- promocja
Gangsterzy. Nowa krew. Część 4 - ebook
Gangsterzy. Nowa krew. Część 4 - ebook
Przeszłość lubi wracać. Tak samo jak kłopoty.
W środku nocy Ryan Taylor odbiera telefon. Jego młodszy brat, z którym od lat nie miał kontaktu, jest w poważnych tarapatach. Co gorsza, odpowiedzialność spada na barki Ryana… Jeżeli mu nie pomoże, Henry zginie. Płynący ze słuchawki głos Alexandrii Shaw jest głosem samego diabła. I wygląda na to, że ten diabeł ma dla Ryana propozycję nie do odrzucenia.
Eva Nolan wiedziała, czym grozi życie z gangsterem, ale nic nie jest w stanie poradzić na to, że akurat tego kocha na zabój. Dlatego bez wahania
rusza za nim w niebezpieczną podróż. Jest tylko jeden mały problem: wygląda na to, że mają niespodziewanego towarzysza…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-287-2568-3 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
POPRZEDNICH TOMÓW
Eva Nolan to córka wpływowego biznesmena. Stara się uniezależnić od ojca i jego fortuny, co jednak wcale nie jest takie proste. Wszystko się komplikuje, kiedy traci pracę w biurze nieruchomości, a klient, któremu pokazywała dom, oskarża ją o napaść. W rzeczywistości to mężczyzna rzucił się na Evę, ona tylko się broniła, lecz ani jej burzliwa przeszłość, ani antypatia szefa nie pomagają. Opuszcza Lavish Estate z łatką winowajczyni.
To, że Eva nie przepadała za swoją pracą, to jedno. Druga kwestia to pieniądze, a tych nie ma – szef odprawił ją z kwitkiem. Duma nie pozwala jej prosić narzeczonego o pożyczkę, zatem decyduje się użyć karty kredytowej ojca. Jego reakcja jest błyskawiczna. I łatwa do przewidzenia. Mężczyzna nie kryje swojego niezadowolenia z faktu, że córka straciła kolejną pracę w ciągu roku. Po niezbyt przyjemnej wymianie zdań Eva z ochotą przyjmuje propozycję przyjaciółki i zgadza się na wyjście do nocnego klubu. Tak, to ten klub, sprzed którego obie dziewczyny zostają porwane, dobrze pamiętacie. Nazywa się Majesty.
Z pewnością pamiętacie też, że porwanie idzie źle i Felicia, przyjaciółka Evy, zostaje zastrzelona. Wtedy na scenę wkracza on, Ryan Taylor.
Mężczyzna jest pracownikiem i jednocześnie prawą ręką szefa nocnego klubu. Nie, nie tego samego, skąd porwano Evę. Nieskończoność to miejsce, gdzie można nie tylko potańczyć czy napić się drinka, ale również oddać się tym mniej legalnym przyjemnościom. Dlatego kiedy Ryan dostaje polecenie od szefa, by pojechać do opuszczonego magazynu i przejąć przesyłkę, robi to. Przesyłką oczywiście jest Eva.
Dalej robi się dziwniej, ponieważ szef prosi Ryana, by przechował u siebie dziewczynę przez parę dni. Taylor nie jest szczególnie zadowolony, jednak spełnia tę nietypową prośbę. Z początku trzyma Evę skutą w garażu, po jakimś czasie decyduje się zabrać ją do domu. Między nią a Ryanem wywiązuje się specyficzna relacja. Mężczyzna jest w jakiś sposób zafascynowany nieznajomą i równocześnie coraz bardziej zaintrygowany całą sprawą. Nikt nie szuka Evy Nolan, córki właściciela jednego z największych banków w kraju. Niedługo później szef wydaje Ryanowi kolejne polecenie – ma zostawić dziewczynę na bocznej drodze za miastem. Żywą.
Eva, wiedziona niejasnym impulsem, wraca na parking Majesty i przekonuje się, że jej samochód wciąż tam stoi. Nie zastanawia się nad tym, chce jak najszybciej pojechać do domu. Tam jednak spotyka ją spore zaskoczenie. Ojciec jest święcie przekonany, że jego córka sfingowała swoje porwanie, żeby wyłudzić od niego pieniądze. Obwinia ją również o śmierć Felicii i wypędza. W następnej kolejności odbiera też wszystko, co kupiła za jego pieniądze, i odcina od wszelkich środków. Coraz bardziej zdezorientowana Eva jedzie do Arthura, swojego narzeczonego. Tam jednak spotyka ją kolejne rozczarowanie. Pod łóżkiem mężczyzny znajduje pomadkę, a w spisie połączeń numer agencji towarzyskiej, na który Arthur regularnie dzwonił. Po sprzeczce, która wywiązuje się między nimi, wychodzi. A potem w akcie zemsty niszczy jego ukochany samochód.
Wszystko wskazuje na to, że wrobił ją Ellison, klient, przez którego straciła pracę. Eva jest o tym coraz bardziej przekonana. Facet obiecał, że ją zniszczy, to po pierwsze, a utrata pracy to widocznie dla niego za mało. Po drugie – jest bogaczem pokroju jej ojca, a tacy są mściwi. Zwłaszcza kiedy czegoś się im odmawia, a już na pewno, gdy kopie się ich w krocze, a na dobitkę wali w głowę podkładką na dokumenty. Jest tylko jeden człowiek, który może pomóc Evie udowodnić, że została wrobiona – Ryan Taylor.
O tym, gdzie go znaleźć, dowiaduje się czystym przypadkiem – kiedy gubi drogę, jadąc na rozmowę o pracę, i widzi jego samochód. Zatrzymuje się przed sklepem, skąd Taylor odjechał chwilę wcześniej, i prosi kobietę, z którą rozmawiał, aby podała jej jego adres. Sto pięćdziesiąt dolarów później wie już, gdzie Ryan mieszka i pracuje. Decyduje się odwiedzić go w klubie, uznając, że rozmowa przy świadkach będzie bezpieczniejsza.
Ryan zamiera na widok jednej z tańczących na rurze dziewczyn. Rozpoznaje w niej Evę i wywleka z Nieskończoności. Dziewczyna prosi go o pomoc, co jest chyba ostatnią rzeczą, której by się spodziewał. Jest w niej coś irytującego, ale Ryan czuje również swoisty podziw. Eva może i jest stuknięta, ale też odważna. Dlatego kiedy nachodzi go drugi raz, tym razem w domu, jest już bliski, aby zgodzić się jej pomóc. Dziewczyna potrzebuje dowodu na to, że za jej porwaniem stoi facet nazwiskiem Ellison. Okazuje się jednak, że jest w błędzie.
Tak naprawdę odpowiedzialny za nie jest Arthur Mitchell, były chłopak Evy. Kiedy Ryan informuje ją o tym, ta wpada we wściekłość. Czuje się zdradzona po raz kolejny i uświadamia sobie, że poza zemstą nie ma nic więcej. Postanawia wyrównać rachunki, przez co rozumie zniszczenie Arthurowi życia. Tyle że do tak śmiałego planu potrzebuje więcej ludzi niż tylko Taylora. Niestety, jeżeli chce pozyskać sojuszników, musi udowodnić swoją lojalność.
Chuck i Siergiej, przyjaciele Ryana, zgadzają się pomóc dziewczynie, o ile tylko ta wykona jedno zlecenie. Eva się zgadza. Wie, że ryzykuje wiele, jednak nie ma wyboru. Jedzie do lokalnego gangstera z bagażnikiem pełnym narkotyków, które ma wymienić na gotówkę. Co może pójść źle? Okazuje się, że wszystko.
Ryan postanawia pomóc dziewczynie. W przebraniu pilota leci do rezydencji Nikolaja, wspomnianego gangstera, i kiedy Eva dzwoni do niego na FaceTimie, Taylor pokazuje Nikolajowi jego syna w kadrze. Mężczyzna nie może teraz zabić Evy, chyba że chce, żeby zginęło jego własne dziecko. Nie przeszkadza mu to jednak kazać ruszyć swoim ludziom w pościg za dziewczyną, kiedy orientuje się, że jego syn jest już bezpieczny.
Jednak w starciu z black hawkiem samochód nie ma szans. Ryan spycha pojazd z drogi, czym ratuje Evie życie. Ta wraca do hangaru przyjaciół Taylora i przebija drzwi na pełnym gazie. Jej niezłomność imponuje mężczyznom, zgadzają się udzielić jej pomocy. Niestety plan, który opracowała Eva, wymaga czasu. Na razie zmuszona jest mieszkać u Ryana przez dwa długie miesiące, podczas których uczucie między nimi coraz bardziej eskaluje.
Gdy Ryan wraca do domu z raną postrzałową, Eva odchodzi od zmysłów. I uświadamia sobie, że kocha tego mężczyznę. Na zabój. Taylor nie zgadza się na wyjazd do szpitala, ale gdy traci przytomność, Eva i tak postanawia to zrobić. Jednak w domu pojawia się lekarz przysłany przez pracodawcę Taylora. Przez pewien czas Eva opiekuje się wracającym do zdrowia Ryanem. Rozumie, że on również żywi do niej uczucie, lecz z jakichś względów wypiera się go.
Wreszcie nadchodzi wyczekiwany dzień. Na umówiony sygnał Chucka Eva i Ryan jadą do banku, w którym pracuje Arthur. Taylor pod przykrywką klienta zakłada konto i korzystając z bankowego laptopa, wprowadza do systemu przygotowany przez Chucka wirus. Tymczasem Eva wywabia Arthura z gabinetu, aby Chuck – który od tygodni pracuje w placówce jako sprzątacz – mógł wejść i skorzystać z laptopa Mitchella. Dziewczyna zaplanowała wszystko tak, aby wyglądało, że to Arthur okradł własny bank na kilka milionów. Plan wypala, jednak dla Evy to jeszcze nie koniec. Chce, żeby Mitchell przyznał się, że ją porwał, potrzebny jest jej dowód. W przeciwnym razie ojciec jej nie uwierzy.
Eva aranżuje spotkanie z Mitchellem w tym samym opuszczonym magazynie, do którego porywacze zabrali ją i Felicię. Ryan jest wściekły, wolałby, żeby Eva spotkała się z mężczyzną w miejscu publicznym. Z tego powodu wywiązuje się między nimi awantura, ostatecznie jednak Taylor odpuszcza. Daje Evie dyktafon, który wygląda jak zapalniczka, i postanawia czekać na zewnątrz. Problem w tym, że złe przeczucia nie chcą go opuścić. Wysiada więc z wozu i idzie przed magazyn. W samą porę, żeby usłyszeć krzyk dziewczyny. Kiedy wchodzi do środka, Mitchell akurat do niej strzela. Ryan odpowiada ogniem, a potem bierze na ręce nieprzytomną Evę. Niezwłocznie zabiera ją do szpitala, mimo to liczy się z tym, że rana może okazać się śmiertelna. Dlatego zawiadamia ojca dziewczyny. Przy okazji wdaje się w awanturę z lekarzem i ściąga na siebie policję.
Po wielogodzinnej operacji Eva odzyskuje przytomność. Przy jej łóżku czuwają tata oraz Ryan. Eva, sądząc, że fakt, iż prawie otarła się o śmierć, zmiękczy Davida Nolana, kolejny raz próbuje oczyścić się z zarzutów. Ojciec jednak nie chce jej słuchać. Tym bardziej nie ma zamiaru dać jej żadnych pieniędzy. Oskarża ją o popełnienie kolejnych przestępstw, po czym opuszcza szpital. Zostaje Ryan, z którym jednak Eva również się ścina. Taylor wychodzi na parking, ale coś każe mu wrócić. Robi to jednak zbyt późno. Dziewczyna znika. Ryan podejrzewa, że odpowiedzialni za to są Rosjanie, z którymi miała styczność przy narkotykowej transakcji. Dociera do niego, że sytuacja jest bardziej niż beznadziejna. I za wszelką cenę stara się odnaleźć kobietę, którą pokochał.
Eva budzi się w sypialni, której nie poznaje. Szybko okazuje się, że ściągnął ją tu Nikołaj – Rosjanin, który przy ich ostatnim spotkaniu obiecał, że wyrówna z nią rachunki. Dziewczyna zastanawia się, czy będzie w stanie uciec, ale wie, że nie ma większych szans. Tym bardziej że jej noga po postrzale nie jest do końca sprawna. Decyduje się więc rozpocząć grę z Nikołajem, udając, że go uwodzi.
Tymczasem Ryan orientuje się, że David Nolan ma wiele do ukrycia. Mężczyzna oferuje Taylorowi układ, ale ten odrzuca propozycję. Wie, że może liczyć tylko na przyjaciół. Z ich pomocą udaje mu się zlokalizować miejsce pobytu Evy. Ratują ją, choć tak naprawdę Eva uratowała się sama – zastrzeliła Nikolaja z broni, którą dostarczył jej mafijny lekarz. Ryan informuje dziewczynę, że Arthur, były, który ją postrzelił, został zamordowany w więzieniu. Na jaw wychodzi fakt, że David Nolan od dawna wiedział o lipnym porwaniu, ale z jakichś powodów to ukrywał. Eva postanawia dać mu nauczkę. Dogaduje się z macochą, wyjawia jej wszystkie przemilczane przez ojca fakty i pokazuje, kim naprawdę jest jej tata – człowiekiem, dla którego pieniądze i wpływy liczą się bardziej niż rodzina.
Bogatsi o pokaźną sumę Eva i Ryan wyjeżdżają na rajską wyspę, a żona Nolana odchodzi od męża z nowo narodzonym dzieckiem. Ryan oświadcza się Evie. Wszystko jest pięknie do momentu, gdy dzwoni do niego brat, informując, że potrzebuje pomocy.
Henry, tak ma na imię ów brat. A Wy zbyt długo zastanawialiście się, o co, do cholery, z nim chodzi. Już nie musicie.
Zapnijcie pasy i rozsiądźcie się wygodnie.
Zaczynamy!1
Alexandria Shaw otworzyła oczy i zrozumiała, że jest źle. Przed sobą widziała jedynie ciemność, a dookoła czuła charakterystyczny zapach świeżo rozkopanej ziemi. Grobu, ściśle rzecz biorąc.
Grobu, w którym pochowano ją żywcem.
Nie miała problemu, żeby przypomnieć sobie, co stało się wcześniej. Dziwiło ją jedynie, że w ogóle straciła przytomność. Nie na długo, takie w każdym razie odnosiła wrażenie. Ale jednak. Paralizator widocznie musiał trafić ją o ten jeden raz za dużo. Okoliczności oraz powód, dla którego znalazła się w obecnym położeniu, również pamiętała bardzo dobrze. Żałowała wielu rzeczy w życiu, lecz to nie była jedna z nich. Gdyby istniała sposobność, żeby cofnąć się w czasie, Alexandria postąpiłaby tak samo. Jeśli o nią chodzi, mogli jej naskoczyć.
Wyciągnęła ręce i ostrożnie obmacała ściany trumny. Miała nietypowy układ i to było pierwsze, co według Alexandrii się nie zgadzało. Spodziewała się drewna, lecz to, co czuła pod palcami, przypominało raczej karton. Kolejna rzecz, która nie grała. Kiedy zaś natrafiła na spojenie dwóch skrzydeł tuż nad samą głową, wiedziała, że o pomyłce nie było mowy. Nie leżała w drewnianej skrzyni. Pochowali ją w kartonie. Niebywałe. Może i doceniłaby ironię na tyle, żeby się roześmiać, ale szkoda było jej powietrza. I czasu. Jeżeli chciała się stąd wydostać, musiała działać. Szybko.
Najgorsze, co może zrobić osoba, którą pochowano żywcem, to spanikować. Alexandria o tym wiedziała. Zdawała sobie również sprawę, że zakopywanie kogoś jej pokroju w kartonie nie jest egzekucją, tylko ostrzeżeniem. Niech za dowód posłuży chociażby to, że nie związali jej rąk ani nóg. I… och, czy nie było w tym wszystkim pewnego odwołania do śmierci Simona? Czy sytuacja, w której teraz się znalazła, nie miała jej przypomnieć tego jednego jedynego razu, kiedy zawiodła? Jego także pochłonęła ziemia. Zsunął się po niej z ogromnej wysokości. A ona słyszała jego krzyk. Widziała rozszerzone przerażeniem oczy.
Przestań.
Przestań o tym myśleć.
Najchętniej poczekałaby tu do czasu, aż smętni faceci, którzy wsadzili ją do dziury w ziemi, znudzą się i pójdą, ale nie mogła sobie pozwolić na taki luksus. Czas był tym, czego obecnie nie miała w nadmiarze. A jeśli spotka ich tam z wycelowanymi w nią lufami? Cóż, tym będzie się martwić później.
Spokojnymi, precyzyjnie wymierzonymi ruchami rąk badała karton, czując, jak ten sukcesywnie się wygina pod naporem piachu. Jeżeli nie wygrzebie się na czas, zadusi się tu. Ziemia przysypie ją, zanim jeszcze skończy się powietrze. Nie w tym życiu, pomyślała i rozpięła kurtkę – czarną jak wszystko tutaj. Przy kompletnym braku światła nie było mowy o przyzwyczajeniu oczu do ciemności. Istniał wyłącznie mrok. Otulał jak wyłowiona z pamięci dziecięca kołysanka.
Najsłabszym punktem kartonu było spojenie zaklejone taśmą. Jaką? Zwykłą pakową? Monterską? Zbrojoną? Miała nadzieję na pierwszy wariant, ale gdyby za każdym razem dostawała to, czego sobie życzyła… Mniejsza z tym. Chwyciła poły kurtki i nasunęła sobie na głowę; kolejna rzecz, której nie uczą na kursie przetrwania, a powinni. Następnie, wciąż tymi oszczędnymi, powolnymi ruchami, obmacała się w poszukiwaniu czegoś, czym mogłaby przeciąć taśmę. Zabrali jej broń, co było oczywiste, wzięli też ukryty w bucie nóż. W tym momencie przeciętna osoba zaczęłaby panikować, ale Alexandria przeszła wieloletnie szkolenie, które przeciętną osobę wykończyłoby po miesiącu czy dwóch. Jej umysł pracował niczym finezyjna maszyna, poszukując rozwiązania.
Po kilku chwilach je znalazł.
Wsunęła dłoń pod koszulkę i zaczęła manewrować przy staniku. Druty. W środku tkwiły druty. Istniało ryzyko, że okażą się za słabe, ale to jedyne, co miała. Czuła pot spływający po twarzy, mimo że ruchy, które wykonywała, były minimalne. Starała się obliczyć, kiedy skończy się powietrze, ale miała za mało danych. Nie wiedziała, ile czasu pozostawała nieprzytomna ani jaka jest dokładna wielkość kartonu. Na razie jednak wciąż było czym oddychać.
Z gardła wyrwało się jej ciche stęknięcie, kiedy drut wreszcie przebił się przez materiał. Wysunęła go ze stanika i czubkiem palca przesunęła po ostrym końcu. Osłonkę odłamała, kiedy fiszbin tkwił jeszcze w materiale, inaczej w ogóle nie byłaby w stanie go wydobyć.
– A teraz mi pomóż – szepnęła, po czym pocałowała kawałek metalu.
Szczelniej otuliła się kurtką, nie chcąc, żeby ziemia zasypała jej twarz, i zabrała się do pracy. Namacała złączone taśmą spojenie dwóch skrzydeł kartonu i wsunęła tam drut. Wszedł z pewnym oporem, wydając przy tym skrzypiące „krrrr”. Alexandria poruszała ręką z wypracowanym spokojem, jakby całe życie nie robiła nic innego, jak tylko wydostawała się z kolejnych grobów. Taki Houdini na miarę nowego tysiąclecia. Z niewielkiej szczeliny, która powstała w taśmie, zaczęły się sypać grudki ziemi. Alexandria czekała, aż ten wąski strumień zmieni się w prawdziwą lawinę. Ale wtedy coś się stało.
– Kurwa! – wyrwało się jej, kiedy drut pękł.
Poczuła pieczenie i choć nie mogła niczego zobaczyć, pojęła, że kawałek metalu zagłębił się jej pod paznokciem. Cofnęła rękę i oblizała kciuk. Na języku czuła miedziany posmak krwi. Mokre od potu włosy lepiły się do czoła i policzków. Alexandria odgarnęła je niemal pieszczotliwym gestem i wznowiła przerwane zajęcie. Teraz, kiedy kawałek drutu był mniejszy, szło bardziej opornie, ale to nic. Miała jeszcze jeden fiszbin, w razie gdyby ten całkiem odmówił współpracy. W ostateczności pozostawały jeszcze ręce.
Po czasie, który równie dobrze mógł być minutami albo całymi dekadami, rozdarcie w taśmie powiększyło się na tyle, że ziemia rzygnęła do wewnątrz, zasypując Alexandrię. Gdyby nie ta kurtka na głowie, byłoby krucho. Dziewczyna odrzuciła złamany metal, teraz już niepotrzebny, i gołymi rękoma zaczęła odgarniać sypiący się na nią piach. Pozostawało mieć nadzieję, że nie był to głęboki grób. Inaczej może nie zdążyć wydostać się na powierzchnię.
Mimo kurtki trochę ziemi i tak wpadło jej do ust. Alexandria jednak parła naprzód, niezmordowana niczym szczególnie zajadły kret. Nagle jej palce natrafiły na coś twardego. Twardego i dużego. Macki paniki musnęły dziewczynę, ale wyrwała się im. Cokolwiek to było, poradzi sobie. No, chyba że przycisnęli ją granitową płytą.
Nie myśl w ten sposób!
Miała powód, dla którego musiała się wydostać. Bardzo dobry powód. I nie, nie chodziło tylko o jej życie. Niektóre sprawy nie są aż tak proste.
Zmusiła mięśnie do tytanicznego wysiłku i z całej siły naparła na coś, co blokowało jej drogę. Ruszyło się, następnie wdzięcznie przesunęło razem z pryzmą piachu i łupnęło tam, gdzie chwilę wcześniej znajdowała się głowa Alexandrii. Nie płyta, lecz bardzo duży kamień. Skurwysyny, pomyślała mimochodem. A potem wysunęła twarz ze szczeliny kurtki i zobaczyła coś. Podświadomie się bała, że nie ujrzy tego już nigdy.
Światło.
Teraz jej ruchy nie miały w sobie już nic z wyuczonej metodyczności. Alexandria odgarniała ziemię najszybciej, jak była w stanie, prąc na powierzchnię. Jeżeli czekali tam na nią ci smętni faceci z pistoletami, trudno. Pomyśli o tym, kiedy już będzie stała pod rozgwieżdżonym niebem. Czy jaka tam teraz była pora dnia.
Gdy jej ręka wreszcie wystrzeliła ponad piach, ogarnęło ją uczucie, które potem pamiętała jako brzęczącą euforię, sunącą żyłami ekstazę. Wysunęła się bardziej i wyswobodziła drugą rękę, potem podciągnęła się na tyle, na ile była w stanie zrobić to na usypującej się ziemi, i mozolnie wypełzła na powierzchnię. Zapadał już zmierzch. Światło, które widziała, było ostatnim pasem jasności na horyzoncie. Ta jasność kurczyła się z każdą chwilą, tak jak jeszcze do niedawna kurczył się zapas powietrza w prowizorycznym grobie. Została jeszcze godzina, może dwie do nastania kompletnych ciemności.
Alexandria rozejrzała się, omiatając spojrzeniem drzewa, które gęstniały na zachodzie. Las. Była w lesie. I co ważniejsze, była tu sama. Odpełzła od swojego niedoszłego miejsca pochówku, zerkając przez ramię. W dogasającym świetle widziała wystający z ziemi fragment kartonu i rozerwaną serpentynę taśmy. Ostatnie promienie słońca rzucały na nią złociste refleksy.
Spróbowała wstać, ale nie okazało się to najlepszym pomysłem. Jeszcze nie teraz. Nogi za bardzo jej drżały. Opadła na kolana i zaczęła dyszeć. Ubrudzone piachem wilgotne włosy przywarły jej do policzków i w jakiś sposób kojarzyły się ze skrzydłami kruka. W niewielkiej odległości, na skraju rzędu drzew, widziała koleiny. To tam wywlekli ją z samochodu, a potem przynieśli tutaj. Byłaś nieposłuszna, Alexandrio, a za nieposłuszeństwo się płaci, tak pewnie powiedziałby ten sukinsyn, gdyby przyjechał tu razem z nimi. Potem dodałby jeszcze, że to pierwsze i zarazem ostatnie ostrzeżenie. Ale tyle sama wiedziała.
Adrenalina wypalała się w jej żyłach, a w miarę jak odchodziła, pojawiało się zmęczenie. Alexandria czuła każdy jeden drżący mięsień w swoim ciele. Pragnienie, by położyć się na tej ziemi i chwilę odpocząć, okazało się kolejnym luksusem, na który obecnie nie mogła sobie pozwolić. To, że facetów z bronią tu nie było, nie oznaczało, że nie wrócą. To po pierwsze. Po drugie wciąż gonił ją czas.
Zacisnęła palce na wilgotnym piasku. Usta bezgłośnie uformowały jedno słowo. Imię. Może to była modlitwa, może nie, w każdym razie musiało wystarczyć.
No, dalej!
Rusz się. Rusz!
Alexandria podniosła się i nonszalanckim gestem strzepnęła z ramienia grudę ziemi. Następnie chwiejnym krokiem ruszyła przed siebie.
* * *
koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji