Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Gdy gaśnie uśmiech - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 października 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gdy gaśnie uśmiech - ebook

Aby przetrwać, musisz walczyć

Gaja to młoda policjantka, która z zaangażowaniem oddaje się każdej przydzielonej sprawie. Za jej motywami kryje się jednak bolesna przeszłość – Gaja sama kiedyś była ofiarą.
Gdy poznała Ksawerego, myślała, że wygrała los na loterii. Nie sądziła, że jej związek stanie się dla niej więzieniem. Przemoc psychiczna i fizyczna oraz manipulacje niespodziewanie zaczęły tworzyć jej codzienność. Gaja nie potrafiła odnaleźć w sobie siły, by odejść…

Teraz jednak nie jest już bezbronna, choć przeszłość nadal nie pozwala jej o sobie zapomnieć.

„Gdy gaśnie uśmiech” to coś więcej niż tylko historia funkcjonariuszki, dzień w dzień zmagającej się ze swoimi demonami. To przejmująca opowieść o triumfie nad duszącym strachem, która wstrząśnie wami, złamie was, a na końcu… poskłada na nowo.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8373-336-4
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

_Gdy zgaśnie słońce,_

_zgaśnie dzień._

_Nadchodzi mrok, a w mroku czarna otchłań._

_A w otchłani sen, aby nie stał się koszmarem._

_Gdy gaśnie uśmiech,_

_nadchodzi smutek, rozpacz i żal._

Aneta Halik

Kiedy słońce ustępuje miejsca ciemności, a dzień tonie w bezkresie nocy, nadchodzi mrok, głęboki i nieprzenikniony. Z niego wyłania się czarna otchłań, głodna, pochłaniająca każdy promyk światła. W tej otchłani kryje się sen, cienki lód między jawą a koszmarnym obłędem, gdzie każdy cień może przemienić się w demona, a każdy szept w przerażający krzyk. Gdy gaśnie uśmiech, zastępuje go smutek, ciągnący w dół jak bagno. Rozpacz krzyczy w ciszy, a żal rozdziera duszę niczym pazury niewidzialnej bestii, która czai się w mroku, czekając, aż pozwolisz jej wejść.ROZDZIAŁ 1

Wspomnienia z przeszłości

Pustka w biurze tego piątkowego wieczoru zdawała się odzwierciedlać pustkę, którą czułam, siedząc przed swoim komputerem. Otaczały mnie dokumenty sprawy, która nie dawała mi spokoju. Decyzja o pozostaniu w pracy dłużej niż zwykle nie była podyktowana tylko chęcią uniknięcia samotności w domu, ale głębokim przekonaniem, że sprawa, którą prowadziłam, kryła w sobie więcej, niż mogłyby ujawnić zwykłe rutynowe czynności.

Jakie tajemnice skrywa 15 stycznia 1990? Pytanie to, pulsujące niepewnością, pozostaje bez odpowiedzi. Zima tamtego roku przytłaczała swoim mrozem, termometry wskazywały wówczas minus czternaście stopni. Zmrok spowijał świat już o godzinie szesnastej, a ulice pustoszały, gdy większość mieszkańców szukała schronienia w cieple domowego ogniska. W ten osnuty milczeniem wieczór niepokój zasiała tajemnicza cisza panująca w jednym z domostw, co skłoniło pewnego mieszkańca, Adama, do niezapowiedzianej wizyty u państwa Milewiczów. Drzwi bez oporu uchyliły się pod jego dłonią, stając się zaproszeniem do sceny, której okrucieństwo zatrzymało go w bezruchu. Widok ciała Marka, przedsiębiorcy z branży monopolowej i właściciela lombardów, leżącego w kałuży krwi paraliżował zmysły i zmuszał do bezradnego oczekiwania. Mężczyzna, który zawitał do Milewiczów, dopiero po chwili zdecydował się wezwać pomoc.

Małżonka Marka, Nina, którą znaleziono w kuchni z nożem w dłoni, stała się symbolem desperackiej obrony. Każdy zakątek domu opowiadał historię chaosu i przemocy, które doprowadziły do tragedii.

Niestety, zimna precyzja sprawców, którzy pozostawili za sobą tylko ślady krwi i zniszczenia, stanowiła wyzwanie dla śledczych. Rodzina Milewiczów padła ofiarą niewyobrażalnego okrucieństwa, a śledztwo, mimo zgromadzonych dowodów i przesłuchania licznych świadków, stanęło w martwym punkcie.

Wspomnienia przywoływane podczas analizy akt były ciężarem, z którym musiałam się zmagać. Pomimo profesjonalizmu nie mogłam uwolnić się od porównań między brutalnością zbrodni sprzed lat a własnym życiem, również naznaczonym przemocą i bólem. Przeszłość, którą starałam się zostawić za sobą, nagle wróciła ze zdwojoną siłą, zmuszając mnie do konfrontacji z demonami, a tak bardzo chciałam ich uniknąć.

Prowadzenie sprawy zamordowanej rodziny Milewiczów stało się dla mnie osobistą misją. Z każdą przewróconą kartką akt coraz bardziej zdawałam sobie sprawę, że nie jest to tylko zwykła praca detektywistyczna. Było to dla mnie coś znacznie więcej – szansa na zrozumienie, a może nawet na znalezienie sprawiedliwości dla własnych doświadczeń.

Moja historia zaczęła się przecinać z historią rodziny Milewiczów w sposób, który początkowo wydawał się przypadkowy, ale z czasem nabrał głębszego znaczenia. Przemoc, której doświadczyłam ze strony Ksawerego, swojego męża, przypominała brutalność i bezwzględność sprawców, którzy zniszczyli życie Milewiczów. Zrozumiałam, że moja walka o sprawiedliwość dla tej rodziny była również walką o własne uzdrowienie.

Dokumenty sprawy, analizy, zeznania świadków – wszystko to stało się dla mnie nie tylko elementami pracy detektywistycznej, ale również kluczami do zrozumienia mechanizmów przemocy, zarówno tej doświadczanej przez ofiary zbrodni, jak i tej, której sama stałam się ofiarą.

Choć sprawa mnie pochłaniała, dostrzegałam zmiany również w sobie. Praca nad własnymi lękami i traumami przynosiła efekty. Dzięki determinacji, z jaką podchodziłam do sprawy Milewiczów, odzyskiwałam kontrolę nad własnym życiem. Walka o sprawiedliwość dla zamordowanej przed laty rodziny stała się dla mnie symbolem walki o własną wolność i godność.

Decyzja o włączeniu do sprawy jasnowidza była dla mnie ostatecznym potwierdzeniem, że tradycyjne metody śledcze wymagają niekiedy wsparcia mniej konwencjonalnych środków. Byłam gotowa zrobić wszystko, aby rozwikłać tę zagadkę, nawet jeśli oznaczało to wkroczenie na nieznane terytorium.

Według akt, zanim przybyły służby ratownicze, gość Milewiczów postanowił sprawdzić, czy w domu znajduje się ktoś jeszcze. Wszedł do kuchni, na podłodze leżały potłuczone talerze, a wśród nich ciało Niny. W jej dłoni tkwił zakrwawiony ostry nóż, najwyraźniej próbowała się bronić. Być może zraniła jednego z napastników. Krew z narzędzia została zabezpieczona i oddana do analizy. W całym domu panował nieporządek, jakby sprawcy działali w celach rabunkowych.

Gdy Adam znalazł zwłoki rodziny Milewiczów, krew zdążyła już zakrzepnąć. Marek Milewicz nie dawał żadnych znaków życia. Miał poderżnięte gardło. Jego żona również nie miała szans na przeżycie. Została ugodzona nożem aż dwanaście razy, śmiertelny cios został zadany prosto w serce.

W momencie, kiedy Adam miał wejść na poddasze domu, na miejsce przybyła policja i karetka pogotowia. Policja zabroniła wchodzić Adamowi do kolejnych pomieszczeń. Podczas przeszukiwań w sypialni na piętrze znaleźli nagie ciało dziewczyny. Ręce miała przywiązane do barierki łóżka, wokół było mnóstwo krwi. W celu rozpoznania zwłok policjanci zdecydowali się poprosić Adama o pomoc. Zanim jednak wszedł do pokoju, ciało młodziutkiej kobiety zostało zakryte kocem. Widoczna była tylko jej twarz.

– Czy rozpoznaje pan denatkę? – zapytał jeden z policjantów.

Po chwili usłyszeli głos wydobywający się z ust przerażonego Adama.

– Tak rozpoznaję. To córka pana Marka Milewicza. Monika, miała piętnaście lub szesnaście lat, nie pamiętam dokładnie.

– Proszę poczekać na dole, musimy zadać panu jeszcze kilka pytań.

– Oczywiście – odpowiedział mężczyzna.

W tym samym czasie ratownicy stwierdzili zgon małżeństwa. Nie byli w stanie pomóc zamordowanym.

Świadek na miejscu zdarzenia zeznał, że przyszedł do rodziny Milewiczów porozmawiać w sprawie pracy. Znali się od ponad dwudziestu lat. Od zawsze byli sąsiadami.

Gdy dotarłem na miejsce, w domu świeciły się światła, lecz panowała niepokojąca cisza. Właśnie wtedy wszedłem do ich mieszkania i ujrzałem to… całe zdarzenie. Natychmiast powiadomiłem służby porządkowe. Odwiedziłem rodzinę Milewiczów, ponieważ znalazłem się w trudnej sytuacji zawodowej. Pan Marek wspominał kiedyś, że poszukuje kierowcy. Z tego powodu zdecydowałem się na wizytę, aby omówić ewentualną współpracę.

W trakcie dokładnej analizy medycznej ciał ofiar ujawniono, że młoda kobieta odnaleziona na piętrze najpierw została agresywnie zaatakowana, następnie przykuta do łóżka, po czym zdarto jej ubranie i okrutnie ją zgwałcono. Za czyn odpowiadało prawdopodobnie trzech sprawców. Próby materiału genetycznego zostały zabezpieczone do dalszej analizy.

Późniejsze dochodzenia śledcze potwierdziły taką sekwencję zdarzeń: rodzina najprawdopodobniej spożywała kolację w salonie, gdy pojawili się sprawcy. Miało to miejsce między godziną dziewiętnastą trzydzieści a dwudziestą. Gospodarz, znaleziony najbliżej drzwi, najwyraźniej otworzył je i został zaatakowany jako pierwszy. Jeden z napastników dokonał zabójstwa z premedytacją, nie okazując wahania, jakby była to ich główna intencja. Kolejną ofiarą była żona, która prawdopodobnie zauważyła intruzów i sięgnęła po nóż. Udało jej się zranić jednego z napastników, co sugeruje krew na nożu w jej dłoni. Niestety, przewaga napastników była zbyt duża. W kuchni znaleziono dowody bójki, w tym potłuczone naczynia. Na piętrze odkryto ciało Moniki, która została poddana torturom i zgwałcona.

Oprócz oględzin mieszkania, sekcji zwłok zamordowanej rodziny i zeznań świadka, który zawiadomił policję, nie było innych dowodów zbrodni ani rysopisu podejrzanych. Śledczy prowadzący sprawę za motyw zbrodni uznali rabunek. W gabinecie Marka sprawcy opróżnili kasetkę z pieniędzmi. W domu znajdował się jeszcze sejf. Prawdopodobnie nie wiedzieli o jego istnieniu, ponieważ pozostał nienaruszony. Można założyć, że sprawcy czegoś szukali. Być może pieniędzy lub rzeczy, z których Marek miał się rozliczyć. Na parterze panował bałagan, mimo to nie skradziono wiele. Natomiast piętro, gdzie znajdywały się sypialnie, było praktycznie nienaruszone. Nie udało się ustalić, czy zaginęły jakieś kosztowności.

Śledczy, którzy zajmowali się sprawą, zastanawiali się nad kilkoma hipotezami wynikającymi ze wstępnego dochodzenia. Jednym z niezrozumiałych zachowań sprawców było przecięcie kabli telefonicznych, mimo że zaraz po wejściu zabili całą rodzinę. Dlaczego zdecydowali się odciąć łączność? Czy ich celem było zmylenie policji? Poza tym brutalność, z jaką działali, wydawała się niewspółmierna do przypisywanego im motywu. Być może od razu planowali morderstwo, skoro mieli ze sobą broń? Może nie kierowała nimi chęć rabunku, tylko zemsty? Według nieoficjalnych zeznań świadków Marek Milewicz prowadził interesy z „białoruskimi”, handlował kradzionymi kosztownościami. Może nie rozliczył się ze sprawcami, a oni dla przykładu wydali na nim i jego rodzinie wyrok, jako ostrzeżenie dla innych.

Sąsiedzi twierdzili, że rodzina nie miała żadnych wrogów, że pomagała biedniejszym we wsi. A może tej okrutnej zbrodni dokonali szaleńcy? Sprawcy działali w lakoniczny sposób. Śledczy zabezpieczyli ślady linii papilarnych, krwi, nasienia, jednak dane nie pasowały do żadnych podejrzanych w bazie.

Jeden z sąsiadów rodziny Milewiczów poinformował, że w wieczór, kiedy ich zamordowano, widział trzech mężczyzn. Byli ubrani na czarno, na głowach mieli czarne czapki i kaptury. Nie był w stanie podać dokładnego rysopisu podejrzanych, choć twierdził, że to na pewno nikt z miejscowych.

Mimo przesłuchania kilkudziesięciu świadków nie udało się zdobyć jakichkolwiek informacji o potencjalnych sprawcach. Gdyby mordercy wcześniej obserwowali willę tej rodziny, z pewnością ktoś zauważyłby obcych w tak małej miejscowości. Jednak w tym przypadku nikt nic nie widział.

Nie jest jasne, jakim środkiem transportu przybyli sprawcy, jak i kiedy wyjechali. Pewien mężczyzna, wracający pieszo z pracy, dostrzegł dwóch mężczyzn zmierzających w przeciwnym kierunku. Nie ustalono, czy mogli być potencjalnymi sprawcami. Portretów pamięciowych nie wykonano.

Sprawa miała zostać przekazana do specjalistycznego Wydziału Archiwum X. Moi koledzy wykorzystali wszelkie dostępne środki, aby odnaleźć winnych i wyjaśnić okoliczności śmierci rodziny, która została zamordowana ponad dwie dekady temu. Przed ostatecznym przekazaniem akt do archiwum zostałam zobowiązana do dokładnego przejrzenia dokumentacji, w nadziei, że uda się odkryć jakieś przełomowe informacje.

Jedna ze ścieżek dochodzeniowych nieustannie mnie intrygowała. Ofiara miała mocno związane ręce sznurkiem murarskim, na którym znajdowały się ślady betonu. Posiadanie w domu takiego rodzaju sznurka nie jest powszechne, chyba że ktoś wykonuje prace budowlane. Powinnam zbadać, kto spośród mieszkańców w latach dziewięćdziesiątych był zatrudniony na budowie lub prowadził prace budowlane. Z powodu upływu czasu perspektywy znalezienia nowych wskazówek wydają się ograniczone.

Zanurzając się w gąszcz dokumentów sprawy, nie mogłam uciec od myśli, że podobny los mógł spotkać także mnie. Mój mąż, nieustannie pogrążony w tajemniczych transakcjach, przyciągał do naszego domostwa wiele postaci o niejasnych zamiarach. Wspomnienia owiane lękiem, z czasów, kiedy to obawa przed zagrożeniem nie tylko ze strony jego towarzyszy, ale również samego Ksawerego, była moim codziennym towarzyszem, wciąż przytłaczają mnie swoim ciężarem.

W myślach nieustannie wracam do 14 kwietnia 2014 roku, dnia, kiedy po czterech latach cierpień zebrałam się na odwagę, by zgłosić na policję fakt fizycznego i psychicznego znęcania się nade mną. Zdecydowałam, że nadszedł czas, by przestać skrywać ten ponury sekret i odsłonić go przed światem. Przyszedł moment, aby odrzucić maskę niezłomności i przyznać, że nie wszystko jestem w stanie udźwignąć w samotności. Musiałam pokonać poczucie wstydu przed koleżankami i kolegami z policji, z którymi dopiero co zaczęłam współpracę. Wyjawiając moją historię, byłam zmuszona przedstawić każdy jej aspekt z najdrobniejszymi szczegółami. Moi współpracownicy, początkowo zszokowani, nie mogli uwierzyć w słyszane opowieści, podejrzewając mnie nawet o żarty. Ale gdy uświadomili sobie ciężar moich słów i zrozumieli, że mówię prawdę, zaczęli zalewać mnie lawiną pytań, pragnąc to wszystko zrozumieć.

– Jak mogło do tego dojść?

– Dlaczego nie podzieliłaś się tym wcześniej?

– Przecież mogliśmy zainterweniować, zaoferować wsparcie…

– Jak mogłaś tak długo to przed nami ukrywać?

Nie potrafiłam znaleźć słów, by odpowiedzieć na ich pytania. Szczerze mówiąc, sama pragnęłam znać odpowiedzi. Zastanawiałam się, dlaczego tak długo zwlekałam z podjęciem decyzji, dając mu kolejne szanse, kosztem własnego dobra. W końcu ogarnął mnie paraliżujący strach przed śmiercią. Ujawnienie mojej historii, jak przypuszczam, ocaliło mnie przed losem, jaki spotkał ofiary tej sprawy. Od samego początku tej pełnej nieporozumień relacji nasze drogi biegły obok siebie. Ksawery, poganiany chorobliwą zazdrością, nieustannie dopatrywał się we mnie winy za najdrobniejsze gesty. Spory wybuchały nawet wtedy, gdy odpowiadałam przechodniom na pozdrowienia. Z czasem jego obsesyjna zazdrość eskalowała, prowadząc do coraz częstszych i intensywniejszych wybuchów gniewu, podczas których poniżał mnie, obrzucając wulgarnymi obelgami.

Kilka razy starałam się zerwać te toksyczne więzy, lecz za każdym razem ulegałam jego manipulacjom i fałszywym obietnicom poprawy. „Gaja, wszystko się zmieni, ja się zmienię, tylko daj mi szansę. Uwierz, kiedy przyjdzie na świat nasze dziecko, wszystko się ułoży” – powtarzał. Te słowa jak echo odbijają się w mojej głowie, nie dając spokoju. Tyle razy zgadzałam się na kolejną szansę, a sytuacja nie ulegała poprawie, a nawet pogarszała się z każdym dniem. Wspólne życie pod jednym dachem, które miało być idylliczne, szybko przerodziło się w koszmar. Kiedy zaszłam w ciążę, jego reakcja była daleka od obiecanego entuzjazmu – wręcz przeciwnie, niemal codziennie budził mnie w nocy i obrzucał wyzwiskami. Sytuacja stawała się coraz bardziej nieznośna, a on usiłował mnie przekonać, że dziecko nie jest jego, co tylko pogłębiało moje cierpienie i poczucie beznadziei.

W przełomowej chwili doszło do konfrontacji, której kulminacją było brutalne pobicie, skutkujące moim przyjęciem do szpitala. Ledwie uchowałam życie, znajdując się na granicy fizycznego i psychicznego wyczerpania, pozbawiona jakichkolwiek sił. Powrót do domu miał zwiastować kres przeżywanego koszmaru, lecz okres względnego spokoju prysł po zaledwie dwóch tygodniach. Prawdziwa natura Ksawerego ponownie się ujawniła. Oczekiwanie na jego powrót z pracy naznaczone było wzmożonym napięciem. Starałam się zachować spokój i ignorować wszelkie prowokacje, niestety, nie udało mi się uniknąć tragedii, która była mi pisana. Gniew Ksawerego eskalował, a ja stałam się bezbronnym celem jego agresji, przemieniona w niemy symbol jego frustracji. Z bezlitosną siłą kopał mnie po nogach, biodrach, a nawet brzuchu, chwytał za szyję, podnosił i wielokrotnie uderzał moją głową o ścianę. Tamtego wieczoru Ksawery, przepełniony ślepą furią, doprowadził mnie do stanu nieprzytomności. W wyniku tego aktu przemocy straciłam naszą córkę.

Gdy myślę o tych wydarzeniach, nurtuje mnie pytanie o granice naiwności – jak można było poświęcić tyle lat życia, próbując ocalić coś, co w rzeczywistości nigdy nie istniało?

Wspominam scenę, kiedy to staliśmy na ślubnym kobiercu, wierząc, że wspólnie będziemy w stanie przezwyciężyć wszelkie napotkane trudności oraz wyzwania. Niestety, okres radości był krótkotrwały. Ślub okazał się dniem, w którym Ksawery ujawnił swoją prawdziwą naturę: był osobą bezwzględną, brutalną, impulsywną, a co gorsza, skłonną do zemsty. Moja bezwarunkowa miłość i zaangażowanie nie wpłynęły na zmianę dynamiki naszych relacji. Każdy kolejny dzień przeradzał się w koszmar, stając się dla mnie piekłem na ziemi. Zamiast oczekiwanej miłości otrzymywałam zniewagi i poniżenie. Zostałam pozbawiona prawa do głosu i samodzielnego podejmowania decyzji, byłam traktowana jak niewolnica.

Nie pamiętam wszystkiego z tego dnia, w którym omal straciłam życie. Pamięć powraca powoli. Znów przed oczyma widzę, jak leżę na podłodze, Ksawery bierze nóż z kuchni i wbija mi go w brzuch. Krew wypływa i tworzy coraz większą kałużę. Tracę przytomność i budzę się w szpitalu. Chcę zobaczyć bliznę na brzuchu. Niestety nie mam siły się podnieść. Unoszę głowę, a wszystko dookoła wiruje, obraz jest rozmazany.

Mimo podanej morfiny nadal czułam ogromny ból. Byłam tak słaba, że zamykając oczy, traciłam przytomność. W snach dręczyły mnie koszmary z przeszłości. Przez kilka dni starałam się dokonać przewartościowania mojego życia. W szpitalu nikt mnie nie odwiedzał. Dzięki temu miałam trochę spokoju. Ksawery również nie przyszedł, zapewne bał się, że zostanie zatrzymany. Oczywiście podczas pobytu w szpitalu nie powiedziałam, co tak naprawdę się stało, ze strachu nie zawiadomiłam policji. Powołując się na luki w pamięci, starałam się nic nie mówić. Do domu nie wróciłam, ukryłam się u mojej cioci, której nie znał. Koszmarne sny nie dawały mi spokoju, lecz pocieszenie ze strony krewnej przyniosło nadzieję i pomogło stanąć do walki, którą podjęłam.

Wiedziałam, że nie mogę wiecznie się ukrywać, bo prędzej czy później ten potwór mnie dopadnie i skrzywdzi. Dręczył moją rodzinę. Odgrażał się, mówiąc: „Jeżeli ona do mnie nie wróci, to was pozabijam”. Bałam się o moich bliskich i o to, że będą mieli przeze mnie kłopoty.

U cioci spędziłam kilka dni. U niej się wyciszyłam i przemyślałam plan ucieczki od męża. Ponownie wróciłam do swojego oprawcy, udając, że wszystko gra. Starałam się opanować lęk. Wiedziałam, że muszę znaleźć wyjście z tej beznadziejnej sytuacji. Nie mogłam dalej uciekać! Musiałam rozwiązać swoje problemy.

Zanim jednak zaczęłam walczyć o siebie, wszystko skrupulatnie przemyślałam i opracowałam doskonały plan, dzięki któremu zamierzałam pokonać bestię. Musiałam zemścić się za wszystko, co mi zrobił. Zabił nasze nienarodzone dziecko. Nie mogło mu to ujść płazem. Zmieniłam całkowicie życie, zaczęłam wszystko od nowa. Po kolei dokonywałam znaczących zmian. Po kryjomu zrezygnowałam z pracy i zarejestrowałam się w Powiatowym Urzędzie Pracy, aby mieć ubezpieczenie i pieniądze z zasiłku. Wychodziłam z domu, mówiąc, że idę do pracy, a tak naprawdę pracowałam nad kondycją na zajęciach z krav magi. Wzięłam udział w naborze do policji. Przeszłam wszelkie egzaminy i testy. Dzień, w którym otrzymałam potwierdzenie o przyjęciu mnie do szkoły policyjnej, był jednym z najszczęśliwszych w moim życiu. Czas nauki był dla mnie wyzwaniem nie tylko pod względem fizycznym, ale i psychicznym. Praca w służbie stała się nowym etapem, który ochronił mnie przed śmiercią i byciem ofiarą.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: