonący brzytwy, odpychając najgorsze scenariusze.
– Wejdź po schodach i skręć w lewo. – Za moimi plecami rozległ się kolejny rozkaz.
Posłusznie wykonywałam polecenia, bo zdawałam sobie sprawę, że w takim stanie i tak nic nie wskóram. Usiłowałam cokolwiek zapamiętać – może nawet dojrzeć jakąś drogę ucieczki – jednak w tym pieprzonym labiryncie korytarzy i drzwi szybko straciłam orientację. Nie miałam pojęcia, skąd przyszliśmy ani gdzie znajduje się zejście do piwnicy.
Cichy głosik w mojej głowie podpowiadał mi, że nigdy się stąd nie wydostanę. Starałam się go nie słuchać, ale było już za późno. Entuzjazm, który chwilę wcześniej się pojawił, zaczął znikać.
– Otwórz ostatnie drzwi po prawej i wejdź do środka. – Złowrogi ton zadźwięczał mi w uszach.
Obleciał mnie strach. Z sercem niemal wyskakującym z piersi nacisnęłam na klamkę, a potem, czując na karku oddech bandziora, wsunęłam się do jasnego pomieszczenia, które od razu omiotłam wzrokiem. Wszystko pokrywały białe kafelki, na jednej ze ścian znajdowały się trzy umywalki, z kolei na drugiej zamontowano dwa prysznice. Pieprzona łazienka… a raczej łaźnia.
Co to ma, do diabła, znaczyć?
Przełknęłam gulę w gardle, zdając sobie sprawę, że odpowiedź jest straszna i jeśli ją do siebie dopuszczę, zaraz zemdleję.