- W empik go
Gdy jesteś obok - ebook
Gdy jesteś obok - ebook
Czy mężczyzna, który jest obok, to na pewno ten wymarzony?
Dawid jest idealnym narzeczonym: przystojny, inteligentny i troskliwy. Nina czuje się z nim szczęśliwa, jednak jej serce wciąż bije szybciej na myśl o Adrianie, lekarzu, który ją intryguje. Aby uciec od wątpliwości, jakie pojawiają się podczas planowania wspólnego życia z Dawidem, kobieta postanawia skupić się na znalezieniu nowej pracy. Jednak gdy dowiaduje się o romansie młodszej siostry z żonatym mężczyzną, niepewność Niny wobec własnych uczuć pogłębia się.
Czy Dawid na pewno jest tym jedynym? Jak nowa praca wpłynie na życie Niny? A może jej wątpliwości to typowe obawy każdej panny młodej i nie warto się nimi przejmować?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66570-63-4 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przepraszam. Tylko tym słowem umiem wyrazić wszystko, co przez te kilka dni zdążyłem spaprać. Zgubiłem list Izki, zwaliłem na Ciebie cały ciężar poszukiwań i jak głupi pozwoliłem, by Zofia wyniosła pół firmy mojej siostry. Więc wstyd mi jak jasna cholera. Zwłaszcza za ten ostatni dzień. Iza zawsze mówiła, że jesteś najlepszą osobą na świecie. I miała rację. Tylko taki idiota jak ja mógł tego nie dostrzec. Więc teraz chcę to nadrobić. Chcę Cię przeprosić. Ale przede wszystkim chcę, żebyś wiedziała, że znalazłem w Tobie ciepło i piękno, o którym tyle mówiła mi siostra. Znalazłem spokój, którego przez lata mi brakowało. Wiem, że za późno. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że moje małżeństwo z Zofią jest definitywnie skończone, ale tak naprawdę rozpadło się już dawno. Wracam do Poznania sam, z poczuciem, że straciłem najdroższy skarb, choć był tak blisko. Ciebie. Do końca życia będę zazdrościł Izabeli Twojej obecności i Twojego uśmiechu. Chyba że jednak kiedyś mi wybaczysz. Wszystko. Głupotę i błędy ortograficzne też.
Więc będę czekał. Z taką głupią nadzieją, że te buty, które Ci wysłałem, sprawią, że do mnie przybiegniesz.
AdrianNina nerwowo międliła w dłoni kartkę. Świstek papieru był już tak wygnieciony, że ledwo można było odczytać napisane na nim słowa. Mogła właściwie śmiało go wyrzucić. Treść liściku i tak została zapisana głęboko w jej sercu. Kartka była jej potrzebna tylko po to, by zająć czymś spocone ze strachu dłonie.
Dawid przyglądał się jej posępnym wzrokiem. Od dwóch godzin próbował namówić ją na powrót do domu. Bezskutecznie.
– Ninka, to bez sensu – mruknął. – I tak nikt cię nie wpuści. Nie jesteś członkiem rodziny.
Uparte milczenie zaciśniętych warg było jedyną odpowiedzią.
Poddał się.
– No dobra. Ja na chwilę wyjdę. Muszę zapalić. Przy okazji kupię jakąś kawę. Jaką dla ciebie wziąć?
– Cappuccino. Dzięki.
Naprawdę była mu wdzięczna. Zdawała sobie sprawę, że są lepsze sposoby na spędzanie piątkowej nocy niż siedzenie w szpitalu i czekanie na informację o stanie zdrowia obcego faceta. W dodatku niezbyt lubianego. Wiedziała, że niewielu mężczyzn zgodziłoby się na takie poświęcenie, nawet dla ukochanej kobiety.
Dawid był wyjątkowy. Gdy tylko dowiedziała się o wypadku, bez zbędnych pytań wsiadł w samochód i przywiózł ją do szpitala. A teraz wytrwale siedział tu od dwóch godzin i próbował ją pocieszać. Dopiero przed chwilą się poddał. Nina i tak nie reagowała na jego wysiłki, wpatrzona wystraszonym wzrokiem w drzwi szpitalnej salki.
Zaproponował tę kawę tylko dlatego, że jego cierpliwość niebezpiecznie zbliżała się do zera. Musiał zapalić i choć na chwilę przestać udawać, że cała ta sytuacja w ogóle go nie wkurza.
A wkurzała go straszliwie. Zupełnie inaczej wyobrażał sobie tę noc. Kilka godzin temu podczas kolacji w ich ulubionej knajpce wsunął na palec Niny pierścionek zaręczynowy. Po powrocie do domu niemal natychmiast wylądowali w sypialni. Czuł się szczęśliwy jak nigdy dotąd, gdy tuż po jedenastej leżał w łóżku, trzymając przysypiającą Ninę w ramionach. Jeden cholerny telefon zepsuł wszystko.
Dawid wyszedł z budynku szpitala i wyciągnął z kieszeni kurtki papierosy. Jakiś czas temu obiecał Ninie, że rzuci palenie, a paczka, którą miał przy sobie, miała być tą ostatnią. Cieszył się, że jej nie wyrzucił. W przeciwnym razie dostałby szału, tkwiąc tu przez tyle czasu. I to z powodu tego faceta.
Zaciągnął się, próbując choć trochę ochłonąć.
Bogiem a prawdą rozumiał Ninę. Nie miał też powodu, by wściekać się na Adriana Zaniewskiego, który chwilę przed dwudziestą drugą został przywieziony z wypadku samochodowego. Cała sytuacja drażniła go raczej ze względu na inną bohaterkę tego dramatu. Siostra Zaniewskiego, Izabela, od lat była bliska Ninie. Ich przyjaźń trwała nieprzerwanie już od czasów studiów i nie osłabiła jej nawet odległość – Nina mieszkała w Poznaniu, zaś Izka zdecydowała się wrócić do rodzinnej Radgoszczy. Otworzyła firmę organizującą śluby i wyglądało na to, że doskonale się jej wiedzie. Przynajmniej do zeszłego miesiąca, gdy Nina otrzymała od przyjaciółki alarmujący list. Zdenerwowała się tak bardzo, że biegnąc do domu, wpadła pod samochód. Miała wtedy więcej szczęścia niż rozumu, bo skończyło się na zwichnięciu nogi i kilku siniakach, choć im dłużej Dawid o tym myślał, tym bardziej dochodził do wniosku, że wolałby trochę poważniejsze konsekwencje. Wówczas Nina musiałaby zostać w szpitalu na obserwacji. A tak wymusiła wypis na własną odpowiedzialność i jeszcze tego samego dnia pojechała do Radgoszczy.
Na miejscu zamiast Izabeli zastała zdenerwowanego do szaleństwa brata przyjaciółki. I on dostał niepokojący list od siostry. Oboje zmartwili się jeszcze bardziej, gdy okazało się, że Izabela postanowiła z niewiadomych powodów wyjechać, najprawdopodobniej na stałe. Tyle zrozumieli ze słów prawnika, któremu pozostawiła dyspozycje, by jej firmę przekazał Ninie, zaś duży, piękny dom – Adrianowi.
Dawid żachnął się zdenerwowany. Nie znał wprawdzie szczegółów całej tej afery, ale był wściekły na przyjaciółkę Niny. Jakby jego narzeczona nie miała dość własnych problemów! Tego samego dnia, gdy przyszedł list od Izabeli, Nina pokłóciła się z szefową i odeszła z pracy. Nawet nie zdążyła ochłonąć, a już musiała jechać ratować przyjaciółkę. Owszem, razem z Adrianem zdołali wreszcie odnaleźć Izabelę i wyjaśnić przyczynę jej nagłej ucieczki, ale Dawidowi całe współczucie dla Izy przeszło, gdy w piątek rano Nina wreszcie wróciła do domu. Blada, wykończona, wyglądała jak siedem nieszczęść. Adrian Zaniewski najwyraźniej również był w fatalnej formie, skoro wracając z Radgoszczy do Poznania, zjechał z drogi i walnął w drzewo. I choć Dawid do tej pory ograniczał się do dobrodusznych kpinek na temat silnej więzi łączącej Izę i Ninę, coraz bardziej niechętnie patrzył na tę przyjaźń. Naprawdę trudno mu było odpędzić irracjonalne podejrzenie, że Izabela przynosi bliskim ludziom pecha.
To właśnie pomyślał, gdy chwilę przed północą zapłakana Izka poinformowała Ninę przez telefon o wypadku brata. Właściwie Dawid nie bardzo wiedział, dla kogo Nina uparła się jechać natychmiast do szpitala: dla Izy, która razem ze swoim partnerem dotarła już na miejsce, czy dla samego Adriana. Nie miał czasu się nad tym zastanowić. W pośpiechu wciągnął na tyłek dżinsy, założył pierwszą lepszą koszulkę i wybiegł z domu, poganiany nerwowymi okrzykami narzeczonej.
A teraz tkwił w szpitalu, choć minęła już pierwsza w nocy. Tkwił i bardzo próbował opanować złość na myśl o kobiecie, która czuwała przy rannym bracie. Nie wyszła przywitać się z Niną, a sama Nina nie chciała wpychać się do szpitalnej sali. Siedziała blada na korytarzu i nieruchomym wzrokiem wpatrywała się w drzwi.
Dawid zgasił papierosa i powolnym krokiem ruszył w kierunku automatów z kawą. Sam postanowił zrezygnować z kofeiny. Złość na Izabelę wystarczająco podniosła mu ciśnienie, choć musiał przyznać, że ten gniew jest głupi i irracjonalny. Gdy dojechali do szpitala, Iza i Szymon byli już u Adriana, a Nina uparła się czekać zamiast po prostu zapukać albo telefonicznie dać znać przyjaciółce, że również dotarła na miejsce.
Odkąd poznał Ninę, pragnął zapewnić jej dobre, wolne od trosk i szczęśliwe życie. Tymczasem afera z szefową ukochanej, a potem druga, jeszcze gorsza, z Izabelą w roli głównej, udowodniły mu, że nie jest w stanie obronić Ninki przed całym złem tego świata. Bardzo nie spodobało mu się to odkrycie. I choć trudno mu było powstrzymać niechęć do wszystkich, którzy burzyli spokój ducha jego narzeczonej, postanowił zacisnąć zęby. Teraz mógł tylko wspierać Ninę swym opanowaniem. Pomimo świadomości, że naprawdę bardzo trudno będzie udawać sympatię dla Izabeli.
Po krótkim namyśle wybrał gorącą czekoladę zamiast kawy. Wypił ją szybko i kupił cappuccino dla Niny. Z ciężkim westchnieniem ruszył na piętro, na którym leżał Zaniewski.
Nina powoli traciła poczucie czasu. Miała wrażenie, że siedzi tu już nie godziny, ale całe lata. Obok panował gwar. Co chwilę ktoś przebiegał, krzyczał, domagał się odpowiedzi od lekarzy. Od czasu do czasu mignął biały lekarski fartuch. Umysł Niny ledwo rejestrował całe to zamieszanie. Trwała w otępieniu wywołanym przez zmęczenie i strach. Była im wdzięczna. Nie zniosłaby rozdarcia pomiędzy niecierpliwością, by dowiedzieć się czegoś o Adrianie, a poczuciem, że nie powinna tu w ogóle być. Nie po tym, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dwóch tygodni w Radgoszczy. Już zdecydowała, że chce się od tego odciąć. Przyjęła pierścionek zaręczynowy od Dawida. Znaleziony w rozpakowywanych po powrocie do domu rzeczach liścik zachwiał wprawdzie jej postanowieniem, ale tylko na chwilę. Zgniatając go, była pewna, że zrobiła najważniejszy krok w kierunku wyrzucenia Adriana ze swojego życia. Była na właściwej drodze.
Ale zawróciła z niej niemal natychmiast, gdy tuż przed północą odebrała telefon od Izabeli. Uczucia wróciły z siłą huraganu. Tym bardziej z wdzięcznością przyjęła otępienie, które zaczęło opanowywać jej umysł, gdy siedziała bezczynnie w szpitalnym korytarzu. Nie zniosłaby gorączkowych wyrzutów sumienia na myśl, że wciąż nie jest pewna swojego wyboru.
Wreszcie drzwi salki uchyliły się lekko. Nina poderwała się z krzesła. Na korytarz wyszedł najpierw Szymon, partner Izabeli, potem sama Izka. Po raz ostatni delikatnie uśmiechnąwszy się do leżącego na szpitalnym łóżku brata, zamknęła za sobą drzwi. Dopiero na widok przyjaciółki usta zaczęły jej drżeć.
– To wszystko moja wina – jęknęła.
Nina natychmiast poderwała się z krzesła i podbiegła do przyjaciółki. Mocno przytuliła roztrzęsioną Izę.
– Przestań gadać takie bzdury. Przecież nawet tam ciebie nie było.
– Ale gdybym nie wyjechała bez słowa, nie musielibyście mnie szukać. Oboje byliście wykończeni, przecież widziałam! Jak ostatnia idiotka pozwoliłam mu wsiąść do auta!
Nina zagryzła wargi. Było w tym trochę racji. I ona, i Adrian przez te kilka dni w Radgoszczy przeżyli koszmar. Po wyjaśnieniu sprawy zrozumieli motywy, jakimi kierowała się Iza, i nie mieli do niej pretensji. Nie zmieniało to jednak faktu, że jej tajemniczy wyjazd przysporzył im sporo nerwów, a do tego namieszał w życiu osobistym obojga. Jeżeli Adrian czuł się tak samo fatalnie jak Nina, wsiadanie za kółko było kiepskim pomysłem, szczególnie że Zaniewski miał tendencję do nieostrożnej i szybkiej jazdy. Tylko z drugiej strony, co Izabela mogła zrobić? Nina poznała jej brata wystarczająco, by wiedzieć, że charakter ma równie ciężki jak nogę.
– Iza, przestań – szepnęła, tuląc zapłakaną przyjaciółkę. – To nie jest twoja wina. Powiedz mi lepiej, jak on się czuje.
Ale Izabela nadal głośno szlochała. Tylko to zmuszało Ninę do panowania nad własnymi nerwami. Iza zawsze była bardzo emocjonalna, najpierw musiała wylać z siebie wszystkie nagromadzone emocje. Nina wręcz przeciwnie – w pierwszej kolejności dążyła do opanowania sytuacji. Kiedy wreszcie pozwalała sobie na trochę zamartwiania, z reguły okazywało się, że nie ma już ku temu żadnych powodów. Teraz również postanowiła uspokoić roztrzęsioną Izę, która płakała tak okropnie, że nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa.
Dopiero Szymon zlitował się nad Rusałkowską.
– Nie ma tragedii – powiedział cicho. Podszedł bliżej i głaskał Izę po włosach. – Trochę się połamał, ale to i tak nieźle, biorąc pod uwagę, że skasował auto. Jak chcesz, możesz do niego wejść, jest przytomny. Całkiem sensownie rozmawia. Wyjaśnił wszystko i nam, i policji. Wygląda na to, że przysnął za kierownicą. Zajrzyj tam do niego na moment. Ja spróbuję uspokoić Izę i zabiorę ją do domu.
– Chcecie dzisiaj wracać? To chyba kiepski pomysł.
– Nie, nie ma mowy. Adrian dał nam klucze do swojego domu, przenocujemy kilka dni u niego. Zobaczymy, jak długo. Do poniedziałku na pewno. No, Izunia, zbieramy się. Ostatnio robiłaś, co się tylko dało, żeby unikać szpitali i lekarzy. Bo jeszcze pomyślimy, że masz chęć to nadrobić. Całkiem prawdopodobne, jeżeli będziesz się przemęczać.
– Umówiliście się z tym Adkiem czy co? – chlipnęła Iza. Chwilę wcześniej brat, zamiast skupić się na sobie, marudził jej dokładnie tak samo. Najwyraźniej chirurgowi nie mieściło się w głowie, że tym razem sam wylądował w szpitalnym łóżku, i nie potrafił pozbyć się wieloletnich nawyków. Nawet będąc pacjentem, pouczał pielęgniarki oraz lekarza, który przyjął go na dyżurze. Samej Izabeli również zmył głowę za przyjazd do Poznania w środku nocy. Gdyby nie liczne siniaki, spora rana na plecach oraz złamana ręka, nikt by nie uwierzył, że tego faceta przywieziono po bardzo poważnym wypadku. Ku zdziwieniu pielęgniarki Adrian odmówił nawet zażycia leków przeciwbólowych, więc nie było szans, że uśnie lub po prostu się uspokoi i przestanie rozstawiać wszystkich po kątach. Wręcz przeciwnie. Zirytował się jeszcze bardziej, gdy okazało się, że wymagająca szycia rana znajduje się na jego plecach. Sytuacja nie do przyjęcia dla apodyktycznego chirurga, który w innym przypadku po prostu zażądałby narzędzi i sam załatwił sprawę.
Wszystko to wskazywało, że stan Adriana jest całkiem niezły i nic bezpośrednio mu nie zagraża. Poza irytacją pielęgniarki, która coraz częściej zerkała ku pacjentowi z chęcią, by jednak przemycić mu w kroplówce środki na uspokojenie.
Ale o tym ostatnim Izabela nie miała pojęcia. Tylko dlatego dała się wreszcie przekonać do opuszczenia szpitala. Bardzo liczyła też na Ninę, która do tej pory była jedyną osobą zdolną okiełznać porywczy charakter jej brata.
– Zadzwonisz potem? – poprosiła przyjaciółkę.
– Zadzwonię, ale rano – powiedziała Rusałkowska stanowczo. – I umówimy się, co dalej. Teraz jedź odpocząć i przygotuj mu jakieś rzeczy. Nie wiem, ile go w tym szpitalu będą chcieli zatrzymać.
– Mam raczej obawy, że będą chcieli się go jak najszybciej pozbyć – westchnęła zrezygnowana Iza. – Myślałam, że to ja jestem najgorszą pacjentką roku, ale widzę, że przy Adku odpadam w przedbiegach. Trzymaj się, kochana. I nie daj się sterroryzować.
Nina odprowadziła wzrokiem Izabelę i Szymona, którzy wsiadali do windy. Dopiero potem wzięła głęboki oddech i podeszła do drzwi, za którymi na szpitalnym łóżku leżał Zaniewski. Zastukała i nie czekając na odpowiedź, wsunęła się do środka.
Choć w pomieszczeniu znajdowały się cztery łóżka, zajęte było tylko jedno, pod oknem. Trudno powiedzieć, czy był to przypadek, czy też personel szpitala celowo odseparował wyjątkowo marudnego i irytującego pacjenta od pozostałych.
Nina omal nie parsknęła śmiechem, gdy z łóżka dobiegł ją nieznoszący sprzeciwu głos:
– Nie, dziękuję. Naprawdę nie potrzebuję leków przeciwbólowych. Za to poczuję się lepiej, gdy dostanę wreszcie do obejrzenia swoje wyniki.
– Niestety nie mam twoich wyników. Nawet gdybym bardzo chciała je przynieść, to musiałabym je chyba ukraść. A na znieczulenie mogę kupić ci czekoladę.
Skarciła się za czuły ton w głosie. Tak bardzo chciała odciąć się od tego mężczyzny, a wystarczył jej widok jego bladej twarzy, na której perliły się kropelki potu, by wszystkie postanowienia poszły w kąt.
Adrian z trudem odwrócił głowę w jej stronę. Z jego twarzy natychmiast zniknęło zniecierpliwienie. Ale uśmiech się nie pojawił.
– Nina. Co ty tu robisz? – spytał szorstko.
Nie ucieszył się na jej widok. Przemknęło jej przez myśl, że popełniła błąd, wchodząc tutaj.
– Mogłabym spytać cię o to samo – spróbowała zażartować. – Jak się czujesz?
– Z tego, co słyszałem, lepiej niż mój samochód. Naprawdę nie musicie z Izką robić takiego rabanu.
Gdyby to było takie proste!
Podeszła bliżej do łóżka i usiadła na stojącym obok krześle.
– Adrian, nie przyszłam, żeby robić raban – powiedziała. – Bardzo się cieszę, że ten wypadek nie skończył się dużo gorzej. Prawdę mówiąc, to w ogóle nie zamierzałam tu wchodzić. Po prostu chciałam, żebyś wiedział, że dostałam od ciebie ten liścik. Nie wiedziałam, w jakim jesteś stanie. Bałam się, że nie zdążę się z tobą spotkać. Gdyby nie ten wypadek, i tak porozmawiałabym z tobą o tym przez telefon. Chciałam, żebyś wiedział, że ta wiadomość bardzo wiele dla mnie znaczy. Znacznie więcej, niż sama mogłabym się spodziewać. Jeżeli nie chcesz, nie musimy dziś o tym dyskutować. Spotkamy się, jak już wyjdziesz ze szpitala.
Adrian słuchał jej słów w milczeniu. To tylko utwierdziło Ninę w przekonaniu, że nie powinna była zaglądać do salki.
– Przepraszam – mruknęła, ukradkiem ocierając łzę w kąciku oka. – Pójdę już.
Ale zanim odwróciła się i wyszła na korytarz, Adrian chwycił ją za rękę.
– Nie. Zostań – poprosił niespodziewanie miękkim i cichym głosem. – Chcę wiedzieć.
Spróbował się do niej uśmiechnąć, choć rozcięta, opuchnięta warga musiała boleć.
Nina wzięła głęboki oddech. Boże, tak bardzo bała się tej chwili. Jak ostatnia idiotka nie zastanowiła się, co zrobi dalej. Chciała powiedzieć mu, że przeczytała jego list, jednak nie przemyślała, co potem. Sama nie wiedziała. Miała w głowie kompletną pustkę.
Znów przysiadła obok łóżka. Adrian wpatrywał się w nią z nadzieją. Wciąż ściskał jej dłoń z siłą, o jaką nie podejrzewałaby ofiary poważnego wypadku. Uniosła drugą rękę i delikatnie nakryła nią jego dłoń.
– Adrian…
W tym momencie twarz Zaniewskiego stężała. Przeniósł wzrok na jej palce i pobladł jeszcze bardziej.
– Nie musisz nic mówić – wymamrotał. – Już wszystko wiem.
Przerażona Nina w pierwszej chwili chciała biec po lekarza. Dopiero pełne rozczarowania spojrzenie, jakie Adrian wciąż wbijał w jej dłoń, sprawiło, że oprzytomniała. Jej twarz oblała się purpurą.
– Adrian, wszystko ci wytłumaczę…
– Nie trzeba. – Jego głos na powrót stał się szorstki i nieprzyjemny. – Wybrałaś. Dziękuję, że przyszłaś mi o tym powiedzieć. Przynajmniej wiem, jak wygląda sytuacja. Będę wdzięczny, jeżeli już pójdziesz i nie będziesz mnie więcej odwiedzać. Żegnaj, Nino.
Odepchnął jej ręce i odwrócił się od niej.
– Idź już! – warknął, bo nadal stała jak słup, gapiąc się na niego przerażonym wzrokiem.
Złość w jego głosie była jak policzek. Bolała tak bardzo, że Nina prawie poczuła ją fizycznie. Znacznie gorsza była jednak pewność, że sprawa jest już zamknięta. Nawet jeżeli ona sama jeszcze trochę się wahała, Adrian miał więcej siły, by definitywnie zakończyć sprawę.
– Przepraszam – wyszeptała tylko i czym prędzej opuściła salę.
Biegnąc w stronę windy, omal nie zderzyła się z narzeczonym. Dawid zaklął. Udało mu się nie upuścić kubka z kawą, ale kilka kropli gorącego napoju wylądowało mu na ręce. Jednak znacznie bardziej od oparzonej boleśnie skóry wystraszył go widok roztrzęsionej Niny, która z całej siły zaciskała usta, żeby się nie popłakać. „Cholerna Kunicka”, przemknęło mu przez myśl pod adresem Izabeli. Ani przez chwilę nie pomyślał, że to ktoś inny jest przyczyną zdenerwowania jego ukochanej.
Nina najwidoczniej go nie zauważyła. Sprawiała wrażenia zbyt wytrąconej z równowagi, by dostrzec kogokolwiek. Wyglądała na osobę, którą interesuje tylko jedno: żeby jak najszybciej wydostać się ze szpitala. Dawid zerknął na trzymane w dłoni cappuccino z automatu i bez wahania zostawił je na parapecie najbliższego okna. Potem pobiegł za narzeczoną, z mocnym postanowieniem, że w domu zaparzy jej porządną kawę, najlepiej z dodatkiem whisky.
Dogonił ją na parkingu.
– Ninka!
Rusałkowska wzięła głęboki oddech. Lipcowa noc była parna i kobieta czuła, że lada chwila udusi się lepkim, gęstym powietrzem miejskiego zaduchu. Oddałaby wszystko za ulewę, która była na dziś zapowiadana w niemal każdej prognozie. Chciała, by deszcz zmył z niej wszystko, co przez ostatnie dwa tygodnie głęboko związało ją z Adrianem Zaniewskim. Sama ucieczka ze szpitala to było za mało. W głowie nadal słyszała szorstki głos brata Izabeli.
Chwilę trwało, nim przez powtarzane w pamięci słowa Zaniewskiego przedarł się głos Dawida. Dopiero teraz zorientowała się, że ją dogonił i niespokojnie dopytywał, co się stało.
– Nic – wydusiła z siebie w końcu. Musiała wziąć się w garść. Jeszcze tego brakowało, by Dawid odkrył, co nią tak wstrząsnęło. To były sprawy, z którymi powinna uporać się sama. – Chyba nie jestem tam już potrzebna. Z Adrianem nie jest najgorzej, zresztą Iza i Szymon też już pojechali. A mnie po prostu zrobiło się słabo. Naprawdę czuję się okropnie zmęczona. Bardzo cię proszę, wracajmy do domu.
Dawid chciał zaprotestować, że być może w takim razie powinni wrócić do szpitala, chociażby po to, żeby ktoś zmierzył Ninie ciśnienie, ale Rusałkowska wsiadła już do auta. O powrocie na izbę przyjęć nie chciała nawet słyszeć. Co miał zrobić… Wsiadł za kierownicę i odpalił silnik.
– No dobra – mruknął, zerkając z ukosa na bladą, ale zawziętą twarz ukochanej. – Ale jeżeli jutro nadal będziesz się źle czuła, przemyśl zrobienie chociaż podstawowych badań. Tak jak się umawialiśmy przed tą całą aferą w Radgoszczy.
– Pewnie – mruknęła machinalnie Nina. Nie bardzo rozumiała, w jakim celu miałaby się badać. Poprzednio rozmawiali o tym w kontekście zwolnienia lekarskiego, które dałoby Rusałkowskiej czas na przemyślenie, jak rozsądnie rozwiązać sprawę awantury z szefową, gdy przemęczona liczbą obowiązków Nina wykrzyczała przełożonej, że chce odejść z firmy. Znając Wiolettę, mogła się spodziewać, że reakcją na taki bunt na pokładzie będzie zwolnienie dyscyplinarne. Bardzo chciała tego uniknąć i za radą Dawida oraz koleżanki zdecydowała się iść na L4. W głębi duszy czuła, że przepracowany organizm i tak by lada dzień odmówił współpracy.
Niespodziewanie sprawa rozwiązała się sama, gdy czekając w pobliskim parku na wizytę u lekarza, wyjęła z torebki otrzymany dzień wcześniej polecony od Izki. A następnie zdenerwowała się tak bardzo, że wpadła pod nadjeżdżające auto. Zwolnienie wystawił jej wówczas nie kto inny, jak Adrian Zaniewski, który przyjął ją w szpitalu. Wtedy jeszcze go nie znała. W pierwszej chwili uznała go nawet za antypatycznego gbura. Gdyby tylko wiedziała, że wkrótce razem z tym człowiekiem będzie zmuszona głowić się nad zagadką tajemniczego zniknięcia Izabeli i że ta sprawa tak bardzo ich do siebie zbliży!
Z powodu tego wspomnienia Ninie naprawdę zrobiło się słabo. Ale na taką słabość było tylko jedno lekarstwo. I zdecydowanie nie można go było kupić. Nawet na receptę.
– Wiesz co, muszę odpocząć – powiedziała do zatroskanego Dawida. – W poniedziałek złożę wypowiedzenie i wezmę zaległy urlop. Pewnie jak wyjedziemy na wakacje, to wreszcie złapię oddech. Możemy nawet jechać do Karoli.
Twarz Dawida rozjaśnił uśmiech. Do tej pory Nina niezbyt chętnie odwiedzała jego mieszkającą nad morzem starszą siostrę. A jeżeli już, to wolała zatrzymywać się w pensjonacie niż w dużym, nowoczesnym domu Karoliny. Trochę to rozumiał. Karola miała dość apodyktyczny charakter i za bardzo lubiła organizować swoim gościom czas. Mogła sobie na to pozwolić, gdyż jako właścicielka sieci dobrze prosperujących kafejek sama decydowała o swoich godzinach pracy. Nina nie miałaby nic przeciwko integracji z przyszłą szwagierką, jednak chętnie wybrałaby się na wieczorny spacer albo wycieczkę tylko z narzeczonym. Niekoniecznie miała chęć, by na każdym kroku towarzyszyły im Karolina oraz jej rozpieszczona, kilkuletnia córeczka. Chociażby z tego powodu, że mała Tosia darła się wniebogłosy, ilekroć na horyzoncie pojawiał się ktoś, kto jadł watę cukrową lub gofra. Zdecydowana przyzwyczajać dziecko od najmłodszych lat do zdrowej diety Karola kategorycznie trzymała ją z daleka od wszelkich łakoci. Równie kategorycznie Nina odmawiała zrezygnowania z ulubionych wakacyjnych przekąsek. W rezultacie Dawid sam coraz częściej dochodził do wniosku, że wyjazdy do siostry upływają w znacznie sympatyczniejszej atmosferze, gdy wraz z narzeczoną mieszka w pensjonacie. Trwająca chwilę uraza Karoliny naprawdę była niczym w porównaniu z napiętą atmosferą, którą jeszcze mocnej podkręcała rozkapryszona Tosia.
Tym bardziej Dawid docenił decyzję narzeczonej. Mogłaby śmiało zaproponować wyjazd na Teneryfę. Taki pomysł też byłby świetny, ale miał dobre relacje z siostrą i zależało mu, by regularnie ją odwiedzać.
– Zadzwonię do Karoli z samego rana – obiecał, wyjeżdżając z parkingu przed szpitalem. – Zobaczysz, że to bardzo dobry pomysł. Odpoczniesz i złapiesz trochę dystansu. A potem bez problemu ogarniesz nową, fajniejszą pracę. Tak sobie myślałem, że mogłabyś nawet…
Nie dokończył, bo Nina z jękiem uniosła dłoń i położyła mu palec na ustach.
– Dawid, bardzo proszę. Rozważę to, jak rzeczywiście trochę odetchnę. Teraz chcę pomyśleć o kilku godzinach snu we własnym łóżku. Poprawka. W ogóle nie chcę teraz o niczym myśleć.
– Słusznie. – Z zadowoleniem pokiwał głową. Odkąd się poznali, próbował leczyć Ninę z postępującego pracoholizmu. Dziś po raz pierwszy cel zamajaczył na horyzoncie. Wprawdzie nie była to zasługa samego Dawida, ale nie chodziło o to, by wypiąć pierś do orderu. Zamierzał za to dobrze wykorzystać nadarzającą się okazję.
Właśnie dlatego, gdy wykończona Nina zakopała się głęboko w pościel, wziął laptopa i wyszedł po cichu do kuchni. Wcześniej pootwierał jeszcze okna, by z delikatnym przeciągiem do mieszkania wpadło choć trochę powietrza. W pokoju było duszno, ale mimo to Nina okręciła się kołdrą tak mocno, jakby biwakowała na mroźnej Alasce. Wyglądało to całkiem zabawnie, zwłaszcza że zagarnąwszy pościel na ramiona i głowę, zupełnie odkryła długie, szczupłe nogi. Pomimo to Dawidowi wcale nie było do śmiechu. Patrząc na skuloną narzeczoną, miał wrażenie, że próbowała się schować przed problemami, które ją ostatnio przygniotły.
Tym bardziej zignorował fakt, że zegar w kuchni wskazywał trzecią nad ranem. Dawid włączył laptopa i niemal do rana przeglądał interesujące go strony. Położył się koło piątej i nastawił budzik. Może cztery godziny snu to niewiele, ale bardzo mu zależało, by pozałatwiać parę istotnych spraw, zanim Nina się obudzi. Jeżeli będzie miał szczęście, szybko znajdzie pokój w przytulnym pensjonacie, koniecznie z widokiem na morze. Wybrał już kilka lokalizacji, które spełniały jego wymagania. Nie zrażały go wygórowane (jak to w sierpniu) ceny. Był gotów zapłacić każdą kwotę, by znów widzieć swoją narzeczoną wypoczętą i szczęśliwą.
Choć z błękitnego nieba lał się żar letniego słońca, upał był o wiele bardziej znośny niż w mieście. Delikatna morska bryza chłodziła rozgrzaną skórę. Nina nasunęła na nos okulary przeciwsłoneczne i usadowiła się wygodnie na leżaku, na tarasie niewielkiej kafejki. Bez względu na to, że nie przepadała za Karoliną, jedno musiała uczciwie przyznać: siostra Dawida miała świetny gust i doskonale zaplanowała wystrój sieci kawiarni, których była właścicielką. Wakacyjny luz przeplatał się z dyskretną elegancją, a tarasik z widokiem na morze pozwalał poczuć się jak na plaży, choć dzięki ustronnej lokalizacji nie docierał tutaj gwar typowy dla nadmorskich kurortów.
Rusałkowska przymknęła oczy, przywołując wspomnienia wakacji. Kiedy była dzieckiem, każdego roku ten czas spędzała z rodzicami w Trzęsaczu. Wtedy nienawidziła przyjazdów nad morze. Denerwowało ją siedzenie na plaży i hałas, od którego nie sposób było uciec, bo matka nie pozwalała jej oddalić się na krok od koca. Co gorsza, rodzice zawsze wybierali najbardziej zatłoczony rejon, gdzie piasek był zupełnie zadeptany, a niemal wszystkie leżące na nim muszle były połamane. Mała Nina uwielbiała zbierać plażowe skarby. Po powrocie z wakacji malowała je kolorowymi farbami i układała przepiękne kompozycje. Ale z czasem coraz trudniej było znaleźć całe muszle. Siedziała więc na kocu, przegarniając dłońmi piasek i nudząc się niemiłosiernie.
Zabawne. Dziś patrzyła na to z zupełnie innej perspektywy. Owszem, nadal irytowały ją gwar i ścisk na plaży, jednak w przeciwieństwie do jej rodziców Dawid bez problemu dawał się namówić na dłuższy spacer, byle znaleźć spokojniejsze miejsce na rozłożenie leżaka. Zresztą rzadko zdarzało się, by wylegiwali się tu dłużej niż dwie godziny. Z reguły przychodzili chwilę przed ósmą, zanim większość urlopowiczów ruszyła się z pensjonatów. Potem wypożyczali rowery. Wracali z tych wycieczek po południu, by spędzić trochę czasu z rodziną Karoliny. Dopiero wieczorem wracali do pensjonatu, w którym pomimo wysokiego sezonu Dawidowi udało się zarezerwować miejsce. Musiała przyznać, że doskonale zaplanował urlop, tak by oboje mogli naprawdę złapać oddech. Dopiero teraz docierało do niej, jak bardzo tego potrzebowała.
Pomachała z tarasu do narzeczonego, który z roześmianą miną niósł do ich stolika tacki z apetycznymi goframi, przystrojonymi bitą śmietaną i malinami. Widząc go, sama również parsknęła śmiechem. Gdy po pierwszym dniu urlopu powiedzieli Karoli, że niemal cały dzień spędzili na rowerach, siostra Dawida patrzyła na nich jak na wariatów, a jej mąż gratulował im rewelacyjnej kondycji. Gdyby tylko wiedzieli, jak ta kondycja wyglądała w praktyce! Spacerowe tempo rowerowych wycieczek nie miało nic wspólnego z wyczynowym kolarstwem. Częste przystanki, by przekąsić gofra albo po prostu pogapić się na morze – tym bardziej.
Takiego właśnie gofra, pysznego i udekorowanego grubą warstwą bitej śmietany, postawił przed Niną Dawid.
– Jedz, bo to się zaraz rozpłynie – mruknął, oblizując upaprany polewą czekoladową nadgarstek.
– Nie poganiaj mnie. – Nina z rozkoszą zatopiła zęby w kruchym, delikatnym cieście. Mogła oczywiście skorzystać z widelczyka, ale w końcu nie po to była na wakacjach, by przejmować się wąsami z bitej śmietany, które z pewnością już zdobiły jej oblicze. – Nie ma tu Tosi ani Karoli. Zamierzam cieszyć się słodkim obżarstwem i choć przez chwilę nie myśleć o tym, ile tu jest kalorii, glutenu i cholesterolu. Aż nie chce się wierzyć, że Karolina w tych swoich kafejkach nie serwuje wyłącznie gofrów w wersji light.
Dawid zachichotał.
– Obawiam się, że wtedy by splajtowała. Ale zdaje się, że ma w menu takie fit cuda. Jak chcesz, możemy następnym razem spróbować. Zawsze sądziłem, że jesteś zwolenniczką zdrowego odżywiania.
– Jestem zwolenniczką zdrowego rozsądku i umiaru – oświadczyła stanowczo Nina, pałaszując maliny, które rzeczywiście zaczynały trochę zbyt szybko tonąć w rozpływającej się śmietanie. – Wszystko dla ludzi. Naprawdę uważam, że nic by się nie stało, gdyby Karola czasem pozwoliła Tosi zjeść coś słodkiego. Przecież to dziecko wyje za każdym razem, kiedy widzi lody czy watę cukrową.
Dawid wzruszył bezradnie ramionami.
– To tak naprawdę jest chyba moja wina – wyznał. – Kiedyś podczas wakacji Karola poprosiła, żebym zajął się Tosią, bo sama musiała pilnie wyskoczyć do pracy. Poszedłem z małą na spacer, no i cóż… Kupiłem jej trochę tej cukrowej waty. Żal mi się zrobiło dziecka. No i jakoś tak głupio obżerać się samemu. Na szczęście Tosia była zbyt mała, żeby mnie podkablować, ale przeze mnie się dowiedziała, że słodycze to nie takie paskudztwo, jak wmawia jej matka. Chyba była szczęśliwsza, żyjąc w nieświadomości – westchnął, krzywiąc się komicznie.
– Wstydziłbyś się. Tak wodzić niewinne dziecko na pokuszenie!
– Wiem. I właśnie dlatego tak się bronię, ilekroć Karola wspomina, żebyśmy któregoś razu zabrali na cały dzień Tośkę. Ja nie wytrzymam tego błagalnego spojrzenia i ryku. A ty nie wytrzymasz dnia bez gofrów.
– Na wakacjach nie wytrzymam – przyznała Rusałkowska. – Naprawdę nie miałabym nic przeciwko, żeby zaopiekować się Tosią, ale nie zamierzam przykładać ręki do znęcania się nad dzieckiem. Kto jako dziecko nie upaprał się choć raz watą cukrową, ten nie miał prawdziwego dzieciństwa.
– Otóż Tosia pod moją opieką się upaprała – westchnął Dawid. – I w życiu nie widziałem jej tak szczęśliwej. Sam jestem przeciwnikiem tuczenia dzieci popcornem i czekoladą, ale Karola zdecydowanie przesadza. Naszego dziecka w życiu nie będę tak torturował.
Nina, która akurat wpakowała do buzi ostatni, solidny kawałek gofra, gwałtownie się zakrztusiła. Wcale nie dlatego, że zbyt łapczywie jadła. Pomimo to pożałowała, że nie ma już ani trochę ciasta, którym mogłaby zatkać narzeczonemu usta.
– Na ten moment nie mamy dziecka – powiedziała, gdy już opanowała gwałtowny kaszel. – Nie mamy też ślubu, mieszkania, a ja nie mam pracy. I naprawdę wolałabym rozmawiać o takich sprawach na spokojnie. Dopiero co mnie przekonywałeś, że powinnam złapać oddech. To raczej trudne, gdy ktoś nad tobą stoi i pogania, żeby jak najszybciej podjąć decyzję.
Dawid zaklął w duchu. Dobry nastrój, który Nina zaczynała wreszcie odzyskiwać, znowu diabli wzięli. Miał wrażenie, że zdołała już na tyle ochłonąć, by myśl o braku pracy nie spędzała jej snu z powiek. Według niego to był właśnie idealny moment, żeby porozmawiać, jak dalej poukładają sobie życie. Najwyraźniej źle ocenił sytuację. Nina wpatrywała się w niego z wyrzutem widocznym nawet pomimo przeciwsłonecznych okularów.
– Wcale nie miałem zamiaru cię poganiać – powiedział ugodowo. – Po prostu uważam, że to naturalne, by mówić o takich sprawach. Jesteśmy zaręczeni, więc prędzej czy później będziemy myśleć o założeniu rodziny. Nie rozumiem, co cię tak strasznie irytuje. Przecież nie mówię, że teraz, zaraz i od razu. Wyluzuj.
Łatwo powiedzieć. Owszem, Nina zawsze rozsądnie gospodarowała pieniędzmi i pomimo braku pracy miała wystarczające oszczędności, by przez najbliższe pół roku nie martwić się finansami. Przerażało ją coś innego. Po pierwszym wstrząsie, jaki wywołała awantura z szefową, zdążyła przemyśleć sprawę i potraktować ją jako szansę na nowy początek. Chciała dobrze ją wykorzystać, a to wcale nie było łatwe, gdy Dawid wciąż zarzucał ją własnymi pomysłami na życie. Niektóre z nich naprawdę się jej podobały. Tylko co z tego, jeżeli ani razu nie miała okazji ich przeanalizować i zaproponować własnego wariantu?
Teraz sytuacja wyglądała identycznie. Dawid miał swój plan i bardzo konsekwentnie dążył do jego realizacji. Czasem Rusałkowska odnosiła wrażenie, że wykalkulował i rozplanował szczegółowy grafik, w którym nie zamierzał uwzględniać żadnych zmiennych. Nawet tak istotnych jak opinia narzeczonej. To, co na początku ich łączyło, teraz zmieniało się dla Niny w udrękę. Nie potrafiła pojąć, jak mogło do tego dojść. Oboje lubili w życiu ład i stabilizację. W chwili, gdy jedno traciło grunt pod nogami, instynktownie dążyli do przywrócenia równowagi. Nina chciała jak najszybciej znaleźć nowe miejsca zatrudnienia. Tylko czasami miała wrażenie, że Dawid najchętniej zrobiłby to za nią, tak wybierając pracę dla przyszłej żony, by przede wszystkim pozwoliła na pokierowanie życiowych planów w obranym przez niego kierunku. A na taki układ Nina kategorycznie nie zamierzała się zgadzać.
Właśnie dlatego szybko dopiła wodę mineralną i nie czekając na Dawida, który wciąż walczył z coraz szybciej rozpływającą się bitą śmietaną, wstała z leżaka.
– Irytuje mnie to, że nigdy nie pytasz mnie o zdanie – oświadczyła. – Przynajmniej w tak ważnych sprawach. W tych drobnych zresztą też rzadko kiedy. Owszem, doceniam, że jesteś facetem, który ma plan na życie, ale jeżeli chcesz się ożenić, to trzeba się liczyć też z planem tej drugiej osoby. Mój plan na teraz to przemyślenie tego wszystkiego w samotności. O rezultatach możemy pomówić wieczorem. O ile, rzecz jasna, wreszcie zdecydujesz się uszanować moje potrzeby.
To powiedziawszy, odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem pomaszerowała po swój rower. Potem, nim jej narzeczony zdążył zareagować, odjechała ścieżką rowerową, pedałując z prędkością znacznie przekraczającą tempo ich wspólnych wycieczek.
Dawid patrzył osłupiały na odjeżdżającą ukochaną. Chciał coś zawołać, jakoś ją zatrzymać, ale tylko zakrztusił się gofrem. Zanim odzyskał oddech, Nina zniknęła na ścieżce rowerowej.
Nina pedałowała zawzięcie, nie przejmując się nawet narastającą zadyszką. Wprawdzie wątpiła, by Dawid zamierzał ją gonić, ale złość i frustracja dodawały jej sił. Wyhamowała dopiero, gdy tuż przed nią pojawiła się tabliczka informująca o granicy miasta. Bez przesady. Była zła, ale nie tak bardzo, by bez bagażu i na wypożyczonym rowerze z wątpliwej jakości hamulcami zasuwać aż do Poznania. Zawróciła, zeskoczyła z roweru i skierowała się w stronę najbliższego zejścia na plażę.
Najchętniej pospacerowałaby po rozgrzanym piasku, od czasu do czasu chłodząc nogi w morskiej wodzie, ale nie miała ochoty przedzierać się ku brzegowi przez zasieki z parawanów. Nie miała też pomysłu, co zrobić z rowerem. Wolała mieć go cały czas na oku. Z ciężkim westchnieniem zdecydowała się przycupnąć na jednej z wolnych ławeczek stojących wzdłuż promenady. Założyła blokadę na rower i rozsiadła się, wyciągając nogi na całą długość ławki. Przymknęła oczy i wystawiła twarz w kierunku słońca.
„Cudownie… Tak mogę odpoczywać”, pomyślała błogo i niemal natychmiast wzdrygnęła się przestraszona. Przyjechała tu spędzić urlop z narzeczonym, któremu bardzo zależało na wspólnym wypoczynku, a jeszcze bardziej na tym, by sprawić jej przyjemność. Tymczasem Nina, choć bardzo nie chciała się do tego przyznać, wcale nie czuła się odprężona ani zrelaksowana. Wręcz przeciwnie. Irytowały ją wieczne aluzje Dawida na temat wspólnej przyszłości. Czuła się też zmęczona, wręcz osaczona jego obecnością. Chłonął każdą chwilę tego pierwszego od dawna wspólnego wyjazdu, nie dając Ninie ani chwili samotności. Zaś ona aż do teraz nie wiedziała, jak bardzo ta samotność była jej potrzebna. Dopiero siedząc na ławce, w tłumie obcych ludzi, którym była zupełnie obojętna, czuła, że potrafi okiełznać dziwny niepokój, jaki gnębił ją od chwili, gdy na prośbę przyjaciółki wyjechała do Radgoszczy.
Jednak zamiast wykorzystać tę chwilę wyciszenia, jeszcze bardziej się zdenerwowała. To było nie w porządku. Ona sama czuła się nie w porządku wobec mężczyzny, który wkładając na jej palec pierścionek zaręczynowy, zadeklarował pragnienie, by każdego dnia chronić ją przed troskami i być jej towarzyszem przez resztę życia. Przyjęła i obietnicę, i pierścionek, który symbolizował to oddanie. Zatem zamiast uciekać od tego, co ją w postawie Dawida irytowało, powinna usiąść i na spokojnie mu to wytłumaczyć. Jasne, miała prawo czuć się roztrzęsiona po nieprzyjemnych wydarzeniach, w jakie obfitowały ostatnie tygodnie, jednak absolutnie nie mogła z tego powodu wyżywać się na narzeczonym, nawet jeżeli jego opiekuńczość była czasem męcząca. Wynikała z dobrych intencji. I bez względu na to, że ciążyła Rusałkowskiej jak kula ołowiu uwieszona u szyi, jedynym rozsądnym rozwiązaniem tej sytuacji mogła być uczciwa rozmowa.
Ponieważ zaś Nina od dziecka uznawała rozum za jedyne i najprawdziwsze źródło mądrości, tym bardziej wolała odwołać się do niego w sytuacji, gdy jej życiem zaczynały kierować niezdrowe emocje. I choć z przyjemnością siedziałaby na ławce, wygrzewając się w słońcu przez ładnych parę godzin, po chwili wstała, wsiadła na rower i spacerowym tempem ruszyła przed siebie. Chciała wykorzystać czas przejażdżki na zaplanowanie rzeczowej, konstruktywnej rozmowy z narzeczonym. I na złapanie oddechu. Bo chociaż niezbyt łatwo było się do tego przyznać, kilka lat pracy za biurkiem nie wpłynęło korzystnie na jej kondycję. Mogła być tylko wdzięczna, że nie ucierpiała z tego powodu jej sylwetka.
„Mogłam zabrać rolki”, pomyślała z żalem. Próbując znaleźć dobre strony odejścia z lubianej, lecz szalenie absorbującej i stresującej pracy, obiecała sobie, że już zawsze będzie dbała o zachowanie równowagi pomiędzy obowiązkami zawodowymi a odpoczynkiem. Zaraz po powrocie z Radgoszczy wyciągnęła z pawlacza swoje stare, ukochane rolki. Zorganizowany błyskawicznie przez Dawida wyjazd na urlop sprawił, że nie zdążyła przetestować swoich umiejętności po długiej przerwie. I nie sądziła, że nad morzem znajdzie aż tyle doskonałych ścieżek, przystosowanych zarówno dla rowerzystów, jak i rolkarzy. Musiałaby też namówić Dawida, by spróbował z nią czasem pojeździć.
„I to jest dobry pomysł”, doszła do wniosku, uśmiechając się do siebie. Zamiast irytować się, że narzeczony próbuje nadmiernie kierować jej poczynaniami, powinna sama wyjść z inicjatywą i rzucić jakąś propozycję. Nie tylko wzmocniłaby ich relację, ale też odzyskałaby poczucie, że potrafi znów zapanować nad własnym życiem. Może to chaos, jaki niedawno w nim zagościł, powodował poczucie frustracji i bezradności, którego tak okropnie nienawidziła?
Uspokojona tą myślą, mocniej nacisnęła pedały. Gdy dojechała do pensjonatu, znów była opanowaną, optymistycznie nastawioną Niną, za którą tak bardzo się ostatnio stęskniła.
Lekkim krokiem wbiegła na piętro, na którym mieścił się wynajęty przez Dawida na czas pobytu pokój. Stanęła przed drzwiami i mina jej zrzedła. Ze środka dochodził donośny głos Karoliny. Zerknęła na komórkę. Była siedemnasta. Mieli podjechać do siostry Dawida na kolację dopiero za dwie godziny. Czyżby nastąpiła zmiana planów? No trudno. Wprawdzie Ninie bardzo zależało, by jak najszybciej wyjaśnić z narzeczonym dzisiejszą sprzeczkę, ale nie mogła mieć do niego pretensji o spotkanie z siostrą. Taką metodę praktykowała przez lata Zofia Zaniewska, żona Adriana, której konflikt z Izabelą stał się gwoździem do trumny tego małżeństwa. Nina miała wątpliwą przyjemność poznać Sophie osobiście i poprzysięgła sobie zrobić wszystko, by nie wejść w rolę tak perfidnej zołzy. Nawet jeżeli oznaczało to intensywną pracę nad poprawą relacji z Karoliną.
Postanowienia postanowieniami, ale trudno było od razu zmienić swoje podejście. Dla poprawy własnego samopoczucia Nina najpierw wykrzywiła twarz w grymasie parodiującym popisowy dzióbek Karoli i dopiero wtedy weszła do pokoju.
– Cześć! – rzuciła najbardziej swobodnym tonem, jaki zdołała z siebie wykrzesać. – Czyżby zmiana planów? Mieliśmy się widzieć wieczorem na kolacji.
Dopiero teraz odważyła się spojrzeć na narzeczonego. Trochę się obawiała, czy się nie obraził. Miała do niego w pełni uzasadnione pretensje, ale powinna była trzymać emocje na wodzy. Szczególnie że do tej pory nie zdarzały się jej takie wybuchy.
Jednak Dawid wyglądał na bardziej zmartwionego niż wściekłego. Gdy weszła do pokoju, siedział przy stole i międlił w dłoniach zapalniczkę. Chyba chętnie sięgnąłby po papierosa, ale zarówno Nina, jak i Karola były w tej kwestii bardzo stanowcze. Żadna z nich nie życzyła sobie palenia w swoim towarzystwie.
Na widok Niny wypuścił zapalniczkę z rąk. Na jego twarzy odmalowała się ulga.
– Jak tam? – zapytał. – Jak przemyślenia? Masz już trochę lepszy humor?
Nina, która już zdążyła się ucieszyć, że rozmowa z narzeczonym wcale nie zapowiada się nieprzyjemnie, teraz zesztywniała. Wolałaby, żeby Dawid nie zaczynał tematu przy siostrze. Nie lubiła dyskutować o prywatnych sprawach w towarzystwie osób, których temat bezpośrednio nie dotyczył.
– Nie miałam złego humoru – oświadczyła. – Wszystko jest w najlepszym porządku. Chyba po prostu potrzebowałam porządnie się zmęczyć i spalić tego gofra. Nie ma powodu do zmartwień.
– Oj, chyba jednak jest.
Karolina aż do tej pory nie odezwała się ani słowem. Uśmiechnęła się tylko do Niny na przywitanie. Rusałkowska, która początkowo nie zwróciła na to uwagi, dopiero teraz dostrzegła, że w uśmiechu przyszłej szwagierki jest więcej współczucia niż zwykłej serdeczności. Zatem wszystko jasne. Dawid, który rzadko kiedy miewał przed siostrą tajemnice, chyba i tym razem zwierzył się jej z chwilowych problemów. A tyle razy prosiła, żeby nie wywlekał ich prywatnych spraw!
– Może i racja – spróbowała obrócić sprawę w żart. – Zapomniałam posmarować się kremem do opalania i pewnie jutro rzeczywiście będę miała spory problem. Chyba że dziś podacie mnie na kolację w charakterze krewetki.
– To nawet by nie było takie głupie – mruknęła Karola, zerkając na rzeczywiście coraz mocniej zaczerwienione nogi i ramiona Rusałkowskiej. – Pożyczyć ci olejek łagodzący podrażnienia? Cały dzień się piekłaś na słońcu, to niezbyt rozsądne.
Chwilowo Ninę znacznie bardziej drażniło spojrzenie, jakim Karola lustrowała jej mocno przypieczone kończyny i twarz. Instynkt podpowiadał jej, że ten rodzaj wyrozumiałości jest zwykle okazywany w rozmowach z niezbyt rozgarniętymi osobami, wymagającymi na każdym kroku wsparcia bliskich.
– Bardzo dziękuję, ale chyba sobie poradzę. – Uśmiechnęła się uspokajająco do Dawida, który również wyglądał, jakby zamierzał wygłosić wykład o szkodliwości prażenia się cały dzień na słońcu bez zastosowania kremu z filtrem. – Jeżeli o siódmej mamy jechać na kolację, powinnam się wykąpać. Skoczę pod prysznic, nie będę wam przeszkadzać.
Już chciała iść do łazienki, gdy zatrzymał ją głos Dawida.
– Ninka, zaczekaj chwilę. Zdążysz z tą kąpielą. Bo tak właściwie to Karolina przyjechała bardziej pogadać z tobą niż ze mną. Mamy genialny pomysł, spodoba ci się.
Ciąg dalszy w wersji pełnej